Migdałowa baśń...

- Mała, zlituj się..
- Nie, nie i nie! Ja malusia jestem, grzeczniusia i cały dzień czekałam. Tak bardzo czekałam!
- Ale Mała, ja nie umiem. Nie możesz jak wszyscy zamknąć oczu i już? Musisz jak dziecko? Przecież dzieckiem nie jesteś, bądź poważna!
- Ja wiedziałam! Ja po prostu wiedziałam, że się będziesz chciał wymigać. Ale ja też uparta jestem jak ty. Siadaj i mówiaj bajkę. Tylko bez wymigiwania i bez jakiś Kopciuszków i sierotek z gąskami. Porzadną bajkę proszę!
-Mała, a może jutro, co? Przygotuję się…
- Nie, dzisiaj, teraz. Ja muszę mieć bajkę! Ja malusia jestem i będę w nocy płakusiać. Chcesz?
- Dobrze Mała, ale leż już i słuchaj – widziałem, jak oczy zmieniły się jej w gwiazdy i na usteczka wypełzł uśmiech, który starała się ukryć. Bestia. Westchnąłem, bo nic innego nie mogłem zrobić.
- Nie myśl sobie, że jak będziesz wzdychać, to zasnę. Ja jestem twoja dusza, ja potrafię czekać. No już, jedziemy!
- Książę klęknął przed księżniczką…
- Coo? Jak ty bajkę zaczynasz? Zaczyna się inaczej! „Dawno, dawno temu…”
- Mała, do cholery jasnej, bo ściągnę kołderkę i wlepię na gołą dupę kilka razy i się uspokoisz. Albo ja opowiadam, albo ty! Mała podciągnęła kołdrę wyżej, aż na nos,. No, wreszcie słucha jędza jedna.
- Opowiadaj.
- Książę klęknął przed księżniczką. Mógł ją teraz zobaczyć z bliska. Widział łagodny owal jej twarzy, delikatne łuki brwi i migdałowy kształt oczu. Wczoraj na kolacji podziwiał ją z daleka. Ona też patrzyła na niego tak, jak może patrzyć kobieta, w której obudził coś, czyli starała się na niego nie patrzyć.
- Prosiłeś mnie o spotkanie książę, a więc mów, z czym przychodzisz. Głos miała melodyjny i cichy. Taki właśnie, jak powinna mieć. Taki właśnie, jak w nocy krążąc po swoim pokoju książę starał się wymyślić. Nad głową był piękny błękit i słońce łagodnego popołudnia. Księżniczka siedziała pod drzewem migdałowca. Cień kwiatów padał na nią. Patrzył na jej usta, kiedy mówiła. Na te piękne, cudowne usta, które całowałby tak, że…
- Książę…?
- Wybacz Pani, Twoja piękność mnie onieśmieliła, bowiem jest ona większa niż gwiazdy na niebie i…
- Książę, daruj nam te dworskie słówka. Wiem, żeś dobrze wychowany i nawet zdolny z ciebie dyplomata. Ale rozmawiamy w cztery oczy. Spójrz, nikogo nie ma, jesteśmy sami. Więc z czym przychodzisz Panie?
 - Wybacz Pani, ale nie śmiałbym kłamać, ja naprawdę tak myślę. Naprawdę jesteś piękna.
- Kontenta zatem jestem, bo prawda z ust twoich książę cenna jest niebywale, ale…
- Pani, mój niezgrabny wstęp nie dość, że jest prawdą, to wypływa z mojego serca. Wczoraj na kolacji raczyłaś mi się przyglądać. A żem nie poczynił jeszcze żadnych przygotowań co do mojego ożenku i planów ku temu, pomyślałem…
- Co sobie książę pomyślałeś?
- Pomyślałem Pani, że skorom wzbudził zainteresowanie to…
- Cha, cha, cha! Książę, czyżbyś miał mnie za byle dziewkę, którą możesz klepnąć w tyłek i zaciągnąć do stajni na siano? Albo za młódkę, którą można obłapiać pod stołem, a potem w sypialni macać cycki…
- Ale to nie jest bajka, co ty mi opowiadasz/!!! To jakieś świństwa!!
- Cicho miałaś być! Mówiłem?
Mówiłeś.
- No to cicho!
Książę pobladł. Przyklęknął na jedno kolano i opuścił głowę. Księżniczka na ten gest wstała z krzesła i dotykając dłonią migdałowca odwróciła się do niego tyłem.
- Znam wielu przystojniejszych. Ba, znam takich, że kobiety mdleją na samą myśl, że mógłby ich dotykać taki ktoś. A ty przychodzisz tutaj i mówisz do mnie… Sam Król z Przystani Osłów posyłał do mnie zeszłej wiosny listy maczane w ambrze! A nie wspomnę o Cesarzu ze Słonej Góry, który choć znany ze swych dziwactw i chęci do chłopców, udał się ze mną na spacer i położył mi rękę na ramieniu! Słyszysz?
- Słyszę księżniczko.
- Zuchwały jesteś.
- Jestem pani.
- To jak już wiemy, kim jesteś, słucham, co możesz mi dać?
- Dać pani? Mogę dać wszystko, całego siebie. Wszystko to, co mam, będzie należeć do ciebie. Księżniczka westchnęła.
- Nudni jesteście z tym waszym „wszystko”, „siebie”. Przecież ja i tak to będę miała. To i tak będzie moje i w sypialni i przy stole. Pytam książę raz jeszcze, co możesz mi dać?
- A czego chcesz?
- Mówisz teraz rozsądnie. Chcę twojej krwi.
-Krwi?
Tak, twojej krwi. Chcę zobaczyć, jak tryska, jak barwi te kamienie i syci ziemię wokół tego migdałowca. Dasz mi ją mój książę?
- Mało masz krwi swoich poddanych?
- A więc nie chcesz utoczyć krwi dla mnie? Taka mała ofiara i już się cofasz?
- Księżniczko, jeśli chcesz, weź i moją krew i życie.
- Jesteś pewny książę?
- Jestem pewien. Szybkim ruchem zdjął żelazny napierśnik odsłaniając jedną z piersi przysłoniętych szatą. Księżniczka spojrzała przez ramię na niego. Spojrzała mu w oczy. W jej wąskiej i delikatnej dłoni błysnął malutki nożyk, jak główka żmijki. Wolnym krokiem zbliżyła się do klęczącego patrząc mu w oczy. Jej twarz jaśniała.
- Wstań proszę. Książę zaczął się podnosić patrząc w jej oczy. I wtedy dłoń księżniczki mignęła. Szybko i precyzyjnie wbiła w pierś księcia nożyk. Książę się zatoczył, wciągając głęboko powietrze, ale nogi ugięły się pod nim i runął do stóp księżniczki. Spod jego ciała zaczęła sączyć się krew. Księżniczka uśmiechnęła się, po czym odstąpiła dwa kroki od leżącego. Milczała sycąc oczy śmiercią i krwią.
- Głupcze, powiedziała, nie powinieneś mi nic dawać. Nie powinieneś mi dawać swojej krwi. Nie powinieneś tu był przychodzić. Musiałbyś się jeszcze dużo nauczyć… odwróciła się i wąskimi palcami objęła pień migdałowca. W gruncie rzeczy popołudnie było wcale udane. Rozerwała się przecież trochę, a ten książę, od siedmiu boleści, dał jej trochę emocji. Nagle poczuła za sobą ruch. Odwróciła się i chciała krzyknąć wielkim głosem na straż, ale wielka ręka zasłoniła jej usta.
- A teraz ja ci coś powiem księżniczko. W dupie mam cesarza z jego chłopcami i rękami na ramieniu i królów maczających listy w ambrze. Dałem ci swoją krew, ale wiesz co? Nie chcę ciebie. Nie chcę twojego ciała w moim łożu i przy moim stole. Nie chcę patrzyć na twoje wdzięki, bo jeśli chcesz krwi kogoś, kogo masz kochać, to nie jesteś warta splunięcia. I wybacz, że ci to mówię, o piękna, takim językiem, ale za to będziesz mogła powiedzieć chwaląc się przed innymi, żem trzymał dłoń na twoich wargach. Czyż to nie piękny powód do dumy? Może twój migdałowiec będzie piękniej kwitnął, bo dałem mu moją krew. I wiesz co? Musisz się jeszcze wiele nauczyć, bo serce, o pani, jest po lewej stronie. Puścił księżniczkę. Zmierzył jej postać, a potem trzymając lewą rękę na prawej piersi odszedł. Księżniczka patrzyła za nim, a w oczach jej nie było już majestatu. Oczy w kształcie migdałów zamgliły się…
KONIEC
- I jak ci się Mała podobało?
- I co było dalej? Proszę, proszę, powiedz!!
- Śpij mała i może ci się przyśni zakończenie. A może nie? Rano mi powiesz.
- Okropny jesteś!
- Tak, wiem o tym Mała, wiem. Ja ciebie też bardzo lubię...






Komentarze

  1. No ale ładna bajeczka z nożami i krwią i to dziecku tak do snu? Biedna ta Mała, choć może lubi takie mroczne opowieści, może jej się potem dobrze śpi? Ale nie można tak, że kobieta nieczuła i okrutna jest, a książę prawy i nieskazitelny, bo obaj są siebie warci. Ani on szlachetny ani ona nieskalana. No bo kto ją tak zepsuł, jak nie oni sami? Zresztą król z Przystani Osłów to by też dodał to i owo :D Zastanawia mnie jedno zdanie: "Ona też patrzyła na niego tak, jak może patrzyć kobieta, w której obudził coś, czyli starała się na niego nie patrzyć." - to jak patrzyła nie niego czy nie? - fajnie to ująłeś ;) Brakuje tylko: "I żyli długo i szczęśliwie", ale to pewnie z czasem nastąpi, choć najpierw pewnie będą się długo miotać, zanim zrozumieją, że i tak żyć bez siebie nie mogą :) Lubię takie bajeczki, pozdrawiam i życzę miłego wieczoru :))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Chciała bajkę, to dostała :D Ja się nie wcinam w interpretację Małej, niech siedzi i kombinuje - mam spokój :)) Masz rację, ani książę nie jest szlachetny, ani księżniczka. Są siebie warci. Ona głodna krwi i "przeżyć", a on widać, jak w mordę strzelił, nie panuje nad swoim interesem. Choć przyznam, że nie myślałem aż tak bardzo nad ich cechami. Miała być bajka (baśń), to była. mroczna, taka prawdziwa, jaką spisywali bracia Grimm. Robili to zresztą z nudów szukając źródeł baśni i ich pierwotnych form. A że byli wydawcami i księgarzami, to i interes się kręcił. Zresztą jeśli weźmiemy Andersena, świat nie jest taki cudowny, jakbyśmy szukali u Disneya. Przykładów nie podaję, bo pewnie znasz :)) Natomiast co do patrzenia tak, by patrzeć i nie patrzeć, to jest to specjalność kobiet, a że ja chłop, to i osioł i nie mam w zanadrzu tej sztuki. Zakończenie wymyśliłaś optymistyczne z happy endem. Mała robi od rano to samo, czyli wymyśla szczęśliwe zakończenia, a co jedno, to bardziej lukrowane. A ja sobie myślę, że to była dobra lekcja dla niech. Cieszę się, że dałem Ci chwilę rozrywki - w sam raz, na wieczór. Dziękuuję Ci bardzo za komentarz i bardzo, bardzo pozdrawiam :)))

      Usuń
  2. Czytałam z niedowierzaniem- taką makabreskę dla Małej. Czego ona się nauczy z tej bajki? Witku!!! Proszę, strasznie okrutne. Wiem, powiesz takie są bajki. Nie zgodzę się, nie wszystkie.
    Ciekawe czy chociaż zasnęła i nie miała koszmarów (oczywiście mam na myśli Małą- bidulinkę).
    Całkiem poważnie to tekst o "naszym" egoiźmie, niekoniecznie kobiet i o tym, że zbyt często doceniamy coś lub kogoś dopiero po stracie.
    Od tej pory inaczej spojrzę na różowe kwiaty migdałowca, które uwielbiam. Będę mieć przed oczami Księżniczkę z upojną miną i Księcia leżącego w kałuży krwi. Zbrodnia to niesłychana...

    W wielkim kontraście do tej bajeczki są Twoje zdjęcia słodkie, delikatne i pełne światła (może tak po cichu zdradziłeś nam tajemnice uroku migdałowca).
    Serdecznie pozdrawiam, Witku:)))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hmm... Elu, zastanawiałem się, jak pisać o migdałowcu. Z jednej strony mamy słowo migdał, jako synonim czegoś dobrego, mamy i "migdalenie", jako wyrażenie potoczne. Tak się przedziwnie stało, że chciałem tym razem zmienić trochę konwencję. Zgadzam się, że dla dzieci raczej tej baśni bym nie napisał. Ale to przecież Mała! Zauważ, że bardziej ją interesuje to, co było dalej, niż obraz noża w piersi, czy krwi. Nie chciałem, by było słodko, łatwo i przewidywalnie. Chciałem inaczej. A że Mała naciskała, to i dostała taką baśń, na jaką zasłużyła. I chyba się udało, bo cały dzień wymyśla zakończenia od nonsensownych, przez ociekające słodyczą, do tych łzawych i niekoniecznie szczęśliwych. To prawda, co piszesz, że to tekst o egoizmie. Bo to on najczęściej jest motorem zachowań ludzi. Przyznam się, że uwielbiam migdałowce, kiedy kwitną. I trochę żal mi, że nie napisałem takiego łagodnego tekstu, gdzie można się uśmiechnąć i mieć sny różowe. Pewnie takie też napiszę. Ale stało się i nie miej mi tego za złe. Masz rację, nie wszystkie baśnie są tak okrutne. Ale bywają i okrutniejsze, jak ta o Syrence, która traci głos, albo o Towarzyszu podróży, który rózgą bije wiedźmę lub o żołnierzu obcinającym szablą głowę czarownicy. Może to sprawa konwencji i zdjęć, które ze sobą zestawiłem na zasadzie kontrastu, by uwypuklić temat, który bardzo ładnie odcyfrowałaś. Można oczywiście pobawić się w symbolikę, ale...nie chcę tego robić. Chciałem trochę Małej dać rozrywki - przyznaję innej, niż ta, do której przywykła. A i tym samym dać rozrywkę czytelnikom, by nudno nie było :))) Bardzo, bardzo serdecznie Ci dziękuję za pochwałę zdjęć i dziękuję, że czytasz :)) Pozdrawiam Cie bardzo, bardzo serdecznie :)))

      Usuń
  3. Wykombinowałeś bajkę z życia wziętą. Trochę przerysowaną, jak przystało na literaturę ale z życia jednak. Nie ciekawie takie bajeczki się kończą zazwyczaj :) Tylko nie mów, że Bracia Grimm Ciebie faktycznie tu zainspirowali :D. Cudowne zdjęcia - patrzę i patrzę i napatrzyć się nie umiem. Bajka mroczna a zdjęcia "waniliowe" wow. Kurcze, to nawet ma sens.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kurczę, staram się :D Musi mieć sens, bo jakby nie miało, to nie ośmieliłbym się tego wypuścić. Choć czasem kusi mnie bardzo, by napisać tekst, który będzie tak skrajnie inny od tego, co do tej pory piszę. Baśń z życia wzięta, masz rację, bo większość baśni, zwłaszcza tych starych ma właśnie takie zadanie - albo spolaryzować zło i dobro, albo opowiedzieć coś, co przygotuje w jakimś sensie do życia. Czy ta baśń właśnie taka była? Chyba nie, bo niekoreśloność bohaterów i ich niejasne pobudki każą przypuszczać, ze nie zależy mi na ocenie tego, co robią. Bardziej zależy mi na tym, by uczynić kontrast w baśni, albo właściwie w tym, do czego przyzwyczaił nas Disney kierując się maksymą ad usum Delphini, czego nie lubię, bo nie lubię ciepłej papki. Zatem mamy baśniowość w konwencji życia i niech tak pozostanie. A że igram z pojęciem egoizmu bohaterów, to już zupełnie inna historia. mała jest wniebowzięta i kombinuje jak głupia, jak to się skończyło. Ale mam przynajmniej spokój, więc jakiś pożytek z tej niedorobionej baśni jest. Dziękuję Ci serdecznie za komentarz i bardzo, bardzo serdecznie Cię pozdrawiam :))))

      Usuń

Prześlij komentarz

KOMENTARZE

Popularne posty