Rozliczenie.
Dwudziestego
dziewiątego października blog miał swoje urodziny i nie sądziłem, że będę
prowadził go tak długo. I tak wytrwale, bo popełniłem 399 wpisów. Brakło
jednego, niestety. Może kiedyś napiszę ten czterechsetny i następny i następny.
Ale póki co, pewne rzeczy muszą się zmienić – dojrzeć, minąć itd.
Bez tego nijak mi dawać słowo, bo minie echem odbitym – jak chciał poeta.
Zastanawiam się (tak, czasem to robię), ile było zmian bloga. W sumie niewiele,
bo cztery i dotyczyły szaty graficznej. To widoczne zmiany. Niewidoczne zmiany
zaczęły się w treści, bo zacząłem konkretyzować każdy wpis w pewną historię, a
te budować wokół pewnego problemu. Tak było z postacią Śmierci, którą
umieściłem jako bohaterkę, z którą rozmawiam. Och, sama idea nie jest nowa, ale
zainspirował mnie cudowny film Bergmana „Siódma pieczęć”, gdzie śmierć gra w
szachy z rycerzem. Starocie może, ale starocie, które mają swoje drugie, a może
i trzecie dno. A o to przecież chodzi. Skąd wiem, o czym pisać? Różnie. Czasem
sam coś wymyślę, a czasami coś zobaczę, usłyszę, zaobserwuję. I tu powstaje
historia, która nabiera kształtów w czasie pisania. Ale to nie jedyne źródło.
Jest jeszcze statystyka internetowa, która modeluje matematycznie przepływ Was –
czytelników. Stąd wiem, czy wpis się podobał, czy zdjęcia są takie, jak trzeba.
Bo przyznam się, że kiedy blog powstawał żyłem w oparach literatury, poezji,
zdjęć. Nie interesowało mnie to, czy ktoś czyta, tylko czy „wchodzi”. Stuk,
stuk, stuk – sypały się wejścia tyle ważne, co fałszywe. To serwer wchodził, to
roboty internetowe sprawdzały. Dziś wiem, że są narzędzia, które pozwalają
sprawdzić stopień zainteresowania stroną. Jakie? Jest Gogle Analytics, które
stało się dla mnie czymś ważnym. Ale do rzeczy.
Narzędzie wygląda na bardzo
skomplikowane i takie jest w rzeczywistości, bo nie zostało skrojone na miarę
bloga, a po to, by można było ocenić stopień zainteresowania KLIENTÓW. Tak,
używam narzędzia przeznaczonego na potrzeby sklepów internetowych. A co mam z tego?
Wiedzę. Wiedzę o tym, co było dobrego, co złego, które zdjęcia są dobre, które
nie. Wiedzę o swoim sposobie pisania. O preferencjach czytelniczych. Bo łatwo
dać plus lub lajka, ale wejść i przeczytać, poświęcić swój cenny czas dla „plebejusza”
– tego nie mogę przecież wymagać. A to narzędzie daje mi tę wiedzę. Spójrzmy zatem
na fotografię nr 1. Przedstawia ona widok ogólny programu w rozliczeniu
tygodniowym. Informuje o najprostszych statystykach, najpopularniejszych
godzinach odwiedzin i stopniu zainteresowania
Ale
to dopiero wstępne statystyki, bo interesują mnie bardziej Użytkownicy, niż
statystyka samych wejść. I tu z pomocą przychodzi mi wykres, na którym pokazano
znów widok tygodniowy. Cóż, bardziej interesuje mnie widok dnia, więc łatwo w
prawym górnym rogu zmieniam datę. I co widzę? Był Użytkownik – wszedł i to aż
dwa razy.
Teraz chcę dowiedzieć się, skąd jest to Użytkownik i ile czasu
spędził na moim blogu. Na jakiej stronie był. To nie jest banalne śledzenie ani
ciekawość.
Na podstawie wejść i ilości czasu spędzonego na stronie wiem, jakie
preferencje pojawiają się u Użytkowników. A więc do dzieła. Na zdjęciu nr 4
widzimy miasto, z którego wszedł Użytkownik. Tu akurat pojawiają się Tychy, ale
to specyficzna sieć, ponieważ jest to węzeł Katowice-Tychy.
Następnie
wyświetlam raport i wszystko już wiem. Użytkownik był dwa razy, ale jego wizyta
trwała bardzo krótko, bo około 3 sekund. Za mało na zdjęcia, za mało na tekst. Ale
w sam raz, żeby odznaczyć, że tekst się nie podobał. Cóż, tej funkcji już nie
ma na blogu. Ale ad rem.
Mogę
sprawdzić różne rzeczy- czas, czyli o której godzinie było wejście, z jakiej
sieci ktoś wchodził (to akurat przydaje się przy podszywaniu się pod czyjąś
tożsamość) czy inne rzeczy. Ach, jest jeszcze funkcja medium społecznościowego,
czyli czy Użytkownik wpisał Witold Naglik, witoblog, czy znalazł mnie przez
odesłanie z tegoż medium. Ponieważ starannie usunąłem się z facebooka, zostało
jedynie G+. I cóż, potwierdza się. Zostałem znaleziony na G+.
Ale chwila…po co
ja to wszystko…? Po to, żeby pokazać, że blog, to nie jedynie wrzucenie sobie
jakiegoś tekstu i radość z tworzenia
czegokolwiek. To również analiza i odczytywanie ze słupków preferencji
czytelników. Po co? Żeby lepiej, ładniej, pełniej. Bo przecież każdy dąży do ideału, jakikolwiek on miałby być. Po to, żeby wyrazić im
szacunek za to, ze ofiarowali mi swój czas. Żeby dostali wpis, który może coś
zmieni w ich życiu, a może chwilkę przystaną, by się zastanowić? Bo przecież
wszyscy pędzimy gdzieś przed siebie, a ja zawsze chciałem mieć takie miejsce, które
pozwoli na chwilę oddechu. Być u siebie. A najciekawsze jest to, że z większością ludzi, którzy w to miejsce przychodzili i przychodzą, zacząłem rozmawiać prywatnie. Stali się moimi kolegami i koleżankami, przyjaciółmi. I choć może nie wchodzą codziennie, bo czas, bo sprawy, bo dom, bo życie, to wiem, że mogę liczyć na ich wiadomość, telefon czy spotkanie. Tyle, jeśli chodzi o statystykę i rozliczenie. A dalej jest już tylko biała karta, terra incognita i czekanie. Jak zawsze i w każdym z możliwych światów...
Zaglądam do Ciebie od dawna, choć niezbyt regularnie. Trafiłam tu kiedyś przypadkiem, już nie pamiętam, jakim. Chyba wpisałam jakiś cytat, który miałam w pamięci i chciałam przypomnieć sobie autora, no i ów cytat wyświetlił się na Twoim blogu ;) Wtedy przez kilka dni przeczytałam chyba wszystkie Twoje wpisy, ale to było, jako rzekłam, dawno.
OdpowiedzUsuńJeśli zobaczysz kiedyś Lidzbark Warmiński na swoich wykresach, to dołączam pozdrowienia.
Nie jestem wylewna, więc nie będę tu ochać i achać, ale wiedz, że masz we mnie wielbicielkę Twej twórczości, zarówno literackiej, jak i fotograficznej. I zostanę nią, bo nawet, jeśli już więcej się nie odezwę, odwiedzać na pewno będę to miejsce...między brzegiem, a niebem. Irena
Dziękuję Ci Ireno, że napisałaś. Że bywasz. I że czytasz. Nawet nie wiesz, jaką mi sprawiłaś radość. Bo wiedzieć, że sprawiłem komuś choć chwilę wzruszenia czy choć cień uśmiechu, to największa nagroda. I że sprawiłem to ja swoimi słowami, swoja fotografią. A przecież to wszystko wzięło się z przypadku. Głęboko, najniżej jak potrafię, kłaniam się, bo sprawiłaś, że to tym razem to ja się uśmiechnąłem i zabrakło mi słów. Dziękuję!
Usuńnie wiem jakokreślic to pisanie bloga, mam na myśli równiez siebie- powoli tez mam dość, zaczynam traktowac to miejsce jako rodzaj szuflady...jest, bo jest- nie wiem zobojetniałam...może dzieje się to za przyczyna wyścigu, który trwa w necie na super rym, super dyplom w turniejujednego tekst, jednego wiersza...wszędzie komerch jak dobrze sprzedać...swoje stanowisko upatruje w miejscu kropli równowagi - stoje po środku jak kropla deszczu , zawieszonapomiedzy pochlebcami, którzy za chwile przejda na ciemna strone mocy i wsadza mi nóż w plecy...tak druga strona to zazdrośnicy...piękny jest zachwyt na początku pisania jednak sa dwie strony medalu ta lepsza i gorsza, prawa i lewa strona świata...moja równowaga, milczenie to ta kropla i to jest prawda, która trzeba odnalezc w sobie...myślę Witku, że podobnie odczuwasz to bycie tutaj....podobnie pytasz czy to ma sens...osobiście jestem znużona ....pozdrawiam Ciebie serdecznie
OdpowiedzUsuńDziękuję, że piszesz :)) Dobrze Cię znowu gościć i czytać. Wiesz, Twój ostatni tekst...siedziałem nad nim i nie wiedziałem co napisać. Sama wiesz, że nieczęsto ma się takie chwile, że przeczyta się coś i to jest to - w punkt. A jednak. Jest to tekst, który sprawił, że cokolwiek bym napisał, to stało by się puste, miałkie. Więc nic nie napisałem :( Jeśli chodzi o blog, tak, jestem zmęczony. Jestem zmęczony tym, że niejako zostałem zmuszony do aktywności innej niż zwykle. Nawet nie wiesz, jakie rzeczy ludzie potrafią wypisywać z samej radości niszczenia i robienia zła. Rynsztok, to łagodne określenie tego wszystkiego. "Ludzie podli, ludzie mali" - cytując poetę. Dlatego wiem, o czym mówisz. A może trzeba, jak u Camusa albo Sartra przeciwstawić się złu i robić to, co normalne, to co zawsze? Bo to chyba jest ta równowaga nawet, jeśli będzie ona bez sensu. Pozdrawiam Cię bardzo, bardzo serdecznie!! Jak coś, pisz na priv :))
Usuńpowtórze za Młynarskim: "Róbmy swoje" :))
OdpowiedzUsuńI tak będzie chyba najlepiej :)))
OdpowiedzUsuńI...i wiesz co? Wziąłem się za tę sprawę pod wpływem tego, co napisałaś. Wydrukowałem te obrzydliwości i zawiozłem do prawnika. Och, obraza uczuć religijnych, ustawa o języku polskim, prześladowanie i bezpodstawne obrażanie. Aaaa, podszywanie się pod użytkowników i oczywiście klasyczne proxy, które ma zamaskować adres internetowy, ale figę maskuje :D Pewnie pół roku minie, ale nie odpuszczę. I wiesz co jest najlepsze? Że każdy kolejny wpis tego biedaka go obciąża. Cudo i orzeszki! :))
OdpowiedzUsuń