Tkacz...

 

           Uśmiecham się, bo przewidziałem to kiedyś. Dawno, dawno temu. Nie było to ani za siedmioma górami, ani za siedmioma rzekami. Siedziałem wtedy przy swoim starym biurku, a krzesło skrzypiało pod moim ciężarem. Wierciłem się, bo chciałem uchwycić myśl. A ta, jak zwykle uciekła. Zostały w głowie tylko śmieci - jakieś senne księżyce, jakieś gwiazdy i bezbrzeżna tęsknota, której nijak nie umiałem przełożyć na ludzki język. Powstał z tego dialog, który musiał wystarczyć.

- Usiądź ze mną w szumie

- Nie umiem

Całość niby zgrabna, ale i smutna. Bo powinna była taka właśnie być, choć teraz się uśmiecham do tego początku. Bo i początek mi się przypomniał. Bo mieszkam w szumie. Bo jestem w szumie. I szum mieszka we mnie. Czuję to właśnie teraz, kiedy słońce po zimowej stronie horyzontu zbyt krótko wędruje. Więc i moja wędrówka nie może być długa. Zaczynam od wydm z sosnowym lasem i skończę właśnie tam. Co innego, kiedy na świat spada szarość. Mgły przetaczają się przez plażę, albo idą od strony morza, albo i chmury szczelnie otulają horyzont. Wtedy można iść i myśleć. Mielić na swoich żarnach każde słowo i każdą myśl. Po to takie drogi są. I po to idzie się szumem, by wyrzucić z siebie wszystko to, co nie zdążyło się prześnić. Uporządkować. Co jest naszą niezgodą na świat i na innych ludzi. Wiesz, taka wędrówka, to w istocie akt buntu i pokory. Buntu, bo nie zgadzamy się na to, co jest, co było i co będzie; pokory, bo przez drogę łagodzimy w sobie gniew. Porządkujemy. Ale do tego potrzeba zimowych chmur, które płyną z wiatrem. Które sprawiają, że morze robi się szare, a piach ma brudny kolor. Niechętnie się wtedy staje, bo myśli lubią gnać przed nami, jak pies spuszczony ze smyczy, który biegnie, wraca, by znów za chwilę wyrwać do przodu. A kiedy świat zamienia się w dźwięczący, błękitny kryształ, jest inaczej. Inna jest wędrówka. Że niby świat się uśmiecha i jest wesoło? Pieprzenie. Jest inaczej. Pachnie inaczej, inaczej morze szumi, inaczej rozkłada się światło. Zwraca się uwagę na inne rzeczy. I przystaje się, jak ja na wydmach, by usiąść. Napić się wody, popatrzyć na piach, na wodę i zdziwić się. I to jest chyba to, wiesz? Że chodzi o to zdziwienie, które czasem przeradza się w coś innego. Czasem. Dlatego uśmiecham się, na wspomnienie tamtego, kulawego wiersza, który pisałem przy starym biurku. Spełniło się? Spełniło. Taki fatalizm przepowiedni. Bo przecież siedzę w szumie. Błękitnieją mi wydmy, błękitnieje morze, błękitnieją od cienia trawy, szron i piach. Wszystko jest takie, jak powinno. A jednak nie jest. Są za to słowa, które dawno powinny sczeznąć. Tak, jak i wspomnienie. Po to właśnie wspomnienia są, by kreślić ich kontury na piasku, by przyszło morze i zabrało je ze sobą. Albo wiatr zamiótł swoim chciwym oddechem. A ja sobie siedzę na wydmach. I jestem w szumie. Błądzę palcem po piasku i rysuję nieistniejącą przeszłość, która miała być przyszłością. A powinienem tkać z każdej minuty wspomnienie tego jednego, jedynego dnia, w którym mogłem siąść na zimnym piachu i zapatrzyć się w błękit. I wiesz, znów się uśmiecham, bo przecież wszyscy jesteśmy tkaczami. Nie, jakieś Mojry albo Parki, które tkały ludzki los skazując człowieka na bycie niewolnikiem. Wszyscy tkamy tę samą tkaninę, ale czasami zamykamy oczy i zamiast wzorów wychodzą dziwadła. Ani nam tego spruć, ani uciąć. Chowam palce, niech się zagrzeją… 

































 

Komentarze

  1. Patrzę na Twoje zdjęcia i uśmiecham się. Myślę, że jeżeli istnieje niebo to pewnie właśnie tak wygląda :)
    A dziwadła utkane z zamkniętymi oczami może nie są kształtne, ale szczere i prawdziwe, pochodzące gdzieś z głębi nas. Dlatego najcenniejsze.
    Wypoczywaj jeszcze, Witku i tkaj błękitem ile się da. A przy powrocie zabierz trochę błękitnej przędzy ze sobą na zapas, przyda się. Macham do Ciebie z mniej urokliwej części kraju, ale wciąż z uśmiechem i dobrą energią :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Teraz ja się uśmiecham, bo Ty się uśmiechasz. Tak to działa :))
      Poskąpiono mi błękitu nad morzem w tym roku. Ale nie ma się co dziwić, w końcu styczeń, więc tabuny szarości przewalają się przez plaże i przez ludzi. A a propos dziwadeł, to uśmiejesz się przy następnym wpisie. Macham do Ciebie już z Tychów - przy starym biurku :)))

      Usuń
  2. Wróciłam i ja myślą do wyjazdu nieletniego nad morze. Kiedyś już o tym wspominałam. To było tygodniowe szkolenie w Sobieszewie w paskudnym dla mnie listopadzie. I wiesz, ta surowość mnie ujęła. Marzy mi się jeszcze brzeg skuty lodem z niesamowitymi stworami z morskiej zastygłej piany. Niestety pogody nie możemy zaplanować, więc pewnie marzeniem tylko ten widok zostanie. Masz szczęście Witku, że trafił Ci się taki piękny, słoneczny ranek. Mróz i słońce to chyba najbardziej fotogeniczna mieszanka. Cudne, skrzące złotym blaskiem fotografie tworzą świat idealny. Tak bardzo krótkotrwały. Szkoda, ale czy nie jest tak, że piękno tym cenniejsze im bardziej wyczekane i niespotykane. Wtedy radość i zachwyt rodzi właśnie zdziwienie, że jak to tak, że tak…wprost nierealnie, jak we śnie.
    „I po to idzie się szumem, by wyrzucić z siebie wszystko to, co nie zdążyło się prześnić. Uporządkować. Co jest naszą niezgodą na świat i na innych ludzi” A świat nam nie żałuje ostatnio tych swych gniotów i krost chorobowych, więc taki marsz bezcenny. Oby na długo Twój starczył, oby…
    Miękkiego lądowania Witku w zwykłą rzeczywistość, jeszcze chwili oddechu i jasnych myśli. Macham do Ciebie z łódzkiej szarości w sobotni wieczór o smaku prażynek i herbaty o nazwie „Łyk Szczęścia”. A co?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wylądowałem przy swoim biurku. Jestem, choć miękko nie było. Jakoś w tym roku nie służą mi podróże. Trudno mi się było zebrać i spakować, trudno mi było jechać pociągiem, trudno mi było wsiadać do pociągu powrotnego (to akurat zrozumiałe). Co się udało wychodzić, to się dopiero okaże. I na ile starczy, też nie wiem.
      Widziałem nad morzem już brzeg skuty lodem i pianę zestaloną. Widziałem morze w czasie sztormu i po sztormie, kiedy świat dochodził do siebie, a wszystko pokrył mróz. Ale wszystko to jest tak ulotne, tak niefotogeniczne, że nie można tego podać na tacy. Trzeba o tym napisać. A nie zawsze się chce. Przynajmniej ja nie chciałem, kiedy mogłem. Teraz piszę o błękicie, bo to był jeden, jedyny dzień (prawie), więc mogłem zaszaleć. Ale o tym sza, może opowiem kiedy indziej :)))
      Jest dużo prawdy w tym, co piszesz o zdziwieniu. Zdziwienie jest nawet w miejscowych, bo nie ukrywam, że trochę znam autochtonów. I mimo, że znają morze, potrafią trafnie przewidzieć, co się będzie działo, to jednak w nich to zdziwienie też jest. Ukrywane i przyznawane niechętnie, ale jest. Bo jak można nazwać sytuację, kiedy człowiek idzie ulicą, ale jednak skręca na deptak przy morzu? Staje potem i patrzy, a zmarszczki mu się wygładzają, uśmiecha się, a oczy stają się nieobecne? A potem odwraca się i idzie znów przez miasteczko do swoich małych i wielkich spraw. Czy to nie jest zdziwienie morzem, sobą i tym, co było? Chyba tak. My pewnie jadąc nad morze bardziej to odczuwamy.
      Macham do Ciebie Elu i dziękuję Ci, bardzo, bardzo Ci dziękuję za komentarz. Światła dla Ciebie i uśmiechu :)))

      Usuń
  3. Czy palce mogą zagrzać się w zimnym piachu? Chyba raczej w wyobraźni, że piach jest gorący. Czy morze rozpala wyobraźnię zimą? Ciekawe pytania. Myślę, że morze zimą dobre jest dla latarników, a zwykli ludzie wolą wiosnę i lato. Ja ta zwykła, chociaż chciałabym być zimą tam, nie w mieście, w którym jestem. Tu nie ma szumu, tylko hałas. Wspomnienia kulą się pod hałasem i wciąż się myślą ucieka do morza, do czerwca, kiedy się tam wróci. Ciebie wtedy nie będzie w tej okolicy, bo wakacji nie ma, ani ferii. Teraz ferie to sobie siedzisz i wzdychasz do piachu, prawda? Potem szkolne mury i wciąż te same, aż do znudzenia tematy, nieprawdziwe prawdy, sens i bezsens nauki. Chyba tylko latarnik jedno z drugim łączy. Zwykły człowiek jak ja by się załamał pod ciężarem bezsensu.
    Piękne zdjęcia, pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Noo, to poleciałaś Aniu :D Kogo jak kogo, ale nazwać siebie "zwykłą", to duże nadużycie. Zwykła na pewno nie jesteś. Piszesz przecież. Jesteś w każdej historii, którą powołujesz do życia. Nazwanie siebie zwykłym, to wielka skromność. Kiwam głową ze zrozumieniem, ale i myślę sobie - daleko Ci do zwykłości :))
      Piach jest zimny i palce marzną. Marzną również latem, kiedy wcześnie rano idę na wschód słońca. Czasami jest 7-8 stopni. Czasami do tego jest wiatr. A czy morze rozpala wyobraźnię zimą? Jest szare. Szarozielone, tak naprawdę. I cholernie zimne. Jeśli może rozpalać, to jedynie w wyobraźni, bo jest inne od tego, które znamy z wiosny, czy lata. Jest mniej światła, więc i ono inaczej wygląda. Często bardzo nieprzyjemnie i groźnie. Zbyt często. Ale i bywają chwile, kiedy się rozpogadza i wtedy zmienia się krajobraz o 180 stopni. Czasami takie zmiany są bardzo gwałtowne. Zresztą zobaczysz przy następnym wpisie. Spróbuję zmontować coś, co pokaże tę zmianę w przeciągu kilku godzin.
      Tak, wzdycham sobie do piachu. Choć siedzenie na nim nie daje tej frajdy, jak latem. Chętnie bym pojechał wiosną nad morze, albo w drugiej połowie września, kiedy nad morzem są piękne chmury. Jednak, jak piszesz, jest to niemożliwe. A jest to czas, kiedy jest mało ludzi i człowiek czuje się swobodny i nieskrępowany czyjąś obecnością czy zachowaniem. Jak sobie przypomnę te wszystkie głośniki, hałas itd... Tak, masz rację - latarnik we mnie potrzebuje spokoju, który może znaleźć tylko zimą przy kiepskiej pogodzie :))) Taki urok, co zrobić :D Sam się z siebie śmieję, bo to zawsze lepsze od narzekania na siebie.
      A co do tych nieprawdziwych prawd - niech ludzie, do których mówię, sami to ocenią. Niekoniecznie teraz. Niech minie parę lat na zweryfikowanie. Jeśli wrócą i uścisną rękę, to dobrze. Jeśli nie, to też dobrze, bo zdecydowali się sami szukać swoich prawd. I wiesz Aniu - dwa razy zostałem zaskoczony przez moich byłych uczniów, którzy stali się dla mnie bardzo, bardzo ważni. Jeden, bo podziękował za to, że pokazałem mu, że można czytać książki. Drugi, ze swoich własnych powodów, które mi pokazały, że w człowieku są naprawdę wielkie pokłady dobra. A mnie akurat bardzo było trzeba właśnie tego, by uwierzyć w drugiego człowieka.
      Ciesze się, ze zdjęcia przypadły Ci do gustu :))) Naprawdę się cieszę. I oczywiście pozdrawiam Cię bardzo serdecznie i macham do zimowej Łodzi :))

      Usuń

Prześlij komentarz

KOMENTARZE

Popularne posty