Zamykam oczy...

             Róże wstają późno. Słońce zagląda tu w rozkwicie, dlatego rano są w błękitnym cieniu, choć słońce mury bieli blaskiem. Trwa to do wieczora, kiedy chowa się za ogrody, i choć łuna jeszcze długo wisi nad światem, to znów róże przykrywa błękitny cień. Najładniej pachną jednak rano i wieczorem, kiedy ich zapach miesza się z zapachem ziemi i rosy albo deszczu. Każda zresztą pachnie inaczej. Te czerwone pachną słodko, ale naiwnie. Białe są oszczędne i choć jest ich wiele, to pachną delikatnie. Najpiękniej pachną te różowe z pomarańczem, choć niektórzy widzą tu morelowy kolor. Pachną z nutą migdałów i cytrusów. Niektóre są stare, stareńkie, niektóre mają tylko kilka lat. Czasami tu przychodzę, by zamknąć oczy siedząc na ławce. Tyłem do świata, tyłem do ulicy. Mogę się schować. Lubię się chować. Czasem tu, czasem gdzie indziej. Niektórzy myślą, że chciałbym, by mnie odnaleziono. A ja nie chcę. Tak jak teraz, kiedy siedzę na ławce i patrzę w niebo, a róże pachną.
- Co robisz?
- Nic. Mała, daj mi spokój.
- Bo ty nic nie mówisz. Wróciłeś i nic nie mówisz. Ja malusia, biedusia chodzę za tobą, a ty nic i nic. Nie można tak robić. Trzeba pogłaskać i opowiedzieć coś ładnego. A najlepiej ładnego i śmiesznego. O! Widzisz? Tak właśnie trzeba!
- Mała, zmęczony jestem. Nawet nie wiesz, jak bardzo.
- Ale przecież nic nie robiłeś, prawda? Pojechałeś sobie rano, raniutko i potem cię nie było. I wróciłeś wieczorem. I wczoraj tak samo i przedwczoraj i jeszcze dawniej. I kilka razy tak.
- Tak było Mała. Ale po co o tym mówisz?
- Bo ja w końcu chcę wiedzieć!!! Chcę żebyś coś opowiedział! A ty nic i nic. Święty by nie wytrzymał!!
- Tak, zapomniałem, że ty musisz wszystko wiedzieć. Przecież ci mówiłem, ale pewnie zapomniałaś.
- Ja nigdy nie zapominam.
- Acha, zwłaszcza, jak coś zrobisz złego…
- To jest niemożliwa nieprawda i wypluj to, bo sobie pójdę i będzie ci przykro i zobaczysz wtedy!
- Tfu, tfu, dobrze, tak może być?
- Może. No to teraz mów, co robiłeś?
- Boże, Mała, ale ty męczydupa jesteś straszna. Matury sprawdzałem. Siedzi się w klasie, ma się stos prac i się sprawdza. Czy dobrze, czy ktoś rozumie temat, czy zna literaturę, czy mogę zrozumieć to, co napisał.
- I co?
- Co, „i co” ?
- No, co dalej?
- Nic, trzeba wszystko sprawdzić. Zastanowić się.
- I to takie straszne? Eee, mówiłam, nic nie robiłeś!!
- Masz rację, nic nie robiłem. Wiesz Mała, wielu tak uważa. Ale ja się nie gniewam. Ja tylko chcę, by ktoś mnie przekonał, że coś robił przez trzy albo cztery lata. Przeczytał, zobaczył. Że umie wyciągać wnioski. Że coś zrozumiał. I ładnie o tym napisał. Może to mało. Ale czasami, to bardzo dużo. Bardzo, bardzo dużo. Bo wiesz, za każdym stosem prac jest człowiek. Którego muszę zrozumieć. Który musi mi dać szansę, bym go zrozumiał. On do mnie mówi, tłumaczy mi coś.
- Jak ja?
- Tak, tak jak ty. Tylko z tobą mogę rozmawiać. A tu mam tylko prace. To trudne czasami, kiedy ktoś tłumaczy serial, który mu się podoba, albo tłumaczy przypowieść o „Synu marnotrawnym”. A ja się złoszczę, bo ani serial, ani przypowieść nie pasują do tematu. To tak, jakbyś chciała iść w góry, a znalazła się nad morzem i pokazywała wysokie klify mówiąc, że to góry.
- Nie rozumiem.
- Wielu Mała nie rozumie, bardzo wielu Mała. A teraz dasz mi spokój?
- Nie wiem. Co ja biedusia, samiuteńka mam robić?
- Patrz, jakbym był tobą, to bym sobie na takim płatku usiadł i tylko oddychał zapachem. Możesz się też bujać razem z nim.
- O!! Fajnie! Ty to jednak masz dobre pomysły. A bajkę kiedy mi opowiesz?
- Mała, litości, ja nie wiem, jak się nazywam, a ty chcesz bajkę?
- Tyle przeczytałeś, to mi możesz opowiedzieć i bajka gotowa, prawda?
- Nie, nieprawda. Puszczę ci piosenkę. Nie znasz. Taka kołysanka. Stara, bardzo stara.
- Możesz puścić. Się zobaczy.
- Się zobaczy, a teraz daj mi zamknąć oczy, dobrze?
- Teraz się bujam. A jak chcesz, to sobie zamykaj oczy. Bujanie jest fajne. Acha, a potem jak pójdziesz do pokoju, to się nie złość, bo mi się coś wylało. Ale tylko trochę i wzięłam…
- Mała, proszę!
- No dobra, żeby potem nie było, uprzedzałam cię!
- Cii…
Świat poczerwieniał, kiedy zamknąłem oczy. Bo oczu nie zamyka się tak od razu. I nie wolno ściskać powiek. Trzeba powoli, bardzo powoli pozwolić, by się zamknęły. Usłyszeć najpierw świat. Ptaki, wszystkie głosy, które otaczają człowieka, a potem dopiero swój oddech i szum krwi w uszach. A na końcu stukot swojego serca gdzieś z oddali...














 
 

Komentarze

  1. Przyznaję,że choć czekałam na nowy wpis ( jak zawsze ) był on dla mnie dużą niespodzianką, bo cóż piękniejszego niż kwiaty, a wśród wielu jednak róża zwana jest królową. Nie bez powodu. To kwiat zawsze niebanalny, kwiat miłości i zazdrości, ma niewinność i erotyzm jednocześnie. A zapach. . „Najładniej pachną jednak rano i wieczorem, kiedy ich zapach miesza się z zapachem ziemi i rosy albo deszczu. Każda zresztą pachnie inaczej.” Mogłabym kolejne zdania cytować, ale zostawmy to innym czytelnikom. Od siebie dodam jeszcze chyba najmocniejszy zapach róż herbacianych, w kolorze złota, czerwieni, muśniętych purpurą i różem. Twoje róże Witku są naprawdę cudowne, wszystkie bez wyjątku. Najpiękniejsza jest ta czerwona z kropelkami, choć te białe owinięte rosą...Ach!
    Małej nie dziw się, bo biedactwo z nudy musiała umierać, gdy Ty taki skupiony, zaczytany, chciałaby choć trochę uwagi :-) Wyobrażam już sobie jak się szczęśliwa huśta w wonnym fotelu i macha nóżkami nucąc kołysankę. Słodkie maleństwo.
    Odpoczynku Witku i spokoju. Pogoda ma być, więc też pięknego światła i chwil tylko dla siebie.
    Macham do Ciebie i do Małej rzecz jasna z daleka :)))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Lubię róże. Ale te ranne i wieczorne. W dzień po prostu są kwiatami, które są, bo są. Dopiero te dwie pory pomagają im w swoistym "{przeistoczeniu się"{. A może mówię tak, bo to dla mnie najlepsze pory na fotografię? Nie, zdecydowanie nie jestem tu obiektywny. Wiesz, trochę wzbraniałem się przed tym wpisem, bo jeszcze dochodzę do siebie i bałem się, by nie wyszło banalnie. Bo róże bywają i banalne, do czego sami ludzie się przyczynili poetyzowaniem ponad miarę i skojarzeniami. Ale masz rację, trudno o symbolikę bardziej ukierunkowaną niż miłość, czy erotyka. Albo uczucia. Tym razem jednak nie chciałem iść tą drogą wiedząc, że mogę popełnić mezalians banału z oczywistością. Więc dałem tylko sygnał, że jestem i zamykam oczy, a Mała mi przeszkadza, jak zwykle :)) A z takich ciekawszych róż, miałem kiedyś okazję podziwiać róże w kolorze rozbielonego fioletu. Było to bardzo dawno temu. Tych róż już nie ma, a w ich miejsce rośnie trawnik strzyżony pilnie przez pokolenia opiekujące się domem. Choć znam różę, która rośnie sobie spokojnie od 1946 roku przez nikogo nie niepokojona. Piękna może nie jest, ale pachnie prześlicznie. Jakoś tak bardziej mnie ta róża przekonuje, niż wszystkie nowe gatunki, które tylko ładnie wyglądają, a są puste; podobne do tej, z Małego Księcia.
      Mała ma tyle inwencji, że ja jej nie jestem potrzebny do niczego właściwie. Ot, zapytać o coś, albo się przegadywać. Uwielbia to, a mnie załamuje :)) Ale masz rację, sam bym się pohuśtał na takim kwiatku gdybym mógł. Obawiam się tylko, że to kołysanie szybko by się przerodziło w spanie :)) Elu, dziękuję Ci ślicznie za Twój komentarz, bo zrobiło mi się bardzo, bardzo miło. Pozdrawiam Cię jeszcze nie całkiem przytomny, ale już uśmiechnięty i machający z daleka :)))

      Usuń
    2. Zaciekawiła mnie ta stareńka róża, bo przyznam nie spotkałam nigdy tak wiekowego krzewu różanego lub przynajmniej nie wiem o tym. Była pewnie świadkiem niejednej historii i niejedna dłoń ją pielęgnowała. Też mnie bardziej przekonuje, ale to pewnie u mnie czysto sentymentalne. Światło wieczorne i światło poranka (mogłam niedawno się przekonać) same w sobie tworzą magię, więc róża czy zwyczajne źdźbło trawy staje się gwiazdą w ich blasku.
      Miłego wieczoru Witku:)))

      Usuń
    3. Tak Elu, światło bardzo, bardzo wiele daje. I właśnie zrozumienie tego i dostrzeżenie tej zależności uważam za wielką umiejętność. Bo naciskać guzik migawki umie każdy. Ale nie każdy umie zrozumieć, dlaczego nacisnął i jaki efekt chciał osiągnąć.
      Różę zasadził mój pradziadek, którego nie znałem. Róża wyjątkowa, bo pamiętam ją od "zawsze". Co prawda nie zwracałem na nią nigdy uwagi. I wiesz, nawet nikt o nią specjalnie nie dba, nie okopuje na zimę, nie przycina. A ona sobie rośnie. Ma czerwone kwiaty, które są raczej małe, ale pięknie pachnie. Podobno pradziadek przywiózł ją prababci. Ale musiałbym dopytać, czy istnieje jakaś rodzinna opowieść o niej. Pewnie znajdą się starsi ludzie, którzy takie rzeczy pamiętają. Skoro pamiętają, że będąc dzieckiem spadłem z drzewa, to i o róży na pewno zapamiętali :))) Miłego wieczoru dla Ciebie Elu - DZIĘKUJĘ :)))

      Usuń
  2. Przez lata uważałam, że zapach róży to najbardziej babciny zapach świata. Dopiero od kilku lat przekonuję się do tego zapachu, że niekoniecznie musi być tożsamy z starszymi matronami.
    Choć uczucia mam do tej pory mieszane, bo i sama róża pachnie dość oklepanie. Zapach róży od razu rozpozna każdy, nie ma żadnej niespodzianki. Jest bardzo powszechny i oczywisty.
    Jak byłam dzieckiem to fascynowała mnie róża (razem ze szklanym kloszem) z "Pięknej i bestii", taki prawdziwy magiczny artefakt. A potem poznałam "Małego księcia" i od tej pory sama róża jako kwiat zaczęła mi się kojarzyć właśnie z tym dziełem, przez co ostatecznie bardzo, bardzo źle, bo obok niewielu innych rzeczy ta książka jest czymś czego szczerze nie cierpię.
    Ostatecznie do róż jak widać mam dość ambiwalentny stosunek.

    Bardzo ładna dewaluacja pańskiej pracy...coś strasznego. Choć jak tak się zastanowiłam to wydaję mi się, że to jednak powszechne zjawisko. Wie Pan ja kończąc studia i decydując się na dalszy etap rozwoju i pracy zostałam zapytana czy warto było się tyle uczyć i studiować, żeby TO robić, a do tej pory zdąża mi się słyszeć, że nie jestem prawdziwym przedstawicielem własnego zawodu;)
    A samo sprawdzanie takich prac to musi być koszmar. Nawet sobie nie chcę tego wyobrażać. Setki prac, w dwóch podobnych tematach, nie dość, że trzeba to przeczytać to jeszcze zrozumieć, rozszyfrowanie tego, ocenienie... Podła, niewdzięczna i żmudna praca. Mam nadzieję, że chociaż dobrze płacą!
    Próbuję sobie jakoś ułóżyć ten górski klif nad morzem. Rozumiem o czym Pan pisze i tym bardziej uważam, że to ciężka robota (równocześnie podtrzymuję, że często moje komentarze tutaj to właśnie takie klify, bardzo ładnie mi to Pan zwizualizował!).

    Wie Pan, co? Wczoraj zauważyłam, że na głównym zdjęciu poprzedniego wpisu na samej górze, bardziej po prawej stronie jest nieduży obłoczek, który wygląda zupełnie jak mordka west highland terriera. Zgodzi się Pan ze mną?

    Świętego spokoju i odpoczynku!
    :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, to taki babciny zapach, zgadzam się :)) W moim dzieciństwie modne było przywożenie z południa Europy olejków różanych tudzież różańców zrobionych z drzewa różanego. Czasami zresztą można i u nas kupić, jak się ktoś postara. Samo drzewo różane jest piękne i faktycznie pachnie różami. Ale ten olejek... Zapewne kiedyś obok piżma, które było ciężkie i słodkie, uchodził za "lekką i elegancką perfumę". Niestety, czas pokazał, że coś, co dobrze wygląda w pożółkłych romansach, niekoniecznie sprawdza się w świecie syntetycznej chemii i innych wyrobów. U mojej nieżyjącej babci leży do dziś (chyba) pudełko z różanym olejkiem i ten zapach miesza się z zapachem starych książek. Nie do podrobienia :))
      Do samych róż mam sentyment, o ile są to róże pnące. Chyba, ze są to te, które rosną u mnie w ogrodzie, wtedy je wielbię :P Oczywiście żartuję :)) Też nie lubię Małego Księcia, którego generalnie nie rozumie się w podstawówce, bo za trudny, a potem zbyt dziecinny. No i ta róża, która modelem poprawności uczucia nie jest :D Próbowałem polubić Małego Księcia, ale nie wyszło. Natomiast baśń braci Grimm, to już zupełnie co innego :)) Ale jest mi to o niebo bliższe.
      Co do matur, to dały mi popalić i to bardzo. Nie mogę pisać o tym, więc cała sprawa rozbija się o moje odczucia. To prawda, że bywają problemy ze sprawdzeniem. Ale jestem na to przygotowany, bo to tekst pierwszego i ostatecznego napisania. Pierwszej redakcji niejako. A zatem przejęzyczenia, dziwne zdania i urwane myśli są normą. Natomiast skala przywołania dzieł kultury przygniata.
      Wiesz co się Marto robi z malkontentami, którym wiecznie coś w życiu (zwłaszcza innych) nie pasuje? Można dyskretnie splunąć gęstą śliną i jest to bodaj najbardziej elegancka forma dania do zrozumienia co można sądzić o ich wypowiedzianym zdaniu.
      Lubię klify :)) Moim marzeniem jest stanąć na klifie i gapić się na horyzont, gdzie leżą Stare Kraje, jak Ys, czy Lyonnese, albo Hy Brasil. Dorzeczność może i jest fajna, ale czasami zbyt konkretna w swojej celowości. A czy wszystko musi mieć swój cel i kończyć się kropką? Przeskakiwanie z tematu na temat jest naturalne dla ludzi, którzy mają coś do powiedzenia i podzielenia się tym. I to jest sedno rozmowy, bo i nie traktuję stricte komentarzy tutaj, jako tylko i wyłącznie dopowiedzenia. Zresztą, sama zauważyłaś. Tak jest dobrze. Po prostu :))
      A wiesz, nie zauważyłem. Ale sprawdziłem - istotnie, jest :)) Magia obłoków zadziałała. Albo wyobraźnia. Stawiam na to drugie :)) Kiedy pokazałem mak z jednego z wpisów koleżance, to długo nic nie mówiła. Po czym stwierdziła, ze świństwa jej pokazuję :)) A ja potem długo myślałem, co to może być. Ale dobrze, ze tak jest. To znaczy, że nie tracimy formy w widzeniu świata.
      Dziękuję Ci serdecznie :)))
      Również dla Ciebie spokoju i odpoczynku!

      Usuń
    2. Też pamiętam te różane różańce! Mdłe i duszące. Mam wrażenie, że dzisiejsze babcie pachną inaczej, niż te z lat 90- tych. Wtedy oprócz tego różanego zapachu pachniały jeszcze naftaliną i zakurzonym lisim futrem. Tak przynajmniej to pamiętam.
      W którejś klasie gimnazjum miałam do zrobienia projekt na lepszą ocenę końcową z języka polskiego, tematem miała (chyba) być miłość w oparciu o "Małego księcia". No od razu mi się odechciało lepszych ocen, ale ostatecznie cały mój projekt to było przyniesie róży jako symbolu miłości i "Małego księcia" i powiedzeniu paru oczywistych oczywistości. Najważniejsze, że ostatecznie się udało:P

      "Natomiast skala przywołania dzieł kultury przygniata. "
      No to teraz mnie zżera ciekawość szczegółów. Proszę o przykłady i konkrety.

      Nie będę pluć. Mam po prostu wy****ne. Nie mam ochoty przejmować się zdaniem ludzi, których niespecjalnie znam, niespecjalnie lubię, albo niespecjalnie uważam za specjalistów z zakresu własnego życia. Jest mi to tak strasznie obojętne, że nawet nie czuję potrzeby okazywania tego jak bardzo mam gdzieś ich zdanie. Mając do wyboru rację i święty spokój, zdecydowanie wybieram to drugie!

      Pan mówi, że to przeskakiwanie z tematu na temat, pewnie tak jest i ma Pan rację, ale czasem trochę z przerażeniem obserwuję jak daleko odpływam w skojarzeniach i jak bardzo mi się myśli ześlizgują;)

      Różne rzeczy w chmurach widywałam, ale terriera jeszcze nigdy. Szczerze mnie to ucieszyło;)

      Usuń
    3. Obawiam się, że te dzisiejsze starsze panie dalej lubią słodki zapach :)) Czasami jadę autobusem, więc wiem :D
      Cel uświęca środki, więc skoro się Mały Książę przydał, to znaczy, ze wszystko jest na swoim miejscu :))

      No widzisz Marto, nie za bardzo mogę o tym mówić, bo obowiązuje mnie tajemnica. Zwłaszcza w pisaniu tutaj o tym. Ogólnie jednak, to duża znajomość netfliksowych seriali wydaje się czynnikiem dominującym. Co może niekoniecznie pozytywnie wpływać na rozumienie problematyki i samej idei matury. Nie powiem, sam coś czasem skubnę serialowego, ale podawanie tytułu serialu, epizodu i odcinka razem z jego podtytułem uważam za nie tyle dokładność, co za zastępcze życie. Bo widać, ze to nie jest kwestia podoba się/nie podoba, a stanowi to esencję życia.

      O, taka postawa mi się podoba. Uczę się jej dopiero. Uczę. Jestem kiepskim uczniem, ale się staram :))))

      Marto, to nie o ześlizgiwanie myśli chodzi, a o żywą inteligencję. Ona nie pozwala zamknąć się w ramy konwencji. A jeśli, to na bardzo krótko. I całe szczęście :))))

      DZIĘKUJĘ :))))

      Usuń
  3. Wiesz, że róże kwitną nawet na bagnach. Są w kilku miejscach, takie delikatnie różowe. Nie zauważyłabym ich, ale zwabiły mnie właśnie swoim zapachem. A ten delikatny, słodki zapach to całkowite przeciwieństwo ciężkich bagiennych aromatów. Nie wiem, skąd się tam wzięły, ale są jak taki skowronek o poranku, zawsze uśmiecham się, gdy mnie zwabią zapachem. Róże ogrodowe nigdy mi tak nie pachniały, ale to prawda, że kolor też ma znaczenie. Pozdrawiam :)))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Te dzikie są najpiękniejsze i najwytrwalsze. Może i pięknie nie wyglądają, jak ich ogrodowe wersje, ale mają wspaniałe owoce, które jesienią wyglądają, bajecznie. Wiesz, nawet rok temu zebrałem nasiona takich dzikich róż. Nie, nie chciałem parzyć herbaty, ale chciałem je wysiać. Choć wątpię, by u mnie w ogrodzie równie pięknie wyglądały, jak w naturze.
      PS. Jestem Ci winny wpis i zrobię to, ale napisałaś coś tak fantastycznego, ze muszę dojść do siebie, by logicznie i sprawnie skomentować. I dziękuję Ci za Twoje słowa. Od razu milej mi, kiedy przypomniałaś o dzikich różach :)) Również serdecznie choć nieco burzowo Cię pozdrawiam :)))

      Usuń
  4. Zupełnie jakby Mały Książe rozmawiał z Różą. Ty - Książe, Mała - Róża. Wokół też inne róże, ale one nieważne, tylko ona się liczy i ona jest ta najpiękniejsza. Książe przy niej traci swoje ostre kształty. Zapomina o twardym świecie. Gubi się w falach zieleni i odpoczywa. Odpoczywaj Książę, bo od września pewnie znów szkolny kierat. Swoją drogą podziwiam wytrwałość z jaką przekazujesz innym narzucony przez wyższe władze program, wciąż te same lektury i treści.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A wiesz, próbowałem polubić tę książkę i nie udało mi się. Chyba zbyt wiele razy dawano mi ją za przykład, albo się do niej odwoływano i tym samym zniweczono to, co w niej mogło być najpiękniejsze. Ładnie mnie nazwałaś - Książę. Uśmiecham się, ale i jednocześnie mi dziwnie. Chyba mam w sobie zbyt wiele pokory na takie imię :))
      Tak, od września będzie znów praca, choć nie powiem, teraz też jest, ale inna, zupełnie inna. Dla czynników wyższych instancji dokumenty są solą ziemi i najcenniejszym skarbem, który posiadają. Kult papierowego świata.
      Jeśli chodzi o lektury, to nie jest źle, choć moim zdaniem wielu, wielu lektur mi zwyczajnie brakuje. Wprowadzono za to tak genialne ramoty, że mogę tylko współczuć młodym ludziom. A ja? Ja za każdym razem staram się tak poprowadzić zajęcia, by nie znudzić ich i siebie. Nie zamęczyć. A to daje możliwości dobrej zabawy i rozmowy o sprawach, które są uniwersalne. A przecież o to chodzi.
      Pozdrawiam Cię bardzo, bardzo serdecznie :))

      Usuń

Prześlij komentarz

KOMENTARZE

Popularne posty