Sennienie...

 

Enigma - Back To The Rivers Of Belief

            Źle mi się śni. Strasznie. Budzę się zlany potem z myślą, że coś trzeba, że zapomniałem, że nie ta pora dnia, że za jasno, że za ciemno, że muszę uciec, coś zrobić. Mam jeszcze na ustach krzyk, albo w dłoniach ruch. Pod powiekami wirują jeszcze obrazy, jeszcze zanurzam dłoń we śnie. W dzianiu się. Nieodmiennie patrzę na zegarek i wiem, że jeszcze czas, że mogę jeszcze chwilę zamknąć oczy, więc siadam na łóżku i zmazuję niewyspanie dłońmi. Sen nie chce ustąpić. Okleja jak mokra koszulka. „Dlaczego?” – zadaję pytanie i jest w nim wszystko to, co ważne. Skarga niewyspanego na sen zbyt krótki i obrazy zbyt realne, jak na sen. I też na symbolikę zbyt czytelną, której nie trzeba sprawdzać w tym, czy tamtym senniku. I mierzwię włosy, jakbym miał z nich wyczesać źdźbła błękitnej trawy, których nie ma. Jest za to oddech, który zwalnia, jest cisza, która otula. I jest strzelanie kości zastanych w stawach. A potem ptaki zaczynają śpiewać, to znaczy, że wszystko wraca tam, gdzie było i znów słyszę tykanie zegara i szelest pościeli, którą trzeba przykryć łóżko. Jest jeszcze ciepła i pamięta kształt mojego ciała i jego sny, które już zamazują się w mojej głowie. A dom śpi. Mrok na schodach i skrzypienie klepki, kiedy nacisnąć ją nogą. Chłód podłogi, który trzeźwi i okno na poddaszu otwarte na wschód. Patrzę, jak rodzi się łuna i dachy błękitnieją od mrozu i cienia. I kula słońca wytacza się ciężko nad miastem, a szyby błyskają ogniem. A mnie się przypomina pokój nie w tym, a w innym domu. Jego zapach i meble z płyty pilśniowej. Zniszczonej nieco, ale dopuszczalnie, by wyglądać na miłe dla oka. Książki inne niż te, które stoją w moim domu. Inne historie i inne palce przewracające strony. Świat nie był wtedy inny. Tak samo wschodziło słońce i tak samo zachodziło. Tak samo padał deszcz i świeciły gwiazdy. A jednak był prostszy, bo zbyt mało dostrzegałem w nim paradoksów, krętych ścieżek, dysonansów. Układałem życie przestawiając jego klocki z uśmiechem i robiłem to każdego dnia wierząc, że się nie zawali to, co budowałem. Ciągle jeszcze pamiętam, jak stałem przy oknie spoglądając na puste pola mając na palcach dotyk nagiej skóry innej, niż moja. Przesuwałem palcami po giętkich liniach ciała, by zapamiętać każde zagłębienie i wypukłość. Ramiona, piersi z niecierpliwymi sutkami, biodra i uda z ciemnym trójkątem włosów. Nogi. Myślałem wtedy, że muszę to zapamiętać, bo trzeba pamiętać, choć ma to przecież trwać do końca życia. A dotyk zniknął. Wyparował. Nie ma już pól i tamtego pokoju. Nie ma regału z książkami, nie ma starej lampy w kolorze brązowym (ach, te kolory PRL-u). Ale jest jeszcze pamięć. Czasem niechętna, czasem robiąca psikusy i podsuwająca obrazy wtedy, kiedy nie powinna. Czasem nie chcę pamiętać, wiesz? Wyrzucić ze wspomnień, skasować tak łatwo, jak kasuje się listę kontaktów w telefonie. Było – nie ma. Ale to złudne, wiesz? Bo pamięć, to wszystko co mamy. Obciążamy ją nieskończonymi numerami PIN-ów, PUK-ów, haseł dostępu. Numerami kont i autoryzacji. Katujemy nie swoim światem, by była posłuszna. A kiedy jej zabraknie stoimy pytając: „Gdzie jestem?”. Miesza się wszystko i przelewa nie mając żadnej formy. Miazga, z której nic już nie będzie. Znikną też słowa, którymi opisywaliśmy świat. Przestaną mieć znaczenie, tak jak i świat swoje znaczenie straci. Dlatego zamykam okno i obiecuję sobie, że pójdę zobaczyć wschód słońca następnego dnia. Pójdę wcale nie prostą drogą brudząc buty. Pójdę w stronę rozlanej łuny i dłoni drzew, które wnoszą się w niebo. Zrzucę z siebie sen, który znów ogarnie mnie nad ranem. Majak, który niczego dobrego nie przynosi. Niczego nie tłumaczy, niczego nie zapowiada. Będzie zimno i przenikliwie, jak to przed wschodem słońca. I zmęczę się światłem tak, jak lubię. I znów będę się potem zastanawiał, czy to był sen, czy snem jest to, co robię. A buty będą schły na kaloryferze… 





























 

Komentarze

  1. Znam takie noce, gdy całe myśli jakby spotkały się i kłóciły między sobą, która z nich na większą uwagę zasługuje. Gdy wszystkie drobne i te większe sprawy z minionego dnia, tygodnia, miesiąca mieszają się z tym co ma nadejść, z różnymi, moimi i nie tylko, scenariuszami na jutro i na dni przedprzyszłe. Z tą różnicą, że nie śnię, bo sen nie chce przyjść. Nauczyłam się nie walczyć z nim. Ugodowo zaparzam melisę, czytam, czytam, czytam…aż powieki same się znużą i głowa pełna obcych historii przytuli się wreszcie do poduszki. Zazwyczaj za mało zostaje snu do rana, stanowczo za mało. U mnie to syndrom, że za dużo już wszystkiego. Myślę, że akurat z tym masz podobnie. I już nie wiem sama co gorsze czy ta szarość i smętota za oknem, czy żal jak widzę budzące jasności, które nie mogą być moim udziałem.
    „ Bo pamięć, to wszystko co mamy.” Dlatego nie obrażajmy się na obrazy, słowa, które są w nas. One zostają, wiesz sam mimo, że czasem chcemy zapomnieć. Zawsze lepsze to niż pustka.
    Na zdjęcia patrzę z zazdrością, bo dawno nie widziałam tak pięknego blasku. Cudne stoickie złote linie ponad dachami, słońce błyszczące pomiędzy szkieletami traw, błyszcząca kroplami rosy trawa o poranku, dumne drzewo w złotej łunie, przebiśniegi z odwrotnie uśmiechniętymi łebkami, gwiazda rzeczki, nie wspominając o Rogasiu i bażancie przy drodze – wszystko, dosłownie wszystko, mnie zachwyca Witku. Bardzo.
    Nie wiem, jak u Ciebie, ale u mnie tempo nie chce zwolnić, a nawet mam wrażenie, że wszystko wokół przyspiesza. Wiosna rozpoczęta mimo ludzkich niedoróbek i tego się trzymajmy. Niech no tylko zakwitną jabłonie...
    Dobrych dni, dobrego światła i uśmiechu Witku :)))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziwna jest natura snu, a jeszcze dziwniejsza pamięci. I bynajmniej nie myślę tylko o swojej pamięci. A kiedy człowiek jest przemęczony, to i łatwo się pokłócić i zbyt łatwo dochodzi się do pewnych wniosków. Wiesz Elu, byłem ciekawy, jak przekraczając pewien próg człowiek będzie funkcjonowała. na ile teoria pokryje się z praktyką. Pokrywa się. Może nie całościowo, ale w zasadniczej części owszem. Niedobrze, że wszystko przyspiesza. U mnie też termin goni termin, wszystko rozmazuje się w pędzie. To nie jest dobry czas. Może dlatego rzuciłem tydzień temu wszystko i zbuntowałem się. Sama wiesz, że trzeba czasami odmiany, zmiany, albo najczęściej powrotu do tego, co najważniejsze. A czy to jest najważniejsze? Nie wiem, ale dało mi impuls, by przemyśleć kilka spraw, które mnie nurtowały. Skromne te zdjęcia. Ręka odwykła. Oko chyba też. Ale nie mam kiedy. Bo i pogoda, jak słusznie piszesz, albo czas...
      Nieodmiennie Cię pozdrawiam i życzę światła i spokoju. I zwolnienia pędu. Tak, to chyba teraz najważniejsze. I dziękuję Ci Elu za komentarz.
      Może to trochę offtop, ale byłem o krok od skasowania bloga. Żaj, wiem. Ale ma stać i zapadać się w sobie pod ciężarem przeszłych wpisów? Ale co zrobić, kiedy nie ma kiedy napisać czegoś sensownego, co byłoby obserwacją, jakimś wnioskiem, albo ciekawą myślą. Ech...

      Usuń
  2. Źle się śpi i śni przeważnie z przemęczenia. Niespokojnie, za krótko, z przerwami. Głowa nie potrafi wyhamować z myślami wszelkimi, tak jak napisałeś, zmęczona i obciążona nadmiarem informacji. Często zbędnych. Aż dochodzi się właśnie do tego momentu że się wszystko miesza... Szkoda, że nie da się zrobić z głową to co z twardym dyskiem. Zgrać, uporządkować w folderach, wykasować... Dobrze, że zbierasz dobre chwile. Wschód słońca wlewa pewien rodzaj nadziei, ogrzewa barwami, choć przez chwilę daje złudzenie odrobiny magii, utwierdzając w przekonaniu że jakoś to będzie. A będzie więcej ciepła i więcej słońca. Nie wiem czy działa to podobnie u Ciebie, ale ja mam wrażenie że słońce głaska. Łagodzi ból, wycisza natrętne myśli, koi niepokój i żal, sprawia że napięcie puszcza. Głaska promieniami skórę, otula ciepłem. Reguluje oddech, który staje się głębszy, pozwala spokojniej spać. Może tylko tyle albo aż tyle czasem trzeba? W każdym razie życzę Ci dużo tego ciepła i promieni. Od samego ognistego świtu, tak przepięknego jak na Twoich zdjęciach, po sam zmierzch. A potem dobrej nocy i spokojnego snu.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, to dobre porównanie głowy do twardego dysku. Uporządkować, zdefragmentować. Tak sobie myślę, ze musiałbym to chyba robić raz na tydzień, na dwa, bo utrzymać pewną higienę życia. Ale jest, jak jest. Sama wiesz. Robię się zrzędliwy i kłótliwy. To znak, ze będzie coraz gorzej, bo nie odpuszczę ani sobie, ani ludziom, którzy mnie otaczają (dobrze, ze jest ich garstka tylko, więc będzie łatwiej unikać konfliktów)
      Pięknie napisałaś o wiośnie i o tych pierwszych prawdziwych promieniach. Rozumiem Cię, choć sam z wiosną mam niewiele do czynienia. Sama wiesz, ze wiosna to intensywny czas i tradycyjnie mógłbym nożyczkami wyciąć sobie dwa miesiące (na spokojnie) Ale ciesze się, ze Ty sensualnie tak ładnie odczuwasz wiosnę i sycisz się światłem. Oby po tym tygodniu wystrzeliła wiosna i kwiaty. I coś mi się wydaje, ze znów, za jakiś czas rzucę wszystko, by jednak zrobić tych kilka zdjęć i pomyśleć nad czymś, co zjada moje sny i drąży pamięć :))
      Pozdrawiam Cię może nie najlepszą porą, ale za to serdecznie machając na drugi koniec miasta :))

      Usuń

Prześlij komentarz

KOMENTARZE

Popularne posty