Notatki...

 

             Kiedyś kupowałem zeszyty. Tych grubych nie lubiłem. Te średnie nadawały się w sam raz, bo można je było zwinąć w rulonik, założyć długopis lub pióro i włożyć do plecaka albo za pasek od spodni. Ale szybko się niszczyły okładki, więc zacząłem kupować zeszyty z twardą okładką – mniej praktyczne, ale lepiej się pisało. Zawsze od końca. I wiesz, nie pamiętam już dlaczego. Pewnie dlatego, że zawsze tył zeszytów szkolnych czy notatek miałem porysowany okazyjnymi bazgrołami albo słowami, które na mnie spłynęły. W każdym razie wierzyłem, że na mnie spłynęły. Ale to nie było dobre, wiesz? Wiesz pewnie czemu, bo pewnie czujesz to przez skórę, że tak nie powinno być. To nie powinno tak wyglądać, że biorę zeszyt i idę. Samo w sobie nie jest to złe, ale wymusza pewne zachowania. Bo skoro wziąłem ze sobą, skoro taszczyłem gdzieś, coś, to muszę użyć. A jak nie użyję, to po co brałem? I koło się zamyka. Więc noszę ze sobą smartfon, a w nim stos notatek, które czasami dyktuję, czasami piszę palcem. Szkoda mi trochę starych zeszytów i ich zetlałego papierowego zapachu. Wyblakłego tuszu z długopisów, pozaginanych rogów, rysunków na marginesach. Ale skoro poręczniej będzie ze smartfonem  z wyciszonym dźwiękiem… Nie lubię tak zaczynać opowieści. Ale inaczej się nie da, kiedy tkwię z oczami utkwionymi w małym ekranie i czytam to, co w czasie drogi napisałem. Albo siedząc na wydmie. Albo wpatrując się w horyzont nieograniczony. A ja ograniczony i śmieszny, ale tłumaczę sobie, że i tak nikogo nie było, by dostrzec moje dziwactwa, by wyśmiać dyktowanie do telefonu. Czasem tylko jakaś skulona postać przy wejściu na plażę podniesie nieprzytomną głowę, by móc przed samym sobą powiedzieć, że był na wschodzie słońca. Dobre i to. A poza tym cisza i pustka, której tak szukałem. Choć na chwilę i choć trochę. Bo w końcu co ludzie mają robić? Żadnych zabytków, muzeów i cudów na kiju, a urlop nad morzem zaczyna się po godzinie dziewiątej. Albo i później. Bo później, to żywiej i kolorowo. Głośno, bezpiecznie i leniwie. Parawanowo. A dla mnie te godziny ranne są najważniejsze, bo moje. Intymne niemal. Jakbym czuł pod palcami nie piasek, a skórę kobiety. Jakby muskała mnie włosami, które wiatr rozwiewa. I wiesz, próbuję sobie wtedy świat opowiedzieć na nowo. Od tych pierwocin, jak szum fal, który wydaje się przedwieczny i ziaren piasku, które na opuszku palca podnoszę do oczu, aż do ludzi, których spotykam i znów do słońca, które wschodzi ponad wodą barwiąc horyzont i rzucając refleksy. Wywołuję z pamięci Franza Rutha, który wraz z synem poszli zarzucić sieci w gniewną pogodę i już nie wrócili. Dla lokalnej społeczności był to cios, bo ojciec i syn byli właścicielami hotelu dla kuracjuszy, a wiadomo, że śmierć nie jest dobrą reklamą dla miejsca. Czemu ja o nich? Czemu akurat o nich chcę Ci opowiedzieć? Bo w notatkach odnajduję krótką wzmiankę „Żona”. Więc co z żoną? Nic. Źródła o niej milczą, co jest niesprawiedliwe. Tamtych pochłonęło morze – gniewne fale i wiatr. A ona została. Zapewne szukano ich jakiś czas, a ona łudziła się dość długo, że Fritz zostanie odnaleziony. Chodziła pewnie po ich hotelu od pokoju do pokoju starając się odszukać męża we wspomnieniach, a pies szedł za nią krok w krok. Może siedziała przed lustrem czesząc swoje włosy i patrząc na swoją młodą jeszcze twarz z niemym pytaniem – „co dalej?” Jej pełne piersi kołysały się w takt ruchów szczotki, a błękitna żyłka pod mleczną skórą czekała tylko na dotyk palców lub ust by zatętnić. W czerni było jej dobrze, ale sezon się dopiero otwierał, wiec szły dni pełne słońca i gości. Przeklęty 1926 rok i przeklęty Fritz, który zbudował z ojcem zamek na piasku, które morze zabrało. „Strand – Schloss”, a szwagier prowadził cukiernię dla tych z Berlina i gwizdał na morze, byle kuracjusze płacili pieniądzem, który wreszcie coś znaczył. Trzeba posłać po stroiciela pianina, bo wilgoć swoje robi i rozstraja się wszystko. Trzeba dziś otworzyć okna i zacząć wietrzyć. I przenieść się z pokoju na parterze, do tego na piętrze. Niech widzi z okna to cholerne morze, które zabrało jej męża i teścia. Zrobi mu na złość – będzie stała w oknie i patrzyła, a ono jej nie dosięgnie. Nic jej już nie zabierze, bo odebrało wszystko. Z Franzem odeszły marzenia, a to co ma, to hotel na głowie i głupie dziecinne marzenia. Pamięta, jak w Kolbergu stała przed witryną sklepu. Było tam wszystko, a od sieni niósł się zapach korzeni, podróży i lepszego życia. Wiedziała, że tak będzie pachnieć w jej kuchni. A kuracjuszki przywiozą ze sobą perfumy, których zapach będzie tłumił nieznośną woń ryb. Fritza nie ma. Zabrakło go wtedy, kiedy wiedziała już, gdzie jej miejsce. Ostatecznie byle chłopa można sobie do łóżka wziąć, kiedy będzie trzeba. Byle nie stąd. A wdowa brzmi stabilnie i kusząco. Ale na to przyjdzie czas i ochota. Musi zacisnąć zęby. Stanąć przy oknie i patrzyć w fale. Zapomnieć o kapeluszach, perfumach i sukniach. Już wie, że weźmie się wtedy pod boki i hardo popatrzy w horyzont – wziąłeś mi męża i teścia, wziąłeś mi wszystko! Ale mnie nie weźmiesz! Nie dostaniesz! Myśląc o tym wszystkim nie wiedziała, że wdowie z dzieckiem przyjdzie smakować smak łez. Słonych jak morze. Gorzkich… 
































 

Komentarze

  1. Witku, zdjęcia magiczne. Przestrzeń, spokój, cisza. Wolność. Majestatyczne morze, wzburzone fale, subtelne ptaki szybujące w przestworzach... Zachwycające 💙
    Piszesz o zeszytach, też kiedyś nosiłam swój i zawsze bazgroliłam, po wszystkich marginesach i z tyłu. W szkole też. Słuchałam, ale musiałam coś bazgrać. Do tej pory na posiedzeniach w pracy bazgrolę w terminarzu. To chyba pomaga przetrwać i nie zwariować... Masz rację, smartfony są bardzo pomocne i funkcjonalne, choć bywają też przekleństwem. Niestety brakuje mi w nich zapachu i struktury papieru, szelestu obracanej kartki, ruchu dłoni z ułożonymi na piórze palcami, widoku wsiąkajacego bezpowrotnie atramentu. Ale Ty to wiesz. I tak, mnie też często zdarza się pisać na telefonie ze względów czysto praktycznych. Ot, znak czasów.
    A Twoja opowieść, choć pisana na smartfonie, jest piękna i wciągająca. Chociaż przyznam szczerze, że czuję niedosyt :)
    Macham do Ciebie w ten upalny wieczór z życzeniem dalszej weny twórczej i nadzieją na ciąg dalszy opowieści. A może kolejną opowieść?
    Spokojnej i chłodnej nocy, Witku.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dlatego właśnie lubię wschody słońca nad morzem, kiedy nie muszę...czegokolwiek, a idę, bo chce i nie mijam dziesiątków ludzi, a idę tak, by chłonąć tę dziwną porę i miejsce.
      Opowieści raczej z tego nie będzie, to znaczy dalszych losów wdowy. Wolę, by została ta opowieść taka, jaka jest. A inna opowieść? Pewnie już gdzieś w oparze mgielnym się formują słowa, ale muszę dać im czas na sublimację. Dziękuję Ci za dobre słowa - uśmiecham się :))
      Macham i pozdrawiam z parnego miejsca pod zachmurzonym niebem :))

      Usuń
  2. Znasz mnie Witku, jak bardzo jestem uparta. Musiałam zrozumieć, poznać historię rodziny Fritz, pięknego hotelu i ogromnej tragedii. Faktycznie nie znalazłam też dalszych losów młodej wdowy. Pięknie napisałeś o niej, o kobiecej tęsknocie, bólu, a jednocześnie odwadze.
    Z notatkami tak bywa, że czasem przypadek lub porządki w codziennym bajzlu nakierują nasze myśli czy to do wspomnień sprzed lat czy właśnie takich niedokończonych historii. Papier w linię, kratkę czy gładki zastąpiły nagrania czy elektroniczne litery w telefonie, laptopie lub innym urządzeniu. Jednak jakiekolwiek są nam niezbędne, by nasze myśli nie rozwiały się z prędkością chwili, podobnie jak znika mgła z krajobrazu pięknego poranka.
    Nic odkrywczego w tym, co napiszę - zdjęcia wspaniałe Witku. Zachwycam się każdym, ale dwa z nich szczególnie przypadły mi do serca. To nr 17 z lśniącym rumakiem z morskich fal i 27 z dwójką ludzi na falochronie przyłapanych o świcie na rozmowie w niezwykle bajkowym świetle. Przepiękne i z historią.

    Pozdrawiam Cię Witku bardzo, bardzo serdecznie z rozgrzanego i zmęczonego upałem miasta, życząc uśmiechu i nieco chłodu w ten sierpniowy czas:)))
    Mam nadzieję, że jeszcze uda Ci się jeszcze chwilę odpocząć i znaleźć czas tylko dla siebie:)))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, wiem, że jesteś uparta :)) A notatka, to zaledwie jedno słowo "żona", bo i cóż innego mógłbym podyktować, kiedy czeka się na świt? To prawda o rodzinie, choć historię żony dopisałem. Pewnie niesłusznie, bo jej losy zapewne były inne, ale miałem ochotę popracować z wyobraźnią i tymi szczegółami, które budują świat. Wiem, że nadaje się ta opowieść na coś większego, ale...ale chciałbym ją właśnie tak zostawić, w zawieszeniu. Albo w niedopowiedzeniu. W miejscu w wyobraźni, które sam każdy dopowie.
      Dziękuję Ci bardzo, że pochwaliłaś zdjęcia. Wiesz dobrze, że przywiązuję do tego wagę, bo bez zdjęć nie może być opowieści i opowieści bez zdjęć :)) Przynajmniej tu, na blogu. Również Cię bardzo serdecznie pozdrawiam w ten parny, choć odrobinę chłodniejszy wieczór :)))

      Usuń
  3. Myślę, ile dni minęło od tej notatki. Teraz pewnie tworzysz nowe tuż przed otwarciem szkolnej bramy. Jak to będzie, gdy Latarnik znów rozstanie się z morzem i zamknie się w murach? Czym zacznie smakować jego świat? Literami wciąż tych samych lektur sprawdzianów, łez, uśmiechu, krzyku uczniów? Gdzieś daleko morze nadal szumi, ale już nie dla latarnika. A opowieść toczy się dalej w świecie bez obserwatora, bez latarnika.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Utknąłem na ostatnim wpisie, który mi "wisi", jako zaległy. Szkoda mi trochę zdjęć, więc pewnie opublikuję, choć charakter wpisu już nie będzie "na gorąco". Ciągle też otwieram stronę, na której kamera online pokazuje miejsce, które mi jest bliskie. Ale wiadomo, to nie to samo. Erzac zawsze pozostanie erzacem.
      A co do pracy....kolejny podwójny rocznik. Pewne nauczanie na zmiany, a więc raczej trudno się zapowiada. Czym to wszystko będzie smakować? Nie wiem. Na razie mam wrażenie czekania na "coś". Jakby mój wewnętrzny radar zapowiadał, że coś się wydarzy. Polityka? Sprawy rodzinne? Nie wiem, bo to tylko przeczucia - zwierzęca natura kierowana instynktem. Ale lekceważyć wewnętrzny niepokój nie sposób.
      Dziękuję Ci z całego serca za komentarz i bardzo serdecznie Cię pozdrawiam :)))

      Usuń

Prześlij komentarz

KOMENTARZE

Popularne posty