Trzy kroki...

 

- Tak, ja psuję wszystko. Widzę to w twoich oczach

- Ale…

- Nie, nie musisz zaprzeczać. Dlatego tu jestem. Patrzę na ciebie, jak robisz te swoje fotografie mające ocalić czas. Co roku te same, jakbyś nie mógł wyjść poza schemat. I tym razem są jabłonie. Co będzie następnym razem, powiesz mi?

- Nie powiem, bo nie wiem.

- Ty nigdy nic nie wiesz. Zupełnie jakbyś spierdolił swój wewnętrzny kompas, który kręci się w kółko zamiast uczciwie pokazywać północ.

- Może spierdoliłem nie tylko swój wewnętrzny kompas? Może w ogóle wszystko się spierdoliło. Ale ani tego naprawić nie można, ani ciągle nad tym rąk załamywać.

- Dlatego stoisz w miejscu, a czas porwał cię, jak nurt rzeki?

- Może? Może tak jest, jak mówisz. Zadaję pytania, których nie zadawałem mając osiemnaście lat. Które wtedy powinienem zadać i z całą bezkompromisowością wieku odpowiedzieć. Czym jest prawda, kłamstwo, miłość.

- To co wtedy robiłeś?

- Nie wiem. Spałem może, śniłem swój sen nieprześniony o Arkadiach. Nie pamiętam, jakby to było w innym życiu. A teraz, kiedy mam być opoką, wsparciem, monolitem, zadaję te wszystkie pytania, które uderzają we mnie.

Stała pod jabłonią. Tak, tą jabłonią, która znaczyła tak wiele, i której owoców nikt nie zrywał oprócz mnie. Wcale nie były słodkie. Raczej kwaśne i cierpkie, ale robiłem to co roku. W jej włosach tkwiło już kilka białych płatków, które zdążyły opaść. Wszystkie opadną, a na ich miejsce zawiążą się owoce.

- Jesteś tu jeszcze?

-Tak, jestem. Tylko nie wiem, co mam powiedzieć. Sama wiesz, że wszystko dzieje się tam, w głowie. Tam powstają światy i tam jest miejsce na naszą rozmowę. Tu wypowiadamy tylko słowa, które są tylko słowami. I jak słowa niewiele znaczą, jeśli jest ich za dużo. Myśl się plącze, gubi pośród schematów i uwarunkowań. Wstydu.

- Czy chciałbyś mnie pocałować? Swoją śmierć, która do ciebie przychodzi zawsze nie w porę zadając trudne pytania o sens i cel?

- A czy nie byłoby to złamaniem jakiegoś tabu? A czy nie zamieniłabyś się pod moim dotykiem w staruchę głodną mojej krwi i tego, co we mnie tętni? Nie poczułbym pod palcami szorstkiej kości?

- Nie.

- Tak, chciałbym.

- To zrób to.

Zrobiłem krok, który był jak przekraczanie kanionu i drugi, jakbym szedł po szkle. Trzeci był. Trwał i trwał i minął. Stanąłem przy niej. Patrzyliśmy na siebie, jak mogą patrzyć tylko ci, którzy się znają zbyt dobrze ze swoich snów. Zamknąłem oczy, a moje ręce same, bezwiednie powędrowały do niej. Na tył szyi, pod włosy, gdzie rozlewa się ciepło ciała i w okolicę pleców. Poczułem na wargach dotyk. Ciałem poczułem jej ciało. Pogodziłem się z tym, że wpadam w nią i w to wszystko, czym jest.

Kiedy otworzyłem oczy pszczoły krążyły pracowicie nad jabłonią. W oczy kuła biel kwiatów. Płatki wirowały opadając, jak w kiczowatej, japońskiej mandze dla nastolatków. Stała. Za blisko i za daleko. Na ustach miała płatek z drzewa jabłoni.

- Czy dalej uważasz, że psuję wszystko?

- Tak, psujesz wszystko. Nie powinnaś była…

- Czy ty mi właśnie rozkazujesz? Ty, człowiek?

- Powiedz mi jeszcze, że jestem prochem na wietrze.

- Nie muszę, sam to wiesz.

- Więc po co zatem….

- Żebyś wiedział, że jestem.

- Wiem przecież bez tego wszystkiego.

- Ale wiesz teraz bardziej….  











 

Komentarze

  1. Trochę ciarki mi przeszły po plecach…wybacz Witku zadziałała wyobraźnia. Być może nie raz myśląc o ostatecznym w różnych kontekstach nie miałam takiej towarzyszki rozmowy, również w wyobraźni. A może dlatego, że zazwyczaj Śmierć utożsamiana jest z kobietą. Ty też ją tak widzisz. Wiem, to wyobraźnia, a ona różne tworzy obrazy. Mnie kojarzy się z pustką, niczym, nicością. To ja, a przecież ile nas tyle wyobrażeń. Przełamujesz tabu może swoje, ale chyba nie tylko. Pocałunek śmierci…czym jest? Przekroczeniem granic nieznanych nam światów, do których wszyscy nieuchronnie zmierzamy. Wiem, że nie o tym chciałeś, ale w dzisiejszym dniu mam inne skojarzenia. Mam tęsknotę i ukochaną twarz przed oczami i żal, że jej już nie ma. I tu zgadzam się …wszystko psuje.
    A jabłoń kwitnie tak pięknie i pachnie i kusi owady swym kwieciem białym lub bladoróżowym, by za chwilę rozpłynąć się w nicość, a drzewo zrodziło owoce…najlepsze i takie symboliczne.
    Na Twoich zdjęciach Witku są śnieżnobiałe i niewinne wśród zieloności i błękitów. Na zapatrzenie…
    Pozdrawiam Cię bardzo , bardzo ciepło :))) 

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, wiem Elu, że to nie jest dobry temat. Ale taką bohaterkę mam również i czasem z nią rozmawiam. Zazwyczaj zjawia się wtedy, kiedy jestem albo bardzo zmęczony, albo chcę spokoju. Albo szukam jakiejś odpowiedzi. Mógłbym powiedzieć - słuchaj, to tylko dekoracja, to tylko aktorzy pewnego tekstu. I pewnie miałbym trochę racji. Cóż stąd, że jabłoń rośnie, ma białe kwiaty i jest dla mnie ważna z wielu, zbyt wielu powodów. Kilka osób w dość mocnych słowach kiedyś wyraziło swoje niezadowolenie, że wymyśliłem sobie taką bohaterkę. Że czynię siebie wybranym, że pospolituję, że nadużywam, że jest to obrzydliwe. Być może. Każdy ma swoje spostrzeżenia. I także swoje wyobrażenia, o czym piszesz w swoim komentarzu :))
      Ani ja pierwszy, ani pewnie ostatnie łamię pewną konwencję w literaturze czy wyobrażeniach o śmierci. Fakt, z tą postacią jest trochę kłopotu, bo w kilku kulturach jest bezosobowa (ONO), ale potrafi i przybrać postać mężczyzny.
      A jabłoń sama w sobie jest symboliczna, bo i biblijnie się kojarzy i w wielu kulturach to właśnie stare jabłonie mają siłę i magiczną moc. Cóż, często są porównywane do kobiet. To bodaj moje ostatnie zdjęcia, które przed nawałnica maturalną zdołałem zrobić. I choć kwiaty z jabłoni opadły, to jeszcze tydzień temu były. A skoro Ci się podobają, to chyba wszystko w porządku :)) Dziękuję Ci bardzo :)))
      Dziękuję Ci, ze mimo takiego tematu podjęłaś się trudnego komentarza. To naprawdę wiele, bardzo wiele. Za co mogę Ci tylko równie bardzo podziękować i uśmiechnąć się, bo już niedługo czerwiec :)))
      Pozdrawiam Cię bardzo, bardzo serdecznie i macham do Ciebie układając ostatni test dla uczniów :)))

      Usuń
  2. Ela napisała większość tego co i mnie przeszło przez myśl, gdy przeczytałam Twój wpis. I fakt, literatury w temacie procesu umierania i związanego z tym uczucia, znajdzie się masa. Ta tajemnica od wieków nas pociąga i chcemy jako ludzie rozwiązać tą zagadkę. Jednak w prywatnych rozmowach, gdy ktoś umiera, zazwyczaj nie wiemy jak się zachować wobec tych, którym ktoś odszedł. Zostawiamy takie osoby same z sakramentalnym "współczuję, składam najszczersze kondolencje, łączę się w bólu z Tobą, a czasami - wiesz, w sumie dobrze, że odszedł. Tak się męczył, lub - to był ciężki człowiek, będzie wam teraz lżej, bezpieczniej. Dajemy bliskim empatycznie czas na żałobę. I szerokim łukiem omijamy nawet samo słowo "śmierć". Co do mnie samej, mogę się i ja podpisać pod Twoim tekstem i tym symbolicznym "pocałunkiem śmierci". Bo jak spojrzeć wstecz na życie, to umieramy w nim kilkakrotnie. Tak ostatecznie i rodzimy się na nowo. Fizycznie, psychicznie i mentalnie wskutek przeżyć, doznanych wstrząsów, choroby, traumy i szoku pourazowego. Wracamy z takich śmierci z pamięcią tego co było, ale już innymi ludźmi, osobami. Niezłą jazdę miał w Twoim tekście podmiot liryczny :) Genialny tekst, a zdjęcia - aż chce się żyć :) Pozdrawiam ciepło i wiosennego słonecznego czasu :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cóż Grażynko, cieszę się, że odbierasz ten tekst właśnie tak. Ani źle, ani dobrze. Ani też ambiwalentnie, co byłoby trochę nieprzyjemne dla mnie, jako piszącego. Ale wiadomo, że poruszyłem i poruszam tą swoją bohaterką te sfery, których czasem lepiej nie ruszać. Mnie jednak wciąż po głowie chodzi tekst, który popełnił jeden z ciekawszych krytyków literackich, którzy zauważyli, że literatura oscyluje wokół dwu ważnych mitologicznych postaci - Apolla i Dionizosa. Czasami wokół Erosa i Tanathosa. I chyba ta druga interpretacja jest dla mnie przekonująca, a która mówi o dwóch pędach w życiu - pędowi do śmierci czy autodestrukcji i do spełnienia erotycznego, czyli przekazania życia dalej (w konsekwencji, bądź, co bądź). Ale i jak słusznie zauważyłaś w naszym życiu pełno jest takich momentów, gdzie rodzimy się i umieramy.
      Uśmiecham się na "podmiot liryczny" :)) Wiesz skąd ta głupia nazwa? Bo dawniej śpiewano przy lirach. Śpiewano poezję, pieśni, bo proza raczej nie nadaje się do śpiewania. Zatem podmiot liryczny, to część poezji. Ja na to mówię inaczej trochę, by uczniowie szybko zrozumieli - "osoba mówiąca w wierszu". To samo, a prościej. A narrator, to już inna bajka. To ten, który opisuje świat w zwykły, normalny sposób. W końcu to tylko nazwy, a my wiemy o co nam chodzi przecież :)))
      Bardzo, bardzo dziękuję Ci za Twój wpis. Dobry, bardzo dobry wpis. I przepraszam, ze tak długo pozwoliłem Ci czekać na odpowiedź, ale z deszczu wpadłem pod rynnę, czyli kończymy tę niezwykle mało udaną edukację w tym roku, więc trzeba wystawić oceny. Pozdrawiam Cię bardzo, bardzo serdecznie i jeszcze raz bardzo dziękuję za Twoje myśli w komentarzu. Dobrego, słonecznego czasu :)))

      Usuń
  3. "Zupełnie jakbyś spierdolił swój wewnętrzny kompas, który kręci się w kółko zamiast uczciwie pokazywać północ" - to jest świetne. Nie jestem jednak nigdy do końca przekonana, czy dać się porwać z nurtem rzeki jest zupełnie beznadziejną sprawą, przecież pływanie pod prąd też nie należy do przyjemnych rzeczy. Zdecydowanie wolę pływać w gęstej i słonej wodzie, która unosi mnie lekko. Zabawne, bo ja mam wrażenie, że co najmniej 15 lat swojego życia przespałam. Prawie nie pamiętam, co mi się wtedy śniło. Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Herbert mówił, że zawsze trzeba pod prąd do źródeł. Ale obydwoje wiemy, że i z prądem i pod prąd trudno. Ani dać się unieść prądowi, ani z wysiłkiem w przeciwnym kierunku. Chyba trzeba odpocząć i od jednego i od drugiego i taka słona, ciepła woda jest dobra. Mówisz o 15 latach, a ja kiwam głową ze zrozumieniem. Dziękuję Ci, że skupiłaś się na tym fragmencie. On właśnie staje się meritum tego tekstu. Dobrego i spokojnego dnia dla Ciebie :)) Pozdrawiam Cię bardzo, bardzo serdecznie!!

      Usuń

Prześlij komentarz

KOMENTARZE

Popularne posty