She said...

              Widzisz, mam ręce mokre od rosy nagłej, co przyszła z mgłą. Spodnie i buty nasiąknęły wilgocią. Moja babcia miałaby łzy w oczach głaskając mnie po twarzy ręką wykręconą reumatyzmem i bólem. Jakimś dziwnym trafem wierzyła w człowieka i w to, że jest w nim dobro ponad złem. Ufała swoim przeczuciom zawieszona między obowiązek, pracę i bycie kobietą. Teraz wiem, że było jej trudno. Kroić chleb i stać przy kuchni wiedząc, że każdy ruch wywołuje ból. A jednak czule wspominała czasy we Francji i pracę w niemieckiej fabryce mrożonek, gdzie niewiele trzeba było szesnastolatce – łyk wina, drobne pieniądze na kino i czułą opiekę Baptysty, który z wąsem cieniutkim, jak nitka prezentował się prawie jak mężczyzna. Jego marzeniem był domek na przedmieściu i ciche wieczory z żoną, którą musiałby nauczyć po francusku. Nie chciała wracać, ale kartki z domu słane pismem prababki, które uczone było na ruskich bukwach, były naglące. „Zocha wracaj”. I babka wróciła nie będąc pewną ani swojej miłości, ani tego, że spełni się wróżba za  pięć su włożonych w rękę Cygance. I tak już zostało, a potem przyszło życie i  nowe czasy, a ona z zapadłej dzielnicy, gdzie królował zapomniany robotniczy dziewiętnasty wiek, zobaczyła świat. Całą nędzę i wojnę i trupy, o czym nigdy nie chciała mówić. Tylko kiedy umierała i oczy jej nabrały koloru bielma księżyca prosiła, bym usiadł przy łóżku i miedzy jedną łyżką, a drugą opowiadała będąc tam, a nie tu. I uśmiechając się do słów, które czas splątał. Tykał zegarek i biegły daty zasuszone w książkach, jak kwiaty. Wiedziała, że rozumiem, że mam cierpliwość i słucham. Patrzyła mi w oczy ściskając dłoń, jakbym miał ją osądzić. A ja milczałem zasłuchany w tykający resztką sił jej zegar, słuchając coraz cichszego przesypywania się piasku. Co mogłem zrobić? Żadne słowa nie byłyby dość dobre i żadne milczenie wystarczające. Dotykałem tej starej, pokrzywionej chorobą ręki. Rozumiała. I ten dotyk, delikatny, jak głaskanie ptaka, pozostał w pamięci moich palców. I kiedy teraz patrzę na trawy, które skrzą się rosą, to jakbym patrzył w jej oczy, a kiedy dotykam źdźbeł, to jakbym jej ręki dotknął znów. Kruchych palców wrażliwych na ból. Kiedy zapomniała moje imię, to śmiała się ze swojej pamięci mówiąc, że w życiu spotkam tylko takich, którzy najpierw nadadzą mi imię, a potem sami przepadną bojąc się tego, co zrobili, bo trzeba odwagi do tego, by komuś imię nadać.  To było w nocy, kiedy spać nie mogła, a rano wymknąłem się na papierosa i spacer, by kości rozprostować. Trawa była zielona i pachniało ziemią. Krople błyszczały na trawach, a dzień budził się dopiero. Stałem patrząc, jak rodzi się słońce. Nie pamiętam, o czym myślałem. Oddychałem. Wierzyłem jeszcze w powroty miłości i jasną drogę, która się otworzy. W tym byłem podobny do babki. Wróciłem do domu mając mokre spodnie. Cicho wszedłem do pokoju. Spała zanurzona w swój świat. Wyszedłem na palcach, by nie spłoszyć jej kruchego snu. Piłem kawę i cykał zegar, a słońce rzucało smugi na podłogę. Telefon milczał kolejny dzień. Widzisz, czasem trzeba opowiedzieć coś, czego się nie rozumie. Albo co jest takie, jak cisza w pustym kościele, która sama w sobie jest modlitwą. Z głębi. Nie, nie tą pełną siły i mamrotań tłumu. Może nie tak świętą. Może nie tak dobrą, ale prawdziwą. I niech nikt nie pyta „czemu”…  
















 

Komentarze

  1. Pełno w nas historii opowiedzianych nocą, przez bliskich. Pełno w nas słów i szeptu z granicy już. Zapamiętanych jak najcenniejsze skarby. Podarowanych. To jedne z najcenniejszych chwil, gdy drugi człowiek w ufności powierza swoje przeżycia, myśli. Też i ciężkie te chwile, bo przychodzi świadomość czy zasłużyliśmy na takie skarby. Gdy ktoś daruje mi takie chwile ze swojego życia, zawsze zastanawiam się, czy zasługuję na nie. Na te perły losów ludzkich. Niesamowitą miałeś babcię. Wstrząsający piękny tekst. A zdjęcia dopełnieniem i przekazem samym w sobie, gdy się je ogląda przy tej muzyce. Malujesz obrazy światła i cienia obiektywem i słowem. Witku pozdrowienia zostawiam i życzenia słońca, uśmiechu i kolejnych pięknych kadrów:)

    OdpowiedzUsuń
  2. Babcia nie była niesamowita Grażynko. Po prostu czasy wojny i tyle. Wywieziona, jak wiele dziewcząt najpierw do Niemiec, a potem do Francji, musiała sobie taka szesnastolatka dać radę. Dla mnie była najlepszym człowiekiem, jakiego znałem. Niesamowicie dobrym. I tę dobroć zapamiętałem. A że opowiedziała mi swoje życie? Sama wiesz, ile w takich opowieściach jest milczenia, przemilczenia i rzeczy, które ktoś chciał, by się stały, a nie były. Czy zasługiwałem na tę opowieść? Tak, bo skoro opowiedziała, to pewnie czuła, że zrozumiem. Miałem po prostu cierpliwość i chęć i nie przerywałem. A to ważne w opowieści. I wiesz, kiedy by przejrzeć życiorysy ludzi, którzy nas otaczają, to pewnie bardziej wstrząsających rzeczy moglibyśmy się dowiedzieć. Rzecz w tym, czy potraktujemy to, jako opowieść, którą dostajemy, czy jako ciekawostkę, plotkę. Bo jeśli to ostatnie, to do kitu taki człowieka, który słucha. Tak mi się wydaje.
    Bardzo dziękuję Ci za Twoje spostrzeżenia i za to, ze pochyliłaś się nad tym tekstem. I oczywiście za to, ze doceniłaś te ubożuchne kadry i opowieść z muzyką znalezioną w sieci. Pewnie zauważyłaś tytuł. A że dzisiaj imieniny Zofii, to i przywołałem w tym kontekście moje wspomnienie o człowieku.
    Dla Ciebie uśmiechu i spokoju. Tak, myślę, że dużo, dużo spokoju, to dobre życzenia na ten czas :)))) Pozdrawiam Cię niezmiennie :))

    OdpowiedzUsuń
  3. Umiesz opowiadać. Tak sobie wyobraziłam, jak wychodzisz na mokrą trawę i przypominają Ci się przeżycia sprzed lat. Pięknie i bardzo plastycznie to opowiedziałeś. Słowem i kadrem. Widziałam te sceny. A o to w dobrej opowieści chodzi. No nie..? Umiesz opowiadać historie…
    A do babci jesteś podobny, też jakimś dziwnym trafem wierzysz w człowieka :))
    Babcie Zofie są łagodne i dobre. Wiem, bo też miałam babcię Zofię, która kochała fiołki :))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Znasz Aniu ciężar słów i ich lekkość. I wiesz, kiedy trudno przychodzi napisać coś, a kiedy słowa spływają z człowieka, jak wodospad. Znasz również odpowiedzialność za to, co się pisze i jak. Dlatego dziękuję Ci tak, jak tylko umiem - uśmiechem, bo rozumiesz i czujesz. Nie wiem, czy jestem podobny do babci, ale ujęła mnie trochę naiwną swoją wiarą. Może świat był inny, kiedy żyła? A może udało jej się z wojny właśnie tę naukę wyciągnąć? Już nie zapytam. Tak Zofie takie są, potwierdzam :)))
      Jeszcze raz Ci dziękuję. Bardzo, bardzo. Właśnie przegoniłaś duchy minionego czasu :))

      Usuń
  4. Ten tekst z powodu pewnych ważnych względów przypomniał mi wydarzenie z mojego życia, z którym myślałam że już się uporałam, że mam wszystko poukładane, ale uderzyło mnie tyloma szczegółami o których wydawało mi się, że już nie pamiętam...
    Pamiętam zapach papierosów zmieszany z wszechobecnym zapachem bzu, a na dokładnie tej sali szpitalnej jeszcze zapach gówna. Bo wiadomo powolna, bolesna śmierć pachnie właśnie bzem i gównem.
    Też pamiętam dłoń, którą ściskałam, jeszcze niedawno najsilniejsza dłoń mojego świata, ale wtedy miałam wrażenie że jak mocniej ścisnę te wychudzone palce to pękną z trzaskiem.
    Opowieści nie było. Były plany na przyszłość. Żadne tam wielkie plany. Małe rzeczy. Byłam zła, że muszę słuchać tych bzdur, które miały się nigdy nie zdarzyć i oboje doskonale o tym wiedzieliśmy, ale z drugiej strony chętnie podejmowałam te wyzwanie planowania i rozbudowywałam o swoje fantazje. Takie radosne wyparcie i zaklinanie rzeczywistości. Na opowieści nie starczyło czasu, czego bardzo żałuję. Zbyt wielu rzeczy nie zdążyłam usłyszeć, ani zapytać. Ale też pewnie wielu nie byłabym w stanie zrozumieć, bo byłam wtedy dość młoda. Tak szczerze to zazdroszczę każdemu kto miał okazję usłyszeć więcej. Ja nie mogę znieść myśli, że już nie będę miała ku temu okazji.
    W każdym razie historia z babcią Zosią ostatecznie mocno mnie poturbowała, bo zalało mnie takimi drobnostkami i szczegółami wspomnień sprzed tych lat, które nagle uaktywniały się w mojej pamięci i wyskakiwały jak diabły z pudełka;) pół nocy nie spałam tylko rozgrzebywałam w pamięci tamten najczarniejszy czas. Także... Dzięki;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo mi przykro, nie to było moim celem i nie po to opowiedziałem tę historię. Wiesz Marto, opowiedziałem ją tak, jak chciałbym, by została zapamiętana przez moje zwoje. Bo tak było. Ale, że rozmowa była urywana, były przemilczenia, odpływanie w swoje fantazje, dopytywanie o kuzyna, który nigdy nie przyjechał. Pominąłem też szpital, o którym wspomniałaś. Również jego zapach. Po co to zrobiłem? Żeby pokazać człowieka, który zostawił po sobie wspomnienie, drobinki piasku, z których ja teraz układam układankę, obraz, buduję zamek. Czy mam ku temu powody? Tak, chcę pamiętać. Ale nie to, co potem, a właśnie tę chwilę. Ani piękną, ani świętą, ani wzniosłą. Zwykłą.
      Wiesz, teraz tak myślę, że skoro Cię ta historia tak poturbowała (przepraszam), to ułoży się w Tobie na nowo. Lepiej, delikatniej. Wiem, aproksymuję. Ale bardzo bym tak chciał. Dlatego też zdjęcia traw miały pokazać i nadzieję i odrodzenie. Radość ze słońca i z rosy. I z tego, ze możemy iść sobie po takim polu jednocześnie mając gdzieś w sobie pamięć. I uśmiechnąć się do tych dobrych rzeczy pomijając wszystko to, co złe. Choć wiem, że nie jest to łatwe. Bardzo, bardzo dobrze wiem. Bo siadam na trawie i patrzę gdzieś tam przed siebie i nie mam wcale wesołej miny czasami. Ale się staram.
      Dziękuję Ci, że napisałaś. I pozdrawiam Cię bardzo serdecznie :))

      Usuń
    2. Proszę nie przepraszać, dobrze wyszło, należało mi się. Ta historia jest spójna, jest w niej pogodzenie z przemijaniem, wyciągnięcie tego co dobre, szlachetne, przypomnienie tego co ludzkie, co sprawia, że sobie samym możemy nadal spojrzeć w oczy, warte przypomnienia, zapamiętania i podzielenia się, wspomnienie chwili, połączenie dwojga ludzi przez opowieść. To jest naprawdę piękne, czułe i cieszę się, że poznałam tę opowieść. Czasem myślę, że tacy ludzie to nie do końca tylko ludzie, a drogowskazy, które mają nas utwierdzić w tym, że dobre zawsze wyjdzie na wierzch i że...warto.

      "...człowieka, który zostawił po sobie wspomnienie, drobinki piasku"
      Myślę, że to właśnie ta różnica. We mnie po tamtym człowieku pozostała przede wszystkim wielka, ziejąca dziura, której nie jestem w stanie wypełnić. Ale to brzmi... histrionicznie;) No ale naprawdę, umarło wtedy też za dużo mnie.
      Czasem myślę, że wolałabym po prostu nic nie pamiętać.

      Możemy iść po polu jasne, tylko czasem bez tych właściwych osób to po prostu strata czasu, prawda?

      "Lepiej i delikatniej". Może kiedyś jak będę w końcu w stanie się z tym zmierzyć, bo po tym tekście, wiem że nigdy tego tak naprawdę nie zrobiłam. Dziękuję.

      :)

      Usuń
    3. Mądrego bym coś napisał, ale tyle we mnie mądrości, co wody w rozbitym dzbanku. Więc tylko pozostaje mi powiedzieć, że "należało mi się", to nie jest dobre określenie. Nie w tym przypadku. Bo życie jakie jest, wszyscy wiedzą - ani ono logiczne, ani baśniowe. Ale zgadzam się z Twoim określeniem, że niektórzy ludzie, to drogowskazy. Szkoda, ze mądrość przychodzi do człowieka znacznie później, by zrozumieć sens słów i przekaz. Nie zawsze oczywiście, nie zawsze.

      Nie brzmi ani egzaltowanie, ani nie robisz show, po prostu mówisz, jak czujesz. Ja to rozumiem, bo odchodzi się na różne sposoby. Taki, gdzie masz pewność, ze to już ostateczne i taki, który ostateczny jest, ale tylko w wymiarze partnerskim. Może i sytuacje inne, ale efekt podobny. I skutki również.

      Tak, masz rację. Można się uśmiechnąć, ale czasami coś zaboli i nagle okazuje się, że ten spacer, to właściwie lepiej, by się zakończył. Myślę, choć wiem, że to banał, że takim cenzorem wewnętrznym jest czas, który wygładza wszystkie grzechy świata i nawet najsilniejsze emocje gładzi swoją starą ręką. Fakt, rana zostaje, potem blizna, która nijak się nie chce rozejść. Ale można żyć, choć wydawało się to mało możliwe.

      Jesteś mądrym człowiekiem i wiem, ze skoro tak mówisz, to pewien proces się w Tobie zaczął.
      Dobrej i spokojnej dla Ciebie :))

      Usuń
  5. Witku tak zachwycająco wszystko połączyłeś w całość: cichutkie łzy kapiące w nutkach fortepianu, krople rosy błyszczące w wiotkich źdźbłach trawy i opowieść o filigranowej dziewczynie, jej marzeniach, zmaganiach i biedzie. Piękna liryczna opowieść o dobroci, miłości i zaufaniu. Niezwykłej urody miałeś babcię i wiesz Witku, z daleka i sercu jej myśl wciąż jest z Tobą i przygląda się jak o poranku jej skarb chwyta światło w drobinach i czule zamyka schwytane w najpiękniejsze kadry. To wspomnienie tak cenne, bo zrodzone w chwilach tlącego się ostatkiem życia...Dziwnym trafem nie raz byłam słuchaczem takiej opowieści, choć nie byli to moi najbliżsi. Jednak słowa i chyba najważniejsze – oczy, ufne i zarazem będące już gdzieś w podróży, gdy pomyślę, widzę jakby to było dziś.
    Zdjęcia Witku są po prostu cudowne, tak delikatne, migoczące kropelkami. Wszystkie są wspaniałe, ale zdjęcie przytrzymanych tyciusieńką pajęczą nicią drobnych jaskrów jest dla mnie jak symbol wiary w dobroć i pomoc drugiego człowieka.
    Miłego wieczoru i słońca bez ograniczeń, deszcz też niech trochę nastrojowo popada, bo przecież jest bardzo, bardzo potrzebny :))))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiesz Elu, miałem napisać inny tekst. Zupełnie inny. Ale kiedy zacząłem pisać, to wspomnienie tamtej chwili było tak wielkie, ze po prostu musiałem to zrobić. Wiem, mogłem napisać to inaczej. Bo przecież zawsze można napisać inaczej o odchodzeniu. Wiem o tym bardzo dobrze. Ale chciałem opowiedzieć w kilku zdaniach o tym, ze był ktoś w moim życiu, kto wierzył w człowieka. Tak bezapelacyjnie i naiwnie. A poza tym, losy wielu rodzin są pokręcone bardziej, niż sprężyny w starych łóżkach. Ja spróbowałem tylko pokazać ułamek tego świata, który odszedł, a który został tylko na starym zdjęciu. Czy była ładna wewnętrznie? Na pewno prosta, tą prostotą, która nie chce kłamać. Bo ja pamiętam ją tylko, jako starszą panią. I na pewno nikt nie myślał nad tym nadając jej imię Zofia, może pradziadek, który był Legionistą. Trudno dzisiaj coś powiedzieć, więc wygrzebuję z pamięci te okruchy, by móc poprowadzić czytelnika za swoim wspomnieniem. Historią, która tym się tylko różni od innych, ze jest moja i padły słowa, które uważałem za dziwne, a dziś je rozumiem.
      Z całego serca dziękować Ci nie muszę, bo Ty wiesz, że tak się właśnie dzieje za to, co napisałaś. Cieszę się, ze zobaczyłaś to połączenie tekstu, zdjęć i muzyki, bo nie zawsze uda mi się w prosty sposób to połączyć. I to połączyć tak, by wzruszyć. Cieszę się, a jednocześnie jest we mnie smutek, że to napisałem. Nie, nie było to wspomnienie intymne, ani jakieś bardzo znaczące. Jest we mnie smutek, że nie potrafię więcej dać czytelnikowi. Kiedy napisałem ten tekst, to sam się zamyśliłem nad nim. I nad sobą. Akurat deszcz padał :)) Widać lepiej mi się pisze, niż jak słońce świeci :))) Elu, ogromnie Ci dziękuję i cieszę się, że przeczytałaś. Bardzo, bardzo, jak mówi pewna mądra kobieta :))

      Usuń
    2. Witku niepotrzebny Twój smutek...te obrazy, słowa i nutki to naprawdę podarunek i nawet nie wiesz jak wielki. Dziękuję:)))

      Usuń
    3. Mogę się tylko uśmiechnąć :))

      Usuń
  6. Bardzo przemówił do mnie Twój tekst, bo babcia, a szczególnie prababcia, to były dla mnie bardzo ważne osoby. W ciężkich czasach żyły i ze wszystkim musiały sobie radzić same. A we Francji był mój dziadek, nawet mam jego zdjęcie grupowe z innymi dziećmi. Pozostały mi po nich tylko opowieści, bo kiedyś spotykano się, żeby opowiadać, rozmawiać, śmiać się, nawet jak było ciężko, a ja siedziałam między nimi i słuchałam, albo darłam pierze, albo łuskałam fasolę :D A zdjęcia wyjątkowo pasują do tego wszystkiego, to z tęczą podoba mi się najbardziej :)))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Lubię, jak tekst przemówi. Nie przechodzi się obojętnie. Właśnie jeden p drodze do mnie przemówił i muszę się z nim przespać. A zdjęcia cudowne. Ale cicho Naglik :)) Tak, większość ja również znam z domowych opowieści i z tych strzępków, które pamiętam jako dziecko. Babcia nie była skłonna do opowieści. Za to prababcia i owszem. Co prawda nikt mnie nie próbował nawet zagonić do darcia pierza albo do fasoli, ale asystowałem przy tym, czy tamtym i słuchałem. Teraz mogę żałować, ze nie słuchałem więcej albo staranniej, ale cóż, żywym dzieckiem byłem dość i to nie było proste utrzymać mnie w ryzach. Ale opowieści lubiłem bardzo. Teraz sobie przypomniałem, ze prababcia uwielbiała mnie straszyć. Straszne, no!!
      Rozpisałem się, a miałem potwierdzić, że faktycznie, dawniej rozmawiano częściej. Jakoś to wszystko zbliżało. Nawet książki się opowiadało. Było coś magicznego w tym, ze ludzie siedzą i rozmawiają. Teraz bym powiedział, że wspólnota rodowa zadziałała. A czy to było coś złego? Przynajmniej opowieści zostały :))
      Ciesze się, ze zdjęcia Ci podeszły, bo przecież zwykłe, z drogi i z przypadku. Ale wydały mi się akurat takie właśnie, jak to wspomnienie. Ciepłe i nieobojętne.
      Pozdrawiam Cię bardzo, bardzo serdecznie :)))

      Usuń
  7. Piękne wspomnienie z serii tych, które przypominają mi czas spędzony na wsi z ciocią i babcią.
    Ciocia miała takie same wykręcone ręce. Gościec jej te ręce wykręcił. Do ostatniej chwili troszczyła się o mnie jak umiała. Swoich dzieci nie miała, więc mnie traktowała jak córkę. Szkoda, że już jej nie ma, tego domu, tamtych czasów, choć to ostatnie jak Twoje wspomnienie schowane gdzieś głęboko w studni pamięci.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A ja się cieszę, że przywołałaś te wspomnienia, bo studnie lubią, by z nich wodę czerpać. Choć samych studni już coraz mniej. Tak, masz rację, u mojej babci to też był gościec. Pakowała mrożoną żywność w fabryce dla wojska. Z trudem unosiła łyżkę pod koniec życia.
      Pomyślałem sobie, wiesz, że takie wspomnienie nikogo nie zainteresuje. A jednak poruszyło coś w ludziach.
      Dziękuję Ci za to, co przywołałaś i dziękuję Ci za komentarz. Bardzo to cenię - dziękuję!
      Pozdrawiam Cię bardzo, bardzo serdecznie :))

      Usuń
  8. Dziękuję Ci Witku! Po przeczytaniu Twojej opowieści przyśniła mi się moja babcia. Kiedyś śniła mi się często, mówiąc do mnie wciąż to samo prawie każdej nocy. Bardzo tego nie lubiłam. Budzilam się myśląc po co mi to mówi i co mam z tym zrobić? Wczoraj, po kilkunastu latach znów widziałam ją taką jak zapamiętałam. Zawsze uczesaną, codziennie w sukience i ze sznurkiem pereł na szyi. I znow mowila, choć juz nie to samo.
    A wczoraj jak usłyszałam stukot jej maszyny do szycia to śmiałam się jak dziecko płacząc jednocześnie:)) Pamiętam te wieczory u dziadkow jak siedziałam na łóżku i wpatrywalam się w te kręcące się kółka maszyny. To było hipnotyzujace.
    Cieszę się, że zapamiętujemy i wspominamy te dobre i miłe rzeczy, choć były także inne momenty. Za wiele rzeczy ją podziwiam, ale dzisiaj, teraz. Wtedy tego nie dostrzegłam, bo byłam zbyt młoda i nie znałam życia.
    Niestety nie jestem do niej podobna, choć wielu rzeczy mnie nauczyła.

    "Jakimś dziwnym trafem wierzyła w człowieka i w to, że jest w nim dobro ponad złem" Widać jesy to Wasza rodzinna cecha. Też taki jesteś :)))
    Dziekuje Ci jeszvze raz za Twoją opowieść. Wywołałeś lawinę wspomnień i zdarzeń.
    Dzis wstawię bez do wazonu, ubiorę sukienkę i zrobię drożdzowe ciasto z rabarbarem. Niech pachnie jak u babci, a co! Jeszcze nakręcę jej zegar:))) Milego dnia!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie wiem, co mam odpowiedzieć, zresztą mam gardło ściśnięte. Bo i płakać mi się chce, bo to wzruszające, co napisałaś i śmiać, bo to tak dobre, co napisałaś. To wszystko prawda, że zrozumienie niektórych rzeczy przychodzi z czasem, z doświadczeniem. Nie wszystko widzimy w pierwszej chwili. Szkoda. Ale nie musimy się upodabniać do naszych dziadków czy rodziców, bo przecież każdy z nas po swojemu idzie drogą. Ważne, że niesie w sobie te okruchy, które zostawili nam Ci, których znaliśmy. I na nich często budujemy świat.
      Miłego dla Ciebie :)))

      Usuń

Prześlij komentarz

KOMENTARZE

Popularne posty