W szumie...

 

              Najpierw jest oczekiwanie. Aż w końcu jest i podróż i pierwsze sekundy na nowej ziemi, gdzie wzrok musi przywyknąć, przyzwyczaić się do wszystkiego. Całego świata. A potem dni mijają, jak wdech i wydech – bez świadomości. Dzisiaj jest wtorek, czy może środa – zadaję sobie pytanie w myślach, i nie wiem. I nawet właściwie mało mnie to interesuje. Byle śniadanie, pracowicie ugotowany obiad i kolacja, bo trzeba. A między tym wszystkim szalony marsz w szumie. Wiesz, nawet kiedyś nagrałem ten szum morza, ale wydawał mi się jałowy, jakby wycięto z niego głębię. Wycięto z niego całą nieskończoność zostawiając tylko martwe wyspy dźwięku, który wzrasta, by niknąć i znów rosnąć. Ale to wszystko nic. To wszystko nic. Brakuje tego widoku fal łamiących się pod naporem siły, wiatru, który czesze fale, bezustannego ruchu, który nie ustaje. I jest jeszcze szalony bieg przed siebie. Nie, nie wiem dlaczego. Nie wiem po co. Może każdy z nas jest odkrywcą? Magellanem swojej własnej przestrzeni, swojego własnego świata? Który musi nazwać te wszystkie uczucia, przeczucia i te wszystkie drobnostki, które się na nas składają. Które składają się na nasz świat. Kiedy indziej nawet bym o tym nie pomyślał, ale jestem tu, w szumie. I myślę o tym wszystkim, jakbym próbował dziecinną metodą zrobić kreskę, by pododawać kolumny cyfr – własnych ułomności. Własnych niespełnionych nadziei, miłości, marzeń, które porzuciłem. Które mnie porzuciły. Wiesz, lubię plaże zimą. Latem muszę wstać bardzo wcześnie i choć zdjęcia nasączone są blaskiem słońca i promieniem ciepła, to pojawiają się ludzie. Idą, biegną, albo tylko stoją patrząc na wschód słońca. Ale choć niewiele ich jest, to plaża tylko przez chwilę jest pusta. Zimą rozciągają się kilometry szumu i bezludnego spokoju. Mógłbym mówić do ciebie głośno bez strachu, że ktoś usłyszy. A jednak milczę i tylko w głowie układam zdania o tym wszystkim, co chcę ci powiedzieć. Nawet znajduję łachę piasku, na którą rzucam rękawiczki i siadam. Wyjmuję wodę, piję. Zjadam śliwkę w czekoladzie, którą wielbię. I czekam, sam nie wiem na co. Po prostu czekam, bo dawno temu zrozumiałem, że to ja podejmuję decyzje. Więc czekam, kiedy dokona się we mnie decyzja, by wstać i iść. Dalej, albo wrócić. Na razie siedzę i patrzę na fale i ciągnące ławice chmur. Ciemne, szare, albo te podświetlone słońcem, które gdzieś tam za nimi jest. Nie chcę wracać, bo przywykłem. Ale muszę, choć na razie jestem w szumie. I będę w nim jeszcze ileś godzin. I w nocy też. Będę karmił swoje sny szumem morza, które za oknem będzie bić o piaszczysty brzeg. I jutro rano wyjdę, odetchnę zimnym powietrzem i pójdę przed siebie, jak zawsze po to, by wrócić. Ostatnie chwile, by usłyszeć szum. Nie, nie ten z telefonu, ale ten prawdziwy – wsączający się w myśli, w krew, w życie… 


















 

Komentarze

  1. Dzięki, że mnie zabrałeś nad morze. Znowu zdałam sobie sprawę, że kilka lat nie widziałam Bałtyku. I znowu sobie obiecałam, że pojadę, chociaż na krótko... W tym roku zapewne mi się nie uda, ale za rok już nikt i nic mnie nie powstrzyma.
    Dzięki Tobie byłam tam i w tym roku, wędrowałam z Tobą plażą i słuchałam tego nieustającego szumu. Jedyne, co mi przeszkadzało, to zimno. Nie znoszę kiedy jest tak zimno:))

    Zimowa plaża musi wyglądać doskonale. Widzę to na Twoich fotografiach, ale wiesz równie dobrze jak ja, że bez szumu fal i wiatru oglądasz jedynie fragment tej doskonałości.
    Kilka razy oglądałam wszystkie zdjęcia i wybrałabym chyba 11, ale za każdym razem zatrzymywało mnie też 13. Może z powodu tych śladów na piasku? Wiesz przecież, że zawsze na zdjęciach szukam śladu człowieka, wtedy wydaje mi się bliższe, cieplejsze.
    Pozdrawiam serdecznie po tym nadmorskim spacerze:))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Trochę ułomna ta podróż. masz rację. Ograniczenia i niespełnienia przypominają, że to jednak papierowy (elektroniczny) świat. Ten prawdziwy jest pełniejszy i dynamiczny. Mogę tylko żałować, że nie ma pełnej synergii między światem rzeczywistym, a tym czytanym, ale taka chyba jego uroda.
      Jak Cię znam, to skoro sobie coś obiecałaś, to na pewno tak się stanie :)) Zimno, owszem. Czasami bardzo. Ale to wszystko znika, kiedy człowiek zaczyna iść i być w szumie. Czasami tak bardzo następuje stopienie z szumem, że dopiero jak sił brakuje na marsz przychodzi refleksja, że trzeba wracać.
      Tak, ludzie ożywiają zdjęcia. Stanowią ten element, który dynamizuje przekaz. I paradoksalnie zauważę, by podkreślić samotność należy pokazać właśnie takiego wędrowca, choćby z oddali. Wiem, choć sam w wędrówkach szukam samotności. A zdjęcie ze śladami...to moje ślady. Z rozmysłem zrobiłem to zdjęcie, bo chciałem mieć znak, że byłem nie tylko, jak duch, a jako człowiek.
      Dziękuję Ci za piękne słowa, doskonały komentarz i również Cię Aniu pozdrawiam - już ze swojej wieży macham do Ciebie :)))

      Usuń
  2. Wiesz, zaglądam nie wiadomo który już raz i nie mogę napatrzeć się na to morze. Choć pogoda może niezbyt Ci sprzyjała na każdej z fotografii można znaleźć choć odrobinę błękitu nieba lub niewielki promyk słońca. To niesamowite Witku, jak Ty umiesz pięknie patrzeć. Nie wybiorę tej naj, bo musiałabym zbyt wiele numerków wypisać. Marzy mi się bardzo takie kilka dni, właśnie w pustce, ciszy, na dziewiczej plaży i może być zimno i wietrznie, bo w końcu po to się jedzie „W Szum” by wiało i szumiało. Tak, aby na dłużej zapamiętać, by wszystko złe i niechciane z myśli uleciało. By zrobić miejsce na nowe, na długi, lepszy czas. A morze jest dla mnie wtedy o wiele piękniejsze. Tak naprawdę zakochałam się właśnie w takim zimnym morzu, bo jest w nim jakaś nieposkromiona dzikość, tak bardzo fascynująca. Wcześniej – latem nie czułam jego uroku.
    Mam nadzieję na wczesną wiosnę…może.
    Tymczasem dziękuję Witku za tę podróż bez biletu. Pewnie jeszcze na długo zostaną Ci przed oczami, a po podróży w głowie stukot kół pociągu. Ja pamiętam do dziś to dziwne uczucie. Niby już jazda skończona, a ciągle słychać te dźwięki.
    Teraz Witku czekam na pudrowane kadry, bo zapowiadają trochę zimy na dniach. Tylko z czasem pewnie będzie niestety gorzej.
    Dobrego czasu, zdrowia, bo ważne, niezbyt wielu obowiązków i miejsca w kolejce na szczepienie tak dla Ciebie na najbliższy czas.
    Macham do Ciebie z mroźnej, wieczornej Łodzi. Miłego wieczoru:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jak pięknie to wszystko opisałaś. Wiesz, kiedy byłem pierwszy raz nad morzem zimą, to zostałem właśnie namówiony, bym choć na chwilę "gdzieś" pojechał. I udało się. Byłem sceptyczny co do tego, że morze, że zima. Ale okazało się, że właściwie, to takie jest prawdziwe jego oblicze. Niemal brudne, zielone i szare i zimne. Szumiące. Troszkę inaczej, niż latem, ale chyba bardziej urokliwie. I nie ma ludzi, co mi pasowało. Byłem w trudnej sytuacji sam ze sobą i szukałem rozwiązania. Nie wiem, czy go znalazłem. Chyba wtedy nie, ale był to ważny krok do tego, by coś przedsięwziąć, coś postanowić, coś zrobić.
      A teraz? Teraz naprawdę słońca było tyle, co nic. Żadnych pięknych wschodów czy zachodów. Ale przywykłem do tej szarości, do chmur innych, niż latem - trudniejszych zwłaszcza w fotografii. Na pewno jeszcze wrzucę zdjęcia z tego mojego łażenia, bo był taki moment, kiedy coś mi przyszło do głowy, ale to się musi uleżeć we mnie. To się musi również obrobić na dysku. Nie ma lekko, jak mówi klasyk :D
      I ciesze się, ze te zdjęcia Ci się podobają. Inne, to prawda. Surowe i trochę smutne. Ale i o ile byśmy biedniejsi byli, gdybyśmy tylko słonecznie i ładne zdjęcia robili, prawda?
      Dziękuję Ci za Twój komentarz i życzę Ci wyjazdu. Obojętnie kiedy. Życzę Ci tego zapatrzenia, szumu i zapachu morskiej wody. I wędrówki oczywiście, bo ona oczyszcza. Tak, to prawda.
      Pozdrawiam Cię już z Tychów - wymięty i aklimatyzujący się, ale wciąż ja (i marudząca Mała) :)))

      Usuń
  3. Wiesz, w sumie słowa prze Ciebie i Twoje napisane są i też w myślach wielu z nas. Przychodzi taki moment, że za dużo we mnie bodźców z zewnątrz. Każdy kolejny dźwięk rezonuje piskiem wręcz nie do wytrzymania. W głowie pulsuje tylko i świat przestaje do człowieka docierać. To czas na wyjście w spacer nocą po pustych ulicach miasta, po lesie, gdzie już nie słychać jazgotu życia, to spacer nocą brzegiem morza, gdzie mrok wygłusza emocje. To i spacer pustą plażą, gdzie jedynym towarzystwem jest wiatr, czasami i deszcz i tylko natura zdzierająca, warstwę, po warstwie rozpędzone myśli, by dać spokój, oddech dla duszy, by wszystko wróciło na właściwe miejsce i znów można było wrócić do świata i lada dźwięk nie powodował paniki, bólu. Dziękuję za ten spacer brzegiem morza i chwilę wytchnienia, zadumy przy świecie widzianym Twoimi oczami. Człowiek postawiony przed murem zmienia diametralnie postrzeganie i odbieranie tego, co było, tego co jest i tego, co może się zdążyć. Nic nie zmieni tego co było, nawet lekcje przerobione i nauka nie skutkuje na to, co jest. I choć czegoś oczekujemy, o czymś marzymy, czy coś planujemy - gwarancji Los, czy Bóg nam na to, by się zdążyło nie da . Podróże kształcą - fajny często używany zwrot. Faktycznie i te życiowe też kształcą. Moja podróż nauczyła mnie jednego - nie odkładać życia na potem. Witku zdjęcia oddające klimat tekstu i pięknej natury przemawiają sugestywnie do wyobraźni. Zostawiam mantrę, którą chyba ostatnio za często powtarzam moim znajomym, przyjaciołom i bliskim - CARPE DIEM.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zapewne znasz tę panią, o której pewna telewizja (tfu, tfu) robi serial. Jest ona autorką ponad dwóch tysięcy wierszy i piosenek. Nie przepadam za wykonywaniem jej tekstów, ale same teksty lubię. Wśród nich jest kanon: "Uciekaj moje serce", czy "Niech żyje bal", albo " A ja jestem proszę pana na zakręcie". Złości mnie zwłaszcza "Niech żyje bal" - bardzo gorzka piosenka kogoś doświadczonego, poranionego przez życie. I oczywiście pisana, w czasach komuny, językiem ezopowym. Ale i czasem trafia się wśród jej tekstów coś, co uważam za mały, piękny błysk. Takim tekstem jest "Trzeba mi wielkiej wody". Padają w tej piosence słowa: (dla mnie to wiersz kompletnie źle zaśpiewany przez Rodowicz, ale to inna rzecz)
      "Nie daj mi, Boże, broń Boże skosztować
      Tak zwanej życiowej mądrości,
      Dopóki życie trwa, póki życie trwa."
      Kwintesencja naiwności, pragnienia? Powrotu do beztroski? Tak nie może powiedzieć ktoś, kto nie wie, ze życie jest gorzkie. Tak powie ktoś, kto tę gorycz zna, ale udaje, że jej nie ma. Ty tę gorycz znasz. Próbujesz zdefiniować ją tak, jak tego potrzebujesz.
      Nie błysnę podobną maksymą starożytnych, bo bardziej cenię tych współczesnych. Choć znajomy filozof po kilku "herbatach" stwierdził, że to wszystko to samo, a definiuje się trochę inaczej dla zmyłki. Czego to ludzie po herbacie nie wymyślą :))))
      Jeśli miałbym cokolwiek dodać do tego, co napisałaś, to mogę jedynie to, że owszem, carpe diem, na własnych zasadach. Bez udowadniania komukolwiek, że jestem lepszy, potrafię. Bo nie wiem, czy wiesz Grażynko, że te słowa trochę mylnie się tłumaczy. Kojarzą się z radością, zabawą, czy z czymś dobrym. A okazuje się, że zostały użyte, jako pomnik ku czci pracowitości, odkrywania twórczego zapału, niespożytej energii do nauki i pracy. Brzmi wspaniale, prawda? Ale zgoła inaczej od pierwotnego zrozumienia tego wyrażenia.
      Bardzo Ci dziękuję za komentarz i życzę Ci spokojnego poukładania siebie i z sobą. Nie kręć nosem, to dobre życzenia. Wiem coś o tym :)))
      Pozdrawiam Cię bardzo, bardzo serdecznie :))

      Usuń
  4. Podobno nad oceanem ten huk fal jest jeszcze bardziej gwałtowny i niesamowity. Kiedyś próbowałam też nagrać, ale jest właśnie tak, jak mówisz, to już zupełnie nie to samo. Ostatnio nagrywałam też szum wiatru na bagnach wśród trzcin, ale w ogóle nie oddawał tego, co ja słyszałam. Myślę, że może być przyczyna przede wszystkim nieodpowiedniego sprzętu. Gdy byłam dzieckiem, nagrywaliśmy się na taśmy magnetofonowe, wtedy nasze głosy, były takie dziwne, zupełnie jak nie nasze. Nawet zabawnie to brzmiało, jak się tego potem słuchało z boku. Nie mogliśmy uwierzyć, że to naprawdę my. Ja ten huk bardzo lubię. Nie słyszę w ogóle wtedy swoich myśli, a wszystko kręci się tylko wokół doznań całkowicie zmysłowych, czyli tego szumu, wiatru we włosach i na twarzy, które są tak przyjemne, że wszystkie myśl chowają się po kątach, bo i tak wiedzę, że ich nie podejmę.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, masz rację. Jest przenikający, choć sam ocean (może świadomość tego, ze to ocean, a nie morze), jest mało przyjazny. Tu miałem podwójne wrażenie swojskości, bo dobrze znam to miejsce i dobrze znam to, co daje mi wędrówka przed siebie brzegiem morza.
      Tak, na pewno wina sprzętu, ale chyba fortuny na to nie wydamy. W każdym razie miałem taką ideę, ale jak zobaczyłem ceny sprzętu do nagrań odgłosów natury, to pomyślałem sobie, że biedak chciałby biedę przeskoczyć i dałem sobie spokój :)) Musi wystarczyć to, co jest, czyli własne ucho i tekst :))) Miałaś swoją drogą świetny pomysł z tym wiatrem. Kiedy ostatnio byłem nad stawami, sam siebie straszyłem tym dźwiękiem, ale nie napiszę, co było ta myślą, bo mnie przeklniesz :)))
      Wiesz, chyba mieliśmy podobne zabawy, bo ja się tez nagrywałem. i nagrywałem znajomych. Gdzieś jeszcze mam tę kasetę. Kurcze, aż chyba poszukam.
      A jeśli chodzi o huk, to musi być sztorm. O co nietrudno zimą, bo co chwilę morze się sroży i produkuje taki huk, że trudno spać. Tak, nad morzem kiepsko śpię. Ale za to doskonale się spaceruje. Mnie się powoli wszystko w głowie układa i wyobrażam sobie, ze najpierw fale zdejmują kolejne myśli, a potem je nakładają. Lepiej, ładniej, porządniej. Choć z tym niemyśleniem, to trochę te prawda. Ale to chyba zasługa długich spacerów, gdzie przestaje się w kółko myśleć, a zaczyna po prostu być. Ładnie to określiłaś, a tego słowa ciągle mi brakuje - zmysłowy, sensualny. Mniam! Pozdrawiam Cię serdecznie i bardzo, bardzo ciepło w te zimowe dni :)))
      PS, Czytałem to, co napisałaś na swoim blogu. Bardzo, bardzo dobre. Zbieram się do komentarza, choć rozleniwiłem się - przepraszam.

      Usuń
  5. Zimą nigdy nie byłam nad morzem. Nie wiem, jakie zimą jest morze. Czy tak samo smutne jak reszta świata. Dla mnie smutne. Nic tylko biel i czerń. Czuję się zmęczona tymi jedynymi barwami i brakiem kolorów. Nie rozumiem jak komukolwiek może się to podobać. Nie rozumiem i nie pasuję do tej części świata albo ta część świata nie pasuje do mnie. Czekam na wiosnę.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Widzisz...Mógłbym napisać tonę tekstu i tak to nie odda tego, jak wygląda morze zimą. Więc powiem tylko tyle, że jeśli ktoś widzi czerń i biel, to na pewno jest tak w pierwszych godzinach. Później automatycznie odnajduje się zgubione gdzieś kolory. Zielony, turkusowy, żółty, nawet złoty. No i ciemną zieleń. A jeśli już będzie tak, że zajaśnieje błękitne niebo, to robi się wspaniale. Smutno? Owszem, smutno. Ale ten smutek ma swój urok. Kiedy pierwszy raz byłem zimą nad morzem, to szedłem po plaży i płakałem. Łzy kapały mi po policzkach i marzły, bo trafiłem na mroźny dzień. Ale widać było mi trzeba tego płaczu połączonego z wędrówką, skoro jadę nad morze zimą. Wciąż i wciąż, jakbym się nie mógł tym nasycić. Co prawda już nie płaczę, ale wędrówka jest dalej. Zatem czuję, że jest to potrzebne. Dla mnie. Skoro jednak czujesz, że nie odnajdziesz się w tym szumie i w tych pozornych przecież barwach - bieli i czerni, to pozostaje czekać. Albo wyjechać gdzieś, gdzie kolory o tej porze roku są jasne i nasycone. Każdy z nas pewnie co innego spostrzeże nad morzem zimą. I dobrze, byłoby nudno, by każdy tak samo spostrzegał świat. Wybacz truizm.
      Pozdrawiam Cię bardzo, bardzo serdecznie i wiosennie, skoro tego właśnie pragniesz :)))

      Usuń

Prześlij komentarz

KOMENTARZE

Popularne posty