Skrzypienie...

 

                  Mała milczy. To dobrze. To dobrze. Skrzypi tylko śnieg pod nogami, a tego pragnąłem. I ciszy, choć ta bywa względna. Nie muszę odpowiadać na jej pytania, choć odruchowo układam w głowie odpowiedzi. „Nie wiem”, „nie wiem”, „nie wiem”. Nieprawda, wiem, ale nie chcę mówić. Bo mówić jest trudno. Nazwać, wymierzyć słowa, zmieszać. A potem podać gotowe płynne zdania, które nie będą ani bolesne, ani kojące. Będą zwykłe ot tak, jak mówi się o ścieraniu kurzu. Będą gładkie, jak świeżo lana czekolada. Bo tak trzeba. Jeśli szczerość, to tylko w zapatrzeniu w horyzont sięgając jednak w głąb, gdzie kłąb i czerń i niewiadomoco. Skoro jest cisza, to nie będę jej łamał, ale czasami mam ochotę powiedzieć Małej, że cieszę się, że to tak wszystko wyszło. Nie, nie z jej powodu, bo powód jej zjawienia się nie jest ani prosty, ani ciekawy, choć udaję zdziwienie i wznoszę oczy ku niebu wzruszając ramionami, kiedy pyta. Patrząc na to wszystko, to dobrze, że tak się stało. Tak miało być, choć wszystko we mnie krzyczało, „że nie, to nieprawda, Naglik, jesteś kretynem!” Może jestem. Zimno i czuję jak Mała wtula się w moją szyję, gdzie tętni życie. Zacząłem je cenić od tej nocy w szpitalu, kiedy leżałem patrząc w sufit, wsłuchany w ciszę łamaną pochrapywaniem ludzi obok w łóżkach. Wdech, chwila oczekiwania twarda jak kamień. Przedłużająca się, choć przewidywalna. I wydech, jak ulga, że jednak, że jeszcze tym razem się udało. I znowu wdech i wydech, aż do białego świtu, który spłoszy te dźwięki napełniając sale krokami, rozmowami i strachem o siebie. Zupełnie jakby budził się ktoś w nas, kogo nie znamy. Oddycham zimnym powietrzem. Wdech i wydech, a Mała chyba zasnęła. To dobrze, bo nic nie mówi. Milczy. Musiałbym jej tłumaczyć, dlaczego lubię drzewa zimą. Dlaczego lubię to akurat drzewo, które często fotografuję. Wtedy też była zima i leżał śnieg, a ja z uporem chciałem być w czyimś życiu. Bezzasadnie. Nie wyszło. Przedtem też nie wyszło i też była zima. Zostałem postawiony przed faktem, który się dokonał podwójnie i myślałem sobie, że jakie to życie jest dziwne, by dwoje osób, które kocham, zawiodły mnie w tym samym czasie.  Jednego dnia, w jednej godzinie, w jednej minucie i sekundzie. Szedłem i czułem jak serce wali mi w piersi i ten stukot przenosi się na szyję. Na tę szyję, gdzie teraz śpi Mała. Życie lubi zataczać koło. Czasem mniej, czasem bardziej dokładne. A potem się dziwię, że tani romans jest lepszy, bo przynajmniej dzieje się zawsze latem i usta nie marzną na mrozie. Jest za to szelest liści i szum traw. Granie świerszczy, jeśli się stoi spokojnie. A tu? Skrzypi tylko śnieg, a droga rozwija się przed człowiekiem. Cienie błękitnieją na śniegu. Lubię cienie na śniegu. Nieporuszonym. I lubię zachód słońca, który plecie warkocz z błękitem. Ludzie w domach siedzą, a dym wije się z kominów ścieląc się nisko. Mała milczy. Dobrze, słychać tylko noc i skrzypienie śniegu…

















 

Komentarze

  1. Kolory zimy - piękne, choć czuć mróz. A może właśnie dlatego ? "Po nocy nastaje dzień" - myślisz Witku, że to jest prawdą? Dziwne, bo nocą też wychodzą cudowne zdjęcia, a zwłaszcza Tobie :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie taki mróz lubię, ale tak wypadło w tym roku, więc nie będę kręcił nosem. Jest, co jest :))
      Jeśli piszemy w kategoriach czasu, to tak, po nocy nastaje dzień. Jednak jeśli mówimy o przenośni, to sama wiesz, że i dzień może trwać zbyt długo i noc może się przedłużyć. Co prawda nie użyłem u siebie tego sformułowania, ale skoro pytasz... Dawno nie robiłem nocnych zdjęć. Zimą niebo jest zbyt zanieczyszczone światłem odbitym od śniegu. Miałem w zeszłym roku jechać do Rezerwatu Ciemnego Nieba w Izerach. Nie wyszło. Ale może w tym roku się uda i może coś wyjdzie i z jechania i ze zdjęć. A te ostatnie - przesadzasz, choć miło mi się to czyta :))

      Usuń
  2. Ślady pamięci, ślady na śniegu…
    Nie lubię zimy. I nic to, że malownicza i zdjęcie przepiękne (jak Twoje) można zrobić, nic to, że dzieci, saneczki, ślizgawki, bałwany. Nie lubię i już. Bo tak. Bo nie lubię, kiedy mi zimno i kiedy muszę kończyć spacer, żeby nie zamarznąć. Nie lubię, że nie można usiąść na trawie, dla odpoczynku, dla pomyślenia, dla zachwytu nad światem. Wielkie nieszczęścia dzieją się zimą, bo wiosna i lato by nie pozwoliły. A ja nie lubię, kiedy ludzie są nieszczęśliwi.
    Jest zima, ale już niedługo się kończy, czego Tobie i sobie życzę serdecznie i z przekonaniem :)
    Ślady pamięci, ślady na śniegu...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Piękną ramę stworzyłaś Aniu. Gdyby rozpisać to, co pomiędzy, powstałby bardzo dobry wiersz, Dziękuję Ci za takie właśnie przesłanie. Kiedyś zimę lubiłem, ale potem zostałem kierowcą i znielubiłem :)) Trochę od rzeczy mówię nie chcąc nawiązywać już do zimy i tego, jakie dziwne rzeczy się wydarzyły. Nie ma potrzeby. Jeszcze trochę i znów będzie można siąść na trawie, a kiedy wstaniemy, w magiczny sposób trawa sama się wyprostuje jakby nas nigdy nie było. Zawsze ten obraz mnie pociesza :)) Bardzo, bardzo Ci dziękuję za dobre, spokojne słowa. I za nadzieję. Wymęczony, ale machający ja - pozdrawiam Cię serdecznie :)))

      Usuń
  3. Uwielbiam ten dźwięk skrzypiącego śniegu. Zawsze będzie mi się kojarzył z beztroską dzieciństwa, skrzącym w słońcu zaczarowanym światem i głośnym śmiechem, gdy pędzące sanie wpadły w ogromną zaspę. W tym roku nawet były takie dni. Próbowałam nagrać ten dźwięk, ale na nagraniu niestety bardziej słyszalny jest wiatr i mój oddech. Zimę lubię i to właśnie taką białą z puszystym śniegiem muśniętym diamentowym pyłem, gdy słońce różem wstaje z rana, a płomień latarni kładzie nań ciepły cień. Jest wtedy zupełnie jak w baśniowej krainie. Szkoda, że taki dzień zdarza się ostatnio wyjątkowo rzadko. Częściej widzimy codzienną twarz Pani Zimy z jej szarością, ciemnym i krótkimi dniami. Szkoda. Ty jednak Witku znalazłeś te świetliste chwile i pięknie zatrzymałeś w swoich kadrach. Mnie najbardziej porusza pierwsze z ramionami drzew pochylonymi w czułym zaproszeniu. Są też inne przekornie ciepłe zdjęcia choćby trzcina pieszczona promykami zachodzącego słońca. Przypomina mi, że gdzieś bardzo nieśmiałymi krokami nadchodzi wiosna i zupełnie jak w naszym, ludzkim bycie znów rozpocznie się toczyć odwieczny życia krąg. Jeszcze tylko trochę…Poczekajmy.
    Pozdrawiam Cię bardzo ciepło z zasypanej, niestety takim nieprzyjemnie mokrym, śniegiem Łodzi. Zapomniałabym…Witku koniecznie ucałuj ode mnie tego małego śpiocha. Koniecznie :)))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dawno, dawno temu (nieźle się zaczyna, prawda?) między miejscem gdzie mieszkam i miastem, rozciągały się pola. Kiedy przyszła zima, a zimy bywały inne od tych teraz, to szło się i szło i szło. I to skrzypienie było jedynym dźwiękiem, który człowiekowi towarzyszył. Czasami gdzieś w ciemności dało się zobaczyć stado saren albo zająca, który się spłoszył. Mile wspominam tamte chwile. Najbardziej jednak wspominam pewien ranek, kiedy na termometrze było -25 i wyszedłem na zdjęcia. Leżałem na ziemi i było co fotografować. Masz rację, niewiele z tych zim takich, jak kiedyś zostało. Może oprócz skrzypienia.
      To pierwsze zdjęcie Elu, to fotografia, którą robię zawsze, bo nieodmiennie podobają mi się dęby, które rosną przy rozwidleniu dróg. Taki swoisty symbol, przy którym zawsze się uśmiecham :)) Wiosna...tak, chciałbym, by była wiosna, choć nie mam wcale pretensji do zimy, ze jest, bo jest konieczna. A że mam takie, a nie inne wspomnienia z zimą, to chyba tylko przypadek, choć niepokojący. Piszesz o kręgu życia i to właśnie jeden z jego elementów. By koło mogło się toczyć, musi dokonać pełnego obrotu. I chyba w tym roku zima wyglądała jak zima, a nie jakieś pomieszanie późnej jesieni z wczesną wiosną. Dobre i tyle, zwłaszcza w kontekście przyrody, bo przecież śnieg, to ochrona przed mrozem, ale i woda. A tego bardzo, bardzo brakuje. Jak ktoś tak się włóczy po wydmuchowiskach i dzikich miejscach jak my, dostrzega stepowienie i brak wody. Bardzo lubię wschody słońca zimą. Tuż przed wschodem jest najzimniej, ale i najpiękniej widać, co mróz może zrobić ze śniegiem i z wilgocią. A zdarzyło się już kilka razy, że leżałem na śniegu polując na odpowiedni kadr. Zgadzam się z Tobą, że te kolory są nie do podrobienia właśnie zimą. Na moim zadymionym Śląsku tak mało było jednak tych chwil ze słońce, że jestem w ogóle zaskoczony, że choć kilka zdjęć mam z nimi.
      Ogromnie Ci dziękuję za Twój komentarz i za dobre słowa. Ważne dla mnie, bo przypomniałaś mi o czymś :))
      Mała pozdrowiona, ale boczy się trochę na mnie, bo jej nie pozwoliłem lizać sopla zwisającego z dachu. No właśnie, jak ja mogłem.... (i tak wiem, ze tam polazła, jak pracowałem - ech...)
      Elu, jeszcze raz Ci dziękuję i bardzo, bardzo serdecznie Cię pozdrawiam z pluszczących coraz bardziej Tychów :)))
      PS, Przepraszam za godzinę, ale musiałem trochę poczytać, gdzie kluczem jest słowo MUSIAŁEM.

      Usuń
  4. Z tego skrzypienia u mnie tylko kupa wody została i coraz bardziej oddala się moment spaceru po moich bagnach. Podobno powódź okropna nadciąga. Jak będzie taka jak w połowie lat 90 to znowu nam most porwie i zostanę całkiem odcięta od świata. Ale kto by się tak naprzód martwił... Miłego wieczoru :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak...skrzypienie skrzypieniem, a u mnie też popłynęło. Nie masz wrażenia, że kilkuletnia susza przesunęła granice jezior dość mocno w głąb? Może teraz się ta granica przesunie i kiedy wiosna w końcu będzie, to taka prawdziwa. Lekko wilgotna, zielona. Tak sobie teoretyzuję, ale byłem dziś na moich bagnach i wcale nie jest bardzo źle. Zupełnie jakby większość wody po prostu wsiąkała w wyschnięte pokłady ziemi.
      Oby jednak nie zerwało mostu u Ciebie. Przyznam, że wizja, jaką przytoczyłaś bardzo mnie zaniepokoiła. Na wszelki wypadek zrób jakieś zapasy. Mówię serio. Pozdrawiam Cię bardzo, bardzo serdecznie :)))

      Usuń

Prześlij komentarz

KOMENTARZE

Popularne posty