Czas niezatrzymany...

Zasnęli prorocy wpatrzeni w niebo. Ich wrzaskliwe przepowiednie rzucane w niebo odbijały się tylko od obłoków płynących. Zmęczyli się sobą i swoim krzykiem, więc usiedli żeby ustalić strategię, ale wypełnił ich chaos własnych myśli. Zasnęli więc pod niebem burzowym. A drogi, jak wcześniej wiły się, aż po kres świata, a w każdym razie tam, gdzie oczy poniosą. I moja droga wiła się między polami i w cieniu lasów. Mijałem wioski i wioseczki omijając większe miasta. Aż stanąłem w tym miejscu, które znałem i nie znałem. Znałem na tyle, ile mogłem znać, nie znałem na tyle, by powiedzieć, że jest moim miejscem. Ach, te miejsca! Kiedyś pewnie o tym napiszę. Jakąś etiudę rewolucyjną, albo modlitwę wieczorną. Kiedyś. Bo teraz, jest teraz. I jest miejsce i nietrwała pamięć. I jestem ja i moje oddalenie od świata. Wiesz, tak trudno pisać o tym wszystkim, bo to cała historia. A czasami historie nie są tylko epizodami; rozrastają się, jak porządne drzewa. I choć myślałem, że nigdy już nie spotkam go na swojej drodze i nigdy już nie przyjadę w to miejsce, to myliłem się. I ta omyłka napełniła mnie uśmiechem. Był moim przyjacielem, który zniknął z mojego życia na siedemnaście, albo osiemnaście lat. Ach te daty, jak trudno czasami liczyć. Jak długo trzeba wywoływać z pamięci to wszystko, co nas łączyło i to wszystko, w czym byliśmy różni. Byliśmy chłopcami, a potem świerszczykami na wakacjach patrzącymi na kobiety z takim samym uwielbieniem włosów, ust i oczu. I innych miejsc, o których można rozmawiać tylko w cztery oczy. Ach, tamto lato gorące, które w myślach nazywałem rokiem niespokojnego słońca. Ale ad rem, jak mawiali starożytni. Spotkaliśmy się pod kościołem i teraz tak myślę, że było coś symbolicznego w tym miejscu. Znak pojednania, miłości braterskiej, odpuszczenia win? Może. Stary neogotyk przytulił nas swoją architekturą i wreszcie zobaczyłem ten stary kościół, na który nie miałem czasu wtedy, kiedy pierwszy raz tu byłem. I wiesz, ze spotkaniami po latach jest tak, że najpierw długo się milczy, jakby człowiek instynktownie patrzył na swoje życie szukając w nim tych miejsc i tych ludzi, o których można opowiedzieć. Te wszystkie miłości i rozczarowania, które przeżył, i które były mu dane. Które będą ciekawe, o których boi się opowiedzieć. Gadaliśmy cały czas, bo przecież po to się spotkaliśmy. Żeby wyrzucić z siebie te lata, żeby dostać rozgrzeszenie od dawno niewidzianego przyjaciela. Żeby otrzymać jego milczenie i moją przyjazną ciszę. Bo przecież niektóre sprawy zasługują na ciszę. Czas nam wszystkim płata psikusa zmieniając nas, choć wewnątrz siebie pozostajemy tacy sami. Odnalazłem w tym człowieku tamtego, który zniknął gdzieś w życiu. Porwał go wir, wezbrana fala i jego własna droga. I pewnie to samo mógł o mnie powiedzieć. Ale odnaleźliśmy się w rozmowie. Odnaleźliśmy nasze zapomniane słowa i gesty, które nas tworzą. Wszystko się zmienia, ale nie to. A miejsce się zmieniło. Opowiadał o nim z nostalgią człowieka, dla którego to miejsce znaczyło dużo więcej, niż dla mnie. Bo ja byłem tylko wędrownym ptakiem, a on znał tu każdą kępę trawy, kamień i ludzi. Wszystkich zmarłych i te wszystkie opowieści, które tworzą miejsce. Ja tylko widziałem po latach dwór, który podupadł i chylił się w swoim zaniedbaniu. Widziałem murowane czworaki, które ręce dawnych mistrzów wymurowały posłuszne staranności i funkcjonalności projektu. Widziałem stary dom obrośnięty przez winogron i dzikie wino, i jeszcze sad przy domu pełen jabłek i śliwek. To było jego miejsce, w które pozwolił mi wejść i słuchać wspomnień, jak największych tajemnic. Milczałem, bo nie wolno w takich chwilach przerywać. Patrzyłem na tę starą, stareńką wioskę o polskich i niemieckich korzeniach i sam wywoływałem chwile, kiedy byłem tu osiemnaście lat temu. Zbierało się na burzę i deszcz, a ja patrzyłem na dziurawą drogę, po której sunął relikt czasu minionego. Chmury kłębiły się na niebie i było parno. Wracaliśmy rozmawiając o życiu, a ja robiłem zdjęcia i słyszałem w głowie własne myśli, które podpowiadały mi słowa – czas niezatrzymany, czas niezatrzymany, czas niezatrzymany…























Komentarze

  1. Zdjęcie tytułowe wywolało u mnie radosną myśl, że omójbożeznamtomiejsce! Bo takie krajobrazy pamiętam ze wsi na którą jeździłam jako małe dziecko i ogarnęła mnie przyjemna nostalgia związana z tamtym okresem.
    Natomiast czytając tekst przypomniało mi się, że jeździłam tam też te 17-18 lat temu jako bardzo, bardzo młoda nastolatka i nienawidziłam tego. Nienawidziłam tych ludzi, moich rówieśników z ich napastliwością, uwielbieniem destrukcji i autodestrukcji, pogardą dla inności i mojego "nie", czułam się tam obdzierana z niewinności i słodkiego dzieciństwa. Zresztą nienawidziłam ich z wzajemnością. Nie miałam tam żadnych przyjaciół, a gdy nasze drogi ostatecznie się rozeszły było mi od razu delikatnie mówiąc lepiej.
    Chcę powiedzieć, że zazdroszczę przyjaciela i pozytywnych wspomnień sprzed tych kilkunastu lat.
    Co do kolejnych zdjęć (gwoli wyjaśnienia- na których się totalnie nie znam, więc odbieram je wyłącznie emocjonalnie i mocno subiektywnie) to początkowo, po pobieżnym przejrzeniu jakby coś we mnie umarło i zabrało mi całą radość z pierwszego, tytułowego zdjęcia. To szarości tak zadziałały, nie jestem ich fanką. Na szczęście po dokładniejszych oględzinach okazało się ze zdjęcia z oknami i maluchem są w zasadzie wydarte z moich ciepłych, czarno białych wspomnień dzieciństwa, więc coś we mnie na powrót odżyło;)
    Dziękuję.
    Spokojnego wieczoru.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ciekawą historię opowiedziałaś tak sugestywnie, że aż zrobiło mi się przykro, że zmieniłem obraz na biało czarny. Cóż, chciałem pokazać przemijanie, czas niezatrzymany. To przedziwna historia miejsca, które dla mojego przyjaciela jest miejscem, gdzie przyjeżdżał na wakacje, a dla mnie miejscem, które mogłem zobaczyć, jak wygląda. Bo domyślasz się, że wiele opowiadał o nim, więc kiedyś zaprosił mnie do swojej rodziny na wakacje. Byliśmy już na tyle dorośli, że patrzyło się na sprawy z pewną swobodą i nonszalancją. Rozumiem też Twoje podejście i twoje wspomnienia, które nieopatrznie przywołałem. Wiesz, ta szarość fotografii, to celowy zabieg, by pokazać przemijanie. Nie tylko czasu, miejsca, ale i tego, co było we mnie w tamtym czasie. A było wiele z niepokoju i naiwności. I niepokory. I wielu, wielu jeszcze innych rzeczy, o których nie będę pisał, by nie przynudzać. A ten wpis powstał trochę w poprzek, bo cieszę się z odnalezionego przyjaciela, który mieszkał dwie ulice dalej, ale i żal mi tego miejsca, które próbowałem opisać, bo posunęło się w latach. Zestarzało się nie tą starością ukochanych miejsc, ale starością podobną do zapominania. Słusznie, czy niesłusznie były PGR z dworem, w którym mieściło się przedszkole, niszczeje - tę rzecz zostawiam czytającym. jako refleksję i jako znak upływającego czasu. Trochę mi przykro, że przywołałem niechętne wspomnienia, ale przecież jest i stary samochód i wino oplatające stary dom, więc nie jest tak źle :)) Bardzo dziękuję Ci za refleksję i to, że podzieliłaś się w tym miejscu skojarzeniami i odczuciami. Dziękuję Ci również, że podeszłaś w sposób emocjonalny do tego wpisu, bo niewielu stać na emocje. i wiem, co piszę, wiem. Również dla Ciebie spokojnego wieczoru i dobrej, uśmiechniętej niedzieli. Co prawda ma padać i ma być burza, ale czy to przeszkadza, by dzień był dobry? Mam nadzieję, że nie! Pozdrawiam Cię serdecznie :))

      Usuń
  2. Tym razem Witku najpierw parę słów o zdjęciach w rozmaitych odcieniach szarości, bieli i czerni. Rzadkie u Ciebie, ale wyszło nostalgicznie i pięknie, choć niektóre z nich to smutne obrazy. Maluch pędzący na drodze - czyste wspomnienie z minionych lat. Myślę, że takie spotkania po latach bywają niesamowite. Widzisz przed sobą obcego zupełnie człowieka, by już po chwili znaleźć w oczach ten sam blask, w dłoniach ten same gesty, jak przed laty. To jak spojrzeć w głąb szklanej kuli i zobaczyć gwar i słodycz minionych dni.
    Dziękuję, że opowiedziałeś o tym spotkaniu. Pozdrawiam bardzo, bardzo ciepło :)))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Uśmiejesz się, ale kiedy zobaczyłem powiadomienie o Twoim wpisie, nawet nie czytając opublikowałem, tak bardzo ucieszyłem się, że napisałaś :)) Wiesz, uderzyło mnie Twoje spostrzeżenie, że zobaczyłem obcego człowieka. Tak! To prawda, że w tej chwili był dla mnie obcy. Mimo tego, ze wcześniej rozmawialiśmy przez telefon i Whatsapp, to jednak bałem się tego spotkania. Źle, wróć. Obawiałem się tego spotkania wiedząc, że przecież obaj zmieniliśmy się. A jednak odnalazłem w nim tego dawnego Rafała (no dobra, powiem, jak ma na imię). I to napełniło mnie radością. masz rację również z tym, że "nostalgia bije po oczach". Ale pewnie każdy z nas ma albo takie miejsce, albo pamięta taki czas, który był dla niego ważny. Dla mnie właśnie te kilka dni były ważne w późniejszym czasie. Swoisty punkt zwrotny, w którym uwierzyłem w siebie. Ale to zupełnie inna historia :)) Bardzo ciesze się, ze napisałaś i spojrzałaś na to, co wystawiłem bardzo dobrym i spostrzegawczym okiem. Bardzo, bardzo Ci za to dziękuję, a wiesz, że mówię szczerze. Również bardzo ciepło Cię pozdrawiam i życzę dobrego światła i spokojnej niedzieli :))))
      PS. A zdjęcie jest genialne. Wiem, robotnicy itd, ale pokazałaś coś cudownego :)))

      Usuń
    2. Witku tak ładnie napisałeś komentarz...dziękuję.
      Miałam już wczoraj dopisać, ale jakoś nie wyszło więc piszę dziś.
      Proszę Cię, błagam tylko o jedno: nie pisz, nie myśl nawet, że chcesz zamknąć bloga. Nie będę wspominać o swoich odczuciach, ale spójrz ile masz czytelników, jak wiele różnych myśli, wspomnień przywołujesz swoimi tekstami i cudną fotografią.
      Bardzo serdecznie pozdrawiam :)))

      Usuń
    3. Jak napiszę teraz "dziękuję", to wyjdzie na to, że dwoje uprzejmych się spotkało i mogą tak do końca świata :D Żartuję oczywiście. Prawda Elu jest taka, że jest różnie. Czasami wydaje mi się, że jest to coś warte, a po chwili, albo po opublikowaniu czytam i najchętniej bym skasował. Nie, nie, żadne krygowanie się, mówię, jak jest. Poniekąd jest to normalne, ale męczy mnie myśl, że może nie powinienem niektórych spraw poruszać ani o niektórych pisać. Niby prosta rzecz - "to nie pisz i nie poruszaj", ale skoro o tym myślę, to znaczy ma to dla mnie znaczenie. Ale, co tam będę marudził :P Skoro tak ładnie mnie zachęciłaś, to i nie mam innej możliwości, niż rano iść na zdjęcia i po drodze, jak to mam w zwyczaju coś w głowie notować :)) Bardzo, bardzo Ci Elu dziękuję za Twoje słowa. Nawet nie wiesz, ile one dla mnie znaczą. Również bardzo serdecznie i błękitnie Cię pozdrawiam.
      PS. U mnie padało - wreszcie. Trzy tygodnie czekałem na deszcz. Straszne to...

      Usuń
  3. Witaj Witku tym razem wczesnym rankiem. Jestem i zawsze od dziecka byłam typem samotnika. Pamięć minionych lat jest we mnie jakby to było dzisiaj, faktycznie. Jesteśmy ciągłością naszych wspomnień, przeżyć i mijanego czasu. Kiedyś spotkałam się z kilkorgiem z nich. Jednak to już nie było nasze dzieciństwo, choć pamięć o nim była. Staliśmy się innymi ludźmi. Przyjacielscy wobec siebie ale już nie przyjaciele. Takie trochę dziwne uczucie - wspólne wspomnienia i miniony czas.
    Wstrząsające zdjęcia. Mam słabość do takich zdjęć. Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hej :)) Wiesz, przyznaję Ci rację, że przyjaźń z dzieciństwa należy do tamtego, minionego czasu. Ładnie to określiłaś - "Przyjacielscy wobec siebie ale już nie przyjaciele. " Czemu tak się dzieje? Mógłbym banalnie odpowiedzieć, że życie nas zmienia. Ale tak naprawdę istotą pytania jest to, czy człowiek się zmienia i jak się zmienia i to, co zostaje w nim niezmienne. Trudny temat. A zdjęcia o tyle wstrząsające, że znam historię opolskich wiosek i ich romansu z historią. Gdzie najpierw była Polska, potem Niemcy, potem znów Polska. Gdzie żyli ze sobą Polacy, Niemcy i repatrianci ze wschodu. Gdzie władza postawiła PGR, zamieniając dawny dwór na przedszkole i niszcząc go, by po latach wyprzeć się swojego dzieła i pozwalając, by wszystko dokumentnie popadło w ruinę. Miałem okazję być w środku, tych 18 lat temu. Widziałem salę balową ze zniszczonym, pięknym parkietem, który pewnie kosztował małą fortunę. Teraz zapewne i tych resztek nie ma, a młode drzewa porastają ganek. Dziwne te losy naszej historii. A szczególnie fajnie to widać w kościele, pięknym, neogotyckim budynku, którego fundatorem był niejaki von Blacha. Śmiesznie brzmi to połączenie polskiego nazwiska z tytułem "von". Dlatego też zdecydowałem się na wpis, by pokazać to wszystko. A sama historia kościoła i rodziny von Blacha równie ciekawa :
      https://pl.wikipedia.org/wiki/Ko%C5%9Bci%C3%B3%C5%82_Matki_Boskiej_Bolesnej_w_Tu%C5%82ach
      Serdecznie pozdrawiam Cię skowronku i życzę dobrego i spokojnego dnia - być może wreszcie nam popada dziś. Więc będzie leniwie, sennie i idealnie :))

      Usuń
  4. Jakże nie polecieć pamięcią do swojego dawnego miejsca? Nie da się. Wracam więc razem z Twoimi
    słowami do niego, tego, którego już nie ma na zewnątrz, ale jest we mnie. Czasem w moich snach się pojawia. Też wieś, też dzieciństwo. Tylko już nie odwiedzę. Nikogo tam już nie mam i niczego i wszystko się zmieniło. Nawet autobus nie dojeżdża, więc ja bez samochodu jakbym dojechała.
    Czarnobiałe zdjęcia budzą smutek, dziwną tęsknotę za tym, co było, minęło i już nie ma.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pięknie powiedziałaś, że nawet jeśli już nie istnieje miejsce fizycznie, ciągle i dalej jest w nas. Taki to dziwny kaprys naszej natury, że niby czas jest nieubłagany, a przecież w nas jest w zatrzymaniu. Gdzie ciągle i od nowa jesteśmy szczęśliwi, albo ciągle mamy troski swoich dawnych lat. Czerń i biel wydawały mi się koniecznością, bo choć właściwie byłem tylko dwa razy w życiu w tym miejscu, to chciałem w jakiś sposób uhonorować to miejsce. Podkreślić destrukcyjne działanie czasu i ludzkiej bezsilności. Ignorancji. Dziękuję Ci serdecznie za odwiedziny i bardzo ładny komentarz. Pozdrawiam Cię bardzo, bardzo serdecznie :)))

      Usuń
  5. Bardzo podobają mi się zdjęcia. W ogóle lubię czarno-białą fotografię. A ruiny, drzwi i okna to mi się nawet po nocach śnią. Wszędzie gdzie bywam, to zawsze wypatruję takich ruin, inaczej się w takich miejscach pojmuje czas, jakiś dziwy żal mnie wtedy ogarnia, tak chciałoby się coś wskrzesić, ale z drugiej strony to właściwie po co. Taka jest przecież kolej rzeczy.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiesz, mnie zastanawia zawsze, kto żył, kto mieszkał w takim domu. Ile było w nim uczuć, ile dramatów i zwycięstw. Poza tym, lubię dawne budownictwo, choć to dzisiejsze o niebo wygodniejsze, to jednak dbałość o formę, o szczegół i detal są nieporównanie większe. Wskrzesić? Raczej nie. Te pańszczyzny i czworaki jakoś mnie nie wabią. Interesują mnie ludzie i sprzęty, które po nich zostały. Czasem ulubione, ukochane. To prawda, taka jest kolej rzeczy i wszystko przemija. Ludzie, sprzęty, budynki. I stąd ten wpis w tak dziwnym miejscu i w tonacjach szarości. Bardzo dziękuję Ci za Twój komentarz. Niezwykle jest to dla mnie cenne, co napisałaś. A okna i drzwi w snach mają swoją interpretację symboliczną. Oznaczają oczy i usta. Oznaczają też otwartość i własne miejsce. Pozdrawiam Cię bardzo, bardzo serdecznie :)))

      Usuń

Prześlij komentarz

KOMENTARZE

Popularne posty