Goniąc za mgłą...

 

                         Było ciemno. I to było w porządku, bo była zima i pora zdecydowanie wczesna. Właśnie taka jaką lubię. Możesz się śmiać, ale jeśli pozwolę sobie na leżenie w łóżku i czekanie aż zrobi się jasno, to reszta dnia będzie rozłazić mi się w palcach. Wstaję więc, napełniam czajnik, uruchamiam laptop i aplikację radia. Leci muzyka. Cichutko. Najciszej. Lekko. Kawa z muzyką smakuje najlepiej. Nie, to nie złudna myśl, że jestem w kawiarni, ale lubię smak kawy i smak słów łączonych muzyką. Jest w tym coś uwodzącego i urokliwego, kiedy przełykam łyk gorzkiej kawy jednocześnie smakując słowa. A potem rzucam okiem na pokój – na tę moją przystań na kilka dni i zatrzaskuję zamek. I w końcu jestem tam, gdzie słońce barwi powietrze pomarańczem, a fale jeszcze są granatowe, jakby w nich osiadła noc. Morze paruje. Lubię jak morze paruje. Czasem latem widzę, jak unosi się mgła znad tafli. Morze jest wtedy spokojne. Zaledwie śpi oddychając lekko. Dziś jest inaczej, bo woda burzy się i kotłuje, a z nią kotłuje się mgła. Nie wszędzie, bo kiedy spojrzę, to mgła tworzy miejsca. Osiada. Szuka miłej przystani. Odpoczywa, zanim rozwieje ją wiatr, albo zanim uleci w górę, by stać się chmurami szybko sunącymi z zachodu na wschód. Nachodzi mnie chętka na zrobienie mgielnych zdjęć. Lubię takie. Czy mam ci tłumaczyć dlaczego? Wiem już, że to będzie dobry dzień by iść przed siebie. Bo czasami idzie się, by kilometry przeskakiwały, czasami idzie się, bo tak trzeba, skoro zapłaciłem za to, by iść. A czasami jest zwyczajnie tak, jak teraz. Śmiać mi się z siebie chce, ale taki właśnie jestem – będę gonił mgłę, może nie zniknie. Tak, nie znika, ale wędruje wzdłuż wybrzeża i zmusza mnie do niemal biegu. Gdzież moje romantyczne siedzenie na wydmie? Gdzież moje zapatrzenie w dal? Gdzie moje dobre i spokojne myśli? Jest szybki marsz za mgłą. A kiedy w nią wchodzę, to świat ciemnieje. Szarzeje. Widzę przez jej opar, jak słońce mruga w falach gdzieś tam daleko, gdzie mnie nie ma. Idę, a mgła mnie otula. I sam nie wiem, czy ta mgła ma coś z wiosny, czy z zimy. Bo widzę sznury ciągnących ptaków, widzę jak zieleń próbuje przebić się przez zeszłoroczne zszarzałe barwy, a czasami widzę miejsca, które są nie do odróżnienia od tych, które są latem. Mijam miasto we mgle, gdzie miał być mój przystanek. Ale czy warto stawać teraz i pić kawę? Czy warto jeść ciastko? Liczy się tylko droga i głód w oczach. Bo głodny jestem. Nie zdawałem sobie z tego sprawy, że te wszystkie dni i tygodnie powoli mnie wyjałowiły. Z myśli, uśmiechów, małych dziwactw i humorków. Stałem się kukłą, która napędza obowiązek. Bo przecież stara zasada mówi, że chorych i cierpiących nie można zostawiać. Więc i ja nie zostawiam dając to, co mogę. Wiem, że na próżno, ale tak trzeba. Czasami w złości gryzę poduszkę, czasami wychodzę przed drzwi domu, by uspokoić myśli. Trudno formować zdania i słowa, kiedy w hałasie gubi się każda iskra myśli. Trudno spoglądać w twarz człowiekowi, który nie wie już kim jestem i jak mam na imię. „Jestem twoim synem, pamiętasz?” „Nie, nie wiem nic o tym”. Więc daruj mi to, że biegnę teraz przed siebie żeby nasycić oczy. Daruj mi, że tyle zdjęć zrobiłem, tyle milczałem. Karmiłem się spokojem i miejscem daleko, daleko, daleko. Tak daleko, że myślałem już, że moje nogi nie dowloką mnie z powrotem. Zobaczyłem miejsce, o którym myślałem, że już go nie zobaczę, że jest poza moimi osiągami. A jednak. Siedziałem na jakiejś kłodzie i jadłem gorzką czekoladkę z pomarańczą i cieszyłem się, że jestem. Że bolą mnie nogi, że w głowie tkwi nienapisany wiersz, że błękit rozjaśnił mi znów oczy i że w pokoju hotelowym czeka mnie cicha muzyka z radia i gorący prysznic. I nikt i nic nie zakłóci ciszy. Introwertyk, prawda? Prawda. Zostałbym dłużej w tym miejscu, gdzie pod stuletnimi sosnami jem czekoladkę. Może ruszyłbym dalej i dalej i dalej, ale wiem, że pora wracać. Że mój zachwyt już nie będzie pełny, bo zjawiają się ludzie. Niespokojne dzieci biegają, starsi zastanawiają się, czy ta plaża jest dobra, a otyła dziewczyna opowiada chudemu chłopakowi o tym, że trzeba ją szanować i czym jest godność. Rozumiem, wszystko rozumiem. Każdego człowieka i każdą myśl rozumiem. Ich małe i wielkie problemy. I widzę ich świat w ich słowach. Dlatego lepiej, bym znów zanurzył się w mgłę skąd wyszedłem. Nie trzeba mi innych światów – nie dziś. Dziś niech będzie mgła, która czeka…  




























Komentarze

  1. Wiesz Witku nigdy nie trafiłam na mgłę nad morzem, więc Twoje zdjęcia są dla mnie jeszcze bardziej magiczne, bo niedoścignione. Zanurzam się w ich przestrzeń jasną i świetlistą, a opar jest jak oddech Bałtyku w zimny poranek. Nawet halo ci się udało znów sfotografować. Piękne zjawisko.
    „Zobaczyłem miejsce, o którym myślałem, że już go nie zobaczę” „ i cieszyłem się, że jestem” - dla takich chwil Witku warto żyć. Myślę, ba jestem o tym przekonana, że teraz tym bardziej, mocniej to odczułeś. Warto, wiesz o tym. Nie zmieni to codzienności , którą nie zawsze się wybiera, ale pozwoli czerpać łyk nadziei, że świat nie zniknął w szarości, że jest światło i nawet mgła, co otula wszystko czarodziejskim tchnieniem słonych kropli ( mam skojarzenie ze łzami ). Nawet jeśli to płacz morskiej syreny, płacz ze szczęścia.
    Gonić mgłę…tylko Ty tak potrafisz. A „Kawa z muzyką smakuje najlepiej.” najprawdziwsza prawda Witku.
    Cieszę się bardzo z tego , co już i nie mogę się doczekać majtkowego różu.
    Pozdrawiam Cię Witku z daleka deszczowo, wiosennie i przesyłam same dobre myśli.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Majtkowy róż musi poczekać jeszcze troszkę. Ale...nie bardzo długo :)) Jest jak jest - nie zmienię tego, ale to, co napisałaś, to prawda. "ale pozwoli czerpać łyk nadziei, że świat nie zniknął w szarości, że jest światło". Bo światło jest. I o tym świadczą chwile. Niestety, ale "tylko" chwile. Dobra, nie marudzę, bo chciałem odruchowo dopowiedzieć coś o naturze ludzkiej. Marudzę, więc zamilknę.
      Dziękuję Ci za komentarz i za to, że uparcie wchodzisz, czytasz i oglądasz. Dziękuję, dziękuję, dziękuję!!
      U mnie gorąco. Bardzo gorąco. Dla równowagi musi powiać chłodem. Musi i tyle. A potem niech się dzieją majtki. Yyyy...raczej - róż majtkowy :))))
      Pozdrawiam Cię bardzo, bardzo serdecznie!! :)))

      Usuń
  2. Dawno, dawno temu, gdzieś pośrodku wzburzonych fal morza ... Tak zaczynałaby się zapewne baśń, która miałaby szansę zaistnieć, gdyby ją opowiedzieć od pierwszego zdjęcia. A jest to naprawdę niesamowite zdjęcie. Jeszcze nie miałam okazji ogladać takiego spektaklu, takich odcieni granatu i niebieskości, przenikajacych się stopniowo z bielą morskiej piany i tonące w miękkości tajemniczej mgły. I ten maleńki kuter, jeden jedyny, dryfujący na falach. A może płynący uparcie w swoją stronę pomimo trudności... Witku, ten wpis zdecydowanie ujmuje obrazami i barwami. Najpierw. Bo potem czaruje słowami, że kawa smakuje najlepiej z muzyką. Taką właśnie sączącą się „cichutko. Najciszej. Lekko„. I dalej kołysze, gdy wpływa się miękko w Twoje opisy parującego morza i otulającej mgły. I z tego spokoju wychodzi się długim krokiem, żeby nadążyć. Za przemieszczającą się mgłą i za Tobą :)
    Cieszę się, że mogłeś podążać za tym, co sobie postawiłeś za cel. Że zobaczyłeś miejsce, o którym myślałeś, że już go nie zobaczysz, bo jest poza Twoimi osiągami. Że  sobie na to pozwoliłeś. To wszystko jest bardzo potrzebne, szczególnie kiedy przechodzi się przez trudny, bardzo trudny czas. I cieszę się, że wyłuskałeś parę chwil, aby wrócić do tych wspomnień z wyjazdu. I znalazłeś w sobie siłę, by przejrzeć zdjęcia i „popełnić„ wpis. Bo wiesz, to chyba też pozwala na trochę wrócić i ponownie napełnić, „rozjaśnić oczy błękitem„. Nie tylko Tobie, ale też innym, z którymi się tym podzieliłeś :) I przypomnieć sobie przystanek z czekoladką pomarańczową, która musiała smakować wyjatkowo. Gdzieś tam, daleko. Ale całkiem niedawno temu, na cichym i spokojnym końcu świata, pod stuletnimi sosnami... :)

    Z życzeniami dla Ciebie (i trochę też dla siebie) kolejnych rozdziałów :)) I wypoczynku w najbliższym czasie, na ile tylko to będzie możliwe ☀

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Trudno odpisuje się na taki komentarz Elu. Trudno. Bo to Twoja wizja, której nie powinienem burzyć. Pięknie opisałaś kolory i to, co pokazały zdjęcia. A ja tak naprawdę cieszę się z tego, że mogłem te zdjęcia obrobić i pokazać. Nie, nie jako "samochwałka". Cieszę się, że sięgnąłem po zdjęcia by wrzucić je tu - znak, że chcę dalej pisać i robić zdjęcia. To dla mnie ważne, choć sam przed sobą trudno mi to przyznać. Więc może nieporadnie po długiej przerwie, ale staram się wrócić. Do tej rzeki Heraklita drugi raz nie wejdę, ale gdyby człowiek miał liczyć swoje "pierwsze razy" i do nich wracanie, to diabła byłaby warta taka robota. Bo przecież każdy raz w sumie jest tym pierwszym jakby się porządnie zastanowić :)
      Z pozdrowieniami poniedziałkowo - świątecznymi :))))

      Usuń

Prześlij komentarz

KOMENTARZE

Popularne posty