Kołowanie...

Szedłem ulicą tak po prostu, jak idzie się. Nade mną wisiał wielki błękit, jak spód starego czajnika wyszorowanego porządnie, a w szybach odbijałem się ja i tłum. I druga strona ulicy. Dobrze było zanurzyć się w tłum, który falował, który parł do przodu. Czasem trafił się maruder, który zwalniał, jakby przypomniało mu się coś ważnego, odwracał się, albo rzucał wzrok przez ramię. Tramwaj dzwonił na przebiegających przez tory, a banda wróbli urzędowała po staremu przy fontannie. Wdychałem zapach miasta – tłustych pączków, niezdrowego żarcia doprawionego glutaminianem i garścią ziół, papierosami i słońcem. Ale pojawiały się też inne nuty. Bezdomny, którego otaczał zapach, jak kula, dziewczyna pachnąca kokosem i wanilią doprawioną cukrem, facet z rycerskim trenem paczuli i bergamotki i starsza pani z nieodłącznym zapachem olejku różanego. Wszystko się mieszało i przeplatało, i człowiek oszalałby, gdyby chciał wszystko ogarnąć zmysłami.  Właściciele kawiarni wystawiali swoje ogródki kawowe w nadziei, że przyciągną klientów kawą i ciastem. Miasto wrzało tym wrzątkiem, który gotowy jest do zalania herbaty. Najpierw będzie słomkowo, potem magicznie, a potem słońce schowa się za dachami i zrobi się ciemno. Wrzuci się do tego dzbanka plasterki cytryny – neonów i okien, by noc rozświetliła się jesiennie. Tak sobie myślałem idąc i chłonąc miasto i ludzi, kiedy poczułem dotknięcie. Popatrzyłem w jej oczy i wiedziałem, że nie zostaną mi odpuszczone ostatnie dni pogody.
- Co tutaj robisz?
- Jestem.
- Tutaj?
- A gdzie mam być? Jestem zawsze i wszędzie. Należę do każdego miejsca i każde miejsce należy do mnie.
- Czy musimy…?
- Nie, nic nie musisz. Ale chcesz tego, prawda?
- Nie myślałem o tobie. Wiesz, chciałem się przejść. Wejść do sklepu, napić się kawy, odetchnąć miastem. A jutro bym poszedł na takie prawdziwe zdjęcia tego, co lubię. Dzisiaj zrobiłem sobie wolne od wszystkiego. Może kupię sobie błękitną koszulę, albo spodnie? Zaskoczyłaś mnie. I jak mamy rozmawiać? Przecież będą na mnie ludzie dziwnie patrzyli, kiedy będę mówił do siebie.
- Nie martw się, będą mnie widzieli.
- W tym stroju?
- A co z nim nie tak?
- Słuchaj, ty jesteś śmiercią, ale nie wszyscy muszą o tym wiedzieć. Będą dziwnie patrzyli. Może coś bardziej współczesnego?
- Takie może być?
- Może.  Bardzo może.
- A teraz powiedz, że mam boski tyłek.
- Hmm… Masz boski tyłek. Tak, zdecydowanie boski. I masz czym oddychać. Nie mogłabyś tak częściej?
- Nie.
- Szkoda. Zaprowadziłem ją do kawiarni, która zdecydowała się wystawić swoje stoliki na zewnątrz. Siedzieliśmy i piliśmy kawę. Absurdalność tej sytuacji była tak wielka, że nie wiedziałem, co mam powiedzieć. Uśmiechała się, a w oczach wirowały jej płatki złota zmieszane z ciemnością. Nie mogłem się zdecydować, czy ma oczy niebieskie, czy bardziej wpadające w fiolet. Gdyby nie to, że wiem, kim jest, to moje ego poszybowałoby w rejony niedostępne dla śmiertelników.
- Zwracacie uwagę na szczegóły. Na to, co mało istotne. A przecież liczy się rozmowa. Zawsze rozmowa. I to, co chcesz ukryć i to, co zrobisz. Jakich słów użyjesz. Reszta nie ma znaczenia.
- Dlatego powiedziałaś o swoim tyłku?
- Chciałam być uprzejma.
- I jesteś, niech cię. Tyłek masz pierwsza klasa.
- Czy on ma da ciebie znaczenie w czasie rozmowy? Odniosłam wrażenie, że interesuje cię rozmowa dla samej rozmowy. Gra słów, cienie i blask. Gra, którą toczy się, między dwiema osobami.
- To ty ze mną grasz? Nie lubię, jak w ten sposób się traktuje rozmowę.
- A jak lubisz?
- A jakie to ma znaczenie? Jeśli powiem ci, że zwracam uwagę na słowa, na gesty, na wyraz oczu, czy to coś zmieni? Czy zmieni coś, jeśli porównam rozmowę do czegoś, co dobrze znasz?
- Więc nie grasz?
- Nie, nie gram.
- Zasmuciłeś mnie.
- Czy aby na pewno? Przecież siedzimy i pijemy kawę. Wokół nas gwar miasta, nad nami niebo i stare kamienice. Czas wyrwany i błogosławiony. A ty się martwisz, że nie gram? A nie cieszysz się, że rozmawiamy?
- Cieszę się.
- Spójrz, tańczymy wokół tematu. Delikatnie i z wyczuciem. Tak, by nie deptać sobie po palcach. Raz ty, raz ja. Ciekawi mnie, co ty powiesz. I ty jesteś ciekawa tego, co ja odpowiem. Za chwilę pewnie będziesz chciała wstać i wyjść. Przyjdzie kelner i weźmie pieniądze, ale będzie patrzył tylko na ciebie. Zapomni zapytać, czy kawa nam smakowała. Zostawi z wrażenia garść firmowych czekoladek. A ja będę dumny, bo pomyśli sobie, że jesteśmy z sobą związani.
- I co dalej?
- Nie wiem. Ale to jest w tym wszystkim najpiękniejsze, nie sądzisz? I nawet, jeśli zapadnie milczenie, to będziemy wiedzieli, że rozmowa trwa nadal. Naszych oczu, naszych rąk, naszych ciał.
- Jesteście tacy…
- Nie kończ. Masz boski tyłek i najpiękniejsze oczy, jakie w życiu widziałem. Gdzie nas to doprowadzi? Nie wiem. Ale czy zawsze musimy wiedzieć?
Siedziała naprzeciwko mnie. I choć wiedziałem, kim jest, to nie miało znaczenia. W tej chwili żadnego. Było tylko cudowne popołudnie, które nasączało się barwą zachodu, a kamienice powoli stawały w cieniu. Patrzyłem na jej uśmiech i cieszyłem się, że nie muszę grać w grę, której zasad nie znam. Której nie pojmuję. Jak życie. Jak życie, od którego zrobiłem sobie wolne na to jedno ukradzione popołudnie. A ptaki kołowały nad miastem...
















Komentarze

  1. No,no Witek! Nie ma żartów.Tu,już stąpasz po niewidzialnej,cienkiej linie,która się poddaje jak tylko chcesz...Jak mawiał wielki człowiek - żyję na pęłnej petardzie.I mam wrażenie,że i Ty robiąc to co kochasz też tak żyjesz,tyle że Twój towarzysz nie zawsze idzie po tej samej linie...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A pewnie, ze nie ma żartów! Nigdy nie było, tylko człowiek był na tyle głupi, ze na to nie zwracał uwagi :) A teraz, to co innego. Ale wiesz, odkryłem pewną prawidłowość. Nie, nikt nie nazwie mnie odkrywcą, bo pewnie niejeden tak sobie myśli. Ale jest swoistym paradoksem to, że im bliżej rozmowy z Nią (towarzyszką), tym pełniej widzi się życie. Tym lepiej się je docenia. I nabiera perspektywy i dystansu do tego, co jest bzdurą lub durnotą. Wiesz, wszystkie te małe sprawy, które zajmują myśli człowieka, które nadmuchują jego myślenie. A nie są tego warte. Wiem, co masz na myśli przytaczając metaforę z liną. Ale skoro znalazła mnie ta Pani w tłumie i zechciała ze mną rozmawiać, to chyba przez chwilę chociaż stąpaliśmy po tej samej linie. Nie wiem tylko, czy po jej, czy po mojej. Ale czy to ma znaczenie? Liczyło się tylko piękne popołudnie z niebem, jak dno wyszorowanego czajnika i rozmowa. A to czasami bardzo, bardzo dużo :)) Dzięki Ci serdeczne za bardzo fajny komentarz, który, przyznaję, skłonił mnie do spojrzenia z innej perspektywy na to, co napisałem :)) Pozdrawiam Cię :))

      Usuń
  2. No właśnie. Iść z tą panią na randkę, to dokładnie w Twoim stylu:)
    I jeśli się zastanowić (a prowokujesz do tego), to jedyne sensowne rozwiązanie.
    Skoro jesteśmy z nią przez całe życie i uciec nie ma dokąd, to dlaczego nie miałaby mieć boskiego tyłka i prześlicznych fiołkowych oczu? Zawsze milej w takim towarzystwie.
    A w ostatecznym rachunku liczy się tylko rozmowa i słoneczne, ukradzione popołudnie...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Uśmiecham się, bo czemu by nie iść :D Przyznam się teraz, ale cii, że co innego łaziło mi w sobotę po głowie. Dlatego Ona, ma taki tyłek, że hej! Nie mówiąc o reszcie :D OK, pośmiać się zawsze z Naglika można, ba, jest to wskazane skoro Naglik się sam z siebie śmieje. Ale masz rację, u źródeł wpisu jest myśl, że nosimy jej ziarno w sobie i kiedyś nas to ziarno pochłonie. Rozsiejemy się, albo wiatr nas rozsieje i tyle. Ale między tym wszystkim jest całe bogactwo życia i ileś tych ukradzionych popołudni, które powodują, ze świat jest piękny, a rozmowa nawet z Nią, staje się przyjemnością. Dziękuję Ci Aniu z całego serca za dobre spojrzenie i dobre słowa. Sama wiesz, jak to jest - można zapłonąć świętym oburzeniem, a można i uśmiechnąć się i chwilkę pomyśleć. I za tę chwilę bardzo, bardzo Ci dziękuję :*

      Usuń
  3. Wczoraj czytałam już bardzo późno i przede wszystkim tekst wywołał u mnie uśmiech, bo skojarzenie samo się nasunęło:-) Tam było równie pięknie, magicznie lecz Twój tekst Witku ma zupełnie inny wydźwięk. Dziwne, ale jest naprawde pozytywny, bo czyż nie jest czymś miłym spacer w tak zmysłowym i aromatycznym mieście. Cały opis miejskiej mieszaniny mnie zachwycił ale porównanie do dzbanka herbaty i plasterki cytryny jako neony i oka- mistrzostwo. Tylko komuś o tak wyczulonych zmysłach może trafić się nieziemskie spotkanie z uczłowieczoną, zachwycającą sexi- kostuchą. Tylko nie wiadomo czy żałować, że nie została na dłużej. Żart...
    Oczywiście przemyciłeś pomiędzy poważniesze tematy chociażby to, co tak naprawdę się w życiu liczy, czy umiemy widzieć innych nie przez pryzmat wyglądu i dostrzec to, co nie zawsze jest widzialne. Dobrze jest po prostu umieć rozmawiać.
    Witku, jak będę czytać takie teksty jest szansa, że polubię listopad, który i tak nie pokazał jak na razie swojej nieprzyjemnej strony .
    Zdjęcia bardzo mi się podobają. Lubię ich czerń i biel, choć nie bardzo pasują do opisu barwnej ulicy. Serdecznie pozdrawiam i życzę Ci wielu interesujących inspiracji oraz oczywiście i niezmiennie dobrego światła:)))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak czytam, czytam, czytam...kurde! To o moim tekście? Kurde, dobry jestem :D Żartuję oczywiście, ale wiesz, tak pięknie o nim napisałaś, że chyba znów go przeczytam, co nieczęsto robię. Nie lubię miasta,, to widać, słychać i daje się wyczuć w innych tekstach. Natomiast tym razem przyłożyłem mój sposób opisu natury do tego, co widze w mieście. Fakt, sprzyjała mi pogoda. I jakoś łatwiej mogłem znaleźć balans między niechęcią, a zachwytem. Zdjęcia zrobiłem w czerni i bieli, booo,,,,nie, nie chcę dorabiać teorii, ale gdyby trzeba było, to coś się wymyśli. Prawda jest taka, ze wyszedłem z założenia, ze będzie ten tekst wyglądał inaczej. Ale się sprawa rypła :P i wyszło inaczej. To tyle w temacie "świadomego twórcy" :D Kiedy pisałem, to pomyślałem sobie, że właśnie tak chcę pokazać miasto dzięki Pani kostusze. Bo to ona sprawia, że dostrzegłem piękno tych kamienic, nieba i czasu ukradzionego samemu sobie. Czy jest poważnie? Tak, masz rację! jest. Ale tylko o tym wspominam po to tylko, by dać lekki sygnał czytelnikowi. Bo nie lubię moralizować i pouczać. Przynajmniej tu, u siebie. I wiesz co Elu? Żałowałem strasznie, że nie mogę więcej napisać, nie mogę dalej pociągnąć tej rozmowy, bo w gruncie rzeczy zafascynowała mnie. Ale kiedy zobaczyłem ile wyszło, to postanowiłem po prostu skończyć w miejscu, gdzie skończyłem. A to oznacza, ze pewnie kiedyś wrócę w takiej lub innej odsłonie Pani. Listopad jakoś płynie. pewnie będzie klasycznie, ale spokojna nasza nieuczesana, damy radę :)) Coś się wymyśli, a mała krzyczy, że ona wymyśliła najlepsiejsze (w imię Ojca i Syna....) Więc widzisz, nudzić się nikt nie będzie :))) Elu, uśmiechu, zdrowia i spokoju. No i światła :))) DZIĘKUJĘ Ci z całego serca :*

      Usuń
  4. Och,ach...jak ja podzielam zdanie Eli i Twój entuzjazm Witek. ;-) Tylko frapuje mnie ta jedna myśł - dlaczego o to towarzyszką Twojego popołudnia została ta,która to raczej zabiera mas na ostatni spacer...?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Już odpowiadam. Jak się nie ma, co się lubi, to się lubi, co się ma. To tak w skrócie. Ale mógłbym pisać dużo o samotności, o wyborach o czekaniu, o różnych innych sprawach, które miłe nie są. A może coś jeszcze innego, o czym pisać mogę, tylko między wierszami? Kto mnie tam wie... A z drugiej strony, to masz rację. Doczepiła się do mnie i łazi akurat wtedy, kiedy koszulę sobie chcę kupić. A może spodnie? W każdym razie rozmowa z nią, to pewne przeżycie. Intelektualne, estetyczne i poznawcze. Wygonić ? Powiedzieć "Idź precz"? Chyba nie wypada :))) A teraz serio, na Twoje pytanie mogę odpowiedzieć dwojako i bedę miał rację. 1. Ponieważ od średniowiecza znane są utwory, gdzie śmierć jest bohaterką, a Ingmar Bergman uczynił ją jednym z ogniw swojego filmu "Siódma pieczęć" - kultowego filmu z 1957 czy 1958. Poczułem się zainspirowany na tyle, by zebrać swoją wiedzę na ten temat i uczynić teksty. Tak, bo we wcześniejszych również czasem występuje. 2. Ponieważ istnieją sprawy, które sprawiły, że dużo łatwiej jest mi podejść do tego tematu. Więcej niestety napisać nie mogę wierząc, ze nie urażę Cię swoim milczeniem.

      Usuń
  5. Bardzo podoba mi się ten tekst, bo jest konkretny i nie ma w nim pędu najróżniejszych myśli, dobrze się go czyta, jest spójny, a każda myśl ma swoje uzasadnienie, a dialog jest... no właśnie: chciałabym, żeby ludzie tak ze sobą rozmawiali :) Czytając go poczułam się jak ci bohaterowie. Też sobie siedziałam i piłam kawę gdzieś tam w środku miasta. Przypomniała mi się końcówka "Traktatu o łuskaniu fasoli", gdzie bohater rozmawia z kobietą o ciastkach. Tak mi teraz przyszło do głowy, że wszystko to pędziło, te całe wydarzenia, właśnie po to, żeby doszło do tego spotkania. To spotkanie i rozmowa też nie jest przypadkowa. Śmierć jest piękną kobietą z cudownym tyłkiem i biustem? Może być i tak, choć ja osobiście wolałabym mężczyznę ;) Bardzo lubię miasto, im większe tym lepiej (pewnie dlatego, że mieszkam na wsi) i poczułam się właśnie jak w mieście, zdjęcia są piękne. Z czystym sumieniem postawiłabym szóstkę :)))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cha, cha, cha!! Dorobiłem się oceny :D Naprawdę się teraz śmieję, ale to z czystej i niezachwianej radości :)) Lubię dialogi. nawet jeśli bohaterowie nie do końca są rzeczywiści, to łatwo mi w ich usta wkładać to, o czym myślę. Lubię tę swoista interakcję. O mieście można długo. Bo i jest rajem spełnionym i jest piekłem realnym. Ja postawiłem tym razem na to pierwsze. Bo słońce, bo pachniało, bo taka ładna jesień była. Męczę się w mieście. Męczę się hałasem, przebodźcowaniem, jak to ładnie się określa. Kiedy jest dłużej, niż 10 godzin, to czuję zmęczenie, którego nie lubię. A nie lubię, bo uważam, ze powinienem zawsze i wszędzie być na miejscu i być akuratnym. Całe życie mieszkałem w mieście i nawet doszło do paradoksu, ze kiedy przeprowadziłem się na przedmieścia, to nie mogłem spać, bo cisza była zbyt idealna, a noc zbyt ciemna. Przywykłem.
      Tak sobie myślę, ze może masz rację. Że czasem wszystko zmierza do tego, by nam coś udowodnić. Albo my dojrzewając umiemy docenić to wszystko, co zlewa się w ten jeden punkt. Chwila, Pani może być kim chce. Przecież u Anglików jest mężczyzną i bodaj u Niemców, też jest rodzaju męskiego. Skądinąd przeżyłem pewien dysonans poznawczy, kiedy jako smarkacz sięgnąłem po "Świat dysku", gdzie śmierć jest właśnie nie kobieta, a mężczyzną. I długo myślałem, ze facet jest genialny, bo odwrócił płeć generując nowe skojarzenia. Tak z głupoty swojej zrobiłem atut, do czego mogę się przyznać :D
      Bardzo, bardzo Ci dziękuję, bo szczerze powiedziawszy nie spodziewałem się tego, że tekst okaże się w ocenie taki dobry. Ela chwali opis, Ty chwalisz dialogi. Kurczę, a co ja moge pochwalić? Czuję niedosyt, pewne niedokonanie. Ale to chyba dobrze, bo źle bym się czuł. Pozdrawiam Cię serdecznie machając z moich przedmieść :)))))

      Usuń
  6. Witku czytając ten tekst, przypomniał mi się pierwszy tekst od Ciebie jaki przeczytałam. Też był o mieście i spacerze. A właściwie przebieganie chyłkiem, po brudnych śniegową chlapą pokrytych zaułkach nocką chorym i marzeniu aby wreszcie znaleźć się w domu, zapalić świeczkę i wypić herbatę. I w kontekście z tym tekstem świat wydał się inny. Choć jedno pozostało w nim spójnie. To się nie zmieniło. Tam mrok, tu słońce. Jednak ludzie tam i tu tacy sami. Dziwne uczucie jak opisujesz ludzi tam i tu. Jak ich widzisz. A rozmowa z panią Śmiercią - cudowna. W ten dialog bardzo krótki chyba włożyłeś wszystkie nasze pragnienia. Oczekiwania od życia i to co jest jego istotą. Włożyłeś tęsknotę za ciepłem, za akceptacją najbliższych, za zrozumieniem. No i tęsknotę za pięknem też. Tą samą duszę ubrać w ciało starej grubej kobiety a w błękitnookiego pięknego anioła - wybór zawsze będzie jednakowy. Mimo iż się mówi, że to nie ma nic do rzeczy i liczy się dusza. W naszym pięknym świecie ludzkim tak nie ma. Albo należy do rzadkości. Fajny tekst. W piękny słoneczny jesienny dzień wybrać się na spacer i na kawę z własną śmiercią i uciąć sobie interesującą z dużą dozą niedomówień rozmowę. Antyk lubisz, stare stylowe kamienice :) lubię zdjęcia czarno-białe. Pozdrawiam jesiennie choć słonecznie :) dobrego dnia Witku.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hmm... Nie wiem, w jaki sposób Ci odpowiedzieć, bo widzę, ze wahasz się między pochwałą, a naganą. I słusznie! Nie może być świata perfekcyjnego. Nawet tego papierowego, bo byłby nieprawdziwy. Ale ad rem, zaniepokoił mnie fragment: " Jednak ludzie tam i tu tacy sami. Dziwne uczucie jak opisujesz ludzi tam i tu. Jak ich widzisz." Czy możesz powiedzieć, co masz na myśli? Sprawdziłem te teksty, o których wspominasz - w jednym z nich opisuję miasto i te brzydkie rzeczy, które się w nim dzieją. Zapach, smak i brudne kamienice. Ludzi oczywiście też. Bo nie lubię MASY, nie lubię tłumu, który rządzi się swoimi prawami i zachowuje tak, jak tłum. Tłum jest zawsze anonimowy, nie ma imienia, trudno w nim o cisze i równie trudno o indywidualizm. A ten cenię bardzo. Lubię jednostki, bo wierzę w kontakt nie z masą, a z jednostkami. Jeśli coś jest skierowane do wszystkich, to skierowane jest do nikogo. A ja wierzę w rozmowę i wierzę w to wszystko, co opisałem w rozmowie z Panią. Czy teraz wydaje Ci się to dziwne dalej? Niepokojące? Proszę, powiedz, co miałaś na myśli? Za pozostałem myśli dziękuję Ci bardzo i bardzo cieszę, że dotknąłem tematu, który Cię zainteresował. Nie żegnam się czekając na Twoją odpowiedź :)))

      Usuń
    2. Mało precyzyjnie się wyrażam czasami i nie bywam zrozumiana :((( to boli gdy się okazuje, że człowieka nie rozumie świat - to żartem i mocno satyrycznie :) całkiem mocno satyrycznie albo auto-satyrycznie precyzyjniej. Ludzie tacy sami w Twoim opowiadaniu jednym i drugim - no to chyba normalne, że tacy sami. A jacy nagle mają być ? I też dobrze, bo poglądy masz ugruntowane a nie jak wiatr zawieje. Nie przyjaźnie się z ludźmi, którzy zmieniają swoje poglądy co tydzień, jak im wygodnie. Pisząc "dziwnie" - miałam na myśli, że w barwach i tonacjach zapachów i tłumu, masy. Raczej w barwie negatywnej. Nawet to rozumiem. Bo jako tłum zatracamy własne JA. Już nie ma w nim przyjaciela, nie ma matki, kochanki. Jest masa zapachu, potu - bryła bezimienna, nawet jakby tam znalazły się nam bliskie osoby. Dziwne - prawda. Zajęty rozmową i zapatrzony na boski tyłek cudownej Śmierci widziałeś tylko masę. Nie dostrzegłeś, że tam mogą być też i bliskie albo najbliższe osoby. I prawdą jest, że tłum rządzi się swoimi prawami - nawet powstała nauka w temacie i wiele prac naukowych. Jednak mały w tym diabelski chochlik. Ten tłum to też i my. Dziwne. My stanowimy tłum, mimo iż jesteśmy jednostkami. Też nie lubię tłumu. Unikam jak ino mogę. Boję się tłumu. Duszą mnie zapachy, nieumyte spocone, przepocone ciała. Tłum śmierdzi, potem, agresją. Niebezpieczeństwem. Jest obcy. A my jako jednostki pragniemy przestrzeni, uwagi skupionej na sobie. Rozmowy w cztery oczy. Tłum ma setek oczu. Dla sprostowania i zaznaczenia - tekst Twój jak i zdjęcia bardzo mnie poruszyły i się spodobały. Jakby się coś nie spodobało na bank bym napisała, przecież wiesz, że nie mam z tym problemu :)) Z drugiej strony - czy to istotne czy mi się podoba, czy nie. Nie istotne. Piszesz, bo umiesz pisać, masz coś do powiedzenia, to mówisz. Nie dlatego aby się spodobało temu lub owemu. Dobrze piszesz, albo coraz lepiej z miesiąca na miesiąc i wielka by była szkoda gdybyś przestał. Prowokujesz do chwili zastanowienia, czasami do śmiechu, czasami do refleksji. I jeszcze raz wszystko tekst i zdjęcia jest ok. Nieźle się i uśmiałam czytając. Hmm. Mam ino teraz cichą nadzieję, że to moje pokręcone tłumaczenie do słowa "dziwne" zrozumiałeś :)) gdzieś Ty Witku tu nagany się dopatrzył to ja za Boga nie wiem :) no i z jakiej paczki ja miałabym Ci nagany udzielać :D - wow. Zapamiętam :) ładnie to słowo brzmi - nagana. W życiu nikomu jej nie udzieliłam 😉

      Usuń
    3. No, tom się uspokoił trochę. Ale tylko trochę :D A tak między nami, to każdy tekst, który tu się pojawia, to tak naprawdę sprawdzian mnie i mojego pisania. Poniekąd mnie samego. Podjęcie polemiki, czasem wymiana myśli, rozmowa. Ale często również właśnie sprawdzian. Ano, taki los tego, kto pisze :))) Pozdrawiam Cię Grażynko życząc dużo sił i zdrowia :)))

      Usuń
  7. Fajnie się tak płynie z tłumem. Lubię to uczucie jedności tego wielkiego organizmu.

    Bardzo podoba mi się opis zapachu miasta!
    Choć gdy przeczytałam “starsza pani” to byłam pewna, że dalej będzie naftalina;) a tu miłe zaskoczenie- olejek różany.

    Czytam tekst i mam w sumie mętlik w głowie, zgadzam się i się nie zgadzam, uważam dokładnie tak samo, ale mam zupełnie inne zdanie.
    Śmierć mówi, że zwracamy uwagę na rzeczy mało istotne i myślę sobie “no raczej!”. Gdybyśmy mieli żyć tak tylko na poważnie, bez tych naszych małych, codziennych radości i trosk, a tylko z myślą że kiedyś i tak umrzemy i że nasze dające szczęście drobnostki i małe dramaciki ostatecznie nie mają absolutnie żadnego znaczenia, to chyba nie miałoby to sensu. Nie wiem czy da się tak żyć. Myślę, że nie. Ale śmierć nie może tego wiedzieć, stąd pewnie takie jej wnioski.
    Ahh i bardzo podoba mi się fragment o tańcu wokół tematu! Śmierć gra, Ty tańczysz. Tutaj zgadzam się ze śmiercią, że rozmowa to gra. Może nie zawsze, ale umiejętność grania rozmową uważam za bardzo ważną i przydatną. Słowa, gesty, kontakt wzrokowy to nieodłączny element tej gry.

    W co śmierć była ubrana zanim włożyła coś współczesnego? Czarna szata z głębokim kapturem i kosa jako dodatek?

    Miłego wieczoru!
    :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No, to teraz ja mogę powiedzieć, ze zgadzam się i się nie zgadzam :D Dzieje się tak zazwyczaj wtedy, kiedy coś jest nam bliskie i jednocześnie sami to przeżywamy. Zatem ciesze się, ze te opisy Ci się podobają. Natomiast sam dialog z Panią, to już moja czysta zachciewajka. Czemu zachciewajka? Bo już na samym początku pytam Panią Ś - "Czy musimy?" Ja wyraźnie nie chcę sobie psuć popołudnia. Czy tańczę, jak ona mi zagra? Może tak, może nie. Na pewno dla mnie samego rozmowa nie jest grą mimo tego, że tak się utarło, że podejmujemy grę, że przyjmujemy wyzwanie. Dla mnie rozmowa zawsze jest przyjemnością. Czy to gra? Nie, to nie gra, bo aktorem nie jestem. To by sugerowało, że udaję. Gram. A przecież tak nie jest. A przynajmniej nie zazwyczaj. A poza tym rozmowa, to słuchanie partnera. Nie jego kwestii, a raczej tego, co w nim jest, a próbuje wyartykułować. Namieszałem trochę :))
      W co była ubrana? Była ubrana w długi, szary sweter, który bardziej przypominał suknię o nieco workowatym kształcie. Oczywiście z kapturem, bo tradycji musi się stać zadość. A potem była ubrana w cudowną białą bluzkę z elementami koronkowymi i bufiastymi rękawami, które podkreślały jej bardzo zgrabne dłonie. Do tego była spódnica, która była koloru szarego. Raczej krótka i wąska. Buty długie, przylegające do łydek ze srebrnymi klamrami. Na torebkę niestety nie zwróciłem uwagi :D Acha, koszula z rozpiętymi dwoma guzikami, by można było zobaczyć wisiorek na cieniutkim, przezroczystym łańcuszku ze złota. Wisiorek, to już czysta, misterna robota starych mistrzów. I tyle :))) Dzięki Ci wielkie za komentarz i również dobrego, czwartkowego wieczoru :)) Wracam do łóżka, dopadło mnie kichanie, więc się wykicham i jutro będę jak nowy :)))

      Usuń
    2. PS. Buty szare, nie czarne. Bardzo głęboki kolor ni to gołębi, ni to pleśniowy. Czy symboliczny, cholera wie. Ale mnie się całość podobała. Kelnerowi zresztą też. Tyle, ze ja rozmawiałem, a kelner mógł co najwyżej zazdrościć. I dobrze! :)))

      Usuń
  8. “Dla mnie rozmowa zawsze jest przyjemnością.”
    To tylko pozazdrościć! :) Mi przynajmniej zawodowo zdążyło odbyć się kilka nieprzyjemnych rozmów. Albo nawet znacznie, znacznie więcej;) I głównie te zawodowe rozmowy widzę właśnie trochę jako grę, przynajmniej z mojej strony. Przyznaję szczerze, że czasem nawet wręcz manipulację. Ale inaczej się nie da czasami, muszę się dostosować do rozmówcy i wtedy udaję i gram (i to jak;))
    Prywatnie raczej tego nie robię. Chociaż…bywa i tak, zwłaszcza jeśli za kimś nie przepadam, albo co gorsza zupełnie nie ufam to jak wtedy nie grać?

    No a kosa? Miała kosę?;)
    Workowaty sweter brzmi bardzo przekonywająco do jej profesji, naprawdę pasuje.
    Wiedziałam, że ta wersja współczesna będzie składać się z wąskiego dołu! Jakiegoś ołówkowego kroju. No wiedziałam! Chociaż i tak myślałam, że całość będzie bardziej atencyjna np. bordowa;)
    A wisiorek brzmi przerażająco! Jak jakiś starożytny artefakt pełen nadprzyrodzonych, śmiercionośnych mocy!

    "Tyle, ze ja rozmawiałem, a kelner mógł co najwyżej zazdrościć. I dobrze! :)))"
    Ah ta nobilitacja atrakcyjną partnerką;))
    I bardzo dobrze!
    :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przyznam się, ze myślałem o rozmowach prywatnych. Tych zawodowych nie brałem pod uwagę, bo są zawodowe, czyli inny świat. Tu faktycznie, bywa różnie. Ale jeśli mam rozmawiać z przełożonym, to przyjmuję strategię milczenia zmuszając partnera do nadaktywności i w pewnym sensie mam spokój :D Ale żeby uczcić uszy prawdą, to powiem tak: Nie lubie słowa "Gra" w kontekście kontaktów międzyludzkich. Jak się domyślasz, uraczono mnie kiedyś uzasadnieniem, które mi się nie spodobało i jako rasowy koziorożec uparłem się, że to głupie. Dodatkowo wsparto się książką "W co grają ludzie", więc trudno o lepszą motywację, by mnie zniechęcić :P Więc założyłem, że "gra", jest be! i przynajmniej na priv staram się wyrugować ten wyraz. Z mniejszym, bądź większym skutkiem.
      Kosa, jak mi kiedyś tłumaczyła, to tylko symbol i bardziej przeszkadza, niż pomaga. Ale chyba traktuje ją, jako element stylizacji i nie zawsze jest potrzeba. Zazwyczaj opiera ją o drzewo i tyle. Teraz kosy nie stwierdziłem :)) Zorientowałem się, ze lepiej czasami o pewne rzeczy nie pytać. Coś nerwowo reaguje :P Bordowy kolor? Że niby krew, prawda? Cóż, kto zrozumie kobietę (nawet taką), będzie najmędrszym człekiem w świecie, jak powiedział poeta. A ja do takich nie należę, więc nawet sobie nie łamię głowy czemu tak, a nie inaczej. Prawdopodobnie sięgnęła mi do głowy, po jakiś atrakcyjny wzorzec i zrobiła tak, by się mnie spodobało. I dobrze :))) A wisiorek może być rozczarowaniem. Bo to było wszechwiedzące oko w trójkącie (skoro już kulturowo lecimy hardem, to polećmy do końca)
      Ostatni akapit udowadnia, ze jestem typowym facetem, czego wypierać się nie mam zamiaru. Ba, odpowiada mi ten fakt bardzo :)) Popołudnie miało być udane i takie było :)) Może nie tak, jak oczekiwałem, ale w rozrachunku, czy ma to znaczenie?
      Przepraszam za niesymetryczną czasowo odpowiedź, ale szukam samochodu, a właściwie zastanawiam się nad kupnem gwiazdy;) i dyskusja trwa :)) Miłego wieczoru :))))
      PS. Dziękuję Ci za przyjemność rozmowy, bo uśmiechałem się odpisując :))

      Usuń
    2. Na szczęście mojemu przełożonemu ufam, więc grać tu absolutnie nie muszę. Swoją drogą daje mi to wyjątkowy komfort pracy, że mam szefa, z którym lubię się na stopie prywatnej, a i zawodowo zawsze mogę podzielić się wątpliwościami. Zresztą współpracowników też mam cudownych;)
      Ale co do pozostałej części pracy to od wczoraj o tym myślę i dochodzę do wniosku, że to czysta gra, zero prywaty, zero mnie we mnie.
      Początkowo widząc twoją odpowiedź, kiedy jeszcze nie zdążyłam jej przeczytać dokładnie, a tylko powierzchownie obejrzałam obawiałam się, że ktoś próbował cię przekonać do rozmowy jako koncepcji gry “Grą” Neila Straussa;) to jest dopiero dramat. “W co grają ludzie” przy tym to i tak bardzo mocarna, naukowa i etyczna pozycja!;)

      Ciekawe co śmierć tak w pytaniu o kosę denerwuje... Może niech się przerzuci na motylka to i parę fajnych trików jeszcze się nauczy;)

      Mówiąc o kolorze bordowym niekoniecznie miałam na myśli krew. Raczej atrakcyjność koloru i przyciąganie wzroku. No ale wiadomo, nie to co ładne jest ładne, ale to co się komu podoba;)

      “Ostatni akapit udowadnia, ze jestem typowym facetem”
      Raczej po prostu człowiekiem. To jest w ogóle arcy ciekawy temat.

      “szukam samochodu, a właściwie zastanawiam się nad kupnem gwiazdy”
      U mnie to samo, powodzenia więc! ;)

      Usuń
    3. O pracy lepiej nie mówić - Ty wiesz, gdzie ja pracuję, więc gra, czy nawet pozory gry zostają automatycznie wychwycone przez młodych ludzi, więc lepiej tego nie robić. Ocena takiego człowieka i poziom zaufania leci na łeb, na szyję. O reszcie albo dobrze, albo wcale, jak mawia przysłowie :))) Ale troszkę domyślam się, gdzie pracujesz, więc wcale Ci się nie dziwię, że masz wewnętrzne zabezpieczenia.

      Widzisz, tę kosę, to wymyślono stosunkowo późno, więc niejako dostała ją razem z postępem technicznym. Wcześniej to był sierp, a jeszcze wcześniej nóż, albo nożyce (trochę podobne do tych, którymi dawniej strzyżono owce) Reaguje nerwowo, bo pewnie drażni ją to, że pytam. Więc nie pytam, a kosa sobie stoi pod drzewem zazwyczaj. Jak chcę ją zdenerwować, to wiem czym :))) Ale pytanie o kosę ma taki sens, jak pytanie - "słuchaj, czym pielęgnujesz kości?"

      A, widzisz...nie pomyślałem o tej atrakcyjności koloru. Co prawda, jak napisałaś "bordowy", to pomyślałem o buraczkach na ciepło i to było moje pierwsze skojarzenie :P Ale...coś w tym jest, bo przez żołądek do serca, a kuchnia i sypialnia mają bardzo wiele wspólnego :D

      Tak, to fajny temat, ale trochę niebezpieczny, bo łatwo zaplątać się w płciach, równouprawnieniach i sytuacjach, które mogą się przytrafić. Ale wierzę Ci na słowo, że to cecha czysto ludzka, nie tylko przejaw męskości ;) (bo to akurat wiem)

      Również powodzenia dla Ciebie :))) Ja znalazłem swoją bryczkę, tylko trzeba poczekać, aż salon upora się z papierkami. A myślałem, że to takie proste. Człowiek uczy się całe życie. I tak sobie mówię 'bądź cierpliwy, bądź cierpliwy', ale chyba wcale nie mam na to ochoty. Pożegnałem dziś mój stary samochód, który trafił w dobre ręce, więc z czystym sumieniem CZEKAM :(
      Dobrej nocy, lub dobrego dnia :)))

      Usuń
    4. “Ty wiesz, gdzie ja pracuję, więc gra, czy nawet pozory gry zostają automatycznie wychwycone przez młodych ludzi, więc lepiej tego nie robić.”
      To akurat jest dla mnie zaskakujące. Myślałam, że w kontakcie z uczniami granie jest takim swoistym buforem bezpieczeństwa dla nich też, ale przede wszystkim dla Ciebie. Naprawdę tutaj mnie zaskoczyłeś.

      Nożyce by mi się najbardziej podobały! Są chyba najbardziej przerażające wizualnie no i nazwa brzmi najbardziej śmiercionośnie. Nie miałam o tym pojęcia:)

      Buraczki na ciepło zawsze na propsie;)

      “łatwo zaplątać się w płciach, równouprawnieniach i sytuacjach, które mogą się przytrafić”
      Nie jestem pewna czy nasze myśli potoczyły się w tym samym kierunku. Tu widać jak bardzo nasza samoocena zależy od innych. I to nawet nie tych, którymi jesteśmy zainteresowani, ale otoczenia samego w sobie. Fascynujące, prawda?

      Zaś co do auta, ja sama się strasznie waham, szukam, ale ciężko mi określić markę czy koszty, nieważne. Zazdroszczę, że masz to za sobą. Mam znajomego, który wpadł kiedyś do salonu samochodowego mówiąc “tego poproszę!” też się zdziwił, że to nie tak od ręki;)

      Udanego!
      ;)

      Usuń
    5. Są nauczyciele, którzy grają. Ale to zależy od przyjętej konwencji. Wyobraź sobie kogoś, kto ma świetne lekcje, pięknie mówi, a potem w kontakcie półprywatnym po lekcji okazuje się, ze jest inny. Zatem warto być autentycznym w przekonaniach i w sądach. Bufor bezpieczeństwa jest, bo jakby inaczej :)) Ale gdzie indziej. najczęściej uczniowie pytają o życie prywatne. Zatem tu jest bufor bezpieczeństwa. jeśli sam czegoś nie powiem, to to nie istnieje. I to się sprawdza. Moi uczniowie są przekonani, ze słucham muzyki klasycznej i każdą lekcję przygotowuję na pamięć, a zwłaszcza notatki :D

      Tak, wiem, że myślałaś o czymś innym. Ale nie byłbym sobą, gdybym odpowiedział jak człowiek :)) Przepraszam :)) Kiedyś na którymś z wykładów z psychologii miałem temat "Atrakcyjność interpersonalna". Byłem jednym z nielicznych facetów na moim roku, który na dodatek łaził na te zajęcia z uporem maniaka. Cóż, kujon ze mnie :P W każdym razie, kiedy kobieta zapowiedziała temat, to spojrzała na mnie i powiedziała - panie Witku, to nie to, o czym pan myśli. Na co ja uśmiechnąłem się jeszcze ładniej i stwierdziłem, że nie szkodzi, sam wyraz "Atrakcyjność" ma w sobie taki potencjał, że możemy gadać i gadać. Kobieta była wyraźnie usatysfakcjonowana, że znalazł się facet, który będzie słuchał. No i słuchałem. Dopóki mówiła o tym o czym chciałem słuchać :D

      Przede wszystkim, jak mówi mój znajomy (ach ci znajomi!), przy kupnie samochodu obowiązuje reguła dupy. tak DUPY. Kiedy siądziesz w samochodzie i będzie Ci wygodnie, to znaczy, że to ten. Resztę, czyli kolor, moc silnika,m cena itd, to już pochodna dupy :)))) troszkę się śmieję, ale coś w tym jest. Skoro ma Ci służyć ileś czasu i codziennie, załóżmy rano i po pracy ma Cię wieźć gdzieś, to warto, by był wygodny. jeśli kryterium dupy Cie nie przekonuje, to spójrz na stan konta i zobacz, co możesz kupić. Dolicz koła zimowe i jakieś dodatki i ubezpieczenie. Zaokrąglij i masz wynik przybliżony. I teraz szukaj wg kryterium ładny, brzydki. Ja zawsze marzyłem o jednej z marek i obiecałem sobie, ze będę nią jeździł. Tu nie było innego kryterium tylko jedno z marzeń do odhaczenia. Brzmi trochę dziwnie, ale marzymy o różnych rzeczach. Od czegoś trzeba zacząć :))

      Miłego, choć deszczowego :)))

      Usuń
  9. A mnie to miejsce zaciekawiło. Co to za miasto, które pojawiło się na zdjęciach?
    I czy bym umiała tak spokojnie rozmawiać sobie ze śmiercią, nawet jeśli byłaby w jakiś sposób dla mnie atrakcyjna? Czy w ogóle bym chciała? A jeśli już, to czy nie skończyłoby się na pytaniach, co potem, gdzie mnie dalej poprowadzi jak już zabierze ze sobą?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To miasto, to Katowice. Hmm...nie wiem, czy byś potrafiła. te pytania, które zadajesz są Twoimi pytaniami. Ja zadaję te, które chcę zadać. A czy zadawałem inne? Tak. Ale nie doczekałem się odpowiedzi, albo były odpowiedziami wieloznacznymi. Zatem dostałem sygnał: "Nie pytaj o coś, o co pytać nie powinieneś". Pozdrawiam Cię serdecznie :)))

      Usuń

Prześlij komentarz

KOMENTARZE

Popularne posty