Opowiedz mi swoją historię...

           Opowiedz mi swoją historię. Nie, nie będę przerywał. Umiem słuchać. Mówisz, że to nie takie proste? Tak, to nie jest proste. Trzeba długo się uczyć milczeć. Pozwolić opowieści, by płynęła zza zaciśniętych warg. A czasem zza łez. Wydobyć ją z głębi, jak nowo narodzone słońce i rzucić w niebo. Że niby to trudne? Tak, to też jest trudne. Ale jakby się zastanowić, to nic nie jest łatwe. W rozmowie. W słowach. A zwłaszcza w milczeniu. Bo przecież skrywamy w sobie historie i myśli, których nie chcemy zazdrośnie wypuścić. Są nasze. Moje, najmojsze. Zamykamy oczy i wszystko dzieje się raz jeszcze. A potem znów i znów. A potem śpimy i w śnie przeżywamy jeszcze i jeszcze. Wpadamy w jego głębię i szukamy odpowiedzi. A przecież odpowiedź jest cały czas w nas. W nas. I przyglądamy się innym i ich opowieściom przymierzając to, co opowiedzieli do nas samych. Ale milczymy. Ze strachu, że ktoś pozna nasze myśli i wnętrze. Że ktoś domyśli się, kim jesteśmy. Że postąpiliśmy tak, a nie inaczej. A przecież mamy do tego prawo. Tak samo, jak prawo do pomyłek. I do wszystkiego innego. Dlatego opowiedz mi swoją historię. Zastanawiasz się? Dobrze. Zastanów. Opowieść musi urosnąć, by wybrzmieć. I to nie cudzymi słowami, a swoimi, własnymi. I własnym milczeniem, kiedy zabraknie oddechu, albo coś chwyci za gardło i będzie targać. Tak, mam doświadczenie. Mogę zacząć, więc możesz zamknąć oczy? To zazwyczaj pomaga, kiedy słucha się szeptu. To było kiedyś. Kiedyś, kiedy postanowiłem uciec. Kiedy już wiedziałem, że miłość dopaliła się. A może jej nigdy nie było? Nie wiem, sądzę, że była. Ale człowiek często myli się w swoich przekonaniach. Więc uciekłem nie mając siły czekać. Na co? Na dobre słowo. Na czas dla siebie, na spojrzenie w oczy. Uciekłem daleko w zieloność, w zapach gór, w samotną wędrówkę. Tak chciałem. Tak musiałem. Pierwszy raz w życiu uciekłem wiedząc, że to koniec. I byłby to koniec historii, bo drogi przez połoniny wiele potrafią pomóc zrozumieć. Ale wydarzyło się coś, co jest warte wspomnienia. Opowiedzenia. Wyszedłem więc w samotną wędrówkę, by patrzeć w niebo. Dzień minął, a ja chciałem zobaczyć gwiazdy na wyciągnięcie ręki. Na szczycie góry zapłonęło ognisko, przy którym siedziano, jak tysiące lat wcześniej. Były dźwięki gitary i zapatrzenie w płomień, który strzelał iskrami. Były i oczy wpatrzone we mnie. Czułem niepokój, ale snułem swoje opowieści dla zabawy i śmiechu. Dla zadumy i westchnienia. Bo ogień na szczycie góry ma swoje prawa. I opowieści opowiadane ludziom poznanym w drodze mają swoje prawa. Kiedy zamilkłem, dłoń dziewczyny siedzącej niedaleko rzuciła w moim kierunku klucz.  Chwyciłem go i siedzieliśmy dalej przy dogasającym ogniu. A potem każdy z nas odszedł w ciemność szukając snu. Leżałem patrząc w gwiazdy i myśląc o tym, co ważne. Czym jest miłość i czekanie. Szeptałem to imię, które było dla mnie ważne. Patrzyłem na lot spadających gwiazd szepcząc życzenia, które nie miały się nigdy spełnić. Ale wtedy nie wiedziałem tego wszystkiego. Wierzyłem w nie, a klucz parzył mnie w kieszeni. Rano uśmiechnęliśmy się przy spotkaniu. Zrozumieliśmy się.I każde z nas poszło w swoją stronę niosąc w sobie tę opowieść. Za dwa dni byłem w domu idąc swoimi ścieżkami. Więc jaka jest Twoja historia? Więc jaka jest Twoja historia..? Teraz już możesz opowiedzieć…












Komentarze

  1. Witku aż trudno uwierzyć jak potrafisz wciągnąć mnie (myślę, że nie jestem jedyna z tym odczuciem) w swoją opowieść. Zapewne taki był Twój zamiar. Przez chwilę czułam się zupełnie jakbym słyszała to wszystko, a nie czytała na ekranie komputera. Niesamowite doznanie...
    Historia może nie należy do tych niezwykłych, lecz sposób przekazania i Twoje myśli w niej zawarte w niezwyczajny sposób pokazują jak bardzo wrażliwą jesteś osobą. Nie wiem ile tu fikcji, ile Ciebie samego, ale moja intuicja, ponoć kobiety ją mają, mi podpowiada, że jest tu bardzo dużo z Witka. Czytając zastanawiałam się czy i jak mam takie historie w swoim życiu, takie właśnie o których nie wie nikt...Myślę, że jeśli są to tak bardzo schowane i odległe, że nie wiem czy warto do nich wracać, a tak naprawdę to sądzę, że każdy je ma Chciałabym tak pięknie umieć opisać moje dni, myśli, ale nie każdy ma taki dar jak Ty Witku.
    Zdjęcia świetnie dobrałeś do tematu. W ciepłej tonacji cudnie pokazują ulotność, przemijanie.

    Mam nadzieję, że nie zalało Cię wczoraj, bo w Łodzi deszcz padał bardzo krótko.
    Życzę ci dużo odpoczynku, bo to już półmetek wakacji i duuużo ciełpa, ale nie upału...
    Bardzo serdecznie pozdrawiam:)))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A mnie kamień z serca spadł, że skomentowałaś. Wczoraj napisałem późno trochę i tak sobie potem myślałem, ze to może zbyt "ingerujące" w czytelnika. Że być może przesadziłem trochę. Masz rację, historia jakich wiele. Śmieszna trochę po czasie, kiedy żałuje się tego, co się nie zrobiło i co się wtedy myślało. A może i nie żałuje swoich myśli i oczekiwań..? Sam już nie wiem :)) To historia autentyczna, która działa się w Bieszczadach dwa lata temu, więc Twoja kobieca intuicja działa super! Wszystko było tak, jak opisuję, więc nie jest to żadna blaga :D Choć czasem kusi, oj, jak kusi, żeby trochę "odjechać". Wiesz, dla mnie niezwykłość tej historii zależy pewnie od miejsca. Trochę magiczne, trochę swojskie, trochę sam nie wiem jakie. Niosąc czyjś obraz pod powieką dostaje się zaproszenie od nieznajomej, która cichutko wsuwa w rękę klucz od pokoju. Niby nic takiego. Ale potem leży się w śpiworze i patrzy w gwiazdy i zastanawia się nad sensem miłości, czekania, wierności itd. Pomimo tego, że czuje się koniec. Było to na tyle niezwykłe, że postanowiłem o tym opowiedzieć. A ile w Tobie, czy w kimkolwiek jest takich historii? Daję głowę, ze wiele, bardzo wiele. Zatem skoro nas dwoje tak myśli, to pewnie tak jest. Bardzo mnie wzruszyły Twoje słowa, ale i trochę zawstydziły. Taki swoisty kompleks Polaka, który przy pochwałach chowa głowę w ramiona i kręci nogą w pyle drogi. "To ja? To o mnie mowa? Jejku, jej..."Pewnie się teraz uśmiechasz, bo to faktycznie śmieszne, ale tak reaguję. Ale wiesz co? Myślę, że to nie sposób pisania jest ważny tylko to, kto czyta. Kto umie sobie to wyobrazić i spiąć to klamrą własnej opowieści. Bez tego żadna książka i najlepszy pisarz są tylko marną pisaniną i bełkotem. Więc nie to, że ja, ale że Ty umiesz przeczytać to tak, że porusza. Z tymi zdjęciami, to trochę przypadek, bo miały być inne. Ale skoro jest tak sucho, to i udało mi się trochę ciepła wprowadzić do zdjęć. Ciesze się, ze Ci się podobają :))))

      U mnie wczoraj podobno lało. Podobno, bo wybrałem się do Pszczyny pochodzić po parku i jak przyjechałem, to okazało się, ze trochę pokapało. A w samych Katowicach ściana wody, zamknięte ulice, podtopienia itd. Patrzę na zdjęcia i filmiki i drapię się w głowę - cholera, mam się cieszyć, ze mnie ominęło, czy żałować? Chyba żałuję, bo przed chwilą skończyłem podlewać ogród. Półtorej godziny. Dziękuję Ci jeszcze raz Elu za Twoje cudowne słowa i chciałem Ci na koniec powiedzieć, ze każdą historię czasami dobrze odkurzyć. Dla samego siebie. Bo czasami patrząc po latach na to, co minęło na pewno się uśmiechniemy. I na pewno powiemy, tak jak ja, ale głupotę zrobiłem/zrobiłam. Co też jest miłe :)) Elu, spokoju i dobrego, chłodniejszego wiatru! Dziękuję!!

      Usuń
  2. Historia niezwykla, ale też bardzo ludzka. Dla mnie o tęsknocie, nadziejach, pożądaniu, może nawet namiętności i przekraczaniu własnych, ustalonych granic, o potrzebie drugiego człowieka obok, zrozumienia oraz bycia szczęśliwym.
    Mam nadzieję, że nie poniosło mnie nadmiernie, ale tak to czuję.
    Wcale się nie dziwię, że skłoniła do przemyśleń o tym co ważne, choć pewnie nie udało się odpowiedzieć na pojawiające się pytania.
    Myślę też, że samo miejsce i klimat zrobiły w tym przypadku kawał dobrej roboty- góry, noc, niebo, gwiazdy, ognisko, opowieści...jest w tym coś magicznego i pierwotnego, romantycznego oraz nieuchwytnego.
    To bardzo, bardzo dobra historia.

    Sama jednak wyzwania opowiedzenia histrorii nie podejmuję

    Dobrej nocy! :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Opowieści mają to do siebie, że kiedy zostaną opowiedziane, to zaczynają żyć własnym życiem. I to teraz ja nie śmiałbym negować tego, co Pani napisała. Musiałbym się odwołać do każdej z wymienionych rzeczy. Ale tym samym zepsułbym opowieść, którą Pani zanalizowała po swojemu i nadała jej nowe wyobrażenie. A ja nie lubię psuć opowieści zwłaszcza, jeśli są prawdziwe. Czy noc pod gwiazdami pozwoliła odpowiedzieć na pytania? I tak i nie. Tak - bo utwierdziłem się w tym, że miłość mogę udowodnić sobie tylko wiernością. Nie tylko tą fizyczną, ale wiernością w to, że w nią wierzę. Nie - dlatego, że byłem zbyt głupi na zrozumienie odpowiedzi. Podejrzewam, że dziś również bym nie rozumiał odpowiedzi. To, o co pytałem, to uniwersalia, nad którymi poznaniem trawimy całe życie. Tak, tu się zgodzę z Panią, absolutnie jest to magiczne miejsce, choć zimno, jak diabli. Ciesze się, że dla Pani jest to dobra historia. Bo zawsze lepiej takie opowiadać, niż złe i nudne :)) Nie, nie liczyłem na to, że ktoś z czytających taką historię opowie. Jakąkolwiek. Bo to chyba nie to miejsce i mam tego świadomość. Ale każdy z czytających mimowolnie pogrzebał pewnie w swoim życiorysie znajdując coś. I dla mnie to dużo. Bardzo dużo. Proszę mi wierzyć, uśmiecham się teraz i bardzo, bardzo dziękuję za komentarz.
      Dobranoc i błękitnych :))

      Usuń
  3. Piękna, zwykła-niezwykła historia. A przez Twoją umiejętność opowiadania - jeszcze piękniejsza :)
    Masz rację - każdy ma swoje historie i nosi je w sobie. Też mam i dzięki, że mi o nich przypomniałeś.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję Aniu, miód na serce i uśmiech od rana :))) Czyli udało się. Bo jak mówi jedno z Praw Wyobraźni, nosimy w sobie światy, którym możemy pozwolić istnieć. Wtedy żyjemy wielokrotnie. Dobrego i spokojnego dnia Ci życzę :)))

      Usuń
  4. "Opowiedz mi swoją historię" Historię miłości i słowa 'KOCHAM" Historię która głęboko w nas. Wyciągnąć z najgłębszej szuflady naszego JA i pokazać światu nasze pragnienia nasze tęsknoty nasze marzenia - ściągnąć maskę i pokazać twarz często zranionego, połamanego człowieka. Pytanie ? czy warto ? Czy warto narazić się kolejny raz na zranienie, wyśmianie, krytykę, plotkę
    - pytanie, czy warto ? Czy bilans naszych słów puszczonych w eter będzie dodatni, czy grubo pod kreską. Czy warto myśleć w takich kategoriach, kategoriach zysków, strat.
    .........Jako młoda dziewczyna marzyłam o domu o dzieciach o człowieku, który stworzy razem ze mną nasz mały prywatny świat. Oczarowana zawierzyłam w potok pięknych słów i wizji z bajki. Szybko wizja i zauroczenie zmieniło się w trwanie i przetrwanie. Zauroczenie nie miało szans przerodzić się w miłość. Zakończyłam ten etap w życiu z walutą, że nie jestem warta miłości i sama nie jestem w stanie nikogo pokochać. Życie toczyło się dalej, bez marzeń, bez pragnień, zwykłą codziennością do momentu gdy już półwiecze było za mną. Stanął na mojej drodze mężczyzna, któremu zapragnęłam powierzyć siebie, swoje najskrytsze myśli pragnienia oddać klucz do własnej duszy. Zapragnęłam zatopić się w jego ciele, zapachu, jego umyśle. Zainkasować całe jego "JA". Schować przed światem do własnej szuflady. Szok dla organizmu. Nie miałam pojęcia, że można coś takiego odczuwać do drugiego człowieka, że można tak pragnąć każdego spojrzenia, słowa, jak wody na pustyni, że można się tak zatracić w pragnieniu. Dobrze, że w tym wszystkim nie brak mi było przyzwoitości i zwyczajnej kobiecej dumy, racjonalizmu i szacunku dla drugiego człowieka, dla jego osobistej przestrzeni, prawa do wyboru i racjonalizmu. Cóż walkę przegrałam o swoje marzenie. I życie potoczyło się dalej... a ja bogatsza o jakąś tam wiedzę o sobie i miłości.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie liczyłem na to, że ktoś podzieli się swoją historią, jakimś jej ułamkiem. A jednak, kiedy przeczytałem Twój komentarz, to musiałem głęboko zastanowić się nad tym, co napisałem. Bo prosiłem o historię wiedząc, ze każdy z nas, ma swoje doświadczenie. I każdy z nas kryje w sobie wiele, bardzo wiele uczuć. A to, czy potrafi je nazwać, czy nie, to już sprawa drugorzędna. Ty pokazałaś swoją opowieść próbując nazwać to, co w Tobie. Czy narażasz się przez to na śmieszność? Nie, bo widzisz Grażynko, zaglądają tu ludzie, którzy nie są głupcami. Nie szukają brawek, nie gonią za modą itd, tylko oczekują od siebie i od świata czegoś więcej. Więc na pewno nikogo z czytających Twój komentarz nie rozśmieszył. Ba, jestem pewien, że każdy sam w sobie tę historię musi przetrawić i zapewne będzie miał swoje wnioski. Czy jest to ściągnięcie maski? W pewnym sensie tak, bo pokazałaś, ze życie jest pełne przypadków. Z drugiej strony pokazałaś prawdziwą historię, która nie pokazuje złamanego człowieka (jak piszesz), a kogoś, kto walczy o siebie. Któremu czasami brak sił. I często dobrego słowa od ludzi. Bardzo poruszyło mnie to, co napisałaś, bo zrobiłaś to w sposób bardzo surowy. Prawie okiem Hemingwaya. Rozprawiając się przy okazji z wieloma rzeczami. Myślę, ze walki nie przegrałaś. Bo to nie była walka. I nie ma tu wygranych, czy przegranych. Bo przecież nigdy nie wiadomo, co się stanie dziś, jutro, pojutrze - jesteśmy czegoś pewni, a tu trach! i wyskakują nam różne rzeczy dobre i czasem te złe. Na pewno wiesz więcej o sobie i o miłości, z tym ostatnim zdaniem zgodzę się absolutnie. A teraz niespodzianka, wiesz czemu zdecydowałem się na napisanie tego tekstu? Nie, nie dlatego, by opowiedzieć o sobie, ale po to, by pokazać jakie niezwykłe rzeczy skrywamy sami w sobie. Często tego nie wiedząc. machając ręką i myśląc, że jesteśmy "jednymi z wielu", "szarymi ludźmi". A przecież jesteśmy niezwykli dzięki tym opowieściom, które gdzieś w nas są. Pozdrawiam Cię serdecznie życząc chłodu odrobinę i dużo, dużo zdrowia!!! Pozdrawiam Cię i wysyłam dobre, najlepsze myśli :)))

      Usuń
  5. Jaka ta moja historia? Całe życie myślę o swoich historiach. I opowiadam je sobie w głowie.
    Czasem coś zapiszę. Potem jest niezadowolona, że to nie tak. Nie tak miałam napisać. Co zrobić, w głowie tyle słów się kłębi? Jak wybrać te właściwe, które sprawią, że poczuję szczęście? Brak odpowiedzi, więc nadal gadam do siebie, a przy okazji do ciebie słuchaczu, czytelniku. Może też coś z tego dotrze do ciebie.
    Takie wrażenia obudziły się po lekturze Twojego tekstu.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję Ci stokrotnie. Nie chciałbym popełniać błędu i manierą Internetu pisać "mam tak samo", bo obraziłbym Cię skrótowością myśli. Zatem powiem, że niezadowolenie jest immanentną cechą pisarza lub tego, kto opowiada. A jeśli ktoś jest z siebie zadowolony, to na pewno nie do końca. Bo przecież nie da się opowiedzieć świata. Swojego świata. Zwłaszcza tego, który bezustannie się zmienia. Dziękuję Ci raz jeszcze! Piękne to, co napisałaś. I prawdziwe. Pozdrawiam Cię bardzo, bardzo serdecznie :)))

      Usuń
  6. Nie opowiem, może kiedyś napiszę o tym strasznie śmieszną książkę ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Żadne "może", trzymam Cię za słowo! I pozdrawiam serdecznie :))

      Usuń

Prześlij komentarz

KOMENTARZE

Popularne posty