Tymczasowość...

              Tymczasowość Jest cicho, bardzo cicho. Morze tylko bezustannie szumi posłuszne swojemu falowaniu i wiatrowi. Jest noc jeszcze na zachodzie, ale łuna na wschodzie pęcznieje bańką blasku. Idę przystając czasami, by zapamiętać. Piasek jest zimny i ciągnie wilgocią - inny od tego nagrzanego słońcem. Wszystko jest zresztą inaczej, jakby przyczajone, czekające, by stać się, mimo swego trwania. W półśnie, w zawieszeniu. Nawet mewy czy albatrosy są jeszcze cicho. Wybuchną swoim nawoływaniem podobnym do krzyku rozwydrzonych dzieci później. Siadam na wydmie i patrzę na świat, który zaczyna się budzić. Wiesz, kiedy siadam, czuję przez chwilę twoją obecność. Nie, nie zapachem, ani ruchem, ale tym nieoczekiwanym poruszeniem powietrza. Czuję, jak poprawiasz włosy swoim ruchem dłoni, który wygrzebałem z pamięci. Nie mówię tego nigdy, ale jest coś magicznego w poprawianiu włosów przez kobietę czyniąc z tego sztukę: bliskość i uwodzenie, wstyd i niepewność. Czułość madonny zapatrzonej w tymczasowość. Bo czym jest moje siedzenie na zimnym piasku, jak nie tymczasowością? Czym jest nietrwałość wschodu i ruch fal rozbijanych o brzeg? Czym jest życie, jak nie tym? Tymczasowością. Tak niewiele potrzeba, by jutro wsiąść w samochód i zamiast czekać na wschód i złotą godzinę jechać w kierunku południa. Tam, gdzie miejsce nazwane domem. W inną tymczasowość. Zupełnie inną...















Komentarze

  1. Gdzieś, głęboko wiem, że nie o to chodziło Panu w tym tekście...ale we mnie wywołał jakiś taki smutek i niepewność.
    W życiu nic nie jest trwałe, wszystko mija, wszystko jest tylko na chwilę, całe życie, zdarzenie po zdarzeniu jest tymczasowe i wszystko się skończy. Ostatecznie wszyscy wszystko utracimy. Krąg życia. Niby o tym wiem, ale nie lubię o tym myśleć. A przynajmniej nie w taki sposób.
    Kwestię tymczasowości wypieram, tak mi lepiej i łatwiej.

    No tak. Mężczyźni są prawdziwymi ofiarami tych kobiecych włosów. Swoją drogą mało jest tak łatwo dostępnych, drobnych gestów, które mogą znaczyć tak bardzo, bardzo wiele i tak strasznie NIC.
    Poprawiam włosy, bo mi się podobasz czy może zobaczyłam, że źle się ułożyły w odbiciu szklanych drzwi? A może robię to, żeby ukryć brak pewności siebie, albo po prostu robię to nawykowo, a może chodzi o to, że lubię czuć gładkość włosów między palcami?
    Możliwości tyle ile kobiet, a interpretacji tyle ile mężczyzn.

    Na pierwszym zdjęciu fala wydaje się być bardzo nieruchoma, na kolejnych zdjęciach już nie ma takiego efektu. Może to kwestia światła, nie wiem, ale pomyślałam sobie, że wygląda jak masa lukru na pączku, która zastygła w ostatnim momencie, tuż przed kapnięciem poza brzeg pączka;)

    Pan wraca, ja jadę i tak się przyjemnie i nieustająco kręci ten wakacyjny krąg urlopowy:)

    Dobrych powrotów
    :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Czuję się winny, że dopiero teraz odpowiadam, ale padłem wczoraj. Oczywiście wina okolic Wrocławia i słynne korki, które się tam tworzą.
      Takie myśli czy spostrzeżenia, zawsze towarzyszą mi, kiedy trzeba wracać. Człowiek wrasta w pewne miejsce, przyzwyczaja się do jego rytmu i potem trudno z niego zrezygnować. Jest 9.15 i wiem, że od 8 byłbym na plaży, gdzie cicho jeszcze i spokojnie. O 12 zszedłbym ze słońca i poszedł plażą do sąsiedniej wioseczki na obiad. Daje to pewne zakorzenienie w rzeczywistość, organizuje dzień i sprawia, że ten słynny "czas wolny" nie jest chaotyczny, na wszystko jest czas.
      Trochę masz racji w tym, że o tym starasz się nie myśleć, bo i po cóż takie myśli, sprowadzają tylko przygnębienie. Dla mnie jednak sa motorem napędowym, że za mało zrobiłem, że muszę się bardziej starać, by poczuć, by żyć, by mieć poczucie, że nawet "tymczasowość" jest do zagospodarowania. Może dziwne i nie musisz się z tym zgadzać :)))Typowe myślenie na koniec wyjazdu - ot, co.
      A gest czesania włosów? Pięknie to rozpisałaś i pięknie uzasadniłaś. Oczywiście wiem o tym, ale właśnie na te drobne gesty zwracam czasami uwagę, bo w nich jest kwintesencja przypadkowości i prywatności, co mi się ogromnie podoba. I przypomina, ale to już zupełnie inna sprawa ;)
      Fale faktycznie tak wyglądają, bardzo lubię je obserwować i bardzo bawi mnie moment, kiedy złapię je w obiektyw na moment przez załamaniem. Mam wtedy uczucie, jakbym złapał nieuchwytne. Inni nazwa to zabawą i mają pewnie sporo racji, bo dobrze się przy tym bawię. Ach, te pączki i lukier...:)))
      Skoro jedziesz, to życzę Ci udanej podróży, dobrego wiatru i tego, by urlop był taki, jaki sobie wymarzyłaś. Dokładnie taki. I byś po przyjedzie i zagłębieniu się w ulubioną kanapę mogła powiedzieć: "To było dobre". A poza tym? Słońca i uśmiechu i spokoju. Jednym zdaniem:
      Udanego wyjazdu!! :))
      Pozdrawiam Cię bardzo, bardzo serdecznie :))))

      Usuń
  2. Wiesz Witku słowo tymczasowość niezbyt dobrze mi się kojarzy. Oznacza dla mnie coś niezbyt solidnego, niestałego, miernego, a przecież zdaję sobie sprawę, że zupełnie co innego miałeś na myśli. Wolę zmienność i ulotność, bo inaczej brzmi oznaczając podobnie nieuchronność przemijania. A przecież te obrazy zamknięte na zawsze w stałych ramach kadru już w chwili uchwycenia stają się przeszłością, ale są na karcie, dysku komputera podobnie jak kiedyś na kliszy. To właśnie sposób na zachowanie nie tylko w naszej pamięci tego co fotografującemu wydaje się warte utrwalenia. Twoje morze Witku zachwyca spokojem i ruchem zarazem. Jest przestrzenią i oddechem, kłębiącymi się falami, które swoim ruchem chcą złapać dla siebie złoty blask poranka, kroplami rosy na źdźbłach trawy, dziewiczym piaskiem muskanym spienioną wodą i jeźdźcami czule zjednanymi ze swoimi rumakami. Wszystko ulotne zamknięte, złapane...piękne. Przemija jak my, nasze światy i wszystko czego nienawidzimy i co kochamy.
    Podoba mi się „nieoczekiwane poruszenie powietrza” - to możliwe tylko w takich chwilach zupełnej ciszy i skupienia, a włosy...nie bez przyczyny są najpiękniejszą ozdobą kobiety.
    Powroty choć mają coś z nowości, ale są zawsze trudne. Bo jak tu bez zachwiania przejść z cichości szumu do odwiecznej miast gonitwy i hałasu ulicy.
    Dobrze, że jeszcze czas pracy trochę może poczekać, bo byłoby jeszcze gorzej.
    Masz jeszcze chwilę ,Witku, na to pomiędzy i możliwość łagodniejszego pogodzenia tak odmiennych światów czego Ci życzę z całego serca machając z mojego upalnego wysokiego piętra :)))

    OdpowiedzUsuń
  3. Wiesz Elu, tytuł przyszedł do mnie sam. Siedziałem na plaży po tym, jak zalała mnie fala, której nie zauważyłem (szły dwie, jedną fotografowałem, druga mnie zalała). Byłem mokry i było mi bardzo zimno, bo poranki zastałem wyjątkowo zimne (12-15 stopni) Byłem zły, ale i też zadowolony, bo zdjęcie wyszło tak, jak chciałem. I tak sobie myślałem o tym, że jak przyjdę do domu (!!!), to wezmę prysznic i się rozgrzeję. A potem przyszła refleksja, ze ten dom jest tylko na chwilę właśnie, tak samo to, że marznę na chwilę i jestem tu na chwilę. To podsunęło mi słowo "Tymczasowość" Oczywiście znam negatywne konotacje tego słowa, ale nie chciałem używać słowa "Ulotność", choć jest piękniejsze. Czemu? Bo pewnie użyję go kiedy indziej ze znanych mi tylko powodów. Ale zgadzam się, ze to nie jest dobre słowo, choć kierowałem się chwilą. Wiesz, kiedy teraz przeglądam zdjęcia na dużym monitorze, to żal mi, że nie jestem nad morzem. Że nie mogę powtórzyć niektórych kadrów. Bardziej się postarać, uchwycić to, co mógłbym. I może myśleć inaczej trochę, niż myślałem tam, wtedy. Jednak kiedy patrzę na swoje notatki (tak, robię, bo znam siebie i wiem, że zapomnę), to muszę je potraktować razem ze zdjęciami, jako dokument tego, co było/jest we mnie w tamtej właśnie chwili. Czy poczułbym to swoiste "nieoczekiwane poruszenie powietrza" kiedy indziej? Nie wiem. Wiem, że wtedy poczułem. I napisałem. Oczywiście razem z gestem poprawiania włosów. Tak czułem i musiałem. Ogromnie się cieszę, że tak ładnie napisałaś o zdjęciach i zauważyłaś tę ich dziwną właściwość, że to zatrzymanie w kadrze już staje się przeszłością. Chwilą "zamrożoną", a jednak byłą. To też dało mi powód do takiego, a nie innego tytułu, ale już dosyć o tym.
    Tak, jeszcze kilka dni spokoju, a potem stety/niestety praca. Nie widzę tego tak pozytywnie, jak minister edukacji, ale kto powiedział, że musze się z nim zgadzać? Nikt! Więc się z nim nie zgadzam i boję się o swoje życie. Bo tak między Bogiem, a prawdą, wszyscy martwią się o zdrowie swoich dzieci, co jest zrozumiałe, ale niewielu mówi o tym, że to jednak nauczyciel stoi przed klasą złożoną z trzydziestu ponad osób. I chyba to naturalne, że mam obawę o siebie. Czy to egoizm? Może. Zapewne mniejsze, niż podejmuje lekarz, choć tu są procedury, ubrania itd. A ja co mam? Nawet maseczki włożyć nie mogę, bo jak będę mówił? To wszystko chyba nie tak pomyślane, jak powinno. Ale przynajmniej będę miał na kim psy wieszać i kogo przeklinać, kiedy się czymś zarażę (żeby nie było, ze narzekam). U mnie też gorąco i duszno. Za bardzo, jak na mój gust. Pozostaje nam tylko pomachać sobie na odległość ze swoich wysokości i przesłać uśmiechy, co nieodmiennie i z radością czynię :))))

    OdpowiedzUsuń
  4. Wiesz nie dziwię się, że jest Ci żal morza, ale na pocieszenie czas szybko mija i znów przyjdzie taki dzień, gdy będziesz pakował walizki. No tak , ale jaka to jest proporcja. Nieporównywalne. Może dlatego bardzo tak smakuje...
    Nie, Witku, obawa o własne życie, zdrowie to nie egoizm to po prostu rozsądek i instynkt. Ja już staram się nie myśleć , chociaż to cholernie trudne. Tak czasem myślę, że nawet bardzo uważając jesteśmy narażeni tak naprawdę niemal wszędzie, chyba, że godzimy się zostać sami we własnych czterech ścianach nie wiadomo jak długo. Nie chciałbym. Róbmy więc maksimum tego co możemy...Żyjmy i się nadal zachwycajmy :)))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Perspektywa miesięcy nie napawa optymizmem. Zwłaszcza, kiedy nadejdzie październik - miesiąc pięknych chmur nad morzem... Ale fakt, nie trzeba się smucić, tylko czekać. A może coś się wydarzy i walizki będą szybciej wyciągnięte ze strychu? A co do egoizmu, kurczę, mam to we krwi, że o sobie człowiek stara się nie myśleć, bo naczelną zasadą mojej pracy jest "dobro ucznia". Tylko jak tu nie myśleć o sobie? Chyba będę robił zajęcia na trawie i tyle :)) Zawsze to urozmaicenie i mniejsze ryzyko :) A ostatnie zdanie popieram :)))))

      Usuń
    2. Muszę jednak :))) Ta myśl o zajęciach w trawie po prostu nie może mi wyjść z głowy. Żeby jeszcze lato trwało dłużej i znaleziono sposób na komary, to byłoby tak pięknie. Wyobraź sobie np. "Pana Tadeusza" i kwiecistą łąkę. Ach:))

      Usuń
    3. Oby tylko nie było tak "porażająco", jak dziś. Bo mi się uczniowie wykopyrtną, a ja skończę w szpitalu z przegrzanym organizmem :D Pomijam zjadliwość komarów, bo mało poetyckie i dramatyczne :P Elu, uśmiałem się, dziękuję :))))

      Usuń
  5. Myślałam, myślałam i wbrew mojej woli ciągle wracało do mnie słowo: tymczasowość…
    Chciałam coś pozytywnego, niesmutnego, ale myślenie nasze jest bardziej niż byśmy chcieli zdeterminowane przez nasze aktualne samopoczucie. Chciałam o tych włosach, o pięknie tych chwil zatrzymanych, a muszę o tymczasowości.
    Wszyscy wiemy, że jesteśmy tu na chwilę, że nasze życie to tylko kawałek mały tego świata. To wiemy, ale czasem bardziej do nas dociera również świadomość tego, że nasza sprawność jest ograniczona i tymczasowość może znaczyć nie, że umrzemy i nas nie będzie, ale że pewne działania i aktywności staną się dla nas niedostępne. Niby zawsze to wiedziałam, ale teraz wiem bardziej.
    Twoje Witku zdjęcia morza są absolutnie piękne i zawsze sprawiają, że rodzi się we mnie tęsknota za takimi krajobrazami i postanawiam, że teraz to już na pewno…
    Pokój 22 na mnie czeka.
    Przepraszam Witku, że zaśmiecam ci bloga swoją prywatą, pozdrawiam serdecznie i uśmiech Ci wysyłam w prezencie:)))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję Aniu, że tak rozszerzyłaś to, o czym wspominałem. Choć wyszedłem od tego, że jestem gdzieś na chwilę "tymczasowo", to jednak nie sposób połączyć tego z życiem i z tym, o czym wspominasz. Trzymam kciuki Aniu, by pokój 22 stał się dla Ciebie domem na jakiś czas i to miejsce, które naprawdę jest ciekawe. Obyś wypoczęła i nabrała wiatru w żagle :)) Nie zaśmiecasz mi bloga, przecież wszyscy, którzy tu wchodzą, zostawiają cząstkę siebie. To dla mnie ważne z różnych powodów.
      Ciesze się ogromnie, że zdjęcia Ci się podobają. Dziś chciałbym troszkę inne pokazać. Też morze, ale..nieoczekiwane. Dla mnie ważne i mentalnie i fotograficznie. Za piękny prezent dziękuję i sam już wiążę wstążeczkę i wysyłam dla Ciebie swój :))))

      Usuń
  6. A ja sobie codziennie przypominam, że jeśli dziś coś mam i czuje, to jutro mogę już tego nie mieć. Nic nie jest nam dane na wieczność, a tylko na chwilę, raz dłuższą , raz krótszą. Przeciąganie na siłę nic nie da. I tak mi dobrze z tą "tymczasowością" . Żeby tylko czasem nie pomylić się. Dobrze pasuje do tego przesłania morze, które niby takie samo, ale co roku częstuje nas zupełnie czymś innym. Właściwie każdego wschodu i zachodu i każdej drogi do i powrotnej. A zdjęcia przenoszą nas do tej "tymczasowości" i dotyk wiatru i zapach piasku i szum fal. Też się na chwilę przeniosłam :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jest w tym dużo racji, co piszesz, bo "nic nie jest nam dane na wieczność". Wiele osób mówi, ze wpis negatywny, pesymistyczny, a ja myślę, że raczej pragmatyczny, wynikający z pewnego doświadczenia, obserwacji. Masz rację, ze za każdym razem i droga i samo morze są inne. Pewnie gdybym na stałe mieszkał właśnie "tam", to nawet bym się mógł pokusić o jakieś rytmy pogodowe i obserwacyjne, pokusić o znalezienie ładu w tym chaosie pogodowym i owej ciekawej przypadkowości. Ale dane mi jest tylko kilka dni, więc i stąd owa "przypadkowość".
      Cieszę się, że mogłem zabrać Cię właśnie tam, na wschód słońca gdzie zapach piasku, wiatr i szum :))
      Pozdrawiam Cię bardzo, bardzo serdecznie i mam nadzieję, że dajesz radę w te upały :))

      Usuń

Prześlij komentarz

KOMENTARZE

Popularne posty