Klocki...

 

           Popołudnia mijają niezauważone. Ledwie minie chłód rannego świata, to czołga się wierny wieczór szorując służalczo o podłogę burym brzuchem. Uszy ma skulone i wciska pysk pod dłoń, szukając ciepła i pieszczoty. Ledwie jedno zamyślenie i mijają minuty. A ziarna słów nie zdążą odlecieć z wiatrem. Dlatego milczę zapatrzony w powietrze, które gęstnieje od światła. Wiesz, teraz wydaje mi się, że wreszcie wiem, czym jest życie – układanką, której wzoru długo szukamy przymierzając kartoniki do siebie, by cieszyć się, kiedy zaczynają do siebie pasować. Aż uniesieni pychą i własną mądrością rozrzucamy klocki upojeni grzechotem – jak nieposłuszne dzieci. A potem znów szukamy wzoru. Innego, o innej fakturze. I tak to życie rozgrzebane, a popołudnia mijają, by już nie wrócić ze swoim gęstym światłem. Ze swoim wyrozumiałym milczeniem. Może cię to dziwić, że przychodzę w to miejsce, ale lepszego nie mam. Siadam pod krzakiem róży na kawałku rozbitego muru. Symboliczne, prawda? We wszystkim możemy odszukać symbole, jeśli będziemy bardzo chcieć. Daje to pewne przeświadczenie, że wszystko ma swój sens, choć tak nie jest. Jest, jak jest. Nawet ta róża została wykopana przez robotników. Jej korzeń leżał obok ściętych łodyg. Puste miejsce straszyło zniknieniem, by w końcu zawodny wzrok przywykł. Nie ma, świat się zmienia, tak musi być. A róża z głębi ziemi, z zakamarków między kamieniami, z ciasnych korytarzy rzeźbionych wodą i pragnieniem znów wyrosła. Mój własny, prywatny cud. Tylko trzeba go dostrzec. Albo wyrwać do końca korzenie, by cudu nie było. By można było znów klocki rozsypać ciesząc się ich grzechotem. Jak wódz plemienia rzucający kości swoich wrogów w ofierze głodnemu zawsze bogu…    














 

Komentarze

  1. Zastanawiałam się jak określić moje odczucia podczas czytania tego tekstu i pewnie zdziwisz się, bo sama jestem zaskoczona. Jakby słowa umiały przytulać, kołysać to ten początek, pierwsze zdania właśnie takie są. Nawet za kolejnym razem. Nie śmiej się, proszę:) Ja słyszę spokojne tykanie zegara. Czuję ciepło, takie pod kocykiem z ulubioną filiżanką herbaty, chociaż takie chwile u mnie należą do rzadkości. Nie wiem, może jesień to ta pora, gdy właśnie tak się powinno spędzać czas, a może zwyczajnie powinnam odpocząć skoro takie myśli…
    Dalej już robi się bardziej poważniej, bo przecież życie to całkiem poważna sprawa i masz rację, ma coś w sobie z układanki. To klocki, puzzle, rozsypanka jak kto woli. Cały czas i do końca jesteśmy w tej „zabawie”. Dopasowujemy poszczególne elementy i swoje pragnienia. Nie wszystko da się poskładać z tych kawałków. Czasem ktoś trąci lub sami niechcący szurniemy butem i wszystko się sypie od nowa.
    A róża… cóż piękny dowód niezłomnego istnienia i niezwykłej woli walki o każdy oddech następnego dnia.
    Z jej róży jest pyszna, zdrowa herbatka, ale ja pamiętam jeszcze smak różanego wina, które dawno, dawno temu robiłam w domu.
    Dziękuję Ci bardzo Witku za ten wyjątkowy tekst, za piękne zdjęcia i macham serdecznie z daleka.
    Życzę spokoju i dobrych myśli na najbliższe dni :)


    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiesz, pięknie to określiłaś. Właśnie brakuje mi czegoś takiego, by cały dzień poświęcić na cisze, herbatę i na słuchanie jak tyka zegar i upływa czas. Absolutnie się nie śmieję, bo to o czym piszesz jest mi bliskie. Na tyle, ze często właśnie taki obraz spokoju mam przed oczami.
      A w życiu jak jest, każdy z nas wie. Chciałem tylko w jakiś sposób uporządkować swoje własne myślenie o tym, co się dzieje, czy działo.
      I tak naprawdę ta róża istnieje. I istnieje również ten kawałek zwalonego muru, który kiedyś był zapewne ścianą jakiegoś budynku. To dla mnie ważny obrazek, bo siedze na zgliszczach czegoś, co uważałem za niezachwiane. A tymczasem róża, która uważałem za przeszłość, wyrosła, jakby nigdy nic. Tyle w tym zachwytu, co i zaskoczenia i analogii do życia właśnie. Stąd ten obrazek.
      A wina różanego nigdy nie piłem. Choć ostatnio bardzo dobra koleżanka zrobiła herbatę różaną, która uwiodła moje kubki smakowe. Coś w tej róży jednak jest, ze za jej samkiem i zapachem ciągną się pozytywne skojarzenia :)))
      Elu, nie chcę Ci dziękować, bo wychodzi mi to kulawo. Ale ogromnie się ciesze z tego, ze dałaś rade skomentować. Że chciałaś. I że popatrzyłaś na ten tekst dobrym okiem i obdarzyłaś dobrym słowem. Taki to denny czas, który odbija się w słowach.
      Dziękuję Ci za życzenia i dla Ciebie spokoju (!!!) ciepła i światła - czyli najważniejszych rzeczy w życiu :))) macham do Ciebie i wysyłam dobry uśmiech :)))

      Usuń
  2. Wiesz, parę ledwie kuleczek, a nie można przestać patrzeć na te zdjęcia. Piękne. Co do tekstu, wymądrzać się za bardzo nie będę. Dobry - wszystko w sumie jest chwilą. Co do mnie - często mam ochotę zburzyć, by muc potem na nowo poukładać. Z nadzieją, że tym razem będzie lepiej. Życie w dość brutalny sposób nauczyło mnie pokory i to dość dawno. Tak mało rzeczy na tym świecie jest trwałe. Przemija jak obrazy w kalejdoskopie. Gdzieś dawno temu zapamiętałam takie zdanie - "nic nie jest dane nam na wieczność". Swoimi krótkimi tekstami zmuszasz do chwili zadumy i zastanowienia. A zdjęcia dopełniają zawsze tekstu, pogłębiając wrażenie przekazu i poezji w tekście. Zostawiam pozdrowienia i życzenia pięknych dobrych chwil :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo lubię dziką różę, a zwłaszcza jej owoce. W jakiś sposób kojarzy mi się z ciepłem i bezpieczeństwem. Może niesłusznie, bo przecież kolce są nadal. Ale bardzo się cieszę, że tekst Ci się podoba. Z tym zmuszaniem do myślenia, to żartujesz :)) Ale i tak bardzo Ci dziękuję, bo to miłe. W każdym razie jeśli ktoś zatrzyma się na chwilę choć, to już jest coś. A może COŚ raczej :)) I to prawda, co mówisz o życiu, że nic nie jest nam dane na wieczność. A właściwie nic nie jest nam dane, my tylko żyjemy przeświadczeniem, że coś mamy. I to chyba szczególnie wychodzi jesienią, kiedy czas robi psikusy, a światła jest coraz mniej.
      Dziękuję Ci za to, ze zostawiłaś komentarz i za pozdrowienia. Nie będę gorszy, pozdrawiam Cię również bardzo, bardzo serdecznie i życzę dużo dobrego uśmiechu:)))

      Usuń
  3. Tak, bardzo rozumiem i czuję, że życie jest układanką, którą staramy się ułożyć. Bardzo często okazuje się, że jednak zostały jakieś klocki, które nigdzie nie pasują. Wtedy zdarza się, że usiłujemy udawać, że wszystko jest w porządku, że to jakiś błąd systemu i będzie dobrze.
    Otóż – nie będzie. Całość musi się ułożyć, wszystkie części muszą do siebie pasować żeby było dobrze. Niby o tym wiemy, ale zawsze próbujemy oszukać los…
    Ale na pocieszenie, jeśli zdarzy się, że trafimy we właściwy czas i miejsce z właściwą osobą, to zobaczymy, że wszystkie części naszej układanki same znajdują właściwe miejsca. I wtedy jest szczęście, i tego Ci szczerze życzę:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, często mam właśnie takie wrażenie, ze klocki, które nigdzie nie pasują spycha się pod dywan. Tylko że one i tak wyłażą spod niego. Widać górkę ukrytych klocków. Wyrzucanie ich też nic nie da, bo to element systemu. Oszukać los... Wiesz, często wzdrygam się przed tym określeniem, bo to przecież my kształtujemy swoje życie. Ale przecież nie do końca. Tak jakby zbyt wiele czynników na nie wpływało, a których nie jesteśmy w stanie kontrolować.
      Bardzo ładnie napisałaś i zgadzam się z Tobą. Kilkukrotnie miałem właśnie to uczucie "wskakiwania" we właściwe miejsce - uczucie nieporównywalne z żadnym innym :)) Dlatego wiem, o czym piszesz i dziękuję Ci, ze tego mi życzysz.
      A ja dla Ciebie mam życzenia zdrowia i spokoju. Dobrego, jesiennego światła. I cierpliwości. Pozdrawiam Cię Aniu i jeszcze raz bardzo, bardzo Ci DZIĘKUJĘ!! :)))

      Usuń
  4. Zdecydowanie życie to układanka, klocki, albo puzzle, a najlepiej jedno i drugie i jeszcze jakieś ekstra, dodatkowe niepasujące elementy- śrubeczki, ozdobne gwoździki, lamelki, stare guziki, skrawki materiałów czy co tam życie nam serwuje;). Zbieramy te fragmenty od innych przez całe życie, jedne większe, inne mniejsze, zupełnie różne. A czasem pojawia się ktoś kto wysypuje cały swój arsenał układanek i zaczynamy układać razem z obu zasobów. I wtedy jest fajnie. Niestety bywa też tak, że czasem ktoś się pojawia, poukłada z nami, a potem odchodzi zabierając nie tylko swoje, ale i nasze.
    Ale całe to układanka raczej nie może być jakaś spójna i konkretna. Żaden wzór, ani idealnie dopasowane elementy. To musi być jakaś wesoła, radosna twórczość. Eklektyczna mozaika. Bo nie dość, że te elementy przeróżne, to i z mnóstwem ludzi przez całe życie układamy, jak więc mogłoby być inaczej?
    A że czasem trzeba zrobić jakiś przewrót i zacząć układać na nowo...tak już musi być, z różnych powodów, dobrze jeśli dzieje się to w zgodzie z sobą i jeśli są to innymi układającymi, ale jak to w życiu- różnie to bywa...stabilnie i poukładanie będzie po śmierci;)

    Spokojnej nocy:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Masz rację, to dobra wizja. Dobre wyobrażenie. Chociaż...czasem kusi, by niczego nie układać. Tak tylko mówię, bo i tak w życiu bywa. Sam wiem, ze czasem przychodzi wielkie zniechęcenie do układania czegokolwiek.
      Cieszę się, że użyłaś słowa "lamelki". Należy do tego świata, który był dawno, dawno temu i przeminął, choć dalej się uśmiecham, kiedy je słyszę. I za to bardzo Ci dziękuję. Tak, wiem, że może jesteś zaskoczona, ale "lamelki" to zdecydowanie mój hit. A w każdym razie hit mojego dzieciństwa :)
      Dziękuję Ci i również dla Ciebie spokojnej :)))

      Usuń
    2. Lamelki mają się świetnie! To jest bajecznie piękny i pierońsko drogi wnętrzarski hicior;)
      Ale tak, samo brzmienie słowa jest przesłodkie;)

      Usuń
    3. Jestem chyba poza rankingiem wnętrzarskich hiciorów, ale stawiam dobre picie za przywołanie :)))

      Usuń
  5. Trafiłeś z tymi klockami. Przed dwoma tygodniami właśnie zaczęłam wpis o puzzlach i przyszły mi do głowy bardzo podobne skojarzenia. Niestety potem poczułam jeszcze dym z komina i puzzle zostały zaniechane. Może kiedyś wrócą. Z tymi korzeniami to się nieco przeraziłam, tak wyrywać do końca, ja to chyba za miękka jestem, choć przecież masz rację. Jak wyrywać, to wyrywać, a już na pewno sprawdza się to w przypadku zęba ;) Najbardziej podoba mi się trzecie zdjęcie, ale nie napiszę dlaczego. Bardzo ładne światło, uwielbiam takie. Pozdrawiam :))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak naprawdę, to bardzo bym chciał wyrwać korzenie, ale co wyrywam, to czuję, jak coś zostaje i będzie żyło swoim ukrytym życiem. Aż strach pomyśleć, że jesteśmy takim konglomeratem stworzonym do tego, by kwitnąć :)) I żaden ogrodnik nie da chyba rady wyplenić z nas tego wszystkiego, co się zasiało. My sami również. Cieszę się, że ten zbieg tematów nam się trafił! Przyznaję, ze to niezwykłe i naprawdę będę czekał, by przeczytać, Twoją historię (OK, Gorzkiej)
      Ciesze się, ze akurat to zdjęcie wpadło Ci w oko. Przyznam, ze światło na nim takie dziwne. Ale i miejsce dziwne. A i ja byłem dziwny w tym momencie (niedziela, a tych bardzo nie lubię) Pozdrawiam Cię również :))))

      Usuń

Prześlij komentarz

KOMENTARZE

Popularne posty