Daleko...

 


                           Jesteśmy, Mała, jesteśmy daleko. Ile świtów za nami, ile zmierzchów? Śmiałaś się ze mnie, że wziąłem ze sobą świecę na spodku, by palić ją tam, w obcym pokoju, kiedy wiatr przywieje nocny szum morza. Nic nie mówiłem, bo noce powinny takie być nawet tam, daleko – z szeptem tylko, lub milczeniem. Chyba nie chcę inaczej, Mała, nie chcę wpadać w tłum rozedrgany i bawić się przy skoczno-przaśnej melodii. Wolę tak, właśnie tak – cicho, szepcząco. Albo kiedy słońce wstaje. Siedzieliśmy wtedy na wydmach i czekaliśmy na gwiazdę, która wzejdzie zalewając nas promieniami. Takie chwile pamięta się, nie wiedzieć czemu, z przeraźliwą dokładnością. Nie byłaś wtedy Mała tym niesfornym dzieckiem-duszą, które wciąż pyta i poraża egoizmem. Byłaś… Po prostu byłaś. Sama wiesz kim i czym. I sama wiesz dlaczego. Wiem tylko, że muszą to być ważne chwile, więc zapamiętałem wszystko tak, jak było. Ziarnka piasku między opuszkami palców, chłód ciągnący od wydmy, mgła, która szła od lądu i morze. Morze, które parowało. Nawet nie myślałem o tym, by wyciągnąć aparat, bo siedzieliśmy patrząc w stronę wschodu nieruchomo, jak dwa posążki na pustej plaży. Albo jak dwoje ludzi na krańcu świata. Tak, taka myśl przebiegła mi przez głowę, choć to było kłamstwo. Pocieszające. Niemodne. I Bóg raczy wiedzieć jakie jeszcze. Słońce wstało i zalało plażę światłem. Ale wiesz Mała, nie patrzyłem na plażę, na morze, na mgłę. Patrzyłem na ciebie. Byłem pewien, że znikniesz. Zamknę na chwilę oczy, zmrużę je, odwrócę głowę i cię nie będzie. Albo zmienisz się po swojemu. Tymczasem patrzyłem na ciebie i wiedziałem, że muszę zapamiętać każdy szczegół. Delikatny meszek na twarzy zbierający światło i jasną skórę, która nabrała ciepłej barwy wschodu. Nawet piegi, na które nie zwracałem nigdy uwagi . I włosy rozświetlone aureolą tam, gdzie padało światło. Bałem się spojrzeć na oczy, które utkwione miałaś w horyzont. Bałem się. Bałem się twoich rzęs, bałem się koloru, który odbijać się będzie w tęczówkach, Bałem się, że zauważysz moje wpatrywanie się w ciebie i wszystko pryśnie. Ale ty wiedziałaś, prawda? Bo przecież kobiety wiedzą takie rzeczy. Czują spojrzenia, uśmiech, nawet czują myśli i wyczuwają emocje, które kryją się w spojrzeniu, w ruchu ciała. A co ja mogłem powiedzieć? Nic. Nic poza tym, że patrzyłem na Twoje plecy, które lekko unosiły się i opadały w oddechu. Na senne półksiężyce piersi, które powielały ten ruch. Spokojny, jak we śnie.  A słońce stało już nad horyzontem i zmieniło się z czerwonej piłki w kulę jasnego światła choć cząstki złota unosiły się jeszcze w powietrzu. Ruch twojej ręki  wyrwał mnie z tej chwili, kiedy patrzyłem na wypukłość twoich ust. Pamiętasz, co powiedziałaś? „Chodź, zrobisz kilka zdjęć, ty lubisz takie światło”. Dotknęłaś mojej dłoni na znak, że trzeba iść. I poszliśmy. Obydwoje doskonale niepotrzebni dla świata – ona niewidoczna, on łapiący światło. Nie pamiętam Mała, co było dalej. Ale pewnie tak, jak zawsze – rutyna wakacyjnych wyjazdów, które po to są, by poczuć inną rzeczywistość. By móc później z radością i żwawym krokiem, prosto z pogadanek leninowskich, albo korpomowy, rzucić się w wir roboty. Obrzydliwość, nie uważasz? Jak można ludziom wmawiać takie bzdury. Ja wiem, Mała, czym była dla mnie ta chwila. Nie oddechem, by oddać swoje siły pracy. Bo przecież nie o tym myślałem siedząc na wydmie. Była podróżą, wiesz? Podróżą w sen. Sen w śnie, który śni się nieprzytomnie. Bez dna. Ale co ja tam wiem Mała, co ja tam wiem…










 

Komentarze

  1. I jak nie nazwać tego magią? Pięknie opisałeś to zapatrzenie. Jedna chwila wśród morza innych chwil, która staje się tą wyjątkową. Kiedy boisz sie nawet szeptu, głośniejszego oddechu, by jej nie spłoszyć. Gdy zatracasz się w patrzeniu, zapamiętywaniu szczegółów, pozwalając chłonąć wszystkim zmysłom aż po same opuszki palców. Twój świat się kurczy do tego jednego miejsca, a reszta jest nieważna, przestaje istnieć. Tylko Ty i ona, ta magiczna chwila. I choćby była tylko snem, to liczy się, bo jednak była. I czasem tęskni się za nią równie mocno jak za tymi, co na jawie. Ale to dobrze. Bo dobrze się czasem stęsknić...
    Eh, wybacz, znowu się rozpisałam. Jakoś tak lubię magię. Może dlatego, że tak jej mało. Że jest taką chwilą w morzu chwil... W każdym razie życzę Ci tej magii jak najwięcej. I morza. I tego bałtyckiego i dobrych momentów. I we śnie i nie tylko :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję Elu :))
      Lubię, jak się rozpisujesz, bo mogę zobaczyć, jak ta moja pisanina zostaje u Ciebie przetworzona na obrazy i odczucia.
      Magii jest mało. Ale czy byłaby jeszcze magią, gdyby była powszechna? Wiem, wiem, jesteśmy jej głodni, bo mamy świadomość różnych rzeczy w naszym życiu. ech, dużo by o tym można, ale może niekoniecznie teraz, prawda?
      Przepraszam, że tak długo odpowiadałem, ale sama wiesz, jak jest. Macham do Ciebie :))

      Usuń
  2. Nawet nie wiesz Witku jak trudno mi przychodzą słowa. Niby są, a złożyć w całość się nie chcą. Zapatrzyłam się na zdjęcia i tak po cichu zazdroszczę, bo nigdy nie widziałam tak pięknego poranka nad morzem z zaczarowaną mgłą. Takie właśnie są Twoje zdjęcia. Tak je odbieram. Pełne magii i najpiękniejszego spokoju. Tylko ostatni kadr przypomina, że to już minęło, że zabawki zostały na brzegu, porzucone do następnej radosnej chwili. Opowieść słońcem, słoną łzą pisana. Wzrusza.
    Nie, nie zgodzę się ze zdaniem „Obydwoje doskonale niepotrzebni dla świata – ona niewidoczna, on łapiący światło. „ Nigdy nie wolno Wam – Małej i Tobie tak myśleć. Po prostu nie można i już.
    Cieszę się, że mogę Cię Witku czytać i „oglądać”, że znalazłeś chwilę gdzieś pomiędzy, a ja mogłam zachwyć się i znaleźć się przez chwilę nad słonecznym brzegiem.
    Pozdrawiam Cię z całego serca i życzę dużo wytrwałości oraz jeśli tylko będziesz mógł czasu wyłącznie dla Ciebie. Ślę dobre myśli z daleka :)))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Elu, to naprawdę wielka przyjemność i luksus czytać komentarz pod swoim tekstem. Bo nawet jeśli coś jest z nim "nie tak", to znaczy, że trzeba więcej pracować. Albo po prostu poruszył nie tę strunę, która miał poruszyć.
      "Obydwoje doskonale niepotrzebni dla świata" - tak, wiem jak to brzmi. Ale czasem chciałbym być doskonale niepotrzebnym. Kiedyś czytałem taką książkę o syberyjskim więźniu - Polaku, gdzie autor zatytułował jeden z rozdziałów "Bóg uśmiechnął się, odwrócił i zapomniał". To chyba bardziej czytelne, niż moje słowa.
      Masz rację, łzawa ta moja historia, ale czy można wywijać obertasy i śmiać się w głos w takim świetle i takiej mgle? Pewnie można, ale nastroju to z tego nie będzie. Zresztą, sama wiesz...
      A ostatnie zdjęcie lubię, bo jest niejednoznaczne. Lubię takie niejednoznaczności.
      Również Cię bardzo, bardzo pozdrawiam i wysyłam swój uśmiech daleko do Ciebie :)))
      PS. Przepraszam, że odpowiadam tak mało synchronicznie, ale...zbierałem zdjęcia tam, gdzie ludzie czekają na wiatr, by wypłynąć :))

      Usuń

Prześlij komentarz

KOMENTARZE

Popularne posty