Welon Izoldy...

 

               Niech nikt nie pyta, dlaczego poszedłem w tę, a nie w inną stronę. Po prostu wiedziałem, że tam była. Stała nad brzegiem jeziora przywołując mgłę. Swoje piękne dłonie uniosła wysoko, a świat napełnił się mlecznym oparem. Nie, nie bałem się czarów, zbyt często miałem z nimi do czynienia i widziałem podobne cuda. A ona była piękna. Ona, Izolda. Podszedłem do niej umyślnie robiąc hałas, by jej nie wystraszyć. Czarodziejek nikt nie powinien straszyć. Z reguły kończyło się to źle dla straszącego. Można było nabawić się kurzajek, albo bólu w kroczu. Ani jednego, ani drugiego nie chciałem. Rzuciła mi krótkie spojrzenie przez ramię, a jej włosy zafalowały. Jak mogłem jej nie kochać?

- Przyszedłeś.

-Przyszedłem.

- Niepotrzebnie, chciałam być sama.

- Pani, obiecałem ci służyć i chronić. Moim obowiązkiem…

- Skończ. Nie po to tu jesteś.

- Zapewniam cię…

- Wtedy też mnie zapewniałeś, pamiętasz? Ale innymi słowami i  gestami. A skończyło się w alkowie.

- Z której nie chciałaś mnie wypuścić.

- Z której nie chciałeś wyjść klnąc się na honor i wasze męskie bzdury.

Zamilkłem, nie było sensu mówić. W takich przypadkach są zawsze dwie drogi. Pierwsza z nich, to wycofać się jak najdalej i przeczekać. Druga, to podejść i objąć. I klnę się na bogów, z przyjemnością to zrobiłem. Czułem, jak przez ubranie przesiąka woda z mgły, ale czułem też jej ciało. Ciepłe. Pachniała, ale sam nie wiem jak. Bo nie były to pachnidła z dalekiego kraju, ciężkie i słodkie. Pachniała ziołami, ziemią i sobą. Pachniała burzą i ogniem. Pachniała deszczem i rozgrzanymi kamieniami.  

- Tristanie, dlaczego to takie trudne? Dlaczego zwyczajnie nie mogę, jak każda inna kobieta unieść się honorem, postawić mur obojętności. Dlaczego ciągle ty, ty i tylko ty? Jej szept sparzył mi ucho i podrażnił szyję. Nie powinna tak do mnie mówić. Nie powinna szeptać.

- Nie wiem Jasnowłosa. Może to ten napój, choć sama wiesz, że podobałaś mi się wcześniej. Patrzę na inne kobiety, a potem wyciągam z kieszeni twoją wstążkę w kolorze nieba. I widzę twoje włosy, które wiatr rozwiewa, kiedy stoisz na klifie. I znów patrzę w twoje zielone oczy, choć ciebie nie ma. Odwracam się i odchodzę, bo co mi pozostało?

-  Nie możemy tak Tristanie, sam wiesz, że nie możemy.

- Więc mam odejść?

- Nie, zostań! Nie odchodź, przytul mnie.

- Przecież przytulam. Nie wiem, co jutro będzie. Nałożysz welon i królewską szatę. A potem… Już teraz nie mogę jeść i nie mogę spać. Będzie jeszcze gorzej. Będziesz siedziała na tronie wyrzeźbionym ze starego dębu i będziesz tak daleka.  I tak bliska. Będę wstrzymywał oddech, kiedy każesz mi klęknąć przyjmując hołd.

- Tak będę musiała zrobić.

- Więc nie ma nadziei dla nas, prawda? Skazani jesteśmy na siebie i albo poczekamy, aż nasze ciała ogarnie zimno i żar w nich wystygnie, albo…

- Myślisz o ucieczce? Nie złamię słowa Tristanie. Jestem córką króla. Nie złamię słowa…

Jej oddech był szybki, urywany. Patrzyła na mnie trzymając za ręce. Niech się dzieje to, co się ma dziać, tylko, bogowie, pozwólcie mi na nią patrzyć. Puściła moje dłonie, a mnie się wydawało, że spadnę zaraz w jakąś otchłań i zakryje mnie ciemność.

- Tristanie, nie złamię słowa, ale zawsze będziesz tym, którego kocham. Nie ten drugi, a pierwszy. Najpierwszy, choć nie jedyny. Spójrz, oto welon, który podarowała mi matka. Mam go włożyć jutro, by szczęście było królewskim przeznaczeniem. Drugi, podobny ofiarował mi król. Ale król nie wie, że moja matka nałożyła czary na swój welon. A przedtem jej matka i matka jej matki i inne kobiety z mojego rodu. Wkładam ten welon teraz. Dla ciebie. I bogów biorę na świadków, serce ziemi i ogień w jej brzuchu, wiatr, który kieruje falami i wszystko to, co żyje w cieniu, a czego nie widać. Jesteś mój, bo ciebie wybrałam.

Pięknie wyglądała w welonie, który przykrył jej włosy koloru złota.

- Izoldo, biorę ciebie i stań się częścią mnie. Bądź zawsze przy mnie, czy noc, czy dzień, czy deszcz, śnieg, czy skwar. Bądź ze mną aż po śmierć i dalej, poza jej chciwe palce.

Usta miała miękkie i mokre. Mgła wisiała dalej a ja czułem, jak jej ciało wtula się we mnie. Tam, gdzie jego miejsce. Okryła nas welonem jej matki, babki i prababki i innych kobiet z rodu, które zrozumiałyby jej gest. A potem poszliśmy przed siebie naprzeciw życiu. Welon ciągnęły osty i chciwe łapki jeżyn i jak to stary materiał, ręcznie tkany, rozpadał się. Izolda uśmiechała się. Wiedziała dobrze, ze czary muszą się udać. I że zaklęcia rzucone w miłości i mgle będą trwać. Nawet wtedy, kiedy nas samych, dawno już nie będzie. Wyszło słońce, zaczął się dzień. Tak po prostu…


























 


Komentarze

  1. Piękna opowieść. Taka, jakie lubię najbardziej:)) Czytam i czytam już kolejny raz i nie mogę się nadziwić jakie to 'współczesne'. Choć nie ma rycerzy, królów ani czarodziejek bardzo wiele w tym prawd, które do dzisiejszego dnia się nie zmieniły. Nie wiem czy to celowy zabieg, czy ja tylko tak to widzę? Do tego świetne zdjęcia. Prawie ją widzę na tym pomoście, a te pajęcze nici wyglądają jak koronki z welonu:) Będę wracać w to miejsce.
    Pozdrawiam 🤍

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo, bardzo się cieszę, że opowieść się spodobała. Co prawda na podbudowie średniowiecznej legendy, ale czasami warto sięgnąć do źródeł, bo tam jest woda najczystsza. Faktycznie, można odczytać ten tekst współcześnie, można też i z perspektywy czasowej. Bo przecież u zarania legendy zawsze leży jakaś prawda. Ja ją tylko trochę przypomniałem. Trochę, na ile pozwoliło mi miejsce na blogu, by nie nużyć czytelników. A zdjęcia właśnie takie bardzo lubię. Możemy tworzyć cuda z komputerami, światy wirtualne i syntetyczne smaki. Ale zawsze natura była pierwsza i chyba najdoskonalej jej to wyszło. Dziękuję Ci za dobre słowa, dzięki którym uśmiecham się teraz, bo moja praca nabiera dzięki Twoim słowom sensu. Pozdrawiam Cię bardzo, bardzo serdecznie :)))

      Usuń
  2. Wiesz Witku te mgliste zdjęcia mają coś w sobie magii. Wciągają w urokliwą mętność tak samo mocno jak Twoja opowieść o mitycznych kochankach i choć znam legendę przyznam dałam się unieść nastrojowi. Na pomoście zobaczyłam mleczny welon, za nim postać tak lekką, bo ze snów stworzoną. Tristian i Izolda to symbol miłości ponad wszelkie prawa ludzkie i jak również nieziemskie, nieszczęśliwej i namiętnej. Takiej w jaką chce się wierzyć .
    Dziękuję Ci bardzo za przypomnienie. Zrobiłeś to w bardzo współczesnym stylu wykorzystując nastrój mglistego poranka w fantastyczny sposób. Piękne są również te delikatne koronki misternie plecione przez kądziołki pajęcze. Choć są swoistą pułapką ja lubię łąki zasnute tym niezwykłym wzorem. Przypominają mi jednocześnie o nadchodzącym końcu lata, przemijaniu i nieskończoności. Podziwiam mosteczki i ramki tak geometryczne jakby z matematyki urodzone. Zdjęciem, które łączy wszystkie wątki wpisu dla mnie jest trzynaste zdjęcie. Utkane we mgle białe welony unoszone z lekkim podmuchem wiatru. Magia chwili za którą dziękuję Witku.
    Życzę Ci Witku abyś wśród tych nadchodzących dni znalazł jak najwięcej chwil dla siebie, pięknego i dobrego światła, szczęścia.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo lubię to trzynaste zdjęcie. Zrobiłem chyba "naście" ujęć, bo za każdym razem wydawało mi się, ze to nie to. Ale jak to bywa przy zdjęciach, ocenić mogłem dopiero w domu, bo na ekranie aparatu tylko ogólny zarys. Chociaż dobre i to, prawda? W każdym razie ta opowieść o Tristanie i Izoldzie łączy się bardzo silnie z moimi doświadczeniami. Zanim poszedłem do liceum, kupiłem sobie książki. I przeglądałem podręcznik do polskiego będąc ciekawym, czego się będę uczył. I tam właśnie natrafiłem na fragmenty "Dziejów Tristana i Izoldy". Książkę pożyczyłem z biblioteki (teraz, to nie problem, bo się ściąga)Bardzo spodobała mi się atmosfera, mgła, tajemniczość i wiele spraw, których wtedy nie rozumiałem. Później przeczytałem Sapkowskiego "Maladie", ale czułem niedosyt tematu. Czułem, ze powinienem sam napisać swoją wersję. I tak się właśnie stało. I metaforycznie i dosłownie. A aura celtyckich, gaeleckich czy nordyckich legend, sag czy mitów została ze mną. I bardzo, bardzo się ciesze wewnętrznie, że doceniłaś to, co zrobiłem. Bo przyznam się, ze działałem, jak w mgle, bardzo impulsywnie pisząc ten tekst, który powstał na kolanie (dosłownie). Ale może właśnie tak miało być, bym nie myślał za wiele i bym z aparatem znów był pod presją czasu zajęć w pracy i nie zastanawiałem się nad kadrami za bardzo.
      Wiesz, to swego rodzaju ulga, kiedy czytam, że się podoba, że to, co zrobiłem i relatywnie wiele w nią siły włożyłem komuś się podoba. I że daje się porwać atmosferze, słowom... To znaczy, ze choć trochę umiem w to grać, co niektórzy nazywają opowieściami. To dla mnie ważne. Ktoś mógłby powiedzieć, że skopiowałem tylko legendę. Może tak, może nie. Na pewno odwołałem się do jej znajomości. Ale w samej legendzie nie ma słowa o welonie Izoldy. Rozgadałem się, przepraszam.
      Dziękuję Ci za życzenia i piękny komentarz. Tak, masz rację, to ważne, by znaleźć chwilę dla siebie, dla swoich myśli i pytań. Dziękuję Ci bardzo, bardzo, sam życząc Ci dobrych i spokojnych chwil i baśniowych kadrów w tonacji jesieni :))))

      Usuń
    2. " Czułem, ze powinienem sam napisać swoją wersję. I tak się właśnie stało. I metaforycznie i dosłownie"
      Tak właśnie powinno się podchodzić do marzeń, bo czym one są gdy zostają tylko w nas niespełnione. Wiem, nie wszystko można. Są takie, które zawsze będą naszą tajemnicą, ale jeśli tylko jest taka sposobność spełniajmy się...bo życie mamy tylko jedno. Może pomyśl o bardziej szczegółowej, dłuższej wersji. Byłaby na pewno równie interesująca.
      A welon - piękny dodatek. Czytałam dawno, więc mogłam nie zwrócić na to uwagi.
      Też lubię celtyckie klimaty i uważam, że udało Ci się go uchwycić i jeszcze wzbogacić.
      Na pewno Witku umiesz w to grać i to pięknie:)))

      Usuń
    3. Wiesz Elu, czasami mam ochotę siąść i napisać coś długiego. naprawdę długiego. Ale...chyba się boję. Zwłaszcza tego, ze nie będę mógł dokończyć. Tego, że się zmęczę i będę musiał porzucić świat, w którym przecież żyłem i oddychałem. A co, jeśli nie wejdę drugi raz w to miejsce, tylko w jakieś inne? Tak, jest we mnie ta chęć napisania czegoś większego, masz rację. Chodzi za mną od dłuższego czasu. Ale chyba to musi dojrzeć. A może nigdy? Nie wiem. Może, jeśli jakaś dobra, ale stanowcza dusza stanie za mną i pokaże palcem klawiaturę i rzuci głosem nieznoszącym sprzeciwu - "pisz!", to się wezmę. Ale taka dusza się jeszcze nie urodziła, która by mnie zmusiła :D Więc bimbam sobie i jest fajnie :)))
      Ale to prawda, życie mamy tylko jedno i powinniśmy spełnić choć to, co jest osiągalne i spróbować tego, co nieosiągalne. I nie być leniwym :))) To bardziej sobie mówię, niż ogólnie.
      Dziękuję Ci za dopowiedzenie. Nawet nie wiesz, jak mi się miło zrobiło :)))) Akurat na wieczór. A zatem macham w Twoją stronę i ślę dobre i ciepłe myśli :)))

      Usuń
    4. Wiesz Witku wróciłam w to miejsce i chyba w taki wieczór przedlistopadowy, wiesz co mam na myśli, jeszcze bardziej działa wyobraźnia. Dla mnie naprawdę świetna opowieść, klimat jaki lubię i zdjęcia ( to tytułowe pewnie zostanie na dłużej - taki symbol pustki, wyczekiwania ).
      Co ciekawe choć zdania są różne to chyba jeden z najpopularniejszych tekstów na blogu.
      Przepraszam. Musiałam. Pozdrawiam bardzo jesiennie :)))

      Usuń
    5. Elu, cieszę się, ze wracasz. To znaczy, ze jednak było coś w tym tekście. Nie wiem, czy jest najbardziej popularny, ale jeśli jest, to muszę szybko coś napisać, żeby samego siebie przebić :)) Lubię wyzwania, które sam sobie rzucam. Uśmiecham się, ale doskonale wiem, co chciałaś powiedzieć i z całego serca Ci dziękuję. A wiesz, ze mówię szczerze. Nie przepraszaj :)))
      Pozdrawiam Cię również z mgiełką i opadłym liściem :))

      Usuń
  3. Trochę mam opory, by napisać to co piszę. Żeby Pan nie pomyślał, że uważam, że to co Pan napisał jest złe. Tak nie uważam. Po prostu nie podoba mi się taki sposób przedstawiania miłości. Uważam, że jest nieprawdziwy, koszmarnie życzeniowy i w zasadzie to nawet nie miłość jest tu opisywana.
    Z Tristanem i Izoldą nigdy mi po drodze nie było. Czy uczucie zbudowane nie na nas samych, na naszych "czynnikach wewnętrznych", a na bazie magicznego napoju może być prawdziwe? Może i może. Nie wiem, to już rozległe filozoficzne rozważania, gdzie każda przeciwna strona będzie mieć swoje racje, ale do mnie to nigdy nie przemawiało.
    Natomiast im jestem starsza, im więcej mam swojego życiowego doświadczenia, ale też wiedzy jak "chemia miłości" działa i jaka jest natura emocji, tym bardziej drażni mnie przedstawianie relacji w taki sposób.
    Męczy mnie pokazywanie miłości jako nagłego zrywu serca. Pioruna sycylijskiego. A gdzie ta prawdziwa miłość, która nawet nie jest uczuciem, a wyborem, deklaracją, która kiedyś powie "sprawdzam"?  Decyzją podjęta na lata. Obozem ciężkiej, chyba najcięższej pracy jaką w życiu wykonamy by utrzymać wartościową, niepowtarzalną relację z drugim człowiekiem? Nie ma tego. Dlaczego? Dlaczego nie pisze się o wysiłku, trudach, ustępstwach, milionach rozmów....? Jest za łatwizna i taniocha, magiczny eliksir, który odwali za nas całą, ciężką robotę. Voila, gotowe, a Ty księciu czy księżniczko nie musisz już robić nic, tylko spijać z dziubka swej "miłości". I ludzie w to wierzą. Mylą miłość z namiętnością, namiętność z pociągiem seksualnym. Wszystko jest pomieszane. A potem przychodzi rozczarowanie, że ona/on już nie jest taki jak kiedyś, że już nie jest między nimi jak na początku. No rzeczywiście dziwne! :/
    Uważam właśnie, że to co połączyło Tristana i Izoldę było niczym wiecej jak namiętnością. Oczywiście jest ona warunkiem koniecznym, by kiedyś pojawiła się miłość, ale w ich przypadku to się nie stało. Sami zainteresowani nawet nie wiedzą, że żyjąc razem, przez kilka lat z takim ładunkiem emocjonalnym i tak długo by nie pożyli, bo jest to zbyt duży, śmiercionośny wręcz wysiłek energetyczny dla organizmu.

    Proszę mi nie mieć za złe. Tekst się bardzo dobrze czyta. Po prostu to nie moja bajka.

    No i zdjęcia. Pierwsze wspaniałe. Wygląda jakby wręcz zapraszało, żeby utopić się w tych ciemnych wodach i zaznać spokoju;)

    Spokojnej niedzieli

    :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dobra, to ja teraz włożę swój kij w mrowisko :)) Też nie miej mi za złe tego, co napiszę. Zgadzam się z tym, co napisałaś, ze miłość i namiętność, to inne sprawy, które powinny wypływać z relacji. Tak, często tak się nie dzieje i po wygaśnięciu fascynacji, po prostu zostaje pustka. Czasem dzieci, które ktoś krzywdzi, bo "są, ostały się" z tego chwilowego pożaru ciał. I zgadzam się, ze miłość, to ciężka, codzienna praca, która da się odczytać w setkach małych gestów, gdzie często jesteśmy skazani na kompromisy myśląc zamiast "ja", to "my". Tu wszystko pasuje i nie mam się o co czepiać :D Jesteśmy zgodni co do zeznań :P
      Cały kłopot w tym, ze to średniowieczna legenda, która przechodziła różne koleje losu. Tak zupełnie na serio, to trzonem tej legendy jest jeszcze starsza opowieść celtycka, którą po prostu schrystianizowano. Każda kolejna przeróbka przez "uczonego" mnicha orbituje mocno w stronę chrześcijaństwa i w pojmowaniu świata w prostych zależnościach. Które jak wiemy, takie nie są.
      Pierwowzór, odtworzonej legendy chyba nie jest do odtworzenia, choć badacz i tłumacz Josef Bedier dokonał świetnej roboty ściągając narosłe przez lata wersje i dopowiedzenia, tudzież przemilczenia.
      A jednym z tych przemilczeń jest fakt, ze do samej konsumpcji związku doszło stosunkowo wcześnie. Tristan poznaje Izoldę, kiedy ta ratuje mu życie czarami (powiedzmy. Medycyna a magia często podobnie się kojarzyły i były równie elitarne). I to wtedy zaczął się ten gorący romans oparty na miłości. Pełen powrotów i oddaleń kochanków. Oczywiście mnisi zrzucili odpowiedzialność na czary i ów napój, niejako odciążając sumienia bohaterów i ich wybielając, czyniąc za to ośrodkiem trójkąt małżeński między królem, Tristanem i Izoldą. Podobny zresztą schemat, jak w legendzie arturiańskiej. Sam nawiązuję zresztą do tego słowami "- Nie wiem Jasnowłosa. Może to ten napój, choć sama wiesz, że podobałaś mi się wcześniej.". Ale abstrahując już od tego nieszczęsnego napoju (w sumie ciekawe, bo w wielu kulturach takie specyfiki się pojawiają, ale często też czarownice, czy inne istoty ostrzegają przed nim, jako o nietrwałej iluzji i o działaniu czysto zmysłowym), to mamy Las Moreński, gdzie Tristan żyje kilka lat z Izoldą, gdzie byli szczęśliwi, choć w strachu przed znalezieniem przez króla. Co też się i dzieje. Symbolem ich czystości miał pozostać miecz wbity w łóżko czyniąc z ich związku tylko duchową jedność. Piękne, biorąc pod uwagę chrześcijańskie wartości. Patrząc jednak racjonalnie, to skoro mieszkali i żyli ze sobą kilkanaście lat, to to już nie jest tylko namiętność, a raczej miłość. idąc tym tropem, Tristan bierze sobie żonę, która również ma na imię Izolda ( o białych dłoniach), choć nie jest szczęśliwy, bo tęskni do tej jednej, jedynej. Namiętność, nie wiem, jak wielka, po czasie jednak gaśnie, więc cóżby to mogło być, jeśli nie uczucie, którego nawet bardzo podobna żona, nie mogła przyćmić?
      Tak, wiem, chodziło Ci o zupełnie coś innego. Gdybym pokazał codzienne życie w Lesie Moreńskim, jego myśli, jej myśli, wnioski itd, to może byłoby to bardziej trafne. Bardziej rzeczywiste. Jednak te obrazy, które udało mi się sfotografować, nie mogły inaczej zafunkcjonować, tylko właśnie taką atmosferą cudowności, czaru i nierzeczywistości. Może teraz też paść pytanie, czy pisałem tekst świadomie, czy nie. Otóż pisałem go mając w głowie te wiadomości, które Ci przedstawiłem. Jednak wiem, ze nie zawsze pokazanie surowej prawdy, bez "legendowego mroku" (Asnyk) służy.

      Usuń
    2. Czasami i czytelnik i sam piszący lubi zanurzyć się w złudę, nierzeczywistość. Daleki jednak byłbym od skakania w tę wodę (wystarczy, że do niej tydzień wcześniej wpadłem piorąc spodnie).
      Ale żeby stało się zadość, to zgadzam się z Twoimi argumentami. Ba, popieram je. Natomiast legenda ma też swój ukryty cel, pokazanie wierności i że miłość, jest silniejsza od śmierci. A mój tekst? Chyba trochę jest polemiczny wobec samej legendy. Może nie tyle przez ujęcie współczesne, a raczej przez stworzenie sceny, której nigdy w legendzie nie było. Moment wyboru, moment przysięgi w tym przypadku, to jasna deklaracja, która w legendzie nie pada. Wszystko dzieje się niejako poza słowami. Tu jest inaczej.
      Przyjmuję z pokorą Twoje słowa i uzasadnienie, bo choć zgadzam się z nimi, to jednak przemówiła do mnie ta legenda. Atmosferą, tajemniczością i konstrukcją. Może dlatego, że jest inna od legendy o Arturze, którą teoretycznie wszyscy znają (figa z makiem, znają tylko głupawe streszczenia Disneya, które nadają się do kosza). Swoją drogą, chyba najciekawiej pokazała legendę arturiańską Marion Zimmer Bradley w "Mgłach Avalonu" - mniam!
      Cóż, taki to czas, kiedy lubię sobie przypomnieć starocie, które kiedyś czytałem :)
      Miłej niedzieli i dla Ciebie, spokojnego dnia :))))

      Usuń
    3. PS, musiałem podzielić odpowiedź, bo głupi blog nie chce tak długich komentarzy. I teraz sobie myślę, albo to ja jestem walnięty, albo ludzie mają mało do powiedzenia :P

      Usuń
    4. Absolutnie nie mam nic Panu za złe, nie chciałam tylko, żeby Pan myślał że krytykuję to w jaki sposób Pan pisze, albo co Pan pisze;)

      Tak swoją drogą uważam, że kompromisy to zły kierunek. Kompromis ma to do siebie, że każdy w danej sytuacji z czegoś rezygnuje, ostatecznie sprowadzając się do tego, że obie strony są niezadowolone. Co innego ustępstwa, tutaj przynajmniej jedna strona stawia na swoim;) oczywiście musi być to w miarę sprawiedliwie dzielone i nie wszystkie życiowe kwestie temu podlegają;)
      Chodzi też o to by to "my", to poświęcenie dla drugiej osoby nie stawało w gardle, bo to też zupełnie nie o to chodzi.
      Zgodzi się tutaj Pan ponownie ze mną?

      Nie dyskutuję z tym, że to średniowieczna legenda, ani z jej kolejami losu, które modyfikowały chrześcijańskie wartości.
      Dziękuję za informację o odciążaniu sumień bohaterów, to bardzo ciekawe i sensowne, a nie pomyślałam o tym.
      Nie podoba mi się to, że mamy XXI wiek, a wizja "miłości" rodem ze średniowieczna jest wciąż tak bardzo dla ludzi aktualna i powielana we współczesnej literaturze czy filmie. Mam już przesyt taką "fantastyką ". Chciałbym przeczytać i zobaczyć coś innego. Coś prawdziwego, coś z czym mógłbym się utożsamić. A wszędzie dostaje tylko romantyczne pierdolety, ledwo preludia miłości, często zwieńczone "i żyli dlugo i szczęśliwe". A ja chcę zobaczyć jak budowali to szczęście, tę relację latami, jak o to dbali, z czym się mierzyli, by po 50 latach powiedzieć drugiej osobie, że miało się z nią dobre życie.
      Początki znamy wszyscy, prawda? Zawsze podobne i ileż w końcu można....
      Te słowa Tristana to Izoldy "podobałaś mi się już wcześniej", odczytałam jako "od początku spełniałaś moje kryteria brzegowe by być dla mnie atrakcyjną seksualnie, jednak dopiero po eliksirze zupełnie mi odwaliło". Tutaj nieśmiało przypominam tylko, że nie każdy kto takie nasze kryteria spełnia będzie wchodził z nami w jakąś relację. Samo podobanie to jednak za mało, tutaj jak widać był potrzeby eliksir.
      Zaś co do samego życia w lesie- nawet jeśli, to ciągle mam poczucie, że sami nic nie zbudowali, że może było to jedynie działanie eliksiru? Mogło tak być? I nawet jeśli trwało to kilkanaście lat i rzeczywiście w każdym dojrzałym związku ta początkowa namiętność zmieniła się w miłość to ciężko mi uwierzyć, że tutaj też tak było, właśnie z powodu tego nieszczęsnego eliksiru, który trwał i działał. Wszystko podane na tacy, druga Izolda była bez szans, ale nie z powodu prawdziwości tamtego uczucia. Chyba, że ten napój miał jakąś datę upływu ważności działania to odszczekuję i zgodzę się z wnioskiem, że to była miłość;)

      "Natomiast legenda ma też swój ukryty cel, pokazanie wierności i że miłość, jest silniejsza od śmierci."
      Do dupy taka legenda, bo jej się to zupełnie nie udało. Przynajmniej współcześnie i w odniesieniu do mnie. A coś co trzeba tłumaczyć w sposób "widzisz Marta tu chodzi o to i to..." jest po prostu ociężałe, toporne i nie spełnia swojej funkcji.

      Doceniam jednak, że wyjął Pan z tego coś wartościowego dla siebie. O to chodzi.
      A, że mi się nie podoba to też dobrze, bo wie Pan beznadziejnie by było gdyby wszystkim się to samo podobało;)

      Usuń
    5. OK, uściśliłaś. Biorę to na klatę, bo nie wyprę się tego, ze myślę, jak singiel. A to przecież decyzja często powstająca nie z kompromisów, a ze starcia się różnych punktów widzenia. Zgadzam się zatem z Tobą :)) I przyznaję rację! Ponownie :D
      Co do samej legendy...ja wiem, jest może naiwna. I uczy ludzi myślenia życzeniowego. Ale powstała w czasach, kiedy ludzie łaknęli cudowności i tajemniczości. Poniekąd teraz nam to daje technika. Mam znajomą, która za Boga nie może zrozumieć, jak działa prąd. I żyje :P A poza tym, jest wziętym księgowym ze stosem tytułów, więc trochę dziwnie.
      I ciesze się z Twojego wniosku, który wyartykułowałaś, ze ten początek jest zawsze ten sam. Bo jest. I dobrze, ze tak jest, bo legenda odwołuje się do czegoś stałego i uniwersalnego. Żeby nie być gołosłownym, mamy Orfeusza i Eurydyke, mamy Erosa i Psyche, mamy w końcu mity starogermańskie, które też czerpią z tego zasobu. A że teraz mamy z tym do czynienia w książkach, filmach itd? Bo jest to dostępne. Po prostu. I się sprzedaje. Kiedy sobie czytam jakieś czytadło, to od razu widzę jego kod kulturowy i wiem, co mnie spotka. Tak, to strata czasu i zepsuta zabawa. Ale są tacy, którzy nie znają źródeł i dla nich to czytadło za 12, 99 będzie wzorem. Aż nie dorośnie, albo nie zweryfikuje świata.
      Ale się cieszę, że się wywiązała dyskusja :)))
      Bo ja bardzo tę legendę lubię, znając jej początki zanurzone w świecie celtów i ich obyczajowości, religii itd. Ale powiedziałaś coś, czego długo nie chciałem przyznać, że wyrasta się z takich rzeczy. Rzeczywistość jest, jaka jest - walczy się o nią. Inaczej może, ale nie mniej heroicznie, niż bohaterowie sag i legend. I pewnie inne cele przyświecają tym wymyślonym bohaterom, niż nam.
      A z ostatnim zdaniem zgadzam się na 100%. Nuda i śledzie byłyby. A tak, dzieje się :)))
      Miłego :))))

      Usuń
    6. Pan się ze mną zgadza, bo ja w zasadzie nie mówię nic odkrywczego, tylko same uniwersalne oczywistości, ot cała tajeminca tej zgodności;)

      Legenda uczy przede wszystkim tego, że nic od nas nie jest zależne, że nie mamy wpływu na swoje decyzje, wybory i relacje z innymi. A to przecież bzdura.
      No ale jednak coś sprawia, że po tylu wiekach jest nadal żywa i utrwalana oraz ma swoich fanów;)

      No właśnie. Początki wszyscy znamy. Bo sami je przeżywaliśmy i jeszcze wiele o nich czytamy i oglądamy o tym filmy. I to jest zawsze tak samo. Jakby zmieniały się tylko twarze, czasy, a sceny, emocje wciąż te same. A mnie dziwi, że ludzie nie chcą wiedzieć więcej i co było dalej, czemu u innych się rozpada, a u innych trwa w najlepsze latami. Dlaczego satysfakcjonuje ich po raz milionowy ten sam, oklepany początek. Nie rozumiem czemu akurat to się tak dobrze sprzedaje...nawet jeśli to kwestia uniwersalności.

      Wie Pan co, nie bardzo podoba mi się to określenie, że z tego się wyrasta. Boże, ale się czepiam. Przepraszam. Po prostu brzmi to znowu tak jakby to było od nas zupełnie niezależne i mijało ot tak, bez naszego udziału. Wolałabym określenie, że do pewnych rzeczy się dojrzewa, bo jednak lepiej oddaje to własny wkład w rozwój naszej osobowości, uczenie się na błędach i wyciąganie wniosków.

      Jeszcze raz przepraszam za to czepialstwo. Poniedziałek, a ja tak trochę odreagowywuję;)

      Usuń
    7. Ja się z Tobą zgadzam, bo moje doświadczenie mówi mi, że nic nie jest takie, jak w baśni, legendzie, sadze, czy w literaturze. Element fikcji literackiej jest pewną umową między piszącym, a czytającym. Już w chwili wzięcia książki w rękę wiemy, że wejdziemy w świat pewnej umowności. Chyba, ze mamy do czynienia z podręcznikami, czy z literaturą faktu (choć to też nie jest do końca pewne, czy są tylko fakty, czy fakty, które zostały "twórczo" przetworzone). Wiesz, kiedy byłem na studiach, obiecałem sobie, że wyciągnę z nich to, co się tylko da. Z tych przedmiotów, które wydawały mi się najciekawsze. I tak kiedyś trafił w moje ręce podręcznik, który opisywał coś oczywistego - anatomię samego uczucia miłości. Kolejne fazy i kolejne przejścia. Zatem znam to doskonale, co pozwala mi bez skrupułów Ci przytaknąć. Również jako praktyk wiem, na czym rzecz polega. A mogę sobie na to pozwolić, jako singiel, który nie czuje wałka czy papucia tej piękniejszej części związku nad sobą. Zatem kiwam głową, tak, to wszystko prawda. Jak również to, że podoba się ten początek, a koniec się pomija. Legenda, jak wiesz, była dosyć popularna, choć nie tak popularna, jak mit arturiański. Ale tak jak on, bazuje na odwołaniu się do doświadczeń. Nieczęsto można znaleźć osoby, które "od strzału" są szczęśliwe w związku całe życie. A jeśli nawet, to samo przedstawienie tego byłoby nudne. Zwyczajnie nudne. Bo jak przedstawisz codzienną mozolną i trudną pracę, chęć zrozumienia, chęć trwania, zmagania się z rzeczywistością nie legendową, pełną smoków, czarów i zasadzek, ale tą zwykłą, chociażby finansową, czy pracową. Ot, wyjdzie co najwyżej film na półtorej godziny. [Chociaż są wyjątki, "Plac Zbawiciela" - film z niezłym studium rozpadu związku. Ale znów z rozpadem] Moim zdaniem, człowiek lubi łudzić się, że zadzieje się coś samo. A zwłaszcza początek, który jest graniem na tych szczęśliwych nutach - fascynacji, poznania, efektu nowości. Bo potem, jak jest, każdy wie. Życie. Co innego, jeśli to miłość zakazana, trudna, pełna wyzwań i nieszczęśliwa. Tu chyba ogląda się, czy czyta z westchnieniem ulgi, że to "nie jest moim udziałem". Choć czasami jest. Temat szeroki, a mnie się ciągle wydaje, że pokazuje się pewien model nie po to, by zachwycić, a żeby każdy odnalazł w przygodach bohaterów cząstkę samego siebie i swoich doświadczeń. Ale to takie moje bajanie.

      Usuń
    8. Legenda uczy, że miłość jest silniejsza od śmierci. Koniec, kropka. A to, że obserwujesz proces dramaturgii utworu i wyciągasz wnioski, to tylko dobrze o Tobie świadczy. Musielibyśmy się cofnąć do czasów "Króla Edypa" czy "Antygony" i mamy wyraźny wzór jednostki w okowach losu, którego nie zmieni. Nie zmieni, bo Parki czy Mojry już utkały człowieczy Los. Czy tak jest w tym przypadku? Całe szczęście żaden mnich, który przepisywał tę legendę i ją zmieniał, nie zapędził się tak daleko, by wsadzać w to Boga, jako przesądzającego o losie Tristana i Izoldy. Zrzucono winę na czary, co też było zgodne z polityką Kościoła.
      Natomiast co do "wyrastania" - mogłem użyć słowa "dojrzewanie", ale wolałem to. Dlaczego? Bo z pewnych tekstów się wyrasta, jak z ubrań. To kwestia dojrzałości, przejścia przez jakieś doświadczenia i przez literaturę, czy w ogóle, kulturę. A ja właśnie wolałem "wyrosnąć" z pewnych tekstów, bo czytam je inaczej i inaczej na nie patrzę. Ale skoro Cię razi to słowo, to może być dojrzewanie. Mamy pewnie to samo na myśli, a nazywamy tak, jak nam po prostu wygodniej. Bo i ja nie zamierzam prowadzić krucjaty, odpowiadam z "wolnej stopy" i tak jest najlepiej :)))
      Spokojnie, jest wieczór, siąpi mżawka, u mnie pali się świeczka i doskonale Cię rozumiem, jak również to, że chcesz być precyzyjna. Żadne czepialstwo. Wypowiadanie swojego zdania tutaj nie jest czepialstwem, a wyostrzeniem wypowiedzi. I tak też to odbieram i przyjmuję Twój punkt widzenia, za ważny. Pokazujesz inną perspektywę, co jest ciekawe, bo muszę odłożyć na bok własne wizje i przyjemności literacko-filmowe i zastanowić się, jakimi ścieżkami idziesz. A to bywa bardzo, bardzo ciekawe :)
      Skoro taki wieczór, to życzę Ci wszystkiego ciepłego (koca, herbaty, myśli, odpoczynku itd) i pozdrawiam Cię poniedziałkowo :)))

      Usuń
    9. Niby nieczęsto takie pary można spotkać, ale jak się już je spotyka to jednak dość liczne pytania "jak to zrobiliście" pada i nagle wszyscy są niesłychanie ciekawi i kombinują jak coś przenieść na własne podwórko.

      "A jeśli nawet, to samo przedstawienie tego byłoby nudne. Zwyczajnie nudne. Bo jak przedstawisz codzienną mozolną i trudną pracę, chęć zrozumienia, chęć trwania, zmagania się..."

      Uważam, że to byłoby arcyciekawe. Absolutnie nie nudne!
      To pewnie trudne zadanie, przedstawienie wszystkiego o czym Pan mówi, ale dobrze wykonane zadanie byłoby kawałem dobrego psychologicznego dzieła.

      Nie oglądałam "Placu zbawiciela", chyba muszę nadrobić. Widział Pan "Historię małżeńską"? Moim zdaniem też ciekawie i możliwie pokazuje rozpad związku.

      "Legenda uczy, że miłość jest silniejsza od śmierci. Koniec, kropka."

      ;)
      Dziś mając do wyboru rację, albo święty spokój, zdecydowanie wybieram to drugie, więc dobra niech będzie. Już się nie będę awanturować.

      "A mogę sobie na to pozwolić, jako singiel, który nie czuje wałka czy papucia tej piękniejszej części związku nad sobą. Zatem kiwam głową, tak, to wszystko prawda."

      ??
      :D
      Przepraszam. Czy dobrze rozumiem, że takich rzeczy nie powinno się mówić, przynajmniej na głos, nie będąc singlem, za to będąc w związku z obawy przed fochem, ciosem wałkiem, albo innymi cichymi dniami? ;))

      Usuń
    10. Tak, takie pary są oczywiście. I zazwyczaj mają kłopot z odpowiedzią, bo jak opowiedzieć pół, albo 3/4 życia? Nie da się. Więc mówią coś ładnego i zagrzewającego. A prawda jest taka, ze trzeba być wyrozumiałym i mieć dystans. To pomaga, choć recepty nie stanowi :)))

      Wiesz, zazwyczaj, kiedy ktoś książkę kupuje (o ile kupuje i czyta, bo to już sprawa bardzo problemowa), to oczekuje "dziania się. Więc studium dnia codziennego mogłoby być nużące. I chyba nie trafiłoby w oczekiwania. Mamy w sumie taką literaturę u nas. Ostatnia powieść-rzeka autorstwa Marii Dąbrowskiej - "Noce i dnie". Z zaskakującymi wnioskami samej bohaterki. Ale i poniekąd ten problem ładnie wychodzi w "Nad Niemnem", choć ja nie za bardzo lubię tę powieść.
      Kiedyś byłem na spotkaniu z pewnym pisarzem. I ten "mistrz pióra", który nie grzeszył skromnością i manierami stwierdził, że jak się zaczyna nudno robić, to wprowadza albo trójkąt małżeński, albo kombinuje z "miłością pod górkę". Coś w tym jest patrząc po literaturze popularnej. Bo jeśli weźmiemy coś ambitniejszego, to już nic nie jest proste. A jak Ty patrzysz na związki międzyludzkie pod kątem psychologicznym, to to już naprawdę trzeba się postarać. I wiesz, teraz mi to na myśl przyszło, ze książek są tysiące, które wydaje się co miesiąc. Ale tylko nieliczne z nich są warte naszej uwagi. Byle tylko właśnie na nie trafić. Dla jednych "Alchemik" będzie objawieniem, a dla innych "Zbrodnia i kara" czy "Idiota". Wszystko chyba zależy od oczekiwań.

      Miałem na dysku, ale nie dotarłem do tego filmu. Ale podepnę co trzeba i zobaczę :))))

      Dziękuję, że wybrałaś święty spokój, bo mnie też dzisiaj go brakuje. :)))

      Można spróbować powiedzieć. A właściwie się powinno powiedzieć. Raz, bo człowiek nie wie, co robi. Ponownie, by się upewnić, że reakcja będzie niezmienna. Trzeciego razu nie ma, bo nauka nie idzie w las :D
      Dobra, trochę się śmieję z nas, mężczyzn. Wszystko zależy od przedmiotu dyskusji i poziomu różnicy zdań. Czasami jednak warto schować swoją rację w kieszeń ceniąc ciepło ogniska domowego. Zwłaszcza jak przedmiot dyskusji nie jest istotny i nic nie zmienia. Ot, samo przegadywanie się, które może prowokować do wyciągnięcia argumentów zbyt poważnych. Jak mawiał Zagłoba: "Znaj proporcją Mocium Panie". A ciche dni wywołują u mnie reakcję odwrotną od zamierzonej, zacinam się w milczeniu i to dopiero robi się bal :)))

      Usuń
    11. Dzień dobry M. Polecam Pani książkę profesora Bogdana Wojciszke o miłości - https://www.gwp.pl/psychologia-milosci.html. Znajdzie Pani w niej etapy miłości oraz informacje jakie czynniki wpływają na satysfakcjonujący związek. Książka również wyjaśnia w jaki sposób podtrzymać zaangażowanie i intymność w relacji oraz czego należy unikać, aby nie przekształciła się w fazę związku pustego.

      Usuń
    12. Dzień dobry. Dziękuję za polecenie. Książkę znam. Nie brakuje mi badań czy książek naukowych bądź popularnonaukowych tej tematyce, tych jest aż nadto;)

      Szukam czegoś zupełnie innego, zwykłych dziejów, zwykłych, przeciętnych ludzi, bez wielkich dram, za to z codziennymi problemami, i z codzienną, nużącą walką o satysfakcjonującą relację na przestrzeni lat. Takiej psychologii miłości w formie literatury pięknej, choć być może nudnej;)

      Pozdrawiam:)

      Usuń
    13. Wiem, że post sprzed miesiąca, ale spokoju mi nie daje;) wtedy chciałam mieć spokój, ale teraz jestem w trybie turbo walki, więc mam gdzieś spokój, interesuje mnie tylko racja:D
      A jeszcze nowy wpis o takim, a nie innym tytule...no muszę;)

      "Natomiast legenda ma też swój ukryty cel, pokazanie wierności i że miłość, jest silniejsza od śmierci."
      "Legenda uczy, że miłość jest silniejsza od śmierci. Koniec, kropka."
      To jest coś z czym się zupełnie nie zgadzałam już miesiąc temu i dzis właśnie chciałabym to wyjaśnić (i mieć rację;)).  Legenda gówna wie i w nogach śpi.
      Miłość ma swoją dynamikę. Wymaga oczywiście deklaracji, ale musi być potwierdzana w czynach. Miłości trzeba doświadczać. Czy jeśli kiedyś podobał mi się chłopak i ja wszystkim koleżankom wokół mówiłam jak bardzo jestem zakochana, jak bardzo kocham, ale on pojęcia o tym nie miał, to czy była to milość? No oczywiście, że nie. Bo on nigdy tej mojej miłości nie odczuł, ani nie doświadczył.
      Więc śmierć musi to kończyć, bo ustanawia kres jakiejkolwiek reaktywności jednej ze stron. Bo czego doświadczamy od zwłok zakopanych 3 metry pod ziemią? Co najwyżej obojetności;) a czego one doświadczają od nas? No absolutnie niczego. Nie mówię, że nie cierpimy, że nie jesteśmy wtedy nieszczęśliwy i najchętniej dołączylibyśmy wtedy do tego naszego ukochanego nieboszczyka, ale sama miłość zostaje przerwana, bo nie płynie z jednej z dotychczas zainteresowanych stron. Oczywiście po takim wydarzeniu można nigdy więcej nie wejść w związek, nie kochać i mówić, że inaczej się nie da. Ale miłość to w dużej mierze wybór, więc wtedy ktoś taka decyzję może oczywiście podjąć.
      Więc po co legenda tak mami? W jakim celu to kłamstewko? Zupełnie tego nie rozumiem.
      A jeszcze zakończenie tej legendy, że z grobu Tristana wyrasta WIELGACHNE pnącze głodu, PENETRUJĄCE grób Izoldy... czy naprawdę muszę dodawać coś jeszcze? Bardzo legenda chce ożywić to czego nie ma, co umarło, uderzając w takie pierwotne popędy;) (Prosty ludu jak kogoś bardzo kochacie, to wiecie, hehe, po śmierci też poruchacie, także luz jak w hip hopie chłopy pańszczyźnie!)...??? O to tylko tu chodzi?:D

      Proszę mi wybaczyć, że tak zadręczam w tym temacie. Trochę tu wylewam swoje złości, ale niech Pan wie, że to miła odskocznia od tego co się wokół dzieje.

      Spokojnego wieczoru!
      :)








      Usuń
    14. Dobra, wiem jak jest. Też mam przejechane, jak w ruskim czołgu, więc odpowiem. Pierwotny rys legendy miał pokazać, ze miłość jest silniejsza od śmierci. I zrobił to w sposób prymitywny, ale skuteczny. Bo legendę naówczas w Europie wszyscy znali. Nie pamiętasz zapewne, ale Tristan umiera nie mogąc doczekać się Izoldy o Jasnych Włosach, która może go uleczyć. Nie o leczenie fizyczne wszak tylko chodziło, ale o sam fakt zobaczenia ukochanej. Umiera od głupiej rany zadanej na turnieju. Izolda, która przybywa za późno, umiera również z żalu, że nie zdążyła i burza na morzu nie pozwoliła zmienić czarnego żagla w statku/łodzi. Zatem trudno tu o lepszy model pokazania wierności sobie i miłości dwojga ludzi. Miłości, oczywiście pokazanej z takiego, a nie innego punktu widzenia - człowieka średniowiecza, bo inaczej dzisiaj podchodzimy do tego zagadnienia. Co się dzieje dalej? Dalej jest głóg, który wyrasta z trumny z chalcedonu, by opleść tę z berylu. Nie jest to wbrew pozorom akt seksualny, a raczej demonstracja mocy uczucia, które było silniejsze od śmierci. Staje się symboliczne.
      O ile zgadzam się z Twoimi spostrzeżeniami, o tyle sama kwestia legendy jest produktem przedchrześcijańskim i wczesnochrześcijańskim, gdzie dominował MODEL, IDEAŁ. A zatem i śmierć Rolanda, czy śmierć Artura, to były śmierci MODELOWE, skrojone po to, by pokazać pewną POSTAWĘ. Uczyć to społeczeństwo, które jest nie kumate i niepiśmienne, a karmiące się aurą cudowności i czarów.
      Ło Jezu, też się akurat znęcasz nad tą legendą, która po prostu pokazuje pewną postawę. Ale obydwoje wiemy, że ta postawa, nawet jeśli się nam podoba, zostaje przez życie zweryfikowana. My sami z legendy wyrastamy, czy raczej dojrzewamy. I jeśli coś w nas z niej pozostaje, to odrobina naiwności i atmosfera czarów, cudowności i pragnienia, które jest li tylko modelem.
      I nic ten wpis nie ma wspólnego z tym najnowszym, nie myśl sobie :))))
      Dziękuję Ci i sam zostawiam życzenia spokoju i uśmiechu :))

      Usuń
    15. Dobra. Przekonał mnie Pan. Jestem już w stanie, na spokojnie przyjąć założenia o pokazaniu pewnej postawy, ideału. Już lepiej to rozumiem.
      Nie do końca przekonuje mnie tylko, że nie jest to kwestia aktu seksualnego. Gdyby głóg wyrastał z obu grobów, oplatał się wzajemnie, ok- moc uczucia, ale tak...? To tylko fiksacje seksualne średniowiecznych zakonników.
      Strasznie się znęcam. Interesuje mnie szeroko pojęta seksuologia i wiem, że te postawy, ideały to takie bzdury, że głowa mała. Stąd pewnie ten mój opór wobec takich radosnych, nierealnych i także częściowo niebezpiecznych projekcji.

      Wiem, że wpisy nie mają ze sobą nic wspólnego, ale przysięgam gryzło mnie już od miesiąca, a tytuł wydał mi się niezawodnym znakiem że trzeba kwestię rozstrzygnąć do końca;)

      Dziękuję!

      Usuń
    16. Nie przekonałem :D Ale dyskusja jest, więc się ciesze. Lubię, jak ścierają się ze sobą postawy, niekoniecznie skrajne. Szczerze mówiąc, dawniej przyjąłbym postawę "głupiego Jasia", który święcie wierzy w ideały miłości, wiary, śmierci czy świętości. Nie powiem, są mi bliskie, bo rozumiem, z jakiego punktu wyjścia startowano starając się ucywilizować Europę, schrystianizować ją i na dodatek wychować. Dziś wiem, to, co wiem, więc czasami przypominam sobie którąś z legend, niekoniecznie w wersji znanej ze szkoły. Swoją drogą uwielbiam legendę powstałą na styku chrześcijaństwa i kultury nordyckiej - "O walkirii", gdzie wiedziona uczuciem walkiria umiera i zamienia się w czystego, pięknego łabędzia zabierając ze sobą w zaświaty duszę bohatera. Śmiać się? Można, oczywiście. Racjonalizm każe machnąć ręką na te takie bajania. Ale ja je lubię, bo czasami chcę się poczuć nieracjonalnie. Jeden z wielkich poetów współczesnych, Herbert, napisał w cudownym wierszu "Przesłanie Pana Cogito" takie ważne słowa:
      "powtarzaj stare zaklęcia ludzkości bajki i legendy
      bo tak zdobędziesz dobro którego nie zdobędziesz" (cyt)

      Co miał na myśli? Że to w jakiś sposób nasze dziedzictwo, wiem, górnolotnie brzmi, bardziej pasuje "spuścizna", która świadczy o nas samych. I przykładanie do tego współczesnych narzędzi wykazuje ich miałkość, śmieszność i niedzisiejszy rys.
      Pytanie zatem, które się może zrodzić, jako summa tych rozważań - czy wierzę? Czasami tak, czasami nie. Oczywiście w miłość. Może nie taką, jak w Tristanie i Izoldzie, takiej na wysokim C z wieczną pogonią, głodem i wyrzutami sumienia. Swoją drogą, samą legendę cudownie przetworzyła Poświatowska. Zawsze mam ściśnięte gardło, jak czytam:

      "Kiedy Izolda umierała, Tristan pochylał się nad szpitalnym łóżkiem, ręką miękką i chłodną dotykał rozpalonego czoła. Podawał oddech z własnych ust i piła Izolda życie z oddechu kochanka.

      Podtrzymywał jej osuwającą się głowę, wąskie szczupłe plecy. Obojczyki wychudłe podnosiły się spiesznie, aby nadążyć za oddechem. Serce biło prędko, nierówno. Izolda zaciskała palce wokół ręki Tristana.

      Przemów do mnie – prosiła – chcę słyszeć twój głos, jeszcze mogę słyszeć – mówiła.

      Milczał Tristan i umarła ślepa Izolda przyciskając usta do rąk kochanka.
      Które miękkie były i chłodne."

      Rozumiem, też mam tak czasami i dobrze się stało, ze tę kwestię jeszcze raz "rozrobiliśmy"

      :))))

      Usuń
    17. Przekonał mnie Pan. Naprawdę. Choćby do tego, że taka legenda miała prawo powstać, bo do tej pory pojęcie tego było poza moim zasięgiem;)
      Co prawda do dalszych moich zarzutów spodziewałam się odniesienia w postaci jakiejś opowieści o marginalizacji roli kobiety w średniowieczu, o przekonaniu że sama nie jest w stanie czuć, a jedynie "lustrzanie" odbijać uczucia bardziej wartościowego człowieka, jakim jest mężczyzna, stąd też tylko głóg wyrastający jedynie z grobu Tristana;) ale jeśli nie, to upewniam się i upieram przy swoim;)

      Wizje, które Pan tu przytacza są mi obce, zarówno światopoglądowo, jak i doświadczalnie. Wierzę za to w słowa Gałczyńskiego, które oprócz tego, że ładnie brzmią, mają rację bytu takiego bardziej naukowego, codziennego, realnego, trochę tu też goryczy, a nie jedynie wyidealizowana romantyczna projekcja, mrzonka o tym jakbyśmy sobie życzyli, żeby to było:
      "Na wspól­ną ra­dość,
      na chleb po­wsze­dni,
      na po­ran­ne otar­cie oczu
      w bla­sku sło­necz­nym,
      na nie­usta­ją­ce sobą zdzi­wie­nie,
      na gniew, krzyw­dę i prze­ba­cze­nie
      wy­bie­ram Cie­bie."

      Czyli jednak nauczanie zdalne. Brawo. O dwa miesiące za późno, ale kto bym tam liczył. Mam coraz smutniejsze wrażenie, że to nie jest kraj z kartonu, ale z gówna.

      Powodzenia i zdrowia!
      :)

      Usuń
    18. Dobra, w końcu siadłem i mogę pisać. Upiorny dzień i upiorne rzeczy się dzieją, sama wiesz.
      Przyznam, ze jestem trochę ograniczony w swoim rozumieniu literatury, bo patrzę na nią pod kątem jej samej, czyli jako procesu, który rośnie, rozwija się, upada i ewoluuje. Zatem tez nie jestem do końca obiektywny w tym, co pisze. To trochę, jak poruszanie się we mgle. Niby kompas jst, kierunek również, ale g*** widać :P No, może nie do końca tak, ale analogia śmieszna :))

      Co do kobiet, to akurat Celtowie, a przypomnę, ze mamy do czynienia z legendą o podłożu celtyckim, bardzo dbali o równouprawnienie. Ba, kasta kapłanek miała większe znaczenie, od kasty druidów, którzy często musieli kapitulować przed wiedzą i autorytetem kobiety-kapłanki. Oczywiście zmienia się to i w samej legendzie mamy już do czynienia nie ze światem Celtów,m a z jego mutacją, choć ciągle podstawy żyją. Otóż Izolda jest królową. I nie tylko, jako żona króla marka, ale jest córką króla Irlandii (jakiegoś kraiku w Irlandii, umówmy się, że nie całego kraju) I jej status podkreśla to, ze nosi długie włosy, których w średniowieczu raczej się nie nosiło. Jedynie od księżnej, w zwyż. Wyjątkiem obdarzono tu prostytutki, jako element niezależności i swoistej samowładzy. Reszta włosy przykrywała welonem, albo kocem. Dominantą jest faktycznie świat męski i to mężczyzna dominuje w domu, na polu bitwy i w kościele. I kobieta karmi się jego blaskiem. Choć jak przeczyta się trochę z literatury innego nurtu, niż ten oficjalny, to widać, ze kobiety miały więcej władzy i więcej wolności, niż to wynika z różnych pism i nawiedzonych dziwaków, którzy uważali, ze kobieta jest nieczysta itd (św Augustyn)
      Jeśli chodzi o ten głóg, który Ci nie daje spokoju, to interpretacja jest trochę bardziej skomplikowana, bo musimy cofnąć się bardzo głęboko w czasy Celtów. Otóż dla Celtów ważne rośliny, to jemioła, dąb itd. Ale również głóg. Głóg był uważany za roślinę mocy, siły seksualnej, ale i czystości. W czasach powstania pierwowzoru legendy odczytanie tegoż symbolu było zatem jasne dla ludzi, którzy jej słuchali (nie czytali, bo jak znalazł się jeden na 10.000, to wszystko). Oto ciało Tristana wypuszcza głóg, który otacza (ochrania) po śmierci trumnę z ciałem Izoldy. Widomy to znak UWIELBIENIA, czystej miłości i siły tegoż uczucia. Nie komentuję, bo i komentować nie mam czego - to przecież wiara tych ludzi stworzyła tę interpretację, a nie widzimisię Naglika. Zatem Izolda na wzór królowych jest i po śmierci uwielbiana i kochana miłością czystą, przez swojego rycerza. Tu legenda wprowadza postać króla Marka, który zakazuje ścinania głogu, by był widomy znak, że miłość jest silniejsza od śmierci. Tak jak mówiłem - model parenetyczny, pokazanie postawy itd, które zostały zbudowane na starych celtyckich mitach i celtyckiej wiedzy.
      Pomijając te romantyczne konotacje, Gałczyński do mnie przemawia. Zwłaszcza, że Natalia i Kira nie miały z nim łatwego życia. Ot, rzeczywistość skrzeczy, le bliska jest rozumieniu tego, co nazywamy miłością.

      Nauczanie może i zdalne, ale ze szkoły. Śmiejesz się? Bo ja sam już nie wiem. Płacz, śmiech... Nie powiem ilu z nas jest chorych, bo nie mogę tego napisać, ale nie wygląda to dobrze. Z tym ostatnim stwierdzeniem zgadzam się w 100%. Po cichutku mam nadzieję, ze ten wyrok TK, to był ostatni gwóźdź do trumny.

      Usuń
    19. Trochę odczuwam zgrzyt z tym równouprawnieniem Celtów. Pewnie było znacznie większe niż w chrześcijańskiej reszcie Europy, ale...samą Izoldę przedstawili jako córkę swojego OJCA, żonę swojego MĘŻA, miłość TRISTANA. Zawsze jednak w posiadaniu jakiegoś mężczyzny, nigdy inaczej, nigdy na odwrót.
      Czasy średnie, ale teraz chyba wcale nie jest lepiej;)

      Dobrze. Nie czuję się przekonana co do tego głogu. Sam Pan pisze, że dla Celtów był także symbolem siły seksualnej. Zakładając, że życie jest czasem prostsze niż nam się wydaje i jesteśmy istotami popędowymi, którym podlegamy (a w przeszłości musieliśmy podlegać im nawet bardziej niż teraz) to rozwiązanie seksualne wydaje mi się prostsze, bardziej naturalne i sensowne.
      Zresztą Celtowie, od których to się zaczęło, żyli blisko natury, cyklów życia, więc chyba dla nich taka interpretacja nie byłaby gorsząca i nie na miejscu.
      W przeciwieństwie do chrześcijańskich duchownych modyfikujących legendę. Ale  niech Pan sobie teraz wyobrazi tę ich ciągłą seksualną frustrację i lęk przed karą bożą, a tutaj trafia się taka perełka. Dostają coś tak oczywistego, coś tak obrazowego, perwersyjnie pysznego, a mogą to ubrać w szlachetne uczucia, coś większego i duchowego i karmić się tym bez poczucia winy czy grzechu. No idealnie.
      Tak to czuję. Może Pan uznać, że nadmiernie popłynęłam, ale wie Pan, kiedy słyszę tętent kopyt myślę o koniach, nie o zebrach;)

      Nie śmieję się, ale nie rozumiem...w jakim celu zdalnie ze szkoły? Ja już nie płacze, ani się nie śmieję. Tak szczerze to po prostu się boję, z różnych względów.
      Nie wierzę, że wyrok cokolwiek zmieni. Zmieni to, że ci którzy władzy byli przeciwni będą przeciwni jeszcze bardziej, a zwolennicy (a tych nieśmiało przypominam jest więcej) będą jeszcze bardziej zachwyceni prawilnością rządu i kraju. Żyjemy w zbiorowej, głębokiej mogile po brzegi wypełnionej gównem.

      Mimo wszystko życzę udanego i stabilnego weekendu:)

      Usuń
    20. Wiesz, powiem to w taki sposób bardzo ogólny. Lubię tę legendę niezależnie od tego, jak ją się odczyta. Bo jest w niej okrutna tęsknota i znam jej początki. Gdyby nie te początki, które mają korzenie w tym, że Izolda była ŚWIADOMĄ czarodziejką, a poza tym, kimś ważnym w swoim kraju (nie, nie mylę jej roli z rolą klaczy, krowy rozpłodowej), to byłaby tylko zwykłym romansem z wyższych sfer, jak zapewne chcieli mnisi, którzy tę legendę przepisywali. Dobrze, ze przy głogu dodajesz słowo "także", bo to ważne rozróżnienie. To roślina mocy, TAKŻE seksualnej.
      Nie chcę Cię do niczego przekonywać. Ba, cieszę się, ze patrzysz na temat ze swojego punktu widzenia. Fantastycznie. Mnie się jednak podoba atmosfera czarów, baśniowości, legendy, smutku i tęsknoty. Inna od tego, co nas otacza. Nie, nie chciałbym tak :)))

      Zdalnie ze szkoły, bo nauczyciel musi być w szkole, by był w pracy. Można go łatwo skontrolować itd. Nie wiem, czy chodzi o kontrolę, czy o to, by nie prowadzić zajęć "na pół gwizdka", czy o coś innego. Wiem za to, że okres inkubacji wirusa wynosi kilka dni, więc kto wie, czy nie zdążyłem się zarazić i niekoniecznie stanę przed kamerą w szkole.
      Tak, jesteśmy Marto świadkami bardzo głębokiego wykopania rowu między ludźmi. I jak widać, może się to nie skończyć dobrze.
      Dla Ciebie dobrych myśli. Wybacz, ze nie życzę czegoś uniwersalnie radosnego, ale dobre myśli dziś, to bardzo dużo.
      :)))

      Usuń
  4. Muszę przyznać, że te zdjęcia wyjątkowo pasują. Te splątane pajęczyny, które trzymają mocno, oddają specyfikę relacji między Tristanem i Izoldą, chociaż co my tak właściwie możemy wiedzieć? Nawet miecz pomiędzy nimi się zaplątał :) A pajęczyny są znów bajecznie kolorowe: różowe i błękitne są najpiękniejsze. Tekst też mi się podoba. Gdy byłam nastolatką, to zaczytywałam się Tristanem i Izoldą. Z wypiekami na twarzy czyta się takie opowieści o miłości, w które mało kto wierzy, ale są na ziemi wybrańcy i nikt ani nic ich nie przekona, że może być inaczej. Trzeba tylko na siebie trafić. A mgły? Mgły jak z pradawnej opowieści. :)))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Uśmiecham się odpisując, bo to prawda o czym piszesz. Poniekąd tym się właśnie kierowałem w swoim wpisie. Tym razem odsunąłem swojego bohatera gdzieś poza blog i spróbowałem napisać apokryf legendy. A że nieprawdziwe toto? Cóż, czasami dobrze się ułudzić, jak mawiał Mickiewicz. Tym bardziej, że jesień, mgły i nastroje. herbata, koc... Też zaczytywałem się w starych legendach, a te celtyckie wyjątkowo polubiłem. Może dlatego, ze stosunkowo dobrze się z nimi czas obszedł. Zupełnie inaczej, niż z nasza rodzimą mitologią. Cieszę się, ze zdjęcia i opowieść zlały się w jedno. Tak trafiłem, choć myślałem, ze nic z tego nie wyjdzie. A jednak niespodzianka :))
      Pozdrawiam Cię bardzo, bardzo serdecznie i dziękuję Ci bardzo :))))

      Usuń
  5. Ciekawe, dlaczego ludzie tak bardzo lubią te wszystkie opowieści o miłości. Czy z powodu własnego, pozbawionego miłości życia, jakieś tęsknoty za wiecznością, niezmiennością? Czy może nieumiejętność bycia tylko z sobą, którą noszą jakby w swoich genach, sprawia, że tak się zachwycają romansami? I po co ja zadaję te pytania? Bo nie odnajduję w tej historii niczego ciekawego. Jest przewidywalna od początku do końca. On ją kocha, ona jego, lecz być ze sobą nie mogą i tak się snują jak te chmury po niebie, pragnąc czegoś, czego nie ma. A jakby zamieszkali ze sobą, jakby się ich miłość spełniła, szybko by się okazało, że się sobą znudzili i że wypatrują czegoś innego, bardziej romantycznego od zwykłej prozy życia. Dlaczego tak to pesymistycznie widzę? Nie, nie z powodu jakiś życiowych doświadczeń, tylko po prostu cukierkowy obraz aż się prosi, żeby go posypać piaskiem. Choć przecież rozumiem, że nosisz w sobie duszę romantyka i lubisz takie historie.
    Opisane pięknie przez Ciebie, tyle, że temat mi nie podszedł. Jednak zdjęcia, opis wszystko jest świetnie dobrane do Twojego romantycznego usposobienia.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Uśmiecham się Aniu (mam nadzieję, że mogę do Ciebie zwracać się imieniem), bo jest to problem, który wałkowano z każdej strony. Jest to motyw literacki znany ze starożytności, a że akurat ja go wykorzystałem - wykorzystałem najlepiej, jak się dało. Nie wziąłem historii innych kochanków właśnie ze względu na atmosferę tajemniczości i cudowności legendy celtyckiej. W każdym razie o niebo lepsze to, niż "Romeo i Julia, które są po prostu nie do przejścia dla mnie. Ale do rzeczy. Ten motyw, który tak ładnie zasypałaś piaskiem, powstał z tęsknoty za ideałem. Czy są tacy na sali, którzy lubią słowa "i żyli długo i szczęśliwie?", nie sądzę. Po prostu ludzie lubią takie niespełnione historie, bo one wypełniają ich życie, które wydaje się puste w porównaniu do przeżyć miłosnych bohaterów. A zawsze to milej czytać o czyimś nieszczęściu, niż o sukcesie. Zatem w tym tkwi "popularność" tej legendy. Złudna, jak mniemam, bo ze świecą szukać osób, które przebrną przez język i przez perypetie bohaterów. I to pewnie uczniowie, bo dorosłego nie znam, który by czytał z własnej woli. A sama legenda została napisana dla ludzi prostych, więc i nie ma co szukać wyszukanych form językowych czy stylistycznych.
      Mówisz, że nie znajdujesz w tej legendzie nic ciekawego, owszem, bo jest ona swego rodzaju podstawą dla wielu, wielu innych książek. Chociażby napój magiczny, czy kolor żagla. Chociażby :))
      Ale rozumiem Cię i rozumiem to, że temat obchodzisz łukiem. Zwyczajna rzecz, bo przecież różnimy się i to jest piękne. Najgorsze są uogólnienia i odgórne zakazy. Tak sądzę. Sam zresztą napisałem ten fragment na kolanie, kiedy siedziałem nad jeziorem i już wiedziałem, jakie mam zdjęcia. Czy to moje usposobienie romantyczne? Czy ja wiem, czy ze mnie taki romantyk? Chyba taki trochę niedorobiony, bo i polonista i informatyk. Więc łamie się u mnie świat czarów ze światem liczb i instrukcji warunkowych :)))
      Ale bardzo, bardzo Ci dziękuję, ze doceniłaś mój wysiłek i zdjęcia, bo to dla mnie ważne. Można sobie tematu czy legendy nie lubić i skrytykować wszystko, wypalić do korzeni. Ty pochwaliłaś, zatem dzień nie jest stracony :)
      Miłego i spokojnego dla Ciebie, macham z uśmiechem do Ciebie :)))

      Usuń
  6. Jestem spóźniona, ale przeczytałam i nie będę pisać o miłości, bo wszystko już zostało powiedziane. Napiszę o pisaniu. Piszesz tak, że „wpadam” dosłownie w Twój tekst. To nic, że historia znana, opowiadasz ją na nowo... Piszesz niezwykle plastycznie, nie ma w tym przesady, zbędnych upiększeń, jest za to prawda.
    Moim zdaniem koniecznie powinieneś napisać własną opowieść. Będzie fascynująca i prawdę mówiąc nie mogę się doczekać kiedy ją przeczytam.
    Czekam i pozdrawiam :))
    PS. Fotografie fantastyczne !!!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A wiesz, myślałem właśnie nad tym czy napiszesz, czy nie. Czasami wcale nie ma się ochoty komentować, więc myślałem, ze to właśnie ten raz. Ale ciesze się, ze napisałaś i to jak napisałaś :)))
      To naprawdę Aniu wielki komplement usłyszeć (przeczytać) coś tak dobrego. Bo to ogromnie wiele dla mnie znaczy, by człowiek mógł się zanurzyć w historię. Być tam. Niezależnie od tego, czy mu się podoba, czy nie, jest właśnie tam. Słyszy lekkie fale przyboju, czuje na twarzy mgłę. Cały ten świat żyje między zdaniami i to chyba najważniejsze w opowieści. Często sam czytam książkę, w której nie mogę znaleźć tej furtki albo dziury do świata, o którym czytam. Wiem, ze tam jest, ale nie mogę tam wejść. Trudno się czyta taki tekst. Dlatego twoje słowa, zwłaszcza dziś, są czymś, co można przyrównać do znalezienia czegoś dawno zgubionego, a bardzo drogiego sercu. Chyba muszę się odważyć i spróbować. Jeśli tego nie zrobię, to chyba nie będę wiedział czy dam radę, czy nie, prawda? Jeszcze raz bardzo, bardzo Ci dziękuję za dobre i ciepłe słowa, których dziś naprawdę potrzebowałem (i jak nie wierzyć w telepatię??)
      Pozdrawiam Cię bardzo, bardzo serdecznie i macham do Ciebie z daleka :))))
      PS. Fotografie z przypadku, ale ciii :)))

      Usuń

Prześlij komentarz

KOMENTARZE

Popularne posty