Naiwność...

 

- Znów nic nie mówisz. Jak wtedy. Nauczyłam się rozróżniać twoją ciszę. Tę dobrą, kiedy patrzysz na wszystko z zachwytem i tę złą, kiedy patrzysz i nie widzisz świata. Jakbyś patrzył w siebie tylko.

- Pewnie masz rację Mała, pewnie masz rację.

- A pamiętasz, jak płakałam, że chcę do domu? Że nie chcę być dłużej w tym miejscu?

- Pamiętam. Niezły cyrk odwaliłaś. Ale poszliśmy stamtąd przecież.

- Tak, ale dopiero, jak wszystko się skończyło. Byłeś do końca i poza koniec.

- Podoba mi się to połączenie „poza koniec”. To coś jakby nieokreślonego, wyrwanego z planu, albo jakiś naddatek, który urósł i jest. Mgielny i niepewny, ale jest.

- Nie mówię o tym. Znów wszystko przeinaczasz.

- Tak, znów przeinaczam, bo nie chcę rozmawiać. Czasami boję się rozmów z tobą. Śmieszne to, wiesz? Kiedy jesteś mała i siadasz mi na ramieniu, to nawet zabawnie jest się z tobą kłócić, nie odpowiadać. Trochę jak z córką, której nigdy nie miałem. A kiedy rośniesz, to onieśmielasz mnie choć wiem, że to ciągle ty. Mówisz też inaczej.

- Jak inaczej?

- Bardzo inaczej.

- Nie odpowiesz, prawda?

- To by było zbyt łatwe.

- Tak, ty lubisz, żeby łatwe nie było. Ani z tobą, ani ze światem, ani z ludźmi. Ma być trudno, bo wtedy lepiej smakuje.

- Może masz rację. Może lubię, jak jest trudno. Może wtedy czuję smak tego, po co sięgam?

- Więc nie powiesz?

- Masz ciepły głos. Zupełnie inny niż ten, kiedy jesteś mała. Nie przypominasz rozpędzonego krasnoludka, skrzata, złośliwego stworzenia, walniętego amorka. Nie muszę tłumaczyć ci świata, bo widzę w twoich oczach zrozumienie i litość nad moją niewiedzą. Naiwnością. To trudne dla mnie, ale wiem, że nie ma w tobie pogardy.

- Więc dlaczego nie chcesz odpowiedzieć na pytanie skąd ta zła, niepokojąca cisza w tobie? Przecież nie będę tobą gardzić za odpowiedź.

- Może będziesz jednak.

- Przestań się wygłupiać, rozmawiamy poważnie. Nie spłycaj.

- Uu… mówisz teraz jak rasowa kobieta.

- Jestem rasową kobietą, co myślałeś? Nie widać?

Popatrzyłem wzdłuż jej nóg, złączenia ud okrytego cieniem ciała, nagiego paska skóry na brzuchu, przedramion, na których dostrzegłem złote włoski mieniące się w słońcu, wzgórza piersi pod materiałem i włosy potargane jak zawsze. Ciężkie pukle, które trudno było ujarzmić.

- Tak, widać, widać.

- Świntuch.

- Skoro wiesz, to po co pytasz?

- A ty uciekasz od mojego pytania. Jesteś w tym mistrzem. Znów chcesz mnie zawstydzić zmieniając temat.

- Znasz mnie.

- A jakże. Ale to ciągle nie jest odpowiedź.

- Chcesz mieć pewność, że mnie znasz, prawda? Chcesz potwierdzenia, że twoja babska przenikliwość cię nie zawiodła. Czy może faktycznie ciekawi cię to, co we mnie?

- Sama nie wiem. Ale gdyby było inaczej, jaki sens byłby pytać?

- Mała, nie chce ze mnie zejść ten rok. Każde spojrzenie, każda rozmowa, każda informacja. Myślałem, że zatopię się w zieloność, w błękit, w spokój. Że spłynie  na mnie uśmiech i odprężenie. A ja nie potrafię wyjść z tego miejsca, z którego tak bardzo chciałaś uciec do domu. Ciągle jestem tam pośród ludzi. Śnią mi się koszmary i budzę się przed świtem. Siadam na łóżku i przekonuję sam siebie, że jest dobrze. Że mam czas. Na sen, na książkę, na fotografię, na porządek. Znów zasypiam, ale nie ma w tym śnie spokoju. Znów budzę się i jestem zły. Zły, że nie umiem odpuścić. Zupełnie tak, jakby zatruł mnie ktoś trucizną, a organizm nie umie się jej pozbyć. Ani wydalić, ani otorbić.

- I dlatego milczysz?

- A co, mam krzyczeć?  

- Może lepiej by było?

- Nie umiem zmusić się, by wsiąść na rower przed wschodem i pojechać daleko, daleko. Nie umiem myśleć, że siądę nad jeziorem albo pod drzewem i nic nie będę musiał.

- A teraz? Teraz też czujesz, że…

- Teraz? Teraz czuję, że jest lato, że słońce pali mi skórę, że jest błękitne niebo, że są chmury i kwitnie lawenda. Że leżę na tej łące z tobą, ale nie zasłużyłem na to wszystko. Nie zasłużyłem. I nie przekonuj mnie, że jest inaczej. I wiesz, tylu ludzi po drodze zgubiłem. Nie odezwałem się, nie napisałem, choć nie wymagało to ode mnie wielkiego wysiłku. Ale byłoby sztuczne, jak miód.

- Czujesz się winny.

- Trochę tak, choć sam wiem, że nie miałem czasu. Że za dużo już pochłonąłem czyichś problemów, słów, złych rzeczy. I nie umiem się tego pozbyć Mała. Nie umiem.

- Masz rację, że jesteś naiwny.

- Bo?

- Bo chciałbyś, jak zimą, otrzepać buty ze śniegu i wejść do nagrzanego domu. Siąść zmęczony i patrzyć, jak odchodzi dzień. A tu trzeba czasu. Im więcej wchłonąłeś, tym dłużej…

- Zbyt długo Mała, zbyt długo…

Jaskółki krążyły po błękitnym niebie. To się zniżały, to szybowały wysoko. Cięły powietrze swoimi śmigłymi ciałkami za nic mając to, co na dole. Zapowiadał się upał, choć kto to wie na pewno? Może będzie burza? Poczułem rękę Małej na swojej dłoni. Tak jakby wyczuła, że brakuje mi dotyku, w którym mogłem odszukać zrozumienie i wszystko to, czego nie da się wypowiedzieć. Więc milczeliśmy nie znajdując słów…























 

Komentarze

  1. „Poza koniec” i mnie się podoba, jednak chyba nie jest dobrze tam iść. To trochę, jak w sztuce, w której wszyscy aktorzy już dawno opuścili scenę, opadła kurtyna, a sufler cały czas powtarza ich rolę.
    Co za zaskoczenie Mała - nie jest już mała. Niby dojrzałość to normalna kolej rzeczy, ale żal mi ogromnie tego rozczulającego i nieokiełznanego dziecka. Tych minek, krzyków i śpiewu. Rozmowa też zupełnie inna. Pełna spokoju, życzliwości, zrozumienia. Dobrze Witku, jeśli choć na moment poczujesz zrozumienie siebie. Tak myślę.
    Wszystko, co tak bardzo w nas wrosło, nie tak łatwo odpływa w niebyt. Musi swoje odstać, wysączyć się muszą wszystkie krople straconego potu i przetoczyć wielokrotnie krew w naszym krwioobiegu, a echa i tak echa zostaną.
    Trzeba próbować Witku. Może jednak wsiąść na rower, jechać drogą przed siebie mimo wszystko, nawet jak ścieżki bardzo zarosły, a może mimo tego.
    Wiesz są w życiu chwile, które zmieniają cały światopogląd i to w co się wierzyło. Wierzę, chcę wierzyć, że i tak warto szukać dalej. Tak trzeba.

    Piękna cykoria i lawenda, ale też zazdroszczę Ci tej wspaniałej tęczy. Pamiętasz, że to symbol nadziei. Musimy ją mieć, Ty musisz ją mieć. Wiesz…

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Elu, to nie dorosłość Małej. Ona taka jest. Musi taka być, bo wie, że jako mała Mała nie trafi do mnie. Ja wiem, trudno z takich fragmentarycznych rozmów wywnioskować, kim lub czym Mała jest. Jest duszą, która "z ciała wyleciała". Najczęściej i mnie i jej jest wygodnie, jak ma taką formę - małej. Ale bywają chwile (sama wiesz), kiedy staje się dużą Małą. Ale i z jedną i z drugą trudno się rozmawiam :))) W końcu to Mała. :P
      Wiem, co chcesz napisać i wiem, że kierujesz się doświadczeniem i nieco innymi, choć podobnymi spostrzeżeniami. I za to, co napisałaś bardzo Ci dziękuję. Bardzo.
      Tak, w życiu są takie chwile. Nie można stać jak kołek czekając, aż nurt rzeki nas obmyje, albo porwie. A ścieżki zawsze zarastają. I chyba dobrze, wiesz? Tak sobie myślę, że dobrze, ze się to dzieje, bo mamy szansę wydeptać nowe. Inne. A stare, cóż... Dobrze jest czasami nimi przejść i się uśmiechnąć.
      Dziękuję Ci za dobre słowa. Dziękuję, dziękuję.
      I macham do Ciebie :)))

      Usuń
  2. Tylko oni wiedzieli, o czym mówią. Ci, którzy się przysłuchiwali, dopisywali sobie treść. Latarnik tak lubi. Patrzy z zachwytem na cudze historie, które tworzą jego tajne rozmowy z Małą. Mała zawiedziona, bo po raz kolejny nie był z nią szczery, ale kto powiedział, że latarnicy mają być szczerzy? Są po prostu i tyle. Raz z poważną, raz z zabawną miną wymieniają się słowami z innymi i tylko oni latarnicy znają znaczenie słów. Zdarza się, że uczniowie latarników też je znają. Jednak najczęściej zna je Mała lub ktoś do niej podobny.
    Tyle mojej historii. Ładne zdjęcia :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo podoba mi się Twoja historia! Zwłaszcza ten fragment: "Tylko oni wiedzieli, o czym mówią. Ci, którzy się przysłuchiwali, dopisywali sobie treść". Prawie rodem z Ingardena i jego teorii miejsc niedookreślonych. Ale czy nie tak się właśnie dzieje?
      Ze zdjęciami kiepsko, ale zawsze się coś znajdzie. Dziękuję i macham do Ciebie z nocnego i stygnącego od żaru miasta :)))

      Usuń
  3. Mała jest mała i duża. Równocześnie.
    A Ty jesteś...jakby to powiedzieć, jak przegrzany silnik. Nawet zaczęłam sprawdzać, co zrobić, kiedy tak się stanie. Wszędzie piszą, odczekać jakiś czas utrzymując pracę silnika na biegu jałowym, aby wirnik turbiny wytracił prędkość, a pracujący olej obniżył temperaturę urządzenia. Odczekujesz. Nic innego nie da się zrobić.
    Bardzo, ale to bardzo Cię rozumiem, nie straciłeś umiejętności przekazywania słowem, tego co w głowie i sercu. Trafiasz ciągle bezbłędnie. Mistrzostwo świata, to pogubieni ludzie i sztuczny miód. Dokładnie to czuję, ale nie umiałam nazwać. Zabieram to do mojego osobistego słownika.
    Ciągle jesteś mistrzem słowa i obrazu (lub odwrotnie). Ten silnik uda się naprawić.
    Uśmiech Ci wysyłam i filiżankę herbaty z prawdziwym miodem :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuje Ci Aniu. Bardzo, bardzo dziękuję.
      Kiedy przeczytałem analogię silnika, to pokiwałem głowa, bo to prawda. Tyle tylko, że chyb i skrzynia biegów się zepsuła, bo nijak mi wrzucić ten jałowy bieg. Albo nie ma, albo zbyt nerwowo poszukuję tego "luzu".
      Kiedy jest źle, to Mała staje się duża. Nie wiem jeszcze, czy to odruch, czy pierwotny instynkt niesienia pomocy, ale na pewno jest to lepsze, w tych niejasnych chwilach, od szczebiotu czy przedrzeźniania małej Małej.
      Prawdziwy miód - pycha! Szkoda, że mi nie wolno, ale wąchać zawsze mogę, a to już coś. Dziękuję :)))
      Pozdrawiam Cię już z domowych pieleszy i macham do Ciebie :)))

      Usuń

Prześlij komentarz

KOMENTARZE

Popularne posty