Rozmycie

   Jakie dziwne myśli przychodzą człowiekowi do głowy, kiedy patrzy na swoje odbicie w lustrze i nie może siebie porządnie zobaczyć. Pierwszy raz nie mogę sobie spojrzeć w oczy. Ale i nie widzę swoich zmarszczek ani siwych włosów. To plus. Ale tych plusów jest zdecydowanie mniej. Nabieram wody w usta i mam ochotę wypuścić ją żwawym strumieniem na swoje odbicie w lustrze. Ale czy to coś zmieni? Narobię sobie tylko roboty, choć być może miałbym małą satysfakcję. Mała siedzi na lampie, bo tam ją posadziłem i kołysze się w przód i w tył. Przynajmniej ma zabawę. Widzę, że spogląda na mnie z tej swojej wysokości. Znowu patrzę w lustro i ogarnia mnie zwątpienie, bo czuję, jakbym przespał kilka lat. Jakbym dopiero teraz się obudził i zobaczył wiele rzeczy takimi, jakimi one są. Wiele spraw takimi, jakimi się stały i ludzi takimi, jakimi się okazali. I ciekawe – nie czuję złości, gniewu, żalu czy zawodu. Zupełnie jakbym przeczuwał, że tak właśnie będzie, że wiele rzeczy okaże się tylko iluzją. Albo pobożnym życzeniem. Mamidłem. Mam mokrą twarz, bo któryś raz z rzędu myję ją i patrzę, jak skapuje z niej woda. Skóra szybko schnie. Więc znów zimna woda i znów twarz schnie. Zupełnie tak, jakbym leczył wiekowego kaca. Choć może żal, że nie leczę. Uśmiecham się, bo kiedy przyjechałem do domu, to pierwszą rzecz, którą zrobiłem, to rozebrałem się i poszedłem pod prysznic. Woda lała się na mnie, a ja stałem opierając się o ścianę ponad godzinę. Jakbym wszystko chciał z siebie zmyć. Wszystko. Każdą myśl i każde słowo zostawione w przestrzeni. Mała też mokła w tej swojej idiotycznej sukienczynie, bo nie chciała mnie zostawić. Mokliśmy obydwoje, bo tak trzeba było. A może po prostu zrobiliśmy to, co chcieliśmy? Zawsze trzeba coś zrobić. Bo trzeba. A czasem tylko udaje się zrobić coś, czego nie trzeba, a robi się z czystej ludzkiej radości robienia. Chcenia. Znów moczę twarz w zimnej wodzie, a igiełki zimna kąsają moje palce. Dobrze tak poczuć zimno na twarzy, które trzeźwi. Zupełnie jak wiatr kilka tygodni wcześniej na pustej plaży. Takie to wydaje się być nierzeczywiste. Zupełnie jak kilka poprzednich lat przeżytych w pośpiechu, przeżutych przez mój pośpiech, czekanie i czas. Śnionych niespełnieniem. A przecież żyłem swoim życiem, marzyłem, śniłem, wierzyłem, pracowałem, oddychałem. Rozmawiałem z ludźmi, czytałem książki. Zupełnie, jakby to było w innym życiu. I kiedy na to wszystko spojrzę, wydaje się być zamglone. Zupełnie odwrotnie, jak teraz – ostre do granic rozsądku, choć paradoksalnie wtedy widziałem, teraz nie umiem przeczytać tekstu, ani zobaczyć filmu.  Nie, świat się nie zmienia. Zmieniam się ja. Nabieram w dłonie zimną wodę…
- No i co tak moczysz twarz, głupoty nie zmyjesz.
- Moja mądrość jak cię tylko zobaczyła, to uciekła w popłochu, wiesz?
- Phi, też wymyślił. A ja sobie bujam na te twoje..
- Bujaj się, bujaj. Zaraz mi powiesz, że jesteś malusia i biedusia i powiesz mi coś takiego, że ho, ho. A ja z wdzięczności pójdę potem do pokoju, żeby ci naprawić aureolkę po tym, jak rzucałaś nią w muchę.
- A powiem ci, powiem! Ja jestem malusia, ale ja swoje wiem!
- I pewnie mnie oświecisz?
- No pewnie, tylko mnie zdejmij z tej lampy. Sięgnąłem ręką i postawiłem ją u siebie na ramieniu.
- No to widzisz stary koniu, to jest tak jak z tym malarzem, który patrzy na swój obraz, którego nie dokończył. Wszystko ma. I swoje pędzele i swoje farby i beret i wszystko. Ale patrzy na to, co zrobił i wie, że nie dokończy tego, co zaczął. Bo nie wie jak, bo ma inny pomysł, bo dojrzał, albo przespał się ze swoją sąsiadką. I co innego teraz ma w głowie. Inne kolory, inne myśli. Więc co robi? Ściąga ten niedokończony obraz i pali nim w piecu. Wiesz, w takiej starej krzywej kozie. I sięga po nowe płótno.
- Beret? Pędzele?
- Pędzele, przecież mówię.
- Dobra, zrozumiałem. To gdzie jest ta twoja aureolka?
- A nie wiem, mówiłeś, że naprawisz, a ja przecież malusia jestem i taka biedusia…
- Oj Mała, Mała…
- No co? Przecież mnie uwielbiasz. Bierz się za tę aureolkę i idziemy.
- Gdzie znowu?
- Gdzieś. Wiosna pachnie. Weź mnie dzisiaj tam, gdzie lubisz chodzić.
- Zawsze chodzimy tam, gdzie lubię chodzić.
- Ale ty kłamiesz kłamczuchu kłamczuchowy! Ale nic to, pokłócę się z tobą po drodze, a teraz naprawiaj i idziemy!




Komentarze

  1. Musiałam nowe okulary oddać do reklamacji i założyć stare. I znów nie mogę się przestawić, wszystko jest jakieś przymglone, a przez dwa tygodnie widziałam wszystko aż za jasno, ale się przyzwyczaiłam, a teraz od nowa. Nie martw się, ja to przespałam z piętnaście lat, ktoś mnie bardzo gwałtownie wybudził, a teraz już trochę minęlo i albo znów śnię jakiś koszmarny sen, albo to wszystko po prostu tak kręci się w koło bez sensu i może tylko to przymrużenie oczu i kimnięcie się ma sens. Bo póki co nie widzę możliwości, żeby dało się to jakoś zatrzymać, oczywiście przyjdzie czas, że się zatrzyma, ale kiedy? Lepiej nie zadawać tego bezsensownego pytania :D Prawie co rano zastanawiam się, czy to ja jestem w lustrze... A wszystko przez to, że rano oglądam się w lustrze właśnie bez okularów i świat wygląda inaczej, a jak je założę to też inaczej, a który jest prawdziwy? Ale jeszcze wiele przed nami, niespodzianki są najlepsze :)) Pozdrawiam Cię serdecznie i wszystkiego dobrego :)))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pięknie to napisałaś " a jak je założę to też inaczej, a który jest prawdziwy?" - przypomina mi się książka "Życie snem" Pedro Calderón de la Barca (nie cierpię tych długich tytularnych nazwisk, ale cóż, pawi ogon to nie tylko przypadłość zwierząt) Książka-koszmar, ale na swój sposób urocza. Chyba dziś bardziej aktualna "Incepcja", niż Calderon. W każdym razie dobrze wiemy, co ja mam na myśli i Ty masz na myśli. Piętnaście lat, to długo. Bardzo długo. Ale tym lepiej, że obudziłaś się z tego snu, bo gdyby trwał dłużej, mógłby (to pewne) stać się koszmarem. Bardzo ciekawie piszesz o okularach i spostrzeganiu świata. Niby to wiem, ale przedstawiłaś to w fajny sposób (choć w samej czynności nie ma nic fajnego) Och, gdybym ja mógł założyć okulary... Ale nie mogę, niestety. Musze czekać i to mnie dobija bez reszty. Ale nic to, jak powiedział Wołodyjowski do Baśki, trzeba, to trzeba. Dziękuję Ci za dobre i prawdziwe słowa, które wypływają z Twojego doświadczenia i czucia - bezcenne. Również bardzo serdecznie Cię pozdrawiam i trzymam kciuki. Czemu? A tak, bo warto trzymać :)))

      Usuń
  2. Jak powiada Piotr Bałtroczyk "pięknie, że nie wiem".
    Dziś Mała spisała się na najwyższą ocenę ( sam sobie wpisz jaka Ci pasuje :-))
    A życie... Takie to ma zakręty wężowe i nigdy nie wiadomo co spowoduje zmianę widzenia, czasem słabe widzenie pozwala zobaczyć więcej ( łojezusie, ale mi się napisało ).
    Jedno jest pewne. NIGDY nie jest za późno. Na coś nowego. Cokolwiek to będzie. Nie wolno tylko dopuścić do siebie paskudnej myśli, że JEST za późno. Świat jest nicością generalnie, ludzie obok najczęściej nie są z naszej planety ( mój uszkodzony statek kosmiczny tkwi gdzieś w jakimś ziemskim warsztacie i dupa...) i nadają na innych falach. Tak to jest, ale zaakceptowanie tego stanu rzeczy wymaga nowego spojrzenia. Bowiem nie trzeba szukać nowych rzeczy wokół tylko na stare spojrzeć w inny sposób. Wtedy ruszamy w nową podróż. Nawet z tego samego pokoju, tym samym tramwajem jadąc w tym co zawsze kierunku...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Małgosiu, przekonałaś mnie Bałtroczykiem :)) Tak, to prawda o czym piszesz. Zwłaszcza o tym NOWYM. W każdym razie przypomniał mi się Lem, którego wielbię i jego cudowny cytat: "Nie trzeba nam innych światów, potrzeba nam luster" A ja dodam od siebie, że nawet tych z zamglonym odbiciem. Trochę przeszkadza mi myśl, ze wokół ludzie z inne planety, bo patrzę na swój blog i jednak trochę ludzi go odwiedza. A skoro tak, to znaczy, że czują podobnie i rozumieją to, co chcę powiedzieć. Ale fakt, w dobie próby (nazwijmy to tak patetycznie), sporo się znajomych wykruszyło., a części sam podziękowałem, na swój sposób. Byle tylko ostrość tak okrutnie nie przeskakiwała, to byłoby idealnie. Czekam na dzikie śliwy, które pierwsze kwitną. I tą kwietną myślą pozdrawiam Cię bardzo, bardzo serdecznie i dziękuję :)))

      Usuń
  3. Ciekawe poco człowiek wymyślił lustro. Pewnie po to aby za kilka lat wymyślić psychologię i swoje lustrem nadczłowieczeństwo w myśli abstrakcyjnej udowodnić przed mrówką i ogłosić się dla niej Bogiem. A samemu umysłem skażonym boskością dla mniej rozwiniętych braci i sióstr w gatunku zafundować świat abstrakcji, by ukryć że tylko zwierzak z kilku komórek i paru reakcji chemicznych.
    Cóż za parodia w definicji człowieka jako nadrzędnego nad nadrzędnym - wow. Czysty narcyzm. Albo niezły przekręt dla kilku cwaniaczków chcących przejąć kontrolę nad stadem i móc im powciskać niezły kit dla zapewnienia sobie dostatniego bytu przy obficie zastawionym stołem Bachusa. Mrówka robotnica nie ma czego szukać w tym świecie. Hodowana na nawóz dla myśli i roślinki, by obie mogły pięknie kwitnąć.
    To taka refleksja po mojej konfrontacji z światem bez lustra, bez okularów na ostro. Bez znieczulenia.
    Witku tekst z punktu widzenia sprzątaczki super. Zdjęcia widziane moim okiem i po skonfrontowaniu z moją wiedzą myślą też ok. Nie ma czego się nawet przyczepić. Bo i głębia, i myśl zawarte w przekazie odpowiednie. Super. Pozdrawiam i pięknego dobrego dnia :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hmm...Wiesz co? Myślę, że lustro wymyśliło samo siebie. Pomijam już nieszczęsną pierwsza żonę Adama, czyli Lilith. Ale też i jest to przejście do innego świata, nie bez kozery zasłania się lustra w domu, gdzie zmarł człowiek, by jego odbicie nie uciekło do lustra i tam żyło. Ach, jest tego sporo. A ja nie oparłem się tym razem na żadnym z tych mitów, po prostu napisałem to, co jest. Rozumiem Twoje gorzkie spojrzenie na człowieka i jego kondycję zwłaszcza w stosunku do mrówki, ale to takie generalizowanie. Ja wiem, chcesz mnie podpuścić do dyskusji, ale nie tędy droga - nie tak łatwo mnie sprowokować. Zwłaszcza "sprzątaczką", bo przecież wiesz, że to kryterium odrzucam, jako mało efektywne z punktu widzenia robienia czegoś w życiu. Więc wycinam "sprzątaczkę" i zostawiam Ciebie, która przeczytała mój tekst i mówi, że jest OK. To ważne, bo nie zastanawiam się w nim nad urodą świata, czy ułomnością natury ludzkiej, ale patrzę na siebie. Dziękuję Ci bardzo za Twój komentarz i oczywiście za próbę wciągnięcia mnie w dyskusję :)) Bardzo dużo zdrowia dla Ciebie i oczywiście pozdrawiam Cię z całego serca :)))

      Usuń
  4. Myślę Witku, że wszystko jest po coś tylko nie zawsze wiadomo od razu po co. Twoje doświadczenie też znajdzie prędzej czy później swój powód.
    Przypomniał mi się tekst, gdzie wszystko miałeś w d....
    Teraz jest inaczej, zupełnie inaczej. Paradoksalnie czasu dużo, można odpocząć.
    Życie przewrotnym jest...
    "czuję, jakbym przespał kilka lat. Jakbym dopiero teraz się obudził i zobaczył wiele rzeczy takimi, jakimi one są. Wiele spraw takimi, jakimi się stały i ludzi takimi, jakimi się okazali." - mocne słowa.
    Takie sytuacje naprawdę weryfikują przede wszystkim naszych przyjaciół. Nagle okazuje się, że zostaje mam lustro z własnym rozmytym odbiciem a telefon milczy.
    Mam nadzieję, że inaczej jest w Twoim przypadku, a życzliwość otacza Cię swoimi ramionami.
    Mając duszę na ramieniu z pewnością jest łatwiej. Powiedz Małej, że ma się dobrze opiekować Witkiem, bo kto jak nie on naprawi jej poszarpane łaszki.
    Spacer był na pewno miły, sądząc po zdjęciach. Taki bohen jet bardzo klimatyczny...

    I jeszcze jedno nie dziwię się, że chciałeś zmyć ten poszpitalny zapach i te ciemne dni.
    Też bym tak zrobiła.
    Pozdrawiam Cię bardzo serdecznie i ciesz się wiosną, jej kolorami, zapachem i śpiewem ptaków.

    OdpowiedzUsuń
  5. Uśmiejesz się, ale chodzę do pracy. Nie mogę pozwolić sobie na "bimbanie", bo przecież w pracy robota. Figę z makiem widzę, więc nawet fajnie, jak za mnie uczniowie czytają teksty :D Chociaż to akurat lubię. Najgorsze jest to, że sprawdziany leżą i nijak mi ich sprawdzić. Próbowałem z osobą towarzyszącą sprawdzać, ale figę z tego wyszło, tu trzeba wprawy i wiedzieć, czego szukać. Mała chyba przeczuwa, ze jednak jestem jej potrzebny, stąd ten prysznic w sukience :D Ale wyprało się przy okazji, więc jedna rzecz mniej do roboty. Wiesz, w takich chwilach uświadamiam sobie, ze faktycznie, dalej mam wszystko gdzieś, bo zależy mi tylko na swoim zdrowiu. I to zmienia perspektywę i dostępności mnie, jako belfra i człowieka. A ludzie obok...różnie. Niektórzy zamilkli sądząc, że się zarażą czymś kosmicznym, dla niektórych to była okazja do zakończenia znajomości, a niektórzy pomogli głupim, ale niespodziewanym SMS-em. Dziękuję Ci za komentarz i Twoje dobre słowa - uśmiecham się :)) Bardzo serdecznie Cie pozdrawiam, a mała, która trzyma lupę przed monitorem stęka, że mam też pozdrowić, co niniejszym czynię, by nie narazić się na na dąsy i gderanie (godzinki już dziś przeżyłem - wystarczy).

    OdpowiedzUsuń
  6. Niesamowite!!! Chodzisz do pracy...Skąś to znam cha, cha
    Nie wiem jednak czy to warto, bo jak kiedyś powiedziała mi moja kochana doktor Maja, gdy nie chciałam iść na zwolnienie: chora i tak nie będzie Pani potrzebna. Brutalnie w życiu tak jest. Jestem jej wdzięczna, że mną potrząsnęła. Skończyło się tylko na pogrypowym niewielkim bloku w sercu, a chyba mogło być gorzej.
    Ostatecznie nie zmieniło to zbyt wiele w moim postępowaniu względem pracy i mojego zdrowia, ale jej słowa pozostaną mi w pamięci.
    Cóż rogate ze mnie zwierzę.
    Trzymaj się i może zatrudnij Małą do sprawdzania prac:)))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ani mowy nie ma, żeby zerknęła na prace. leniwa jest :D A to nawet dobrze, bo już widzę te poprawy. Ech...nic nas nie wykańcza tak, jak praca. Ale jak bez niej żyć? Muszę zagrać w totka :D PS. Oj rogate, rogate. Niepokorne okrutnie, tak się lekarzowi sprzeciwiać :))))

      Usuń

Prześlij komentarz

KOMENTARZE

Popularne posty