Wieże...

             Stoję w cieniu magnolii. Wyrosła. Wyładniała. Z kilku liści na pniaczku podobnym do gałązki rozrosło się całkiem spore drzewo, które daje cień zielony latem. A teraz, sam nie wiem jaki. Lubię na nią patrzyć z góry, gdzie jeszcze nie sięga i nie dosięgnie. Ale lubię też stać przy niej i patrzyć, jak kwiaty nasycają się światłem. Nie śmiej się. Tak, wiem, to dziwne, ale kiedy będziesz stać wystarczająco długo i nic nie mówić, to zobaczysz, jak koło południa kwiaty się rozchylają i magnolia pije światło. Kielichy nabierają promieni. Powoli, powoli wypełniają się blaskiem i potem oddają zgaszoną moc. Przytłumioną. Wyglądają jak lampiony albo latarnie kołyszące się na wietrze. A ty już wiesz, że lubię latarnie i lubię ich światło dalekie od błękitnych ekranów czy agresywnego promienia lamp. Może kiedyś tę moją wysłużoną latarnię zapalę i pójdę zapalać gwiazdy. Może. Zawsze dobrze jest mieć plany i zawsze dobrze się uśmiechać do nich. Ale tylko do tych, które są osiągalne. O tych nieosiągalnych można śnić. I tylko śnić. A wiesz przecież, że śnić czasami nie jest łatwo. A to przeplata się coś z innego snu, a to szufladki otworzą się nie te, a to znów sny splątane gorącym oddechem i włosami rozleją się pod skórą i cały sen na nic. Dobra historia, która mogła mieć swój koniec, środek i zakończenie urywa się, kołtuni, zawraca. Są słowa, które bolą, są twarze, które powinny zostać zapomniane. A potem wstajemy z łóżek i idziemy w dzień. Tak, masz rację, stoimy na swoich wieżach paląc ognie i wysyłając w niebo dymne znaki by nas odnaleziono. Zauważono. A nasz krzyk ochrypły bije zamiast w innych, to w chmury wezbrane, albo i w niebo błękitne echem. Nasłuchujemy, patrzymy w dym, wróżymy z lotów ptasich, z przejechanych przystanków, z przeczytanych wyrazów. A potem zmęczeni milczymy układając w sobie to, co było i to, co jest. A wieże rosną i rosną. W nas. We mnie. Może nie trzeba krzyczeć, a zwyczajnie pomachać? Zejść z wieży, choć to daleko? Tylko strach, niedobry strach, że tam na dole nie będzie kogoś, kto na nas będzie czekał. A magnolia napełnia się światłem. Powoli pije blask. Widzisz? Zaczyna świecić. Zupełnie jak latarnia w nocy, by każdy odnalazł swoją drogę na morzu, na swojej ścieżce albo we śnie. Albo na swojej wieży...



















Komentarze

  1. Odpowiedzi
    1. Dziękuję Grażynko :)) Minimum słów, maksimum treści, jak w Awangardzie z dwudziestolecia międzywojennego :))

      Usuń
  2. Uwielbiam kwitnące magnolie. Są takie dostojne i kruche zarazem. Przed wydziałem na którym studiowałam rosło kilka starych drzew. Pamiętam, że wiosną każdego dnia idąc na zajęcia myślałam o tym, czy to już dziś pąki się otworzą. Chyba dlatego tak je lubię, bo kojarzą mi się z najlepszym okresem w życiu. To był czas całkowitej niezależności i poczucia, że wszystko co najlepsze właśnie przede mną. Zupełnie na odwrót niż teraz :))
    Piszesz o nieosiągalnych marzeniach. Myślę, że my sami w dużym stopniu decydujemy o tym co jest nieosiągalne. Ogranicza nas nasza głowa. A może chroni przed kolejną przeciętą wargą, zdartym łokciem, potrzaskanym kolanem albo złamanym sercem? Albo to przychodzi z wiekiem i życiowym doświadczeniem? Ostatnio dużo o tym myślę, bo sama zapragnęłam niemożliwego. Już wiem, że nie doskoczę, nie sprostam. Sen byłby dobry, ale nie chce przyjść. A jak juz przychodzi to śnią mi się żaby, albo że kończy mi się w pracy internet :D Koszmar!
    Pięknie napisałeś o tej wieży. Pięknie! I ta muzyka. Bardzo osobiście dziś odebrałam Twój wpis. Może ta izolacja tak na nie działa, albo znów porywa mnie nurt.
    Wszystkiego dobrego Witku, powodzenia;) Serdeczności.
    Ola

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo ładnie o magnoliach napisałaś. Ja...ja chciałem inny wpis zrobić. Zupełnie. O magnoliach, owszem, ale zupełnie inny. Ale że miałem nieciekawy dzień (tak, wiem, często się to przytrafia zwłaszcza teraz), to i jakoś wyrwało się to, co gdzieś mi siedziało w głowie. Miało być delikatnie, wyszło trochę inaczej. I zapewne inaczej bym to napisał teraz, o tej godzinie. Ale żeby nie było, to właśnie wylazłem z łóżka, by odpisać na Twój komentarz, bo nie zasnąłbym spokojnie. Piękne są stare magnolie. ich kwiaty są dużo większe i bardziej...treściwe. Mają też inny kolor, bardziej intensywny. Ciekawe to, o czym piszesz, bo mam podobne skojarzenia. Co prawda nie z samą magnolią, która rośnie (chyba) przed katedrą biologii w znanym nam mieście, a właśnie z tym, że człowiek czuł niezależność i swego rodzaju wolność i otwarcie. Siebie i świata. A potem cóż, sama wiesz - praca, obowiązki i inne sprawy. A teraz, dziś, to już w ogóle.
      Wiesz, kiedyś mądry człowiek, który już niestety nie żyje powiedział mi, że zawsze coś jest przed człowiekiem, tylko on tego nie widzi, albo nie umie ukształtować w taki sposób, by to widzieć. Mądre słowa, choć często mam wrażenie, jakby przelatywały obok, bo jestem przykładem tego, który jest ślepy. To prawda, co piszesz. Ogranicza nas tylko nasze myślenie. Choć sama wiesz, że niektóre marzenia są zbyt wielkie lub zbyt nierealne, by mogły się stać. Może dlatego piszę o tych mniejszych, realnych, które widzę, dostrzegam. A jeśli czujesz, ze nie doskoczysz, to dobrze. Bo to znaczy, ze znasz swoją siłę i pewnie będziesz próbować za jakiś czas. A bo to raz w dupę dostał człowiek? Skoro jest cel, to i jest marzenie. A skoro się skrystalizowało, to nie ma siły, to trzeba mieć :))) Mówi Ci to Koziorożec :D
      Sen o żabach nie jest zły. Powiem więcej, jest genialnie dobry!! jako wróżba oczywiście. Więc ciesz się Olu, bo to naprawdę dobry sen. Jeśli jednak popatrzymy w kategoriach estetycznych plus całowanie (kurde, baśnie mi się przyplątały z księciem i żabą), to faktycznie, może być niefajnie. Jeśli jednak symbolicznie, to...no, uśmiechnij się, bo ja bym się śmiał i wypatrywał :))) Internet, ups...trudna sprawa. Rozumiem Twój strach.
      Bardzo się cieszę, że spodobnał Ci się ten tekst o wieży i muzyka. Naprawdę, muszę to napisać: o ile do dupy był ten dzień, tak ogólnie, to jednakowoż końcówka przyniosła uśmiech. A to już coś. Więcej niż coś :)) Musisz kiedyś powiedzieć o nurcie, zaciekawiłaś mnie. Hmm.. napisałaś "powodzenia", jakbyś się żegnała. Mam nadzieję, ze to tylko moja nadinterpretacja.
      Również dla Ciebie światła, ciepła, odpoczynku i uśmiechu :)) I zdrowia, zdrowia!! Dobranoc Olu, błękitnych :))

      Usuń
  3. Jejku – tyle razy je podziwiałam, zawsze tak samo dumne, piękne, dostojne magnolie – i nie zauważyłam, że kształt ich kielichów przypomina pochodnie. Tak masz rację Witku, nawet dziś w pochmurny dzień ich piękno i zaklęte w płatkach światło, płonie blaskiem życia. Bo przetrwa piękno i światło - dwa niezniszczalne filary …. Jest ich pewnie więcej …– zostawiam tę wyliczankę filozofom .
    Pięknie dziękuję Witku za cudne magnolie, za podzielenie się pięknem, o którym kiedyś myślałam, że mi się należy … teraz pójść do tego miejsca gdzie rosną na moim osiedlu …. to przestępstwo : (
    Dziękuję wiec, że mogę tak bezkarnie cieszyć się ich pięknem dzięki Tobie Witku
    Pozdrawiam bardzo, bardzo serdecznie i życzę samych dobrych, jasnych chwil.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To jest Nulo świetne, ze każdy z nas widzi w kształtach coś innego, unikalnego. I czasami nawet uda się przemycić takie porównanie w życie. Niby banał: "oczy jak gwiazdy", ale piękne. A przecież gdyby tak dosłownie popatrzyć na te gwiazdy, to osobiście bym się przeraził tych maciupeńkich szparek świecących w nocy :D Oczywiście, ze masz rację :)) Piękno i światło przetrwa. Nie ma wybory, bo inaczej sami stworzymy piękno od nowa :)))
      To ja dziękuję Ci Nulo, bardzo, bardzo dziękuję, że znalazłaś czas i ochotę, by wejść, przeczytać i zobaczyć zdjęcia. Wiesz, że bardzo cenię Twoje oko, bo masz oko do zdjęć niezaprzeczalne, więc za każdym razem, kiedy widzę Twój wpis, to cieszę się ogromnie :))
      Również dla Ciebie dużo dobrych myśli i dobrego światła i uśmiechu. A i życzeń zdrowia nie skąpię Pani, nie skąpię, ba, sypię ręką szczodrą bardzo :))))

      Usuń
  4. Magnolie dla mnie są najpiękniejszą esencją wiosny. Zawsze z zachwytem przyglądam się im gdy zakwitają Są uosobieniem delikatności i uporu zarazem, bo te kruche płatki potrafią przetrwać niejeden powiew zimy zupełnie jak jej prapraprzodkowie epokę lodowcową. Tak sugestywnie opisałeś te chwile, że choć nie miałam okazji, a może dość czasu, by widzieć rozchylające się magnolie w promieniach słońca, zobaczyłam jak śmieją się do światła i falują na wietrze.
    Wiem Witku ,że latarnia czeka na ten jeden znak, by znów gwiazdy płonęły na niebie, a będzie taki czas na pewno, Witku, ja wierzę. Znikną też wieże budowane w samotności...a krzyk zmieni się cichy szept . Uwierz mi, tak będzie ;)
    Dziękuję bardzo, Witku za piękną całość: zapach obrazu, kolor muzyki i melodię tekstu.
    Szczególnie potrzeba nam tego wszystkiego, gdy każdy dzień jest wielką obawą, co będzie za chwilę, jutro, czy za tydzień. Przywołuje pamięć i daje nadzieję, że skoro tak kruche drzewko ma moc przetrwania, my też możemy...
    Wszystkiego dobrego Witku i zdrowia, zdrowia, zdrowia :)))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Elu, pięknie to zobaczyłaś i jeszcze lepiej opisałaś. Zastanawiałem się, jak zakończysz. Biegłem z tekstem, jak głupi, by przy końcu zwolnić i czytać już wyraz po wyrazie. Zawsze pozytywnie kończysz, zauważyłaś? Ale to dobrze, bo skoro moje zakończenia są niemrawe (tak, usłyszałem to kiedyś), to przynajmniej Ty widzisz w tej końcówce "coś". A to jest plus dodatni, jak mawiają matematycy :))
      Na pewno chciałem tę magnolię inaczej pokazać. Bardziej intymnie, bo mnie przypomina bardzo ludzką skórę. Ale co się odwlecze, to nie uciecze, za rok znów magnolie zakwitną. A sam pomysł i spostrzeżenie przyszło mi do głowy kiedy już co innego miałem napisanego. Właściwie tekst był gotowy, a poszedłem do ogrodu po to, by siąść na ławce i odetchnąć trochę, bo siedzenie od 5 rano przy komputerze sprawia, ze wszystkiego się odechciewa. Tak sobie siedziałem, piłem kawę z nogą na nodze i patrzyłem, jak powoli rozchylają się kwiaty, jak napełniają się światłem. Przynajmniej miałem takie wrażenie. A ta latarnia... Kiedyś zimą poszedłem późnym popołudniem do lasu. Powiesiłem na ją na gałęzi i wisiała, jak taka jasna nadzieja w mroku i w parasolu z gałęzi. Co ciekawe, gałęzie wcale nie wyglądały jak jakieś straszne dłonie sięgające po światło, ale jak dłonie grzejące się, albo ochraniające ten płomyk. Taka symboliczna fotografia. Niby baśniowa, a jednak symboliczna. Zobaczymy, czas pokaże - jak zawsze :)) Bardzo chcę Ci wierzyć, bo Ty lubisz mieć przeczucia :))
      Ogromnie się ciesze, ze spodobała Ci się całość, bo ostatnio mam blokadę w robieniu rzeczy na blog. Niby wszystko jest, a kasuję i na nowo się staram. Dziwne, jak na mnie. To pewnie te fluidy w powietrzu, albo ktoś zaklęcia rzuca i nie mogę się skoncentrować. Oby tylko były skuteczne, bo jeśli schrzani sprawę, to jeszcze mnie w butelkę zamieni, albo w kamień. Trochę się śmieję, bo bardzo się ucieszyłem z tego, co napisałaś. W ogóle cieszę się, że ludzie piszą. Ale to temat na inny czas. W każdym razie i już zupełnie na poważnie, to jako znawczyni drzew i ich urody sama wiesz, jakie kruche są magnolie. I ich kwiaty i samo drzewko, więc porównanie, które zrobiłaś na końcu jest akuratne. Bardzo mi się podoba to określenie, ze słabe, a jednak potrafi :)) Więc i my pewnie też!! Dziękuję Ci za dobrą iskierkę słowa i również życzę Ci ZDROWIA i słońca. A reszta, gdybyś poszła jakieś śmieci wyrzucić, albo do sklepu w celach "bytowych", niech Ci się darzy!!

      Usuń
    2. Witku, cudowny obrazek poranna kawa z magnolią w tle...och, pięknie. Za życzenia dziękuję, ale muszę trochę dalej niż wyrzucić śmieci, bo mam pół piętra niżej zsyp i zapewniam Cię, że nic ciekawego po drodze nie ma :-) Uśmiałam się.
      Słyszałam, że do lasu będzie można wejść. Na pewno wtedy skorzystam najszybciej jak tylko będę mogła. Miłego wieczoru Witku:)

      Usuń
    3. Dziękuję Ci pięknie. Las...las...co to jest las?? :))) Chyba powoli zapominam. Och, niech no tylko usłyszę, ze bezkarnie mogę iść. Rower już czeka :D
      I dla Ciebie dobrego wieczoru :))

      Usuń
  5. To ja opowiem historię. Był taki czas, kiedy wiedziałam czego chcę. Byłam wtedy bardzo poobijana przez życie, rozbita na małe kawałeczki i z trudem podnosiłam się i usiłowałam poskładać życie w całość.
    Mimo tego wiedziałam, czego chcę. Dokładnie. Myślałam sobie o tym jak będzie pięknie, kiedy już mi się spełni…
    Wiedziałam, że aby się spełniło muszę zadziałać i...nie robiłam nic. Bo bardzo byłam przywiązana do swojego marzenia o idealnej przyszłości. Bo bałam się, że jeśli powiem „sprawdzam” i się nie uda, to nie zostanie mi już nic.
    Przeciągałam ten stan zawieszenia przez kilka tygodni. Ostatecznie zrobiłam ten krok. Mnie się udało chociaż to nic nie znaczy, bo każdy ma swój los.
    Może powiesz, że to nie na temat :) Może to nie na temat :)
    A kwitły wtedy magnolie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Czekałem, co napiszesz. Czekałem w ogóle Aniu, że coś napiszesz. I jeśli myślisz, że kiep ze mnie i nie wiem, o czym piszesz, a historia ma być tylko historią, to jesteś mi winna kawę :)) Dobrze wiem, co chciałaś powiedzieć i zrobiłaś to w piękny sposób. Mądry i celnie. Tyle, że ja już powiedziałem "sprawdzam". Ale chyba za wcześnie, albo za słabo gram w karty :)) Dlatego ja teraz nie robię nic. Absolutnie nic. Po prostu jestem. To prawie, jakby mnie nie było, prawda?
      Dziękuję Ci z całego serca, bo to, co napisałaś ma dla mnie ogromną wartość. Bardzo, bardzo ogromną. A magnolie zawsze zakwitają wiosną i ja zawsze mam wtedy myśli splątane. A myślałem, ze to jesienią zaczynam swój szalony taniec :)) Aniu - bezcenne to, co mi napisałaś. Zdrowia dla Ciebie i dobrych, jasnych myśli :))))

      Usuń
  6. Magnolia to dla mnie krzew z bajki. Od dziecka tak myślę. Gdy ją pierwszy raz zobaczyłam, takie było moje odczucie i takie już pewnie pozostanie. Tak mi nie pasuje do tych zwyczajnych podwórek i szarych domów. Pod tym drzewem, które przecież kwitnie bardzo krótko, a potem w ogóle nie przypomina siebie, muszą się dziać niezwykłe rzeczy (oczywiście wtedy, gdy kwitnie). To jest chyba kraina księżniczek, rycerzy, wróżek, smoków i szklanych gór, która na chwilę wiosną się przed nami otwiera. Tak tylko na maleńką chwilkę oczywiście, ale pozostawia jakiś dziwny niepokój. No piękna jest po prostu. Nie mogę jej sobie jednak wyobrazić u siebie na podwórku, zresztą i tak by pewnie nie urosła ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O, urosłaby, spokojnie. Jak byś podlewała codziennie (a pijak okrutny), to by sobie wyrosła. Pięknie ją opisałaś. Czytam i się uśmiecham, bo to taki ładny obraz rodem z dzieciństwa, kiedy jeszcze mogłem wejść pod taki krzew, położyć się na zimnej (!!!) ziemi i patrzyć w górę. Zresztą idealnie kolorystycznie łączy się z błękitem. Pięknie współgra, co też nadaje jej pewnego czaru. ja ją zawsze gdzieś umiejscawiałem w Persji, w okolicach Baśni z tysiąca i jednej nocy, choć to nieuprawnione, bo tam raczej migdałowce. Na które zresztą czekam, bo namierzyłem niedaleko jeden.
      Wzdycham sobie, bo jest to tak wszystko różne od tego, co nas otacza, ze aż wierzyć się nie chce. I te baśnie i skojarzenia, marzenia i dzieciństwo. A tu wirus skrzeczy, do diabła. Dziękuję Ci bardzo na Twój komentarz i za to, ze poddałaś piękne skojarzenie. Naprawdę piękne :)) Zdrowia dla Ciebie i dużo, dużo ciepła :)))

      Usuń
  7. Mijałam dzisiaj dom obok którego rosła magnolia. Była wielka, a ja byłam ogromnie zaskoczona. Myślałam że to bardziej krzewy, a nie rosłe drzewa. Stałam tak przed tą magnolią i gapiłam się jak ciele w malowane wrota. Wiesz i pojawiło się we mnie wielkie pragnienie, żeby dotknąć kwiatów. A ta magnolia za płotem, rozejrzałam się czy nikt mnie nie widzi na ulicy czy nie obserwuje z okna domu i już, już chciałam się trochę wspiąć przez ten płot i dotknąć kwiatów, ale na szczęście całkiem racjonalny komunikat gdzieś mi się pojawił w głowie, żeby tego nie robić. Ufff. Dziwnie by to musiało wyglądać;) a jeszcze ktoś by może pomyślał, że chce zerwać kwiat, a tego bym się nie odważyła zrobić!
    Jak już trochę ochłonęłam to zauważyłam, że kilka płatków leży na trawniku przed płotem. Wzięłam je sobie. Cudownie mięsiste w dotyku, takie sama nie wiem jak je określić... skórzane? Jakbym dotykała skóry brzucha. Brawo ja za to tanie porównanie, ale wiesz miałam nadzieję, że dokładnie takie będą. Milion procent satysfakcji i radości!:)

    A co do planów... Oh mi się marzą teraz proste rzeczy. Chcę jechać na żagle w wakacje i zjeść lina w śmietanie. Chcę przeczytać w końcu "Papuszę" i "Hyperiona";) i obejrzeć całego Netflixa. Marzę o tym by się wyspać, nie mieć kosza pełnego prania i w spokoju wypić piwo. Niesłychanie ambitne plany. Piszesz, żeby się do nich uśmiechać, a ja może i nawet się nieśmiało uśmiecham, ale mam wrażenie że one w odpowiedzi się ze mnie śmieją, mówiąc "nie tym razem";)
    A plany nieosiągalne nawet w snach muszą poczekać, najpierw muszę zrealizować coś prostszego by choćby zacząć śnić.

    Nie wiem czy się zdecyduję się na magnolię. Boże ona jest taka hipnotyzująca i piękna, chyba bym sobie nie wybaczyła jakbym ją zajechała. Myśl, że pomogłaby mi tak pięknie nie zakwitnąć przeraża. O czyli może jest i nawet jakiś nieosiągalny plan;)
    Zazdroszczę ci tej magnoli. Cudo!

    Udanego wieczoru!
    :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dobrze wiem, o czym piszesz, bo wiele razy tak właśnie reagowałem, by nie zrywać kwiatów, a tylko na nie patrzeć. Kiedyś, kilka lat temu wracając z pracy zatrzymałem się właśnie przy takim domu, gdzie rosła sobie magnolia, która ma 60 lat. Właściciel mi o niej opowiedział, bo i zadzwoniłem z pytaniem, czy mogę zdjęcia zrobić. Był dumny, że komuś się spodobała. I to wtedy właśnie idąc za ciosem, przywlokłem do domu magnolię pilnie sprawdzając, czy to właśnie ta, która mi się podoba z dużymi, różowo-białymi kwiatami. Bo sama wiesz, skoro sprawdzałaś, że odmian jest dużo. W każdym razie ten dotyk przypomina dotyk skóry, zgadzam się!!. Ja miałem skojarzenie z piersiami, ale nie pokłócimy się pewnie o lokalizację :))
      Przyznam Ci się, że kiedy o Twoich planach czytam, to uśmiecham się. Bo one są tak pięknie dobre, że aż mam ochotę jakiś fikuśny neologizm wymyślić, żeby je jakoś językowo osadzić. Chyba również oczekuję tego, by pewne proste rzeczy mnie oczekiwały i bym się spełnił w prostocie i jasnych myślach. Choć Hyperion brzmi bardziej skomplikowanie. Chichotać one sobie mogą, wiesz? Bo zasada mówi, że ten się śmieje, kto się śmieje ostatni, więc Twoje będzie na wierzchu. I tego się trzymaj :))
      Nie zazdrość magnolii. Pomyśl o sprzątaniu tego, co opadnie plus liście jesienią. Jest co zbierać, a ma tylko pięć czy sześć lat. Ona lubi podlewanie, więc to właściwie jedno o czym powinnaś pamiętać. I chochoł na zimę, ale to pewnie już wiesz.
      Wiesz, teraz tak patrzę na to, co napisałem o tych planach i chyba powstało to z podobnego trochę powodu, co u Ciebie - z pragnienia prostoty, choć gdzieś w głowie cały czas dźwięczy hasło "obowiązek". Niestety, jestem tym, który doczołga się do pracy, a będzie. Na zwolnieniu w czasie swojej kariery byłem dwa razy. Raz, na trzy dni i raz na trzy tygodnie rok temu. Ale od razu miałem telefon z pracy na drugi dzień, bo to nie jest normalne, ze Witek choruje. Prawie jak odkrycie nowego archipelagu. Dlatego choć po części wiem, w jaki sposób to odbierasz i czujesz. Po części, by nie było wątpliwości. Dobrej nocy dla Ciebie i błękitnych :)
      A może i zielonych, jak wolisz:)))

      Usuń
  8. Może powinieneś zostać latarnikiem. Wtedy miałbyś swoją latarnię i swoja wieżę - wysoką, z dala od ludzi i ich świateł. Patrzyłbyś przez okno na morze i świecił statkom. Dzięki Tobie odnajdowałby bezpieczną drogę. W przerwach snułbyś swoje opowieści, wychodził na plażę w poszukiwaniu cennych muszli, zaglądał do lasu, by przyjrzeć się drzewom i kwiatom. Tak w roli latarnika widzę Cię wyraźniej. Miasto jakoś mi do Ciebie nie pasuje.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Aż dziwne, ze wybrałem zawód, jaki wybrałem, prawda? Ale nie, nie biję się w piersi mówiąc errare humanum est. Ale pewnie, gdyby to był XIX wiek na pewno bym pomyślał o tym. Jeździł od czasu do czasu do małego miasteczka portowego na wino i wieści i po pocztę. Niestety, wszystko przepadło!! Satelity, mapy prądów, geolokalizacja i sprawa się rypła mówiąc oględnie. Ale obraz, który namalowałaś podoba mi się bardzo. Zdecydowanie lepszy od eremity, który musi jeść korzonki, umartwiać się i modlić. A także marznąć i moknąć. Zdecydowanie bycie latarnikiem mi się podoba. Bardzo, bardzo dziękuję Ci za ten obraz, rozmarzyłem się i uśmiechnąłem do własnych myśli. A to cenne. Bardzo cenne. Zdrowia dla Ciebie i miłego popołudnia i wieczoru :))

      Usuń
    2. A o latarniku napisałam bajkę dzięki Tobie. Taki ten Twój tekst inspirujący :)

      Usuń
  9. Wydawało mi się, że już tu coś napisałam, ale chyba nie, jeśli nie widać mojego komentarza. Pisałam o swojej wizji Ciebie jako latarnika na wysokiej wieży. Może nie było to takie ważne, jeśli tego nie ma? Może jednak nie kliknęłam "opublikuj"? Jeśli tak lub jeśli Ty tego nie opublikowałeś, niech tak zostanie. Mój latarnik pojawi się w innym miejscu i w innym czasie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ależ jest, wszystko jest :)) Jeszcze raz Ci dziękuję :))))

      Usuń
    2. Teraz widzę. To dobrze, że jednak podzieliłam się z Tobą tą wizją, że to nie był sen, ale jawa.
      Pozdrawiam :)

      Usuń

Prześlij komentarz

KOMENTARZE

Popularne posty