Migdały...



- Co jesz?
Wyrwała mnie z zamyślenia. A myślało się dobrze i głęboko. Było zimno, bo przecież wrzesień zastukał do drzwi. Potem przyjdzie październik i listopad i na pewno tu nie przyjadę. Chociaż kiedyś pojechałem. Dawno temu.
- Migdały. Chcesz?
- Nie chcę. Szukałam pretekstu, by się odezwać, żebyś się nie przestraszył.
- I znalazłaś. Nie spodziewałem się ciebie. Na pewno nie chcesz migdałów?
- Na pewno. Przyszłam, bo zawróciłeś. Niewielu zawraca.
- A ja zawróciłem, więc jestem tym jednym z niewielu. To źle?
- Nie. Twój czas jeszcze się nie przesypał. A droga nigdy nie jest prosta.
- Tak, nigdy nie jest prosta. Może dlatego tyle czasu wracałem. Ale widać, że było to potrzebne. Inaczej nie siedziałbym tu teraz i nie patrzył na dymiące jezioro. Widzisz jak słońce pięknie maluje? Lubię patrzeć na dymiącą wodę. Jakby jezioro oddychało. I rosa osadza się na trawach. Nie żałuję tego, że przyjechałem, choć mogłem spać jeszcze.
- Uciekasz.
- Nie uciekam.
- Uciekasz mi w rozmowie. Nie o tym mówimy.
 - Dobre te migdały. Wiesz, wyprażyłem je troszkę, by miały lepszy smak. Wiedziałem, że siądę i będę patrzył, więc mały ogryzek czegoś nie zawadzi. Miała być jeszcze herbata, ale nie chciało mi się robić. Może trochę szkoda.  
- Nie chcesz mówić, prawda?
- A czy to coś zmieni? Trzy lata poszło w piach, choć pamiętam każdą chwilę. Sądzisz, że musimy o tym rozmawiać?
- Sądzę, że to dobra myśl. Sam mówiłeś, że trzeba rozmawiać.
- Tak, to prawda. Tak mówiłem. Mówiłem wiele rzeczy. I pewnie w nie wierzyłem. Może i nawet wierzę w nie i teraz. Ale nie sądzisz, że tyle razy myślałem o tym, że żarna w mojej głowie starły wszystko na proch, na pył, na atomy? Może być z tego piękny chleb, może być i zakalec. Wróciłem, a ty mnie znowu gnasz. Ja nie chcę.
- Ale jesz migdały…
- No i co z tego, że jem? Widzisz związek?
- Migdały, to żeński symbol.
- Wiesz co? Wszystko jest symbolem. I koła na wodzie i drzewo i trawa i księżyc i słońce. A ja lubię smak migdałów i tyle. A że niby je jem? No i co to oznacza? Że chcę kobiety, tak? A czy to jakieś nienormalne?
- Normalne. Ludzkie. Ale ty milczysz, jakbyś zamknął w sobie to wszystko. A to przecież prawie trzy lata. Tyle czekałeś i się nie doczekałeś. I było coraz trudniej. Przyznasz chyba, że mam rację.
- Masz. Jak Śmierć może nie mieć racji? Ale co się miało stać, stało się. A co miało się nie dokonać, zostało niedokonane. Los, karma, przeznaczenie. Nazwij to jak chcesz, jesteś w tym dobra. A teraz powiem ci to, co tak bardzo chcesz usłyszeć. Kiedy wyszedłem ze szpitala i byłem w domu, to spałem. Wiesz, tak zwyczajnie spałem. Cieszyłem się, że śpię. Znowu mogę spać. I kiedy wszystko odespałem, to widać ten sen się wyśnił do końca. I już.
- I już. Podoba mi się to, co powiedziałeś. I uśmiechasz się patrząc na to jezioro.
- I schudłem.
- Zauważyłam. Biegasz?
- No wiesz?
- No tak, zapomniałam.
- To chcesz te migdały?
- Uparty jesteś. Daj, spróbuję.
Odwróciłem się, by otworzyć plecak i podać jej migdały. Leżały na mojej dłoni wyciągniętej w przestrzeń. Może i symbol, ale smaczny. Jej już nie było. Zniknęła. Jak zwykle. Stara oszustka. Uśmiechnąłem się i chwyciłem aparat. Skoro już tu jestem, to niech się dzieją zdjęcia. I wszystko inne też. Amen…













Komentarze

  1. Piękne zdjęcia budzącego się dnia. A droga do domu? Spojrzenie na licznik przebytych kilometrów, przeżytych zdarzeń - spojrzenie w głąb siebie refleksyjne, migdałowo. Podsumowanie plusów i minusów, zysków i strat. Przy takich refleksjach - bo każdy je z nas miewa - mnie zawsze przed oczyma staje taki stary dworcowy zegar. W około wszystko się zmienia a ten dworcowy zegar pokryty patyną czasu - nieodmiennie tyka. Stare wskazówki ciągle jak w perpetuum mobile do przodu, bezduszne. Piękne zdjęcia łapanej chwili poranka, budzącego się świata do kolejnego dnia. Witku dobrego słonecznego tygodnia i całej palety barw chwytanych w obiektyw życia :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo, bardzo dziękuję Ci za życzenia (to najpierw). Ciekawe skojarzenie z zegarem. Nie sądziłem, że można to w ten sposób ująć. Ale co człowiek, to inne konotacje i to bardzo fajne :)) Prawdziwej drogi nie mierzy się kilometrami, a tym, co w nas. Jeśli jest w nas pustka, to znaczy, że straciliśmy czas. Tak mi się wydaje. A czy może być pustka? Sądzę, że tak. Ale to problem bardziej dla psychologów i behawiorystów a tych, jak wiesz, nie lubię. Również bardzo Cię pozdrawiam życząc zdrowia całą furę i dobrego uśmiechu. Co prawda zaczyna za oknem padać, ale od czego dobra, ciepła herbata i cały ten świat w nas? Miłego Grażynko, bardzo miłego :)))

      Usuń
  2. Najpierw zerknęłam na zdjęcie główne- cała jego atmosfera jakaś taka nieprzyjazna. Słońce jakby fazowane, wrogie. Moczary ponure, mam wrażenie że zaraz wyłoni się z nich jakaś bestia. Czytając tekst okazuje się, że nawet się nie pomyliłam bo zjawia się sama Śmierć. Nieprzejednana, krwiożercza pizda. Przepraszam, ale zdecydowanie za sobą nie przepadamy. Muszę jednak przyznać, że ta tutaj jest inna od tej którą znam ja. Delikatna, wrażliwa, inteligentna, niemalże zachęcająca do zachwytu nad życiem. Tak bardzo się różni od tej “mojej"- a cóż trochę się już naspotykałyśmy…

    “Trzy lata poszło w piach”, czy aby na pewno? Te trzy lata zaprowadziły Pana w miejsce, w którym jest Pan teraz. Już pogodzony z czymkolwiek co wydarzyło się wtedy, już z “snem wyśnionym do końca”. Więc może te lata nie poszły tak zupełnie na zmarnowanie? Zresztą sama Śmierć zdaje się tak myśleć, a ta blać zawsze bierze co chce i kiedy chce, więc raczej nie bawi się w manipulacje czy kłamstewka, a po prostu oznajmia jak jest.
    Ostatecznie jednak najważniejsze, że udało się zawrócić:) teraz trzeba tylko i aż iść dalej.

    Na kolejne wyprawy polecam pistacje- kolor daje kopa, smak przyjemność, a dźwięk otwieranej pistacji to melodia radości! No i oczywiście są mniej kaloryczne niż migdały;)

    Spokojnego wieczoru!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To dziwne miejsce. Dziwne dlatego, że zmienione przez człowieka. Stawy osadnikowe, czyli takie, które nie powstały jako naturalne, a z przyczyn technologicznych. Sporo jednak czasu minęło, fabryka papieru inaczej funkcjonuje, a stawy zostały. Cóż, wyglądają tak, jak wyglądają. Ciepło i brak deszczu zmieniły je w miejsce mało przyjazne. Słońce też nie takie, jak bym sobie wymarzył. Ale jednak czasami jadę tam, kiedy chcę po prostu posiedzieć i pomyśleć, albo po prostu pogapić się na wodę. Są i czaple i żurawie i trafi się zimorodek. A i orzeł bielik też tu bywa (wiem z opowiadań i zdjęć). Trochę się tłumaczę, choć chyba niepotrzebnie, bo i żadna w tym moja wina, ze pojechałem w takie, a nie inne miejsce. Oczywiście mógłbym pojechać na Paprocany, ale są one oblegane przez mieszkańców mojego miasta i przez moich byłych i aktualnych uczniów. Więc wybieram miejsca dzikie, kiedy zależy mi na tym, by jakąś swoją intymność bycia samemu zachować. Bierze się to z potrzeby ciszy, wyciszenia, a i pobycia w miejscu mniej cywilizacyjnie skazanym na tłum itd. Rzecz zrozumiała, ale tylko o trym wspominam, by stało się zadość takim, a nie innym zdjęciom. Zaś sama Śmierć - cóż, znamy się nie od dziś i też mógłbym ją określić podobnie. Ale w jakiś sposób stała się moją bohaterką, z którą po prostu rozmawiam. Ta konwencja znana i lubiana w średniowieczu sprawiła, ze nabiera się trochę dystansu do siebie, świata i tego, co w nas samych. Może nie ulotności działań, a raczej tego, jak postępować. Tu w tekście występuje gościnnie i przyznam, ze prawie ludzko - hołd dla czasu minionego :)) Ale cieszę się, że określiłaś ją takimi ładnymi słowami jak: "Delikatna, wrażliwa, inteligentna, niemalże zachęcająca do zachwytu nad życiem."

      A z tymi latami...ech... Zgoda, jestem tu, gdzie jestem i zawdzięczam to tylko sobie. I tak jest dobrze. Zatoczyłem koło, krąg i spotkałem samego siebie. A że bogatszy o pewne sprawy i ich zrozumienie, to jakiś bonus, choć niektórzy mogliby powiedzieć, ze niepotrzebny. Jestem jednak zdania, ze skoro coś się dzieje, to nie bez potrzeby, więc i pewnie to wszystko miało swój cel.

      Lubię pistacje :)) Od czasu do czasu mam takie zrywy, a to orzechy laskowe, a to włoskie, a to nerkowce czy brazylijskie. Teraz przyszła kolej na migdały :)) Widzę kogoś, kto jest fanem zielonego, cóż, przez delikatność nie napiszę kto mi wypominał błękitny, który pachnie naftaliną :D Żart oczywiście :)) Pomijam już fakt, że mam na sobie błękitne jeansy, błękitną bluzę (niebieską), skarpetki i całą ta resztę, której nie muszę nazywać :D Więc dla odmiany mogę połuskać zielone pistacje i mieć przy tym cholerny ubaw :))) I smak oczywiście.
      I dla Ciebie spokojnego wieczoru i pewnie snów zielonych :))))

      Usuń
    2. Tak, tłumaczenie absolutnie zbędne. W końcu miejsce jak każde inne i w odpowiednich warunkach wygląda pewnie jak z bajki, a nie z Silent Hill. Poza tym nie zawsze wszystko musi być otulone lukrem i oczywiście piękne.
      Myślę, że ta średniowieczna konwencja rozmowy ze śmiercią ma też jako swój podstawowy cel jej oswojenie, poznanie w możliwym stopniu, a wszystko po to by aż tak się nie bać. Czyli średniowiecze nie takie znowu zacofane jak się powszechnie uważa, bo już wtedy stosowano elementy terapii poznawczo- behawioralnej;)
      Mnie śmierć przeraża i dołuje. Zabiera nam wszystko na czym nam kiedykolwiek zależało, obdziera z godności. Odbiera człowieczeństwo nawet naszym ciałom (przecież to powtarzane, powszechne kłamstwo, że “wygląda jakby spał” to taka bzdura, że.. serio ktoś w to wierzy?). Więc ja póki co podziękuję za osobiste pogawędki z nią. Choć chętnie poczytam czym poi innych ludzi;)

      Czy to co nas spotyka w życiu ma swój cel, czy to przeznaczenie, czy też nie, czy może sami jesteśmy kowalami własnego losu- prawdę mówiąc mi to wszystko jedno. Zupełnie obojętne. W końcu i tak nie ma możliwości przeżycia alternatywnych wersji wyborów i wydarzeń z własnego życia. Musimy żyć z tym co mamy, co zdecydowaliśmy, ze wszystkimi tego konsekwencjami. Innej drogi nie ma. Jedyne co można zrobić to właśnie wyciągać wnioski i następnym razem próbować inaczej, ale i wtedy nie ma na nic gwarancji. Więc ostatecznie uważam, że w życiu chodzi o ty by nie żałować.

      Pistacje jadam obsesyjnie, żadne inne orzechy tak mną nie zawładnęły. No i ten kolor! Więc tak- fanka zielonego koloru, zdecydowanie winna temu zarzutowi. Choć wolę ciężkie, ciemne odcienie zielonego, albo jego wojskową wersję. Kojarzy mi się z siłą, pewnością siebie, zdecydowaniem i pasuje mi do oczu;)
      A słów o błękicie i naftalinie nie odwołuję! Podtrzymuję!
      Ale sprawiedliwie oddam, że niebieskie jeansy też noszę;)

      Dobrego dnia!

      Usuń
    3. Tylko nie terapia behawioralno-poznawcza :))) Unikam jak mogę terminologii zwłaszcza z psychologii. Aż rymuję :D A co do tego, jaka droga i że nie mamy wyjścia, tylko musimy brać to, co jest, to właściwie prawda. Tyle tylko, że jest to trochę sprzeczne z tym, co w nas - nakazem, by iść i zmieniać siebie i świat. Ale zgoda, pogodzenie się z takim, a nie innym stanem we własnym lub cudzym życiu, to ważna rzecz. Na to, czy żałuję czy nie przyjdzie kiedyś jeszcze czas. na razie osądzam siebie według innych kryteriów. Nie żalu, a realizacji. Ale to sprawa indywidualna i niech ktoś pierwszy rzuci kamieniem :))) Co do koloru, to ja podtrzymuję zdanie, ze jest ich tyle, że każdy coś wybierze dla siebie. Dobrze, ze nie jest to sprawa życia i śmierci, bobyśmy się pobili :D Wybacz proszę to o kolorach, ale napisałaś z taką pasją, ze nie mogłem się powstrzymać :))) Ale było to pisane z uśmiechem i mrugnięciem okiem, więc chyba akceptowalne. Dla mnie orzechy laskowe. Od dziecka uwielbiam. A resztę po prostu jem. Migdały się nawinęły, kiedy pracowicie rozdzielałem mieszankę studencką :P Wyszło, jak wyszło i było dobre :) A pistacje właśnie przed chwilą jadłem, bo mnie poczęstowano. To tak przed maratonem wywiadówkowym, bym nie zapomniał, ze jest jeszcze życie i dobry smak. Pozdrawiam Cię bardzo, bardzo i również miłego i....pistacjowego (?) życzę :)))

      Usuń
    4. “Tylko nie terapia behawioralno-poznawcza :))) Unikam jak mogę terminologii zwłaszcza z psychologii.”
      No proszę. Czyli jest jeszcze coś oprócz kolorów o co można się pobić;)

      Przyznam się, że czytam tą konwersację ze śmiercią już któryś raz. Coś mnie dotknęło w tej rozmowie już na początku i gdzieś w środku zabolało, ale nie pamiętałam gdzie. No i w końcu po którymś razie sobie przypomniałam.
      Znałam kiedyś kogoś kto chciał zawrócić, bardzo chciał. Zacząć jeszcze raz. Chcę żyć. Tak wtedy właśnie powiedział, a mnie te słowa bardzo ucieszyły. Miałam plan. To był piątek, w poniedziałek już nie żył. W zasadzie obcy człowiek, ale jego śmierć była dla mnie dużym ciosem. Odczułam to też jako wielką niesprawiedliwość, bo przecież chciał, więc jakim cudem stało się jak się stało...
      Trzeba mieć szczęście, żeby nie tylko chcieć ale też i móc wracać, prawda?
      Przepraszam za takie intymne smuty późną porą. Jednak teraz kiedy już sobie uświadomiłam co mi ten tekst przypomniał to czuję się spokojniejsza i nawet zdjęcia mają od razu bardziej przyjazną aurę.
      Dziękuję, bo dobrze było to sobie przypomnieć.
      Dobranoc.

      :)

      Usuń
    5. Pobić można się o wszystko, nawet o pietruszkę, ale sensu w tym tyle, co nic ;) Po prostu miałem to wątpliwe szczęście być obiektem eksperymentów psycholożki w sferze prywatnej, co etycznie uważam do dziś za nadużycie. I od tego czasu podnoszą się we mnie alarmy wewnętrzne broniąc się przed praniem mózgu. Ale ad rem, chęci czasem nie starczają. Smutne to, o czym piszesz i nie dziwię się wcale, że szukałaś odpowiedzi. Ja w ramach przypomnienia sobie dialogu ze śmiercią również sięgnąłem do tekstu dawniejszego, który został dość mocno poddany krytyce. Taka, swoista granica wewnętrzna :)) (https://witoblog.blogspot.com/2017/10/poza-sezonem.html) Jest sporo prawdy w tym, o czym wspominasz, bo trzeba mieć dużo szczęścia, by decyzja mogła się spełnić. Choć jak przypuszczam okoliczności wiele, bardzo wiele mają wspólnego z efektem. No i chyba czas ma tu kluczową rolę. Niepotrzebnie przepraszasz, rzecz oczywista, że jeśli Cię coś niepokoi, to o tym wspominasz, szukasz odpowiedzi. A że pora jest, jaka jest - czasem w nocy odpowiedzi wskakują w nas same, jak kawałki puzzli. Cieszę się z jednego, że zdjęcia nie straszą już, choć nie był to efekt zamierzony. Trochę się nawet zdziwiłem, bo to samo, pierwsze zdjęcie umieściłem na instagramie i komentarze są pozytywne od ludzi, którzy zdjęcia robią dobrze. Cóż, pomyślałem sobie, różna estetyka i tyle. Swoją drogą, jak czasami wiele elementów musi zagrać, by efekt, choć niezamierzony zadziałał. Też się nocnie rozgadałem. Pleciuga ze mnie :) Wieje, bardzo lubię słuchać wiatru wiejącego w szyby. Dobranoc :)))

      Usuń
    6. Pan wie, że ja też żartowałam,...prawda? Nie mam zamiaru zaczaić się w jakimś ciemnym zaułku i wbić Panu kosę między żebra z powodu kolorów i psychologii. Proszę się nie martwić. Prawda jest taka, że nawet niespecjalnie można się ze mną nawet o to pokłócić.
      Osobiście zaś większość psychologów których znam lubię prywatnie, a przede wszystkim cenię jako współpracowników. Przykro mi, że Pan tak źle trafił.

      Przeczytałam tekst “Poza sezonem”. Myślę, że to zdanie “Trudno jest przyjąć, że na świecie są tylko drogi bez odwrotu.” to jest taki creme de la creme tych rozważań. Pięknie ujęte, bardzo do mnie trafia podane w ten sposób. Jest w tym jakąś wątpliwość, brak zgody, ale jednak też pogodzenie, bo cóż zrobić. Może i ambiwalentne w mojej interpretacji, ale wydaje mi się bardzo spójne. Naprawdę kawał dobrego zdania;)
      Tak na marginesie, co to za miejsce ze zdjęć z tego wpisu?

      Co do zdjęcia tytułowego- ja się na tym absolutnie nie znam. Fotografię jestem w stanie ocenić wyłącznie zero- jedynkowo, podoba mi się bądź nie. Tego zdjęcia nie oceniłam jako “nie podoba się”, ale jako podoba się, choć początkowo wydało mi się mroczne i tyle. Jeśli ktoś się na zna na robieniu zdjęć i twierdzi, że zdjęcie jest dobre to proszę to przyjąć jako pewniak (ja też to biorę jak swoje;)). Moja uboga subiektywna (i oczywiście jak zwykle wybornie emocjonalna) opinia specjalnej wartości dla Pana warsztatu nie ma. Więc do boju, proszę dalej robić swoje.

      Udanej małej soboty!

      Usuń
    7. Miałem niezłą radość z czytania i odpowiadania o kolorach. Takie swoiste przegadywanie się jest dla mnie bardzo cenne, bo to jest właśnie rozmowa. Bo jeśli rozmawiać, to do dna. Z humorem, a czasem z chwilką zadumy, a nie ze sztandarem schematu, który powiewa na wietrze obojętności :)) Tak, trafiłem źle, ale jakby na to popatrzyć z innej perspektywy, to można się nieźle uśmiać. A że dystans pozostał...wiele rzeczy w człowieku pozostaje i poniekąd nas tworzą. I dobrze, tak ma być :)
      A zdjęcie? Uśmiecham się, bo każde zdjęcie, każda muzyka, kolor (!) itd, to rzecz subiektywna. I bardzo dobrze! Więc absolutnie nie boczę się, że coś się mogło nie spodobać. Wywołało jakieś odczucia, a to najważniejsze. Zresztą tyle tych zdjęć zawsze daję, że może któreś zaskoczy. A jeśli nie, to znaczy, że muszę się bardziej postarać i kiedyś zasłużyć na plusik, lajka, czy co tam innego :D Dziękuję Ci za odpowiedź i niezłą rozmowę (dobrą, droga Pani, dobrą!) Uch, to będzie trudne z tą małą sobotą, bo wywiadówek część 2 i skończę koło 20 - przewiduję optymistycznie. Ale dziękuję i biorę jak swoje, bo podoba mi się to określenie na środę :)) Również dobrego i zielonego, póki jest! :)))

      Usuń
    8. PS. Zdjęcie z "Poza sezonem...", to zdjęcie znad Jeziora Żywieckiego, a konkretnie, to Łodygowice.

      Usuń
  3. Migdały? Czy czasem nie było już wpisu o migdałach? Ale może mi się to przyśniło :D Bagna na zdjęciach cudowne, bardzo lubię. Śmierć jak dla mnie pasuje do nich idealnie (na bagnach utopił się mój dziadek), ale nowe życie również, tam się dopiero dzieje na wiosnę, a zimą jak tam chodzę, to jakbym chodziła po tykającej bombie, która tylko czeka, aż zrobi się cieplej, żeby wybuchnąć. Nabrałam ochoty na migdały, ale zamiast nich mam dwa koszyki orzechów laskowych, są również smaczne. Pozdrawiam :))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie, o migdałach jeszcze nie było. Może coś wspomniałem o migdaleniu, ale o migdałach nic na razie. Ale jest, więc stało się zadość i muszę coś wymyślić następnym razem innego. Wiesz, kiedy przeczytałem Twój komentarz, to przed oczami stanął mi stary, stareńki motyw z kręgiem życia. Bardzo lubię ten motyw. i lubię myśleć, że gdzieś tam taki krąg życia jest w każdym z nas i podlegamy takim, a nie innym prawidłom dzięki niemu. oczywiście uogólniam, ale nie wypieram się, ze przyroda na bagnach silnie nastraja. I dlatego lubię od czasu do czasu pojechać w to dziwne trochę miejsce. Uwielbiam orzechy laskowe!!! Ale lubi się to, co ma się pod ręką, a że ja miałem migdałów trochę, to i tę drobiną się raczyłem :)) Nieczęste u mnie, że jem w czasie włóczenia się, ale tak wyszło i nie powiem, by było źle :D Również Cię pozdrawiam i liczę na Twoje zdjęcia z bagien, bo to, co pokazałaś było świetne!

      Usuń
  4. Piękne zdjęcia z nutką nostalgii pokazują niemal idylliczny świat, spokój i jednocześnie oczekiwanie na nowy dzień. Na pewno miejsce, wczesna godzina i "dymiące jezioro" (uwielbiam ten zwrot) skłaniają do refleksji.
    W pierwszej chwili myślałam, że wróciła Mała (swoją drogą ciekawe co u niej?) , a tu cóż inna rozmówczyni. Przyznam, że potrafisz z nią gawędzić zupełnie jak ze starą, dobrą znajomą.
    Każdy z nas wielokrotnie w życiu ma takie momenty, w których zastanawia się, czy dobrze zrobił, czy można było inaczej, czy warto. Najlepsza, najmądrzejsza jest właśnie akceptacja, która sprawia Witku, że zaczynasz się uśmiechać. Akceptacja naszych decyzji, zaszłych zdarzeń i przede wszystkim własnych emocji z tym związanych. Łatwo mówić ( pisać) wiem coś o tym. Sama też w zupełnie innej sprawie próbuję sobie przetłumaczyć, zaakceptować...
    A migdały uwielbiam- smaczna i zdrowa przekąska. Muszę spróbować Twojego przepisu.
    Ja bardzo lubię te solone...
    Pozdrawiam już troszkę wietrznie, ale jeszcze ze słońcem pośród chmur.
    Dużo ciepła i uśmiechu, Witku:)))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zacznę od końca :)) U mnie zaczęło padać. Więc ze zdjęć nici, ale i tak byłyby nici, bo mam dwa dni wyjęte z życiorysu dzięki wywiadówkom. Bywa i nie mam pretensji. Ale że pada, to mi akurat na rękę :D Tak, masz rację, najtrudniejsza jest akceptacja własnych emocji i własnych wyborów, które tak czy tak trzeba było podjąć. "Łatwo się mówi", uśmiechnąłem się, bo akurat wiem i bardzo rozumiem to, co chciałaś przekazać. Po prostu pewne rzeczy trzeba przepracować, czasem prześnić. I chyba czas musi odegrać swoją rolę. Mała ma się dobrze, jak to Mała :)) U niej stan bezproblemowy jest problemem, więc wszystko chyba na miejscu. Sama mała nie lubi Pani, więc i nie mogła pojawić się w tym wpisie. Choć może kiedyś..kto to wie, co nas czeka za rogiem :)) Kiedyś lubiłem ze Śmierci robić bohaterkę moich wpisów. To taki średniowieczny jeszcze motyw literacki, który był popularny. I chętnie po niego sięgnąłem wierząc, ze dzięki temu będę mógł poruszyć pewne sprawy, których nie mógłbym poruszyć inaczej. A że rozmawiam z nią, jak ze stara znajomą? Oj, znamy się. Znamy za dobrze. I nie jest to bynajmniej mówienie z uśmiechem. Ale skoro się przyczepiła i czasem mnie wybiera na rozmówcę, niech i tak będzie. Odmawiać nie ma sensu :))) Trochę żartem piszę, ale samo miejsce po prostu jest tak dziwne, że kusiło mnie o taki, a nie inny sposób pokazania. I pięknie tam, (dziękuję za pochwałę jeziora dymiącego) i strasznie trochę i czasem brzydko. I wszystko to sprawia, że lubię tam szukać ciszy i spokoju, kiedy mam czas. A że czas miałem i chęć na jazdę rowerem, to i pojechałem tam, gdzie diabeł mówi dobranoc, a śmierć łakomie patrzy na migdały :))) Dziękuję Ci za dobre, bardzo dobre słowa i komentarz, przy którym uśmiechałem się - bezcenne. Ciepło i serdecznie Cię pozdrawiam, a Mała krzyczy, ze ona też. No więc ona też :)))

      Usuń
  5. Jeszcze nie rozmawiałam ze śmiercią. Czasem rozmawiam z bólem głowy. Pytam dlaczego jest?
    A on na to, że tak po prostu, bo mnie lubi. Szkoda, że ja za nim nie przepadam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oj...wiem o czym piszesz...A Śmierć, to taki ładny wybieg, by można było powiedzieć to, co w sobie. Można nazwać to konwencją, można i wybiegiem. Mnie się za sprawą miejsca, gdzie byłem na zdjęciach nasunęło. A że kiedyś pisałem już o niej i prowadziłem z nią dialog, to było łatwiej wejść w te buty rozmowy. Jest to postać tak wielowymiarowa, ze warto ją wykorzystać w tekście. Również jako moje, prywatne skojarzenie, którego nie śmiem ujawniać :)) Pozdrawiam Cię serdecznie życząc by ból głowy pogniewał się i sobie poszedł. I oczywiście dziękuję Ci za komentarz :))

      Usuń

Prześlij komentarz

KOMENTARZE

Popularne posty