Za spotkanie.
Witaj. Czekałem bardzo długo na ciebie, ale się nie
składało. Tak, wiem, to moja wina. Ale widzisz, mój czas jest zamknięty pomiędzy
tym co trzeba, a tym, co muszę. Ale witaj. Przyniosłem butelkę wina. Nie
wiem, gorsze sikacze piłem, więc może to włoskie nie będzie takie złe. Przyznam
ci się, że czekałem na tę chwilę, kiedy wyciągnę butelkę w twoją stronę i
powiem – no to wypijmy za spotkanie. Bo przecież spotkania zazwyczaj są dobre
zwłaszcza, kiedy choć jedna osoba na nie czeka. Czy było warto? Nie wiem, ty mi
powiedz. Choć to będzie trudne, bo mówimy różnymi językami. Ale to większości
się przytrafia, więc nie ma tragedii. Ważne, że tu jestem i wyciągam do ciebie
dłoń. Tak, piję twoje zdrowie i za nasze powitanie. Przyznasz, że lepsze to,
niż pożegnania do nie wiadomo kiedy. Na razie cieszę się, że jestem, że
spotkaliśmy się w tym wielkim wietrze który przyszedł z zachodu. Możesz nic nie
mówić, wiesz przecież, że lubię ciszę. Nie przeszkadza mi brak słów. Bo
przecież liczą się tylko te niewypowiedziane. Tak, wyglądasz tak samo, nic się
nie zmieniasz. Ja? Tak sobie. Widzisz, przybyło trochę w kalendarzu i niewesoło,
bo zbyt serio traktuję słowo pisane, ale nie chcę o tym mówić. Opowiem ci w
odpowiednim czasie. W każdym razie wtedy, kiedy wiatr nie będzie wpychał słów z
powrotem do ust. Aż tak to widać? No cóż, stanąłem na rozdrożu. Ale po co to
teraz. Cieszę się przecież, że cię widzę. I pachniesz tak, jak zapamiętałem.
Pamięć mam dobrą, zawsze taką miałem. Zwłaszcza, jeśli ktoś skrzywdzi. Ale po
co ja o tym, cieszę się, że cię widzę. Myślisz, że pójdzie ta butelka? A potem
mam napisać list i zakorkować? Ale co w nim ma być, powiedz? Może ty wiesz, bo
ja stoję na rozdrożu. Powiesz? Wiesz, tak po swojemu – szumiąc i kołysząc.
Poczekaj, zamknę oczy i rozłożę ramiona, może to pomoże. Pomoże? Może pomoże.
Morze, morze, morze…
Komentarze
Prześlij komentarz
KOMENTARZE