Serca...

Wiesz, nie zdążyłem dziś zjeść śniadania. Zaspałem. Leżałem sobie w ciepłym i spokojnym łóżku wiedząc, że mam czas. Lubię tak. Lubię tak leżeć i roić sobie światy, w których poddane jest wszystko mojej wyobraźni. Gdzie spełnia się to, czego pragnę, albo komplikuję. I padają słowa, które nigdy w życiu by nie padły, bo nie jest możliwe, by człowiek mówił w ten sposób. Rzeczywistość jest zawsze mniej malownicza od marzenia. I ludzie są inni niż w naszych wyobrażeniach. Dlatego patrzę na tekst i myślę sobie: „ładne, ładne, ale nie mogę tego puścić, bo to nie ma prawa istnieć”. A co ma prawo istnieć? Nie wiem, ale czuję podskórnie, że to nie mogłoby się wydarzyć. Nie takimi słowami, nie w tym miejscu, nie w tym czasie. I wiesz, opowiem ci coś. Coś, co może nie mieć znaczenia, a może właśnie odwrotnie, ma i to duże. Tak, nie zdążyłem zjeść śniadania. Nie lubię tak. Nie lubię, bo powinienem zjeść, by być gotowym do walki, choć wiadomo, że lepiej walczy się z pustym żołądkiem. Ale ja lubię czuć się bezpiecznym. Nie wiadomo kiedy zjem następny posiłek. Więc ważne, bym zjadł rano. Po pierwszej godzinie poszedłem do piekarni na kawę i kanapkę. Może być, choć nie lubię tak. Wolę sam przygotować swoje jedzenie. Nie, aż tak nie jestem przesądny. Po prostu lubię sam kroić chleb i smarować masłem, jakby ta czynność układała moje życie. Wygładzała, sprowadzała spokój. Chleb i sól, chleb i masło. Coś podstawowego i pierwotnego, a łączącego mnie z milionami innych. Domowego, pachnącego porankiem, spokojem i uśmiechem. Miękkość chleba, i jego zapach i posuwiste ruchy nożem, jakbym malował swój dzień na chlebie. Tak to widzę, wiesz? Ale wracając do tej chwili w piekarni spod znaku dojrzałego zboża, spotkałem swoją uczennicę. Niby nic, bo przecież szkoła niedaleko. Niby nic, bo przecież spotykam setki ludzi codziennie. Ale to spotkanie mnie zastanowiło, wiesz? Dziewczyna popatrzyła na mnie i się uśmiechnęła. To jest w porządku, ale jednocześnie w jej spojrzeniu było tyle niedowierzania, tyle zdziwienia, że zacząłem się zastanawiać pijąc kawę i jedząc obcą kanapkę. Dlaczego ja tutaj? Dlaczego? Przecież powinienem być w szkole, w klasie. Powinienem stać przed uczniami i mówić, pytać, żartować. Powinienem uczyć. UCZYĆ, zamiast czekać na kawę i kanapkę. Zupełnie jakbym był wypranym z uczuć androidalnym tworem bez praw, bez swojego miejsca, bez uczuć. A może to moja rola, która wrosła w moją skórę tak bardzo, że stała się drugą naturą? Trudno przecież, bym mógł kochać, marzyć, być poza czasem swojej pracy. Jestem nią i ona jest we mnie – związek idealny, jak symbiont, który napędza żywiciela karmiąc się jego życiem. Jego marzeniami, snami i miejscami, gdzie jest. Pozostaje więc w  ludziach zdziwienie, że mogę inaczej. Że mam swój dom i swoje sprawy, takie same, jak ich. I jak oni biegnę przez życie ciągle chwytając nieuchwytne, by potem obcy ludzie mogli mi sypnąć piaskiem na powieki wypowiadając formułkę: „Z prochuś powstał i w proch się obrócisz synu błękitnego nieba…”. Jeden mały uśmiech rozpoznania i wielkie zdziwienie w niebieskich oczach dyskretnie podkreślonych kreską zadały pytanie o moje człowieczeństwo. Nieme pytanie, przyznaję. Na które nie potrafię odpowiedzieć. Kim jestem? Kim pozwalam sobie być? Kim jestem w oczach ludzi? Androidem, człowiekiem, pustą pałubą imitującą życie? Drzewem, które korzeniami sięga w przeszłość i czesze niebo ramionami? Jaką prawdę znasz o mnie? Czy to istotne? Nie wiem. Tak mało wiem i ciągle pytam. I ciągle odbijam się w oczach ludzi, którzy widzą mnie tak, jak sami chcą. Tak, jakbym żył powielony w odbiciach. Wciąż ten sam, wciąż innością swoją zdziwiony. Przeszkadza tylko stukot serca mówiący, że jeszcze żyję. Jeszcze żyję swoim światem gdzieś we mnie…






Komentarze

  1. Bo My, Nauczyciele " żyjemy" w wyobraźni naszych uczniów jakimś nieswoim życiem. Jesteśmy wyimaginowani.... Jesteśmy "tworem" abstrakcyjnym z lekką dozą subiektywnego odbioru nas w " klasowym realu". Wyfantazjowani, urojeni... Jesteśmy "ulepieni z gliny" ich emocji związanych jakoś z nami...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pewnie masz rację Polu. Choć wolałbym, by było inaczej. Może byłoby łatwiej? Chyba zbyt łatwo ludziom przychodzi stawiać granice, które później trzeba pokonywać. Trud porównywalny do przesypywania piasku z kupki na kupkę - niepotrzebny. Dziękuję Ci za słowo My - pocieszające :)) Pozdrawiam Cię serdecznie :))

      Usuń
  2. A może po prostu zwyczajnie nigdy Cię tam nie widziała i dlatego, po ludzku, się zdziwiła.
    A zdziwienie wcale nie oznacza negacji!skąd te myśli?
    A co do pytań kim jestem i jak mnie widzą inni..to Ci powiem, tak dobrze po 40tce i przed 50tką powinieneś się dowiedzieć, odkryjesz to na pewno😊
    A może inaczej, wtedy wcale nie będzie takie ważne, co inni myślą o Tobie, to będzie najmniej ważne😊
    Skąd masz taką cudną lampkę i daje takie bokehy!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Joasiu, co to znaczy "tam nie widziała"? Obojętnie gdzie można mnie spotkać przecież. Jestem człowiekiem. Czy zawód ma mnie określać do końca mojego życia? Czy hydraulik nie powinien, na przykład, chodzić do parku by nie wzbudzać sensacji?
      Myśli spowodowane tym, że jest jakaś w ludziach segregacja, jakaś sztuczna granica. Jakby jedni mogli robić wszystko, a drugim nie wypada, nie mogą. Spójrz, jak też nas ludzie postrzegają, kierując się nie tym, co w nas, a sądem powierzchownym. Temat rzeka w sumie. Może faktycznie za jakiś czas będzie mi to obojętne. na razie nie jest :))
      A lampa wyszperana i kupiona we wrześniu. Musiałem do niej przysiąść, bo była mocno zaniedbana. A to z tyłu, to mój mały patent na bokeh. Lampa z włókien szklanych. Taka w wersji mini.
      https://archiwum.allegro.pl/oferta/lampka-z-wlokna-szklanego-32c-kolorowa-i5531202140.html
      No i szkło odpowiednie do tego, ale to już sama zauważyłaś :))
      Pozdrawiam bardzo bardzo i machając przesyłam dobre, ciepłe myśli :)))

      Usuń
  3. Taka myśl mi przeszła po przeczytaniu Witku , jak wiele ról mamy w swoim życiu, tak bez gry po prostu, zwyczajnie i co myślą o nas właśnie zależy od tego kim jesteśmy dla nich. Ja osobiście zawsze staram się widzieć przede wszystkim człowieka i z reguły nie mam z tym problemu, bo przecież czy to dyrektor, lekarz czy sprzedawczyni w kiosku, a nawet ten cuchnący bezdomny to też człowiek. Wydaje mi się jednak, że wiele ludzi o tym zapomina i właśnie tak było z Twoją uczennicą. Jej zdziwienie, że jak to, że tutaj. Zobaczenie kogoś w innej sytuacji często bywa odkrywcze. Ktoś kto zawsze wydawał nam się mrukiem tryska śmiechem i odwrotnie wesołek już nie błyszczy dowcipem w towarzystwie.
    Też nie lubię tego uczucia paniki zaspania- O rany! Co? Która godzina? Ale zaspać mi się dawno nie udało:)) Raczej nie mogę usnąć...za dużo myśli wciąż krąży i krąży. Czasem już faktycznie zastanawiam się kim jestem i po co to wszystko.
    Dziękuję Ci ,Witku, za świetny tekst dający do myślenia ( choć może mam go ostatnio aż nadto ) i bardzo kolorowe, sympatyczne zdjęcia. Dobrej nocy i wypoczynku:))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To ja Ci Elu dziękuję za to, że przeczytałaś i rozumiesz. Bo czasem trudno zrozumieć czyjąś myśl, która wydaje się dziwna. Dla mnie samego też wydawała się dziwna, dopiero potem pomyślałem, że tak łatwo innym ludziom przychodzi odhumanizowanie. Nie, nie tylko mnie. Również innych ludzi. Tak łatwo stawiają granice, tak łatwo wydają sądy czy wyroki. A u mnie teraz pada śnieg. Pięknie wiruje w świetle latarni. Szkoda tylko, ze rano będzie z nim kłopot. Wiem o czym mówisz z tym zasypianiem. Ale to skutek przeciążenia. Zbyt wiele myśli, zbyt wiele spraw. Oby grudzień rozwiązał większość z nich (tu jestem realistą, dlatego piszę "większość). Bardzo, bardzo dziękuję Ci za komentarz. I bardzo cieszę się z tego, że zdjęcia wydały Ci się sympatyczne. Jak sama domyślasz się, nie ma kiedy robić tych zwykłych, więc muszą być domowe. Pozdrawiam Cię ciepło i macham z daleka :))))

      Usuń
    2. Śmieszne, ale muszę się pochwalić, że właśnie udało mi się zaspać i wcale, ani troszkę nie było paniki. Pomyślałam; trudno, chociaż chwilkę dla mnie:-)
      Nawet specjalnie nie spieszyłam się, bo przecież w końcu każdemu się może zdarzyć.
      Wiem z Twoją pracą trochę inaczej, bo czekają uczniowie (chociaż pewnie nie byliby zbytnio smutni) u mnie papier cierpliwy, poczeka, a telefony - zadzwonią później.
      Pozdrawiam serdecznie Witku i kolorowych:)))

      Usuń
    3. Aż się uśmiechnąłem :))) Da się? Da! I to jak da! Sama radość! Wezwanie do perfekcjonizmu zostawmy innym. Jak łatwo przełamać rutynę takim miłym zaspaniem :)) Tak, u mnie trochę inaczej, ale nie mówię "nie". Ale mam tez anegdotkę. Otóż kiedyś obudziłem się rano z paniką, że się spóźnię. Zatem szybko głowa pod kran, szybko się ubrałem i pojechałem. Ale coś na tych ulicach nie tak.... Ale OK, myślę sobie, może mam fart. Przyjeżdżam pod pracę, a tu pusty parking. Cholera, myślę, co jest?? Okazało się, ze jest niedziela. Tak, można się śmiać. Ale historia autentyczna. A co najlepsze, nie zdarzyła się tylko raz... Z Małą właśnie kombinujemy dziwadło i pozdrawiamy Cię serdecznie :)))

      Usuń
  4. Zdumiewające, jak wiele dostrzegasz patrząc ludziom w oczy. Myślisz, że można się tego nauczyć? Ja nie potrafię. Może dlatego, że unikam ludzkich spojrzeń.

    Maszyna do pisania ❤ jak byłam dzieckiem marzyłam, żeby na takiej pisać. Naciskać te hałaśliwe guziki :)) Twoje piękne zdjęcia mi o tym przypomniały. Dziękuję.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Z tym patrzeniem w oczy, to pewien nawyk, który niejako przejąłem jako schedę po starym nauczycielu, który mnie wprowadzał w zawód. "Nie chowaj oczu", mówił, "bo jak chowasz, to jakbyś chował prawdę". Coś w tym jest. Nie wiem, czy da się tego nauczyć, po prostu dzieje się to automatycznie i traktuję to, jako specyfikę zawodu. Ależ potrafisz patrzyć w oczy. Kwestia przełamania się. A czy oczy "mówią"? Czasem tak, czasem nie. Podobno to zwierciadło duszy. Jestem trochę sceptyczny, ale przyjmuję to jako prawdę ludową. Jakieś ziarno prawdy w tym jest. A maszyna do pisania, to moje znalezisko, kiedy byłem w Niemczech na wakacjach sporo lat temu. Nieporęczna i trochę zdezelowana. Ale udało mi się na niej wystukać swoje wiersze i wysłać do jakiejś gazety. Faktycznie, poczułem się wtedy kapitalnie widząc efekt w postaci zaczernionych kartek. Teraz stoi sobie i wygląda. Tyle mi wystarczy - relikt minionego czasu. Hałaśliwa okrutnie :))) Ale w jej stukocie było coś magicznego, potwierdzam. Cieszę się, że te szybkie zdjęcia Ci się podobają :)) Dziękuję Ci. I oczywiście pozdrawiam w ten zagoniony, niesforny wtorek :))

      Usuń
  5. Bez śniadania wychodzę z domu tylko wtedy, gdy muszą mi pobrać krew :), choć masz rację, że z pustym żołądkiem lepiej się walczy. Wiadomo, człowiek głodny to i zły, a wtedy mniej się liczy ze słowami i z drugim człowiekiem, bo to zwykła fizjologia dyktuje warunki. Przyjemny ten poranek u Ciebie, całkiem podobny do mojego. Szkoda tylko, że zwykle nie mam na to czasu. Miłego dnia :))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ha, toż to cała procedura, kiedy muszę wstać :D Śmieję się trochę, ale na poważnie, to od jakiegoś czasu wstaję godzinę wcześniej, czasami półtorej. Tylko po to, by chwilę poleżeć i się sennie posnuć. Jakoś tak lepiej mi się funkcjonuje, umysł szybciej dochodzi do siebie. A że kosztem snu? Zawsze i za wszystko się płaci. Niech więc zabrzmią srebrniki snu, a niech ja mam choć chwilkę dla siebie :)) Właśnie przyjechałem z pracy, więc nie wiń mnie za opieszałość w odpowiedzi. Również miłego (popołudnia i wieczoru) Pozdrawiam Cię bardzo, bardzo serdecznie :)))

      Usuń
  6. Mam po przeczytaniu podobne myśli jak Ela. Wiele ról pełnimy w życiu i wiele krąży po świecie naszych wizerunków...Często stereotypowych.
    Z tym patrzeniem w oczy, rzeczywiście, może coś jest, ale ja bardziej wierzę słowom. Słucham, czytam i powoli kształtuje mi się obraz człowieka.
    Ciebie czytam już dość długo, żeby powiedzieć - lubię Cię :)))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jeeee!!! A toś mi niespodziewankę miłą zrobiła! Jakbym z mroźnej nocy wszedł do ciepłego, pachnącego świeżym ciastem i świerkiem domu. Masz rację z tymi słowami. Długo, bardzo długo uczyłem się słuchać, nie tylko słyszeć. Ale ważne jest również dla mnie to, co zobaczę. Szczegół, błysk, nieopatrzny gest, które potrafią bardzo wiele powiedzieć o sytuacji, ale najbardziej chyba o człowieku. Może i tani jest taki behawioryzm, ale często moja praca i na tym polega. (widzisz, znowu praca - ech) martwi mnie trochę taki stereotypowy obraz krążący po świecie. A właściwie obrazy. Bo każdy stereotyp jest w jakiś sposób krzywdzący. No, chyba, że panienka robi sobie selfika, więc z góry wie, na co się pisze i w jaką szufladę sama się wkłada. Niektórym mija z wiekiem, innym nie. Tak dużo zależy od nas samych i jednocześnie tak mało. Chyba nie odkryję Ameryki mówiąc, że ja też Cię bardzo lubię :)) Choć trudno mi to przyznać, bo nie lubię powtarzać za kimś. Ale tak, bardzo, bardzo Cię lubię :)) I tę myśl wysyłam do Ciebie hen w Polskę licząc na to, że przypłynie jeszcze ciepła i uśmiechnięta :)))

      Usuń
  7. Miałam napisać inny komentarz i wywód na temat zawodu nauczyciel. W sumie to tak naprawdę moje tu myślenie archaiczne, trochę skrzywione przez doświadczenie i historię. A człowiek człowiekowi jednak nie równy i w całym świecie są ludzie i ludziska. W tym zawodzie też. Pieniądz faktem jest w wielu przypadkach priorytetem w postępowaniu, myśleniu i ocenie - świata ludzi i zwierząt. W sumie to wszystko bez sensu. To miotanie, gonitwa myśli - to zdanie o mnie, nie o Tobie. Do własnych prawd trudna droga i wiele pagórków. I dla każdego z nas to jednak inne prawdy. Pocieszę Ciebie, że te najistotniejsze zawsze odkrywamy kiedy jest za późno. Wydaje nam się, że coś wiemy, że rozumiemy. Znamy prawidła rządzące tym światem i nami. To tylko wszystko ułuda w sumie. Dziwne. Kiedyś tam czując się pokrzywdzona, niezrozumiana na dnie emocjonalnym zadałam sobie pytanie, czując się mocno pokrzywdzoną. Pytanie dziwne na stan ducha - czy ja kogokolwiek skrzywdziłam, czy ktoś przeze mnie płakał, kogoś zraniłam, źle osądziłam. Czy ktoś ma do mnie żal, że go tak a nie inaczej potraktowałam. I ja nawet o tym nie wiem. Wiesz Witku, można przeżyć szok. Gdy spojrzy się odwrotnością. I zmienić swoje poglądy o sto dwadzieścia stopni. Takie moje wynurzenia które napłynęły i w sumie nie mające nic wspólnego z tekstem od Ciebie. Pięknie piszesz Witku o uczuciach i dylematach i o sobie ukazując nam siebie jako człowieka. Lubię starocie, zapach historii, tajemnicy. To o zdjęciach :) Dobrego reszty dnia Witku :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Widzę, ze niechcący sprowokowałem Twoje myśli, które podążyły swoimi ścieżkami. Ale tak też dobrze, tak też :)) Lubię ludzi, którzy mają odwagę myśleć. Nawet jeśli jest to myślenie trochę pod prąd. A może właśnie takie jest cenne? kto wie. Nie na darmo Herbert pisał, że trzeba płynąć pod prąd, bo z prądem tylko śmieci płyną. Zatem cieszę się, że myślisz po swojemu. Jaki ten zawód jest? Ano taki właśnie. Ale wiesz, paradoksalnie nie chciałem pisac o zawodzie. Chciałem napisac o postrzeganiu mnie przez ludzi. Również temu, ze każdy z kim się spotykam widzi mnie inaczej. Tak jakby wybierał dla siebie bezpieczną wersję. A jednak to, co jest we mnie pozostaje nietknięte. Paradoks? A może nieźle się chronię? Nie wiem już sam. trochę temat na wyrost i trochę poniedziałkowy, czyli przekichany. Następnym razem, obiecuję sobie, ze będzie coś ostrego. Wyraźnego i wyrazistego :)) Dziękuję Ci za Twoje spostrzeżenia i za Twoje zamyślenie. Dla mnie, to bardzo cenne. Również dla Ciebie Grażynko miłego, choć mroźnego wieczoru życzę :)) PS. jak wiesz, trzymam kciuki!!!!

      Usuń
  8. Mam tak, że im wcześniej wstanę, żeby mieć trochę czasu dla siebie tym ostatecznie jestem bardziej spóźniona;)
    A brak śniadania wywołuje u mnie wielki niepokój, muszę zjeść coś przed wyjściem, albo zaraz po dotarciu do pracy. Nie umieram oczywiście jeśli tego nie zrobię, ale cały dzień myślę kiedy głód mnie w końcu powali i jak bardzo w ten sposób rozwalam swój metabolizm, no strasznie się nakręcam, więc po prostu wolę rano zjeść;)

    Nie szukałabym tu jakiegoś odczłowieczenia czy postrzegania cię jako kogoś bez praw, bez swojego miejsca, bez uczuć. Uczniowie chyba nie są po prostu przyzwyczajeni do widoku innego niż nauczyciel uczący, a już na pewno snu im z powiek nie spędza myślenie co nauczyciele robią na co dzień i jak żyją, więc zapewne stąd takie uprzejme zdziwienie. I tyle. Sama takich sytuacji bardzo nie lubię, takiego spotykania szeroko pojętych “podopiecznych” w bardziej prywatnych sytuacjach. Zdarzyło mi się to kilka razy, a pracując nie chcę zdradzać absolutnie nic prywatnego, więc nawet takie spotkanie w sklepie strasznie mnie wytrąca z równowagi i jakiegoś wewnętrznego poczucia bezpieczeństwa.
    “I ciągle odbijam się w oczach ludzi, którzy widzą mnie tak, jak sami chcą. Tak, jakbym żył powielony w odbiciach.”
    Bardzo mi się to podoba. To zresztą dość ciekawe zagadnienie, jak nas widzą inni przez pryzmat zawodu, wykonywanej pracy, prywatnie, czy w mieszance wszystkiego. Czy na pewno chcemy pokazywać każdemu jacy jesteśmy, że mamy także coś w środku? Lepiej nie.
    Ale tak ostatecznie uważam że nauczyciele to dość specyficzna grupa zawodowa;)

    Dobrego wieczoru!
    :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Rozumiem Twoje dbanie o metabolizm. Ja jestem po prostu marudny, więc wolę zjeść. Niejedzenie przychodzi mi zbyt łatwo, więc wolę coś wrzucić. A że lubię sam gotować i przygotowywać jedzenie, to i odpadają "Maki", z których zwyczajnie wyrosłem. Nie wiem, czy mogę, ale chwalę Twoją zapobiegliwość w jedzeniu śniadania. Od razu dzień jakiś taki inny :))
      Co do tej nieszczęsnej uczennicy, to masz rację. Po prostu sprowokowała mnie do myślenia, jak to często bywa. Byle pretekst, który pociąga za sobą łańcuch myśli. Ale tak jest chyba prawidłowo. Gorzej, jakbym nie myślał. Może kiedyś, jak demencja mnie ogranie, a trzęsące ręce nie trafią w klawisze. Tuszę, że mam jeszcze czas :P.

      Zgadzam się z Tobą, ze uczniom raczej nie spędzam snu z powiek i bardzo mnie to cieszy. Bo raz - daję im odetchnąć, dwa - niezdrowa ciekawość nie prowadzi do niczego dobrego. Jak sama piszesz, unikasz takich sytuacji. Natomiast odczłowieczenie, czy byciem bez praw, to akurat prawda, która raz po raz niestety wyłazi, jak trup z szafy. Bierze się to z niefrasobliwości w postrzeganiu świata, co akurat rozumiem, jak również ze swoistego egocentryzmu. Zwał, jak zwał, zdziwienie było spore i to nie dlatego, ze byłem w piekarni spod znaku zboża, a dlatego, że jadłem i piłem kawę. Zresztą ta historia ma swój epilog. Dziś usłyszałem od którejś z klas, ze siedziałem i jadłem oraz piłem KAWĘ (zgroza, prawda). Zareagowałem uprzejmym uśmiechem i stwierdzeniem, ze czasem też jem oprócz marudzenia na lekcjach, co pogodnie usposobiło młode umysły.

      Teraz muszę się do czegoś przyznać. Kiedyś zapoznałem się z filozofią egzystencjalizmu, która na tyle do mnie przemówiła, że stała mi się bardzo bliska. Zresztą jej echa można wyczytać we wpisach, bo są mi one i bliskie "życiowo". otóż jednym z założeń jest to, ze nie jest możliwe poznanie drugiego człowieka. Jego myśli i motywów działania. Możemy jedynie aproksymować, co samo w sobie obarczone jest błędem. Ale czasami ubolewam właśnie nad tym, że ktoś ma zupełnie inny obraz mnie, stworzony z nie wiadomo czego. Że nauczyciele, to dziwna grupa zawodowa, to wiem :)) Specyficzna, dobre słowo omijające rafy :))) Nie będe o tym pisał, bo jest przysłowie o ptaku i gnieździe, więc milczenie niech będzie zbawieniem :))

      Dziękuję Ci za fajny, polemiczny komentarz. Cieszę się, że mogłem trochę inaczej spojrzeć na kwestię, która gdzieś tam we mnie siedzi. na tym polega urok bloga, ze nie tylko się dziękuje za komentarz, ale można popolemizować - dobra rzecz. Pozdrawiam Cię również życząc spokojnego wieczoru i miłej nocy :)

      Usuń

Prześlij komentarz

KOMENTARZE

Popularne posty