A my...

            Teraz, kiedy jestem w bezpiecznym objęciu domu, to wszystko wygląda inaczej. Wcale nie tak źle, ani wcale tak dobrze, po prostu inaczej. Własne łóżko i prysznic i kaprysy. Własny świat taki pewny, taki codzienny, taki na miejscu. A tam? Tam zostawiłem moje zapatrzenie. Dlatego przeglądam zdjęcia. Jakbym chciał sobie udowodnić, że byłem, że pamiętam. Czyż nie po to robi się zdjęcia? Może jeszcze po to, by oszukać czas. A może po to, by udowodnić sobie, że umie się to robić? Nigdy nie przypuszczałem, jak wiele będę musiał sobie udowadniać. Codziennie, w każdej godzinie. Są więc zdjęcia. Bez szumu fal, bez zapachu, który ciągnie od morza i o każdej porze dnia jest inny. Bez wiatru, który mierzwi włosy. Bez siedzenia na piasku i patrzenia w fale, które rozbijają się o brzeg, a myśli płyną, płyną i płyną. Myślisz, że tak można, że nie ma w tym świętokradztwa? Czy mam się czuć, jak bezbożnik, który układa modlitwę? Więc po co to robiłem? Po co więc wchodziłem w mgłę od morza, po co stałem w wietrze, po co szedłem przed siebie nie czując kilometrów? Może wystarczyłby jeden pstryk? Tylko który? Jest ich dużo, za dużo. Ale tyle się działo i nic się nie działo. Szukałem i jednego i drugiego i znalazłem. A zdjęcia? Może wydawało mi się coś? Śniłem na jawie, albo pomyślałem sobie o czymś? Czasem skojarzenie prędkie, jak myśl i gładkie jak metal. Może coś szczególnego, co tylko ja zobaczyłem? Nie, nie martw się, nie będę tłumaczył każdego szczegółu i każdego snu. Każdej myśli. Jest, jak jest przecież. Czasami nie mówi się pewnych rzeczy, które wydają się zbyt dziwne, albo zbyt intymne. Co może być intymnego w siedzeniu na piasku i patrzeniu w morze? Wszystko. Albo inaczej – wszystko i nic. Może zależy, kto siedzi i patrzy, albo to wszystko wina piasku? Albo tego, co się śni nad ranem. Bo idąc w szarość i czekając na wschód dosypia się swój sen niedokończony. A jeśli nic, absolutnie nic nie było? Pustka, biała ściana? Zawsze jest szum i droga, która wypełnia człowieka. Zawsze jest kawa w kawiarni przy molo, albo zanurzenie w gwar miasta. Tu też są zdjęcia, wiesz? Tu też coś zobaczyłem i pstryknąłem. Mam dowody. Niepodważalne i niepewne, bo takie jest przecież życie. Pstryk i mija wszystko to, co było treścią tygodnia, dwóch, miesiąca. Pstryk i mijasz ty i mijam ja na rozstajach swoich dróg. Pstryk i mija dotyk, o którym myślało się przed snem, w który włożyło się całą swoją delikatność. Pstryk i mijają słowa, które daliśmy, które nam dano. A my, zamiast układać w sobie albumy ze snów i z chwil. A my, osobni swoją nieprzeciętnością na plaży patrzymy w ten sam wschód słońca i w ten sam zachód. A my, w wiecznym pragnieniu i głodem w oczach i nienasyceniem w dłoniach. A my przed ekranami oglądamy zdjęcia odnajdując w nich czas, który nas stworzył. Albo własne nic. Swoje sny rozwiane…  























 

Komentarze

  1. Gdy to czytam, czuję swój smutek, bo już mnie tam nie ma. Tam, nad morzem.
    I też myślę, po co mi te zdjęcia. Nie oddają klimatu, a jednak robimy, a jednak się łudzimy, że coś zostaje. Przeważnie ból zostaje, że ciebie już w tym miejscu nie ma, a za oknem miasto, nic więcej.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To prawda, tak właśnie jest. Ale wiesz co? W chwilach stresu, albo kiedy jest źle, zamykam oczy i znów tam jestem. Czasami zerkam na zdjęcia. To nie to samo, ale jest trochę ulgi jak sobie człowiek przypomni szum i wolność. W swojej klasie, gdzie pracuję, mam swoją galerię zdjęć. Może i tematycznie nie związanych z przedmiotem, ale dla mnie jest ważna, bo czasami, kiedy brak mi sił, to patrzę i wiem, że jest jakieś inne życie i te problemy, które mnie dotykają, są tylko przejściowe. Nie zawsze działa zwłaszcza przy problemach wielkiego kalibru, ale zawsze się uśmiechnę. A to czasem wiele. A pytanie o zdjęcia zadałem sobie celowo, bo to wada tych, którzy amatorsko się nimi zajmują. Profesjonaliście wystarczy kilka ujęć, a ja by "złapać" to, co uważam za istotne robię trzydzieści, czterdzieści. I żal mi wykasować je z dysku, bo przecież to ważne miejsce - wolności i swobody. Więc też pytanie, dlaczego te zdjęcia robię. Dla siebie, dla innych, czy dlatego, by być lepszym - dla doskonalenia techniki. Kilka spraw się ze sobą splotło, ale najważniejsza jest jedna, trzeba przywyknąć i czekać na najbliższa okazję wyjazdu. I zamykać oczy, by przywołać to miejsce :)) Dziękuję Ci i pozdrawiam serdecznie :)))

      Usuń
  2. Zdjęcia to okruszki z życiowego menu i są po to by przypomnieć sobie najlepsze smaki w momentach głodu lub braku apetytu. Twoje kąski są wyjątkowo smaczne więc z przyjemnością można się częstować. Serdeczne pozdrowienia Witku🍀

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Uśmiechnąłem się na takie porównanie. Ciekawe :)) I cieszę się, że smakują. Dziękuję za pozdrowienia i sam również Cię pozdrawiam :)))

      Usuń
  3. Pamiętam zeszłoroczne Twoje zdjęcia znad morza, gdzie pełno było śmiesznych szyldów, ogłoszeń i reklam z deptaków nadmorskich. Te dzisiejsze są zupełnie inne. Niesamowicie pasują do siebie te poduszki, szklane butelki, piasek i chmury odbite na wodzie, oczywiście wszystkiego dopełnia na końcu rogalik, ale ta droga na początku mnie najbardziej intryguje. No i tak kawa, ja nie umiem oszczędzać na kawie, mogę nie jeść, ale kawę muszę wypić, gdzie bym się nie wybrała. Śmieszne to, bo nawet ostatnio pisałam i radziłam, że w podróży najlepiej oszczędzać na kawie. No ja hipokrytka to na kawie oszczędzam chyba tylko w domu. A w czym te zdjęcia obrabiasz, że one mają takie intensywne kolory? Bo ja właśnie przymierzam się, ale nie wiem gdzie zapukać. Piszę o zdjęciach, bo i wpis tak do nich dąży i to wszystkie takie "pstryk" właśnie. Pozdrawiam i spokojnego wieczoru życzę :))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, to były zimowe zdjęcia z pustych miejsc. Zdjęcia szczególne, bo tak bardzo kontrastujące z tym, co latem. I przez to groteskowe.
      Kawa :))) Uwielbiam jej zapach. Teraz wpadłem na czekoladę z kawą. Oczywiście gorzką czekoladę. Dobra rzecz. Niestety, nie mogę dużo kawy. Ale nie odmawiam sobie zwłaszcza, jeśli wiem, że dobra :)) W dobrym miejscu.
      Droga, bo ładnie wyglądała. Taka ładnie pokręcona i faktycznie, mogłem morzem iść, ale wybrałem trasę leśną, by coś zmienić.
      Obrabiam zdjęcia w Lightroomie. Adobe Lightroom. Właściwie jedyny program, który jest w miare logiczny i dobre służy. Jest tego od groma, ale poczytałem i skoro zaawansowani fotografowie używają, to i ja reklamuję, gdzie mogę. Przeczytaj wiadomość na Hangouts, bo tu nie mogę napisać.
      Kolory raczej uzyskuję światłem. Nie przerabiam zdjęć bardzo. Lekko kontrast, czasami rozjaśnię, albo wyprostuję, jeśli trzeba. Optuję za najmniejszą ingerencją w zdjęcia. Nie lubię Photoshopa i tego, jak traktuje się nim zdjęcia. Ja wiem, to tylko narzędzie, ale im mniej ingerencji w zdjęcie, tym lepiej. Może mało to popularne, ale to prawda. Więc kolor uzyskuję światłem. Często robię pod światło, by uzyskać odmienny efekt. Ale to Już na Hangouts wyjaśnię.
      Tak, to wszystko takie "pstryk". Byle był czas :)) Jak tego brakuje, to i pstryk nie pomaga. A szkoda. Życie :))) Również Cię pozdrawiam bardzo, bardzo serdecznie :))))

      Usuń
  4. W domu, po powrocie to zawsze wygląda inaczej. Ma Pan milion procent racji. Tak zupełnie inaczej, jakby dotyczyło kogoś innego, a nie nas samych.
    Też zrobiłam kilka zdjęć swoim super kalkulatorem. Głównie po to, żeby rozesłać po rodzinie i wszystkich zainteresowanych w ramach meldunku gdzie jesteście, co robicie, jak jest. Ale też wysłałam osobom zupełnie niezainteresowanym, żeby pokazać jak ładnie i jak fajnie na urlopie :D doskonały, irytujący spam!;)
    No ale właśnie jest tak, że dla mnie sama wizja to za mało. Patrzę na swoje wakacyjne zdjęcia i widzę obrazki z jakimiś krajobrazem. Nawet ładne. Fajnie byłoby to zobaczyć na żywo. Ale poza tym nie jestem w stanie z siebie więcej wykrzesać. Wszystko wydaje się znajome, ale jakby cudze bez tych wszystkich dodatków.

    Oglądając pańskie zdjęcia doszłam do tego, że muszę się w końcu też ruszyć nad morze, zobaczyć to na własne oczy. Może jakoś na jesień... A zobaczymy.

    Dobrego wieczoru
    :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Uśmiecham się :))) Właśnie rozmawiałem z koleżanką, że październik taki z chmurkami i babim latem nad morzem byłby cudowny. Relatywnie ciepło, a pusto :)) U mnie nie przejdzie raczej, szkoda. Ale wyobrazić sobie mogę i podoba mi się to, co w głowie widzę :)) Ja już wróciłem do tego, co przed wyjazdem. Sprowadziło mnie na ziemię życie - jak zawsze. Ale ciągle sprawdzam wschód słońca nad morzem na kamerce internetowej. Tak sobie myślę, ze zachłanny się zrobiłem, chcę więcej i więcej, więc w ramach działań zapobiegawczych muszę koniecznie na zdjęcia, by na dobre przywyknąć do krajobrazu tego, co zawsze. A zdjęcia? Dziś jest podobno Dzień Fotografii :)) Z tej okazji poszperałem w zdjęciach i podjąłem decyzję, że pora na zmianę na ścianach w sali, gdzie uczę. Trzeba coś nowego wprowadzić :))
      Dziękuję Ci za komentarz :))) Naprawdę się uśmiechnąłem.
      Miłego i dla Ciebie :))))

      Usuń
    2. Taki październik rzeczywiście byłoby cudowny, ale chciałbym jeszcze żeby było trochę typowego listopada. Zimno, wietrznie, deszczowo i mgliście. Nie wiem czemu tak, ale to połączenie obu tych pogodowych możliwości to byłaby moja pełnia szczęścia:)
      W tym roku ma Pan jednak większą szansę niż kiedykolwiek, że mogłoby się udać! Kto wie!

      "...by na dobre przywyknąć do krajobrazu tego, co zawsze."
      Wie Pan, tak sobie pomyślałam, że ten oklepany krajobraz nie jest zły i służy pańskim zdjęciom. Wymaga kreatywności, fantazji, dokładnego poznania miejsca, ale też ciągłych odkryć i czasu. A nad morzem jest przede wszystkim... morze;) to oczywiście miła odmiana, ale trwająca zbyt długo mogłaby stać się nieco monotonna.

      Rzeczywiście wczoraj był dzień fotografii, to wręcz doskonały czas na nowe zdjęcia i zmianę scenografii. A wie Pan dziś jest Dzień Komara, więc trzeba będzie przychylniej spojrzeć na te bestie budzące i kąsające w środku nocy, bo to w końcu ich święto;)

      Usuń
    3. Rano, kiedy usłyszałem o Dniu Komara, aż mną wstrząsnęło. Przypominam sobie stację benzynową w drodze przez Polskę, gdzie zatankowałem samochód i napiwszy się herbaty pojechałem dalej. W tym czasie ci (te) krwiopijcy zdążyli mnie użreć 9 razy. Zatem dzisiaj w ramach ich święta proponuję cichy toast za wszystkie te komary, które się utłukło w tym roku :D A tak swoją drogą, mogą mnie kąsać - rzecz zrozumiała, ale to bzyczenie jest obrzydliwe!! Zwłaszcza, jak człowiek zasypia. Ale przypomniałaś mi piosenkę (teraz uwaga, jako dziecko wychowałem się na "Trójce", gdzie miała swój kącik audycja harcerska. Wystartowali kiedyś z piosenkę "Lato z komarami". Typowa biwakówka. Niestety, oryginał chyba nie do osiągnięcia w sieci, więc wklejam "znośny link", można się pośmiać :))) Oczywiście gieroje od disco polo wzięli się za tę piosenkę, więc nie polecam grzebania i szukania oryginału :))
      Tak, masz rację. Trzeba się wykazać kreatywnością w zdjęciach, bo co z tego, że mnie się podoba, skoro jest to wszystko na jedno kopyto. Zmieniam, jak mogę, choć czasami po prostu cieszę się, ze zdjęcia mam i mogę poćwiczyć. Śmiałem się kiedyś z kolegi, który mówił, że robienie zdjęć, to jak gra na fortepianie - trzeba ćwiczyć. Miał rację i posypałem już głowę popiołem. Wystarczy miesiąc przerwy i widać po zdjęciach, ze coś jest nie tak. A morze? Masz rację, znużyło by się. Ciągle woda i woda mimo jej zmienności i różnych odsłon. Dlatego w tym roku nawet cieszyłem się, że było trochę "innych" dni, bo mogłem pokazać morze w różnych odsłonach. Coś mi się widzi, że chcesz trafić na sezon sztormów i wysyp bursztynu :)) Nie czytałaś przypadkiem "Złotej muchy" Chmielewskiej? Uśmiecham się, bo lubię tę jej książkę :))
      Miłego dla Ciebie i ze świętowaniem bez komarów :)))

      Usuń
    4. https://www.youtube.com/watch?v=05f1r4SQKrE

      Usuń
  5. Też rano usłyszałam właśnie o tym dniu, ale mnie to dość ubawiło. Bardzo lubię takie nietypowe dni w kalendarzu. Dzień ziemniaka, dzień lizaka, dzień rozwalania zabawek czy spania w miejscach publicznych <3 czy to nie cudowne?
    A co do komarów to mam wrażenie, że jest ich więcej tu, na południu. Od kilku sezonów nie spotkałam dużych skupisk na Mazurach, za to tutaj... strach wyjść pod wieczór.
    Komary są bardzo towarzyskie, one nie bzyczą, tylko chcą pogadać, przecież szepczą do ucha i pytają "śpiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiisz?";)
    Zresztą komary to nic, muchy końskie to jest prawdziwy, bolesny koszmar. Przy nich komary to słodkie, domowe kanapowce.

    Jeśli to jest "znośne" to absolutnie nie chcę poznawać innych opcji! Dla mnie i tak za dużo:P

    Sztormy. Pewnie tak. Bardzo lubię oglądać wzbudzają wodę, zwłaszcza jak jestem bezpieczna na lądzie. Lubię widzieć ten ogrom siły, takiej naturalnej, pierwotnej. Strasznie mnie to kręci. Tak jak żaglowce, no nie ma nic piękniejszego na świecie niż obfity tekielunek i mnóstwo żagli, no może jeszcze obrazy masztowców na wzburzonym morzu, na które też mogę godzinami się gapić. Szkoda, że za żywo czegoś takiego nie zobaczę.
    Mogłabym być żeglarzem na XVIII/XIX wiecznym okręcie;)

    Na urlopie udało mi się przeczytać Hyperiona i Łuk Triumfalny, a Złotej muchy nie czytałam i nie znam tej książki (ale Chmielewską znam;)), ale że wolne jeszcze trwa to może akurat sięgnę i poznam:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Śmieję się jak głupi!! Tak, masz rację, to beznadziejne wykonanie, ale o niebo lepsze, niż to, przez co przebrnąłem :))) Oryginał był nawet fajny pod warunkiem, ze jakiś obóz lub ognisko ze śpiewaniem gdzieś się w życiorysie zaplątały. U mnie się ogniska z gitarą zaplątały, więc...
      Tak, potwierdzam! Woda, to siła ogromna. Bodaj pięć lat temu widziałem sztorm. Coś pięknego :)) Coś mi się wydaje, ze ten XIX wiek, to wielu ludziom odpowiada z różnych względów. Moim zdaniem ceniono wtedy pracę rąk (bo innej nie znano) i jakieś wszystko trwalsze było. Ale minusy były też wielkie, oj, były. A jednak ta atmosfera nęci i kusi. Zwłaszcza, kiedy czyta się coś z wiktoriańskich powieści. Urok, po prostu :))Przyznaję, ze żagle są piękne. Tak po prostu. Kiedyś obiecałem sobie kilka zdjęć z nimi, ale to musi poczekać. Ale jest pewne, ze będą :))Czekają, na swoją chwilę :))
      Uczciwa lektura! Ja aktualnie psuję sobie gust jakimś nędznym horrorem. Ale czasami trzeba poluzować gumkę w majtkach, jak mówi mój kumpel, bo człowiek się udusi. No więc luzuję i się śmieję co kawałek. U mnie w kolejce "Kobiety Mickiewicza, więc już pod kątem pracy. Ale tuż za rogiem jest jeszcze jedna. Nie powiem, gdybym miał przechodzić kwarantannę, to tylko w bibliotece, gdzie mają w miarę wygodną kanapę :))
      Ba, kto nie zna Chmielewskiej :))) Bardzo lubię czytać jej dialogi :))

      Usuń
    2. Zdecydowanie wizja XIX wieku kusi. Oboje jednak wiemy, że nie miałabym szansy na bycie żeglarzem;) ciężko mi zresztą sobie to do końca wyobrazić moje życie wtedy, bo czekałoby mnie sporo ograniczeń, które aktualnie są niewyobrażalne i "obowiązków", które teraz wywołałyby jedynie śmiech.
      Największym jednak minusem mojego życia za tamtych czasów byłoby to (patrząć na moją anamnezę), że do około 8, góra 10 roku życia byłabym martwa;)
      Myślę, że musi tam być coś jeszcze innego, pociągającego niż praca rąk. Ale to pewnie wszystko tylko taka romantyczna utopia. Własna wizja i wyobrażenie tamtego czasu.
      Był taki film "O północy w Paryżu", nie wiem czy Pan zna, ale myślę że u mnie ostatecznie byłoby podobnie jak u głównego bohatera.

      Takie luzowanie może być frustrujące. Jakiś rok temu czytałam taką książkę o tytule "Vox". Pomysł ciekawy, wizja przerażająca i szokująca. Wykonanie nie do zniesienia. Dawno mnie tak nic nie wkur**ło. Podszyta tanim trójkątem miłosnym. Zmarnowany potencjał i mój czas. Podobnie było z Trylogią Zimowej Nocy. No coś obrzydliwego (ale tak można mi to śmiało zarzucić, że mi się nie podoba a i tak czytam dalej i się wkurzam, bóg jeden wie w imię czego).
      Z Hyperionem dopiero zaczęłam, więc czekają mnie jeszcze 3 opasłe tomy. A w Łuku dialogi mnie zupełnie oczarowały, zresztą Pan w antykwariacie, w którym kupiłam książkę mi to zapowiedział i jeszcze orzekł, że wrócę po więcej Remerque'a;)

      Usuń
    3. Tak, znam ten film i doskonale czuję, o co Ci chodzi. podejrzewam, ze doskonale znamy swoje ograniczenia, a sam XIX wiek jest granicą (umowną) miedzy jakimiś epokami, gdzie żyło się inaczej, bo i jakość życia zupełnie się zmieniła. Wystarczy popatrzeć na książki - opasłe tomiszcza, powieści-rzeki, które dziś by nie przeszły w takim kształcie. Dużo by mówić i szukać powodów. Dość, że nam się podoba i tyle :)))

      A wiesz, z tym luzowaniem, to jest tak, ze ja "muszę" znać różnego rodzaju literaturę. Pewnie, ze mam ochotę tym rzucić, ale znać wypada ze względu na uczniów. Choćby po to, by podsunąć im książkę, która w ciekawszy i bardziej literacki sposób pokaże jakiś problem, czy historię. To jest "dramat" polonisty, który zna ograniczenia czasowe i wie, ze trafia na książki, które mu ten czas zabierają. Kiedyś nawet popełniłem taki tekst na blogu porównując ludzi w życiu (niektórych) do takich właśnie książek, które czyta się niechętnie i zabierają czas i powodują złość. Może nieuczciwe porównanie, ale w tamtym czasie tak właśnie myślałem.
      "Łuk triumfalny"...ech...uśmiecham się, bo lubię. Ale jeśli, podkreślam JEŚLI, sięgniesz po tego autora, to nie od razu do "Na zachodzie bez zmian", tylko "Czarny obelisk" Słodko-gorzki obraz lat po I Wojnie Światowej z ciekawym bohaterem i bohaterką (drugoplanową) w trakcie leczenia (!!!).
      Właśnie czytam, ze Katowice mają szansę stać się żółtą strefą, więc Cię powoli gonię. Ciekawe, czy do końca września stanę się czerwony?? :D
      Pozdrawiam Cię bardzo, bardzo serdecznie :)))

      Usuń
    4. Tak, XIX- wieczni pisarze mieli rozmach;)

      Nie pomyślałam o tym w ten sposób, że Pan musi. Choć przyznaję, że widzę w tym szaleństwie pewną metodę i rozumiem dlaczego się Pan decyduje okresowo na takie podejście do sprawy.
      Tylko, że ja nie muszę. A wie Pan może to jakoś na wyrost zabrzmi, ale czasem czytając jakieś podłe książki to czuję że cierpi na tym moja godność i aż mi wstyd przed samą sobą. Poważnie;)
      Czytał Pan "365 dni"? Ja nie. Trochę domyślam się i obawiam co mogłabym dostać i nie przeżyłabym takiej dawki żenady. W każdym razie, jako polonista jak Pan uważa- lepiej, że ludzie czytają cokolwiek bo może ich to zachęcić do sięgnięcia po coś innego czy ryzyko jest zbyt duże i lepiej już po prostu czegoś takiego nie czytać, więc lepiej, żeby takie rzeczy nie powstawały, a w konsekwencji ludzie dalej radośnie będą tracili umiejętność czytania i rozumienia?

      A który to pański tekst?
      Teraz już Pan tak nie myśli?
      Z samą koncepcją zgadzam się i nie zgadzam;) myślę, że to że pewne książki i ludzie nas męczą i powodują złość, nie znaczy że dla kogoś innego nie mogą być wartościowe, przyjemne i słuszne (nie wliczając w to oczywiście szkodliwych treści jak "365 dni", porównując do ludzi to jak pławienie się w przemocowej, toksycznej relacji;) to jest po prostu ZŁE).

      Ok. Będzie w takim razie "Czarny obelisk":)
      To był mój debiut z Remarqueiem, więc najbardziej znanego "Na zachodzie bez zmian" nie znam, choć przyznaję że miałam w planach na najbliższy czas. Sam Łuk.. polecił mi znajomy na równi z Serotoniną Houellebecqa (!), którego już znałam i stwierdziłam, że k**** nigdy więcej!;)

      Nie zdziwi mnie, jeśli w końcu MZ się obudzi i cała Polska na powrót znowu stanie się wielką czerwoną strefą z nakazem noszenia maseczek i ograniczeniem imprez masowych i nie tylko. Kilka dni temu czytałam taki dość gorzki wywiad z doradcą rządu ds. epidemii, ekspert od modeli matematycznych w medycynie. W każdym razie specjaliści nadal to zalecają, dla całego kraju i są sfrustrowani, że nikt ich w ministerstwie nie słucha, a ich praca idzie na marne. Profesor Tyll Krueger! Przypomniałam sobie:)

      Usuń
    5. Widzisz, to trudne pytanie. Kiedyś byłem purystą i wydawało mi się, że każdy, ale to absolutnie każdy powinien czytać dzieła z panteonu. Że to wstyd nie znać, że to przecież noblista/noblistka, że to dobra książka. Aż do pewnego momentu, kiedy nieżyjący już człowiek wypowiedział takie zdanie: "Witek, na świecie są różni ludzie o różnej estetyce. Pozwól im być sobą". I to chyba załatwiło sprawę. Cenne jest to, że ktoś czyta. Bo sama wiesz, ze tu pracują inne rejony naszego mózgu. Myślenie abstrakcyjne, wyobraźnia itd. Może temu człowiekowi wystarczy taka estetyka i taki świat? Mogę mu podsunąć coś fajnego, ale nie powiem już, jak to kiedyś bywało "Musisz!" "365" nie przeczytałem i nie przeczytam. Leży i patrzy na mnie z wyrzutem, a ja z wyrzutem patrzę na ten prezent, który był dany z myślą, ze grube, to może dla polonisty :P Tak, masz rację z tym cierpieniem godności. Ja czuję się czasami "brudny" po takim bełkocie. Ale żeby wiedzieć, muszę się schylić i ubrudzić. Najgorsza jest jednak świadomość, że jest tyle rzeczy, których nigdy nie przeczytam, bo życia mi zwyczajnie braknie. Swoisty żal i frustracja.
      Jest to tekst, który powstał po 2015 roku. Dokładnie nie określę ani daty, ani tytułu. Wiem że jest, ale nie chcę do niego wracać. Pewne teksty bolą, a skoro nie muszę do nich wracać, to gdzieś w archiwum bloga niech sobie leżą. Czy nadal tak uważam? Czasami nie da się, ot tak, człowieka odłożyć na półkę, jak książkę. Nie jest przedmiotem. Niezależnie od toksyczności relacji chciałbym postępować tak, by nikogo nie zranić. Dlatego uważam, ze masz rację, kiedy piszesz, ze zgadzasz się i nie zgadzasz. Dlatego odszedłem od takiego porównania wierząc, ze skoro mnie coś nie pasuje, to i pewnie inni tak samo mnie spostrzegają i cała rzecz w tym, by tę układankę rozsądnie dopasować do siebie.

      Dziwię się specjalistom z MZ, bo wierzę w modelowanie matematyczne. Swoją drogą Merkel uczciwie uprzedziła o zarażeniu się 70% populacji, bo tak wyszło z prognoz matematycznych. A my ciągle wierzymy, że jeśli nie będziemy badać ludzi, to ilość zakażonych spadnie. Takie dziecinne to - przypomina mi się zabawa w chowanego i brat mojego kumpla, który mając 4 latka chciał z nami się bawić. Zawsze przegrywał, bo chował głowę pod koc wierząc, ze skoro on świata nie widzi, to i świat jego nie zobaczy. Ano zobaczymy, minister się zmienił, może i podejście zmieni się również. Choć po składaniu dymisji przez kolejne osoby mniemam, ze chaos, to dobre słowo określające to, co się dzieje. Pożyjemy, zobaczymy :))
      Jak na razie miałem dziś wrzucić coś na blog, ale umyśliło mi się jutro jechać na zdjęcia daleko, daleko przed siebie. Lubię to miejsce, więc zobaczymy, co zastanę :))
      Miłego wieczoru dla Ciebie :)))

      Usuń
    6. Zgadzam się z Panem, że samo czytanie jest cenne, a wybór czego to już wyłącznie kwestia estetyki. W końcu nie to co ładne jest ładne, a to co się komu podoba. Z książkami jest tak samo.
      365 dni z mojej strony było zresztą dość złym przykładem, bo to po prostu szkodliwe treści (choć przyszły mi pierwsze do głowy jako przykład), ale jeśli ktoś widzi wartość i ma przyjemność z czytania Paulo Coelho to proszę bardzo, nikomu nic do tego.
      Sam prezent fatalny. To chyba miała być kara, a nie prezent. Mam takich znajomych od których regularnie dostaję coś z serii Chyłki Remigiusza Mroza. Jezu.

      Absolutnie rozumiem o co chodzi Panu z tą frustracją, że życia braknie. Mam podobnie, ta obawa, że ominie mnie coś naprawdę dobrego! A ominie. No nie ma takich cudów;)

      Także głęboko wierzę w modele matematyczne. Nie bardzo rozumiem po co MZ powołalo doradców skoro nie korzystają z ich pomocy i zaleceń, ale ja to nie mam zdrowia do analizowania tego strumienia świadomości.
      Takie prognozy były już przed ogłoszeniem epidemii, że kontakt z wirusem będzie miało około 70-80% populacji światowej. Pamiętam, że pierwsze prognozowanie w oparciu o modele matematyczne nawet w języku polskim były dostępne już pod koniec lutego/na początku marca (a pewnie nawet wcześniej tylko akurat ja wtedy na nie trafiłam). Przeraziła mnie wtedy prognozowana liczba zgonów w kraju, ale teraz już nie pamiętam jakie to były wartości. Muszę poszukać tego modelu.
      A niech mnie Pan nawet nie denerwuje. Ważne, że górnicy są badani i mają zapewnioną odpowiednią ochronę, bo to w końcu fundament tego kraju, gospodarki, kultury i w ogóle wszystkiego. Sól tej ziemi. Nic innego nie ma znaczenia. Tfu.

      Powodzenia! Niech Pan uważa, bo jakieś koszmarne upały mają dziś być.

      Udanego dnia:)

      Usuń
    7. Gorrąco, że przewody w głowie się topią i niedługo będziemy ronić cynowe łzy (jakby Lem napisał). Oczywiście pojechałem tam, gdzie miałem nie pojechać, wpadłem w pokrzywy, a miałem ich unikać, wystraszyłem dzika (ciekawe, kto się bardziej przestraszył, ale nie zapytam przecież), a komary okazały się nie tyle sympatyczne, co wręcz przyjacielskie. Prawie miłośnie mnie obsiadły. Zatem zły jestem, jak chrzan, co mi dobrze zrobi, bo adrenalina i porządna porcja przekleństw wpływają dobrze na człowieka. Kreatywnym trza być i ja się tym wykazałem :P
      A propos literatury "popularnej", to kiedyś kolega dał mi Mroza z poleceniem przeczytania. Czytało się gładko, za gładko. Czyli produkcyjniak. Okazało się, że chłopina wypuszcza książkę co trzy tygodnie, więc należy skrupulatnie omijać półkę (albo już dwie) z tym nazwiskiem. Skoro ilość ma zastąpić jakość, to ja się tak nie bawię. Miłosz mówił, że pisze się rzadko i niechętnie, czego Szymborska była dowodem. Ale waga i jakość tego bije na głowę większość tego, co w księgarniach. Szczerze mówiąc Coelho nie zrobił u mnie kariery. Przeczytałem Alchemika i stwierdziłem, że zbiór cytatów, to nie jest książka. Ale co ja tam wiem ;) Są zapewne tacy, którzy całują okładkę na "dobranoc" i dobrze im z tym. Nie siedzisz w literaturze fantasy, a ja i owszem, więc tu dopiero się dzieje!! Dramat wydawniczy i monetarny. O intelektualnym nawet nie wspominam, bo jeszcze ktoś pomyśli, że rozum mam :))
      Dzisiaj 903 osoby zarażone. Hmm... W poniedziałek mam spotkanie polonistów w sprawie uczenia polskiego na wypadek "awarii systemu" - mam przygotować propozycję. Na razie jednak wezmę się za zdjęcia, bo co jak co, ale one czekać nie mogą, a i ja cierpliwy być nie muszę :))
      Dobrego cienia i uśmiechu dla Ciebie :)))

      Usuń
    8. No to czekamy na efekty tej kreatywności!

      Mroza przeczytałam "Behawiorystę" i jako takie czytadło dla rozrywki mi się podobało. Chyłka natomiast... przeczytałam jedną część, pierwszą którą dostałam, to chyba była "Kasacja". Pierwszy raz się z czymś takim spotkałam, żeby główni bohaterowie wzbudzali we mnie taką niechęć. Przy czym czułam, że nie był
      o to intencją autora. Niestety Mróz stworzył tak antypatyczne postacie i Chyłki i tego jej przydupasa, że zupełnie nie wiem kto może się z nimi identyfikować i ich lubić. To się gładko, szybko czyta ma Pan rację, ale te postacie...no do odstrzału.

      :)
      "...Wisława milczy z potrzeby milczenia ".
      Wiem, że to nie to miał Pan mną myśli, ale jakoś tak mi się skojarzyło.
      Ja nic tam nie tworzę, więc nie wiem jak to jest, nie mam zdania, mogę jedynie wskazać co mi się podoba, a co nie.

      Ciężko jest powiedzieć, że ja w ogóle siedzę w literaturze;) ale znam Świat Dysku, coś tam Sapkowskiego czy Tolkiena;) ale rzeczywiście raczej nie moja działka, wolę scencie fiction (zna Pan "Wspomnienie o przeszłości ziemi"?). Ale skoro jest tak źle w świecie literatury fantasy to niech Pan stamtąd wyjdzie, będzie Pan zdrowszy;)

      Awaria systemu jest więcej niż pewna;)


      Usuń
    9. "Wiem, że to nie to miał Pan mną myśli, ale jakoś tak mi się skojarzyło.
      Ja nic tam nie tworzę, więc nie wiem jak to jest, nie mam zdania, mogę jedynie wskazać co mi się podoba, a co nie." I to jest chyba najważniejsze kryterium literatury - każdy wybiera swoją miarę i estetykę, a resztę rzuca w cholerę. Swoją drogą, to zazdroszczę Ci tego "swobodnego czytania", bo polonistyka bardzo wypacza i czytanie staje się inne. Jakie? Bardziej kontekstowe (życiorys, epoka, sytuacja polityczna itd.) Niby właśnie tak powinno się odczytywać, ale brak mi czasami tego swobodnego "tumiwisizmu" przy czytaniu. Książki nie znam, ale będę znał :))) A jeśli mówimy o s-f, to jak najbardziej. Choć nie zawsze i nie wszystko. Świat Dysku wielbię i mam jego sporą część na półce i obiecuję sobie, ze w końcu dokupię brakujące części.
      Upał wcale nie zelżał, mam wrażenie (mimo zachodu słońca), a mój genialny sąsiad wziął się trzy godziny temu za ścinanie drzewa. Wliczając uruchomienie piły, to będzie jakieś pięć godzin trzaskania się. Czy ci ludzie nie wiedzą, ze siekierą byłoby szybciej? Nie, nie podpowiem mu, zacisnę zęby i wezmę tabletkę od bólu głowy, ale zmilczę. Będę paskudny do końca :)))
      Dobrego i miłego dla Ciebie :)))

      Usuń
  6. Zdjęcia Twoje Witku jak zwykle zachwycają i wierz mi, że nie tylko Ty robisz ich mnóstwo, ale to też domena naszych czasów. Dawniej, gdy klisza mieściła trzydzieści sześć obrazów, fotografujący musiał szanować każde naciśnięcie migawki. Pamiętam nawet sytuację, gdy przypadkiem klisza została naświetlona i po wywołaniu było tylko zwykłe nic. Mając technikę cyfrową i coraz większe dyski komputerów każdy kadr robimy po kilka razy. Ja przynajmniej tak robię. Na wszelki wypadek. A biblioteka zdjęciowa rośnie i rośnie. Ja staram się na bieżąco segregować, usuwać nieudane, ale i tak jest tego mnóstwo. Wiesz tak mają ludzie zachłanni, a ja stałam się zachłanna. Zachłanna wszystkiego, wszystkiego dookoła. Tych obrazów, tych dźwięków, tej ciszy, którą trudno znaleźć ponownie.
    Cieszę się, że mogę już zobaczyć wszystko w normalnych rozmiarach jednocześnie słuchając muzyki.
    Dziękuję Witku za wakacyjne klimaty i morza szum.
    Dobrych dni i spokoju, choć pewnie będzie o to trudno.
    Macham do Ciebie z mojego 11- tego :)))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, to prawda o tym stawaniu się zachłannym. I choć to słowo ma przecież negatywne konotacje, to przecież odczytuję je z uśmiechem, bo też tak czuję i też tak mam. Głupio brzmi, ale jak inaczej nazwać ten głód, który fotografia rozbudziła. Mówiąc szczerze, to era klisz nie ominęła mnie, ale szczęśliwie bałem się robić zdjęcia, więc dopiero przy matrycy światłoczułej pozwalam sobie na "wolną rękę" i eksperymenty. Niektórzy nazywają ten czas, czasem duszy aparatu, bo trzeba było ogromnej dyscypliny dla 36 zdjęć. (w porywach 24) A dzisiaj? Bezduszny sprzęt? Niekoniecznie - wszystko chyba zależy od człowieka i od tego, czy idzie na zdjęcia, czy tylko po to, by ponaciskać migawkę dla pokazania sprzętu. Też kasuję i robię wielokrotne podejścia do tego samego kadru. A wiesz, kiedyś jeździłem przez dwa tygodnie w jedno miejsce, by zrobić zdjęcie. Zrobiłem ich ponad tysiąc, ale w końcu udało mi się z kadrem. Kiedy patrzę na swoje archiwum, to widzę chaos, szaleństwo, brak skupienia na tym, co chcę zrobić. Teraz jest inaczej, wędruję tematycznie. I wędruję światłem. Czego Tobie serdecznie życzę w nadchodzących dniach i tygodniach, bo zaczyna się ten szczególny okres :))) Zresztą ostatni wypad z pajęczynami pokazał mi, że to już, prawie o krok :)) Dziękuję Ci bardzo, bardzo serdecznie i naprawdę zrobiłaś mi niespodziankę komentując. Trochę się zniechęciłem, mówiąc szczerze. Bardziej niż trochę. Ale nic to :)) Pozdrawiam Cię bardzo, bardzo i macham ze swojej wieży (a co, ja też wejdę wysoko :)) )

      Usuń
  7. Witku nie zniechęcaj się proszę. Wiesz jak było... Powoli nadrobię, ale nie chcę na szybko, bo wszystkie wpisy zasługują na uważność cokolwiek przez to rozumiem.
    A ze zdjęciami najpierw muszę opanować te co zrobiłam, a i czasu już tak nie będzie. A szkoda.
    :)))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie, nie chodzi Elu o Ciebie. Wiadomo, że wyjazdy itd. Ale ja sam jakoś wewnętrznie się zniechęciłem sobą. Może rozczarowałem się sobą? Albo po prostu coś we mnie dojrzewa, o czym nie wiem :)) Oczywiście, ze teraz musisz przysiąść do swoich zdjęć. Pierwsze co zrobiłem, to jak przyjechałem, to włączyłem muzykę i zdjęcia. Ach...to jest to!! Rozumiemy się :)) A czas...tu odkrywczy nikt nie jest - zawsze go za mało :(

      Usuń

Prześlij komentarz

KOMENTARZE

Popularne posty