Rytuał...





Nie widzieli się cały rok, odkąd starsi podjęli decyzję. Słońce wschodziło i zachodziło, a gwiazdy kołysały się nad nimi. Przyszły śniegi i mróz i przyszedł czas, który im wyznaczono. Wyprowadzili ich z namiotów na krańcach wioski, a stary druid machnął nad nimi jemiołą na znak połączenia. Król i królowa wiosennego czasu chwycili się za ręce i szli, a wszyscy patrzyli za nimi z nadzieją i ulgą, że ten czas nadszedł. Kiedy weszli na pola było jeszcze wcześnie. Za wcześnie. Grudy ziemi jeszcze pokrywał lekki szron, a suche trawy szeleściły w wietrze. Ale słońce grzało i jakieś niespokojne ptaki latały wysoko krzycząc coś słońcu. Pewnie to dobry znak. Nie odzywali się, bo i o czym można w takiej chwili mówić? A przecież rok, to dużo czasu. On mężniał, by się podobać. Ona uczyła się pilnie ruchu gwiazd i znaków. Pokryli im ciała błękitną farbą, bo tak kazała tradycja. Wnętrza dłoni zdobiły spirale, bo tak robiono zawsze. Siedli na suchej trawie patrząc na pole, na którym to się miało stać. Milczeli, choć każde z nich chciało coś powiedzieć. W końcu on sięgnął do pasa wyciągając bukłak wypełniony miodem i zaprawionym ziołami. Dobrymi ziołami.
- Masz, napij się. Wiedział dobrze, że nie może odmówić, bo to była część rytuału. Wyciągnęła ręce i chwyciła wyprawiony skórzany worek i przytknęła go do ust. Spłynął w nią miód zaprawiony całą umiejętnością kobiet, które dobrze wiedziały, jakie zioła i ile ich dać, by nie zabić, a żeby tylko działały. Piła chciwie wiedząc, co się stanie. Potem podała mu naczynie i uśmiechnęła się
- Teraz ty, pij. Głowa Rogatego Pana przeszkadzała, ale pił długo i chciwie. Widać, że jego też uprzedzili, by pił.
Siedzieli dalej czekając, aż zacznie działać.
Popatrzył na nią. Nie podobała mu się. Wolał inne o kolorze włosów podobnych do smoły z dużymi piersiami i tyłkiem, jak sielna klacz. A ta była krucha i wątła. W sam raz na kapłankę, albo na opiekę starszych. Nie do rodzenia i nie do roboty. Po co mu ona? Ale decyzja była wyraźna. Albo zostanie królem wiosny, albo ma iść precz. Głupi nie był, choć mieszało mu się w głowie od tego, co bajdurzył kapłan o święcie i ofiarowaniu i tej całej reszcie. Ale był silny i każda baba na niego patrzyła tak, że szedł przez wioskę z dumnie podniesioną głową.
- Co będzie potem?, spytała patrząc na niego spłoszonym wzrokiem.
- Nie wiem. Pójdziemy do wioski i umyjemy się. A potem chyba już nic. Zagryzł wargi. Nie wiedział. Nikt mu nie mówił, czy ma z nią zostać, czy się nią opiekować. Chuda, może umrzeć w połogu, albo w czasie porodu jeszcze. I dobrze by się stało. Ona odwróciła oczy od jego twarzy i zapatrzyła się w pola.
- Wiem, powiedziała, że mus tobie ze mną. I ja ci się nie podobam. Ale nie będę płakać, jak odejdziesz. Nie będę ci ubrania drzeć ani zastawiać sobą drzwi. Wygonisz, to pójdę dokąd mi trzeba.
- Nie bój się, nie wygonię cię. Bylebyś nie plotła mi nad głową i dbała o obejście. Będzie, co będzie.
Obydwoje patrzyli w dal. Niebo było błękitne i zrobiło się ciepło. Skiby na polach zaczęły połyskiwać mokrym, a ptaki dalej krążyły śpiewając. I nagle obydwoje poczuli, że nie mają sił. Chwycił ich strach, że coś jest nie tak. On chciał się podnieść, ale nie starczyło mu siły. Ona chciała do niego wyciągnąć rękę, ale ta opadła. Leżeli i duchy ich opuściły, a w ciała wszedł ktoś, na kogo czekali nie wiedząc o tym. On poczuł, jak napinają mu się mięśnie i wypełnia go radość życia. Dzika radość. Chciałby pobiec przed siebie, jak samotny król pól i lasów szukając swojego stada.   Ona poczuła w sobie miękkość. Miękkość i bezbronność, a jednocześnie siłę i gotowość. Spojrzeli na siebie i wszystkie ich poprzednie życia zlały się w jedno. Zaczęli sobie przypominać spoglądając na siebie, jakby dopiero obudzili się ze snu. Przyciągnął ją do siebie gwałtownie całując, a ona dotknęła jego nagiej piersi wysmarowanej błękitem. Całowali się długo zdzierając z siebie ubrania i skóry, odrzucając wszystko, co mogło im przeszkadzać, co było zbędne. I właśnie pod tym błękitnym niebem, na gołej ziemi stało się to, co powinno cię dziać. Ziemia została zasiana, a on król wiosny umazany jej krwią i ziemią krzyczał w dzikiej radości, że spełniło się to, czego chciał. Ona leżała dysząc i też się uśmiechała czując, że jest wypełniona ciepłem i pewnością, że wszystko dzieje się tak, jak powinno. Od wieków, od tysiącleci, od zawsze.. I wtedy obydwoje padli znów bez czucia.
Kapłan kazał ich przynieść do wioski i obmyć. Muszą odpocząć, bo ich ciała są słabe po tym, jak wchodzą w nie duchy Matki i Rogatego Pana. A jutro będzie nowy dzień. Jeszcze trochę i zrobi się zielono i ciepło. Siądzie na ganku i będzie patrzył na kury i przebierał zioła. Rytuał się udał, rok powinien być urodzajny. Może nawet będzie nowy dzieciak we wsi? Kto wie…

A ja wszedłem do lasu. Ogarnął mnie półmrok, bo było jeszcze wcześnie. Za wcześnie. Siadłem i piłem herbatę zerkając, czy już. Ale za bardzo się pospieszyłem. Bo choć znałem ruchy słońca, to do końca nie wiedziałem, kiedy może tu zaświecić. W końcu zaświeciło wywołując na skórze słoneczne witraże. A te liście, które miały piękny kolor świeżej, wiosennej zieleni zapłonęły swoim kolorem. Zobaczyłem żyłki każdego liścia. Milczałem i patrzyłem. Czułem, jak powietrze wypełnia się głosami ptaków i magią tej chwili, która choć ulotna, zostaje na długo w człowieku. Chwyciłem aparat i pomyślałem, że jestem w głębi wielkiego oceanu, który kołysze się nie od wiatru, a ruchem wody. Niebo było błękitne i falowało wraz z oceanem. I nabrałem powietrza w płuca, by dostać się na samo dno oceanu leśnego po magię tej wiosny. Każdej wiosny. Bo rytuał musi się spełnić…











   


Komentarze

  1. Wiesz, tak inaczej niż zwykle. Magicznie. Witku zabrałeś mnie w inny świat, świat gdzie budzi się wiosna. W odwiecznym akcie płodności, by w cyklu odradzania na nowo dać nadzieję na życie, na miłość, błękit i początek. Mogłabym się rozpisać jeszcze o symbolice i świecie Druidów. Czasami jednak lepiej sobie poczytać i przenieść się w inny świat i pomilczeć. A zdjęcia jak zwykle w punkt kolorem tej pierwszej wiosennej zieleni wtopionej w błękit. Piękne i mocne. Uściski zostawiam :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, tak inaczej, niż zwykle. Miałem kilka pomysłów i nawet mała dostawała kota, bo koniecznie chciała być w tym, co pisze. Ale wyrzuciłem łobuza z pokoju i kazałem klepać paciorek. Niech się stara, a co :)))
      A pomysł przyszedł mi do głowy dlatego, ze zmęczony jestem i potrzebuję trochę innych obrazów. No i jakoś poszło. A że magia? Trudno, skoro Naglik, to i musi być magia. Skoro nikt o nią nie dba, muszą ja o nią sam zadbać. Najważniejsze, ze Ci się podoba i sięgniesz do źródeł na własną rękę. To zawsze najpewniejsze i daje cholerną satysfakcję :)) DZIĘKUJĘ!!! No i pozdrawiam wiosennie, bo humory i zmęczenie swoją drogą, ale pozdrowić trzeba z uśmiechem :))))

      Usuń
  2. Witaj.
    Taka o to na sobotni wieczór opowieść,historyjka,którą można by skwitować tak,że wybiegłeś trochę w przyszłość i po rozprawieniu się ze złymi duchami ogłaszamy,że czas kwarantanny minął i nastała wszem i wobec wiosna !
    Ale jak to w życiu bywa,że jest to tylko fikcja to ta stety czy niestety rządzi się swoimi prawami,a my musimy jeszcze poczekać na ściągnięcie flagi...
    Pozdrówki i miłego Witek.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dobry wieczór :)
      Hmm, skwitować można, czemu nie :))) Wiesz, nie kierowałem się ani fikcją, ani jakimiś innymi chęciami. Ten rytuał, który opisałem powyżej jest bardzo stary. Starszy niż Celtowie z ich bogatą kulturą, a pochodzący jeszcze z neolitu. Był już stareńki w czasach druidów, więc może i dlatego go wchłonęli w swoją kulturę i obrzędy. Co do wirusa, ani słowa o nim nie wspominam, bo i po co. Sam widzisz, jak to wygląda, więc po co mam się jeszcze na tekście wyżywać :P A wiosna przyjdzie tak, czy tak. Z wirusem, czy bez. Szkoda mi tego czasu bardzo, ale co robić, trzeba sobie radzić jakoś. Ja wyszedłem skoro świt na zdjęcia, by pod osłoną smogu i wczesnej godziny zrobić zdjęcia. A potem chyłkiem przez pola, by nikogo nie spotkać. I się udało :D Pozdrawiam Cię bardzo, bardzo serdecznie i życzę Ci dużo zdrowia!!!

      Usuń
    2. Wszystko w jak najlepszym porządku ;-) mój pogląd na ów rytuał był po prostu taki,a nie inny,może pełny ze względu na właśnie wspomniane obostrzenia...Bo sam chętnie pewnie znalazł bym się na miejscu Rogatego,ale żeby w pełni oddać urok wydarzenia musi być też pełnia możliwości,a tu póki co mamy fazę wymuszonego przedwiośnia...wiem,że wiesz... ;-)

      Usuń
    3. Uśmiałem się :))))) Dzięki za celny strzał !! Dobrego dla Ciebie i życzę jednak tego miejsca Rogatego, a co Ci będę żałował :D Ja sam zazdroszczę :)))

      Usuń
  3. Niezwykła to podróż Witku poprzez tysiące lat by poczuć i zrozumieć odwieczny cykl, który właśnie się rozpoczął,a my jesteśmy jak co roku jego świadkami i aktorami jednocześnie. Bardzo umiejętnie i przepięknie opisałeś Witku miłosny akt połączenia i płodności. Myślę, że to wielka sztuka. Lubię bardzo mity i legendy. Koniecznie muszę odświeżyć te Celtów nie tylko o Panu Rogatym. Czytałam bardzo dawno, nie pamiętam dokładnie. Wiesz taka myśl mi przeszła, że na wiosnę świat się staje piękniejszy, w pewnym sensie my też, chociaż nie jestem pewna czy to zapach unoszący się w powietrzu, słoneczne blaski w oczach czy zwyczajnie hormony buzujące od nowa...W tym roku wiosna budzi się bez nas i cud natury maluje znów wokół . Przekornie może ta epidemia pomoże odrodzić się zniszczonej przez nas ludzi ziemi.
    Baśniowa opowieść, nastrojowa muzyka i cudownie zielone zdjęcia wszystko razem tworzą swoisty trójwymiar, który bardzo, bardzo mi się podoba.
    Dla Ciebie Witku życzenia zdrowia i ciepłe pozdrowienia:)))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo martwiłem się Elu o ten wpis. Martwiłem, bo jest inny od poprzednich. Nie skupiam się na sobie i swoich spostrzeżeniach, a wędruję daleko, daleko w przeszłość. Choć może nie tak bardzo daleko, bo jak czytałem, w Szkocji i Irlandii próbuje się rekonstrukcji dawnych druidycznych obrzędów. Nie wiem, czy to dobre, ale na pewno samo ich badanie musi być bardzo ciekawe. I też sposób myślenia tych ludzi, którzy widzieli inny porządek rzeczy niż nasz. Poniekąd mamy w "Chłopach" trochę tego, ale to tylko skrawki i to przetworzone bardzo mocno. To prawda, co mówisz o wiośnie, która bez nas się budzi. Boli mnie to bardzo. Zwłaszcza, jak widzę zdjęcia kwitnących drzew, których ja w tym roku nie sfotografuję. Oby faktycznie ta wiosna coś w nas poruszyła i zmieniła, ale w nas, czyli naszym wnętrzu, bo zdecydowanie siedzenie w zamknięciu nie wpływa dobrze na nikogo.
      Tak naprawdę kierował mną impuls przy pisaniu tego tekstu, bo zacząłem trzy inne i je porzuciłem. Jakoś nie mogłem się zabrać do pisania myśląc tylko o pracy i o rzeczach z nią związanych. Miejmy nadzieję, że obudzą się dobre wiatry i przegonią tę zarazę za siódmą górę i morze, jakby przed wiekami powiedziano. Dziękuję Ci za słowa otuchy i nadziei i bardzo ciesze się, ze tak ładnie połączyłaś to wszystko, bo w głębi na to liczyłem, ze jednak zagra. Przesyłam Ci dobre i ciepłe myśli i życzę dużo, dużo zdrowia :))))

      Usuń
  4. Trochę tu zimno i obco jakoś - to nie moja rzeczywistość, nie moja bajka, chciałoby się powiedzieć. Przywołanie istot, którym przypisywano tajemne moce, potęguje nastrój niepokoju, - podobnie pojęcie rytuału wydaje mi się bardzo podniosłą, niestety bezduszną koniecznością powtarzania schematów, na które składają się obrzędy religijne i magiczne praktyki.
    W definicji słowa rytuał brak emocjonalnego odniesienia, dominują powtarzające się mechanizmy. Tak musi być – tak być powinno. Czy tego chcemy czy nie. Mechanizm odradzania się, cykliczność życia i umierania wszystkie cykliczności w rytualnym obrzędzie zagospodarują zjawiska, które my ludzie chcieliśmy sobie przywłaszczyć, a tak naprawdę jesteśmy zaledwie małą cząstką podniosłej uroczystości jaką jest istnienie świata. Niesprawiedliwie chyba oceniłam rolę rytuałów - bo to tylko forma wyrazu, odpowiedź na pewien porządek, którego brak oznaczały chaos.
    Rozgadałam się, a chciałam tylko zasugerować zimno-niebieski kolor przeczytanego tekstu … ; ))), który opisuje zjawiska jakby po drugiej stronie obłoków, których kształty odgadujemy przyrównując je raz do puszystych owieczek, raz do waniliowych lodów leżąc na łące i patrząc w niebo.
    Bo będzie tak jak zawsze, a jednak inaczej, będzie wiosna i kolory będą i emocje i tylko głosy dzieci mniej będą słyszalne, przytłumione murami czterech ścian.
    Przepraszam Witku, jeśli coś nie tak napisałam, może uraziłam Cię nawet, bo inny miałeś zamysł, a ja wszystko do jednej kwestii sprowadzając, zepsułam przesłanie …. ale ja tak bardzo chciałabym grać w zielone … tak jak do tej pory, w zielone ogrzane złotym słońcem, ciepłym uśmiechem, zaciekawionym spojrzeniem, ludzką życzliwością i wzruszeniem, które ma słony smak. Przepraszam jeśli coś nie tak ..
    Z całego serca …. wiosennego ciepła Tobie życzę Witku. Pozdrawiam również bardzo ciepło i bardzo serdecznie, samych dobrych chwil na nadchodzące dni dla Ciebie

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Sprawiłaś mi niespodziankę za co już teraz Ci dziękuję!! A dziękuję dlatego, że podeszłaś do tego tekstu nieschematycznie, łamiąc pewną normę, która na blogu stworzyłem. I z tego się ciesze, ze wpis ma nie tylko wydźwięk pozytywny, ale i ten zimny - negatywny. Tak, wiem, nie o to Ci chodziło, ale mnie również, kiedy pisałem ten tekst. Przyznaję, że jest to moje czwarte podejście do tekstu i zdecydowałem się właśnie na umieszczenie tego, a nie innego. A czego tamtym brakowało? Wszystkiego i niczego, ale były takimi wpisami, jak zawsze. A ja inaczej się czuję. Więc chciałem trochę zmienić kolej rzeczy. Pokazać rytuał, który odprawiany był w całej Europie i nie tylko w Europie pod różnymi nazwami i z różnymi aktorami. To prawda, o czym piszesz, ze ludzie zamiast oswoić naturę próbują ją uprzedmiotowić, a przecież są jej częścią. I ten akt, który opisałem właśnie pokazuje taki swoisty rytuał przejścia od ludzkiej niefrasobliwości "bo zawsze tak było" do zrozumienia, ze jesteśmy częścią natury. A rytuał? Mogłem użyć innego słowa, ale zostałem przy tym, bo to pokazuje pewną cykliczność, jedną z wielu w naszym życiu, jak bardzo słusznie zauważasz (dziękuję!!!) Pewnie poza gronem kapłanów i druidów ludzie podchodzili do tego wszystkiego tak, jak i dzisiaj. Jako coś, co musi być. A ja subtelnie pokazałem, że kolor ciał jest niebieski na cześć nieba, a spirale oznaczają szczęście i połączenie z bogami. JEDNOŚĆ z naturą. Zresztą spirala chyba od zawsze była takim znakiem rytym często w kamieniu czy drzewach. Szkoda trochę, ze to nie Twoja bajka, ale i to dobrze, bo udowodniłem też sobie, ze umiem inaczej i na inny temat. Absolutnie mnie nie uraziłaś, liczę się za każdym razem z tym, ze ktoś może przeczytać i powiedzieć - "bredzi". A potem napisać, ze jestem idiota i brak mi klepek. Czemu nie, mało mnie dziwi ostatnimi czasy. Choć bardzo chciałbym być zdziwiony tym zdziwieniem, które przynosi radość.
      Widzisz Nulo, zdecydowałem się również na napisanie tego tekstu, bo napisałem też inny, który sięgał bardzo mocno w pewne sacrum i zdecydowałem się przemyśleć, czy go zostawić, czy puścić. Miałem wybór i go dokonałem. Może poczuję w sobie odwagę i go puszczę? Zobaczymy, mam trzy dni, więc sporo czasu.
      Dziękuję Ci z całego serca za Twoją opinię i za pochyleniem się nad tym tekstem. Bardzo wnikliwie napisałaś o rytuale i naprawdę bardzo to dla mnie cenne, jak spostrzegasz takie i wpisy i słowa. Pozdrawiam Cię bardzo serdecznie, ciepło i życzę Ci zdrowia i zdrowia dla Twoich najbliższych :)))

      Usuń
    2. NIE, NIE NIE, to nie tak , …. Źle się wyraziłam - jeszcze raz przepraszam … bajka jest moja, jak wszystko co dotyczy cykliczności, odradzania się i umierania (zwłaszcza). Nie da się inaczej – bo jestem małą częścią tego cyklu …. bez względu na rytuały, które w istocie swej powtarzamy niezmiennie od czasu stworzenia, w różnych religiach, jak piszesz, z różnymi aktorami. Wracając do początku – bajka jest moja, niebieski jest zimny a Twój wpis jest ciekawy, zaskakujący, pouczający, niebanalny i magiczny.
      W opisie jest dużo koloru niebieskiego, o którym mówisz, że to odniesienie do nieba i bliskości bogów. Ale ja ten nieszczęsny ,,zimny’’ – niebieski wyczytałam już na początku opisu, kiedy pojawia się ,,za wcześnie’’ ,,Grudy ziemi jeszcze pokrywał lekki szron, a suche trawy szeleściły w wietrze. Ale słońce grzało i jakieś niespokojne ptaki latały wysoko krzycząc coś słońcu’’ …. Kolor niebieski sam w sobie nie ma żadnych konotacji, nie niesie ani radości, ani smutku …. Napisałeś mi kiedyś, że często operuję kolorami, jest gorzej … ja widzę i czuję kolorami. I to prawdopodobnie o mnie powiedzieć można że "bredzi"., że jestem idiotką i brak mi klepek.
      Ale mnie bardziej niż na skoncentrowaniu się odcieniu niebieskiego zależało na tym co napisałam później. Bardzo chciałam, żeby wybrzmiało ,, Bo będzie tak jak zawsze, a jednak inaczej, będzie wiosna i kolory będą i emocje i tylko głosy dzieci mniej będą słyszalne, przytłumione murami czterech ścian.’’ I jeszcze ,, ale ja tak bardzo chciałabym grać w zielone … tak jak do tej pory, w zielone ogrzane złotym słońcem, ciepłym uśmiechem, zaciekawionym spojrzeniem, ludzką życzliwością i wzruszeniem, które czasami ma słony smak.’’
      Pozdrawiam serdecznie Witku …. przepraszam raz jeszcze .... wszystkiego dobrego, zdrowia przede wszystkim :))

      Usuń
    3. Nic nie przepraszaj, to moja wina, źle odczytałem. To jest tak, jak się szybko i wybiórczo czyta. Naprawdę pięknie to opisałaś, to znaczy zróżnicowałaś świat barwami. Zgoda, jest dużo, za dużo błękitnego. Nie spojrzałem na ten tekst pod kątem kolorów, a powinienem był. Nulo, nie "bredzisz", a mówisz bardzo składnie i precyzyjnie. Obym sam tak myślał, jak Ty piszesz - Boże drogi... Natomiast co do tej drugiej części, nie chciałem na nią odpowiadać. Wiesz, każdy ma jakieś...dobrze, niech tam, powiem. Otóż piszesz o dzieciach. Ja dzieci nie mam. Co nie oznacza, że nie lubię, nienawidzę itd. Po prostu wyszło w moim życiu, jak wyszło i czasem smutno. Więc pomijam ten temat, bo mnie nie dotyczy. Co nie oznacza, ze nie rozumiem. Po prostu taktycznie nie mówię o nim wiedząc, ze jeśli coś boli, to lepiej tego nie ruszać. To nie jest wrzód, który się przecina, by wyzdrowieć :)) Czasami myślę, ze może poukładam sobie świat tak, by te dziecięce głosy się pojawiły. Ale ani widu, ani słychu, więc jest, jak jest.
      Bardzo ładnie opisujesz świat kolorem, jako doznaniem. Nie umiem tego i zazdroszczę i malarzom i muzykom właśnie tego. Dla mnie pozostaje słowo. I tylko słowo. Nulo - Dziękuję Ci za całego serca za odpowiedź :)))

      Usuń
  5. Miałam skrajne uczucia czytając ten tekst. Bardzo mi się podobał, aż żałuję że to tylko krótkie opowiadanie, a nie książka. Bardzo chętnie bym czytała. Naprawdę dał mi chwilę wytchnienia, zapomnienia oraz spokoju i bardzo wciągnął. No aż chciałoby się więcej.
    A z drugiej strony oburza mnie takie uprzedmiotowienie ludzi. Nie zazdroszczę ani jej, ani jemu.

    Trochę jestem rozgoryczona, że wiosna ot tak sobie wybucha nie czekając na nas. Wiem, że nie jesteśmy jej do tego potrzebni, ale jakoś tak smutno.

    Wspaniale jest drugie zdjęcie. Tło wydaje się takie mroźne, lodowe a na pierwszym planie kwitnąca zieleń. Fantastyczny kontrast.

    Rozumiem, że nie usiedziałeś ostatecznie w domu?;)

    Spokojnej nocy!
    :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo, bardzo się cieszę, ze spodobało Ci się to, co napisałem. Chodził za mną ten tekst i w końcu go napisałem. To prawda, że ludzie są w nim uprzedmiotowieni. Ale zapewne tak było, kiedy wierzono w Ziemię-Matkę i pod dyktando rytuałów odprawiano misteria. Nie chciałbym żyć w tamtych czasach, ale jednak wizja tak silnego "czucia" natury bardzo do mnie przemawia. jak również to, ze kapłanki naprawdę wiele potrafiły, choć wynikało to z obserwacji i praktyki. Cóż, wiedza zginęła albo odkryto pewne rzeczy po raz enty.

      Tak, masz rację. gorycz jest w nas, ze nie da się normalnie chodzić z głupim uśmiechem na ustach, bo wiosna. Każdy gdzieś ma w tyle głowy, ze w gruncie rzeczy spaceruje ścieżkami starego świata, a nie zna ścieżek tego nowego. I to wywołuje frustrację. Poza tym, to jednak niesprawiedliwe, że cała przyroda ma nas ludzi w nosie. mamy za swoje i tyle :(

      Tak, poszedłem na wschód słońca, którego ostatecznie nie zrobiłem, bo szukałem drzew, które już kwitną. Nie kwitną na szczęście :)) Nie wiem, jak u Ciebie, ale u mnie śnieg pada. W połączeniu z wizją jutrzejszej pracy zdalnej, szlag mnie trafia. Ale trafia mnie średnio kilka razy na dzień, więc może pora, bym przywykł?

      Spokojnych i błękitnych dla Ciebie i dziękuję Ci bardzo :)))

      PS. Wiem, głupie, ale uważaj na siebie. Zdrowia!

      Usuń
    2. Wiesz tak w sumie to się tak doczepiłam tego uprzedmiotowienia. Bardziej chyba dałam upust swojej goryczy i zmęczeniu. Wybacz. Poza tym łatwo mi się mówi takie rzeczy tu i teraz, a gdybym żyła wtedy być może moim marzeniem byłoby zostać królową wiosennego czasu. Kto wie.
      Czucie natury nawet w twoim tekście jest wspomagane jakimiś tajemniczymi ziołami;)
      Ja bym się bała. Zresztą przenosząc to na nasze aktualne czasy to można by skoczyć do Ameryki południowej na rytuał ayahuasca i “poczuć”;)
      Nie polecam jednak, a wręcz odradzam.

      Ciebie trafia szlag, a mi się chce płakać z bezsilności i obaw kilka razy dziennie. I jakoś nie mam ochoty przywyknąć. Nigdy.

      Cieszę się że udało ci się wyrwać choć na chwilę. Trzymam też kciuki, żeby niedługo udało się to powtórzyć!

      Usuń
    3. Nie doczepiłaś się :)) Po prostu celnie zauważyłaś. A ja też ten tekst napisałem w ten sposób, by trochę odpersonalizować bohaterów. To celowe, by podkreślić rolę obrzędu. Może i błędnie myślę...Ale tekst się już napisał, więc za późno. I tak dobrze, ze cokolwiek napisałem. bop czuję się jakby mnie ktoś przez jakąś prasę przeciągnął i całą inteligencję diabli wzięli. A złośliwy się zrobiłem, że uchowaj Boże. Sam dla siebie, ale jednak :)))
      Tak, masz rację. To "czucie natury" dawniej było przeznaczone głównie dla kasty druidów itd, generalnie "wiedzących", a kapłanki w tym celowały znając ruchy planet, słońca, księżyca i różne takie. Niezwykle rzadko wspomagano się ziołami, choć to też była obowiązkowa wiedza. Ale z tego co wiem, to skąpiono ich strasznie. I też ta wiedza powszechna nie była. To, co napisałem, to swobodna interpretacja. Zapewne inaczej się to odbywało. Często nawet bez udziału kobiety. Po prostu wychodził mężczyzna w pole i wykopywał dołek z którym współżył. Taki symboliczny akt zapłodnienia. Co ciekawe, te praktyki magiczne dosyć długo się utrzymywały w Europie pod różnymi postaciami. Teraz mamy skansen, więc nie warto o tym, co teraz się dzieje.
      Jestem daleki od wszelkiej maści wspomagaczy, ziół i dragów. I nikt mnie nie namówi, bo wystarczająco w życiu widziałem ludzi, których imprezy i fałszywe przyjaźnie zabrały w taki, czy inny sposób. Ale za to piję czasem miętę, herbatę z róży (prawdziwą, nie tą farbowaną) i morwę. (morwa okropna, ale skoro mus, to mus)
      Wiesz, skoro mówisz o tym, że Ci się płakać chce, to i ja się przyznam, ze jestem pełen obaw i niepokoju. Nie, płaczu nie, bo tego mi nie wolno. Nie wolno, bo kto da ludziom nadzieję, jak nie ja? Kto się uśmiechnie i napisze coś dobrego? To zawsze byłem ja i tak będzie (howgh!) . Wiem, że też nie przywyknę, ale muszę się dostosować. Jeszcze będzie dobrze i już za jakiś czas może miniemy się na ulicy w Katowicach nie wiedząc o tym, ze się właśnie minęliśmy :)) Dla takiej myśli warto się uśmiechnąć :)))
      Nawet nie będę Cię pytał, czy Ci trudno, bo pewnie jesteś obciążona i świadomością zagrożenia i bezsilnością i zmęczeniem. Trzymam kciuki? Nie, bo to szczeniackie, ale przesyłam Ci same dobre i ciepłe myśli. Może mało, ale sama wiesz, nie mam jak... Trzymaj się i bądź dobrej myśli, bo jesteś potrzebna. To bodaj najważniejsza rzecz - być potrzebnym.
      A wpis się projektuje. Humory humorami (mówię o sobie), a wpis się sam nie zrobi :)))
      I dziękuję Ci bardzo. Naprawdę bardzo. Jakoś tak chciałem przeczytać coś dobrego i udało się :))

      Usuń
  6. Ależ jurna opowiastka mi się trafiła (użyję tego słowa "jurna", bo kiedyś dawno czytałam "Opowiastki jurne" Balzaca i to pierwsze, co mi przyszło na myśl, czytając Twoją). Spodobała mi się, bo życie w niej tętni, czuć i słychać te soki krążące w młodych pędach, które, nie ma co ukrywać, i w nas wraz z wiosną zaczynają krążyć, że chciałoby się wyjść i pierś wyprężyć, nogi pokazać, a tu pandemia. Na własnej skórze przekonamy się, jaka to jest miłość w czasach zarazy i czego będzie więcej po niej: ciąż czy rozwodów. Oczywiście życzę Ci w tym okropnych czasach jak najwięcej zdrowia i dobrego humoru, bo wiem, jak o to teraz ciężko :))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A mnie się podoba słowo"jurny", bo ono nie odnosi się tylko do samego aktu, a ogólne do żwawości, do działania, do dziania się. Energii wewnętrznej :)) Ale nie powiem, kusiło mnie, by nie opuszczać tego fragmentu "aktywnego". No ale wtedy byłoby długaśnie, a tego też nie chciałem wiedząc, że nie wszystkim sił starczy na czytanie. Tak, te nasze nieszczęsne soki, które tyle nam przydają radości, co i zgryzot. Ale są i trza z nimi żyć :))) Podoba mi się stwierdzenie: "Na własnej skórze przekonamy się, jaka to jest miłość w czasach zarazy i czego będzie więcej po niej: ciąż czy rozwodów." Czas próby, generalnie patrząc. Tak, trudno czasem. I śnieg u mnie dzisiaj. Jestem rozwalony wizją nauczania zdalnego i tym, że nawet głupi spacer rano muszę okupić starannym myciem się spirytusem. Ale albo to, albo zupełnie dekiel mi odleci. Dziękuję Ci serdecznie za dobre słowa i pozdrawiam w tym czasie zarazy życząc zdrowia, ciepła i dobrych myśli (jakby co, ja podsyłam trochę dla Ciebie:)) )

      Usuń
  7. Wiosna już tu jest, chciałoby się krzyknąć. Szkoda, że tak mało ludzi, to zauważa, ale czy kiedyś było inaczej? Ci, co chcieli, widzieli, inni gdzieś pędzili.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Teraz siedzę w domach online, albo przed telewizorem. Też pędzą, albo może spędzają? Trudny czas. Zdrowia i ciepła dla Ciebie :)))

      Usuń

Prześlij komentarz

KOMENTARZE

Popularne posty