Madonny miasta...

 

             Wyławiam je z rzeki ludzkiej, która płynie. Wlewa się i przelewa, a nad nią płyną obłoki w kanionie ulic z tramwajem, jak z dobrym statkiem w delcie Missisipi. Tłum płynie i chciałby mnie porwać, ale już się nie boję jego prądu podcinającego mi nogi, by zalać mi usta i oczy swoim wiecznym gwarem. Muszę widzieć i muszę słyszeć. I muszę wyłowić je z tego tłumu, z którym płyną w swoją stronę. Nie wolno mi tego robić, więc to robię, bo takie jest prawo fotografii. Bo tak chciałem właśnie, by pokazać je w szarości, wyłowione spośród falowania ludzkiego i hałasu. Zapytasz może, dlaczego one? Odpowiedziałbym ci milczeniem, bo nie wiem. Może po prostu śniło mi się, że robię zdjęcia madonnom miasta? A może wywróżyłem z rozdartego nieba nocą, kiedy pył gwiazd wpadł mi do oczu - nieruchome posągi zostawione w ruchu? Więc nie pytaj, proszę. Oto są niewzruszone, zalane w żywicy zdjęcia. Tak, masz rację, brak mi obiektywizmu, kiedy patrzę na nie teraz. Najstarsza z nich ma dziwne oczy, które wziąłem za zmęczenie chorobą, ale przecież ona w głowie mieli słowa: „jestem, kim będziecie, byłam, kim jesteście”.  Przesypuje swoje paciorki myśli, jak różaniec - swoją codzienną modlitwę do bólu. Widzę konika wodnego,  który jedzie na swojej hulajnodze z wyobraźnią jak wszechświat, na siódmej górze swojego marzenia. A źrebak? Spójrz jak biegnie prędko, prędziutko. Wyciąga nogi i nieledwie leci. Jeszcze trochę i wierzgać zacznie w radości istnienia. A siatki bębnią w takt kroków. A te inne, spójrz, odwrotnie, wiek ich jeszcze nie poorał cierpliwością, ale godnie idą przed siebie w zmęczeniu matek, w szarości dnia. Czy zauważyłaś, że każda z nich ma torbę lub bodaj plecak? Jakby nosiły inny, zapasowy świat ze sobą. Niezbędne rzeczy na wszystkie możliwe okazje – uliczni magicy. Madonny pośpiechu od wszelkiego zbawienia. Dopiero teraz cenię ich urodę, kiedy zakrzepły na zdjęciach w swoich pozach. W ruchu, z telefonem, z jedzeniem. Ze swoimi marzeniami, bólem i troskami. Ze swoim zagonionym ruchem, celowością i anonimowością. A ja? A ja stoję i patrzę, jak przepływa tłum. A potem chowam aparat, by dobić do swojej przystani. Gdziekolwiek ona jest…



















 


Komentarze

  1. Witku wszystko - zdjęcia i tekst, muzyka mocno wchodzi w krwiobieg i chwilę dobrą nad wszystkim posiedziałam. Wiesz, olbrzymia w tym dawka ciepła do świata, który nam pokazałeś. Dobrego ciepłego czasu dla Ciebie i tej dobrej drogi do celu :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przekornie mógłbym zapytać - gdzie jest mój cel, a właściwie czym on jest? Ale skoro sam nie wiem, to jak Ty masz wiedzieć, prawda? Uśmiecham się i dziękuję Ci bardzo. Bałem się tego wpisu, a jeszcze bardziej tego, co mój obiektyw utrwalił. Ale skoro mówisz, że jest dobrze, to i się nie martwię :)) Dziękuję Ci raz jeszcze i życzę dobrego humoru i spokoju :)))

      Usuń
  2. „nieruchome posągi zostawione w ruchu” „zalane w żywicy zdjęcia” chociaż bardzo podobają mi się te skojarzenia , ale czy aby na pewno są prawdziwe? Praktycznie każda fotografia to historia. Taka nieopowiedziana. Może wstęp, jeśli porównać do książki. Taki, gdzie możesz spojrzeć i zgadywać: kim jest ?Gdzie idzie? O czym myśli? A to tylko najzwyklejsze pytania, które się nasuwają w myślach. Są takie jak pierwsza fotografia , że zastanawiasz się ile bólu może znieść człowiek, czy dzielenie nim go może zmniejszyć. Są radosne jak biegnące dzieci czy niezwykły smak lodów jedzonych w zimny dzień.
    Są myśli biegnące, ukryte w twarzach. Jest w nich piękno ukryte w szarościach tych z fotografii i tych z dnia codziennego. Więc nie zapytam dlaczego one, bo obrazy mówią same za siebie, a uwieczniają doskonale jeden dzień z tych naszych dziwnych czasów.
    Wiesz, że lubię fotografię uliczną. Ostatnio mi nie po drodze. Siedzimy w swoich domach – kryjówkach, opuszczając je tylko w razie konieczności. Brak mi tych wędrówek w „rzece tłumu”, śmiechów, zapachów pizzy i lodów kręconych, grajków na ulicach, muzyki z klubów. Brak tej atmosfery radości i luzu. Minie to wszystko, minie na pewno, ale czy my będziemy tacy sami. Czy dystans jest chwilą czy zostanie w odruchu. Zadaję pytania. Przepraszam, bo wiem, że tak jak ja pewnie i Ty i nikt z nas nie zna odpowiedzi.
    Wczoraj jak przeczytałam „Madonny miasta” ( czyżby inspiracja?)wsiadłam w tramwaj i przeszłam się ulicą Piotrkowską. Nie byłam tu chyba z dwa miesiące. Wiesz pierwsze wrażenie to ogromny smutek. Taka cisza z przemykającą garstką ludzi. Zamknięte sklepy, restauracje, ciemno i szaro. Napisy na szybach odwołujące się do ostatnich wydarzeń i te oznajmiające koniec istnienia kolejnego lubianego kiedyś miejsca. Potem "Off" i tu trochę jakby zagubionych turystów mówiących różnymi językami. Skąd oni dziś tutaj ?
    Dobrze, że jak wracałam nastał zmrok i schował to wszystko, a palące się już świąteczne światełka dały blask szarości i małą nadzieję.
    Bo przecież kiedyś wróci ten gwar na ulicach, w szkołach i w parkach.
    Dziękuję nie tylko za pokazanie Twoimi oczami ulic nieznanych, a jednak podobnych moim. Dziękuję za wirtualny spacer i za ten prawdziwy :)
    Dziś rano spadł pierwszy śnieg. Wkraczamy w sezon zimowy, a za oknem czai się ciemność. To dobry czas na gorącą herbatę i migoczący blask świec. Ja pewnie niedługo zapalę też świąteczne światełka . A co ? Wolno mi :)
    Przesyłam Ci trochę światła i serdeczny uśmiech. Życzę Ci Witku cennego dziś zdrowia, spokoju i cichych, miłych dni :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiesz Elu, od kiedy pamiętam fotografowie na wystawach, czy na konkursach, kiedy mają opowiedzieć o swoim zdjęciu daremnie szukają słów. Bo fotografia powinna sama przemówić, poruszyć, skłonić do myślenia. A może tylko wzbudzić skojarzenia? Taka jest teoria. W praktyce nieporadnie dukają coś o wojnie, okropieństwach, o pięknie. I tak mi się zdaje, ze słowem niszczy się tkankę fotografii. Czasami powiedzenie czegoś głośno, po prostu niszczy obraz i skojarzenie w nas samych. Taka to dziwna sztuka, prawda? Nazywam ją sztuką, bo to nie tylko wyczucie techniki, ale i ładunek emocjonalny. Wiem, że to wszystko wiesz, ale tak sobie myślę, że dobrze zrobiłaś idąc na spacer przez inną niż dotychczas Łódź. Nie, nie dlatego, że smutno, ale dlatego, by zobaczyć za jakiś czas, jak wszystko zaczyna się odradzać. Skąd to wiem? Życie nie lubi próżni. Może nie będzie tak samo, ale będzie to dowód na to, ze daliśmy radę. I może nawet - paradoksalnie, święta w tym roku nie skupią się li tylko na prezentach, a na tym, że jesteśmy obok siebie. Dostrzeżemy innych ludzi. Wiesz, ja wczoraj byłem w kilku miastach, musiałem coś załatwić pilnego. I widziałem ludzi, którzy tłumnie szli do galerii i widziałem radość, że mogą, wreszcie mogą iść. Grzecznie czekali w kilometrowych kolejkach, bo chcieli być w tłumie. Ja to rozumiem. Nie, nie przekonałem się do tłumu (cha, cha, cha), ale rozumiem :))
      Z tymi lampkami doskonale Cię rozumiem. Dziś sam wyciągnąłem moje stare, schowane lampki, by sprawdzić, czy działają i czy dam radę jakieś zdjęcia zrobić. Jakoś tak się jaśniej na duszy zrobiło. Ten śnieg, to już jest moje utrapienie, bo od kiedy siadam za kółkiem, to nie lubię takiej pogody. Ale cóż, mam się gniewać na pogodę? Pewnie, ze nie :))
      Zdrowia Elu dla Ciebie i dobrego czasu pachnącego miodem, herbatą i cynamonem :)) Taki, cynamonowy i goździkowy czas :))

      Usuń
  3. A mnie skojarzyła się oczywista prawda, że miasto bez ludzi nie byłoby niczym więcej niż wydmuszką. Ludzie są najistotniejszą jego częścią, twórcami i użytkownikami.
    Lubię ludzi na zdjęciach, nadają im szczególnej wagi. I nie tylko w mieście. Fotografia krajobrazu z człowiekiem, choćby najmniej istotnym i ledwo widocznym natychmiast ożywia się i moim zdaniem zyskuje.
    U Ciebie na dzisiejszych zdjęciach kobiety stanowią temat główny, a całe miasto dla nich to tylko tło. Lubię takie. Zawsze są bardzo prawdziwe, najczęściej pobudzają wyobraźnię i opowiadają swoje historie.
    Przy okazji powiem Ci, że kobieta zawsze (zawsze!) będzie miała ze sobą torebkę, torbę, plecak. A w środku różnie. Jeśli trzeba to tylko telefon, pieniądze, karty. Ale jeśli można więcej, to z pewnością zadziwiłbyś się co może zawierać damska torebka, stare listy, nożyczki, otwieracz do piwa i kawałek starej koronki, sznurek i paragon za buty kupione pięć lat temu...Nie mówiąc oczywiście o zapasowym obiektywie:))
    Jak wiesz, często pętam się gdzieś po obrzeżach kadrów Wojtka. Mówimy na te postacie – kobieta z torebką:))
    Przez Twój reportaż Witku zachciało mi się znowu iść do centrum miasta, a ostatnio niepewnie się czuję i niewiele mi się chce. Dziękuję Ci zatem serdecznie i pozdrawiam ze swojej przystani...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak Aniu, masz rację. Miasto bez ludzi przypomina wydmuszkę. A wiesz, ja tę prawdę odkryłem dzięki Tobie i Twoim zdjęciom. Nigdy nie przypuszczałem, że to powiem, ale człowiek faktycznie, ożywia zdjęcie, krajobraz. Pamiętasz, jak rozmawialiśmy, kiedy byłem zimą nad morzem? Właśnie wtedy zacząłem w perspektywie morza szukać ludzkiej postaci.
      Tak, wiem, ze torebka, to cały świat i kilka światów alternatywnych. Nigdy nie wnikam, co w niej jest, ale okazuje się, że wszystko :))) Może to taka przeciwwaga dla mężczyzny, który nosi od wielkiego dzwonu portfel, sznurek i jeśli jest zapobiegliwy, to scyzoryk :P To jest właśnie tajemnica. I niech i tak zostanie. Takie rzeczy nas stwarzają, więc niech one będą :)))
      Dobrze Aniu, że Ci się zachciało. Dobrze. Trzeba się ruszyć. Robię sam, co mogę, ale z czasem u mnie bardzo krucho. Więc właściwie ten street, który streetem nie jest, został wymuszony koniecznością. Ale wiesz, nie żałuję. Jedno jest pewne, kończy się ten upiorny miesiąc, po którym wszystkiego mi się odechciewa. A zwłaszcza po sobocie. Kto by pomyślał, prawda? Niby wolny dzień, a daje tak popalić.
      Dziękuję Ci ogromnie za Twój wpis - ciepły i dobry. Brakuje mi dobrych i ciepłych słów ostatnio. Ale chyba nam wszystkim. Pozdrawiam Cię bardzo, bardzo serdecznie i macham ze swojej wieży w kierunku północno-zachodnim, skąd wieją dobre wiatry :)))

      Usuń
  4. Podobają mi się zdjęcia i bardzo mnie pociąga taka fotografia "ludzka", niestety nie mam jakoś śmiałości, nie mam odwagi spróbować. :))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, też to znam. Strach, to pierwsza myśl, jak biorę aparat. Dlatego podziwiam ludzi, którzy potrafią na ruchliwej ulicy pokazać czyjąś twarz, jego zmęczenie, zmarszczki, uśmiech. A czasami samo życie. I wiesz, to chyba naturalna kolej rzeczy, że próbuje się różnych rodzajów fotografii, tematów. Ja wiem, że czuję się takiej scenerii trochę obco, ale biorę aparat, bo albo robię zdjęcia, albo sprzedaję sprzęt i inwestuję w renifery za kołem podbiegunowym, albo coś jeszcze ciekawszego :))Widziałem Twoje zdjęcia przy kawiarnianym stoliku. Początek już jest, to najważniejsze :))) Dziękuję Ci i bardzo, bardzo pozdrawiam :)))

      Usuń

Prześlij komentarz

KOMENTARZE

Popularne posty