Sklejam świat...

 

            Sklejam świat. Z kawałków. Biorę w palce jeden klocek i kładę na podłodze. Potem drugi obracam w palcach, zastanawiam się. A może to nie ten obraz? A może to nie ten świat? Powiesz? Nie, nie powiesz. Sam się nie domyślę. Nie złożę tego. Pozostanie już taki pokawałkowany zamiast uczciwego obrazu. Może uczciwiej zamknąć oczy? Zaufać wyobraźni, która co rusz podsuwa obrazy. Niech więc się na coś przyda. Zamykam oczy, zamykam. Nie śpię. Mam wrażenie, że nie śpię od początku maja, jakbym zmagał się z chronicznym brakiem snu. I nic nie wiem, nic nie pamiętam między jednym zamknięciem oczu, a drugim. Wiem tylko, kiedy w biegu naciskałem spust aparatu. Reszta jest magmą, która się przelewa, kotłuje, miesza. Reszta jest głosami, które coś mówią, dźwiękami, które docierają do uszu, ciałami, które coś powinny znaczyć. Budynkami, które zmieniają swoje znaczenie. Dlatego chciałbym skleić świat. Wiesz, tak jak zawsze to robiłem, ale nie potrafię. Zapomniałem. Dopiero przed snem, kiedy zamykam oczy przywołuję wyobrażenie tego świata zamkniętego w słowach z „Mistrza i Małgorzaty. Okno weneckie, cichy pokój i świeca. I ogród gdzieś na skraju czasu, gdzie nikogo nie ma tylko cienie przechadzające się po alejach. Gdzie nic nie trzeba. Dom okala bez, który pachnie przy pełni majowej. Przyczajony przez resztę roku teraz sprawia, że świat zaczyna żyć. Pachnieć. Wieczny dom, jak powiedziała szeptem Małgorzata. Tak, śmiejesz się i masz rację, kto teraz czyta takie rzeczy? O bzach, Mistrzach romantycznych i zielonym cieniu drzew, w którym tonie pokój za dnia? A ja widzę ten obraz, wywołuję go i uśmiecham się do swoich myśli, które wreszcie są takie, jakby ktoś dłonią je uczesał. Łagodną dłonią o ciepłych palcach. Pachnących bzem i deszczem. Zrozumieniem. A czasem słońcem i parującą wilgocią. Tak bardzo chciałbym skleić świat, ale nie mogę. Nie potrafię. Tak jak nie potrafię postawić uczciwego muru między tym co tam, a tu. Między tym co tu, od tego, co tam. Magma, magma płynąca pochłania wszystko rozlewając się coraz dalej i szerzej. Trzaskająca wyładowaniami i pryskająca żarem. A kiedy wyglądam przez szybę na parking szkolny, jest mi tak przeraźliwie żal, że nie poskładam tego świata. Widzę ludzi wsiadających do samochodów i jadących do swoich miejsc. W swoją zieloność, błękit i zapach domu, nieporównywalny z żadnym innym. A ja trzymam w dłoni ten mój kawałek świata i obracam go na dziesiątą stronę. Nie wiem, gdzie go położyć. I czy to aby mój świat? A może ten z zapachem bzu, słońca i deszczu? A może ten z płatkami kwiatów jabłoni, które opadły, a wiatr je rozwiał. Tak jak rozwiał dmuchawce. Nie wiesz. Nie wiesz, że patrzyłem na to wszystko i chciałem złapać. Pochwycić. Trzymać. A teraz chcę tylko to wszystko sklecić. Ułożyć. A potem wyciągnąć nogi pod zielonym drzewem pełnym skaczących cieni i milczeć. Może jeszcze potrafię. Może…





























 

Komentarze

  1. "myśli, które wreszcie są takie, jakby ktoś dłonią je uczesał. Łagodną dłonią o ciepłych palcach. Pachnących bzem i deszczem. Zrozumieniem. „ Zachwycające zdania. Czytam zapętlone niczym piosenkę. W takich chwilach „świat zaczyna żyć. Pachnieć.” I chociaż tak krótko trwają warte są czekania.
    Wiesz Witku kwitnienie bzu dla mnie kończy szaleńczy pokaz kwitnienia. Jest taką granicą pomiędzy wiosną a latem, między zielenią młodą, jasną a dojrzałym jej odcieniem. Teraz konwalie, peonie, jaśmin…ale to już inna jakby epoka. I szkoda tylko, że już płatki opadły z jabłoni , a wszystko jakby obok, jak mijany obraz z okna pędzącego pociągu. Pstryk zrobiony pomiędzy codzienną bieganiną i zdjęcia na dysku mówią, że wiosna była, jest i jeszcze chwilkę będzie. Może mniej słoneczna, ale pachnąca, jak co roku bzem i ciepłym deszczem.
    Cieszę się bardzo, że znalazłeś czas na tak piękne i pachnące fotografie. Nie wiem czy pamiętasz, że kiedyś wśród drobnych kwiatków bzu szukało się tego z pięcioma płatkami. Wróżył szczęście. Obyś Witku niejeden taki znalazł.
    Ma być słońce, więc macham mocno, by moje życzenia , tylko takich myśli, jak na wstępie, doleciały poprzez chmury i deszcz. Uśmiechu i odpoczynku:)))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Masz rację Elu. Okres kwitnienia kończy się, choć widzę, ze nieudane magnolie jeszcze usiłują (drugi raz) nadrobić kwietniowy mróz i różowieją gdzieś na drzewie. Symbolem przemijania jest jedno ze zdjęć. Może niewyraźne trochę, ale dla mnie w jakiś sposób ciekawe - beton, na którym leżą płatki jabłoni. Chyba tego nie da się uniknąć, choć żal tego, że tak szybko przemija. Dmuchawce tak samo - jeszcze chwilę temu były, a teraz nawet śladu po nich nie ma - szkoda. Mam ogromny sentyment do dmuchawców...
      A najśmieszniejsze jest to, że czasu nie znalazłem wcale. Nie miałem kiedy iść na zdjęcia, bo sprawdzałem matury. W przerwie na obiad miałem coś zjeść, ale bzy okazały się tak fascynujące, ze postanowiłem skupić się na nich, nie na jedzeniu. Tak, wiem, błąd. Ale kim bylibyśmy, gdyby nie trochę poświęcenia?
      Zawsze zapominam o tych płatkach. Muszę zapamiętać, bo czego jak czego, ale szczęście by się przydało. A w każdym razie choć uśmiech, ze znalazłem taki właśnie kwiatek, czy koniczynkę.
      Jestem bardzo zmęczony tym, co się wydarzyło. Ale żyję, czy samo w sobie to, nie jest już szczęściem? Chyba tak :))
      Przepraszam, ze z tak długo zwlekałem z odpowiedzią, ale zwyczajnie nie miałem sił, a słowa opuściły mnie na dobre. Macham do Ciebie Elu i dziękuję, ze trzymałaś kciuki :)))

      Usuń
  2. Czasem tak jest, że pozostaje nam posklejać świat z fragmentów. Zwłaszcza gdy nasz własny się znowu sypie i znowu trzeba go składać od nowa. Niestety nie jest nam dany jeden konkretny świat na całe życie, bo tak jak zmieniamy się my, tak zmienia się i on- świat. I ten kawałek, który trzymasz w dłoni czy sercu będzie zalążkiem do stworzenia nowego. Może trzeba do niego dołożyć kawałki innych światów i zobaczyć czy zadziała i jak się z tym będziesz czuł? Łatwe to nie jest, wiem. Czasem jest tak, że długo szukamy i nic nie wychodzi. Masz wrażenie, że wszystko się wali i jesteś wszędzie a tak naprawdę nigdzie Cię nie ma. I nie masz pojęcia co z tym wszystkim zrobić. Aż przychodzi taki jeden moment, w którym jakiś trybik wskakuje tam gdzie trzeba. I wszystko zaczyna się znowu układać. Może ten moment jest jeszcze przed Tobą? Życzę Ci dużo cierpliwości i wytrwałości, Witku. Wierzę, że ten moment kiedy Twój świat się poukłada jest bliżej niż dalej. Nawet jeżeli Ty sam w to nie wierzysz, to ja wierzę i macham do Ciebie zza kilku ulic, soczyście zielonych krzaczorów i kwitnących drzew :) Ps. Czy ja już mówiłam, że bzy majowe są cudowne i najcudowniejsze? I te subtelnie liliowe są absolutnie magiczne i zachwycające, aż pachną z Twoich kadrów. 💜

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, mówiłaś Elu :)))
      Pisałem ten tekst w przerwie między snem, a sprawdzaniem matur. Bo tak należy to powiedzieć. Sen, jako przerywnik i życie, jako przerywnik, a reszta to praca. Niewdzięczna i kiepsko płacona. Lekceważona. Poczułem, jak świat uporządkowany i na miejscu sypie się piachem. Pewnie za dużo tej pracy było, wiesz? Wiesz. A ja nie umiem odmówić pracy, bo praca jest dla mnie sensem życia. Ona człowieka stwarza i dzięki nie jest tym, kim jest. Ale praca z rozsądkiem, a nie po 12-14 godzin. Pewnie teraz musi minąć kilka, kilkanaście dni zanim znów zacznę dostrzegać równoczesność światów i przenikać z jednego w drugi, jak mam w zwyczaju. Co mnie bawi, cieszy i fascynuje odmienną perspektywą.
      Pozdrawiam Cię z chwilowej aktywności w pierwszym dniu "prawie normalnym". Macham :)))

      Usuń
  3. Tak to jest, gdy całe życie skleja się innym ich światy, wtłacza się im do głowy, co niebieskie, co zielone i każe czytać na rozkaz książki. Potem nagle się budzisz i nie wiesz, który świat jest twój, a który innych. Tragedia, ale nie do końca, bo Latarnik się w tym odnajduje i zawsze z tego jakieś słowa wyłowi.
    Ładne słowa i ładne zdjęcia jak zwykle :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Podziwiam Twoje zdanie Aniu, bo udało Ci się połączyć i pochwałę i naganę. Za pochwałę dziękuję, miło mi się zrobiło bardzo.
      Co zaś do nagany - uczę w ogólniaku i czasami mam zajęcia ze studentami. Więc uczenie kolorów, mieszanie w czyichś światach raczej zostawiam innym. Nie jestem ani Demiurgiem, ani nauczycielem nauczania początkowego. A jeśli chodzi o książki, to staram się je pokazać z dobrej strony, bo sam wiem, że zmuszenie do przeczytania czegoś nigdy dobrze się nie kończy. Niesmak, to chyba tyle zostaje po takim procesie. Wiem i znam, bo czasami jestem zmuszony jakiś tekst przeczytać, więc doskonale rozumiem.
      Ale... żeby nie było, opowiem Ci coś.
      Otóż szkoły, jak wiesz, mają nieznośny zwyczaj organizowania wszelkiego rodzaju wywiadówek, czyli spotkań z rodzicami tudzież konsultacji. Rodzice często powodowani porywami rodzicielskiej troski przychodzą i rozmawiają z nauczycielami. Czasem są to dobre rozmowy, czasem nerwowe, a czasem smutne. Jak w życiu. I do mnie przyszła pewna matka, która była ciekawa, jak jej męska latorośl się zachowuje, jak sobie radzi. Odpowiedziałem, jak umiałem najlepiej i zgodnie z prawdą, bo przecież po to Pani przyszła.
      Pani pokiwała głową i powiedziała coś.
      - Wie pan, kiedy była pandemia siedziałam w domu i słuchałam, jak pan miał lekcje. Gotowałam, prasowałam i słuchałam, czego on się uczy. I wie pan, kiedy był polski, to ja starałam się słuchać, bo pan tak ładnie mówił o tych bohaterach, tak to ładnie tłumaczył, takie to ładne, żywe było, że aż sięgnęłam po te książki, bo ja nic nie pamiętam z liceum. I wie pan, że ja wreszcie zrozumiałam, o co w tym chodziło? Nikt mi tego nigdy tak nie wytłumaczył. I nigdy mi się tak dobrze kogoś nie słuchało.
      Oczywiście, możesz zarzucić mi blagę, machnąć z niechęcią. Ale po co miałbym to robić? Żeby udowodnić swoją rację? Nie. Zmuszanie kogoś do czytania przynosi mało korzyści. Lepiej kogoś zachęcić.
      Co do mieszania w nie swoich, obcych światach całe życie - trochę się dziwię, ze wypowiedziałaś te słowa, bo już trochę mnie znasz. Ale skoro chciałaś, a one padły - niech są.
      Pozdrawiam Cię bardzo, bardzo serdecznie i jeszcze raz dziękuję za Latarnika i pochwałę :)))

      Usuń
    2. Wszystko dlatego, że lubię Latarnika, lecz nie znoszę nauczyciela, choć wiem, wiem, nie jest to wiara, że nauczyciel, celowo z małej litery, w połączeniu z Latarnikiem pięknie tłumaczy. Jednak program jest programem. Obowiązek obowiązkiem. Musisz, czy chcesz, czy nie przerobić materiał. Tyle, że prawdziwe życie nijak się ma do tego materiału. Wiem, że zaprotestujesz. Taka jest przecież Twoja rola i misja. Nieważne i tak nie lubię nauczyciela, wolę Latarnika.

      Usuń
    3. Masz rację, prawdziwe życie ma się nijak do pewnych rzeczy w szkole. A program należałoby zniszczyć i ułożyć tak, by miał ręce i nogi. Pewnie tak się nie stanie. Jedyna rzecz, która mnie pociesza to ta, że przyjdzie taki czas w życiu tych ludzi, że sięgną po to, co im odpowiada i znajdą w tym to, czego szukają.
      I nie mówi tego nauczyciel, a Latarnik. Macham do Ciebie i mrugam światłem z daleka :)))

      Usuń

Prześlij komentarz

KOMENTARZE

Popularne posty