Nie patrz...

         Nie lubię zdania, które pada w koszmarze mojego dzieciństwa, czyli w Małym Księciu „Dobrze patrzy się tylko sercem”. Przez to jedno zdanie nie mogę czytać tej historii. Choć muszę wielokrotnie do niej wracać. Nie wiedzieć czemu, maturzyści uparli się właśnie na „Małego Księcia” sądząc, że ich praca nabierze głębi, a sama postać chłopca o gwiezdnych oczach uświetni to, co napisali. A ja czytam i szukam tego wszystkiego między zdaniami na darmo składając litery w wyrazy i wyrazy w zdania. Płytko, chlupiąco, kałużowo-błotnie. Żaden z piszących nie pochyli się nad postacią piszącego, by określić problematykę egzystencji i poznania świata. Żaden nie określi pod wpływem jakiej filozofii pozostawał autor. Jest tylko róża i chłopak, który podróżuje. I właściwie nic z tego nie wynika, poza odhaczeniem pozycji wymaganej do napisania pracy. Podobnie robili pisarze barokowi chcąc nadać swemu dziełu polotu i fantazji. Wymyślano tytuł długi i niezrozumiały, zaś mottem pracy były słowa antycznych pisarzy. I to załatwiało sprawę, bo kto się powołał na starożytnych, ten pewnie ich znał. A że książka składała się z odpisów, przypisów i kompilacji, było najmniejszym problemem. I tak przecież lepiej było czytać kalendarze, jako lekturę pożyteczną, a zabawną. A oryginalność pojawiła się, jako warunek sine qua non w czasach romantyzmu. I od tego czasu rymotwórcy i pisarze-kopiści zaczęli mieć problem. Choć i takich dziś nie brakuje. Co ma do tego zdanie, którego się przyczepiłem? Ano ma. Wiesz, jak się idzie na daleki spacer i chłonie wszystko po drodze, to zaczyna się dziać coś. Ano wyobraź sobie, że widzisz napis „Smażalnia ryb – ITAKA”. Toż Odys stanąłby na brzegu i zamiast rozprostować kości i zastanowić się, co zrobić, by odzyskać tron, to rozpieprzyłby tę śmierdzącą budę na kawałki, która śmie przywoływać starożytne imię jego miasta. Kto nie słyszał o Itace? Kto nie słyszał o Penelopie, o psie, piastunce i próbach Odysa? A może o motywie homo viator? I ktoś każe mi patrzyć sercem, tak? Więc mam zobaczyć zamiast budy skleconej z kawałka blach i plastiku starożytne miasto? Staram się. Naprawdę się staram. Idę dalej i widzę „extremalnie”. „Extremalnie modna”. Budyneczek z końca lat dziewięćdziesiątych, z odklejającym się fioletowym napisem. Ma przyciągać wzrok. I pewnie przyciąga w sezonie tych, którzy patrzą sercem. A może źle oceniam pomysłodawców, może to celowy błąd językowy, by w ten sposób przyciągnąć ciekawskich. Jeśli tak, to wielkie brawa. A może brava, któż to wie…Skoro kuchnia może być „Nova”… Idę sobie z głową wypełnioną jeszcze szumem morza. Wielkim szumem, który wyciszył mnie i sprawił, że się uśmiechnąłem. Mijam więc „Paryżankę”, by potem trafić do miejsca, które wabi mnie nazwami. Każda z tych nazw, to impuls. Wszędzie pizza, wszędzie kebab lub kebap, w zależności od upodobania językowego i stopnia oczytania właściciela. Ale patrzmy sercem, przecież to dla naszego dobra, na każdym kroku jedzenie z koszmarów dietetyka. I makarony i dania barowe i obiadowe i kebab, kebab, kebab. Miasto kebabów. I ryb prosto z kutra. Ale żeby nie było, że się uparłem na to nieszczęsne serce, mam perełkę, przy której staję i nie wiem, co zrobić. Konsternacja wbija mi nogi w ziemię i czuję, że mam do czynienia z demonem intelektu. Tak, nie kłamię. Był taki film, który wywołał we mnie wielką ciszę. Luc Besson nakręcił „Wielki błękit”. A tu patrzę i widzę „Wielki błękit” i wesołe delfinki skaczą sobie, a każdy dmuchany i radośnie plastikowy. Ale patrzę sercem, prawda? To tylko reklama przecież, a nikt tak starych filmów nie ogląda. Po co komu takie rzeczy. A tytuł fajny, w sam raz na smażalnię. Potem mamy „bazę odnowy biologicznej”. Baza, to jakoś wojskowo brzmi, wolałbym nie trafić w „dobre ręce”. Pewnie po 15 kilometrach biegu odnowiłbym się całkowicie. Ale bądźmy wierni patrzeniu sercem, prawda? A zatem mamy jeszcze „uzdrowisko smaków” – lotny, bo samochodowy patrol smaków, a w nim wina, wędliny i ryby. Ekologiczne, naturalne i prosto z kutra. Patrzymy sercem. Szkoda, że nikt czytający autora „Małego księcia” nie pamięta, że patrzy się na drugą osobę właśnie tak, sercem. Ale tylko po to, by i ona na nas spojrzała w taki sposób. To znaczy, że książkę mogą zrozumieć tylko ci, którzy chcą zrozumieć tę ważną zależność – serce za serce. Bo jeśli zamiast serca jest udawanie, jest reklama, jest chęć zysku, to chrzanić takie spojrzenie. I takie odruchy. I takich ludzi. Ale żeby nie było, opowiem jeszcze o czymś. Wracałem w błękicie i wietrze. Czasem przystawałem, piłem wodę i miałem czas. Nikt mnie nie gonił, a i ja sam nigdzie się nie spieszyłem. Patrzyłem na fale, które rozbijają się o piaszczysty brzeg i byłem szczęśliwy wiedząc, że mam przed sobą kilometry takiej drogi. Ale moja droga, jak każdego, ma swój i cel i koniec. Siadłem w kafejce nadmorskiej i patrzyłem przez szybę, jak mewy krążą, a ludzie rzucają im chleb wysoko w górę. Dzień chylił się ku zachodowi, więc światło było jeszcze pełne i złote. Zamówiłem kawę. Zawsze chciałem wypić kawę siedząc sam w kawiarni. Bo byłem sam. Nie wiem czemu, może to sprawa godziny, a może szczęścia. Oczy miałem opętane jeszcze błękitem, ale nie mogłem napatrzyć się na fale. W zamyśleniu odszukałem w kieszeni kostkę ciemnej, gorzkiej czekolady i położyłem przed sobą na stole. Odwinąłem papierek i połamałem na mniejsze cząstki. Kiedy kelnerka z dużym stażem, chyba właścicielka przyszła, zadała mi pytanie; „A pan żadnego ciasta? Mamy szarlotkę, sernik, może gofra?” Po czym zobaczyła ciemną czekoladę. Uśmiechnęła się. Wie pan, ja też. Ale niech pan poczeka chwilę. Nie wiedziałem o co chodzi, ale uśmiechnąłem się, bo na uśmiech odpowiada się uśmiechem. Po chwili przyszła z kawałkiem ciasta. „Może pan śmiało jeść”. Dla siebie zrobiłam. I niech pan przychodzi codziennie, bo ja codziennie piekę”. Chciałem zapłacić, nie przyjęła pieniędzy. „Bo życie jest wystarczająco trudne, nie?” Tym razem mogłem popatrzyć sercem i odpowiedzieć tym samym. A morze burzyło się i szumiało. Kawa była porządnie gorąca, a ciasto pachniało domem i spokojem. A czekolada? Pewnie, że ją zjadłem…
























Komentarze

  1. Cudowny wpis :)) Niesamowicie wyglądają te miejsca poza sezonem. Nie wiadomo, śmiać się czy płakać, a może śmiać się płacząc, a może i jedno i drugie i trzecie? Trzeba mieć wielki dystans do siebie i świata, żeby spojrzeć takim okiem. Zawsze bardzo lubiłam czytać te wszystkie nagłówki, tytuły, slogany reklamowe, kiedyś, gdy jeszcze uczyłam się i studiowałam, musiałam pokonywać codziennie kilkadziesiąt kilometrów autobusami i właśnie z tego czasu najwięcej pamiętam takich językowych potworków, które oglądałam przez szyby autobusowe. Najbardziej mnie zadziwiało jak wiele może istnieć równoległych światów, bo był świat kwiatów, świat zwierząt, świat drewna, świat mody, świat pierogów, świat alkoholi, świat dziecka, świat butów, świat książek, świat muzyki, świat zabawek i jeszcze wiele wiele innych, ale najbardziej utkwił mi w pamięci świat blachy. Blacha mnie po prostu urzekła :) Ależ mi się z rana poprawił humor. A rzeczywiście w "Małym Księciu" też dużo znajdziemy takich perełek, ale jeszcze więcej w "Alchemiku", przy czym tego pierwszego to lubię, ale tego drugiego omijam szerokim łukiem, pewnie za stara byłam, gdy się wzięłam za jego czytanie. Miłego dnia :)))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Świat blachy - zrobiłaś mi dzień :))))) Genialne!! Tak, niektóre teksty przychodzą za późno i to już nie jest to. Nie trafiają w to, w co powinny, czyli w nasza wrażliwość. Mam to samo z nagłówkami i reklamami. Niektórzy się dziwią, ze czytam. A co mam zrobić, przecież to tekst, jak można nie czytać tekstu? Podobno można. Ja nie potrafię. Jeśli chodzi o Alchemika, to dostałem go kiedyś od dziewczyny, na której mi zależało. A że bylem na studiach, więc postanowiłem się solidnie i solennie z książki przygotować. Zeszyt, długopis i jedziemy! Cytat pierwszy, drugi, piąty - uff, a ja nawet nie dobrnąłem do trzeciej kartki. Trudno będzie, myślę sobie. Zapełniłem tymi cytatami kilkanascie kartek. I wtedy okazało się, że mam do czynienia z książką, która składa się z fragmentów, które można dowolnie wyciągać i dopasowywać. Również historia nie porwała mnie, bo okazała się przewidywalna. Ale co, prezent, to prezent. Nigdy już do niej nie wróciłem - zwyczajnie było mi żal czasu. O ile Mały Książę jest napisany z pomysłem i bardzo sprawnie, o tyle Alchemik grzeszy wszystkimi grzechami książek umoralniających. Może moja wina? Nie wiem. Dziękuję Ci bardzo za komentarz i bardzo, bardzo, bardzo się cieszę, że mój wpis Ci się spodobał. I wierz mi, siedzę sobie teraz, stukam w literki i się uśmiecham :)) Pozdrawiam Cię bardzo, bardzo serdecznie :))))

      Usuń
  2. Kiedyś, gdzieś tam zbuntowałam się na nasze polskie reklamy. Na pięknych zabytkowych budowlach umieszczone reklamy w moim mniemaniu jak koszmarki z najgorszego snu. Na wręcz dewastację naszej spuścizny, naszej historii. Napaćkane tego wszędzie po całej Polsce. Obskurnego, wyblakłego, z obsypującą się płatami farbą wypierającego naszą tradycję, naszą kulturę w pogoni za sławą chwałą i zyskiem, Brudne zapuszczone, śmierdzące z dala stęchłym tłuszczem i wiesz co ?Usłyszałam od wykształconego człowieka w kierunku "sztuka" Że to nasz koloryt narodowy, krajobraz Polski, folklor i trzeba uszanować i docenić twórczość naszych rodzimych ludowych artystów. Pozostaliśmy każde przy swoim zdaniu. Do kompromisu nie doszło. W cudowny sposób opisałeś koloryt naszych polskich " zaścianków" Kawy i ciastka zazdroszczę :) Co do Księcia - mam odmienne zdanie - cudowna książka. Ryczałam jak ją czytałam. Przeczytalam ją jako małe dziecko, obejrzałam film, uwielbiam piosenkę i przeczytałam jako dorosły człowiek i również się popłakałam nad naszym ludzkim losem, nad traceniem wiary, pozbywaniem się złudzeń i nad pędem do zdrad w poszukiwaniu co rusz nowych przyjaciół, miłości. Dużo by pisać. Szkoła narzuca nam stereotyp myślowy jedyny i tylko słuszny. Kaleczy i okalecza nas i w ramy określone przez maleńką grupę ludzi zamyka zakładając "kajdanki" myślowe. Narzucając określone stereotypy. Nie mam papierka ze szkoły ale chyba miałam w tym wszystkim i szczęście,mogłam sama sięgać po lektury i sama myśleć co mam myśleć w przełożeniu na to co widzę, czuję i obserwuję w około mnie. Latami czytać jedno i to samo co roku powielane na kilkadziesiąt stron - to faktycznie można znienawidzić, Tym bardziej jak pierwowzór nie przypadnie do gustu i tłumaczenie jego przez fachowców od narzucania myśli. Toć to czyściutki przykład dyktatury i niewolnictwa. Cudowny post masz ode mnie za niego taaaaaaaaaaaaakie uściski. Lubię Ciebie.

    OdpowiedzUsuń
  3. Och, dorzuciłaś do pieca. Ale może zacznę od końca, bo chyba to jest ważniejsze. Grażynko, też Cię lubię i dlatego wytłumaczę Ci pewną rzecz, której normalnie nie tłumaczę. Szkoła jest stereotypem i schematem. To prawda, ale tylko w takim zakresie, na jaki jej pozwolimy. Myślisz, ze lekcje ze mną polegają na tym, ze tłukę analizę i interpretację dyktując do zeszytów, a kto nie umie, ten dostaje pałę? To nie tak i nie ten nauczyciel. Moim OBOWIĄZKIEM jest posiadać narzędzia i dać je uczniowi po to, by sam umiał taka analizę zrobić, dokonać interpretacji. A zatem musi wiedzieć skąd utwór pochodzi, kto go napisał, znać tytuł zbioru, ew kilka wierszy z niego. Wiedzieć coś o autorze. A czemu tak? Bo zawsze jest tak, że autor zostawia drobne ślady swojego życia w tym, co pisze. Dzięki temu łatwiej nam podjąć trud interpretacji. Nie możemy sami, z miejsca tego robić, bo potem wychodzą takie kwiatki, ze interpretujemy wiersz "Krzak dzikiej róży..." i uczeń mówi, ze to o wojnie, bo mu tak wyszło. I nie zgadza się z moim zdaniem, bo ja mu narzucam. A może to, co uczeń mówi nie jest jednak prawdą? Może jest trochę opóźniony z materiałem i nie wie, że autor żył na przełomie XIX i XX wieku. i wiersz jest o niepokojach świata schyłku, a nie o wojnie. To nie jest tak, ze ktoś sobie coś wymyślił czytając i wszyscy powtarzają, bo im się tak podoba. To WYNIKA z tekstu i ze znajomości autora, kontekstów i filozofii itd, itd. Więc to nie schemat, a narzędzie w ręce. Byle to narzędzie umieć mądrze wykorzystać, a nie walić, jak cepem.
    A Mały Książę przyszedł do mnie za późno i o ile inne książki tegoż autora były dla mnie ciekawe, o tyle Mały Książę zabrzmiał głucho i nie wpasował się we mnie. Ale każdy ocenia wg. siebie. Pomijam już fakt, ze ileś razy robiłem na lekcji Małego Księcia, bo to akurat nie ma znaczenia dla sprawy. Czy robi się coś raz, czy sto razy, zawsze trzeba pokazać to, co w tej książce najcenniejsze. i nie jest nią Róża. Tak powstają mity o nauczycielach i ich pracy, prawda? Skoro robił to już 10 razy, to znaczy rutyna. Tyle ttylko, ze za każdym razem robi się z innymi uczniami. I za każdym razem padają inne pytania i mimo tego samego tekstu, rodzą się różne odpowiedzi. Czy top Mały Książę, Czy Pan Tadeusz, czy 1984. A jeśli chodzi o Twojego specjalistę, to myślę, ze miał wielkie szczęście, ze nie powiedziałaś mu czegoś bardziej dosadnego, bo ze mną by mu tak łatwo nie poszło. Koloryt lokalny... No, to Ci powiem, chłopina wymyślił chyba na poczekaniu. Dziękuję Ci za tak długi komentarz i rozumiem, ze emocjonalnie stoisz za Małym Księciem, natomiast jak przyjrzysz się tekstowi, to wcale go nie skrytykowałem - posłużył mi tylko do tego, by coś pokazać :)) Miłej i spokojnej niedzieli dla Ciebie :)))

    OdpowiedzUsuń
  4. Polskie wybrzeże słynie właśnie z tego co pokazałeś na zdjęciach. Reklamy, reklamy, pizza, kebab, reklamy, gofry, gofry, reklamy. Gdzie nie spojrzeć szyldy z jakimiś koszmarkami. W sezonie letnim kiedy te miejsca są wypełnione ludzką masą, a na plażach piętrzą się parawany, ludzkie ciała, puszki i butelki po piwach, a gdzieniegdzie można się przejechać na elegancko pozostawionych fekaliach to może w pewnych warunkach, dla pewnych ludzi wydawać się kuszące i warte wzięcia udziału. Natomiast ten rozjazd pomiędzy Twoimi zdjęciami monumentalnie pięknej, pustej plaży i martwego, pustego miasta poza sezonem jest przytłaczające, myślę że nawet najbardziej zagorzały amator wakacyjnego ścisku nad Bałtykiem to przyzna. Jak te dwa światy mogą koło siebie istnieć? Niepojęte.
    Kilkukrotne słyszałam, że Rugia jest takim miejscem pozbawionym tych przywar polskich, nadmorskich miasteczek. Jeszcze mi się nie udało tego sprawdzić, ale w końcu chcieć to móc, prawda?

    “Małego księcia” nigdy nie lubiłam. Dla mnie ta sama półka co “Alchemik”. Nie przepadam za książkami pełnymi takich prawd objawionych i podanymi jeszcze w taki właśnie sposób. Nie ma w nich miejsca na własne, indywidualne doświadczenia, jest tylko jedna słuszna rzeczywistość, prawda i klucz do życia w zgodzie ze sobą i całym światem, bez dyskusji. Bleh.

    Zazdroszczę ci tego morza. Tej wielogodzinnej wędrówki, spokoju, szumu fal, czasu na zastanowienie i pobycia w ciszy samemu ze sobą, widoku tej bezkresnej, zielonej otchłani. Uwielbiam patrzeć na wodę, słyszeć jej szum i mogę tak godzinami i zazdroszczę ci teraz tego nawet nie wiesz jak bardzo!!!

    A do gorzkiej czekolady trzeba dojrzeć. Choć i dobre ciastko nie jest złe;)

    Spokojnego wieczoru!
    :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A wiesz, też słyszałem, ze Rugia jest trochę inna. Może kiedyś... A chcieć, to móc. I mówię to z przekonaniem, bo tak się lubi dziać. Cieszę się, że zauważyłaś tę różnicę, dysonans między dwoma wpisami. Początkowo nie chciałem publikować tego z pustym miasteczkiem i reklamami. Ale postąpiłem przekornie i wyszło właśnie tak - kontrastowo. Kiedy kilka lat temu jechałem nad morze i mój znajomy mieszkający nad morzem powiedział "Witek, idziesz rano na plażę. Kropka. I idziesz daleko od głównych wejść. I tak robię. Tłuszcza i parawany faktycznie tam się koncentrują. I rano mam kilka godzin spokoju. Góry też się bardzo zmieniły od czasów, kiedy jeździłem z kilkoma złotymi w kieszeni. Reklamy i podłe żarcie. A zarzekam się, że do Zakopanego po dobroci mnie nikt nie zaciągnie.
      Tak, zdecydowanie również stawiam na książki, które nie są nachalne. Zwłaszcza nie lubię tych z umoralniającymi tekstami, jakby intelekt czytającego nie pozwalał wzbić się na wyżyny piszącego. Koszmar. No i brakuje miejsca na swoją wyobraźnię, co cenię bardzo i lubię. Bo lubię zobaczyć to coś przez dziurę w papierze, kiedy czytam.

      Nie zazdrość, bo sama wiesz, ze to u mnie jest koniecznością. Po prostu mam z góry narzucony urlop. Wolałbym pojechać w maju, kiedy jest już ciepło i zielono. Ale dostosować się muszę do instytucji, w której pracuję. Albo taki październik z chmurami spacerującymi po niebie... Coś cudownego. I światło jest niesamowite. A ja? A ja zamiast na plaży, to w sali wypełnionej ludźmi. Uroki pracy. Ale pocieszę Cię jeszcze tym, że dziś było wietrznie i nie było słońca. Szaro-buro na niebie. Choć i tak poszedłem, bo trzeba.

      Tak, zdecydowanie trzeba polubić gorzką czekoladę :))) Ale jak się już polubi, to można robić sobie właśnie takie małe desery z kostki lub dwóch. I nikt nie chce od człowieka czekolady, bo "gorzka" :D To jest plus! Ciastka nie mogę, niestety. A taką szarlotkę widziałem, że wszystko we mnie śpiewało... Trudno.
      Pozdrawiam Cię bardzo, bardzo serdecznie i dziękuje Ci z serca za komentarz.
      Miłego wieczoru i dla Ciebie :))))

      Usuń
    2. Oj jaka tandeta...faktycznie ręce opadają chociaż też starałam się patrzyć sercem 😁bo przecież ci ludzie też muszą z czegoś żyć...
      Ty byś musiał zobaczyć moje morze, bez takich szopek, zwykle, normalnie, bez toy toyów na plaży, ogromne ciche przestrzenie, nawet tam foki mieszkają.
      Henio go nazwałam😁
      Ale wiesz, czasami trzeba przymknąć oczy, szkoda sobie psuć urlop.
      Jakkolwiek z racji zawodu to już chyba niemożliwe, żeby nie zwracać uwagi.
      Teraz już uciekam życząc Ci klapek na oczy w razie sytuacji ekstremalnych😁😁
      Teraz już zamknięte bo nieczynne.
      😁😁😁

      Usuń
    3. Tak, to jest we mnie, ze czytam, gdziekolwiek literki zobaczę. Siła wyższa. Nie to, że zabraniam ludziom zarabiać. Ale... No właśnie, może nie tak. Nie tak tandetnie. Nie tak ordynarnie. Brak temu pewnego uporządkowania. Jednolitości. Jest rozwydrzone zarabianie. Ładnie nazwałaś fokę - Henio :)))) Ostatnie zdanie właśnie mi dzień zrobiło :)))) Pozdrawiam Cię śmiejąc się, jak głupi :D

      Usuń
    4. Ale wiesz, pośmiałam się z tych zdjęć, to jest dla mnie czysta nostalgia😁te górolotne napisy, a w takiej ekstremalnej modzie to Ci powiem, bym se poszperała😁czasami można tam znaleźć perełki, w takiej szperaczce😁z tym, że mam limit do 10 złotych😁.
      A Henryka pozdrowię jak znowu będę, ciągnie mnie już strasznie i chyba w weekend...ode mnie to tylko godzina.
      Używaj wakacji u jestem ciekawa czy już coś znalazłeś😊

      Usuń
    5. To raczej moda raczej niższych lotów i chyba nie ma tak tanich rzeczy. Ale i tak nieczynne, bo zamknięte :D Tak, coś znalazłem. Zawsze coś znajdę - uroki morza :))

      Usuń
  5. Tak bardzo inny świat pokazałeś Witku od poprzedniego. Błękit morza i kontrastowo puste miasteczko poza sezonem. Cóż innego mogło przykuć Twoja uwagę najbardziej, jak nie właśnie słowa, a raczej słowokiczotworzenie...Świetnie to pokazałeś. Tak jest wszędzie w górach czy nad morzem, gdzie każdy napis, błyskotka ma zwabić wszechobecnego latem turystę. Ten tłum musi gdzieś zjeść i to jeszcze chciałby niedrogo. Nikt nie czuwa nad stylem, architekturą a tym bardziej nad hasłami mającymi nas zachęcać do wejścia. Dlatego nie jadę tam nigdy latem, a jak już jestem szukam miejsc, gdzie nie każdy zagląda. Ktoś przede mną pisał o Rugii, byłam i przynajmniej ja bardzo się zawiodłam. Nie zrobila na mnie wrażenia, oprócz jednego miejsca. W Polsce też jeszcze są na wybrzeżu mniej tłoczne, ciekawe i piękne miejscowości. Jeśli chodzi o słowa to ciekawostka na dziś miałam zamówić pizzę. Pizzerii do wyboru mnóstwo, ktoś poleca , tą inny tamtą , ale jedna z nich doszła dla mnie do granic absurdu w nazwach. Dla zabawy przytoczę kilka :Syrenka, Isaura, PGR, Borewicz, Traktorzystka, a czy ktoś chciałby może zjeść Prodziż lub Farelkę :-)
    Wiesz...w tym wszystkim najważniejsze chcieć zrozumieć, i by słowa nie były tylko zbitkiem liter , a ich dźwięk miał po prostu SENS.
    Pozdrawiam Cię bardzo serdecznie i miłego dalszego odpoczynku :)))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przeczytałam swój komentarz i Witku nie dopisałam mojej myśli do końca... Czasem mały gest czy jedno zdanie zupełnie zmienia nasze nastawienie i daje nam poczucie normalności i człowieczeństwa. Taką właśnie wzruszającą chwilę opisałeś w swoim wpisie.
      Pięknego dnia z dobrym światłem Witku:)))

      Usuń
    2. Uśmiałem się z PGR-u i Borewicza. Ciekawe swoją drogą, czy ktoś pamięta Isaurę? Faktycznie, dziwadła okrutne :D Ale w tym wszystkim, masz rację, ze są jeszcze miejsca, które nie poddały się zalewowi tej tandety i tego wszechogarniającego "parawaningu". Tak, rozumiem turystów, bo i sam nim jestem. Pamiętam ze dwa lata temu cudownie długi ogonek do knajpy, gdzie jak wół stało, ze za zestaw obiadowy 10 złotych chcą tylko. Stanie na trzy godziny, ale ludzie nie odpuszczali. Ba, kolejka się zwiększała. A przecież to wszystko i mrożone i maszynowo robione. Mój Boże... Tracimy z tego wszystkiego to, co najważniejsze, a o czym napisałaś kończąc myśl. Być może zależy to od estetyki człowieka, od jego potrzeb, bo może ktoś się czuje dobrze w takich miejscach. Jednak zdecydowanie ja wolę samotne wędrówki i odpoczynek na własnych zasadach broniąc tego, co w środku. I jak widzę, nie jestem sam :))) Pozdrawiam Cię Elu bardzo, bardzo życząc dobrego i spokojnego dnia. :))))

      Usuń
  6. Tak, rzeczywiście wielkie kontrasty. Morze, plaża, wiatr i wielki szum i zachwycenie, a kilka kroków dalej jarmarczne, posezonowe miasteczko z wszechobecną tandetą.
    No jest tandetnie, ale pewnie być musi. Świat jest różnorodny i ludzie też. Gdybyśmy wszyscy byli tacy sami, to byłoby i nudno i straszno. Gdyby nie było tandety, to skąd byśmy wiedzieli, że to co nam się podoba jest inne, nietandetne??
    Ale pocieszające jest to, że stara prawda o tym, że piękno jest w oku patrzącego i tym razem się sprawdziła.
    Pusta kawiarenka i życzliwa uśmiechnięta kelnerka Tobie właśnie musiała się zdarzyć, bo umiesz patrzeć. Bo czytasz szyldy, marudzisz na bylejakość, ale mimo to, zawsze umiesz znaleźć jakieś dobre miejsce, gdzie działa uśmiech za uśmiech. Pozdrawiam serdecznie:)))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak sobie myślę, ze obok piękna musi istnieć i brzydota, by móc zobaczyć różnicę. Tak jak obok dobra zło i obok miłości nienawiść. Sieć powiązań w tym naszym życiu i świecie oplotła nas zupełnie. Tak Aniu, zawsze staram się znaleźć iskierkę, która będzie się tlić w ciemności, bo świat nie może być jednoznaczny. Jest na to za sprytny i za dojrzały. Ogromnie dziękuję Ci za Twoje słowa i przepraszam, ze teraz dopiero odpowiadam. Tak to jest, że jak się chce komuś pomóc, nawet największej upartej oślicy, to trzeba własne sprawy odłożyć. Za co mi trochę wstyd. Bardzo miłego i spokojnego dnia Aniu :))))

      Usuń

Prześlij komentarz

KOMENTARZE

Popularne posty