W nich...



             Wiesz, siedzę tu w hałasie i muzyce. W śmiechu i gwarze. Przeszkadza, bardzo przeszkadza. A jednak nie mogę od nich oderwać oczu. Patrzę na te młode, gibkie ciała i krążące w nich życie. Dawniej tego nie lubiłem, bo zazdrościłem ich nieprzemijania. Sam dostrzegałem go wtedy wyraźniej. Pełniej. Czy teraz jest inaczej? Nie. Dalej przemijam. Ale i wiem, że oni przeminą. I jestem szczęśliwszy, że o tym wiem, a oni niewinnie wierzą w swoją siłę i nieśmiertelność. W swoją szczęśliwą gwiazdę znalezioną niedawno. Ich droga otwiera się dopiero. I nie wiedzą, co to oznacza. Nie wiedzą. I wiedzieć nie powinni jeszcze jakiś czas. Ta wiedza przyjdzie stopniowo przesączając się powoli przez wszystkie marzenia szczelnie opatulające człowieka. A kiedy opadną krwawymi bandażami, będzie krzyczał z bezsiły powtórnych narodzin. Pierwszy haust powietrza będzie bólem i przerażeniem. Sen się skończy i zacznie niecierpliwość łapania chwil. Zacznie się wiele innych rzeczy. I wiesz, chciałbym dać im coś, czego nie dostrzegają teraz. Doświadczenie. Chciałbym ich uzbroić w wiedzę. Ale nie tę szkolną. Ta jest w książkach. Chciałbym dać im zrozumienie innych. Chciałbym dać im empatię. Cierpliwość i milczenie. A czasem krzyk, jeśli napotkają kłamstwo lub niesprawiedliwość. Tak, to górnolotne słowa, wiem, wiem. Ale jak inaczej to nazwać, masz pomysł? Patrzyłem na nich siedzących w ławkach szkolnych i pokazywałem wszystko to, co ważne. Mówiłem o tym. Boję się, że słowa nie dobiegły do nich. Boję się, naprawdę. A jest w nich życie i entuzjazm. Jest w nich ta iskra, której zawsze szukam w ludziach. Za głupim żartem, za niegrzecznym słowem, za kłamstwem wciąż jest ta iskra, w którą chciałbym dmuchać. I patrzeć, jak płoną. Patrzę teraz na nich jak się bawią, tańczą, mówią o miłości i przywiązaniu. Jak kipi w nich życie. Jak prężą swoje ciała, jak kuszą los i bogów. Patrzę i pozwalam im na to, by mogli popełniać swoje błędy. Kiedyś bym upomniał. Odwrócił głowę z dezaprobatą. Teraz milczę pozwalając na to, czego chcą. Czego pragną. Ich droga otworzyła się. Ich błędy nie są od teraz moimi błędami. Bo każdy ma własne. W tym jesteśmy podobni - po ludzku popełniamy te same błędy sądząc, że nam się uda. A potem myślę – nie, może jeszcze nie teraz, może jeszcze chwycę ich za rękę i powiem słowo, może dwa. Niech jeszcze zostaną. Niech jeszcze słuchają. Niech jeszcze dowiedzą się o egzystencjalizmie i o „Dżumie”. Niech odczytają po swojemu „Przesłanie Pana Cogito” albo „Głos w sprawie pornografii” Szymborskiej, nie mówiąc o Miłoszu i „Alkoholiku wstępującym w bramy niebios”. Hałas wzmaga się, a oni tańczą, jedzą, piją. Jak mógłbym mieć im za złe to, że są? Że kochają, kłamią i są ludźmi? Porani ich życie tak samo, jak rani wszystkich. Więc choć słowa piękne chciałem im dać, by czasem sobie przypomnieli słońce padające na ławki i mój głos posłuszny kadencji wiersza i leniwy piątek, kiedy myśli się o tylu możliwościach, a siedzi z uprzejmości. Prawda jest taka, że widzę w nich siebie, który był i minął. Schował się za czasem, jak za rogiem budynku i teraz tylko wystające buty świadczą, że stoi tam drażniąc się i prowokując. I wiesz, żałuję, że nie nauczyłem ich szeptu. Ale tego nie da się nauczyć. Ta wiedza sama przyjdzie wraz z doświadczeniem, by mogli kochać w cichych słowach i przeklinać w bezsilnej złości. Kim się stałem dzięki nim? Pogardzanym belfrem, którego tak naprawdę nigdy się nie zna? Przewodnikiem w świecie ślepców, który tak samo jest ślepy, tylko dłużej żyje? Nie wiem. Dlatego patrzę na nich. Patrzę w nich. To jedyny talent, który mi został dany i nieroztrwoniony. I uśmiecham się na sto dni przed maturą. Po ludzku uśmiecham…

PS. Proszę, nie wrzucajcie linku na Facebook. To nie jest miejsce dla mojego bloga. Bardzo, bardzo proszę.







Komentarze

  1. ...aż łezka może się zakręcić tu i ówdzie...jakież to wszystko jest niesprawiedliwe, szybko ulatujące, zastanawiające nas,frapujące i to spojrzenie kiedy w odbiciu własnych myśli zdajesz sobie sprawę, że to już tyle czasu minęło.Czas nam ucieka między palcami,trwonimy go ? Pewnie ! A jakże ! Ale jest coś w czym mamy przewagę nad młodymi-gniewnymi, nad tym bogami chwili...nasze doświadczenie.I tak jak słusznie powiedziałeś każdy z nich musi popełnić swoje błędy by móc za jakiś czas wyciągnąć swój bagaż doświadczeń i stanąć z drugiej strony...Dla mnie piękny, nostalgiczny i sentymentalny wywód/tekst.Najważniejsze, że autentycznie prawdziwy.A jak kiedyś ktoś wielki mądrze powiedział: Nic nie boli tak jak życie.I niech to posłuży za klamrę, a młodzi, cóż.Mają teraz swój czas niech więc z niego korzystają.
    Pozdrawiam i zazdroszczę widoku pięknych kobiet... ;-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Rozumiemy się, dziękuję Ci. Wybacz, że tak krótko, ale to taki trochę emocjonalny wpis. Zbyt emocjonalny, ale cóż robić. Pozdrawiam Cię bardzo serdecznie :))

      Usuń
    2. A wiesz, że ja zawsze o tym myślę? Że szkoła mnie niczego nie nauczyła , że nic po tym nie zostało, nie licząc koszmarów o maturze z matematyki, które mam do dzisiaj?
      I wiem, że nie powinnam tak myśleć, i że moi nauczyciele z wtedy też musieli przecież wypełniać swoje normy...ale nikt mi nawet nie naszkicował, aby w powietrzu, co to wszystko znaczy, to, co wymieniłeś...a szkoda.
      To dziwne bo dzisiaj jadąc na rowerze myslalam, tak znikąd mi te myśli przyszły, że mimo, że w pewnym wieku, może już po życiowych zakrętach, zawsze gdzieśtam jest się tym nastolatkiem i że zawsze można zacząć wszystko od nowa...może w już innej perspektywie, ale zawsze można połatać blizny...spróbować.
      Nauczyciele nie byli w stanie dać mi doświadczenia, ale w szkole brakowało mi lekcji, a może po prostu nie miałam szczęścia spotkać nauczyciela, który, aby trochę, naszkicował nam, tak globalnie😁...co wchodzi w skład życia.
      Bo matura to dla mnie absolutnie żaden egzamin dojrzałości.

      Usuń
    3. Trudno odpowiadać Joasiu. A trudno, bo nie chcę tego robić jako nauczyciel. A jako człowiek? Cóż mogę powiedzieć ponad to, co zostało napisane? Ale dobrze, powiem w ten sposób: to długi wpis. Długi i mówiący o tym, że tak wiele chciałbym dać tym młodym ludziom, by było im łatwiej, a jednocześnie wiem, że każdy z nich będzie miał swoje doświadczenie. Mnie nie chodzi o szkołę. O instytucję, miejsce. Mnie chodzi o mnie. Czy ja, jako człowiek dałem im coś z siebie? Może ten stos słów niepotrzebny, a wystarczą dwa słowa, których napisać, to trochę wstyd? Długo wahałem się, czy nie prosić o to, by nie komentować. Wiesz czemu? Bo to właśnie jest bardzo intymne, co napisałem. I bardzo wewnętrzne. A młodym, podobno się jest zawsze. Zmienia się tylko muzyka, której słuchamy, samochody, którymi jeździmy i słowa, które wypowiadamy. Reszta gdzieś tam czeka na to, by znów siąść na huśtawkę i bujać się nie myśląc o Ważnych Sprawach. Pozdrawiam Cię bardzo, bardzo serdecznie :))

      Usuń
  2. Rozumiem Twoje pragnienie, żeby dać tym młodym ludziom coś więcej, niż wiedzę książkową, dać empatię, cierpliwość, milczenie i krzyk…
    Ale, jak wiesz, nie ma oddzielnych lekcji, które tego uczą. I jak ja wiem, a Ty masz nadzieję, dałeś im już to:) Dałeś tym, którzy zechcieli wziąć.
    Błędy popełniamy wszyscy i w każdym wieku, od tego nie ma ucieczki i być nie może, bo każdy nasz wybór i każde zaniechanie wyboru może być błędem, za który przyjdzie nam zapłacić.
    W moim przekonaniu najważniejsze jest to, żeby przy okazji świadomie nie krzywdzić innych ludzi i być w zgodzie z sobą samym. Bo lustra są wszędzie i prędzej, czy później będziemy musieli spojrzeć sobie w oczy.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To prawda Aniu. Często sam kieruję się tym, bym mógł spokojnie popatrzyć sobie w oczy w lustrze. Nie spuszczać wzroku widząc swoje spojrzenie. Nie wiem, czy udało mi się to, ale chciałem pokazać na moich lekcjach, jak zachować przyzwoitość. Jak bardzo różni się ten nasz świat od fikcji seriali, nawet najlepszych. Mam teraz literaturę wojenną. I wiesz, kiedy ostatnio czytałem na głos fragment wypowiedzi Edelmana, to pomyślałem sobie, że to najlepsza lekcja, jaką możemy otrzymać (bo i ja również). Jak być człowiekiem, jak być przyzwoitym. Stąd może moje myśli w trakcie zabawy. Może nie powinienem właśnie tak. Ale chciałbym kiedyś wielu z tych ludzi spotkać na ulicy i się przywitać. I chciałbym od nich dostać uśmiech. Może to dużo w dzisiejszych standardach i może jestem marzycielem, ale tak mi się wymyśliło. Dziękuję Ci za dobre, bardzo dobre słowa. I celne. Pozdrawiam Cię niezmiennie :)))

      Usuń
  3. Taniec z życiem nie lada sztuką i już od czasu świadomości krwawimy stopy w tym tańcu. Nie ważne ile lat mamy. Czy pięć, dziesięć czy piętnaście, trzydzieści. Wirujący w walcu piętnastolatek tak może rąbnąć w skałę, że trzeba dziesiątków lat aby podniósł się z kolan i nauczył chodzić na nowo. Mimo barw i kolorów świata. Gdyby ktoś mnie zapytał, czy chciałabym być znów nastoletnią piękną ciałem młodziutką kobietą - zawsze usłyszy odpowiedź - NIE. Witku dziękuję Ci za ten wpis. Bo uświadamia jak ważne jest jacy ludzie stają na naszej drodze i jak to jest ważne. I jak istotnym jest jaki nauczyciel jest naszym drogowskazem. Zdjęcia są tą piękną barwną, kolorową stroną młodości, tej jeszcze pięknej i tej już nie okaleczonej. Życzę Ci Witku abyś zawsze był sobą i jak najmniej skał :) dobrego dnia :)
    https://youtu.be/vk58JbUSm_M

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tego się właśnie boję Grażynko, że byłem/jestem złym przewodnikiem, bo nie upominam, nie chodzę za człowiekiem, nie krzyczę, a tylko mówię, ze to nie tak, że trzeba inaczej. Boję się, że wśród krzyku moje słowa mogą utonąć, tak jak utonie "Przesłanie Pana Cogito". Nie chciałbym żyć w takim świecie. Wolę wierzyć w ten ogień w młodych ludziach. Dziękuję Ci za dobry komentarz i chyba trochę dla Ciebie poruszający, emocjonalny. Wczułaś się. Bardzo, bardzo to cenię, bo świat bez zaangażowania, to świat automatów i lodówek. Dziękuję Ci za link. Piękne zdjęcia, które chciałbym, by kiedyś znalazły się w moim aparacie - marzenia :))) Pozdrawiam Cię bardzo, bardzo serdecznie :)))

      Usuń
  4. Tyle w tych słowach zrozumienia dla tych młodych, którzy chcą czerpać garściami, ich energii, radości, pomyłek...Jest też wielka troska opiekuna, bo przecież byłeś nim przez czas jakiś, czy wszystko, co miało być zostało powiedziane...To jest część ich drogi, właśnie zbliża się nowy zakręt i nikt nie wie co będzie za rogiem. Wiem, chciałbyś ostrzec, wyczulić, ale tak się nie da, bo nikt nie wymyślił szczepionki na życie. Chciałoby się uodpornić na to co złe, a zwielokrotnić co ludzkie w człowieku. Piękne i jak bardzo nierealne...
    Jest też tu zrozumienie, a może pogodzenie z własnym ja niosącym już bagaż doświadczeń, tych swoich, niepowtarzalnych. Jakże to inne słowa od tych, które pamiętam z poprzedniego roku. Jest też pokora , która wzrusza, bo wszyscy jej doświadczamy. To pokora dla przemijania i biegnącego czasu. Wiesz, Witku jestem pewna, jeśli ten tekst został przeczytany przez Twoich uczniów może nie dziś, ale za lat kilka, kilkanaście wywoła łezkę wzruszenia i tęsknoty również za belfrem.
    To trud i piękno tego jak bardzo niedocenianego dziś zawodu.
    Spokojnego chociaż nadal wietrznego wieczoru i powodów tylko do uśmiechu na najbliższe dni:)))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Elu, to wpis bardzo wewnętrzny. Ot, siedziałem sobie na fotelu i patrząc na zabawę postanowiłem napisać to, co czuję. Wyciągnąłem więc telefon i częściowo dyktując, częściowo pisząc powstał ten tekst. Nie wiem dlaczego. Może dlatego, że immanentną cechą każdego człowieka jest jakiś bilans? Jakaś prawda odkrywana w sobie? Kto wie. Wzruszyłem się Twoimi słowami, bo Ty wiesz i rozumiesz. A ja myślę, że nikt nie czyta. Chciałbym wierzyć, że z przyzwoitości. Z delikatności uczuć. A jeśli już, to ocena mnie, jako człowieka może być zgoła inna. Patrzy się bowiem zawsze na nauczyciela pod kątem jego słabości. Tak już jest. Może rzeczywiście kiedyś, po latach ten obraz się zmieni. Albo zupełnie zatrze i będę tylko epizodem w dalekiej drodze życia :)) Co nie zmienia tego, że patrzyłem i patrzę na nich z dobrym uśmiechem. Choć nikt nie zaprosił mnie do zabawy i nikt nie zaprosił do stolika, by na chwilę porozmawiać. Ale to nic, to nie jest ważne. Wzruszyłem się Twoimi słowami, kurde! Znaczy się czas kończyć. Dziękuję Ci za każde słowo Twojego komentarza. Przemyślane, celne i poruszające. Pozdrawiam Cię Elu :)))

      Usuń
  5. To musi być dziwne uczucie oglądać te studniówki rok za rokiem, patrzeć na tych młodych dorosłych i myśleć co się z nimi stanie, jak się potoczy ich życie.
    Ogladanie tego musi być pełne obaw, ale też pewnie nadziei.
    Myślę, że nie możesz dać im niczego czego aktualnie nie dostrzegają. Głównie dlatego, że ciężko jest czerpać z doświadczeń innych, do tego potrzeba pewnej dojrzałości i zasobów własnych doświadczeń. Poza tym, który 18 czy 19 latek w tej swojej słodkiej naiwności i poczuciu rozpoczynającego się “prawdziwego życia” jest w stanie coś takiego przyjąć?;)
    Każdy musi przeżyć swoje życie sam, odnosić swoje małe zwycięstwa i popełniać swoje błędy z całym inwentarzem konsekwencji. Mimo że chcielibyśmy pomóc tym na których nam zależy, bo to jak najbardziej naturalne to ostatecznie nasze wpływy są niewielkie, albo żadne. Możemy najwyżej trzymać kciuki i mieć nadzieję, że tym dzieciakom się uda być dobrymi, szczęśliwymi ludźmi.

    Dawno o tym nie myślałam, ale przez twój tekst uświadomiłam sobie, że od mojej studniówki minęło już kilkanaście lat! Ale zleciało! Kiedy?! Po prostu szok!

    Miłego wieczoru!
    :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zebrało się trochę tych studniówek w życiu. Albo jako wychowawca - i wtedy jest inaczej, albo jako nauczyciel - i wtedy też inaczej się czuje. A moja własna studniówka ginie gdzieś w tym wszystkim :)) Było inaczej. Ani gorzej, ani lepiej - inaczej. Była sala gimnastyczna i tyle. Ale nikomu to nie psuło humoru i pamiętam szaloną energię i radość życia. A kiedy wracałem na piechotę do domu (dziś nie do pomyślenia), to i wiersz ułożyłem, który został zaraz zapomniany :D To prawda, co piszesz. Odnoszę się zresztą do tego, że każdy ma swą własną drogę i nie sposób trzymać go na uwięzi. Ale zgadzam się z Tobą w całości. To o dojrzałości i doświadczeniu, to prawda. Ale wiesz, zależy mi na tym, by te słowa, które teraz być może brzęczą, jak komary, jednak trafiły gdzieś, kiedyś. Czasami zdarzy się taka scena, że po jakimś czasie spotykam ucznia i ten mówi mi "A wie pan, ja przez pana, to zacząłem czytać książki, bo mi pan wszedł na ambicję", albo " Panie profesorze, pan kiedyś powiedział..." Nie pamiętam. Ale skoro tak ktoś zapamiętał, to pewnie tak było i tak mówiłem. Ale i tak niepewność zostanie. Pewnie i większości polski w życiu nie będzie potrzebny, więc niech zostaną ładne i dobre słowa. Niech zostanie i prawda o człowieku, bo przecież o tym rozmawiamy na polskim, nie tylko o strukturze wiersza, czy zależności stosowanie wykrzykników od epoki literackiej :P Bardzo fajny Twój komentarz, który nieco porządkuje mój chaos i "wolne" myśli, które gdzieś nocnie zaczęły mi krążyć po zwojach :)) Dziękuję Ci bardzo, bardzo serdecznie i dziękuję Ci również za czas. Tak, wiem i pamiętam.
      Dobrej, spokojnej nocy i błękitnych :)) (no dobra, zielonych:)) )

      Usuń
    2. “Była sala gimnastyczna i tyle. Ale nikomu to nie psuło humoru i pamiętam szaloną energię i radość życia.”
      Nie psuło to humoru, bo zapewne wtedy nie znaliście czegoś innego. Studniówki na salach gimnastycznych były kiedyś powszechne i normalne. Gdyby teraz to zaproponować byłoby obruszenie, ale to nie dlatego że dzieciaki zepsute, tylko czasy inne;)
      Ale co do samych odczuć studniówkowych to niezależnie od sali, na której się odbywa pozostają takie same. Szalona energia i radość życia. To bardzo uniwersalne i wielopokoleniowe uczucie. Idealnie to podsumowałeś. Też to czułam.

      “Ale wiesz, zależy mi na tym, by te słowa, które teraz być może brzęczą, jak komary, jednak trafiły gdzieś, kiedyś.”
      Rozumiem, że ci na tym zależy. Mam podobnie, ale doświadczenia na tyle gorzkie i nieskuteczne, że tracę wiarę, że moje słowa są w stanie gdzieś, kiedyś trafić.

      “Czasami zdarzy się taka scena, że po jakimś czasie spotykam ucznia i ten mówi mi "A wie pan, ja przez pana, to zacząłem czytać książki, bo mi pan wszedł na ambicję", albo " Panie profesorze, pan kiedyś powiedział..."”
      A to już musi być po prostu po ludzku miłe i dodające pewności. Fajnie, że masz takie doświadczenia:)

      “Pewnie i większości polski w życiu nie będzie potrzebny…”
      Proszę cię, nie myśl w ten sposób. Nie jestem mistrzem gramatyki, interpunkcji… i Bóg jeden wie czego jeszcze w polonistycznym arsenale, ale po prostu jest mi przykro i źle kiedy mój szef- wykształcony, mądry człowiek pyta mnie dlaczego mówię “dziesięć miligramów”, a nie “dziesięć miligram”. I jeszcze mnie próbuje przekonać.
      Albo ostatnio kolega z pracy zapytał mnie czy coś tam może już “wziąść”, no jasne, wszystko można braść, czemu nie.
      No co poszło nie tak na tym polskim?;)
      Akurat polski wszystkim jest potrzebny i już. Bez dyskusji.

      Dobrego wieczoru
      :)

      Usuń
    3. Przepraszam, że tak późno. Nie miałem możliwości Ci odpowiedzieć, a ucieszyło mnie to, co napisałaś. Ale po kolei :)))
      A wiesz, kiedy miałem studniówkę, to już powoli zaczynały się bale w miejscach wyjazdowych. Ale nasza szkoła zdecydowała się na klasykę. Kilka osób narzekało, ale zawsze znajdą się tacy, którzy mają inną wizję świata i nie swoich pieniędzy - nie kryjmy. I dobrze, ze tak wszyscy czują, bo to w sumie dobry czas na otwarcie, na zakończenie pewnego etapu. Szumnie brzmi, ale człowiek czuje że na pewno staje się dorosły. I to dodaje animuszu.

      Podejrzewam, że nasze doświadczenia wynikają zupełnie z innej pracy. I ja po prostu muszę pokazać język, jako tworzywo świata. Ty zapewne z inną materią się zmagać musisz. Szkoda, że mówisz, że to gorzkie doświadczenie. Na pewno trudne, z tym się z Tobą zgodzę, że bardzo trudne. Ale sama wiesz, ze będziesz próbować i tak, bo to jest w człowieku: porozumienie, danie nadziei, dobrych słów itd.

      To miłe, masz rację. Zwłaszcza tak gdzieś na ulicy, albo po dłuższej rozmowie, kiedy się trafi. Niewiele tego, ale i to daje człowiekowi pewność, że te miliony czy miliardy słów gdzieś jednak trafiły. Statystyka, statystyką, liczą się ostatecznie ci, którzy uśmiechają się na nasz widok. bezcenne :)) Choć i są tacy, którzy bez słowa przejdą. Jak w życiu.

      Twój szef po prostu tak został nauczony. Używa starej zasady, ze to są wyrazy nieodmienne. Tak, jak mnie raziło kiedyś "radio", dlaczego niektórzy nie odmieniają - bo to był wyraz nieodmienny. natomiast dla "wziąść' nie mam litości. Tak samo jak "załanczać". Masz rację, to wszystko potrzebne. Chyba gorycz trochę przemówiła. A na zakończenie coś, co moje oczy napotkały dwa lata temu i aż musiałem sobie zapisać, bo nie mogłem uwierzyć. To coś, co mnie wbiło w ziemię i trzyma do teraz - wyjątek z pewnej pracy "...bydź z tym menszczyznom, co miał bydź narzyczonym". Czytałem i czytałem i nie rozumiałem. Bywa i tak :D Tutaj ewidentnie poszło coś nie tak. Ale przynajmniej się śmieję i mam nadzieję, że Ty też :)) Mało? No to mam jeszcze inny kawałek a propos "Pana Tadeusza". Fragment tekstu mówił o tym, ze Zosia lubi kurki i kogutki i zostanie z Tadeuszem na wsi, że nie lubi miasta. Uwaga: " Zosia lubiła koguta Tadeusza". :)))
      Jeśli nie odczytasz tego teraz, to przynajmniej w wolnej chwili jutro i mam nadzieję, ze się uśmiechniesz i dzień będzie milszy.
      Bardzo, bardzo serdecznie Cię pozdrawiam i bardzo dziękuję, ze odniosłaś się do tego, co napisałem. Bardzo mi się miło zrobiło. Wierz, nie wierz, uśmiecham się - cenne!!
      Dobranoc/Dzień dobry :))

      Usuń
    4. To z dość dużą dawkę wstydu przyznam się, że sama przez kilkanaście pierwszych lat życia miałam problem z tym całym wariantem “załanczać”.
      Do czasu aż któregoś dnia zapytałam mojego tatę czy coś tam będzie “włanczać”, na co on odpowiedział mi “a czym? WŁANcznikiem?”;)
      Osłupiałam, że to tak źle brzmi! No ale przynajmniej się nauczyłam.

      “To coś, co mnie wbiło w ziemię i trzyma do teraz - wyjątek z pewnej pracy "...bydź z tym menszczyznom, co miał bydź narzyczonym".
      Wiesz mnie to takie rzeczy bardziej przerażają niż śmieszą. No bo jak? I co tu zrobić z czymś takim?

      “Zosia lubiła koguta Tadeusza".
      Oh no lubiła, lubiła, trudno się z tym nie zgodzić;)
      Ale odnośnie całego kontekstu i szkolnej rozprawki- złoto! Dziękuję!

      Usuń
    5. Dobry sposób na "włanczanie" :)) Ja znam sposób na "cudzysłów" - W cudzysłowiu? Nieee, przecież nikt nie mówi w dupiu, tylko w dupie. Każdy zapamiętuje z uśmiechem :)) Miłego walentynkowego wieczoru :))

      Usuń
  6. Piękne zdjęcia i nastrój roztańczonej młodości. Wszyscy chcemy, żeby entuzjazm tych Młodych trwał jak najdłużej. Niestety kształtują nas nie tylko radosne chwile, ale przede wszystkim doświadczenia trudne do zaakceptowania, te tragiczne, które może znali z literatury, które pomagałeś im analizować …. ale nie wierzyli, że zaistnieją w ich życiu. To starcie marzeń i ideałów z bezwzględną rzeczywistością każdy z nich przeżyje inaczej. Wyposażeni w bagaż wiedzy, ale również własnych doświadczeń, własnej wrażliwości i empatii, będą podejmować decyzje, …. czy wobec niesprawiedliwości, pogardy jednych wobec drugich, kłamstw i niegodziwości przejść obojętnie, czy zachować siebie, kosztem wyrzeczeń, czasem łez i bólu. … bo niestety …. jak w matematycznej funkcji … im większa wrażliwość, im szersze spektrum postrzegania świata, tym bardziej gorzkie łzy …. To będzie ten najważniejszy egzamin.
    Jestem pewna, że sobie poradzą, wiem, że zostawiłeś swoim uczniom cząstkę siebie a oni, z perspektywy czasu, uśmiechną się oglądając zdjęcia ze studniówki i z wdzięcznością wspomną ,,Belfra’’, który w nich wierzył, uczył ich i kształtował.
    Dziękuję Witku za te słowa …. w sumie o przemijaniu chyba …. ale i o radości, doświadczeniu, trosce, rozterkach, o blasku i cieniu, o odpowiedzialności za innych.
    Serdecznie Cię pozdrawiam i oczywiście …. trzymam kciuki za Młodych.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie mogę zostawić tak bez odpowiedzi. Zmobilizowałem swoje zwoje i oto piszę :)) Nulo, dziękuję Ci za Twoje słowa. Zwłaszcza bardzo mi się podoba funkcja matematyczna i zależność pewnego spektrum uczuć. To szczera prawda. Tak właśnie jest. I to będzie ten najważniejszy egzamin, który dzieje się codziennie. Jeszcze tego nie dostrzegają i jeszcze nie wiedzą. I może dlatego chciałbym im dać zamiast milczenia jak najwięcej słów, jak najwięcej wiedzy o tym, co dzieje się w człowieku, w jego uczuciach i z jego decyzjami. Może przypomną sobie. A nawet jeśli nie, to może gdzieś, jakieś zabłąkane słowo czasami w nich błyśnie iskrą. Musi przecież, musi :))
      To również prawda, ze to trochę smutny wpis. Ale smutny, bo tu wychodzi kolejna prawda, ze człowiek zostawia cząstkę siebie w innych ludziach. W moim zawodzie jest to niejako wpisane. Ale czy mniej ma przez to boleć? jakim bym był człowiekiem ciesząc się, że odchodzą? Marnym. Więc i ja się nie cieszę, a jednocześnie wiem, że to konieczność życia. Ich drogi. Poplątane to wszystko i proste. Bardzo, bardzo dziękuję Ci, ze pokazałaś te prawidłowości. Ja tego w swoim poplątaniu nie umiałem zrobić. Pozdrawiam Cię szczerze i serdecznie :)))

      Usuń
  7. U Ciebie to nawet człowiek zaznajomi się ze studniówkowymi trendami modowymi ;), a i teraz w końcu dowiedziałam się, co robią Ci mężczyźni 40+, którzy na takich uroczystościach siedzą z nosem w telefonach, zawsze mnie to interesowało, okazuje się, że to z reguły zakamuflowani artyści. Tak to jest urządzone na tym świecie, że młody nie zrozumie starego, bo refleksja zwyczajnie przychodzi z wiekiem, ale myślę, że im więcej się w nich "włoży", tym potem więcej się z nich "wyciągnie", czego oczywiście Ci życzę w Twojej pracy :))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Uśmiałem się z tego artysty i z nosa w telefonie :)) Zdjęcia robiłem i oprócz tego pełniłem swoją rolę, czyli wychowawcy (w czasie wolnym tak naprawdę). Bo w sumie, co innego robić? Tańczyć? Tak między Bogiem i prawdą, to jest Ich impreza, więc niech się Oni bawią. A z resztą się zgadzam. Zwłaszcza to "włożenie" i "wyciąganie", jest trafnym spostrzeżeniem. A jeśli mówimy o modzie, to podaję link do moich zdjęć ze studniówki - https://tychy.naszemiasto.pl/studniowka-zs-1-im-gustawa-morcinka-w-tychach-zdjecia/ar/c13-7545397

      Usuń
  8. Niczego ze szkoły nie wyniosłam. Tylko uczucie zmarnowanego czasu i wspomnienia, nie zawsze takie miłe, roztańczone, piękne. Często wręcz odwrotnie. Teraz się zastanawiam po co mi ten czas był potrzebny? Nawet ten spędzony na studiach, jeśli żadnej praktycznej wiedzy w tym nie było? Jedynie wydumana zbędna teoria zapychająca głowę. Ale takie życie. Muszą być obowiązki i szkoła jest jednym z nich. Przez chwilę wydaje Ci się, że poznasz nie wiadomo co, nie wiadomo jakie tajemnice, a kończy się na dwóch, trzech rzeczach jak pisanie, czytanie, podstawy liczenia, a cała reszta śmieci, które chciałoby się zapomnieć, a one wciąż wychodzą z kąta.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Taka to już ta szkoła była, a czasami i jest. Mógłbym tak samo powiedzieć, ale fizyka, której nie cierpiałem, przydaje mi się przy optyce, astrofotografii, czy odbiciach światła na przedmiotach. A moja fizyczka z liceum pewnie się w grobie przewraca, kiedy to piszę.
      I pewnie jest jeszcze wiele rzeczy, które ku mojemu zaskoczeniu się przydały, a uważałem je za bezsensowne. Mówisz, że to śmieci i masz prawo tak sądzić. Ale spójrz na to z innej strony - poznałaś słownictwo, wzbogaciłaś język. Po pewne książki sięgnęłaś, których dziś byś nie przeczytała. Może szkoła jest i anachronizmem. Tylko pytanie, co zamiast niej? Samokształcenie? Wybacz, ale dorośli mają z tym problem, a co dopiero taki siedemnastolatek, którego interesuje serial i głupawe filmiki? Co z nim? A może wśród tych ludzi jest potencjalny odkrywca? Wynalazca? A może po prostu człowiek, który po latach będzie składnie i logicznie prowadził swój wywód na ławce w parku uzasadniając, dlaczego kocha? Tak, wiem, wiem. Belfer ze mnie, więc jak mógłbym inaczej odpowiedzieć. Z tym się zgodzę, że muszą być obowiązki i szkoła jest jednym z nich. Przykrym, czy nie, ale obowiązkiem. Przekorny jest ten Twój wpis, wiesz? Może dlatego, że " cała reszta śmieci, które chciałoby się zapomnieć, a one wciąż wychodzą z kąta". Skoro wychodzą, to może nie są do końca śmieciami? A może są przydatne, tylko nie znalazła się przestrzeń w czasie, by je wykorzystać? Spekuluję oczywiście i szanuję Twoje zdanie. Bo tego właśnie uczę tych młodych ludzi, ze trzeba szanować cudze zdanie, tak jak życie i uczucia innych. I może robię to nieudolnie, ale mogę śmiało patrzeć w lustro, bo robię to wierząc w ich iskrę.
      Bardzo, bardzo dziękuję Ci za Twój komentarz. Nieoczekiwanie smutny, przyznaję. Mimo wszystko pozdrawiam Cię bardzo, bardzo serdecznie :))

      Usuń
    2. Smutna szkoła, to i moje słowa smutne. Twoje słowa też smutne. Ludzie młodzi widziani jako ci od głupich filmików i bez umiejętności wybierania. Gdyby im pozwolić na wybór, nie wiedzieliby, co robić. Na szczęście mądrzejsi dorośli za nich wybierają.
      Kurze z kątów też wychodzą. Czy to znaczy, że są potrzebne? Może tak, bo inaczej sprzątaczki nie miałby, co robić.
      Nie jeden odkrywca w szkole został stłamszony, ale czy to ważne? Ważne, że szkoła jest i się nie zmienia. Dzięki temu nauczyciele mają pracę i co roku możemy święcić dzień nauczyciela. Szkoła jest właśnie dla nich, dla nauczycieli. Ta obecna szkoła. Dzieci to tylko konieczny dodatek do całości.

      Usuń
    3. Chyba w temacie szkoły nie za bardzo się rozumiemy. Rozumiem, ze bardzo pasuje Ci obraz smutnej instytucji, która jest po nic, albo która kształci tylko te trzy, podstawowe zresztą umiejętności. Reszta, to strata czasu. W swojej wypowiedzi starałem się pokazać, że w ludziach jest iskra. jest coś, co bardzo mi się podoba. Spójrz na wpis, spójrz, ile razy powtarzam to zdanie. Skoro to robię, to jest to dla mnie ważne. Czy szkoła jest potrzebna, to starałem Ci się udowodnić najprościej jak umiałem, pokazując miałkość tego, czym zajmują popularne media i jakie to skutki przynosi. Nikt nie wymyślił jeszcze, jak szkoła ma wyglądać, ale ona się zmienia. I mówię to dlatego, bo sam byłem uczniem i wiem, jak szkoła wyglądała i jak wygląda teraz. Wynika z Twojej wypowiedzi coś, czego wprost nie powiedziałaś, a ja znam z wielu komentarzy mniej delikatnych, że nauczyciele to darmozjady i nieroby i tak im wspaniale się powodzi. A uczniowie to zbędny element systemu, który przeszkadza. Gwarantuję Ci, ze tak nie jest i chyba udowadniam to, tym wpisem, który owszem, jest trochę smutny, ale dlatego, że ci ludzie, którzy byli ze mną trzy lata i z którymi dyskutowałem i pokazywałem wiele rzeczy w naturze człowieka, po prostu pójdzie w swoją stronę. Tak być musi, bo taka jest kolej rzeczy, ale i nikt niech nie oczekuje, ze będę się cieszył, bo zwyczajnie i po ludzku ich bardzo lubię i martwię się. Dziwne, prawda? Źle opłacany i pogardzany przez wielu nauczyciel martwi się o młodych ludzi. Albo nie pasuję do systemu, albo coś tu jest nie tak, jak być powinno w utartej wizji świata (szkoły). Tym, którzy mają wątpliwości, polecam zawsze pójście nie na jeden, ale na trzy dni do szkoły i zobaczenie, jak wygląda lekcja. Bez obciążeń i jedynek. Taki mały eksperyment. Choćby i na lekcje polskiego, gdzie muszę nie dość, ze oderwać od głupich filmików, to jeszcze sprowokować do myślenia i zadawania pytań. Bo to chyba warunek konieczny, by ów proces nauki się uruchomił. Skracając już ów zbyt długi wywód, powiem, ze dmucham w te iskry, by nie były przytłumione tym, co mało istotne. Bo na oglądanie seriali zawsze będzie czas w życiu, a na zapytanie, czym jest miłość, prawda, kłamstwo i wiele, wiele innych rzeczy, może zwyczajnie czasu nie być. A może i ochoty. A odwołując się do Twojej wypowiedzi, ja nie świętuję Dnia Edukacji. Bo to nie moje święto. To święto myśli państwowotwórczej, która kazała skasować jeden z zakonów, a pieniądze przeznaczyć na edukację. Rozumiem Twoją awersję do szkoły, staram się zrozumieć to, co leży u podstaw Twojej niechęci i dlatego mówię nie za wszystkich. I nie bronię systemu, który ze swojego założenia jest ułomny. Bo każdy system jest ułomny, bo tworzą go ludzie. Po prostu pokazuję Ci to, co mnie przyświeca w pracy. Iskry. Pozdrawiam Cię w tę wietrzną niedzielę :)

      Usuń
    4. Przewrotnie zapytam, co z tymi iskrami, które nie potrafiły zdać matematyki na maturze? Czy mogły pójść dalej i studiować ukochane malarstwo albo polonistykę?
      Nie rozumiemy się, ale czy musimy się rozumieć? Przedstawiam tylko swój punkt widzenia. Też kiedyś byłam po drugiej stronie i wiem, że nauczyciel się namęczy. Jednak po co? Po to, żeby wbijać wiedzę tym, którzy woleliby historię zamiast geometrii? O tym jest moje spojrzenie. O możliwości wyboru, że uczymy się tego, co lubimy i naprawdę nie mów mi, że dzieciaki młodsze i starsze mają w głowach tylko pustą zabawę, żadnych zainteresowań. Nie uwierzę.
      Wybacz, żę znów tyle smutnych słów zamiast razem z Tobą dzielić radość, że ci młodzi ludzie skończyli szkołę. Nie zawsze obraz radości wywołuje u czytelnika radość. Czasem prowokuje do głębszych myśli. Nieważne, że się z nimi nie zgadzasz. Moja wizja szkoły jest i tak taka, nie inna. I o dziwo nie widzę, by się zmieniała, szkoła, nie wizja. Ławki może, podłogi, ludzie w środku, podręczniki, a poza tym wciąż ta sama melodia - nauka wszystkiego jak leci, nikt nie pyta czy chcesz czy nie, czy ci się to podoba. Od lat wychodzi się przecież z założenia, że tak ma być i już i mnie to się nie podoba i miałam śmiałość powiedzieć coś o tym, bo już taka jestem czasem zbyt marudna, zwłaszcza w temacie szkoły.

      Usuń
    5. Faktycznie, nie musimy się rozumieć. Jest to nikomu do niczego niepotrzebne, bo i z naszego dyskursu nie wyniknie jakieś wielkie dobro i jakieś wielkie zło. Zwłaszcza to drugie napawa mnie optymizmem. Wiem, co chcesz powiedzieć. Tylko pytanie, kiedy dać młodemu człowiekowi model wyboru? Na jakim etapie? Przedszkola, kiedy formuje się psychika i podstawowe umiejętności, czy może w okolicach podstawówki, kiedy opanuje czytanie i pisanie? Nie wiem i chętnie bym pospekulował. Pewnie i taki model wyboru by się sprawdził, ale czy u wszystkich?
      Troszkę zabolało mnie to, że piszesz, jakobym patrzył na młodych ludzi mających pustkę w głowach. To chyba nie tak. To na pewno nie tak, bo przecież ja jestem po to, by pomóc zrozumieć i świat i wiele rzeczy dzięki literaturze (w każdym razie takie są założenia) Martwię się trochę tym, że telefon stał się bożkiem i świat nie istnieje poza ekranem. Nie u wszystkich, nie generalizujmy. Ale u wielu, wielu.
      Dziękuję Ci, ze tłumaczysz powody, dla których właśnie tak, a nie inaczej piszesz nie zbywając mnie, bo to bardzo dobrze o Tobie świadczy. I ja też dzięki temu, co piszesz, mogę inaczej, niż przez swój własny pryzmat spojrzeć na tych młodych ludzi. A wpis rzeczywiście, miał sprowokować do głębszych myśli. Jest w nim coś, czego nie rozwinąłem, czego nie dopowiedziałem, ale nie chciałem. Zostawiłem sobie tę myśl dla siebie, bo dotyczyła mnie i była bardzo smutna. A chciałem mimo wszystko trochę mniej tym razem smutku wlać w słowa.

      Abstrahując od głównej myśli Twojego komentarza chciałem tylko dopowiedzieć i tu pewnie się genialnie zgodzimy, że każda umiejętność, ba, każdy talent wymaga rozwoju. Pracy. Ale też i cierpliwości. Jeśli ktoś chce, a nie jest to tylko kaprys, to będzie chciał robić to, co gdzieś w nim siedzi.
      Serdecznie Cię pozdrawiam i bardzo, bardzo dziękuję za Twoje myśli. A o szkole, postaram się dopiero za rok, kiedy znów będzie studniówka, na którą być może nie pójdę, więc może minie ten temat :))

      Usuń

Prześlij komentarz

KOMENTARZE

Popularne posty