Święto w mieście...

          Kamienny Chrystus, jak co roku dźwiga swój krzyż mając utkwiony kamienny wzrok w drogę. On wie, co jest na jej końcu. Ale zanim to się stanie, musi nieść swój krzyż, który z roku na rok jest coraz bardziej koślawy, coraz bardziej obłupany. Tak jakby krzyż był coraz cięższy, albo droga kamiennej rzeźby zbyt daleka. Nieopodal kamienny anioł powoli przestaje wyglądać jak anioł z marzeń pensjonarki zamieniając się powoli w maszkarę, która ma odstraszać obcych. Wszystko to za bramą, która rozdziela dwa światy. Żywych i tych, którzy odeszli. Kamienne miasta z ulicami, sklepami, i Bóg raczy wiedzieć z czym jeszcze, zmienia się w kamienne miasto, gdzie tabu ludzkie nakazuje ciszę. Ale ciszy nie ma przez te kilka dni. Jest festiwal nawoływań, pośpiech i niecierpliwość. Jest światło, dużo światła przesączonego przez kolorowe szybki zniczy. I na to wszystko spogląda kamienny Chrystus z powagą kamienia i wiecznym umęczeniem na twarzy, którą żłobi deszcz i rzeźbi mróz. Jego cierpienie się pogłębia, a kamień pęka. A w końcu cmentarz cichnie. Ludzie odchodzą do swoich domów, by napić się herbaty, kawy czy wódki. Zjeść ciasto, bigos, albo sałatkę. Bo przecież jest święto. Tylko świętują nie ci, którym to potrzebne. Zajęci swoim ludzkim światkiem czasem rzucą uwagę, lub wspomną imię. Może jakiś zabawny epizod z pogrzebu. A na cmentarzu palą się znicze i ciemność opada na groby. Wreszcie. Wtedy, można też posłuchać tych, którzy odeszli:
- Poszli już?
- Czekaj, zobaczę.
- I…
- No czekaj mówię, zaplątałam się w sukienkę. Też mieli pomysł, mi do trumny sukienkę włożyć. Dobra, jest czysto, można wyjść.
- Uff, duszno. A zniczy ponastawiali, nie wiadomo po co. A ty słyszałaś, co mój kuzyn Marek mówił? Drań jakich mało. Zresztą nigdy go nie lubiłem, a ta hiena przylazła na cmentarz. Świętą minę robił, ręce składał, ale żadnej zdrowaśki nie powiedział.
- A który to?
- No wiesz, w tym płaszczu i kapeluszu. Idiota, kapelusz włożył. Żeby go jeszcze ściągnął. Ale nie, przecież przyjechał z „Mniasta”.
- Nie przejmuj się. U mnie ciotka Janka powiedziała, że zawsze miałam krótkie nogi i złapałam męża cudem. Gadzina jedna. Sama stała koło drzewa i szurała liśćmi, by nikt nie usłyszał, że ma gazy.
- Dobrze, że to tylko raz w roku.
- Ona powinna mieć gazy codziennie. Wstrętna baba. Pamiętam jak się pokłóciłyśmy o dywan. Ale dobrze, że już po tym wszystkim.  Kolejny rok zaliczony, jest co świętować.
- Oj dobrze, dobrze. Wreszcie się wysypiać zacząłem. I zobacz, przynieśli kwiaty, ale sztuczne.
- Dziwisz się. Zostaną na dłużej i będzie spokój. Nie będą się kręcić.
- Tak, w sumie masz rację. Kilka dni po pogrzebie miałem za swoje. Co rusz któryś przyłaził, a od tych kwiatów, to wysypki dostałem. A przecież mówiłem, że mam alergię. Ale nie, nikt nie pamiętał.
- Oni nigdy nie pamiętają...

      I tak mija noc w kamiennym mieście, kiedy ludzie idą do swoich spraw i swojego ludzkiego ciepła i krążącej w żyłach krwi niosącej niepokój. A cmentarze na powrót pustoszeją dając odpoczynek tym, którzy na niego zasłużyli w mniejszym, bądź większym stopniu. Wraca równowaga nocy. Wszystko spowija czerń i zaczyna się sen. Ten wiekuisty i ten niespokojny w swoich łóżkach i trumnach. Jedynie kamienny Chrystus dalej trudzi się nad swoim krzyżem myśląc z niepokojem o podmurówce, która już skruszała i niedługo cement puści. Zwali się pewnie na ziemię. A może to dobrze – odpocznie wreszcie. Nieopodal Matka Boska wzdycha cicho, bo ten syn, to zawsze ma głupie pomysły. Ale ona też czuje jakąś dziwną ulgę. Szybko jednak poprawia się w myślach i zamyka oczy. To był trudny dzień, pora odpocząć…   















Komentarze

  1. Po co żyć ? Dla tych kamiennych posagów ? Które i tak kruszeją odchodząc w niepamięć. Dla ciotek, kuzynów, przyjaciół dla których stajemy się z biegiem czasu zapomnieniem. Dla kilku uśmiechów. Gdy patrzymy w oczy, gdy obrócimy się plecami to pozostaje grymas zniecierpliwienia, wyśmianie, drwina. Po kilku latach ledwie wzruszenie ramion z "a był sobie taki ktoś" ... Czy warto żyć dla kamiennych murów, gdzie ledwie światło dociera.Warto żyć dla cmentarzy i świeczek. Coraz mniej mi się podoba to życie, te mury, więdnące usychające kwiaty co owoce wydają. Wstrząsający tekst Witku i zdjęcia. Odpoczynku i spokoju dla Ciebie i słońca :) .....

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hmm...Chyba źle postawiłaś pytanie. "Po co żyć?", to nie jest dobre pytanie, bo przecież sensu doszukujemy się w czasie każdej porażki i w każdym sukcesie. A ja chciałem pokazać, ze życie w wymiarze fizycznym ma swoją kontynuację w sferze duchowej (że się tak wyrażę) Dlatego pytanie "po co żyć" uważam za błędnie postawione. Powinno się pytać "jak żyć", bo przecież trzeba patrzyć w jaśniejszą stronę tego, co uważamy za przyszłość. Nie wiem Grażynko, co w tym tekście Tobą wstrząsnęło, ale starałem się spojrzeć raczej dowcipnym i przekornym okiem na to, czego byłem świadkiem na cmentarzu. A że swoich bohaterów ubrałem w stroje pośmiertne i uczyniłem posągi myślącymi istotami? A kto wie, jakie rzeczy dzieją się na cmentarzu, kiedy nikt nie patrzy? Przecież to tabu. A każdemu tabu towarzyszy tajemnica. No więc trochę sobie zakpiłem z tej tajemnicy i z samych nas - ludzi. Również dla Ciebie słońca i ciepła i dużo, dużo zdrowia :))

      Usuń
    2. Witku pytanie postawiłam sobie, na głos. Może nie powinnam tego zrobić. Może czasami już mi za dużo i dzban powoli napełnia się po brzegi.Ten czas dla mnie niezbyt przyjemny z kilku powodów. A praca moja jednak to nie roześmiane dzieci, a pokonani przez czas ludzie. To się czasami przedkłada na spojrzenie na świat. I wyłazi jak zmora może nie wtedy kiedy trzeba. Jeszcze raz - napisałeś dobry tekst :) od strony krzywego zwierciadła też dobry.

      Usuń
    3. Ależ ja nie mam nic przeciwko temu, byś robiła z moim tekstem tego, co chcesz. Tyle tylko, ze stawiasz pytanie, na które z góry ja bym odpowiedział - "Po nic". Bo jestem na sterydach złości i adrenalinie złośliwości. Żyje się nie "po coś". I sama wiesz, ze nawet ci ludzie, których czas się spełnia, wyciągają ręce prosząc o więcej. Gdyby to życie było takie złe, to czy wyciągalibyśmy ręce prosząc o więcej? A że czasem jest trudne, a starość brzydka i śmierdząca i często nieświadoma tego? Tak jest i chyba nikt tego nie kwestionuje. No, chyba, ze totalni ignoranci. Wiem jak wygląda starość i opieka nad strością. I nawet, jak wygląda starcza złośliwość. I wiesz z czego to wynika? Z zazdrości, życia. Nie pytaj więc "Po co żyć". Zapytaj raczej ile powodów i jakie są, by żyć. Tak lepiej :)))

      Usuń
  2. Wypisz wymaluj tak właśnie widzę to święto. Bardzo trafne są, Witku,Twoje spostrzeżenia. Cała pompa, parada, przekrzykiwania i dyskusje, popychanki w przejściach, nie mówiąc o korkach na ulicach czy tłoku w komunikacji miejskiej. Nie lubię...chociaż tegoroczny pierwszy listopada upłynął mi nietypowo w miłej, rodzinnej atmosferze. Niezwykłe doznania spotkały mnie również wczoraj. Za przyczyną Goole koniecznie chciałam się wybrać na łódzki Stary Cmentarz a dlatego, że zawsze sprawdzając czy jeszcze coś po moim profilu na G+ zostało zawsze wczytywał mi się pewien link, nie wiedziałam dlaczego (osób o takim samym imieniu i nazwisku jest kilka). Przeczytałam... to bardzo tragiczna aczkolwiek ciekawa historia ( link zamieszczam, jeśli chcesz poczytaj). Pojechałam na ten cmentarz sama, bo nikt nie chciał i ja to rozumiem. Nie żałuję. To co zobaczyłam było niezwykłe, bo chociaż to cmentarz bardziej przypominał mi sen czy bajkę. Wszystko zarośnięte i po kolana (tak dosłownie) w liściach. Smutna nekropolia, która przez ponad trzydzieści lat zapomnienia utworzyła jedyną w swoim rodzaju roślinność i klimat - melancholii i ciszy. Do tej pory mam przed oczami. Mogiły odnalazłam , zapaliłam znicz, przyjrzałam się fotografii dziewczynki i dziwne, ale cieszę się, że tam byłam.
    Na pewno zapamiętam tegoroczne Wszystkich Świętych.
    Bardzo pięknie pokazałeś i światło i zadumę tego dnia na zdjęciach Witku. Nikt się nie dziwił, ze robisz zdjęcia? Pozdrawiam Cię bardzo serdecznie z pochmurnej jednak Łodzi:)))

    Link do artykułu :
    https://www.tvn24.pl/magazyn-tvn24/lodzie-szly-na-dno-a-powietrze-rozdzieraly-krzyki-dzieci-i-rozpaczliwa-modlitwa,112,2057

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję Ci za link, wieczorem poczytam z wielką przyjemnością!! A wiesz, nikt mnie nie zaczepiał o zdjęcia. Raz, że było ciemno, dwa, że skupiłem się na figurach i medalionach na grobach. Żywych omijałem ;) Ale to prawda. Czasami trafi jakiś nadgorliwiec, który gotów wzywać policję, straż miejską, pogotowie i Bóg raczy wiedzieć kogo jeszcze, bo widzi aparat i "hańbię to święte miejsce". Tak było dwa lata temu, gdzie jakiś krewki jegomość prawie zerwał mi aparat z szyi niemal z szyją i brał się do bicia. na szczęście zanim to zrobił, zadałem mu pytanie, czy uważa się za katolika. Tak się chłopina stropił, że mało z oburzenia nie zszedł z tego świata. A jego wzrok mówił "Ludzie!! Biją!! Mnie, najgorliwszego i największego!! " Tak się tym wzruszył, że zapomniał o mnie. Ale tak dzieje się zazwyczaj ze wszystkim, co jest powierzchowne i na pokaz. No i trzeba mieć trochę rozumu, by dotarły słowa, ze Boga, to się nosi w sercu, a nie na języku. Ale dotrzemy w rejony rozmowy, które mogą wywołać stupor, więc zamilknę. Ciesze się Elu, że podesłałaś link. Sam szukam takiego miejsca, ale musiałbym jechać na cmentarz żydowski, albo w okolice Opola, gdzie sporo grobów właśnie takich. Zapomnianych. Troszkę Ci zazdroszczę i wpisuję na listę tego, co muszę zdjąć aparatem :)) Przynajmniej jest w miarę ciepło. Co prawda zdjęć nie zrobiłem dziś, ale nie szkodzi. Odpocznę i moja goniona wyobraźnia również :D Dziękuję Ci za komentarz i życzę Ci spokojnej reszty niedzieli. No i macham z daleka w linii prostej na północ :))))

      Usuń
    2. PS. Przepraszam za wyrwy w odpowiedzi, ale spieszyłem się z odpowiedzią :)))

      Usuń
    3. Elu przeczytałam :( i popłakałam :( .... i tylko pozostaje powiedzieć, że nic nam nie dano i nic nie obiecano, jedynie nadzieję na niebo. I miejmy nadzieję, że ono jest. I tak naprawdę nie mamy wpływu na nasz los i na to z czym nam się przyjdzie w życiu zmierzyć. Uściski.

      Usuń
    4. Witku zawsze najważniejsza jest treść i to co chcemy przekazać, dla mnie nie mają znaczenia wszelkie wyrwy czy jakieś tam błędy . Ja pewnie nie jeden robię i nie raz je widzisz chociażby z racji swojej profesji, ale gdybym tak bardzo się tym stresowała nie mogłabym Ci nic napisać. Ha, ha:))

      Grażynko nie wiem kto chciał, żebym poznała tą historię chyba google, bo jedna z dziewczynek to Zofia Elżbieta Pacuszka. Byłam na jej grobie . Spojrzałam w "oczy" na zdjęciu. Miała tylko 12 lat.
      Myślę ile czasu mamy darowane, one nie miały takiej szansy...
      Pozdrowionka:)))

      Usuń
    5. Masz rację, ale sama widzisz, że muszę się pilnować co piszę i jak piszę. Z tego też powodu koncertowo ktoś mi schrzanił weekend. Ale nie bądźmy drobiazgowi. Było, minęło, a przed nami jeszcze wiele błędów do popełnienia :D Tych w tekstach również. I bardzo dobrze, bo nie jesteśmy maszynami, ani spełniaczami czyichś życzeń, a ludźmi. I tego się trzymajmy - Dziękuję Ci z całego serca :*

      Usuń
    6. To wszystko takie trudne czasami Uściski Elu :)

      Usuń
  3. A mnie zasmucił dzisiejszy tekst. Szkoda mi tych umarłych, że nie odwiedził ich nikt kogo przynajmniej by lubili, albo że nie wspomnieli jakiś dobrych chwil z kuzynem Markiem i ciotką Janką. Czy tacy już jesteśmy? Zawsze nam źle, zawsze w jakimś konflikcie, małym rodzinnym dramacie nawet po śmierci?
    Mam nadzieję, że “moi zmarli” tak o mnie nie myślą, nawet jeśli kiedyś zdarzyło mi się powiedzieć coś niezbyt eleganckiego na ich temat.
    Może widzę ten tekst tak na smutno, bo ogólnie mam dziś średni nastrój. Byłam dziś na najważniejszym dla mnie grobie i mimo, że minęło prawie 10 lat to odczuwam coraz większą złość. Coraz trudniej mi tam być. Czytać imię i nazwisko na nagrobku. Mimo upływu czasu jestem coraz bardziej zła z powodu tych wszystkich wspólnych chwil, które nigdy nie nastąpią. A najbardziej zła jestem na siebie, bo zaczynam zapominać. Stare wspomnienia zastępują nowe. Czasem nie mogę sobie przypomnieć głosu, a jeśli już wydaje mi się że sobie przypomniałam to za chwilę wątpię czy prawidłowo. Nie chcę zapomnieć. Boję się tego, a coraz trudniej mi wygrzebać coś z pamięci, choć nie minęło jeszcze znowu tak dużo czasu. A jak będę pamiętać za 40-50 lat? Czy to mają na myśli bohaterowie Twojej dzisiejszej opowieści mówiąc, że “oni nigdy nie pamiętają”?

    Na koniec pozwolę sobie odnieść się do komentarza pani Eli. Przez kilka lat mieszkałam niedaleko Starego Cmentarza w Łodzi. Koło tego miejsca nie można przejść obojętnie, ja zawsze musiałam stanąć choć na chwilę w bramie prowadzącej do kaplicy Scheiblera i patrzeć, chłonąć. Na samym cmentarzu też czasem bywałam i potwierdzam to miejsce jest nie z tej ziemi. Oniryczna scenografia. Musisz sam się przekonać i zobaczyć na własne oczy.

    Spokojnego wieczoru.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Widzisz, to chyba tak (taka była idea tekstu), ze żywym się wydaje, ze umarli nas potrzebują. A ja tym tekstem chciałem pokazać, że te światy trochę od siebie odstają. Bo muszę. Materia i duch splatają się tylko w żywych. A potem zostaje tylko duch i pamięć. Dlatego duchy, których rozmowę starałem się przedstawić są takie, a nie inne. Marudne, a także zajęte swoimi sprawami. Może denerwuje je nasza ludzka bieganina? nasze ludzkie i czysto ludzkie sprawy, które chcąc, nie chcąc wnosimy do nekropolii - miasta zmarłych? Trudno mi się poruszać w tej materii, bo jestem również w sferze przypuszczeń. Ale chciałem, by ten tekst nie zabrzmiał smutno. Bo przecież to nas najbardziej smuci, ze ktoś odchodzi. A ja na przekór temu chciałem pokazać, jak nieżywi kpią trochę z nas. Że zapominamy? Zawsze i czasem na zawsze. takie jest prawo tego świata. Ja też chwytam się czasem myśli, że nie pamiętam głosu, spojrzenia czy gestu. Że wizerunek tej osoby upodabnia się zbyt do fotografii; staje się jednowymiarowy. I chyba bardziej zaczyna mi zależeć nie na wizerunku, a na tym, co ten ktoś wniósł w moje życie. Kim się dla mnie stał. Kim ja się stałem dzięki niemu/nim. A moi bohaterowie mają na myśli pamięć absolutną, czyli taką, która obejmuje ich małe słabości. A przecież to zapomina się najprędzej. jak można zapomnieć, ze ciotka Aniela nie lubiła zielonego? A pamiętacie tę historię, jak wujek Antoś kupił samochód w tym kolorze i ciotka powiedziała, ze do niego nie wsiądzie. A potem był ślub Izy i ciotka się spiła i jechała z wujkiem i wystawiła nogi przez okno i śpiewała Marsyliankę (przepraszam, tak sobie napisałem) No więc o coś takiego mi chodzi. To nasza słabość i jednocześnie siła, by zapominać. A to, co rzeczywiście jest istotne, na pewno jest głęboko w Tobie, bo zmieniło Cię w pewien sposób. Tak sobie myślę, że to dobre wytłumaczenie. I ludzkie.
      A cmentarz zobaczę z pewnością. Może to nie będzie listopad, ale na pewno tam pojadę. Dziękuję Ci serdecznie za Twój kamyczek do tekstu i mimo, ze Ci się nie podobał, to zdecydowałaś się powiedzieć, jak Ty sama spostrzegasz ten czas i te sprawy. Pozdrawiam Cię serdecznie :)))

      Usuń
    2. “żywym się wydaje, ze umarli nas potrzebują”
      Mi się wydaje, że może to nie do końca tak. Raczej żywi potrzebują umarłych. A najlepiej jeszcze żywych umarłych;)

      “Dlatego duchy, których rozmowę starałem się przedstawić są takie, a nie inne. Marudne, a także zajęte swoimi sprawami. Może denerwuje je nasza ludzka bieganina?”
      Może. Sama nie wiem. Tak szczerze to nie do końca mnie to w sumie przekonuje. Przecież te duchy same niedawno były żywymi ludźmi. Same jeszcze niedawno uczestniczyły w tej ludzkiej bieganinie, więc jak to możliwe że staje się to dla nich tak obce i niezrozumiałe. A jeśli nawet to czemu nie interesują ich przynajmniej te ludzkie sprawy bliskich, których kochali, a których tu zostawili?
      Wiem, że to absolutnie pozbawione sensu pytania. I że nie masz na nie odpowiedzi, bo niby skąd. Po prostu trochę mnie zszokowała i wystraszyła Twoja wizja absolutnego rozdziału tych dwóch światów i teraz próbuję za bardzo nie wypaść ze swojej strefy bezpieczeństwa i komfortu;)
      A może ostatecznie każdy z nas dostanie to w co wierzy.

      “..mimo, ze Ci się nie podobał…”
      Hola, hola. Proszę mi nie wkładać w usta słów, których nie powiedziałam;)
      Tekst mnie zasmucił początkowo i zaskoczył. Nigdzie nie mówiłam, że mi się nie podoba. Wywołał u mnie silne emocje, a chyba o to chodzi w pisaniu, żeby uczucia wywoływać?

      :)

      Usuń
    3. Tak, w zasadzie o to chodzi, by wywołać emocje. Może nie o takie mi chodziło, ale są. Zazwyczaj jestem pierwszym krytykiem swojego tekstu zaraz po napisaniu. I dopiero na drugi dzień jestem w stanie ocenić jego słabsze i mocne miejsca. jednak czytanie gotowego tekstu, to jeszcze ciągle zabawa z poprawkami i zmienianiem słów. Jestem daleki od wkładania słów w czyjeś usta, ale...wyczułem spory dystans i brak uśmiechu, na co liczyłem. Bo tak naprawdę napisałem tekst, który miał pokazać, że śmierć, to tylko bariera, którą się pokonuje, by potem życie trwało w zmienionej formie. Może powinienem napisać "życie", bo z punktu formalnego, życiem już nie jest. A duchy marudne, bo zajmują się swoimi sprawami, bo przecież tyle jest historii do opowiedzenia, a mieszkańców nekropolii nie brakuje. Wiesz, coś na zasadzie, że zmieniam pracę i mimo tego, że znam wszystkich i znam mechanizmy firmy i wszystkie jej sprawy, to nie mogę się dalej nimi zajmować, bo czeka mnie coś innego. Co prawda smakowite ploteczki zawsze będą, jak ciastko do kawy albo papieros do kawy, ale stanowią tylko przerywnik, pauzę. Dobra jest taka wiedza, na której bazowały bodaj wszystkie ludy pierwotne mówiąca o tym, że ci którzy odchodzą, to nami się opiekują. Cały system szamański zresztą jest na tym oparty, a nasza kultura też się z tego nie wyłamuje. Chciałem troszeczkę stanąć okoniem i powiedzieć "Ej, ludzie! Dajcie zmarłym trochę luzu, nie mogą się nami bez przerwy zajmować. A przynajmniej zachowujcie się na cmentarzu tak, by zmarli nie mieli zastrzeżeń". Zbliżyłem ten tekst do groteski i taką miałem nadzieję na odczytanie. Na uśmiech, ale i docenienie tego, że byli, odeszli i dobrze im tam, gdzie są. Mimo tego, że ściska coś w dołku. Idę pod prąd, to nie znaczy, że sam nie idę w poprzek swoich utartych myśli i skojarzeń. Może właśnie po to, by docenić brak tych, których ciągle kochamy. Właśnie pisze kolejny tekst i tak się zastanawiam, czy chciałbym, by czytelnik się uśmiechnął, czy wolałbym refleksję. Może już dość tego uśmiechu, bo mi nie za bardzo wyszło :))) Pozdrawiam Cię życząc dobrego wieczoru
      PS. Pada, więc sennie i spokojnie. I oby taki ten wieczór był - spokojny, ciepły i z wewnętrznym luzem :))

      Usuń
  4. Świetny tekst. Dobrze napisane, bez zadęcia, trochę przewrotnie. Tak jak lubię. Wiesz, że tak lubię :)
    Opowieść lekka, a jednak swoją wagę ma.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Z serca i ze zwojów dziękuję Ci serdecznie :* Za dobre słowo i za Twój uśmiech :))) I cholernie się cieszę, bo...ech. Nic, nic, nic :)) Jest dobrze :))

      Usuń
  5. No przyznam się, że dzisiaj na cmentarzu miałam "głupie myśli", tzn. nie szły w tym kierunku, w którym powinny, bo zamiast myśleć o zmarłych i odmawiać choćby zdrowaśki, to myślałam o dupie Maryni (choć słowo daję wcale to nie były błahe sprawy, tylko może miejsce dla nich nieodpowiednie) i w końcu chodząc między grobami walnęłam głową o stary metalowy krzyż, że jedyne co mi przyszło do głowy to: puknij się w głowę i nieco ogarnij, bo jesteś na cmentarzu. Trochę mnie to postawiło do pionu, ale potem popatrzyłam po ludziach i posłuchałam, o czym gadają nad grobami i już nie miałam takich wyrzutów sumienia. U mnie w rodzinie tak jest, że spotykamy się głównie przy okazji tego święta lub pogrzebu, więc nie zawsze rozmawia się tylko o nieboszczykach. Ja natomiast bywam w takich miejscach często w ciągu roku, ale sama i to mi najbardziej pasuje. Nie mam wtedy problemów ze skupieniem i modlitwą. Zgadzam się z Twoim tekstem w 100%, podobno za zmarłych trzeba też zjeść i wypić :D Miłego wieczoru :)))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie wiń siebie za myśli, bo to myśli żywych. Przecież nie możemy upodobnić się do automatów. A wiadomo, że kiedy trzeba myśleć o czymś konkretnym, to akurat same niekonkretne myśli przychodzą do głowy. Ale widzisz, Ty bywasz na cmentarzu i wiesz, jak na nim jest. Bywasz z własnej woli. Ja poniekąd też bywam po to, by się przejść. Ale to zupełnie inna historia i nie na teraz. W każdym razie kiedyś zostałem zaproszony przez koleżankę, która jest z pochodzenia Romką (Cyganką) na obiad. I okazało się, ze obiad był, ale na cmentarzu. Było wino, były gitary i był nawet taniec. Jadło się również, ale tylko tradycyjne potrawy. Coś niesamowitego. A ludzie stawali za płotem cmentarza i patrzyli. Głupio się czułem, ale tradycja, rzecz święta dla Cyganów. Wyobraź sobie, nawet mieli pozwolenie z Miasta i od Proboszcza na to, by być na tym cmentarzu i odprawić swoją ucztę. Potem dowiedziałem się, ze to dlatego, by pokazać zmarłym, że ciągle są w taborze i nikt o nich nie zapomniał. A wracając do tematu, u mnie dawniej rodzina spotykała się przy grobie i faktycznie, stało się i stało. Nie cierpiałem tego, bo byłem dzieckiem i takie stanie mijało się dla mnie z celem. Zresztą o celu wiedziałem równie niewiele. Dzisiaj trochę inaczej. I trochę więcej grobów i wspomnień. No cóż, życie... Dziękuję Ci serdecznie za komentarz i bardzo Cię pozdrawiam :)))

      Usuń
  6. A mnie się podoba Twoja wizja miasta zmarłych i rozmów na cmentarzu.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przepraszam Cię, za późną odpowiedź. Niestety nieczęsto mogę rządzić całkowicie swoim czasem, a zwłaszcza w tygodniu. Bardzo dziękuję Ci za komentarz i cieszę się, że jednak ta cmentarna, lub nekropoidalna (!!!) opowieść Ci się spodobała. Może nie jest jakaś specjalna, ale i nie chciałem napinać wewnętrznej struny w każdym (w tym siebie) z czytających. Pozdrawiam Cię serdecznie :))

      Usuń

Prześlij komentarz

KOMENTARZE

Popularne posty