Lawendowe dni, lawendowe godziny...

         SYML - The War
           Wtedy ja umarłem. Choć wiem dzisiaj, że nie raz się umiera i każda ze śmierci mówi, że jest tą ostatnią tak samo, jak każda miłość szepcząca na ucho; drażniące ciepłem słowa. Kłamią. Ale wtedy umarłem. Czułem, jak odchodzę. I wiesz, było to nawet ciekawe patrzeć na swoją śmierć, choć oddech był we mnie, a żyły przewodziły krew i ciało po dawnemu było ciepłe. Aż przyszedł moment, kiedy zanurzyłem się w nietrwanie pełne twoich słów, skojarzeń i ścieżek, którymi nie poszedłem. To trudne, ale możliwe. Niebezpieczne, bo przecież stąpa się po krawędzi. A kiedy się wraca, jeśli się wraca, to nic nie jest takie, jak przedtem. Niektórzy mówią o bólach narodzin, niektórzy wolą milczeć upatrując w braku słów symbolu albo metafory. Ale spójrz, znalazłem piosenkę na tę lawendową godzinę. Pamiętasz? Zawsze dawaliśmy sobie piosenki, a ja zazdrościłem ci gitary i tego, że śpiewasz. Ale i byłem dumny. Tak jak wtedy, kiedy zaśpiewałaś tę piosenkę, a ludzie klaskali. Zanim do nich wyszłaś, nachyliłaś się szeptem do moich ust – to dla ciebie. Gdybym nie przepadł wcześniej, przepadłbym wtedy. Z kretesem. Och, lawendowe dni, lawendowe godziny pełne wspomnień omszałych. Wiesz, nigdy ci nie opowiadałem o kapliczce w Bieszczadach, która ktoś obsiał lawendą. Nie umiałem odczytać tego znaku wróżąc po wielokroć, na przemian z niespokojną modlitwą. Patrzyłem jeszcze w gwiazdy czyhając na ich spadanie, by szybko wypowiedzieć zaklęcie. Jak śmieszny byłem pokazał czas i ludzie. Myślałem, że nic nie zostało. Zawsze coś zostaje. Zwłaszcza, jak przychodzą lawendowe dni. Ale i one mijają, a szpitalne łóżko pokazało, że nie muszę czekać. Szedłem wtedy miastem niosąc w reklamówce moje szpitalne ubranie. Kręciło mi się w głowie i siadałem na ławkach, jak stuletni starzec zbierając siły. Droga do domu była długa, a mnie się nie spieszyło. Szedłem wolno wdychając marcową szarość. A kiedy przyszły lawendowe dni, już nie płakałem. Pewnie dorosłem. Może zrozumiałem, że zapach lawendy długo krąży w powietrzu. I choć pachnie starą szafą, to jest w jakiś sposób bezpieczny. Czasami otwiera się szafę właśnie po to, by przewietrzyć wnętrze, a potem zamknąć. I na klęczkach pozbierać kruche źdźbła zasuszonej lawendy pokruszone przez czas i nieostrożne dłonie. A na pytanie, co się robi, pochylić się głębiej i tłumiąc zmieniony głos odpowiedzieć – „nic, nic, wypadło z szafy, zbieram przecież”. Nawet, jeśli to będzie trwało godzinę, a może dwie…

















Komentarze

  1. Wspomnienia, wspomnienia bywają oazą lub źródłem cierpienia. Myślę też, że potrafią jak obłoki z czasem się zmieniać, również swoje stany i nastroje. Coś co było kiedyś czarną chmurą, źródłem łez i rozpaczy po latach łagodnieje w nas i nabiera szarzyzny. Może to za sprawą czasu, oddalenia, może w geście obronnym czy w końcu robiąc miejsce na nowe burze i rozjaśnienia. Dlatego warto wpuścić dobry wiatr, który uporządkuje, oczyści pogubione myśli i zostawi w nas to co ważne. Piękne okruszynki...Tylko w co wierzyć Witku, jeśli wiesz, że zostaniesz tylko wspomnieniem. Lawenda- wiem jej symbolika jest trudna, ale przecież to nie jej wina. Ona jest lekka, szumiąca, pachnąca i na wskroś romantyczna.
    Historia z piosenką na pewno nie do zapomnienia.
    A moja lawendowa historia? Dwa lata temu o tej porze odwiedziłam plantację lawendy „Lisie Pole” .Bardzo piękne miejsce stworzone przez dziewczynę z pasją. Czytałam nawet, że dostała nagrodę Greenpeace za miejsce doskonałe dla życia pszczół. Lubię jej zapach i czas jej kwitnienia.
    Uspokaja ... Ot, tylko takie małe, miłe wspomnienie.
    Zdjęcia, muzyka (lubię Sylma) i tekst wszystko razem piękne, współgrające chociaż nieco smutne.
    Mam nadzieję, że już masz początek wakacji, trochę chyba krótszych w tym roku.
    Odpoczynku Witku i pięknych kadrów, światła takiego jak lubisz :-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiesz Elu, trochę się wahałem, czy napisać ten tekst, czy po prostu zostawić to tak, jak zawsze - w sobie. Ale zbyt wiele rzeczy nosi się w sobie, a niektóre z nich mimo że smutne, to jednak tym smutkiem, gdzie można się uśmiechnąć. Choć trochę. Jest to też taki symboliczny gest podnoszenia w górę kieliszka ze słowami "na zdrowie", ale tego tłumaczyć nie mogę. Ale pasuje, więc niech sobie będzie.
      Masz rację, to trudny symbol i nie przypuszczałem, ze będzie moim udziałem. Stało się inaczej i wiem, ze już na zawsze we mnie będzie ten lawendowy znak. I to racja, o czym piszesz, że dzieje się czasem w naszym życiu tak, a nie inaczej i pozostają po tym wspomnienia. I te dobre i te złe. Na pewno szarzeją, na pewno ich temperatura opada zwłaszcza wtedy, kiedy człowiek czuje, że nikomu na nic się to ani nie przydaje, ani nie interesuje. A zwłaszcza tę osobę, o którą chodzi. Jak mawiał jeden z mędrców minionego świata: "Ścieżki mają swój początek i koniec na rozdrożach, gdzie każdy wybiera własną i własny świat deptany w nieskończoność".
      Piękne te wspomnienia Twoje z lawendowych pól :)) Może kiedyś, kiedy znów z ochotą wezmę aparat do ręki, namaluję pola lawendy.
      Dziękuję Ci bardzo Elu, za Twoje dobre i mądre słowa. Pozdrawiam Cię z deszczowych Tychów i macham z uśmiechem :)))

      Usuń
  2. Lawenda kojarzyła mi się zawsze z uspokojeniem i poszukiwaniem równowagi.
    Jest oczywiście piękna, ale nie efektownym pięknem róży. Piękne są pola lawendy, przestrzeń, spokój i wyciszenie.
    „Każda ze śmierci mówi, że jest tą ostatnią” i każda miłość…
    Wspomniałam własne doświadczenia i własne przemyślenia i rzeczywiście – tak jest.
    Nie jest to ani wesołe, ani smutne, po prostu jest prawdziwe.
    Jak zawsze w Twoich słowach brzmi prawda. Poezja miesza się u Ciebie z prozą, uzupełniają to wszystko muzyka i fotografie, ale najważniejsza jest w tym właśnie prawda. Dzięki temu „wpada” się w każdy Twój tekst i nie pozostaje się obojętnym.
    Dziękuję i pozdrawiam lawendowo:))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak Aniu. Kiedyś, tak sobie obiecuję, trafię na takie lawendowe pola, jak kiedyś we Francji. Wtedy jeszcze nie fotografowałem. Ale co roku tak sobie obiecuję, więc może w końcu to zrobię :))
      Wiesz, napisać "dziękuję", to naprawdę mało. Bo napisałaś rzecz niebagatelną. Dla mnie. Wiele osób czytając często pyta, czy to prawda. Wiele osób też uważa, ze to tylko "artystyczne pawie ogony". I co ja mam odpowiedzieć? Chyba to samo, kiedy przeczytałem, że nie mam talentu i biedna ta literatura polska, którą hańbię. Dlatego to, co teraz przeczytałem w komentarzu, uważam za jeden z najpiękniejszych dla mnie tekstów (o sobie samym) Dlaczego? Przecież pisarstwo definiuje się przez wyobraźnię, a ta dopuszcza historie, które są wymyślone. Ja jednak cenię teksty, które pokazują prawdę. Mogą używać ubrania komedii, mogą science-fiction, fantasy czy groteski. Ale w swoim rdzeniu mają prawdę, którą nietrudno odszukać. To również ważne dla mnie, bo chcę, by czytelnik "wpadł" w tekst. Bardzo chcę. Choć zdaję sobie sprawę, ze to czasem trudne.
      Wiesz, mimo wakacji, ja siedzę już kolejny dzień przed komputerem, albo jadę do pracy. Zły jestem, bo mam poczucie zmarnowanego czasu. Tak, wiem, jestem urzędnikiem, ale mimo wszystko szkoda mi czasu na te wszystkie sprawozdania, statystyki, dzielenie włosa na czworo. Okazuje się bowiem, ze wersja elektroniczna, to mało. Trzeba to wydrukować i podpisać, bo bez mojego zawijasa (czytelnie) dokument jest nieważny. Mit pieczątki na piśmie wiecznie żywy, a jeśli pieczątka czerwona i okrągła, tym lepiej!! Złoszczę się i tak mi mija czas, który powinienem poświęcić na chodzeniu po lesie albo łące. Kiedy patrzę na Twoje zdjęcia, to mam poczucie, ze omija mnie wszystko szerokim łukiem. A tak jeszcze niedawno powtarzałem za poetą "Doczekamy lata. Wreszcie doczekamy tego miejsca ginącego w czasie".
      Aniu, bardzo, bardzo Ci dziękuję za to, co napisałaś i za to, że chciałaś skomentować właśnie tak.
      Również Cię pozdrawiam fioletowo i machając z daleka :)))

      Usuń
  3. Mało jest chyba tak doskonałych połączeń na świecie jak fiolet i zieleń. Czy jakikolwiek inny kolor poza fioletem potrafi tak wspaniale podkreślić zieleń? Nie sądzę!
    A już w duecie to dzieje się magia, bo kolory nieoczywiste, awangardowe, a jednak spójne i przyjemne.
    A najbardziej zdumiewające dla mnie jest to, że oba te kolory łączy niebieski, który jest kompletnie żaden i którego osobiście nie akceptuję, a tu proszę, wystarczy dodać czerwonego i żółtego i mamy takie barwne ideały. Chyba nigdy mnie to nie przestanie dziwić;)

    W niedzielę wieczorem spędziłam kilka chwil dyskutując z sąsiadem o wyższości bezy Pawłowej nad całym cukierniczym światem i komary pożerały nas żywcem. Więc zaczęliśmy się zastanowiać czy nie zasadzić lawendy w całym sąsiedztwie, jeśli się nie sprawdzi antykomarycznie to chociaż będzie ładnie wyglądać i pachnieć;)
    Może w weekend już zacznę realizować ten doskonały plan!

    Sam tekst bardzo smutny. Pan jest królem melancholii. Brzmi to tak, jakby to nie Pan w pewien sposób umarł, a ona i to tak naprawdę, ostatecznie i nie metaforycznie. Ale niezależnie od tego kto i w jaki sposób wtedy umarł, widać że została w Panu po tym wielka wyrwa, albo raczej ogromny, monstrualny wyłom. Choć nie pustka, bo w końcu ostatecznie wszyscy żyjemy dalej z nadzieją na to, że najlepsze przed nami prawda?

    Wesołego wieczoru!!!
    ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A wiesz, nie zastanawiałem się akurat nad połączeniem i podkreśleniem., Bardziej zainteresował mnie kształt i zapach. Ale tak to bywa :)) Oczywiście, jest to dobry powód, żeby zasadzić lawendę. Komarów nie akceptuję, więc i lawenda byłaby miła. mam co prawda dwa krzaczki, ale co to jest, prawie nic.
      Król melancholii :))) Ale mi napisałaś ładnie :D Może po prostu wspomnienia nie są takie, jak być powinny. Niż takie, jakby się chciało. Stawiam diamenty przeciwko orzechom, że Ona żyje i zapewne dobrze się bawi. Jeśli nie doskonale. Czego Jej z całego serca życzę, bo i czemu nie :)) A wyrwa? Wiesz, mówią, ze im później miłość przychodzi, tym jest gwałtowniejsza, bo skora do jeszcze większych uniesień, których młodość nie ceni. Tym chyba łatwiej spaść z tego "wysokiego konia". Chociaż kiedy o tym myślę, to wydaje mi się, ze oboje daliśmy sobie wolność bez prawa łaski. Dużo by o tym pisać, a miejsce nie nadaje się na to. Ale masz rację, żyje się i oddycha i to często powtarzający się motyw w moim pisaniu - z różnych powodów, nie tylko z powodu "wyrwy". Ot, docenia się życie, a i ono smakuje w sposób szczególnie wyrafinowany. Docenia się małe, czasem nic nie znaczące gesty, bo one tworzą naszą przestrzeń życia. Ale to prawda, którą każdy musi sam poznać i do niej dojść. Marto, dziękuję Ci.
      Z tym wesołym, to bym był ostrożny, ale uśmiechnąłem się, więc jednak miałaś rację :))
      Dobrego wieczoru :)))

      Usuń
    2. No tak to jest z tymi kolorami. Jak się ma zielone oczy to właśnie np. fioletowym ubraniem można to podkreślić. Pewnie w drugą stronę też tak to działa, ale nie znam nikogo o fioletowych oczach.
      A sam fiolet jest dla mnie taki odurzający i hipnotyzujący, w końcu to kolor denaturatu!;)
      Kształt? Bo rozumiem zapach, ale kształt? Tak się teraz zastanawiam, że gdybym bez zapachu miała rozpoznać czy mam do czynienia z lawendą czy wrzosem to mogłabym polec na takim zadaniu. Zainteresuję się tym szybciej chyba niż mi się wydawało, żeby się potem nie okazało że mam wrzosowisko wokół domu.

      "Wiesz, mówią, ze im później miłość przychodzi, tym jest gwałtowniejsza, bo skora do jeszcze większych uniesień, których młodość nie ceni."
      Nigdy czegoś takiego nie słyszałam. A wręcz zaryzykowała bym stwierdzenie, że jest zupełnie odwrotnie. To młodość ceni uniesienia i ideały. Z wiekiem pewnie pewne etapy przychodzą szybciej i to by było chyba na tyle w mojej ocenie z tej gwałtowności, bo ostatecznie człowiek jest bardziej rozsądny, bardziej dojrzały, nie daje się już tak ponosić emocjom, lepiej je reguluje, ponadto więcej kalkuluje odnośnie potencjalnych zysków i strat, a do tego ma jeszcze całe zaplecze doświadczeń i często wnosi jeszcze cały, często niepotrzebny balast z poprzednich relacji w tę nową... więc jak?
      Wygląda na to, że się z Panem nie zgadzam, albo czegoś nie rozumiem;)

      Król, władca, cesarz, car, imperator... itp. melancholii. Proszę sobie wybrać najbardziej pasujący i odpowiedni tytuł do zasług, osiągnięć i osobowości bo TAK JEST. Naprawdę uwielbiam ten smutek i tęsknotę w pańskich słowach.

      Dobrej nocy
      :)


      Usuń
    3. No nie!! O denaturacie nie pomyślałem. Zrobiło się prawie sentymentalnie i już się wczułem w atmosferę doboru kolorów, a tu denaturat! Zdecydowanie przywracasz mi perspektywę rzeczywistości :))) Ale to prawda, połączenia kolorów czasami wydobywają ciekawe rzeczy. Dla mnie takim połączeniem jest żółty z błękitnym. Latem, kiedy kwitną słoneczniki lubię właśnie połączenie żółtego słonecznika z błękitnym niebem. Tylko raz udało mi się sfotografować coś takiego. Zdecydowanie muszę to kiedyś powtórzyć.

      Nie chcę Cię przekonywać, ze mam rację, bo mogę się mylić. Wydaje mi się tylko, że ten bagaż doświadczeń, czy w ogóle doświadczenie, wiek i pewne wewnętrzne zrównoważenie sprawiają, ze plany zostają przemyślane do końca. Nie ma miejsca na "jakoś to będzie" A zatem i samo uczucie pogłębia się przez zrozumienie jego natury i przekonanie, ze nie jest to coś ślepego, ze nie jest to fascynacja, ani miłość tkanki do tkanki (wybacz, ale lubię to porównanie) Ale jak mówię, mogę się mylić i to bardzo, wszak nie ma większego durnia, niż stary osioł :)))

      Uśmiałem się z ostatniego akapitu :)) Aż dziwne, jak na człowieka z melancholią w głowie :D Zostawmy, jak jest. Nie definiujmy i nie nazywajmy. Czasami szufladkowanie się przydaje, ale i może szkodzić. Ale jak Ci się podoba, to i ja się cieszę, choć z delikatnym smutkiem w sercu, bo czy można to robić inaczej? (mam nadzieję, ze zabrzmiało odpowiednio nastrojowo)
      Dziękuję Ci bardzo, bardzo za to, co napisałaś. Siedzę i szczerzę się do klawiatury i monitora :))) Faktycznie, może wesoły ten wieczór nie jest, ale na pewno uśmiechnięty. A przecież o to chodzi :)) Spokojnych i zielonych dla Ciebie :))
      PS. Czytam "Psychopatie" Kępińskiego. Kiedyś polecałaś tego autora.

      Usuń
    4. "O denaturacie nie pomyślałem. Zrobiło się prawie sentymentalnie..."
      Boże. Jak to przeczytałam i zanim doczytałam zdanie do końca to zdębiałam na myśl o pańskich alkoholowych doświadczeniach;)

      Z niebieskim i żółtym mam tylko jedno skojarzenie- flaga Ukrainy! Ale żółty, zaraz obok pomarańczowego to dwa najbardziej apetyczne kolory. Proszę sobie wyobrazić jakieś danie, coś co Pan lubi podane na żółtym talerzu, wygląda zachęcająco i pysznie, prawda? A teraz na niebieskim, albo zielonym talerzu, już nie tak smakowicie, a jak podane na skórze trupa, co nie?
      Przepraszam za te odległe wstawki!

      Także mogę się mylić, ale pozostanę przy swoim. Mimo wszystko wydaje mi się, że wielkie porywy i dzikość serca to domena młodych lat. Z wiekiem jeszcze dochodzą pewne utrwalone nawyki, sztywność zachowań i ciężej się adaptować do drugiej strony i akceptować jej dziwactwa, więc gdzie tu miejsce na gwałtowność uczuć. Tak myślę.
      Może też być tak, że to będzie jednak kwestia bardzo indywidualna i poniekąd oboje mamy rację.

      No i jak się podoba? Co Pan myśli? Swoją drogą ciekawy dobór na początek;)
      Spowiedziawałabym się bardziej, że zacznie Pan od "Melancholii", albo "Poznania chorego", a tu proszę!

      Usuń
    5. Celnie, choć denaturatu nie próbowałem :) Jak mówił Zagłoba: "Znaj proporcją Mocium panie", więc i ja znam swoje ograniczenia. Skończyłem moją przygodę na "Królewnie śnieżce" - Szampan (autentyczny, nie jakieś wino musujące" ze spirytusem. Uprzedzam, pije się tylko raz :D Ale tym zdaniem zrobiłaś mi dzień. Chociaż wiesz...jest jeszcze jedno: "A teraz na niebieskim, albo zielonym talerzu, już nie tak smakowicie, a jak podane na skórze trupa, co nie?" Zdecydowanie tak :D - 10 lipca jest moim dniem :)) Byłem na wschodzie, dowiedziałem się, ze piłem denaturat i zostałem zaproszony do obiadu na skórze trupa. Czy może być lepiej?
      Co do tej siły uczuć itd - zapewne ostatnie zdanie jest wyśrodkowaniem i ani mi się kłócić, ani zgadzać. Po prostu jest, jak napisałaś - kwestia osobnicza i indywidualna.
      Co zaś do książki, wyszarpałem ją z Internetu. A że była pierwszą dostępną, to ją ściągnąłem. PDF, ale wytrwały być lubię. Przyznaję, ze czyta się świetnie. Naprawdę styl ma kapitalny, choć dopiero wstęp przeczytałem. Jutro będzie padać, więc idealny czas na taką lekturę :))
      Miłego dnia dla Ciebie
      PS. Nie zrobiłem Ci dnia żadnym porównaniem, ale mam nadzieję, ze się uśmiechasz wiedząc, ze denaturat i trup zrobili dobrą robotę :)))

      Usuń
    6. No to tak trzymać z tym denaturatem;)
      Nie uwierzyłby Pan co jeszcze ludzie potrafią wypić, albo w ogóle przyjąć żeby się odurzyć;)

      Jak Pan skończy to proszę dać znać jak wrażenia:)

      Musi Pan częściej powtarzać 10 lipca, skoro to pański dzień:)
      Życzę żeby ten dzień przeniósł całe to dobro także na kolejny czas!:)


      Usuń
    7. Okrutnie mnie zaciekawiłaś, co ludzie takiego potrafią brać!! Van Gogh jadł farby będąc w delirium, co wzięto za szaleństwo, choć po latach okazało się, że do rozcieńczania farb używał absyntu. Zresztą w połączeniu ze słońcem dało to słynny "efekt ucha".

      PS. Dziękuję za 10 lipca!! Spełnia się :)))

      Usuń
  4. Piękne wspomnienia. Bardzo osobiste...intymne i wzruszające. Przeczytałam już wcześniej, ale nie mogłam nic napisać. Płakałam jak dziecko. I sama nie wiem dlaczego...
    A lawendowe pola podobno są piękne. Kiedyś sama się przekonam. Pozdrawiam leniwie i wakacyjnie. Ola

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Może dlatego, że pierwszy raz o tym napisałem, albo byłem gotowy o tym napisać? Albo nie byłaś przygotowana na taką właśnie historię, choć przyznaję, z zakończeniem niefajnym. Ale nikt nie powiedział, że zakończenia będą takie, jak w "Kopciuszku", choć tego często żałuję. Lawendowe pola widziałem raz w życiu. O jeden raz za dużo i o wiele razy za mało. Jeden raz, bo zapadły we mnie na zawsze. Oczywiście, ze się przekonasz :)) Wierzę w to! Odpoczywaj leniwie i niespiesznie. Sielsko i wiejsko i nieprzytomnie. I nie zapomnij, że wybory są dwunastego!! Również Cię pozdrawiam :)))

      Usuń
    2. Prawdę mówiąc wiem dlaczego, ale to taka historia do opowiedzenia na ucho.
      A o wyborach pamiętam, bez obaw. Nawet z okazji przyjazdu zarezerwowałam sobotę dla siebie. Cały dzień!!!! Wyjdę nad ranem wrócę nad ranem:)) Z tej radości nie mam pomysłu co będę robić. rower? góry? pola lawendy? Albo wszystko na raz:))) Miłego dnia.

      Usuń
    3. Che, che, che, są pomysły, więc źle nie jest. Grunt, że masz pytania do samej siebie. Od tego się zaczyna. A potem, to jak zwykle - czasu braknie i zachwytu nad wolnością :)) Dziękuję i również miłego dla Ciebie :))))

      Usuń
  5. Jak zwykle tekst można odczytać na różne sposoby. Wybrać jakiś szczegół i skupić na nim lupę swojego umysłu. Na czym się dziś skupię, pytam swoją wewnętrzną pisarkę Lubisłowę, lecz ona wzrusza ramionami. Tak więc słów mi brakuje. Pozostały tylko te wiele mówiące i nic nie mówiące: piękne, fioletowe, ciekawe. Fioletowe od barwy kwiatów. Piękne, bo piękne. Ciekawe, bo o jakiej śmierci tu mowa i jakim szpitalu i czy na pewno narrator tekstu dobrze się czuje.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mam taką teorię, choć to pewnie popularny pogląd, że umiera się raz, a porządnie. Ale w ciągu życia umieramy kilkukrotnie, niejako pośrednio. Z różnych powodów. Oczywiście, to nie śmierć fizyczna, a bardziej mentalna. I zazwyczaj z jakiegoś powodu - miłość, skomplikowana sytuacja w życiu, zmiana która następuje niezależnie itd. Taką śmiercią może być również choroba. Powody bywają zresztą różne. Ja jeden z nich przytoczyłem. Typowy, banalny. Dla mnie jednak mający duże znaczenie ponieważ zmienił moje postrzeganie, zaufanie itd. Ktoś mógłby powiedzieć, że był to element niezbędny w moim życiu, by stało się komplementarne. Bym poczuł wiele rzeczy, o których nie miałem pojęcia. A i skłoniło mnie do pewnych przemyśleń i przewartościowań.

      Czuję się dobrze, dziękuję :) Nie chciałbym odczytać Twoich słów, jako ironii, więc odpowiem z uśmiechem - byłem w szpitalu miejskim na oddziale ogólnym. Sam zresztą do niego pojechałem po tym, jak mój lekarz rodzinny nie potrafił określić, co może mi być. Wykryto chorobę, która mimo uciążliwości dałje się kontrolować, choć skazany jestem na nią do końca życia. Nie, nie była to/ jest choroba związana z psychiką. Myślę, że odpowiedziałem w miarę wyczerpująco, na ile blog pozwolił :)) I dziękuję Ci, że nazwałaś te kolory i słowa pięknymi. Może i one tak piękne nie są, jak kwiaty. Ale od czegoś trzeba zacząć :)) Dziękuję Ci za komentarz i bardzo serdecznie pozdrawiam Cię !

      Usuń
    2. Dziękuję za wyjaśnienie, a nawet jeśli byłaby to choroba psychiczna, to co w tym złego. Czy ludzie chorzy psychicznie nie mogą tworzyć? Śmiem wątpić.
      Oczywiście w moich pytaniach nie było ironii. Dlaczego tak myślisz?
      A śmierć, tak jak się umiera w życiu kilka razy, tak i potem. Moim zdaniem reinkarnacja jest możliwa. Porzucamy ciało. Dusza istnieje dalej. Jedna ostateczna śmierć dobrze brzmi w literaturze, zwłaszcza w poezji. Jak jest naprawdę? Kto to wie.
      Zdrowia życzę :)

      Usuń
    3. Choroba jest chorobą i daleki jestem od stygmatyzacji kogokolwiek. Zwłaszcza z powodów od niego niezależnych. Tak się składa, że często pracuję z ludźmi chorymi, bo okres dojrzewania i wczesnej dorosłości sprzyja różnym stanom lękowym, a że mam dobre podejście i dobrze działam na takie osoby, to i wysyłany jestem często do nauczania domowego.
      Kiedy spojrzy się na to, kto tworzy literaturę, a właściwie na życiorysy literackich twórców, pełno tam jednostek chorobowych. Ale to jeszcze nic, bo kiedy spojrzy się na matematyków, to dopiero są niespodzianki. Choć w przypadku malarstwa czy literatury jest to bardziej widoczne.
      Przepraszam Cię, po prostu miałem na blogu mało przyjemną historię i wolę zamiast kogoś zbyć, po prostu wytłumaczyć. Tak jest wygodniej i uczciwiej. I w stosunku do tego kogoś, kto pyta i w stosunku do siebie.
      Tak, masz rację z reinkarnacją. Choć mnie chodziło raczej o proces, kiedy życie zakręca tak bardzo, że mówimy metaforycznie o śmierci. Co zaś do tej ostatniej, kiedyś przeczytałem genialne zdanie w "Mistrzu i Małgorzacie", że "otrzymamy to, w co wierzymy". Jest to jakaś pociecha, choć znów niezweryfikowana i pozostająca znów w kwestii wiary. Dziękuję Ci za życzenia i również dla Ciebie dużo zdrowia i oczywiście dobrego, spokojnego dnia :)))

      Usuń
  6. Ja tak lubię lawendę, choć to taki pospolity chwast. Już chyba kiedyś u Ciebie pisałam, że marzy mi się całe lawendowe pole. Co prawda nie mam go jeszcze, ale kto to wie, może kiedyś się pojawi. Natomiast tekst mówi o czymś bardzo ciężkim i może właśnie dobrze, że właśnie ta lawenda, taka zwyczajna. Wydaje mi się, że cokolwiek teraz napiszę, to jakieś takie bzdury będą, ale już mi się zdarzyło umierać, tak jak i zdarzyło mi się rodzić powtórnie. Czasem nawet jest to tak intensywne uczucie fizyczne, że wydaje się prawdziwe. Ale tak przecież nie jest i nikt nie jest w stanie powiedzieć, ile człowiek może wytrzymać i nosić na sobie. Nawet my sami tego o sobie nie wiemy. A zdjęcia tegoroczne? Kiedyś sobie wybiorę któreś z Twoich i zawieszę na ścianie :))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wierz mi, to nigdy nie są bzdury. Każdy z nas ma swoje przekonania i słowa, które definiują to, co w nim. Tu przestaje być ważne słowo, jako tworzywo, a jako siła wewnętrzna. Dlatego bardzo cenię to, co ludzie piszą. Bo przecież piszą różnie, ale o sprawach im bliskich. Tak, tekst mało przyjemny. Ale różnie w życiu bywa. I słodko, ale i gorzko. Z podkreśleniem tego ostatniego. Mrs. Gorzka wie coś na ten temat, wszak jej nazwisko... :)) Ale masz rację, lawenda stała się przyczyną napisania tekstu i też równowagą dla niego. Zdjęcia są tegoroczne. Wiesz, kiedyś założyłem, że będę dawał tylko zdjęcia, które zrobiłem w odstępie kilku dni, najlepiej tego samego dnia. Raz tylko złamałem swoją obietnicę. Bierz, które Ci się podoba, będzie mi ogromnie miło :))) Dziękuję Ci, że tak ładnie napisałaś z pełnym zrozumieniem i wewnętrzną empatią, którą poczułem. To prawda, którą uszczegółowiłaś - myślimy podobnie. Pozdrawiam Cię bardzo, bardzo serdecznie :))

      Usuń

Prześlij komentarz

KOMENTARZE

Popularne posty