Blue roads...

- Opowiesz, jak to było? Mała siedziała na spodeczku grzejąc plecy o filiżankę.
- Po co, przecież byłaś już. Nie pamiętasz?
- Pamiętam, ale chciałabym, żebyś sam opowiedział. Ja taka malusia, biedusia, a ty zawsze tak opowiadasz, że strach.
- Jaki strach Mała?
- No tak tylko się mówi, nie? Opowiadaj. Dmuchnięciem odrzuciła lok z twarzyczki i popatrzyła na mnie z wyczekiwaniem. Może trzeba powiedzieć, bo to, co wypowiedziane nie takie straszne, albo nie takie złe? Nie wiem sam. Może milczałem zbyt długo zajęty drogą i układaniem tego, co ludzie nazywają życiem. Banał, ale przynajmniej uczciwy.
- Wiesz Mała, nie mogłem się najeść i nie mogłem przestać pić. Tak jakbym podkręcił wszystko w sobie maksymalnie po to, by poczuć życie. Jakby smak miał nadać wszystkiemu sens. Mnie, życiu i innym ludziom, na których patrzyłem. A najgorsze, że stałem na tym brzegu morza i płakałem. Dziwne prawda? Bo mężczyźni nie płaczą. A jeśli płaczą, to do wewnątrz. A mnie leciały łzy z oczu choć nie było wiatru. Ale wiatr nadszedł. I biegłem z wiatrem tam gdzieś daleko. Wiesz przecież. A potem jadłem za trzech i piłem, jakbym ugasić chciał w sobie to, co sam rozpaliłem. Najgorszy był ten płacz, bo nie pamiętam, kiedy płakałem. Myślałem, że odwykłem. I myślałem, że droga ułoży wszystko we mnie. Że z każdym kilometrem ułoży się we mnie nowe zdanie, nowa myśl, nowy pomysł. Na siebie, na życie. Wygrzebałem się z czarnej dziury, którą sam sobie wykopałem. Więc stałem nad nią i zamiast splunąć, to ciągle patrzyłem w tę otchłań. Wiem, nie rozumiesz. Nietzsche był jednak mądrym facetem mówiąc, by nie patrzyć w ciemność. Ale nawet nie chciałem, byś zrozumiała. Wtedy. Po prostu chciałem czegoś więcej od siebie. Więcej i więcej. Aż doszło do zawalenia stosu. Dokładasz pakuneczek, potem kolejny i kolejny. A potem znów i znów. A potem wszystko cholera bierze. Ale to już wiesz, byłaś w szpitalu. Ale wtedy, kiedy szedłem brzegiem morza i układałem się z sobą, czułem zachłanną radość z każdego kilometra. I wiesz, my dzisiaj pobiliśmy rekord tamtego roku. Zaszliśmy dalej. Wtedy byłem zmęczony, spocony i zły. O tak, byłem zły. Napędzała mnie złość. A dzisiaj? Dzisiaj idę lekkim krokiem przeskakując wydmy. Nie bolą mnie nogi i widzę wszystko tak, jak powinienem. Nie spieszę się. Wtedy się spieszyłem. Byle dalej, byle szybciej, byle mocniej. Byle zabolało. A dzisiaj, a wczoraj? Sama powiedz, jest inaczej, prawda?
- No, jest.
- No i tak ma chyba być, co? Bo najpierw trzeba ułożyć się z sobą, a potem ze światem. W tej właśnie kolejności. No i są jeszcze miejsca, które są ważne, które wrosły w pamięć. Więc skoro wrosły, niech tam będą. Dlatego jestem tu, a nie gdzie indziej. Są też ludzie, którzy byli i odeszli. Bo tak chciało życie, Bóg, los, czy sami chcieli. Co z nimi? Ano oni też są gdzieś w nas i warto czasem o nich pamiętać. Ich głos, oczy czy gesty. Niezależnie od tego, czy ich ścieżka się skończyła, czy skręciła w zupełnie innym kierunku.
- Wydoroślałeś, wiesz?
- Nie gadaj bzdur Mała. Dorosły jestem dawno. Naszą rozmowę przerwała kelnerka, która zabrała filiżankę, budząc popłoch Małej i mój uśmiech.
- No i z czego się śmiejesz? Ja malusia jestem, a ona ślepa.
- Nie widziała cię, jak wszyscy ludzie.
- A ty już jej nie tłumacz. Widzę przecież, jak patrzysz na jej tyłek!
- Mała…
- Tyłek, tyłek! Dupa, dupa. Wielka dupa!
- Mała, oczu nie masz? Tyłeczek zgrabny jak orzeszek.
- Aaa… mam cię, jednak patrzyłeś!
- Idziemy Mała?
- Ty mi tu nie odwracaj kota do góry dnem!
- Jakim dnem?
- No widzisz i jeszcze mnie nie słuchasz! To ja Malusia cię chwalę, a ty jak ten szczeniak za kością. O ja biedusia malusia…
- Chodź Mała, wskakuj na ramię. Idziemy w błękit. Lubisz to, tak jak ja.
- Noo….!
- No to wskakuj i idziemy pod wiatr. Bo z wiatrem, to żadna sztuka. Szalik masz?
- Mam.
- Aureolka, łachudro jedna?
- Siedzi pod czapką.
- No to komu w drogę…
- …temu latawiec!
Może Mała, może latawiec. A może po prostu szum wiatru i sól osadzająca się na wargach i błękit w oczach i we krwi? A może spokój drogi w błękicie i szumie? A może jeszcze coś innego… 












Komentarze

  1. Dobry wieczór, ciekawe czy słyszysz teraz szum morza jak wejdziesz na balkon, pięknie tam no ale nad morzem jest zawsze cudnie obojętnie jaka jest pogoda.
    Tak krótko tylko ale zgadzam się całkowicie z tą tezą��, że najpierw trzeba znaleźć, odnaleźć, uporządkować w sobie to co jeszcze tam zachomątwione��, zatwardziałe na amen, nie szukać czego nie ma a zadowolić się tym co jest, a wszystko inne, przyjdzie samo.
    A może i nie przyjdzie, ale to już nie będzie takie ważne, nie będzie najważniejsze.
    Chyba każdy z nas to zna i z biegiem wieku dochodzi do takich prostych wniosków.
    Miłego odpoczynku!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Uśmiechnąłem się Joasiu, bo ładnie napisałaś. Z tym szukaniem, to różnie bywa. Sama wiesz. A zadawalać się tym, co jest, to też i ograniczać się. Ale żeby nie było, że się nie zgadzam - zgadzam się. Ja bym raczej użył słowa "równowaga", "balans". Wtedy możemy i szukać i uśmiechać się wewnętrznie. A przecież i o to chodzi. Bo tak mi się coś zdaje, że nigdy nie jesteśmy tworem skończonym, a nasze budowanie wciąż trwa i nigdy niegotowe. Co jest też pocieszające, bo zawsze dążymy do czegoś.
      Tak, z okna widzę morze i je słyszę. Kawa w takim szumie smakuje zdecydowanie genialnie :))) Pozdrawiam Cię bardzo, bardzo serdecznie, a Małą, to chyba ręka już boli, bo macha i macha :))

      Usuń
  2. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  3. Czyste piękno chwili :) idę spać. Dobrej nocki. Najlepsza ta nocka i sen wtedy kiedy padasz i nie wiesz kiedy zasnąłeś. A tu już słońce pada na twarz i zastanawiasz się przez chwilę czy to wczoraj, czy już dzisiaj. Wtedy jest nadzieja na dobry dzień i pewność dobrze przespanej nocy. Błękitu Ci życzę na nockę i zero jakiegoś tam sennego mamidła - mimo iż by ładnie poetycko wyglądało i literacko też. Ciekawe :D Uściski zostawiam :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję Grażyno. Bardzo ważne to, co piszesz. Mamidła czasami są fajne, ale tylko czasami. W większości przypadków wprowadzają zamieszanie i niepotrzebny lęk. A dogi w błękicie nie potrzebują lęku tylko wiatru. Pozdrawiam Cię bardzo, bardzo serdecznie :)))

      Usuń
  4. Najważniejsze to nazwać to, co straszne i złe. A wtedy nagle straszne przestaje straszyć, a i złe czasem okazuje się nie tyle złe, co pouczające. I już można uporządkować swoje wnętrze, pogodzić się ze światem i ruszyć w błękit.
    Widać na zdjęciach, jak zachwycająca, zjawiskowa i zarazem (a może przede wszystkim) spokojna, spokojna, spokojna jest Twoja błękitna droga na której (życzę ci serdecznie) znajdź dobry los i szczęście:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, długa droga do nazwania i powiedzenia tego w miarę głośno. Nie wiem Aniu, czy ona taka spokojna, ta moja droga, ale będe się starał, by taka była. Bo to chyba ważne. Nie "dzianie się" za wszelką cenę, a spokój. Dziękuję Ci bardzo i z całego serca :)))

      Usuń
  5. Witku zdjęcia doskonałe wszystkie, ale jedno ujęło mnie szczególnie. Jest to zupełnie płaska tafla morza i klucz ptaków. Nigdy chyba nie widziałam tak nieruchomego morza. Dla mnie zdjęcie- symbol harmonii, spokoju i pogodzenia. „ Bo najpierw trzeba ułożyć się z sobą, a potem ze światem.” - to takie prawdziwe, a jak często o tym zapominamy. Nie jest prostą sprawą dotrzeć do kogoś, kto jest najbliżej, dotrzeć do swojego ja. Czasem trzeba przejść wiele dróg, nie raz potknąć...Każdy z nas ma słabości, choć nie zawsze zdajemy sobie z nich sprawę. Ty je Witku poznałeś, zrozumiałeś. To wielka sztuka uczynić z nich siłę. Tak właśnie, siłę by móc dalej żyć i robić to pięknie, jednocześnie w zgodzie z własnym sumieniem. Nawet Mała jest inna, nie tak niecierpliwa jak kiedyś. Błękitne drogi – brzmi cudownie. Idź dalej...
    Pozdrawiam Cię bardzo, bardzo:)))
     

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kiedy w zeszłym roku odjeżdżałem stojąc na przystanku, który jest tuż obok wejścia na plażę, widziałem łabędzie, które leciały. Wziąłem je za dobry znak. Nie wiem, czy był dobry, czy w jakimś ułamku był pomocny. Ale na pewno oznaczał rozpoczęcie wiosny, na którą bardzo czekałem. Tym razem w styczniu pojawiły się łabędzie, co podobno nie jest żadnym ewenementem. Kolega ornitolog na mój telefon ze spokojem pokerzysty oświadczył, ze mam się nie emocjonować, bo łabędzie zimują nad morzem często. No i dupa, a myślałem, że mam coś specjalnego :D Ale masz rację, mnie też urzekło. Dla mnie jeszcze jedno zdjęcie jest ważne - z kamieniami. Może zwykłe i nic w nim nie ma wielkiego, ale jak je zobaczyłem, pomyślałem sobie, ze one tkwią w tej wodzie, która tak pięknie odbija niebo jakby były w tym wszystkim zawieszone. W ogóle miałem dobry dzień na zdjęcia, bo i daleko bardzo byłem i wlazłem na wydmy i zdjęcia sosen robiłem, co pierwszy raz się stało. Przepisy złamałem, ale właśnie chciałem pokazać ten spokój, który ogarnął przyrodę. Naprawdę było bardzo, bardzo spokojnie. No i ludzi rano nie było, więc efekt świetny. Nie wiem Elu, czy poznałem swoje słabości i swoje ciemne strony. Chciałbym. Ale nie jestem chyba gotowy, by tak powiedzieć. i pewnie nie będę, bo jestem człowiekiem. Sama wiesz, jak to w życiu i z życiem bywa. jak na sinusoidzie. raz w górę, raz w dół, by znowu zaliczyć dół i wspinać się w górę. Dziękuję Ci bardzo bardzo za Twój komentarz i dziękuję Ci za dobre, czyste i jasne słowa bardzo, bardzo, bardzo :))))

      Usuń
    2. Wiesz, że na ten kamień też zwróciłam uwagę, bo to rzadkość w naszym morzu. Takie zdjęcie nazywają czysty zen jakkolwiek to rozumieć :)))

      Usuń
    3. Tak!! ZEN :))) Szczególny obraz i szczególna chwila. Warta naciśnięcia migawki.

      Usuń
  6. No ta filiżanka kawy przy akompaniamencie szumu fal po prostu mnie urzekła. Spróbuję sobie to wyobrazić we własnym domu przy stole w kuchni. Jedyne czego mi właśnie dzisiaj potrzeba to takiego odlotu, jeszcze chcę poczuć siłę wiatru na twarzy, a nawet ten chłód od morza i smak kawy, najlepiej w takiej filiżance jak na zdjęciu. Wciągnął mnie ten wielki błękit i bardzo dobrze... Dziękuję :))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Musiałem. po prostu jak ją odłożyłem na spodek, to wiedziałem, ze ją muszę zrobić. nawet kelnerka zapytała, czy ma ją trzymać, albo czy przynieść nową, nieużywaną :D masz rację, ten błękit wciąga. bardzo wciąga. I wiatr na twarzy dużo daje. Homo viator, nic nie poradzimy... Widzę, że się prawie zdecydowałaś na morze w czasie ferii. Sam nie wierzyłem, ale opada z człowieka wiele rzeczy, spraw i małych ludzkich zawistnych słów. Pomaga. Nie wiem na ile i jak bardzo, ale zasypia się genialnie. Pozdrawiam Cię bardzo, bardzo serdecznie :))
      PS. Mała zachwycona perspektywą wydłubywania nadzienia z czekoladek. I nawet wiem, kto to będzie prał i wycierał umorusaną gębusię . Ech, życie :)))) Pozdrawia Cię bardzo, bardzo serdecznie!

      Usuń
  7. Już napisałam komentarz. Ale co jakiś czas wyskakują mi zdjęcia w powiadomieniach i ten niesamowity błękit przełamany odblaskiem słońca za horyzontem. Idealny wręcz spokój. Jednak ten poblask jest przypomnieniem albo zapowiedzią, że ta chwila zastygniętego świata to tylko chwila. Że to chwila przed burzą. Jak w momencie gdy wszystko zastyga w bezruchu i ciszy na spotkanie nocy, lub dnia. I przed wschodem jest taki moment parominutowy. Na każdym z tych zdjęć tą idealną ciszę, spokój łamiesz i światłem, łamiesz drzewem, kamieniem czy nawet uchwyconą falą zastygłą na matrycy. Zdjęcia w połączeniu z tekstem wcale nie są spokojne jak dla mnie. Tam wszystko wewnątrz wrze. Nie wiem jak to zrobiłeś, ale jak dobrze przyjrzeć się tym zdjęciom, to tam wszystko mimo spokoju pod powierzchnią wrze, żyje. Choć na moment zamarło by nabrać oddechu w płucach. Ciekawe czy zdjęcia robiłeś na bezdechu. Hmm. Pewnie wstrzymałeś oddech. Dziwnie z nami ludźmi jest. Mimo iż jesteśmy ludzie to jednak każdy z nas inaczej widzi :) Dobrego dnia Witku. Zaczarowałeś chwilę i słowo, myśl połączyłeś obrazem w jedno.

    OdpowiedzUsuń
  8. Szczerze? Szczerze, to mógłbym udawać, ze o niczym nie wiem i tyle :)) Ale skorzystałem z tego, że nie było wiatru i niebo jak dzwon. I nie było ludzi o tej godzinie. Zresztą tu, w takiej typowo wakacyjnej miejscowości życie dla zwykłych ludzi zaczyna się wcześnie, natomiast przyjezdni ruszają po śniadaniu o 10 nad morze, by do obiadu trochę powłóczyć się. A ja nie lubię takiego rozwłóczonego dnia. Muszę zacząć rano. Więc i światło mam takie właśnie. Spokojne i powolne. Zwłaszcza jak na styczeń jest niezłe. A czy robię na przydechu? Zawsze. Każde. Czy coś drzemie, kotłuje się? Nie wiem Grażynko. Bardzo źle to zabrzmiało, jakbyś chciała mnie nastraszyć. Ja wiem, rozumiem, że jedna rzecz i to wszystko runie. I że życie, to jak słomka na wodzie. Nic na to nie poradzę. I cieszę się tą chwilą spokoju, być może zasłużonego. A teraz pomyśl, gdybym zrobił zdjęcie morza i kawałka plaży. Spokój wody i piasek z niebem. Można popatrzyć i powiedzieć, ze geometrycznie fajne. Spokojne. Ale...nudne. Więc trzeba przełamać trochę ten spokój po to, by podkreślić (paradoksalnie) to, że jest spokojnie. Stary sposób. Podpowiadam Ci zdjęcia :))) I nie analizuj mnie, proszę. Nigdy nic dobrego nie wyszło z takiej analizy. Zwłaszcza dla analizującego, bo chcę pokazać to, co chcę. I powiedzieć to, co chcę. Wiesz, co chce powiedzieć :))) Pozdrawiam Cię serdecznie :)))

    OdpowiedzUsuń
  9. Mała zawsze wywołuje uśmiech na mojej twarzy, potrafi bestyjka skraść serce :)

    A zdjęcia znad Bałtyku... Uwielbiam💙 Potrafisz ująć w kadrze to, co wydaje się nieuchwytne. Słychać z tych zdjęć szum morza, czuć zapach wiatru, zapadający się miękko piasek pod stopami. Aż nie mogę się doczekać kiedy znowu tam pojadę. Nawet nie odstraszają mnie budy z dziwnymi napisami, o których czytałam niedawno tutaj u Ciebie. Jakoś wpasowały się w swój tandentny sposób w krajobraz nadmorskich miasteczek. I przypomniał mi się pewien szyld: "Lody robione ręką mistrza". Do tej pory nie wiem jak to skomentować, ale w pamięć zapadło ;)
    No ale budy zawsze budy można ominąć. Za nimi przeważnie jest dróżka, prowadząca przez las w stronę wydm. A za wydmami rozciąga się już tylko nieskończony błękit, "daleko i głęboko" (Pozwoliłam sobie zabrać te słowa ze sobą).

    Spokojnego i ciepłego dnia :)
    E.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Sam nie wiem, jak ona to robi. Chyba tym swoim biadoleniem, że malusia i biedusia. Bo nie wiem, czym jeszcze :))) Siedzi obok mnie naburmuszona i myśli, że mnie wzruszy. Nie wzruszy. Znam te fochy.
      A wiesz, z tymi budami, to ja mam zabawę, bo zapewne Ty też tak masz, że jak widzisz litery, to odruchowo czytasz (nie, nie wszyscy tak robią, przetestowane). No i dowiaduję się o nowej pisowni, odnajduję śmieszne frazy. A czasami nazwa jest tak upiornie nie na miejscu, że głowa mała. Więc w sumie nawet kiedyś połaziłem tylko po tych budach robiąc same napisy. A ten wyjazd powyżej, to była prawdziwa gratka - piękne słońce, pogoda prawie letnia, choć przecież styczeń i zima. Mam nadzieję, ze pojadę tam w czasie ferii, choć (tfu, tfu) wolę nie zapeszać.
      A na razie postawiłem przed sobą wyzwanie i trzeba je spełnić. Miłego i dobrego dla Ciebie :))))

      Usuń

Prześlij komentarz

KOMENTARZE

Popularne posty