Papierowe marzenia...

     A więc to były papierowe marzenia, tak? A przecież uczono mnie, że papier ma siłę sprawczą. Te wszystkie zwroty „Szanowna Pani, szanowny Panie”, „zwracam się z prośbą”, „zgodnie z art. 13/254” nic mają nie znaczyć? Tak nagle? A słowa pisane na czerpanym papierze też? Tak, te wstydliwe, które daje się tylko raz, a potem milczy, bo ciepła kadencja wiersza więcej mówi, niż każde słowo rzucane w pośpiechu. A listy, tak listy, w których mieszka wciąż jeszcze miłość? Zasuszona, ale niewygasła, choć pachnie papierem i szeleści. Papierowy świat, który nie spłonie, choć ręka, która go tworzyła, była gorąca i czule ujmowała pióro. Atramentowe marzenia, które dobrze było powierzyć białej kartce – życzenia w głębi siebie, by tym razem się spełniło to, co napisane i to, co niewypowiedziane. Zwłaszcza to drugie. Ale to przecież marzenia – inna historia, która się nie wydarzyła. Czemu? Bo marzenia nie mogą, ot tak, się spełniać. Muszą dojrzeć, jak owoce z wysp południowych, którym brakło słońca. Muszą leżeć w spokoju. I ich miarą staje się pragnienie, które trzeba codziennie podsycać. A kiedy jest już tak silne, że nie można wytrzymać, to trzeba je spełnić. Czasem się uda i wtedy trzyma się tę gwiazdę w dłoniach i patrzy na jej blask. A potem rodzi się kolejne pragnienie i kolejne. I całe życie staje się pragnieniem, które trzeba spełnić, ugasić, wypełnić. Więc marzyć nie jest źle zwłaszcza, kiedy leży się pod ciemnym niebem, które tną roje meteorów spełniających marzenia. I ja swoje wypowiedziałem, choć okruchów pędzących po niebie było więcej, niż marzeń. A ja błogosławiłem tamtej nocy, bo mogłem określić to, czego pragnę. To ważne, jak sądzę. Szeptałem i to był mój ekwiwalent kartki i pióra. Szeptałem, bo bałem się swoich marzeń – nie tak powinno traktować się marzenia. Nie głośno tylko cicho – szeptem lub szelestem. Więc leżałem na mokrej trawie i wdychałem zapach nocy po to, by napełnić się pragnieniem do drogi. Bo każdy przecież ma swoją drogę – banał przecież, ale prawdziwy. I trzeba w tę drogę wziąć marzenia. Po to, by je spełnić, po to, by kluczyć i czasami bezwładnie zwiesić w bezsile ręce. Po to, żeby pragnienie wypełniło człowieka po brzegi, i po to w końcu, żeby znów marzyć – choćby swoje własne, papierowe marzenia szeleszczące papierem. Tym wstydliwym – czerpanym i tym listowym, który czeka w zaklejonej kopercie…        

Komentarze

Popularne posty