Spokój...

 

             Szum, pamiętam tylko szum opon samochodu, który dźwięczał we mnie długo. Zupełnie jakby każda komórka ciała wibrowała. I może dlatego świat stał się nierzeczywisty w chwili, kiedy wszedłem do pokoju. Otworzyłem okno i pozwoliłem, by wiatr od morza wpadł do niego. We mnie. Kutry stały w swoich dawnych, wysłużonych miejscach, albatrosy kołowały nad nimi przekrzykując szum fal i zgiełk ludzki ciągnący od brzegu. Patrzyłem na to z uczuciem pustki po przebytych kilometrach i z uczuciem ulgi, że udało się. Udało. Bo bardzo chciałem jechać. Tak bardzo, że bałem się o tym myśleć, by nie zapeszyć. Małe czary-mary. Moje małe prywatne zaklęcie, które nie pozwala cieszyć się oczekiwaniem. I myślisz sobie pewnie, że jestem dziwny. Jestem. Bo jak nie cieszyć się na wyjazd, jak o nim nie myśleć przed snem? I dlaczego znów to samo miejsce schodzone przez tyle lat? Nic odkrywczego i nic zaskakującego. Nuda. To prawda. Mógłbym przecież wsiąść w samolot, albo skręcić w inną drogę i przywitałby mnie nowy, nieznany świat. Nowe miejsce. Może spełniłbym swoje pragnienie stojąc na szczycie klifu i patrząc w stronę zachodu, gdzie w głębinach pod wodą leży legendarne Ys, myślałbym o wszystkich tych mitach i opowieściach czytanych na przekór mojej polonistce. Ale stoję tu, gdzie stoję – w oknie i czuję powiew wiatru na twarzy. A potem będę patrzył na zachód słońca i ludzi, który w akcie pierwotnego kultu przyjdą go oglądać. Ja też popatrzę, jak zapada się w morze i maluje łunę, która długo nie będzie gasnąć. A potem będzie noc zbyt krótka, która skończy się kiedy stanę na pustej plaży po to, by iść w stronę wschodu. To już było, prawda? Było. Ale to właśnie ta przewidywalność daje mi spokój, który utraciłem. Jest jeszcze zbyt ciemno na dobre zdjęcia, ale mnie to nie przeszkadza, bo liczy się właśnie ta chwila przed wschodem. Patrzę na morze i na rodzący się pasek światła, który zaczyna ogarniać wschodnią część nieba. Patrzę na chmury, które przypłynęły nie wiedzieć skąd. Patrzę na ich układ, szary warkocz wysp i cieszę się, że niebo nie jest puste. Że nie chluśnie światło w mrok czyniąc dzień, a będzie je malowało różem, później pomarańczem i w końcu bielą. Że z mroku wyłoni się jeden falochron, potem drugi i trzeci, a ja będę szedł krok za krokiem myśląc o tych rzeczach, o których myśli się w czasie wędrówki. Bawi mnie w tej godzinie to, że nikogo nie spotykam na plaży. Jest pusto, jakby świat celowo obdarzył ludzi snem najtwardszym o tej godzinie, by cała magia wschodu spłynęła na pustą plażę, na fale, na niebo. A może to magia we mnie? Nie magia miejsca, a magia we mnie sprawia, że widzę świat właśnie tak? Ne wiem, nie chcę wiedzieć, bo przecież nie jest mi to potrzebne. Chcę tylko wschodu i brzegu, po którym mogę iść gubiąc po drodze cały swój niepokój i zgiełk. Znajdując słowa pogubione w ludziach. Gdzie odzyskam spokój wydreptany dla siebie…     















 

 

 

Komentarze

  1. Witku, zdjęcia cudowne. Niebo i fale niby zawsze te same, a za każdym razem inne, wyjątkowe. Lubię jak te Twoje zdjęcia zawsze pachną. Wodą, wiatrem i magią. Tą, o której napisałeś. O magii w sobie, o magii miejsca. Chyba rozumiem, też to podobnie odczuwam. Jak to w magii, miesza się wiele składników. Wiesz, nóżki pająka, skrzydełka muchy ;) I przewidywalność, o której wspomniałeś. W niej można odnaleźć spokój, poczuć się bezpiecznie. Bez straty cennej energii na poznawanie nowego, bez rozczarowań wynikajacych z nadmiernych oczekiwań. Tylko to, co znasz. Ty wiesz, gdzie najpieknej, najspokojniej, wiesz czego się spodziewać. I to jest takie miejsce na świecie, gdzie wszystkie Twoje oczekiwania i potrzeby odnajdują spełnienie, gdzie wypełnia Cię lekkość i bezkres błogiego spokoju. Gdzie doświadcza się oczyszczenia z brudu i kurzu przytłaczajacej codzienności, a wiatr czesze kołtuny myśli, układając je w miękkie fale, na wzór tych morskich. Miejsce, gdzie odnajdujemy pojednanie z samym sobą. Na codzień jesteśmy z sobą pokłóceni, gdy pragniemy jednego a musimy robić drugie, zwracajac się przeciwko sobie. Nie słuchamy swoich potrzeb, bo tak trzeba, tak wypada, bo to konieczne. I codziennie walczymy ze sobą, eksploatując swoje zasoby dobrej energii, aż zaczyna brakować sił. Przestajemy rozumieć co się dzieje z nami samymi, jesteśmy zdezorientowani tym co nakoło. Gubimy radość chwili i przestajemy widzieć sens czegokolwiek, skupiając się na swojej prywatnej, wewnetrznej wojnie domowej. Aż pocharatani, na skraju wytrzymałości, przeżuci przez świat, połknięci i wypluci docieramy na brzeg. Często wydaje się, że to ostatni moment. Że jeszcze chwila i nie byłoby czego ratować. Nadbałtyckii wiatr jakimś cudem potrafi tchnąć życie w człowieka, woda ma ożywczą moc, a błękit i beż wraz z otaczającą je przestrzenią oszałamiają. To trochę jak reanimacja trupa, ale jakimś cudem-po raz kolejny- działa. I z każdym dniem jest lepiej, aż udaje się przywrócić harmonię w sobie i osiągnąć równowagę w tym pogmatwanym świecie. Tak, to wyjątkowy rodzaj magii. Dobrze, że ją odnalazłeś i że możesz się w niej zatracić. Trzymaj jej w sobie jak najwięcej, strzeż jak skarb. I delektuj się nią, niech trwa jak najdłużej. Macham do Ciebie, ciesząc się, że Ci się udało :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak ładnie napisałaś. O miejscu, o regeneracji, albo raczej o "wskrzeszeniu". To prawda, o czym wspomniałaś, bo często po to się wyjeżdża. Czasami po to się ucieka. A jest od czego, jest... Dziękuję Ci za Twoje słowa i również za to, że dopowiedziałaś to, czego w swoich ułomnych słowach nie przekazałem. Macham do Ciebie :)))

      Usuń
  2. Cieszę się bardzo, że mimo obaw, udało się. Nie wyobrażam sobie inaczej. Wiem, że trudno, ale trzeba odnaleźć spokój , choć on nie zawsze jest świętym, bo jak wyłączyć świat i swoje myśli…A morze, jego szum wiele potrafią. Wystarczy mu pozwolić się porwać, zamknąć oczy i wsłuchać się ten wcale nie cichy szept, poczuć wiatr we włosach. To, że ukochałeś to miejsce nie dziwi mnie.
    A ja kocham podróże, poznawać krajobrazy, smaki, zwyczaje ludzi. Doceniam i zawsze w moim sercu są rodzime, najbliższe widoki, staram się je widzieć i jak tylko umiem nieudolnie pokazać ich piękno, ale jest we mnie ciekawość nieodkrytego. Jeszcze… Kiedyś postanowiłam, że jeśli tylko będę mogła, będę spełniać swoje i nie tylko swoje marzenia, bo życie tak szybko przecieka nam przez palce niczym woda łapczywie podniesiona dłońmi do ust. Chwytaj więc Witku te dobre chwile i pielęgnuj, nie zapominaj ani na moment. To takie frazesy, wiem, a jednak prawdziwe.
    Jedno jest wspólne gdziekolwiek jesteś - to wschód i zachód słońca, koniec i początek. Warto usiąść na kamieniu i zapatrzeć się w niebo. Jak Ty tutaj.
    Zdjęcia zachwycają, a mnie najbardziej właśnie te przed wschodem słońca. Spokój, którego czuć wszystkimi zmysłami.
    Życzę Ci Witku, aby takie chwile zdarzały się częściej. Wiem, że to możliwe. Pozdrawiam bardzo, bardzo:)))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Uśmiechnąłem się czytając Twoje słowa Elu :)) Uśmiechnąłem się, bo zabrzmiały naprawdę pozytywnie i uśmiechnąłem się do Twojej chęci podróżowania. Bo ja też lubię podróżować, poznawać, zmieniać miejsca - gdzieżby nie. Ale potrzebowałem czegoś, co będzie filarem; pewnikiem, na którym oprę te kilka chwil. Dlaczego tak, Ty wiesz :)
      Pięknie napisałaś o tych chwilach, które przez palce przeciekają. I właśnie chyba podróże uświadamiają, jak to z czasem jest. Niby człowiek wie, że dni płyną, a zdziwiony wstaje z łóżka i odkrywa, że trzeba się pakować i wracać. Kiedy to minęło? Przecież przed chwilą wtaszczyło się pracowicie walizkę.

      Pięknie pokazujesz świat, nie opowiadaj Elu :)) Od pierwszej chwili, kiedy zobaczyłem Twoje zdjęcia wiedziałem, że masz w sobie to coś, co sprawia, że ulica nie jest tylko ulicą, budynek budynkiem, a widok widokiem. Że chcesz coś pokazać, co dostrzegłaś - szczegół, detal, wyjątkowość. I tak powinno być w fotografii. Ty to umiesz :))
      Macham do Ciebie bardzo, bardzo i dziękuję! :)))

      Usuń
  3. Nie widziałam Bałtyku już ponad dwa lata. W tym roku strasznie mnie to już męczyło, prawie całe wakacje myślałam tylko o tym, żeby znów choć na chwilę tam zawitać, ale tak wszystko się złożyło, że nie jest to już możliwe. A zaglądam teraz tutaj i morze jest dokładnie takie, jak je pamiętam i uwielbiam. No i poczułam ten dotyk wiatru, wilgoci i zapach, no i chyba zrobiło mi się trochę lżej. Dziękuję i pozdrawiam :))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Coś wiem na temat tego, jak trudno wycelować w chwilę żeby się "złożyło". Do tej pory nie miałem większych problemów z wyjazdem, ale niestety, jest coraz gorzej. Coś, co dawniej było pewnikiem, staje się przywilejem. Dlatego rozumiem Cię.
      Cieszę się, że choć trochę lżej Ci się zrobiło - to tylko zdjęcia, ale pewnie przywołały okruchy czegoś, co dla Ciebie cenne.
      Dziękuję, że napisałaś i oczywiście Cię pozdrawiam :))

      Usuń

Prześlij komentarz

KOMENTARZE

Popularne posty