Kamień słów...

 

             Czuję czasami, jakbym nie siebie niósł, ale kamień, który obrósł mięsem człowieczym. Ludziną, która oddycha, trzęsie się z zimna, ze śmiechu, albo ze strachu. Tak, można powiedzieć, że to kamienne serce tak ciąży, ale przecież serce jest zwykłym mięśniem ssąco tłoczącym. Więc skąd kamień? Skąd ciężar, który przygniata do ziemi, a przecież wcale nie przygniata? Mijam przecież kamienie na drodze. Leżą takie zwyczajne, jak kamienie. Niektórzy mówią, że to tkanka Ziemi. Być może. Pewnie sam bym je tak nazwał, gdybym został geologiem. Nie wiesz? To był mój pierwszy zawód – geolog. Tak, ten wyśniony w dziecięcych snach. Zabawne, jak to jest, kiedy człowiek idzie przez mokre pole w stronę słońca i dysząc myśli sobie, że kawał czasu temu chciał być geologiem. A może geologom lżej, kiedy wchodzą po stromym zboczu góry, bo znają imiona kamieni, które ją tworzą? A mój kamień nie ma imienia. Jakoś nigdy nie złożyło się, bym o tym pomyślał, otworzył dobre wino lub whisky i powiedział, że od dzisiaj mój kamień ma tak i tak na imię. Może lżej byłoby? Zresztą, to wcale nie jest ważne, czy jest on tam, gdzie serce, czy u szyi, czy w głowie. Kamień, to kamień. Ktoś go zawiesił. Los, Bóg, przeznaczenie. A może to ja sam zasupłałem węzły na linie, zrobiłem miejsce skalpelem myśli w głowie, rozgiąłem żebra, by nabrać ciężaru, który każe mi pilnować, by nie włóczyć się gdzieś miedzy błękitnymi ogrodami, a z mozołem dreptać noga za nogą po bezdrożach? A może to moje słowa, które miały być lekkie odkładają się, jak piasek cieniutką warstwą, by rosnąć i rosnąć, jak piaskowiec. Wiesz, te wszystkie puste zwroty, wytarte schematy, te nic nie znaczące formułki, które człowiek trzyma, jak orędzie mające go bronić. Przed czym? Przed powiedzeniem prawdy? Przed sformułowaniem własnych słów, które tak trudno przejdą przez gardło? A kamień rośnie i rośnie, a ciężar przygina coraz bardziej, bo przecież mówię do siebie. Czasem na głos, kiedy nikt nie słyszy, choć wolę szeptem, albo tam, w sobie. I teraz też mówię w sobie. Wsobnie. Patrzę na słońce, które wreszcie wygramoliło się zza góry i teraz obydwoje na siebie patrzymy. Ono wprawione w wędrówce, ja uspokajam oddech. Ono obojętnie, ja z nadzieją, że uda się zrobić kilka zdjęć. Że jednak ta droga przez mokrą łąkę i kamienistą ścieżkę się opłaciła. Wioskowe psy, jak to psy, zaczęły szczekać, bo wreszcie jakaś rozrywka. A ja idę w słońcu. Odmówiłbym modlitwę, ale nie chcę klepać słów jak terkotka, więc milczę. A jeśli Ten Który Jest rozumie milczenie, to uśmiechnie się do mojego naiwnego milczenia. Nie będę kłamał, nie rozumiem Go i nawet nie chcę. Nie przypisuję sobie wiedzy, która do mnie, ani do żadnego człowieka nie należy. Już wiesz, dlaczego tak się pieklę, kiedy słyszę kolejnego purpurata, który zapomniał, jak być człowiekiem, kiedy głosem łagodnym i szkolonym objawia swoją wiedzę o Nim. Gówno wie, za prawdę powiadam ci, gówno wie. On widzi złoto i marmur, on słyszy szelest materiału sukienki i stęknięcia żołądka. A ja mam promień, który tańczy w trawie. A ja mam śpiew ptaka przy drodze i dal, która jest dalą. I tęsknotę, która rodzi się w tej chwili. I mam też kamień, który hoduję. Kamień bez imienia, który ciąży czasami. I jest ze mną pies, który pozwolił pogłaskać się po głowie, i który przyjął kawałek kiełbasy z mojej ręki. Zrobił to nie łapczywie, a delikatnie, jakby samym pyskiem, nosem, zębami i językiem wyrażał wdzięczność i akceptację. Kiedy ja staję, pies staje również. Wioskowe psy milkną, kiedy obydwoje przemykamy się przez wieś na szczycie góry. Czeka cierpliwie, bym narwał mokrych i napęczniałych wilgocią ostrężyn. Czeka, aż aparat zrobi zdjęcie i ruszę dalej. I on wreszcie pokazuje mi psią ścieżkę pośród łąki, bym znów nie moczył butów. I w końcu odprowadza pod sam dom, biegnąc po prawie jesiennej łące w swojej psiej, czystej radości. Bez słów, jak tylko psy potrafią.    







































 

Komentarze

  1. Wiesz, kiedyś chciałam być wulkanologiem, ale jak widać nie wyszło ;) A geolog to ciekawy zawód. Chociaż w naszej obecnej pracy, pomimo przytłoczenia, które mnie też często przygniata, pomimo wszelkich trudności, beznadziejnego systemu i żałosnych pensji jest jednak trochę dobrego. Jakimś cudem to coś nas tutaj trzyma. Jeszcze...
    A odchodząc od trudnych tematów - znów czarujesz górami :) Tym razem pogoda dopisała i udało Ci się zamknąć w kadrze początki jesieni takiej jaką uwielbiam, z delikatnym słońcem. No i winogrona - cudo, jak z winnicy :)
    I jeszcze odnośnie kamieni - wybacz, że tak chaotycznie- Twoje serce bardziej niż z kamienia to jednak ze złota jest. Dlatego takie ciężkie 💙 Spokojnego i dobrego tygodnia dla Ciebie, Witku :))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak Elu, trzeba to nazwać cudem. Cudem, który się dzieje w nas, bo czesto jesteśmy sami zaskoczeni tym, co i jak się dzieje. I cudem jest to, że jeszcze dajemy radę.
      Cieszę się, ze te zdjęcia, z przypadku trochę, wpasowały się we wpis. I że w ogóle są, bo byłem przekonany, ze nic nie wyjdzie. Że zostanę z niczym. Jest mi bardzo trudno pojechać w góry, bo kiedy mogę, to nie mogę. Wiem, jak to brzmi, ale zazwyczaj w sobotę kumuluje się tyle spraw odkładanych na "zaś", że żadną miara nie moge pojechać. A przecież widać całe pasmo Beskidów z naszego uroczego miasta. Ot, rękę wyciągnąć. A winogrona, to już specjalność gospodarzy. Nie lubię tych polskich winogron, bo swego czasu miałem taką winną latorośl na starym domu pradziadków. Niby powinienem z nostalgią ją wspominać, a jednak nie bardzo mogę. Po prostu chyba wolałem stare jabłonie i ich rozłożyste gałęzie, gdzie mogłem wejść (już jako nauczyciel w naszej szkole) rozłożyć się wygodnie i chrupać jabłko ze szczytu gałęzi, czyli to najpiękniejsze :)))
      Ale faktycznie, kolor czaruje. Znów chciałbym być w takiej starej winnicy, jak we Francji. Oj, wiedziałbym, jakie zdjęcia zrobić :)))
      Słodzisz mi, jak ksiądz Kaśce tym złotym sercem. Oj, słodzisz. Niezasłużenie, bo ono czarne, złe i wku****wione ostatnio :)))
      Miłego dla Ciebie i bardzo, bardzo Ci dziękuję :*

      Usuń
  2. Wiesz Witku oglądając Twoje zdjęcia zatęskniłam za górami. Bo są one tu takie, jakie być powinny. Wzniosłe i majestatyczne, urzekające przestrzenią i bliskością chmur, z rosą stającą się mgłą i całą swoją witalnością, którą można poczuć tam wysoko. Tak, w takich miejscach i w takich chwilach można doświadczyć i dotknąć myślą daleką bezmiar piękna i moc Stwórcy czy jakkolwiek go nazywamy w swojej wierze. Jest w podmuchu, w każdym listku, tańcu fal czy ogromnej skale.
    Kamień masz rację rośnie, często jest karmiony przez nas samych. Niepokojami, wyobraźnią, ale też ciemnymi plamami przed oczyma, gdy zbyt dużo w głowie lub na głowie, w myślach i we własnej interpretacji świata. Niesiemy go choć jest bezimienny, a może nadane imię sprawiłoby, że byłby lżejszy . Możliwa jest przyjaźń z własnym kamieniem? Choć trochę zmniejszy wagę próba poznania?

    „ A ja mam promień, który tańczy w trawie. A ja mam śpiew ptaka przy drodze i dal, która jest dalą.”
    Ty wiesz, wiem ja i jeszcze inni wiedzą. Masz wtedy cały świat. Nie nakarmi to burczącego brzucha, nie opłaci rachunków za prąd czy ogrzewanie, ale sprawi, że to kamienne serce znów choć przez chwilę znajdzie swój rytm, że pojawi się uśmiech na zmęczonej twarzy.
    Rozczuliła mnie bardzo opowieść o psie, tak obrazowo napisana, jak zawsze…Prawie tam byłam i stąpałam po rosie. Dziękuję. Dziękuję bardzo za spacer po górach i dolinach, za kolory, za uśmiech.
    Macham Witku i ślę ciepłe myśli już jesiennie:)))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To ne były takie góry Elu, jakie chciałem. Miały być popołudniowe świerszcze w trawie, miało być złote światło i miało być tak... Sam nie wiem jak. Wyszło, jak wyszło. Może o tyle wyszło, ze pokazałem kilka ujęć takich, które mnie samego biorą pod żebro. Nie wychowałem się w górach, ale jako dziecko często jeździłem w Pieniny. Tam właśnie uczyłem się pokory do gór i ich ciszy. Tam spodobały mi się szlaki i ludzie na nich. Inne czasy były, inaczej się po górach chodziło. Beskidy mam na wyciągnięcie ręki, więc teoretycznie powinienem często bywać. A jednak chyba częściej jestem nad morzem, niż w górach - paradoks. Obraziłem się na góry w pewnym momencie. Ale góry sprawiły też, ze podjąłem ważną decyzję w moim życiu. Dobrą decyzję i to nie tak bardzo dawno temu. Dlatego coś w tym jest, że w tej dziczy, w samotności na szlaku, kiedy tak po prostu się idzie, odnajdujemy i kamienie w sobie i stukot serca i czasem to, co niektórzy nazywają wiarą. Nieczęsto o tym piszę, bo to trochę intymne. Zresztą afiszować nie ma się czym. Do dewota mi daleko bardzo. Do ortodoksa tym bardziej. A jednak w górach dostrzega się właśnie to - pierwotną i PROSTĄ wiarę. Bo ona musi być prosta. Nie, nie ze względu na ludzi prostych, którzy nie zrozumieją przesłania, przekazu. Ale jeśli jest coś prostego, to trafia do człowieka niezależnie, kim by był. A przy okazji dostrzega się cud przyrody. A pies? Śmieję się teraz przed komputerem, ale przypomina mi się apokryficzna przypowieść opowiadana przez wędrownego pątnika w "Chłopach". Coś w tym jest, coś w tym jest :)) Elu - spokoju, cierpliwości i dużo, dużo ciepła i słońca. Zaczaruj tę jesień, Ty potrafisz :)))

      Usuń
  3. Myślę że każdy ma swój,, kamień "Nie jesteś w tym sam Witku. I chyba nikt nie zwie tej milczącej bryły.
    Zdjęcia jak zawsze, przepiękne. Pierwsze takie zimne, takie kamienne ale lubię patrzeć na pasma gór we mgle. Zakończyłeś ciepło swoją opowieść.
    Bym nawet powiedziała że pysznie aż ślinka się sączy ;)
    Pozdrawiam Witku i jeszcze raz zerknę na te pyszności co bym miała sny piękne :))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Popatrz Aniu, ile zależy od światła. Ile zależy od tego promienia, który potrafi zmieniać barwy i uwydatnić je. Byle kawałek skał, byle winogrono, a jak padnie światło stają się niezwykłe. I nawet nazywamy to cudem :)
      Pozdrawiam Cię serdecznie i jesiennie :))

      Usuń
  4. Tych kamieni to mamy w sobie więcej. Przez całe życie zbieramy. Ale powiem coś, czego niedoszły geolog może nie zaakceptować:)) Kamienie te mają zmienną wagę. Zostaną już z nami na zawsze z imieniem, czy bez, ale oby jak najlżejsze były…
    A Ten Który Jest rozumie milczenie. Jeśli jest taki jak przypuszczam, to rozumie. A jeśli nie jest taki jak przypuszczam, to nie warto, żeby był.
    Świat jest w gruncie rzeczy bardzo prosty, ale trudno się w nim żyje. Im jestem starsza, tym bardziej doceniam moc rzeczy najprostszych. Wiesz to.
    Posyłam Ci dobre, proste myśli. Najprostsze.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jako niedoszły, dziecięcy geolog znam prawa magii, więc bez takich - wiem o czym mówisz :))) Tak, ten ciężar jest zmienny. Co czasem ułatwia sprawę, a czasem mocno komplikuje.
      "A Ten Który Jest rozumie milczenie. Jeśli jest taki jak przypuszczam, to rozumie. A jeśli nie jest taki jak przypuszczam, to nie warto, żeby był." Tak, masz rację. Zgadzam się bez żadnych "ale", "gdyby", "może". Zgadzam się. Anegdota mi się przypomniała: Otóż byłem na pewnej imprezie, gdzie poznałem kilkoro ludzi. Wśród nich była taka bardzo wysoka dziewczyna, która wydawała się sensowna, ale zagubiona w tłumie. Zaczęliśmy rozmawiać, co jest naturalne na imprezach. Jednak rozmowy pociągnęły się długo i w pewnym momencie temat zszedł na wiarę. Usłyszałem takie słowa, które wydawały mi się w pierwszym momencie obrazoburcze, ale im bliżej domu, tym bardziej je rozumiałem. "Nie chodzę do kościoła, mam kosę z Panem Bogiem, więc milczę. I ty wiesz, on doskonale rozumie moją złość i moje milczenie. W końcu, ku***, jest Bogiem, nie?"
      Tak Aniu, świat jest prosty. To tylko ludzie potrafią, jak nikt i nic innego na świecie jego obraz zagmatwać. Tak, wiem to. Wiem i podziwiam tę cechę u Ciebie, że potrafisz znaleźć prostą ścieżkę tam, gdzie często meandruje się bez sensu.
      Dziękuję Ci za te myśli. Najlepsze. Więc i moje niech będą najprostsze, jakie potrafię napisać - spokoju, ciepła i promienia. Dziękuję :)))

      Usuń

Prześlij komentarz

KOMENTARZE

Popularne posty