W oczy...
Wiesz,
szukałem miłości. Sam już dzisiaj nie wiem, czy poznałem ją z baśni o
złotowłosej królewnie, czy to stało się później, dużo później. Czy ma to w
końcu znaczenie? Chyba nie. Tak mówię tylko, żeby nie było marudzenia, że nic
na temat miłości nie mówię. Mówię, tylko trzeba czytać miedzy wierszami. I
zawsze tam, gdzie zaciska się z bezsiły zęby. Albo tam, gdzie nie starcza
oddechu z tęsknoty. Boże, nawet teraz to głupio brzmi. Grafomańsko. Ale życie
tak ładnie umie imitować kiepską literaturę. A wszystkiemu winne są słowa „I
żyli długo i szczęśliwie”. Jedno zdanie, które utrwala w człowieku przekonanie,
że miłość dzieje się do końca, jeśli jest. A co z miłością, która odchodzi?
Wiesz, tak zwyczajnie. Była, była i już jej nie ma? Albo mówi, że ona, to nie
ona i nastąpiła pomyłka? Zwykłe przejęzyczenie, a te wszystkie spojrzenia w
oczy, te wszystkie wiadomości, które czyta się o trzeciej w nocy trąc oczy, to
to wszystko nieprawda. Kłamstwo? Albo zabawa. Bo przecież zabawa czasami jest
najważniejsza. Nawet ta uczuciami. Co wtedy pozostaje, poza pustym miejscem
obok i milczeniem telefonu? Pustka zwana ciemnością, gdzie kończą tacy, którzy nie
znaleźli swojego miejsca na Ziemi? Łatwe rozwiązania nie są często ani łatwe,
ani eleganckie. To tylko ładnie brzmi. To tylko ładnie się czyta. Prawda jest
inna i smakuje zmęczeniem i samotnością. Czasami ma metaliczny smak krwi z
zagryzanych warg. Niewidzącymi oczami w lustrze. A czasem snem, który
prześladuje. Tak, nie mylisz się, snem. W ustach mam jeszcze smak herbaty z
cytryną i miodem. Mrużę oczy od wielkiego słońca, a w powietrzu wisi
popołudniowa burza. Droga jest kręta i ginie gdzieś tam za wzgórzem. Odwracam głowę
i widzę rozwiane włosy. Czuję zwinne zwierzę ręki w mojej ręce. I leżę
rozbudzony z bijącym sercem, które powoli łapie swój rytm: ba-bach, ba-bach,
ba-bach, aż do pieprzonej śmierci. Prędzej czy później, to nie ma znaczenia. I
niech nikt nie mówi, że nie czekałem. Czekałem wróżąc i spoglądając w niebo.
Czekałem śpiąc i karmiąc ptaki. Opadały ze mnie twarze, opadały ze mnie kolejne
daty. Nic nie zostało, tylko zachwyt nad kolejnym nieprzytomnym wschodem. I niebo ze spadającymi
w oczy smugami, które tak szybko gasną zmieniając się w rozczarowanie.
Wiesz,
szukałem miłości. Nie znalazłem, ale żyję. Ciągle jeszcze żyję. Bez wytchnienia.
Patrząc sobie w oczy. Bo umiem w nie spojrzeć. Umiem…
🤗
OdpowiedzUsuńhttps://youtu.be/KvaeMlnOQlE
Dziękuję Ci Grażynko :) Bardzo lubię Miłosza. I choć nadzieję niektórzy nazywają matką głupich, to bez niej trudno. Pozdrawiam Cię serdecznie :)))
UsuńTrudny temat. O miłości można dużo, a i tak potem okazuje się, że to nie to, niewłaściwe, inne, puste, jałowe. Lepiej pomilczeć. W milczeniu często kryje się więcej niż w słowach.
OdpowiedzUsuńTak, trudny temat. Ale nigdy nie pisałem wprost o tym, więc choć spróbowałem po swojemu. Pozdrawiam Cię serdecznie :))
UsuńKiedyś z ciekawości przejrzałam swoje wpisy w poszukiwaniu miłości. Nie znalazłam jej zbyt wiele, właściwie prawie wcale. Ale to bardzo ważna rzecz, a nawet bym powiedziała, że najważniejsza, tyle że niezwykle trudna i trudno o niej mówić i pisać. I żyć się bez niej da, to pewne, tylko że ona smaku życiu dodaje jak nic innego. Pozdrawiam Cię :))
OdpowiedzUsuńWiesz, myślę że każdy ma w tyle głowy unikanie tego tematu, by nie popaść w grafomanię i wyliczanki. Więc unika się tego z bezpieczeństwa, bo każdy z nas ma swoje na liczniku :)) I to prawda, że dodaje smaku. Swoją drogą, dobre określenie, bo to jak z przyprawą - szczypta mówi o genialności potrawy, garść o śmietniku. I tego się trzymajmy :) Dziękuję Ci serdecznie i również bardzo, bardzo Cię pozdrawiam :))
Usuńmoże choć ptaki docenią wytrwałość.
OdpowiedzUsuńWątpię, ale nie przeszkadza mi to. Dziękuję za odwiedziny :)
UsuńTekst piękny, temat trudny. Brzmi jak fragment opowiadania "Mężczyzn bez kobiet" Murakamiego.
UsuńJest w tym tekście jednak dla mnie mocny zgrzyt, który kłóci się z moją wiedzą- "a te wszystkie spojrzenia w oczy, te wszystkie wiadomości, które czyta się o trzeciej w nocy trąc oczy". To brzmi jak namiętność, nie miłość. Jest ona oczywiście nieodłącznym elementem miłości, ale to właśnie namiętność i wyrzut radosnej, dającej kopa dopaminy sprawia, że patrzymy sobie głęboko w oczy, czujemy ekscytację i podniecenie smsem w środku nocy. A namiętność, jak każda inna emocja musi się w końcu wypalić, zaliczyć dół i jeśli dobrze pójdzie to pozostawić po sobie co najwyżej obojętność z nutką sympatii. Często jest to moment w którym właśnie "miłość" się kończy, a związek rozpada. Natomiast szczęśliwe, dojrzałe związki na zgliszczach tej ustępującej namiętności budują inne wartości jak przywiązanie, intymność, bliskość. Ważne jest też oczywiście, aby nadal się wzajemnie pożądali i byli dla siebie atrakcyjni seksualnie (bo namietność i pożądanie to jednak dwie różne sprawy). Ale ostatecznie jednak godzą się z tym ustępującym dopaminowym hajem i często właśnie wtedy wkracza ta miłość gdzie żyje się długo i szczęśliwie razem. Wiem, że to mało romantyczne i literackie, ale to czysta biologia, chemia, seksuologia.
Nie jest to oczywiście żadna recepta na miłość i szczęśliwe, długoletnie bycie z kimś. Bo jednak sama także wierzę w to, że jest w tej całej miłości coś nieuchwytnego, nie naukowego, jakieś porozumienie tylko i wyłącznie pomiędzy dwójką ludzi.
Mam nadzieję, że nie przekroczyłam żadnych granic w tym intymnym, wrażliwym temacie.
Spokojnej nocy!
Nie, nie przekroczyła Pani granic, jest wszystko w porządku :) Jednak tutaj nie mogę zgodzić się na to, że w tekście jest zgrzyt polegający na zmianie słowa miłość na namiętność. Dlaczego? Bo to wszystko, co Pani pisze, to prawda i z tym się zgadzam. Można by pewnie rozpisać to wszystko chemicznie i nawet wymodelować matematycznie. Sam zresztą znam tę zależność, kiedy namiętność przygasa i zostaje przywiązanie. Tu nie mam problemów z rozróżnieniem miłości, namiętności, pożądania czy innych kwestii, które się rodzą lub umierają wraz z różnymi fazami związku. A zatem przyjmując, że jestem człowiekiem w miarę świadomym tuszę, że wiem, co czuję czy czułem. Bo przecież sms o trzeciej w nocy można zlekceważyć. Ale jego dźwięk może obudzić i wtedy czyta się trąc oczy. Ja nie widzę tu namiętności, a raczej obowiązek miłości. "Przeczytam, bo kocham, bo to od Ciebie". A spojrzenia w oczy? Oczywiście, można tak wyrazić namiętność, seksualną gotowość czy napięcie. Ale również można tak wyrazić porozumienie. Zwykłe, normalne porozumienie ludzi, którzy na tyle dobrze się znają, ze nie potrzebują słów, by się zrozumieć. Ale nie przeczę, można ten tekst również i tak odebrać. Można w końcu odebrać ten tekst, jak Pani przedmówca i stanie się on awangardowym dziwadłem. Albo gniotem. Wszystko zależy od podejścia czytelnika. Pani zdecydowała się na analizę i zrobiła to pani perfekcyjnie. Tyle tylko, ze jak we wszystkim, jesteśmy tworami mało logicznymi, jak chciał Lem "nieprobabilistycznymi". Dlatego zdefiniowałem to tak, a nie inaczej ze swojej - ułomnej, przyznaję - perspektywy. Co zresztą nie umniejsza faktu, że jestem pełen podziwu dla Pani, że przedstawiła tak drobiazgowo topologię uczucia. Wielkie DZIĘKUJĘ i równie wielki ukłon dla Pani :)) Również życzę dobrej nocy i bardziej kordialnie - błękitnych!
UsuńBardzo smutno mi było czytać ten tekst Witku. Chociaż można znaleźć w Twoich tekstach zdania o miłości to jest "ONA" zawsze ta była i niespełniona. Szukać miłości...nie sądzę by to było łatwe zadanie, bo czyż nie przychodzi sama , nie pytana wtedy, gdy sama chce.
OdpowiedzUsuńWażne by ją w porę dostrzec, nie minąć. Czy Ty jednak jesteś na to gotowy, mając jak piszesz przed oczyma "rozwiane włosy. Czuję zwinne zwierzę ręki w mojej ręce."
"Pozwól popłynąć myślom, niech się wybrzmią do końca"- to sekwencje z nauki jogi. Spróbuj, a być może wtedy będziesz mógł doświadczyć czegoś innego, nowego.
Myślę, że to bardzo ważne, by to co robimy, mówimy było zgodne z naszym ja i naszym sumieniem. Ja osobiście brzydzę się kłamstwem, oszustwem czy lizusostwem. Czy to dobrze? Nie wiem, bo mówienie prawdy jest zwyczajnie mało popularne. Czasami trzeba przemilczeć...
Moje lusterko ma szkło powiększające, ale być może dzięki temu nadal mogę sobie patrzeć w oczy.
Dużo słoneczka w nowym tygodniu :)))
Hej :)) Wiesz Elu, czasami trzeba właśnie napisać taki tekst, żeby być zgodnym z samym sobą. I to jest to lusterko, dzięki któremu mogę spojrzeć sobie w oczy. Doskonale Cię rozumiem i to, co chcesz powiedzieć :)) To dobra metoda, choć przyznam się szczerze, ze nie muszę być na nic gotowy, bo i niczego nie oczekuję. Cieszę się z tego, jak jest i co jest. I to jest moje pojednanie, o którym też często piszę, jako przeciwwaga. A co ma być, to będzie. A że mam takie, a nie inne zdanie na temat miłości? Ani ono złe, ani krytyczne. Bardziej zdystansowane, ale to już bardziej moglibyśmy porozmawiać na priv :)) Tu się zgadzamy bardzo, że to co mówimy i robimy było zgodne z nami samymi, bo kłamstwo rodzi kłamstwo i powiększa nasz deficyt wobec nas samych. I ważne jest też milczenie, o którym piszesz. Tak, spojrzenie sobie w oczy im dłużej o tym myślę, wydaje mi się ważne i chciałbym, żeby wszyscy mieli takie lusterka. A może mają, tylko głęboko schowane bojąc się w nie spojrzeć? Cóż, temat na wpis się urodził :)) Elu, bardzo, bardzo dziękuję Ci za wspaniały komentarz! Bo napisałem ten tekst nie po to, by komuś było smutno, a po to, by chwileczkę się zastanowić, jak to jest w każdym z nas. Bez ocen, bo to do każdego należy. Również dla Ciebie dobrego światła i uśmiechu (jakoś muszę Ci wynagrodzić ten smutniejszy wpis) Jeszcze raz Ci dziękuję i liczę cichutko na fajne zdjęcia z Berlina (poniekąd próbkę widziałem - świetne!!)
UsuńJeśli piszesz " to jest moje pojednanie, o którym też często piszę, jako przeciwwaga. A co ma być, to będzie" to już jest milowy krok...naprawdę. Mam nadzieję, że nie jest obojętne "co ma być, to będzie."
OdpowiedzUsuńZgoda na to co się dzieje to tak naprawdę wyjście naprzeciw światu.
Dobrego światła Witku:)))
Z uśmiechem odpowiedziałem, więc krok jest :))) Dobrego dla Ciebie Elu :)))
Usuń