Spóźniony...

 

           Spóźniłem się. Chociaż właściwie zawsze się spóźniam, bo nigdy nie ma dobrego czasu, by uchwycić tę idealną chwilę. Trzeba by czyhać z sercem bijącym i cierpliwością nóg i dłoni. Ale nie chciałem. Tak, masz rację. Przywykłem do czekania i do cierpliwości, tej starej, skrzekliwej cioteczki w papilotach i okularach złośnicy. Przywykłem, ale tym razem pomyślałem, że trzeba po prostu iść. Zabrać butelkę wody, zabrać śliwkę w czekoladzie dla pokrzepienia, by mieć jakiś cel, i iść. Bo i tak przecież przegrałem. Nie wstałem na wschód, ociągałem się. Wiesz, czasami ociągam się nie dlatego, że nie chcę, tylko mam nadzieję, że samo się zdecyduje. Wyjdę z domu i zobaczę plakaty – ANULOWANO, proszę zgłosić się w kasie po odbiór pieniędzy. Niestety, życie to cholerna dziwka, która nigdy ani pieniędzy, ani czasu nie zwraca. Ani miłości, co idzie w przepaść z burzą, jak powiedział poeta. Alkoholik, ale kilka jego trafnych myśli zostało ze mną na zawsze. W ostateczności przegrał, a choroba zesłała na niego zapomnienie i demencję, co wydaje się być błogosławieństwem zamiast przekleństwa miłości do Marii Kalergis. Wiesz, kiedy patrzę wstecz, to śmiać mi się chce z samego siebie. Bo przegrałem. Uwierzyłem w nimb miłości romantycznej. A ta przecież zawsze oznacza tęsknotę, zawsze oznacza niespełnienie i poszukiwanie. I to mi zostało, dlatego przegrałem, bo nie umiem tego zmienić. Ale póki co żyje się i oddycha, a nogi niosą tam, gdzie chcę. Widzę oszronioną trawę rannym mrozem, światło ślizgające się po parującej łące i rudy las, w którym zanurzę się za chwilę. Spóźniłem się z tą wędrówką również. Trzeba było iść wcześniej, kiedy buki są kolorowe i mienią się w świetle. Ale przegapiłem ten moment, jak wiele innych momentów w życiu. Ale dobrze jest właśnie tak, jak jest. I tak skazani jesteśmy na samych siebie, więc wyrzucać sobie takie, a nie inne słowa, takie, a nie inne gesty, takich czy innych ludzi, nie ma sensu. Prędzej czy później i tak trzeba będzie z sobą porozmawiać, ułożyć się, wyprostować. Wszystko. A potem iść i nie myśleć przez chwilę o tym, że się przegrało. Bo może i tak jest, ale ta właśnie chwila, kiedy się nie myśli, kiedy słońce pada na twarz, staje się paradoksalnie wygraną. Przez chwilę. Przez moment. Dla niektórych to mało. Bardzo mało. A dla mnie? Wzdycham ostrożnie, by płuca nie przejęły się zbytnio wilgocią krążącą w powietrzu. Patrzę na liście wirujące z wiatrem po niebie i pamiętam, jak cieszyłem się, kiedy w końcu się pojawiły. Teraz odchodzą. Szczęśliwe, bo nie znają pojęcia czasu, choć właśnie one wyznaczają czas. Zupełnie jak z ludźmi, prawda? Też zauważasz to podobieństwo? Najpierw wszyscy się im przypatrują i mówią o wiośnie, radości i miłości. Potem są, bo są. Może ktoś szuka cienia i przystanie pod zielonym parasolem, może ktoś posłucha szumu liści. Ale to wciąż mało. Stają się niewidoczne. A potem zaczyna się jesień i znów zwracają na siebie uwagę, bo wieje, bo liście lecą, bo piękne i kolorowe. A potem leżą na chodnikach już niepotrzebne, zetlałe. I potem tęskni się znów i znów i znów do nowych liści, do nowego świata, do nowej wiosny. A ja się spóźniłem. Zawsze się spóźniam, bo mam nadzieję, że zaraz usłyszę niewyraźny komunikat z megafonu dworcowego – pociąg „Jesień” zostaje odwołany, za utrudnienia przepraszamy. Nic nie zostanie odwołane. Wszystko trwa… 


























 

Komentarze

  1. A widzisz, mnie to się wydaje, że ja wciąż się spóźniam, że wciąż wszystko robię później niż wszyscy i przez moją opieszałość nie dzieje się nic wcześniej, tylko zawsze później - jakkolwiek brzmi to bez sensu, to jednak tak właśnie jest. Tak się już do tego przyzwyczaiłam, że zawsze na końcu, ostatnia, że już całkiem nawet przestało mi zależeć, żeby coś wydarzyło się wcześniej, czy coś wcześniej wiedzieć od innych.
    Miłość romantyczna to jest taka cholera, tak jak tym z całym mesjanizmem - jaki my naród wybrany? Może pora, żeby lektury szkolne zmienić? Te wszystkie legendy, baśnie, wierzenia to świetne tło dla bohaterów romantycznych, nieszczęśliwych miłości - epoka romantyzmu, Młoda Polska - to chyba jedne z bardziej lubianych epok w literaturze, a zresztą może to wcale nie wina literatury, ale wrażliwszej duszy? Ale czy skorupka nasiąknie... Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jakoś tak słowo "niedoczas" tu pasuje. A może to dobry objaw? Jakiś subtelny znak, że nie wszystko musi być na "już", na "zaraz"? Że pewne rzeczy wymagają czasu? Że aby zrobić coś dobrze, to nie należy się spieszyć?
      A z miłością romantyczną, to całe zamieszanie. Rozumiem po części Mickiewicza i jego chęć pocieszenia i siebie (właściwie rozgrzeszenie) i Polaków. Tyle, że te nasze mity narodowe wciąż krążą i o ile są potrzebne w czasach biedy, o tyle w czasach prosperity dają straszne efekty. Sama zresztą ładnie napisałaś, że my "naród wybrany". I z tą miłością romantyczną jest podobnie. Mamy to we krwi, bo i mamy to w szkole. Niby nic, a jednak jakiś wzór się ustala i człowiek chodzi potem pokręcony jak wiekowe drzewo i nijak mu do życia. Nie przeczę, lubię wykładać romantyzm, ale prywatnie wolę dwudziestolecie. W ciągu dwudziestu lat tyle się działo w literaturze, że głowa mała. Chociaż teraz jesień, to powinienem właśnie pomarudzić coś młodopolsko - jakieś dale, cisze, deszcze jesienne, osmętnice itd. Dobrej pogody i czasu dla Ciebie i macham z daleka :)))

      Usuń
  2. Inny alkoholik powiedział, że nie chce wiele, że chce tylko wszystko. Mój ulubiony alkoholik, ten, który w najprostszych słowach potrafił mówić najważniejsze rzeczy i opisywać największe i najszczersze emocje.
    Moje myśli pobiegły trochę boczną drogą. To „wszystko” trzeba właściwie rozumieć. Bo wszystko to wcale nie jest wszystko. Bo wszystko to nawet nie jest dużo. To tyle ile możemy i chcemy mieć dziś. Bo „właśnie chwila, kiedy się nie myśli, kiedy słońce pada na twarz, staje się paradoksalnie wygraną”.
    Ładnie o tych liściach napisałeś, jak przychodzą i odchodzą. I że nic nie zostanie odwołane. Prawda. Nic nie zostanie odwołane, z nami, czy bez nas, więc czy można się spóźnić..?
    Nasz czas jest teraz i przeżywajmy go najpiękniej jak możemy.
    Pozdrawiam Cię serdecznie z mojego listopada, z którego niewiele dobrego uda się wyciągnąć, ale jednak trzeba się starać :))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W sumie dotknęliśmy i legendy romantycznej - jeden pił z miłości - Norwid, drugi, bo fantazja ułańska spotkała się z wrażliwością - Broniewski. Obaj byli romantykami na swój sposób. I choć bardziej lubię Broniewskiego, to "Za kulisami" Norwida znam na pamięć, jako motto życia. Takież to i motto Andrzejewski umieścił swego czasu w "Popiele i diamencie". Książce niechcianej i rozumianej w różny sposób. Wybacz, że zbaczam z tematu, ale dziś nie jest mój dzień. Czuję się wyeksploatowany. A może właśnie dotknął mnie ból egzystencjalny listopadowej nocy? Jedno jest pewne - pięknie poszłaś za swoimi myślami. I bardzo podobają mi się Twoje manowce :)) Tak, nic nie zostało odwołane, choć w takich chwilach naprawdę nadstawiam ucha. Pozdrawiam Cię z głębi listopadowej nocy i przepraszam, ze późno odpowiadam, ale mówiłem przecież, ze jestem spóźniony :)) Dziękuję Ci serdecznie za piękne nawiązanie. Bardzo, bardzo wdzięczny - ja :))

      Usuń
  3. Patrzę po raz kolejny na Twoje Witku cudne zdjęcia i zastanawiam się dlaczego…dlaczego natura tak pięknie odchodzi, bo przecież to sen, śmierć, odchodzenie. Czaruje złotem i czerwienią, by potem rozpocząć swój coroczny szloch i smutek. Nasza jesień chyba jednak niepodobna, a szkoda. Byłoby łatwiej, piękniej.
    Witku w życiu nie ma przegranych i wygranych, dopóki gra trwa. Nigdy nie wiemy co przyniesie kolejna runda spotkania. Na nic pytania, bo wystarczy chwila, a gra zmienia tory nieraz w bardzo zaskakujący sposób. Wszystko jest ponoć po coś.
    A miłość romantyczna jest i istnieje, ja w nią wierzę, ale wiesz, jak wszystko, co piękne, nie trwa długo. Jak wspaniałe złoto poranka w błysku rosy, jak kwiat, co więdnie zmieniając się w pył, jak wiosną zieleń pachnąc myśli już o jesiennym rozstaniu. Jest potem czas codzienny, monotonny jak stukanie deszczu za oknem, ale czy i w tym nie tkwi piękno? To nie jest regułą, ale sam wiesz jak ważnym jest w zwyczajności odnaleźć sens.
    „ I tak skazani jesteśmy na samych siebie,” „Prędzej czy później i tak trzeba będzie z sobą porozmawiać, ułożyć się, wyprostować. Wszystko.” Tak, to wszystko prawda. Mimo wielu ludzi wokoło są chwile, że tylko my sami wiemy, czujemy, rozumiemy. Dobrze jest jeśli umiemy się wtedy dogadać, co nie jest tak oczywiste. Często natura walczy z rozsądkiem i odwrotnie.
    Cudownie opisałeś Witku cykl życia czy to pór roku, bo przecież to wszystko jedno o jakim życiu myślimy, bo zegar tyka sekundami wszystkim bez wyjątku.
    Mnie tylko szkoda zawsze tego złota nad głową, ciepła i słońca. Nie lubię listopada i chyba nic tego nie zmieni. Cóż będę tęsknić... Zrobiłam już zapas suszu owocowego i miodu na herbatę, a świeczka zaczyna mrugać i rozświetlać półmrok pokoju. Pozdrawiam Cię Witku bardzo ciepło machając z mojej szarości i mam prośbę: przytul Małą.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak...we mnie dziś uderzyła ta jesień i nawet miałbym ochotę na "brudne" zdjęcia, by pokazać przeciwległy biegun tej pięknej jesieni. Tak sobie na złość. Bo męczę i męczę tym złotem, które się przelewa, a przecież to już koniec. U mnie i mżawka i zimno. Więc może i jakieś badyle by się przydały? Tak Elu, masz rację, ze gra wciąż trwa i nie ma wygranych i przegranych. Wolałbym napisać, że wszyscy są przegrani, ale to byłoby tak niesprawiedliwie zrównujące, że chyba wolę takie określenie tylko w stosunku do siebie. Ale tylko gdzieś wewnątrz i po cichutku. Ale Twoja myśl jest słuszna. Dziwne, prawda? Zgadzam się z Tobą, a jednak o sobie mam inne zdanie. Może dlatego, że nie patrzę ogólnie, a jednostkowo, a to zawęża perspektywę. Chciałbym, by Twoje słowa były prawdą, by wszystko było "po coś". Bo to słowa, które niosą uśmiech.
      Tak, miłość romantyczna istnieje. Jasne, ze tak. Tyle, że to nie jest miłość szczęśliwa. Patrząc na związki, autorów, bohaterów można powiedzieć, że w zasadzie miłość romantyczna ich pokonała. Taka to siła pięknej, romantycznej miłości. Inaczej z miłością szczęśliwą. Mniej spektakularną, zwykłą. I to również prawda, że sztuką jest odnaleźć w niej piękno. Piękno zwyczajności, a właściwie piękno zwyczajnej niezwyczajności. Bo czy miłość może być zwyczajna? Chyba za mało wiem na ten temat. Chyba za bardzo zaufałem książkom i ich historiom. A to nigdy dobrze się nie kończy. Wybacz, ze tak polemizuję, ale dzisiejszy dzień, to nie jest dzień dobry na cokolwiek. No tak, mamy listopad. I wiesz co? W listopadzie, to dobra jest herbata i koc. I dobra muzyka. I dobra książka razem ze swoim miejscem, gdzie nikt nie będzie się kręcił i ględził :)))
      Cieszę się, ze spodobało Ci się to z liśćmi. Tak sobie szedłem i myślałem właśnie, jak to z nimi jest. Świeciło słońce i dobrze było o tym myśleć.
      Tak, tego światła będzie nam brakować. Pewnie dlatego spieszymy się, by je złapać.
      Zapobiegliwa jesteś. Proszę: i susz i miód i świeczka :))) I to się nazywa dobre przygotowanie do jesieni!
      Przytulę Małą, choć dziś niewiele rozmów było. Mała dobrze wie, ze są dni, kiedy powinna milczeć. Ale przytulę tego kłótnika :))
      Elu, ogromnie Ci dziękuję za komentarz i bardzo serdecznie i ciepło Cię pozdrawiam :))
      PS Przypomniałaś mi, choć nie wspominałaś o tym, sok malinowy, który dodawałem do herbaty. Przepadałem za tym. Najlepszy robiła oczywiście babcia. Uśmiecham się :))

      Usuń
  4. A ja sobie myślałam, że lubisz jesień. Wyobrażając sobie Ciebie jako latarnika,
    myślałam, jesień do niego pasuje. Jesienią czuje się lepiej niż latem, a tu proszę,
    odnoszę wrażenie, że nie, bo marzy Ci się anulowanie jesieni. Mnie też to się marzy,
    bo ja wolę wiosnę i lato i nie jest tak, że wtedy nagle przestaję dostrzegać liście, nie.
    Patrzę na nie i przypominam sobie, że jeszcze trochę i znów spadną. Zostaną nagie,
    szare drzewa, które sprawiają, że tyle we mnie smutku.
    Piękne zdjęcia jak zwykle zresztą. Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Lubię jesień, tylko tak przeraźliwie nie lubię przeskoków, które dzieją się szybko. Niby były liście, a zaraz ich nie ma. Nie przeszkadzają mi nagie, bezlistne drzewa, bo umiem docenić ich urodę. A że jesień jest smutna? Ano jest. To chyba naturalny porządek rzeczy. Tyle, że wolałbym przytrzymać jeszcze ten stan kilka chwil. A tak? Po prostu jest za późno, a ja mam poczucie niedoczasu i spóźnienia. Za mało zdjęć, za mało późnych popołudni z fajnym światłem, za mało poranków, kiedy czeka się na słońce. Cóż, teraz jest pora starych zegarów, koca i książki. I niech tak też będzie :))
      Nie wiem, czy jesień do latarnika pasuje. Może masz rację, a ja mam po prostu poczucie spóźnienia. Ale przywyknę. Ty też przywykniesz, bo już czekasz i się uśmiechasz. No wiem przecież, że tak jest. Ciesze się, ze zdjęcia Ci się spodobały - uśmiecham się i dziękuję :)) No i oczywiście Cię pozdrawiam z głębin listopadowej, mgielnej i zimnej nocy, ale nie mniej serdecznie :)))

      Usuń

Prześlij komentarz

KOMENTARZE

Popularne posty