Jasności...


           Kiedy przyjdę tam, gdzie chcę, to mam w sobie całą drogę i pospieszne myśli zdyszane. I widzę świat swoją niecierpliwością jeszcze. Swoim pośpiechem, by zdążyć złapać światło. Dlatego siadam gdzie bądź i zamykam oczy. Stygnę. Uspokaja się mój oddech i myśli cichną we mnie. Zaczynam smakować zapachy, zaczynam słyszeć głosy tego miejsca. To ważne, wiesz? Bo trzeba czuć chwilę, światło i miejsce. I czasem trzeba zapomnieć o sobie. A potem otwieram oczy i igła światła w nie uderza. Dobrze, by z ciemności nie wychodzić w pełne światło. Ale czasami się nie da. Czasami też cień nie wystarcza, kiedy oczy były zaciśnięte bardzo mocno. Boli. Boli, wiesz? Ale jest to konieczne, by zobaczyć świat od nowa. Wolny od zdyszanej drogi, wolny od myśli ciągnących się jak tren. Oczy przywykną i igła światła zniknie.  Mówię ci to niepotrzebnie, ale taki już jestem. Kiedy zaczynam opowiadać, to opowieść musi się toczyć przed siebie. Cóż byłaby warta gdybym przerwał? Cóż byłbym wart gdybym nie dokończył? I dlatego jestem tu, gdzie jestem i opowiadam to, co opowiadam. A światło powoli wzbiera. Czuję to na skórze, choć jeszcze oczu nie otwieram. Słyszę to w poruszeniu ptaków i w spadającej rosie. Ta pozorna cisza zaczyna żyć. Po to się wraca przecież, by znów posmakować, by znów poczuć. Nawet jeśli boli, a zaboli z pewnością. Światło w oczy i świat zwali się tym wszystkim, co ma w sobie o tej porze – cieniem i zielenią. Niebem, które o tej porze roku jest już niepewne. Pytaniami, na które znów trzeba będzie szukać odpowiedzi. Czy na pewno opowiadam o ranku pełnym rosy i strun światła, na których chciałbym zagrać? Kto mnie tam wie, a opowieści nie muszą być proste. Ba, nie powinny. Są jak ludzie nakładający maski, albo mają drugie dno. A czasami są proste tą prostotą, która sprawia tyle kłopotu. I nigdy nie wiadomo, którą z nich opowiem. Ja sam nie wiem. I tak jest dobrze, bo przecież świata nie da się poukładać i skatalogować, a czynnik przypadku jest przekleństwem i błogosławieństwem. I teraz mogę otworzyć oczy. Robię to powoli, ale igła światła boli wdzierając się w oczy. Świat jest nowy i piękny. Rozglądam się powoli i mógłbym zadać pytanie: „jak ja się tu znalazłem?”, choć doskonale wiem. Przywiodła mnie tu ciemność pod powiekami i wszystkie te słowa, które sprawiły, że tak bardzo ją polubiłem, że aż chciałem zostać. Ale przecież otworzyłem oczy, prawda? I podnoszę teraz rękę w stronę światła. Oczy bolą, ale to nic, to nic. Liczy się tylko światło, które prześwieca przez gałęzie. Liczy się tylko światło, na którym cień chciałby zagrać. A słowa są tylko słowami, które dopowiadamy próbując zrozumieć świat i siebie. Czasem nawet innych, choć to jest najtrudniejsze.  Prawda..? 












Komentarze


  1. ..."Kiedy przyjdę tam, gdzie chcę, to mam w sobie całą drogę i pospieszne myśli zdyszane"...człowiek po długim szybkim marszu, zaczętym świtem, gdy dopiero dnieje w stronę wschodzącego słońca, drogą przebytą ma już Witku myśli poukładane. Już nie razi bólem światło, bo ono w innym spektrum. Słowa gdzieś po drodze zatracają ostrość. Nabierając znaczeń innego wymiaru, choć ciągle to są te same słowa. Dziwne to wszystko w sumie. Prawdy wczorajsze, przestają być prawdami teraz. Wartości jak w awersie i rewersie zamieniają się miejscami przy grze "Rzutem monetą" z Losem o szczęście. No i życie dalej trwa poprzez czas, uczucia, myśli i łapane chwile choć już w innych barwach i innym świetle. Ciągle swoim tekstem, myślą prowokujesz do rozmowy, do podzielenia się własnym światem przeżyć. Po nocy błysk światła skąpanego w rosie osiadłej na pięknej zieleni - symboliczne te zdjęcia i dobrze, że ostanie zielenią. Bo ja mam osobiście "nocy" serdecznie dość. Pozdrawiam i cudownych na nowo odkrywanych chwil :) - piękne.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pierwotnie chciałem Ci wytłumaczyć, jak to jest, kiedy idzie się szybko drogą, a potem w zdyszaniu zamyka oczy, by chwilę odpocząć opartym o stary pień brzozy. Ale nie chcę tego robić. Bo myślę sobie, że to sprawa osobnicza, jak i wtedy, kiedy człowiek zaczyna myśleć i jakie te myśli mu do głowy przychodzą. Jak również to, kiedy zaczyna go razić światło w oczy. Ja spróbowałem pokazać dwie warstwy nakładające się na siebie. Tej rzeczywistości, która jest i tego, co we mnie. Taka niespójność, ale i powiązanie po to, by podkreślić, że żyjemy na wielu warstwach - i tej fizycznej i tej psychicznej. Tym razem świt był moim sprzymierzeńcem i światło, jako opozycja nocy i zmroku. Czy odczytywać to tylko, jako zjawiska fizyczne, czy metaforyczne, to zostawiam czytelnikom, jako dowolność i jako opcję. Prawdę napisałaś, że "Prawdy wczorajsze, przestają być prawdami teraz", choć ktoś mógłby powiedzieć, że prawda jest tylko jedna, a zmieniamy się tylko my, albo zmienia się czas. Czy prowokuję do rozmowy? Nie wiem Grażynko, czy jest to prowokowanie. Jeśli się poczułaś sprowokowana, to bardzo Cię przepraszam, bo nie chciałbym być natrętem ani w niczyim życiu, ani, nie daj Boże, w myślach. Pokazuję tylko to, co uważam za cenne. Pewne myśli, ale i też sytuacje. I ogromnie się cieszę, że napisałaś na końcu słowo "piękne". Bo to znaczy, ze zdołałem Cię przekonać do tej chwili i do tego światła strunnego, które już odrobinę jesiennie zaświeciło malując takie obrazy. Nieodmiennie cieszę się, że komentujesz i życzę Ci, jak zawsze, zdrowia i dobrego dnia jutro :)))

      Usuń
    2. Wchodzę na bloga więc moja wypowiedź jako odzew na przeczytany tekst jest dobrowolna :D.. Nie w tym kontekście napisałam - "prowokujesz" i nie masz za co przepraszać. Miałam raczej na myśli - prowokujesz do zajrzenia we własne myśli i do podzielenia się nimi. No i dobrze, że prowokujesz. Czasami nawet warto sobie to i owo przemyśleć. I spojrzeć innymi oczyma na otaczający świat materii, czy też duszy. Grzeczny jesteś to nie przepraszaj. Jak będziesz niegrzeczny to nie omieszkam Ciebie opieprzyć - wiesz mi, nie będę miała żadnych tu skrupułów. To jakby nie było przywilej wieku. Starszych należy się słuchać :D. Hmm - albo zamilknę :D Napisz jeszcze raz słowo "przepraszam" to odnajdę w realu i uduszę :D.

      Usuń
    3. Rozumiem i już nic nie mówię, ale buzia mi się śmieje :D

      Usuń
  2. Jakie ładne te jasności. Nie znałam pojęcia strunowe światło, ale gdy je usłyszałam, to już wiedziałam , o co chodzi. Takie słońce rozbite między koronami drzew ma również swoją nazwę, niestety uleciało mi z głowy, ma też swoje odpowiedniki w innych językach, a pochodzi chyba z norweskiego, ale uleciało :/ Bardzo lubię.
    "Pozorna cisza" - to jest świetne w poranku. Całe szczęście, że istnieje czynnik przypadku, nieważne, czy wtedy przeklinamy czy błogosławimy. Kiedyś tak sobie pomyślałam, że po co te zdjęcia, wszyscy teraz je robią, ale potem przyszło mi do głowy, że przecież to zabawa światłem, które zawsze jest inne i jeszcze nie udało mi się zrobić dwóch takich samych zdjęć. Pozdrawiam i życzę samych błogosławionych przypadków świetlnych jakkolwiek okropnie to brzmi ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Sam sobie nadałem nazwę "strunowe światło". Oczywiście chodzi o mgłę, a właściwie o wilgoć i wrażenie widzialnego promienia słonecznego. Lubie ten efekt. I bodajże jest to jeden z tych efektów, które sprawiły, że zacząłem fotografować. Masz rację, to zabawa światłem. I faktycznie, nie ma tych samych zdjęć z powodu światła. Kiedyś przez trzy tygodnie chodziłem w jedno i to samo miejsce fotografując ten sam obiekt i okazało się, że miejsce może i jest to samo, ale światło robiło z nim cuda. O zwykłej jednowymiarowości, do fantastycznej głębi i tajemniczości. Niestety, nie znam terminu, o którym wspominasz. Ale pogrzebię :)) W każdym razie wiemy, w czym rzecz, to najważniejsze. "Błogosławione przypadki" dzisiaj odpadają. Pada od rana, więc figa z makiem. Ale niech pada, będzie mgła, a z mgły można różne rzeczy wyczarować :)) Dobrego dnia i dobrego światła :)) Pozdrawiam Cię równie serdecznie :)))
      PS. Przepraszam, ze tak nie od razu odpowiadam, ale praca...

      Usuń
  3. Piękne, świetliste poranki! Uwielbiam takie! Chłód na skórze, ale już czuć czające się za nim ciepło dnia, wilgotna mgła i mokra rosa, ale schnąca pod pierwszymi promieniami i na koniec jaśniejące, ciepłe światło rozrzedzające ciemność nocy. Zwłaszcza to światło. To jest jak obietnica dobrego dnia od świata “Cześć dziewczyno! Masz tu nowy, piękny dzień. Będzie cudnie! Baw się!”. Zawsze mnie to pozytywnie nastraja i już przez cały dzień idę po swoje jak czołg.
    Szkoda, że te leniwe, pełne jasności ranki się już kończą. Jeszcze kilka tygodni i zastąpią je brutalne i gwałtowne rozświetlenia zimnego słońca. Już bez żadnych obietnic. Przynajmniej ja tak odbieram późnojesienne światło. Póki co jednak cieszę się tym co jeszcze jest! I tymi zdjęciami, bo obietnic w nich baaaardzo dużo. Dziękuję.

    Pięknego dnia!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pięknie skomentowałaś. Zastanawiałem się, czy nie zachować ciszy, bo to wszystko jest tak komplementarne, że szkoda moich dziwadeł, by psuć ten obraz. Ale byłoby nieuprzejmością nic nie dodać, więc dodaję :)) Te świetlistości sprawiają, ze cały dzień chodzę mając w oczach złoto i srebro. I naprawdę trudno zepsuć mi humor wtedy. Bardzo mnie to nastraja uśmiechem i spokojem. Życzliwością. A że przyjdą dni pochmurne i krótkie i złe, jak za krótka kołdra? Trudno. Dlatego zbieram każdy okruch złota i srebra, by pamiętać i czekać, kiedy znów rozbłyśnie nie anemią, a swoją pełnią. To ja Ci bardzo dziękuję za to, że tak pięknie pokazałaś świat i to, ze odnalazłaś na tych zdjęciach radość i obietnicę - dziękuję! Pozdrawiam Cię serdecznie i miłego dnia Ci życzę :)))

      Usuń
  4. Bardzo dziękuję Witku, że mogę zobaczyć tak piękny świt. Każdy drobiazg jest tu cudny, a głównym aktorem Światło tak bardzo odmienne w poszczególnych fotografiach, reżysera też już znamy. Już widzę jak spieszysz się na jego powitanie. Nie dziwię się..." Bo trzeba czuć chwilę, światło i miejsce" piękne, mądre słowa, a zdjęcia wspaniale oddają ten zachwyt. W codziennym życiu zwykle zapominamy po prostu czuć. To takie proste i trudne zarazem. Mocne światło razi, ale może tak lepiej, szybciej, a ból intensywny, ale może szybciej mija...Nie wiadomo. Każdy ma inną, własną drogę wyjścia z cienia.
    "myśli ciągnące się jak tren" (podoba mi się bardzo)- znam takie. Znam też te splątane i te ciężkie co tkwią uparcie nieproszone. Różnie z nimi bywa. Ważne by umieć, być może nie od razu, spróbować ułożyć je po swojemu, a nutka przypadku w życiu jest jak bakalie w serniku- nadaje smaku i niewiele osób jej nie lubi.
    Smacznego :-) i miłego popołudnia Witku. Jeszcze raz dziękuję i przesyłam deszczowe pozdrowienia:)))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wybacz Elu, że tak późno Wezwały mnie korepetycje i nijak się nie mogłem wykręcić. Ale ad rem - kurczę, nie dziękuj mi Elu, bo to ja powinienem Ci podziękować za kapitalny komentarz, który wywołał uśmiech, a już te bakalie w cieście - mniam! :)) Masz rację, światło różne na zdjęciach, ale to nie błąd mój, a raczej progres. Zmieniało się, kiedy tkwiłem w mokrej trawie czekając na ten właściwy moment. Wyszła z tego opowieść, którą pięknie rozwinęłaś. Bardzo ładnie odczytałaś to, co zamieszałem. I tak masz rację, ludzie różnie reagują na wyjście z cienia. I z tym układanie też bywa różnie, ale kiedy świeci słońce i wszystko pachnie, jakoś wszystko oddala się albo wskakuje na swoje miejsca. Taki fenomen ludzki, potwierdzający, ze jesteśmy istotami solarnymi. Bo jak tu nie kochać światła na styku lata i jesieni? Nawet jeśli w sercu nie wszystko jest tak, jak powinno, to każdy patrzy w to światło i się uśmiecha :))) ogromnie Ci dziękuję, bo włożyłaś serce w swój komentarz i to ja pisze "Dziękuję"!! Również miłego - dla odmiany wieczoru i dobrych, jasnych snów :))))

      Usuń

Prześlij komentarz

KOMENTARZE

Popularne posty