W kamieniu...

 

 

MYRKUR - Ella

            Pamiętam, kiedy tu byłem. To było dawno. Zbyt dawno, by nie brać tego nie całkiem serio. Wybrałem się rowerem w podróż, bo tak mi się wtedy wymyśliło, że to będzie podróż. To było naprawdę daleko. Uderzył mnie wtedy widok, który chciwie zapisałem w pamięci. Obiecałem sobie jeszcze kiedyś przyjechać - za tydzień, za dwa, za miesiąc. I przyjechałem po kilkunastu latach. Dziwne są takie spotkania, wiesz? Dziwne. Tym razem per pedes apostolorum, choć nic z pokuty w tym nie było. I nic z głoszenia słowa, choć słowa we mnie płynęły. Potrzebowałem tego, bardzo potrzebowałem. Chciałem, by mijały mnie samochody, przy których moje kroki będą mało ważne, mrówcze. Chciałem, by przestrzeń nakryła mnie dłonią. Chciałem poczuć znów drogę i to, że żyję i nie idę w jakimś celu. Chciałem tylko patrzyć i chłonąć to, co widzę. Czemu? Nie wiem. Może świat właśnie taki potrzebny mi jest do konstrukcji swojego wnętrza? A może do przemyślenia wielu spraw. Czasami lepiej się nie zastanawiać, tylko iść tam, gdzie się wymyśli. A ja wymyśliłem podróż na zachód zamiast na północ, zamiast na południe i zamiast na wschód. Wymyśliłem sobie marsz pod górę i marsz w dół. I krajobraz rozświetlony słońcem i gałęzie, na których kładzie się rozbłysk. Tak, ten krajobraz też był, choć wtedy inaczej go poczułem. Teraz odnalazłem w nim coś zupełnie innego. To chyba dobrze, prawda? Widziałem, jak linia horyzontu niknie powoli w popołudniowej mgiełce rozświetlonej światłem. A domy i bloki wyrastają jak zabawki coraz mniejsze i mniejsze. I psy szczekały, a ptak rozdzwonił się w koronie bezlistnego jeszcze drzewa. Poczułem swoją samotność na tej górze, z której roztaczał się widok. Moja pogańska góra, moje pogańskie myśli, moje pogańskie wędrówki i moje pogańskie pragnienia. A potem schodziłem w dolinę wypełnioną światłem zachodu, by natknąć się na kapliczkę z napisem w języku niemieckim: „Zaprojektowano Paul and Marie Huj” 1911. Co sprawia, że ludzie zostają ze sobą razem i budują przydrożną kapliczkę? Podziękowanie za uratowanie życia? A może Paul przestał odwiedzać gospodę w Wilkowyjach? A może urodziło się im dziecko? A może byli tyle lat razem, że poczuli się, jak palce jednej ręki między jednym miastem, a drugim? Nie wiem, nie jestem historykiem, by szukać w księgach parafialnych. Wolę domysły, bo z reguły bliższe są prawdy, niż zapis starym i pięknym kaligraficznym pismem księdza. I wiesz, minąłem trzy kapliczki, ale tylko ta jedna miała swój napis. Nie, nie była ich miłość ani pogańska ani barbarzyńska. Gwałtowna, jak powiew przedwiośnia, kiedy kora brzóz pęka, by wyzwolić soki. Ani nie zastanawiała się patrząc w niebo nad losem gwiazd i rolą snów. Była taka, jaką musiała być, a została pracowicie wyryta szwabachą w kamieniu. Każdy ma miarę swojej miłości. A moja miara? Może już za późno na moją miarę. Tak bardzo chciałem być wilkiem, że nim zostałem. A kiedy mogę nim przestać być, już nie wiem, jak to zrobić. Nie chcę tego zrobić. Ale wiesz, szedłem swoją wilczą ścieżką i tak sobie myślałem, że życie, to nie jest trwanie. Życie jest stawaniem się. Może to bez sensu, ale mnie się ta myśl spodobała, kiedy słońce zapadało za horyzont. W powietrzu unosił się zapach palonego węgla i wilgoci. Auta mijały mnie coraz szybciej i szybciej, a ja poboczem wracałem, skąd przyszedłem…





















   


Komentarze

  1. Zapewne wróciłeś umęczony po tym długim spacerze.
    Lubię iść gdzieś, gdzie myśli ulatują. Czasem dobrze jest po prostu być tu i teraz, zauważać to co za zakrętem czeka. Lubię gdy pochłania mnie przestrzeń... Z góry czy z dołu, perspektywa się zmienia to już wiem i znam. Ciekawi mnie, a raczej bym chciała kiedyś przeżyć widok z nieba. Tam musi dopiero być przestrzeń, tam można się dopiero zapomnieć. Tak sobie to wyobrażam.
    Ciekawe jest to, że niektórzy z nas lubią taką samotną wędrówkę, taką ,, wilczą wolność "
    Dziesiąte zdjęcie jest mi bardzo bliskie, fantastyczna struktura. Przypomina mi człowieczą skórę, nie wiem tak zawsze patrzę na korę drzew.
    I muzyka, jest magia w dźwiękach. Idealnie dopasowałeś do swego tekstu.
    Zapomniałam się przywitać, wybacz.
    Chyba dopada mnie przedwiośnie i z tym związane, moje szaleństwo przebywania na powietrzu. Cieszę się jednak, że tu zajrzałam i zatrzymałeś mnie na chwilę.
    Tak więc witaj Witku, pozdrawiam serdecznie i dziękuję :-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, wróciłem zmęczony. Jednak to inaczej działa w górach czy nad morzem, kiedy człowiek wtapia się w krajobraz i go "czuje". Tu jednak zupełnie inaczej - samochody, ludzie, hałas. Ale poszedłem tam, gdzie chciałem i to było dobre. A jeśli chodzi o przestrzeń, to nie wiem, czy to nie byłoby trochę tak, jak przy locie samolotem - niby błękit, chmury i pięknie dookoła, przestrzeń, ale pod stopami ziemia oddalona o ileś tysięcy metrów. Pewnie byś patrzyła właśnie na nią, a nie w górę. Czy byłby ten efekt przestrzeni? Nie wiem, ale jeśli się odważysz, to zawsze można skoczyć ze spadochronem. Tylko chyba empiria rozwiąże to marzenie :)
      Cieszę się, że wpis Ci się podoba i że się tak dopasowało wszystko. I cieszę się, że to dostrzegłaś. Tak, chyba zaczyna się przedwiośnie, choć ostrożnie do tego podchodzę. To jeszcze nie ten czas. Jeszcze wiosna nie pachnie w powietrzu. Ale jeszcze trochę :)
      Dziękuję Ci za komentarz i pozdrawiam bardzo serdecznie :)

      Usuń
  2. Wiesz jak zobaczyłam zdjęcia od razu przypomniał mi się obraz wyprawy w Góry Stołowe i dziwne kamienne drogowskazy z napisami w języku niemieckim. Nawet pokusiłam się odnaleźć zdjęcia, które wtedy zrobiłam. Wiem, wiem w całej Polsce są takie miejsca. Ja jednak zawsze cieszę się , gdy odkryję coś o czym nie wiedziałam, a najbardziej w swojej okolicy. Wydaje mi się, że właśnie to, co najbliżej paradoksalnie często jest nam mało znane. Nie wiem, jak daleko była ta Twoja wycieczka Witku, ale podejrzewam, że też to Twój niedaleki dom – Śląsk. A iść trzeba i stawiać nowe kroki, bo czymże jest nasza egzystencja jak nie właśnie drogą. „życie, to nie jest trwanie. Życie jest stawaniem się.” Jak proste i jak doskonałe słowa. Codziennie z chwili na chwili stajemy się …czym, kim? No właśnie. Tu nie ma jednej odpowiedzi, bo w tym teście możliwości jest nieskończenie wiele. Dużo już dostajemy na starcie w prezencie od starszych. Jednak wszystkie dni szczęśliwe, radości, kłopoty czy niespełnione marzenia lepią nasze twarze z wszystkimi najgłębszymi rysami i układają w jedyny i niepowtarzalny sposób nasze wnętrze.
    Witku ze zdjęć powstał naprawdę ciekawy i niezwykły reportaż. Bardzo lubię takie fotografie. Jest w nich mnóstwo emocji i uczuć, choć głęboko ukrytych. Od pierwszego z piękną kapliczką dobrodziejów Paula i Marii, po zbrukaną czasem Matkę Boską w swej błękitnej sukni, do ostatniego z polną, pudrowaną drogą i różowym nieba makijażem.
    Pozdrawiam Cię bardzo, bardzo serdecznie i życzę jak najwięcej czasu dla siebie i spokoju na najbliższe dni. Oczywiście też macham z daleka :)))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, tych śladów jest całkiem sporo. Kiedyś, kiedy jeździłem do swoich dziadków do Mysłowic jechałem przez pewną dzielnicę. Stała kamienica, na której pysznił się napis "Sklep spożywczy". Ale czy farba starych, minionych słusznie czasów PRL była kiepska, czy też starano się nieudolnie, spod niej z roku na rok coraz bardziej wyłaniał się napis pisany szwabachą. Wiesz, często kiedy odwiedzam jakieś miasto idę na cmentarz. Nie, żedne tam śmichy mi po głowie nie chodza, po prostu patrzę na nazwiska, daty i szukam tego, co było. Zupełnie jakbym odsłaniał tkankę czasu. A tak już z czystego poszukiwania śladów, będąc nad morzem odkryłem mur zrobiony z cegieł. Mur okalający domeczek przy plaży. Ładny, prosty i czerwony. Były w nim cegły z napisami w języku niemieckim. Cóż, Pomorze Zachodnie.
      Oczywiście, nie daję jasnej odpowiedzi, bo takiej nie ma. Ale szedłem sobie i myślałem, jak zmienia się wszystko, jak zmieniamy się my. I to chyba punkt wyjścia do czegoś więcej :))
      Ciesze się, ze spodobał Ci się ten zapis reportażowy. Bo nie ukrywam, ze nawet nie starałem się za bardzo o ujęcia i o formę. Po prostu to, co widziałem postanowiłem zachować. Nieczęsto tak robię, ale tym razem "zechciało mi się", więc i jest :)
      A czy są tam emocje głęboko ukryte? Tak, są. Jesteś dobrym obserwatorem Elu, ale o tym cii :))
      Pozdrawiam Cię bardzo, bardzo serdecznie i bardzo Ci dziękuję za dobre, miłe słowa. Naprawdę miłe :))) I za milczenie również.
      A droga prowadziła do Mikołowa. jakieś siedem i pół kilometra, osiem kilometrów w jedną stronę. W sumie żadna odległość. Tyle, ze chodnika w pewnym miejscu brakło i musiałem iść poboczem. Ale tak właśnie chciałem trochę poboczem, trochę lasem. Tak po swojemu :)) Również macham do Ciebie :)))

      Usuń
    2. Świetna historia z tą tablicą czyli prawda zawsze na wierzchu. Coś w tym jest.
      Witku, podziwiam to już prawie maraton. Piętnaście kilometrów. Ufff...
      I zapomniałam - piękna warstwa muzyczna. Miłego:)))

      Usuń
    3. Prawda Elu jest taka, że obok siebie od zawsze żyją ludzie. Nie Niemcy, Polscy, Czesi, Słowacy itd. Po prostu ludzie. To polityka robi różnice między nimi. A ludzie? Zawsze dążą do porozumienia się. Choćby na migi, językiem uniwersalnym :)) Nie Elu, żaden maraton. Trzeba rozprostować kości. Gdyby nie to, że jestem zmuszony do regularnych posiłków, zapewne poszedłbym dalej, ale co robić "Duch jest silny, ale ciało mdłe" :P
      A muzykę znalazłem, jak zwykle, przypadkowo. Sama wiesz, takie znajdźki są najlepsze :)) Dziękuję Ci!! Miłego dla Ciebie :)))

      Usuń
  3. „Jest Biegun Południowy i jest chyba jeszcze Biegun Wschodni i Zachodni, choć ludzie nie lubią o nich mówić.”
    Takie naturalne, kubusiowe prawdy prostują nam drogi, rozjaśniają umysły i pomagają zrozumieć złożoność niezrozumiałego. Bo w drodze, tylko w drodze wszystkie rzeczy się układają na właściwych miejscach. Na właściwych nie dla nich samych, ale na właściwych dla nas na tym, a nie innym etapie życia.
    I niech świat układa się z sobą samym, a nie z nami.
    Taka wędrówka ma w sobie coś z buntu. I coś z poszukiwania prawdy o świecie i o nas. Znajdę – dobrze, nie znajdę – też dobrze, przynajmniej się zmęczę i będę dobrze spać.
    Uwielbiam wędrować i szukać nowego w starych drogach. Zawsze coś jest. Albo świat się zmienia, albo my za każdym razem widzimy inaczej.
    Uśmiecham się do Ciebie z moich nowych/starych miejsc i życzę Ci żebyś miał mnóstwo czasu na wędrówki:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nieodmiennie się uśmiecham Aniu, kiedy czytam Twój komentarz pod moim tekstem. Bo nie jest on tylko komentarzem, ale jest samą w sobie opowieścią, która mimo podobieństwa jest inna w fakturze. Co jednak nie przeszkadza mi się uśmiechnąć, bo tak bardzo dobrze Cię rozumiem.
      Widzisz, nie pomyślałem o tych starych-nowych drogach. A przecież to prawda. I prawdą są te kubusiowe prawdy :)) Ale one, jak napisałaś są czasami potrzebne po to, by wpasować się w nasz czas. I takich prawd i chyba takiego włóczenia się potrzebowałem. Niezależnie od wypowiedzianych kiedyś słów dziewczyny, na której mi zależało, że jestem sentymentalnym głupcem. Najwyżej będę dobrze spał - strzał w dziesiątkę :))
      Bardzo, bardzo Ci dziękuję Aniu za Twoje dobre słowa. Nieodmiennie za to dziękuję, ale nic nie poradzę, że uśmiecham się zawsze kiedy Cię czytam.
      Macham do Ciebie z zamglonego słonecznym zachodem miejsca, które ośmielam się nazwać "moim" :)))

      Usuń
  4. Lubię takie miejsca, bardzo często każda taka kapliczka ma jakąś historię, ale bardzo trudno po nią sięgnąć, nawet nie wiadomo, gdzie kierować kroki, albo jak pytam, to każdy mówi coś innego, a tu u Ciebie taka niespodzianka, żeby nikt nie miał wątpliwości ani co do osób, ani czasu. Myślę, że takie pomniki, czy to z kamienia, czy to może ze słów lub jeszcze innych ludzkich wytworów, muszą mieć jakąś ważną historię do opowiedzenia i wyrastają z bardzo ważnych emocji. Zazwyczaj znajdują się na jakichś rozdrożach lub po prostu przy drodze, a czasem można spotkać je nawet w środku lasu. Podobają mi się zdjęcia, zdecydowanie poczułam już wiosnę. Dzisiaj z rana wystraszyły mnie klucze dzikich kaczek, leciały i kwakały z taką radością w te nasze nadwarciańskie bagna, choć kto wie, może leciały jeszcze dalej. :))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiesz, kiedyś nawet myślałem, by sobie zrobić mały projekt poświęcony tylko kapliczkom. Nie, żebym był nawiedzono-narodowy, ale darzę sentymentem kapliczki. I kiedy przeczytałem fantastyczną scenę w "Chmurdalii", kiedy bohaterka odwiedza Częstochowę, to pokiwałem głową, "tak, coś w tym jest". Toż to niemal pogańskie, pierwotne zachowanie człowieka stawiającego kromlechy czy rzeźbiącego spiralę w kamieniu. Z projektu nic nie zostało oprócz samego "chcenia", bo czasu brak. Ale jeśli mam okazję, to zrobię fotkę kapliczce, jeśli jest tego warta. I uśmiechnę się, bo takie pojęcie wiary do mnie przemawia, niż złotogłów i wyszywania tiara. I chyba mam ciągle gdzieś w tyle głowy jeden z ostatnich wierszy Lechonia "Do Madonny Nowojorskiej". Ale to już dalekie konotacje, choć wpisujące się emocjonalnie w to o czym piszesz :))
      Dlatego zgadzam się z Tobą, ze to oprócz emocji, zapis pewnej historii, którą się odkrywa. A nawet jeśli się tego nie robi źródłowo, to można tę historię dopowiedzieć i to jest fajne :)) Cieszę się, ze zdjęcia Ci się podobają, bo zupełnie z przypadku zostały zrobione - ot, wziąłem aparat i poszedłem przed siebie drogą nieoczywistą, której pewnie nie wybrałbym kiedy indziej. Chciałbym, by wiosna już była. Może zbyt bardzo chcę i przenosi się to na zdjęcia. Pewnie masz teraz u siebie wielki ruch nad rozlewiskami, bo przyloty, odloty, wielkie zamieszanie i hałas. Ale to cieszy. I tego Ci zazdroszczę w pozytywnym sensie :)) Bardzo serdecznie Ci dziękuję za Twój komentarz i bardzo, bardzo (przed) wiosennie Cię pozdrawiam :)))

      Usuń
  5. Poboczem drogi, ale jakim poboczem. Z Twoich zdjęć widać, że nie byle jakim,
    że to było pobocze stworzone do wędrówki. Gorzej gdybyś przybył do wielkiego
    miasta i tu próbował iść poboczem. Myślę, że szybko miałbyś dosyć, hałasu, aut,
    mijanych ludzi, domów, sklepów, wszystkiego. Ty na szczęście wybrałeś się
    do miejsca pełnego krajobrazu, który się chłonie oczami. Dobrze, że masz takie
    miejsce i dobrze, że chodzisz, nie siedzisz w domu.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A wiesz Aniu, faktycznie jest w tym trochę szczęścia, że mieszkam w Tychach - mieście, które trochę jest na uboczu aglomeracji. Czasami jadąc przez Śląsk zastanawiam się, w jakim ja mieście jestem, czy to już Chorzów, czy jeszcze Katowice, a może Zabrze. Między Tychami i Mikołowem, jak spojrzysz na mapę, jest dwupasmowa droga i ja wzdłuż niej szedłem. Co to jest zresztą 8 kilometrów w jedną stronę, to zaledwie rozgrzewka, ale przydała się, by nie zardzewieć. Mam swoje miejsce, ale z różnych przyczyn nie mogłem tam iść. Wobec czego poszedłem tam, gdzie nogi poniosły. I nie żałuję, bo potrzebowałem tego. Pewnie zwróciłaś uwagę, że jest w nas taki cichy doktor, który czasem mówi do nas "rusz tyłek". No więc ja go posłuchałem. Ogromnie się cieszę, że podobają Ci się zdjęcia, bo choć z przypadku, to zawsze jakieś urozmaicenie tu, na blogu. Pozdrawiam Cię bardzo, bardzo serdecznie i ...chyba już wiosennie :)))

      Usuń

Prześlij komentarz

KOMENTARZE

Popularne posty