Litania bezbrzeżna...

 

                         Dlaczego tu przyszedłem – nie wiem. Szedłem ulicą ścigając promień listopadowego słońca, który ślizgał się po murach miasta. Pięknie wyglądały kamienice na tle nieba, które czyste było i dalekie. Stanąłem w bramie. Wiesz, bardzo lubię bramy, kiedyś ich nawet szukałem w piosenkach, wierszach, opowiadaniach tylko po to, by zobaczyć, czy coś się zmieni, kiedy bohater przez nią przejdzie. To były dobre bramy – w lepszą przyszłość, w inny świat, w inne oddychanie. A teraz stoję tu i patrzę na bramę, wejście w ciasne i małe podwórko. W owal nieba pocięty zębami domów. Pachnie tu kocimi szczynami i ucieczką. Bo wszyscy widzą tylko kamienicę, której okna sięgają po słońce. W oknach firany i kwiaty. I niebo odbija się tak, jak powinno. A z tyłu jest inny świat. Świat dawnych służących, wozów z węglem i ziemniakami. Podwórek, gdzie nie rośnie trawa, a rachityczne drzewo wciąż pragnie słońca. Tu czasami jeszcze stoi wiekowy trzepak czy śmietnik. Boję się tych podwórek, wiesz? Boję się, ale je kocham, bo są brudne i zwyczajne. Życie nie mówi tutaj „Ach!”, a choruje na bladość, anemię i suchoty. Ściany są odrapane, tynk odpada. Nie wiem, czy mnie zrozumiesz, ale mam wrażenie, że więcej w nich z urody istot żywych, niż budynków. Brama, jak mówiłem jest ciemna. I jeśli nawet ktoś jej front odnowił, czy pomalował, to nie starczyło mu siły do pomalowania korytarza, który jest ciemny i zakurzony. A potem otwiera się przestrzeń, jak twarz, która otworzyła oczy. Zanim usłyszę głos, który mami, obserwuję drganie mięśni, ruchy oczu, układ zmarszczek. Dziwne porównanie, prawda? Wysokie ściany nieotynkowane, albo z wiekowym nalotem brudu. Nikt tu nie zagląda przecież. „To nasz brud”, „to nasze miejsce”, które więcej mi mówi, niż piękne, jasne okna od frontu. Nie, nie zaprzeczaj, ale sam czuję lata, które obsiadły mnie myślami, więc blisko mi do takich miejsc, które dużo widziały, a jednak pozostają nieme. W takich miejscach możliwe są historie, które mogą się zadziać. Spójrz, oto brudne, małe podwórko, otwierają się drzwi „drugiej klatki schodowej”, jak dawniej mówiono, by nie urazić delikatnych uszu rozmówcy, z której wychodzi kobieta. Dźwiga wiadro. Na głowie ma chustkę, którą zawiązała z wiejska, bo Pani jej kazała, a którą zdejmie zaraz po wyjściu za bramę. Wita się ze stróżem, który zamiótłszy podwórko siedzi na kamiennym schodku nabijając fajkę. Zostawia mu wiadro i wchodzi w czerń bramy, która zaprowadzi ją do innego świata – sklepów, eleganckich ludzi, zapachów kawy, ciastek i perfum. W ciemności zakłada czepek, bo przyzwoitość należy pisać wszędzie wielkimi literami. Stukają jej buty o posadzkę. Co było dalej? Nie wiem. Nikt nie wie. Może było, może nie było. Może szła do kina karmić się snem ekranu wiedząc, że życie jest inne i marząc tak, jak bohaterki heroin gazet, o życiu high-life? Książę na białym koniu pilnie poszukiwany… Po co Ci to opowiadam? Ani to historia z morałem, ani o uśmiech trudno. A jednak podwórka i bramy w całej swojej brzydocie bliższe są krwioobiegu, niż cała reszta, od frontu. A może znów, jak kiedyś, mam nadzieję zobaczyć scenę, którą zobaczyłem przypadkiem. Kupowałem papierosy w bramie, w dawnej stróżówce, gdzie ktoś mający żyłkę do interesu wymył szyby i postawił w środku starszą, siwą kobietę, która sprzedawała. Zobaczyłem wtedy podwórko z wąskim gardłem bruku i takim samym niebem. Obok śmietników kotka wyprowadziła swoje kocięta z piwnicznego kąta. Młode toto było, ale kiedy się zbliżyłem, kocięta skupiły się obok siebie w strachu, a kotka skuliła uszy. Biedna była. Pyszczek oparszywiały, a futro zakurzone i brudne. Sięgnąłem do torby po wędlinę i rzuciłem jej. Nieufnie węszyła, ale widać głód był większy, bo podbiegła. A potem odniosła tym czterem skulonym pyszczkom, które w strachu spoglądały na mnie. Małe rzuciły się na kęs łapczywie, a ja kucnąłem. Kotka podeszła ostrożnie, a ja rzucałem jej kęsy, które zanosiła małym. Kiedy widziałem, że wszystkie dostały swoją część, dałem kotce większy kawałek. Nie rzuciłem jej, a położyłem na wyciągniętej ręce. Podeszła miękko i delikatnie wyciągnęła mi go z dłoni. Nie, nie pogłaskałem jej.  Kotka w lekkim oddaleniu jadła i mruczała. A ja wstałem i poszedłem na ulicę pełną ludzi, witryn sklepów, reklam i tego całego, pięknego świata. Byłem tam dzisiaj, wiesz? Nie spotkałem kotki. Nikogo nie spotkałem. Stróżówka, która służyła za sklepik była ciemna. Brama była zamknięta, a kłódka powiedziała mi wszystko. Czułem ścisk w gardle, nie wiem czemu…   
















  

Komentarze

  1. Przejmująca wstrząsająca opowieść o wędrówce po ruinach. W zdjęciach cz/b uwydatnia to jeszcze bardziej. Kontrast dwóch światów jeden koloru, reklam i światła do świata już cieni, potęguje wrażenie, że coś odeszło, umknęło bezpowrotnie. Wiesz, chciałam tylko powiedzieć, że nie ma takiej ruiny na świecie, lub w świecie naszym, by na nowo nie wyrosło, powstało nowe, kolejne życie z nasion od roślin. które kiedyś tam rosły, lub przywiał wiatr, zostawił przelatujący ptak. Woda, światło, słońce, czy ptak z każdej ruiny na nowo powołają kolejne życie. Witku dobrego dnia, bo w każdym dniu zawsze znajdzie się ten przysłowiowy promień światła, czy ten przelotny ptak, który zostawi nadzieję. Spokoju :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Grażynko, to nie są ruiny :)) To są kamienice w centrum Katowic, a właściwie tyły kamienic "od podwórek". Tak, mieszkają tu ludzie, a kamienice od frontu są piękne i odnowione. Oczywiście, ze masz rację w tym, ze musi coś runąć, by dać miejsce nowemu życiu, czy nowemu budynkowi czy roślinie. Choć tak naprawdę moja intencja przy pisaniu tego tekstu wyrosła z pokazania, ze nasza rzeczywistość ma swoją drugą naturę. Mniej piękną, mniej literacką, mniej eksponowaną. Ale nie mniej ważną. Dziękuję Ci za życzenia Grażynko i również zostawiam dla Ciebie życzenia spokoju i miłego, dobrego świata, który się uśmiecha :))

      Usuń
  2. Mieszkam w mieście pełnym kamienic i bram i nie lubię ich.
    Ciekawe, że Ty uważasz, że te brudne części są bliżej krwiobiegu niż te ładne.
    Nigdy w ten sposób nie myślałam. Widać różnimy się nie tylko spojrzeniem
    na zachody i wschody, ale również na te stare domy. Ja lubię takie małe,
    kolorowe z ogrodem i w takim bym chciała mieszkać. Bloki są nijakie,
    a kamienice zbyt ponure.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A wiesz, nawet wczoraj rozmawiałem o Łodzi, ze warto byłoby się wybrać właśnie tam, by zrobić klimatyczne zdjęcia i kamienic i podwórek. Kiedyś zapewne tak, mam jeszcze kilka miejsc u siebie, które chciałbym sfotografować. Bo tak naprawdę byłem tylko dwa razy w Twoim mieście i to przed wielkimi zmianami. A wiem od Eli, że miasto się bardzo zmieniło. Widzę zresztą w jej streetowej fotografii.
      Wiesz, moje słowa o "bliskości krwioobiegu" wynikają z wielu rzeczy. Nie o wszystkich mogę powiedzieć, ale był taki czas, kiedy mieszkałem na jednym z blokowisk w Katowicach. Dusiłem się metrażem, dusiłem się w łazience. Miałem uczucie dzikiego zwierzęcia zamkniętego w klatce. Ale to właśnie wtedy wychodziłem na długie wycieczki po Katowicach, by poznać trochę głębiej ich zakamarki. To prawda, co napisałem w tekście, ze jednocześnie kocham te miejsca, ale się ich boję. Nawet teraz kilkukrotnie zostałem zaczepiony przez "lokalsów" i w sumie sam nie wiem, czy to moje zdolności do rozśmieszania ludzi, czy moja postura sprawiły, ze jakoś się łatwo wykręcałem od niemiłych historii. A same miejsca znikają i to znikają w zastraszającym tempie. Może dlatego mi ich szkoda. A mam też w głowie nowele Prusa, tego genialnego dokumentalisty właśnie takich miejsc i typów ludzkich, czy "Ziemię obiecaną" z cudownie zestawieniem bogactwa i biedy. Dlatego moje słowa właśnie tak, a nie inaczej zabrzmiały.
      Oczywiście, że wolę domek z płotkiem, słoneczniki i okiennice w oknach. Może nawet drzewo gdzieś z boku. Ale mój zachwyt czy fascynacja, to nie tylko piękno, to również brzydota. Bo to ona, odwołując się do wiersza Grochowiaka "Czyści" jest czymś trochę wzgardzonym, a jednocześnie wstydliwym. A ja właśnie chciałem świat pokazać na ten sposób. Wiem, nie podoba Ci się i ja to rozumiem. Tym razem chciałem zmierzyć się z listopadem od podwórek, gdzie "kopeć i brudne ściany". Dziękuję Ci za Twoją myśl i pozdrawiam Cię w zagadkowej Łodzi bardzo, bardzo serdecznie :))

      Usuń
  3. Nie lubię listopada, to już wiesz na pewno. Ten jest jeszcze bardziej dziwny, bardziej mglisty i szary niż co roku. Twoja Witku czarno-biała opowieść wtapia się w ten nastrój doskonale, bo napisało ją samo życie. Nie takie z malowaną buzią, ale to zupełnie bez makijażu za to z niejednym ludzkim losem nigdzie nie spisanym w swoim scenariuszu. Bo przecież każdy człowiek bez wyjątku ma swą powieść z wieloma rozdziałami.
    Kompletnie nie znam Śląska. Katowice jedynie z dworca i okien pociągu. Myślę, że kiedyś warto poznać te znane i mnie znane miejsca. Kiedyś…bo teraz wiadomo podróżowanie nie jest najlepszym pomysłem.
    Wiesz kiedyś bałam się zaglądać w moje bramy, łódzkie bramy. Ale wystarczy się odważyć, a naprawdę jest warto. I to właśnie nie te są dla mnie zaskoczeniem, które zachwycą kolorem, światłami neonów i klimatem wspaniałych pubów, restauracji czy witrynami artystycznych butików. Ja zachwyciłam się i zachwycam nadal tymi w których jakby zegar zatrzymał swe wskazówki. Te obdrapane i na pozór niemiłe. Jest w nich autentyczność, autentyczność świata , który przemija. A przemija bezpowrotnie każdego dnia. I choć w gruncie rzeczy cieszę się jak widzę piękną, nowoczesną Łódź jest mi ich żal. Dziwne prawda?
    Historia kotki chwyta za serce i sam wiesz, że to jedna z wielu takich, które te ściany widziały. Na myśl przyszło mi natychmiast jedno ze starych moich zdjęć właśnie w bramie. Nie gniewaj się, że dołączę je do komentarza wraz z jeszcze jednym z tego okresu. Tych miejsc już nie ma i ludzi już nie ma…Nierozłącznie kojarzę te zdjęcia z rozmowami o łódzkich klimatach z „Bolexem” czyli Bolesławem Kapuścińskim.
    Wspomnienia…ludzi, miejsc, zatrzymanie w czasie.
    Zdjęcia są wspaniałe Witku. Ja lubię bardzo świat pokazany w monochromie. Jest inny i bardzo klimatyczny. Twoje są zrobione z ciekawej , urozmaiconej perspektywy. Są niesamowicie szczegółowe co podkreśla urodę i zarazem wszystkie mankamenty architektury. Doskonale komponuje się to wszystko z pięknym i dramatycznym niebem.
    Wiesz patrząc na te fotografie autentycznie zatęskniłam za włóczeniem się po mieście z aparatem, ale nie tylko. Za atmosferą miasta, które żyje w każdym jego zakamarku.
    Dziękuję Ci za sentymentalną podróż bez biletu i chwilę prawdziwego wzruszenia.
    Pozdrawiam Cię Witku bardzo, bardzo serdecznie i ślę życzenia dobrego oddechu, wytchnienia.


    https://drive.google.com/drive/folders/1sF5YT_lMh3B4HcXeLCsp-doGQP0H67ZS?usp=sharing

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Elu, napisałaś to, czego ja chyba sam nie umiałem sformułować. Przemijający czas, skansen, zakrzepłe chwile... Tak, to właśnie chciałem pokazać. Niestety, nie byłem w stanie wejść w większość dawnych podwórek. Niektóre, jak to "kocie" zostało zamknięte. Inne wyremontowano, opatrzono pięknymi, zdobionymi drzwiami zamykanymi na zamki kodowe. Kamery... I nawet, jeśli udało mi się wsunąć w środek, nie miałem czego szukać. Pewnie architekci byliby pijani szczęściem patrząc, jak stare kamienice z początku ubiegłego wieku ktoś zaadaptował stalą szkłem, aluminium do nowego XXI wieku. A mnie po prostu było żal tej właśnie atmosfery, zapachu, tej prozy życia, która przecież w nich wszystkich była/jest.
      Bardzo się cieszę, że popatrzyłaś na zdjęcia właśnie tak. Nie, niespecjalnie się starałem, byłem niedbały i bardzo szybki mając świadomość wejścia na teren, gdzie moge być uznany za intruza. Ale mimo tego, kiedy obrabiałem zdjęcia robiąc z nich monochrom wiedziałem, ze ten brak koloru i uwydatnienie ich niedoskonałości paradoksalnie będzie tym, czego chcę. Bo zazwyczaj dążymy do perfekcyjnego, wydmuchanego świata. A ja chciałem inaczej. W komentarzu dla Lubisłowy pozwoliłem sobie nawiązać do Twojej fotografii i do Łodzi. Choć myślę, ze w każdym mieście można takie zaułki odszukać. Kwestią osobną jest ich pokazanie. Ja właśnie tak miałem ochotę, co nie znaczy, że można inaczej. I wiesz co? Szukałem podwórka z trzepakiem i śmietnikiem. Nie znalazłem. Dopiero dziś kolega wskazał mi kierunek, gdzie powinienem pójść na takie zdjęcia, ale tylko z "tubylcem". Cóż, enklawy mają to do siebie, że strzegą swoich tajemnic, prawda? Naprawdę cieszę się ogromnie, że popatrzyłaś na ten monochrom łaskawie (bo Ty jesteś od niego specjalistką, nie ja; i nie ja jestem wielkim amatorem streetu, tylko Ty). Uśmiecham się, bo to dobre słowa :))
      A sam tekst...sama wiesz, ze idąc ulicą, słowa wskakują same w człowieka i pisze się samo w myślach. Ja tylko siadłem i spisałem to, co odnalazłem w starych podwórkach.
      A zdjęcia kapitalne!! Z przyjemnością popatrzyłem na tę bramę myśląc: tak, to jest to!!! A kot fajny :))))
      Pozdrawiam Cię bardzo, bardzo serdecznie i przesyłam Ci same jasne i dobre myśli :)))

      Usuń
  4. Ale dziś tu klimat! Rewelacja. Kiedyś strasznie się bałam takich zakamarków, bram i omijałam takie miejsca. Do tego zapach amoniaku mnie odrzucał. Dziś widzę w takich podwórkach ogromny potencjał. Trochę jednak czasu musi upłynąć, zanim to się będzie doceniać. Chyba, że w tym kraju nic się nie zmieni i będzie jak jest.
    Wszystkiego dobrego🤍

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cieszę się, ze klimat Ci się spodobał :)) Zawsze to coś innego, prawda? Kiedyś, dawniej również omijałem takie miejsca. Dziś, kiedy są rzadkością takich klimatycznych miejsc się szuka. Dawniej, to smutna, komunistyczna rzeczywistość generowała takie obrazy. Teraz metal, szkło, aluminium i drewno. Ale ciesze się, ze żyją jeszcze takie miejsca, bo na listopadowe smuteczki są w sam raz. Jak jest, każdy widzi, jak będzie, zobaczymy - z nadzieją, uśmiechem i jasnym spojrzeniem. Tak po prostu trzeba :)) Pozdrawiam Cię serdecznie :)))

      Usuń
  5. Pierwszy raz poczułam, że fotografia może coś przekazać światu i równocześnie dać coś mnie bardzo, bardzo dawno temu. Łaziłam po poznańskich podwórkach na starych Jeżycach, ze starym Zenitem i miałam 24 analogowe szanse pokazania mojego nastroju. A byłam nieszczęśliwa. I z tego nieszczęścia niepostrzeżenie zrodziło się szczęście, bo to zajęcie pochłonęło mnie tak bardzo, że zapomniałam o powodach mojej melancholii, a właściwie uznałam je za wysoce nieistotne :))
    Później na wiele lat zapomniałam o fotografii i nie były to dobre lata, dopiero teraz wróciłam i już się nie opuścimy.
    Podwórka mają w sobie coś niezwykłego. Nie są to ruiny i nie są to miejsca piękne. Są specyficzne. Na każdym dzieją się inne historie. Nie lepsze od dziejących się na sąsiednich podwórkach. Nie gorsze. Inne.
    Na to samo zwracam zawsze uwagę w czasie podróży. Jedziemy sobie powoli przez różne małe miasteczka i czasem zapatrzę się na czyjś płot, na kwiaty w oknie, na kobietę siedzącą na ławce, dzieciaki wracające ze szkoły...Wiesz, takie fragmenty cudzego życia. Ile obrazków, tyle różnych historii...Nie do uwierzenia, że to wszystko dzieje się równocześnie.
    I wtedy przeważnie doceniam swoją historię, bo jest ona jedyną, którą znam od początku do końca. A cudze historie lubię sobie zmyślać właśnie z tych kawałków, które podglądam i to też jest fajne zajęcie.
    Dzięki Witku, że mnie sprowokowałeś do tej podróży. Będziesz się cieszył, że znowu Ci się udało :))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak Aniu, bardzo się cieszę. A cieszę się, że znów się udało. Że zdołałem sprawić, że Twój wewnętrzny wzrok sięgnie w Ciebie i wydobędzie wspomnienie tych właśnie chwil. Więc tak naprawdę, ja niewiele zrobiłem, podsunąłem tylko obraz-sugestię. Ty dokonałaś reszty :)) Wiesz, często człowiekowi potrzebny jest taki impuls - nuta, książka, film, serial, przedmiot. I dzieje się coś pięknego. Czy to one sprawiły? Nie, nie one - my sami. Choć wiesz, to bardzo fanie tak współodczuwać - Ty po swojemu, ja po swojemu, a przecież oboje w temacie podwórek.
      Wszystko to, co napisałaś o podwórkach jest prawdą. I zapewne wielu ludzi będzie je przeklinało, jak i będą tacy, którzy znajdą w nich historie.
      Teraz ja sam się z siebie śmieję, bo zobaczyłem dziewczynę z ZENITHEM na szyi (słynna pięćdziesiątka), która chodzi po Jeżycach. To Ty mimowolnie zabrałaś mnie w podróż po swoim świecie. Tym prawdziwym. I jest to prawdą, która we mnie uderzyła, ze znamy tylko swoją historię, choć przyglądamy się światu i zbieramy kawałki cudzych historii. Nasza jest jedyna, bo w całości.
      Siedzę właśnie nad tekstem, który napisałem, rozebrałem, skasowałem i piszę od nowa. Trudno. Tak, czasami trudno coś napisać, bo jest tyle rzeczy, ze nie wiadomo, która będzie tą właśnie najlepszą. A najlepsze jest to, ze zatrzymałem się w miejscy, gdzie żadne słowa nie powinny paść dalej, choć to dopiero początek. Ironia losu :)))
      Aniu, bardzo Ci dziękuję za pokazanie tego obrazu i zmuszenie mojej opornej materii do myślenia - bezcenne!
      Dużo jasności dla Ciebie i zdrowia. :)))

      Usuń
  6. Ale trafiłeś z tym zdjęciami, są świetne i przypomniały mi chwile, kiedy takie właśnie miejsca pachniały mi nowością. Tak, właśnie nowością, bo to było dla mnie coś zupełnie innego i świetnie oddałeś klimat tych miejsc. Moje podróże do dużego miasta, właśnie Śląsk tak własnie się kończyły. Duża część mojej rodziny mieszkała w takich starych kamienicach, teraz już wszystko się powyprowadzało, ale jako dziecko i nastolatka bywałam i lubiłam te miejsca, może dlatego właśnie, że były zupełnie inne od tych moich znajomych, za którymi nie przepadałam. Nie wiem, może dlatego, że mieszkam na wsi, strasznie pociągają mnie te wszystkie bramy i życie, które tam się kumuluje, tam wszędzie czuć ludzką obecność i bieg życia. Ostatnio miałam okazję wejść w takie zakamarki w centrum Częstochowy. Przez jakie ja musiałam przejść bramy i dziwne przejścia, żeby znaleźć się w mieszkaniu, to aż się za głowę złapałam, dobrze że byłam z kimś, bo sama to chyba bym się nie odważyła. Grunt to mieć dobrego przewodnika. Świetne zdjęcia - dziękuję za nie i pozdrawiam :)))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ucieszyłem się, bo to chyba było zaskoczenie, ze coś innego od przyrody wstawiłem. A jeśli wstawiam miasto, to w odsłonie raczej ładnej. Tu mało estetyczne może, ale i piękne, bo już w niewielu miejscach takie widoki można odszukać. Wiesz, miałem gdzieś w głowie "Ziemię obiecaną", albo filmy z lat siedemdziesiątych, z okresu realizmu w kinie. Nie lubię tego okresu, a zwłaszcza reportaży, ale po latach z pewną nostalgią ogląda się właśnie takie miejsca. Ja sam znałem bardziej Kraków i kamienice krakowskie z wysokimi sufitami i drzwiami, jak z innej epoki. Katowice poznałem późno. A same podwórka to też podskórne prądy miasta, które warto znać. I wierzę Ci, że trzeba mieć przewodnika, bo niektóre dzielnice są "elitarne inaczej". Zainteresowałaś mnie Częstochową, bo faktycznie, sporo tam kamienic. Z dawnych czasów pamiętam małe kamieniczki pożydowskie, którymi oblepione były dojazdy na Jasną Górę. Kiedy byłem ostatnio, zamknięto dawną drogę, więc nijak nie mogłem sprawdzić, jak to jest. To ja Ci dziękuję, ze przywołałaś Częstochowę. Może i moje zdjęcia mało są "artystyczne", ale zawsze jakiś projekt i zawsze jakaś zmiana w tematyce jest wskazana. Dzięki wielkie za pozdrowienia :))
      Dla Ciebie jasności, uśmiechu i zdrowia :)))

      Usuń

Prześlij komentarz

KOMENTARZE

Popularne posty