Ozon

                 Myślałem, że będzie jak w tej książce, którą trzymałem pod poduszką wierząc, że jej krajobrazy i słowa wpłyną w moją głowę i sny. Ale nie było tak, nie było. Na skórze perlił się pot i nie czułem błyskawic dopóki wzrok nie wyłapał ich na horyzoncie. Widziałem je, jak wędrują z nieba na ziemię, spływają rozgałęzionym drzewem, by zniknąć. Włosy na rękach nie stawały dęba, jak to opisane zostało w wielu książkach. Tam, na dole upał jeszcze pełzał duszny i cierpliwie drażnił wytrzymałość. Ale tu, u góry, zerwał się delikatny wiatr. Wyciągnąłem rękę i poczułem żyłki zimna w podmuchach. A potem zniknął zapach rozgrzanego metalu, asfaltu i złości, bo wiało deszczem. Poczułem zapach mokrej ziemi i ozonu, który zawędrował aż tutaj. Zagrzmiało gdzieś na wschodzie, gdzie kłębiła się ciemność niosąc obietnicę deszczu i ochłodzenia. Pęczniała powoli prześwietlonymi chmurami zachodu, rosła i wydymała usta, a ja nie miałem siły patrzeć, choć żal było każdej chwili. Ale musiałem zamknąć oczy i wyłączyć ten zmysł, by wyostrzyć dotyk skóry. Rozwiało mi włosy i pot zaczął stygnąć, a zapach deszczu owinął mnie szarym płaszczem. Grzmoty wzywały, bym zszedł ze swojej wieży, ale nie chciałem, bo czasem trzeba poczuć smak i zapach burzy, by wniknęły do krwi. Trzeba poczuć wiatr i stanąć, by głaskał twarz i włosy – jedną z pieszczot tego świata. Ciemniało, kiedy otworzyłem oczy, a zachód był już dojrzałą pomarańczą chowającą się za horyzont. Chmury kłębiły się i płynęły, płynęły, płynęły, jak na obrazach starych mistrzów, którzy znali zaklęcia światła i cienia. Wiesz, kiedy na nie patrzę widzę w nich ciągłą zmienność kształtu, wieczną urodę przemiany. I to jest nasz paradoks, bo szukamy zmian i jednocześnie swojego constans, jakbyśmy nie mogli zdecydować. Jakbyśmy nigdy nie mogli zdecydować w wiecznym poszukiwaniu między chaosem zmian, a ładem trwania. Czuję elektryczność, wiesz? Jest w powietrzu, krąży razem z wiatrem. Czułem już ten niepokój rano, ale dopiero teraz czuję jej smak na języku i w sobie. Lubię ten zapach, tak jak zapach ozonu. Czysty. Zupełnie jak pragnienie, które czuję w ustach. Które rozlewa się po ciele błyskawicą. Które prostuje plecy, które mrowi w palcach. Jakie to wszystko inne od czepiania się słów, od gier, których nie podejmę, bo są mi obojętne. Wolę patrzyć, jak burza rozwija się i odchodzi. Po to, by zamieszkała w moich oczach szarość chmur i czysty smak ozonu przy wdechu. Po to, by umieć milczeć…
















Komentarze

  1. O tak, też bym popełniła w tym momencie milczenie.... :)
    Jest nad czym, jest do zapamiętania i jest dreszcz otoczony muzyką. Piękno
    Pozdrawiam Witku
    A jeśli mi wolno przy tej okazji mojego... nieprzemilczania... serdecznie pozdrawiam Was tu wszystkich.
    Wiem, nie odzywam się ale zawsze jestem z Wami i oczywiście przy Tobie. Cieszę się że jesteście zdrowi i cali...
    Spokojnej nocy Witku :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. ~Dziękuję Ci Aniu za komentarz i pozdrawiam serdecznie.
      PS. Tak, zostaliśmy na MeWe, ale odłączyliśmy się od PhotoEmi. Mamy swoją grupę i chyba wszyscy są zadowoleni z tego faktu. My na pewno. Grupa jest ukryta i zamknięta, więc jest tak, jak być powinno. W imieniu nas wszystkich (!!!) dziękuję za pozdrowienia i cieszę się również, że jesteś w zdrowiu :)) Pewnie jeszcze inni Cię pozdrowią :)) Miłego dnia!!

      Usuń
    2. Dziękuję i odwzajemniam... :)

      Usuń
    3. Dziękuję Aniu, serdeczności posyłam i pełen worek uśmiechu :D

      Usuń
    4. Z opóźnieniem , ale równie szczere pozdrowienia dla Ciebie Aniu :-)

      Usuń
    5. Dziękuję Elu, ciepło pozdrawiam. Cieszę się że Was czytam :) Spokojnej nocy i wspaniałego, w zdrowiu nowego tygodnia Tobie i wszystkim życzę :-)

      Usuń
  2. Poszukiwanie równocześnie zmian i swojego constans nie musi być paradoksem. Szukamy spokoju, dobrych relacji z innymi, przekonania o niezmienności naszych wartości, ale równocześnie, żyjemy w świecie, który się zmienia i od którego tych zmian oczekujemy. Bo inaczej byłoby nudno:))
    Piękne miejsce na tej Twojej wieży i doskonale umiesz to wykorzystać – dla słów i dla obrazów.
    Rzeczywiście, zajmujmy się tym właśnie, pięknem i zmianami dokonującymi się na naszych oczach, mając w sercu spokój. Rozmawiajmy używając słów lub milczenia…
    Pozdrawiam:))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hmm, czyli tak to widzisz :)) A ja widzę dwa przeciwstawne prądy. jeden, to zmiany, drugi, to spokój. Ale mało ważne jest to, jak popatrzymy na to, co się dzieje. Wszak chodzi o zasadę i trwanie, a nie o definiowanie. I tu z Tobą się zgadzam :)) I oczywiście, jako konkluzja - byłoby nudno! Choć na to ostatnio wcale, a wcale nie narzekam.
      Dziękuję Ci bardzo :)) Bardzo cenię Twoje zdanie literacko i fotograficznie, więc dostałem rumieńców :D Co prawda żadna to moja zasługa, bo tylko klepnąłem to, co widziałem z góry, ale i tak fajnie :))
      A to o rozmowie słowami i milczeniem, to już Twoja perełka, którą cenię - jak ładnie się zrobiło :))
      Również bardzo, bardzo Cię pozdrawiam i przesyłam uśmiech, który nie zginie w eterze, bo jest ciepły i serdeczny :))

      Usuń
  3. Piękne te chmurzyska! Wyglądają jak takie majestatyczne stwory niosące zagładę, tacy jeźdźcy Apokalipsy;)

    Nie przepadam za tym uczuciem, gdy się tak burzy, chmury się zbierają, zapowiada się na wielką ulewę, a kończy się na tym, że wiatr rozdmuchuje wszystko. Jakieś niespełnienie i brak satysfakcji to we mnie wywołuje. Albo jakby ktoś mi naobiecywał bóg wie czego, a nic by z tego nie było, no po prostu oszukana się wtedy czuję.
    Dzisiaj koło 18 się tak wspaniale zachmurzyło. Uwielbiam taką ciemność przed burzą. Miałam straszną ochotę zobaczyć te wielkie, czarne chmury i tak poczekać w takim przyjemnym napięciu, aż się zacznie. Boże jak ja to uwielbiam! No ale niestety byłam w pracy, więc za nic świecie się nie dało i wszystko mnie ominęło.

    "I to jest nasz paradoks, bo szukamy zmian i jednocześnie swojego constans, jakbyśmy nie mogli zdecydować. Jakbyśmy nigdy nie mogli zdecydować w wiecznym poszukiwaniu między chaosem zmian, a ładem trwania."

    Wow. 100/10!
    Też tak myślę, choć nigdy się nad tym nie zastanawiałam, albo raczej nie zastanawiałam się w sposób uświadomiony. Więc dziękuję za to.
    Kiedyś na zajęciach na studiach (nie wiem jakim cudem takie złote stwierdzenia się wkradły w temacie zajęć) pewna pani asystent mówiła nam, że życie jest jak lot samolotem. Dobrze jest kiedy lot samolotem jest nudny, nic się nie dzieje, jest stabilnie. Źle jest jak w trakcie lotu są turbulencje, albo ktoś nagle stwierdza, że coś mu nie pasuje i chce np. wysiąść. Podobnie w życiu. Zdaniem niezbyt sympatycznej asystentki życie ma być jednostajne i przewidywalne, natomiast każda zmiana, albo nawet chęć zmiany to proszenie się o katastrofę.
    Taki pogląd nie zyskał specjalnego uznania wśród dwudziestoparolatków;)

    Jest w tym paradoks rzeczywiście. Ale czy gdyby nie te dwa bieguny i nasze kursowanie między jednym, a drugim to nie okazałoby się że jesteśmy mało ludzcy, zobojętniali, że wszystko nam jedno, a co za tym idzie to bez sensu takie jałowe życie. Albo wieczna drama, albo nieustająca stagnacja. Źle i źle. A może właśnie ten paradoks i te dwie skrajności zapewniają pełną homeostazę i satysfakcję?
    Tak pomyślałam, bo bardzo mi się podoba to co Pan napisał i bardzo się z tym zgadzam, a przede wszystkim widzę tu siebie, aż za bardzo (naprawdę jak to przeczytałam to pomyślałam "hej! To przecież o mnie!!";)). Ale może dramatyzuję przesadnie. Pewnie tak.

    I znowu ogrom śladów zapachowych! Wspaniale i aromatycznie!

    Dobra robota! Wszystko! :)

    Dobranoc!
    :)



    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To prawda. Wtedy na dachu obserwowałem tylko błyskawice i czułem deszcz, choć wszystko się gdzieś rozwiało. Czułem się, jakbym wyszedł z teatru przed kulminacją, albo ktoś mnie zagadał i straciłem sens sztuki. Choć to napięcie rzeczywiście jest i niektórzy łączą je nawet z napięciem seksualnym. Skądinąd burza często towarzyszy bohaterom literackim, bo doskonale odbija ich nastroje. Choć śmieszy mnie, że "przed burzą czułem, jak małe włoski na rękach podnosiły się zwiastując nielichą burzę, choć niebo kłębiło się w oddali" Kolejny zabieg literacki figę z makiem mający wspólnego z rzeczywistością.
      Mnie burza dziś nie ominęła. Ale była taka rozczarowująca, bo i niebo nie było spektakularne i błyskało wyładowaniami, ale to nie było to. Najpiękniejszą burzę przeżyłem nad morzem, gdzie nawet bawiłem się w łapanie błyskawic aparatem. Da się :))
      A wiesz Marto, to zdanie o spokoju i niepokoju wyszło zupełnie przypadkowo. Stop, nie tak. To zdanie było przeznaczone na inny raz. Myślałem o czymś innym, ale że o wielu rzeczach ostatnio myślę równocześnie, to i połączyłem te dwa tematy. A jak jest w rzeczywistości? Pewnie w pewnym momencie życia owo "constans" staje się na tyle ważne, że każda zmiana odbierana jest, jako burzenie pewnego porządku. Choć same zmiany trudno uznać, za coś strasznego, bo i często do nich sami dążymy. Wniosek, który gdzieś wyciągnąłem jest taki, że życie nie jest prostą, a sinusoidą i to nieregularną. Hossa i bessa :)) Ale użyłaś słowa, którego mi brakowało - homeostaza. Mniam! To jest to!
      Ciesze się ogromnie, ze wpis przypadł Ci do gustu. Choć ja sam marudzę, ze to nie tak, bo działam w presji czasu. A wiadomo, ze pod presją wychodzą rzeczy mocno niedokończone lub zgoła złe. Fatalny jest ten koniec czerwca. A jeszcze czeka mnie sprawdzanie matur w ośrodku egzaminacyjnym. Nic ciekawego. Ale może da mi to impuls do pracy nad własnym warsztatem. Zobaczymy. Zapachy muszą być przy burzy. To jak wjechać na stację benzynową i nie wąchać zapachu benzyny :)))
      Bardzo serdecznie Ci dziękuję za Twój komentarz, który dał mi uśmiech i podsunął kilka myśli, z którymi sobie porozmawiam :))
      Spokojnego wieczoru i dobrej nocy :)))

      Usuń
    2. Napięcie to napięcie, więc nie dziwi mnie to porównanie. Mechanizm ten sam. Ale na szczęście nasza kora mózgowa ma fantastyczną zdolność analizowania, więc rozróżnia od siebie takie drobne przyjemności;)
      I nie zgadzam się, że to tylko kłamliwy zabieg literacki. Wszystko to jest kwestią indywidualną i zależną od tego jak odpowiadamy na ekscytację. U mnie się sprawdza. Ale żeby i pańskie było trochę na wierzchu to przyjmijmy, że Pana stwierdzenie, że nie ma to nic wspólnego z rzeczywistością jest prawdziwe w odniesieniu do Pana. I proszę! Mam nadzieję, że wszyscy zadowoleni;)

      Skoro tamto zdanie było przeznaczone na inny raz, to niecierpliwie poczekam na rozwinięcie tematu. Sama pewnie w tym czasie zdążę trochę temat porozjeżdżać w swojej głowie.
      Pomyślałam też, że może to constans staje się nie tylko ważne z czasem, ale i zależne od innych i stąd też to poczucie burzenia porządku świata.
      Dobra, zostawmy to na inny raz.

      Drogi Panie. Czerwiec to czerwiec. Zawsze wspaniały. Najdłuższe dnie, najkrótsze noce, burze i rześkie poranki. Ani początek, ani koniec. To nie czas refleksji, ani rozliczeń tylko drobnych radości, długich, jasnych wieczorów na powietrzu i najlepszych nowalijek. Jeśli to co złe dzieje się w czerwcu to i tak mamy szczęście. Więc proszę dać czerwcowi spokój:P

      Powodzenia z maturami!

      Usuń
    3. Tak, masz rację. Ten mechanizm jest taki sam i nawet zastanawiałem się, czy w jakiś sposób tego nie wykorzystać. Ale będą inne okazje.
      Kłamliwy dlatego, że książka do mnie nie przemówiła. Wiesz, w jednej ze swoich powieści King zrobił fantastyczną robotę. Pomijam kwestie, że to pisarz z amerykańskiej szkoły pisarskiej itd. Jeden z jego bohaterów jest był pisarzem i bodaj najciekawiej przedstawił proces pisania, jako otwierania się dziury, w której widzi inny świat i to, co chce pokazać. A robi się to tylko obserwując, a słowa same spływają na klawiaturę, czy długopis. Może nie aż tak to wygląda, ale bardzo podobnie. I miarą "dobrej" historii jest dla mnie właśnie to, by pisarz wziął mnie w to miejsce. Kiedy jednak wyczuję, że zbliża się do mechanicznego odtwarzania świata, to już nie jest dobra robota. Bo świat nie jest od sztancy, obowiązuje w nim zasada przypadkowości mimo naszych prób jej ujarzmienia. Problem nieco podobny, jak w nas samych. Skądinąd znany jest fakt, że rosyjski pisarz Bułhakow niezadowolony ze swojej pracy przy "Mistrzu i Małgorzacie" po prostu ją spalił. Żona cierpliwie odtworzyła spalony rękopis, który dyktował jej chory bardzo już Bułhakow. Zresztą to nie jedyny problem z tą powieścią. A czemu ja o tym? Bo Bułhakowowi wydawało się, ze mimo tematyki, powieść jest na tyle realna, że może przypłacić życiem (Rosja sowiecka) za jej publikację. I miał chłop rację.
      Masz rację, minorowe tematy zostawiam na inny raz. A może o nich zapomnę i zajmę się czymś pożyteczniejszym - tłuczeniem kamieni na drodze, albo budową okrętu w butelce. Czasem mam wrażenie, ze to by mi lepiej wyszło :))) Ot i masz constans i chaos :))
      Droga Pani, wiem, ze czerwiec, to czerwiec. I rozumiem, ze mam się od niego odczepić. Niniejszym oświadczam, że się od niego odczepiam, bo i tak znikam na jakiś czas. Co prawda postaram się coś napisać w ramach samoodtruwania, ale różnie może być.

      Nie dziękuję, ale uśmiecham się i macham z pozdrowieniami bardzo energicznie :)))

      Usuń
    4. Która to powieść Kinga, bo mnie Pan tu zaciekawił bardzo?
      Swoją drogą King to pisze takie dobre, odjechane rzeczy, że kiedyś po jeden z jego książek rzuciłam czytanie na jakiś czas w diabły i długo dochodziłam do siebie, bo stwierdziłam że życie jest tak złe i podłe, że nic, absolutnie nic nie ma sensu, nawet czytanie;)

      W takim razie udanego i przyjemnego znikania i wypoczynku (?).

      :)

      Usuń
    5. Znikanie przymusowe. Odpoczynek niestety nie :( Ciężka robota w ośrodku egzaminacyjnym. A powieść Kinga, to "Misery" Natomiast powieścią, za którą cenię Kinga najbardziej jest "TO". Powieść, nie film. Dobrze, ze przeczytałem tę cegłę najpierw, a potem zobaczyłem film. Wolę powieść. To prawda, odjechane rzeczy ma często, ale posiada nieczęstą umiejętność patrzenia na ludzi i opowiadania o nich. Zwłaszcza ludzi z małych miasteczek.
      Miłego dnia dla Ciebie :))

      Usuń
  4. Oj zadziało się w niebie, cudownie... Piękne chmury, trzy pierwsze zdjęcia, a dla mnie szczególnie trzecie, wspaniałe. Obejrzałam je oczywiście już wcześniej, ale musiałam poczekać z komentarzem. Bardzo lubię zapach deszczu i burzy, węszę wtedy zawsze jak Muminek (zawsze przypomina mi się to jego węszenie przed burzą, śmieszne). O tym constans i ciągłym rozdarciu to się z Tobą zgodzę, ja to nie wiem, skąd się to bierze, i czego potrzeba, żeby tak nie było. Taka pewnie już natura ludzka, choć niektórzy wierzą w bajki i podobno to prawda, że można przycumować i już nie czuć potrzeby, żeby płynąć znów. Dobrej nocy :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To chyba niemożliwe. Choć pewnie są i tacy, którzy odbierają każdą zmianę na poziomie krzywdy. Ale dziać się musi, bo inaczej bezruch oznacza marazm. Pomijam wzory literackie, jak u Kafki w "Procesie", ale choćby głupia zmiana pór roku, a ile się dzieje wokół i w nas. Tak, Muminek węszy :))) Uśmiecham się, bo przypomniałaś :))
      Przepraszam Cię, ze dopiero teraz odpowiadam, ale sprawdzam matury, więc nie ma mnie w domu, a napisanie cokolwiek z ośrodka egzaminacyjnego, to męka. Więc by oszczędzić sobie dukania na telefonie i Tobie czytania literówek, piszę teraz. Choć nie powiem, by świat po sprawdzeniu tylu testów nie tańczył przed oczami. Błogosławię funkcję podkreślania wyrazów :D
      Ciesze się bardzo, ze moje chmury Ci się spodobały. Ja wiem, taka niezamierzona korelacja z Twoimi, ale mile wyszło. A tak serio, to choćbym chciał, to nie mam zdjęć i nie zanosi się przez kilka dni na cokolwiek, bo te upiorne matury, więc dzielę się tym, co mam :))
      Pozdrawiam Cię bardzo, bardzo serdecznie i jeszcze raz dziękuję (Zwłaszcza za Muminka) :)))

      Usuń
  5. Ja niestety zdecydowanie nie lubię burzy. Zawsze kojarzy mi się z lękiem i czymś niewyjaśnionym, choć oglądana z mojego balkonu jest zazwyczaj wspaniałym spektaklem, który zawsze obserwuję z ciekawością, ale tu przecież czuję się bezpiecznie. Inne były burze mojego dzieciństwa, opowieści o spalonym domu czy kikut drzewa- obydwa trafione przez piorun. Ostatnie dni też były burzowe i przyznam, że w lesie nie należą one do przyjemności. Ta czwartkowa na pewno trafi do mojego rejestru z serii tych długich, kręcących się wiele godzin w koło i z zalanym tarasem. Lubię natomiast zapach ozonu po burzy, kałuże, blask zieleni, parującą ziemię oddającą powietrzu jednocześnie i ciepło i wilgoć, którą dostała.
    Witku co do obłoków znasz moje zdanie. Te ich zmiany kolorów, kształtów ciągle mnie fascynują. Porównując do życia myślę, że zmiany są potrzebne, są naturą istnienia. Mogą być jak płynące statki po spokojnych falach oceanu lub też przypominające sztorm i nawałnice, gdzie jesteśmy blisko dna i łapiemy z trudem powietrze. Tych pierwszych czasem nawet nie zauważamy... bo płyniemy. Bardziej jednak zapamiętujemy i wspominamy te drugie, gdy już powróci zwyczajny rytm. Wszystkie te burze i dni bezwietrzne tworzą razem czy osobno naszą swoistą linię połamaną i pofałdowaną, ale zwyczajnie naszą.
    Zdjęcia z wieży wspaniałe, tyle w nich przestrzeni i pięknego zapatrzenia.
    Cierpliwości Witku jeszcze trochę i przyjdzie czas odpoczynku. Ciepłe, ale też z powiewem burzy w tle, pozdrowienia :)))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kiedyś przeżyłem burzę w Tatrach. Ale nie jakieś tam sobie pogrzmiewanie, a regularną burzę, która przychodziła, szalała i zanikała, by wrócić. Zapamiętałem tę burzę do końca życia. I wiem, ze były ofiary, bo ratownicy kogoś wnosili do helikoptera. A z ciekawszych rzeczy, to znam osobę, która właśnie w Tatrach przeżyła porażenie piorunem. Ciekawa historia, bo to nie było jedno porażenie, a seria. Więc wcale Ci się nie dziwię, że nie lubisz burzy.
      A zmiany? Tak, są potrzebne, choć miło by było, gdyby to nie były rewolucje. A w każdym razie zawsze takie, których my chcemy. Niestety, jak jest, każdy wie. To falowanie, jak sama określiłaś powołując się na terminologię morską chyba dziś dotyczy wszystkich. I nudno byłoby okrutnie, wpadlibyśmy w swoisty marazm. Choć czasem powiedzenie "jak się wali, to się wali seriami" faktycznie, może załamać zupełnie.
      Elu, bardzo, bardzo Ci dziękuję. Wybacz, ze teraz dopiero, ale padłem wczoraj wyczerpany intelektualnie. Bo dla mnie to ogromny wysiłek czytać, ze załączony fragment Pana Tadeusza, to nie tekst Mickiewicza, a Sienkiewicza "Potop". To może śmieszne, ale ja się okrutnie denerwuję. Może i nie czyta się dziś. Może i nie wszyscy muszą znać literaturę. Ale "Pana Tadeusza", to chyba i dzieci powinny kojarzyć, bo jest bardzo charakterystyczny. I tak sobie myślę, czy właściciele portali z filmami np "Netflix" nie powinni płacić ogromnych podatków/odszkodowań tym, którzy oglądają ich cuda za szkody wyrządzone młodemu pokoleniu. Dobra, nie powinni - gorycz przeze mnie przemawia.
      Ale żeby nie było minorowo, to życzę Ci Elu bezpiecznego i cichego dnia, być przywykła do swojego domu znów i żeby radość z obróbki zdjęć z wyjazdu trwała i trwała i trwała :))) Macham do Ciebie z daleka !!
      PS. Mała też macha :)))

      Usuń
  6. Przypomniałeś mi burzę w Tatrach. Też taką przeżyłam, ale było to w Dolinie Strążyskiej i zdążyliśmy do schroniska. Ścisk był niemiłosierny, bo nie wiadomo skąd znalazło się mnóstwo ludzi i każdy chciał się schronić. Ciekawe z tą serią porażeń. Nic mu się nie stało?
    Witku naprawdę nie wiem czy śmiać się czy płakać. Jak można pomylić "Potop" z "Panem Tadeuszem" ? Nie dziwię Ci się, bo nawet jak ktoś nie czytał nie da się, nie...Nie pocieszę Cię, bo myślę, że nie będzie lepiej niestety. Jak widzę, że mój 20- miesięczny Ignaś obsługuje smartfona lepiej niż niejeden dorosły, myślę, że następne pokolenie będzie jeszcze bardziej medialne niż obecna młodzież. Takie czasy...
    Pozostają nam jeszcze inne światy, te wewnętrzne i te w obłokach, trawach, drogach zielonych. Tego się trzymajmy, Witku.
    Macham z deszczowej Łodzi do Ciebie i oczywiście do Małej. Dobrze, że Ona tam też jest :)))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nic mu się nie stało. Oczywiście, miał poparzenia, ale nie było to coś strasznego. Lekarz gwizdał nad nim, ze jest w czepku urodzony.
      Po dzisiejszym dniu, nie mam nawet siły zastanawiać się, czy płakać, czy się śmiać. Tym gorzej dla mnie, bo to ja za jakiś czas wezmę tę książkę do ręki i znów zacznę czytać.
      Tak, tu masz rację. Spektrum zainteresowań się zmienia i to bardzo. I nawet nie mam pretensji, ze ludzie wolą film z telefonu, niż czytanie. Cóż, jakie pokolenie, taka rozrywka :)
      A czy inne światy nam pozostają. Pewnie tak. Nie chcę tego rozwijać Elu, bo jestem bardzo..."zamyślony". Bo też i powstaje pytanie o sens tego, co sam robię. A tu już powinienem sam ze sobą porozmawiać.
      Dziękuję Ci za pozdrowienia - uśmiecham się i bardzo, bardzo mi przyjemnie :)))

      Usuń

Prześlij komentarz

KOMENTARZE

Popularne posty