Mnemosis...

            Mówię do ciebie cicho, jakbym śnił. Może właśnie tak lepiej byłoby. Powiedzieć we śnie i we śnie usłyszeć twoje słowa. Nawet próbowałem. Zobaczyłem zielone wzgórza, a za nimi rozmazany krajobraz, jak na obrazku. Drzewa rosły z rzadka, ale bardzo urokliwe, bo rozłożyste i zapraszające nas swoim delikatnym cieniem. Słońce gdzieś się czaiło za horyzontem, więc pewnie był zachód – dobra pora, by zacząć rozmowę. Potem mrok nas wypełni i nie będziemy siebie widzieć. Potem noc nas rozdzieli wścibskim spojrzeniem gwiazd. Ale na razie staliśmy naprzeciwko siebie. Jakimś sposobem patrzyłem na nas z boku. Dwie sylwetki, jedna męska – ja, jedna kobieca – ty. Staliśmy patrząc sobie w oczy. Nie wyciągnęłaś ręki, a ja też nie zrobiłem gestu. Jakby wszystko skupiło się w naszym spojrzeniu. Daremnie próbowałem odgadnąć nasze nastroje. W przestępowaniu z nogi na nogę, zakładaniu rąk, czy poprawianiu włosów. A potem wstałem obudzony niecierpliwością, by pojechać na zdjęcia wierząc, że wygonię ten obraz z siebie. Wyegzorcyzmuję. Ale pochłonęła mnie uroda ziemi i inne słowa, które powoli kiełkowały w głowie. Bo jest jesień. Pamiętasz, kiedyś ci mówiłem, że są tacy, dla których tylko istnieje wiosna, a słowa rosną w nich razem ze światem. Budują miasta o białych, wysokich murach i wieżach sięgających chmur. A sady ich  kołyszą zapachem. A ja przeczuwam poezję, kiedy niebo odwraca się plecami, a każdy promień słońca nawijam na palce i chowam do kieszeni złote obrączki. I piszę, kiedy pora staje się nieoczywista, a Kohelet przechadza się po moim balkonie. Wiesz, został świętym mędrcem, ale sam mówi, że nie tak to miało brzmieć. Kiedy ostatnio rozmawialiśmy, zastanawiał się nad naturą ludzką. Oczy miał zmęczone i jakby mętne, więc zostawiłem mu ciastka, które lubi. Może okruchami nakarmi wróble, które upodobał sobie, jako słuchaczy. W każdym razie jest jesień, więc biorę kalendarz w rękę sprawdzając datę. Kupię białe wino, bo tak należy przemywać swoje blizny. Nie miodem i opatrunkami, a winem, które szczypie i barwi się na kolor pamięci. Tak świętuje się zwycięstwo, albo klęskę. Tak się robi, by umrzeć i żeby urodzić się znów. Nie wiedziałaś? To przecież jesień, czas słów i niespiesznego oddechu zegarów. Zaparowanych szyb, kiedy można dłonią rysować serce, albo co się wymyśli. Kruchych snów rano pod stopą i książek zostawionych na otwartej stronie, z historią w połowie przerwaną…


























 

Komentarze

  1. Tak, Witku przyszła jesień. Kolejne liście opadają z drzew, jest mgliście i chociaż dzisiejszy dzień jeszcze miał lato dla nas, z kieszeni już wystają jesienne smutki i szarości. Piękny, kolorowy jeszcze czas przed nami, a mnie jest zawsze żal. Żal ciepła, światła, słońca i tych dni w podróży, których w tym roku nie było. Minęło szybko to lato, jak wiosna, jak wszystko… mija.
    A pamięć jest w nas, bez niej nie bylibyśmy tacy sami.
    „każdy promień słońca nawijam na palce i chowam do kieszeni złote obrączki.” Piękne. Zabiorę ze sobą na ciemne dni.
    Kruche ciasteczka i łyk wina pewnie stary mędrzec przyjął z uśmiechem i na odchodne podziękował za gościnę, wierząc, że słowa, które kiedyś wypowiedział, dadzą też mądrość gospodarzowi, by cieszył się każdym dniem i każdą chwilą.
    Zdjęcia Witku już typowo jesienne z kropelkami rosy. Wszystkie są cudne bez wyjątku i jeśli już musiałabym wybrać – nr 21.
    Witku jeszcze będzie słońce za plecami, cień na polanie i minie sen:-)
    Posyłam do Ciebie z daleka najlepsze pozdrowienia :)))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To prawda Elu, czekam na buki, kiedy zapłoną. Bez pamięci, nie bylibyśmy sobą, to też prawda. Bo przecież pamięć stwarza nas niejako wstecznie. Choć to trochę głupio brzmi, to jednak ja myślę, ze coś w tym jest. Ale tyle razy to wałkowałem. Ale widać przyszedł czas, na takie właśnie wspominki.Wina mu nie dałem. Jeszcze się stary upije i co ja z nim zrobię? A ciastka schował do kieszeni płaszcza i sobie poszedł. Pewnie w miejsce, gdzie będzie się czuł bezpiecznie i egoistycznie zje wszystko :))) Nie wiem, czy Kohelet chciał abym nabrał mądrości. Raczej chciał mi pogrozić palcem. Ale on już taki jest :)))
      A wiesz, mam kłopot ze zdjęciami ostatnio. Najpierw deszcze, a teraz słońce takie dziwne jakieś, nie umiem złapać światła zupełnie. Może to i sprawa takiego właśnie czasu. Mam w głowie pewien projekt, ale już tyle osób mnie ostrzega, ze na bank muszę się za to jutro wziąć :)) Choćby sobie na przekór i sobie na złość. Ale dobrze mi to zrobi, jak sadzę. 21 mi wyszło :)) Jako jedno z nielicznych. A w tym roku coś mało dzikiej marchwi. Schodziłem pół moich pól i tylko w jednym miejscu rosła. Może to nie rok, na dziką marchew? Zawsze tego rosło od groma. Ale wiesz, ciesze się, ze coś wybrałaś z tej mizerii.
      Mam nadzieję Elu, mam taką nadzieję i uśmiecham się do Twoich słów.
      Dziękuję Ci za pozdrowienia i macham myśląc o Tobie bardzo, bardzo dobrze :)))

      Usuń
  2. Wiesz z tym grożeniem to zawsze są dwie strony. Wbrew wszystkiemu pozwala zobaczyć co naprawdę dla nas ważne. Nic nowego nie odkryłam wiem. Zwyczajne - ciesz się chwilą i tylko tyle.
    Marchwi faktycznie mało, nie zauważyłam tego wcześniej. Ja z pokorą nauczyłam się nie nastawiać na konkretny temat na zdjęcia, bo i tak z mich założeń zwykle nic nie wychodziło. Patrzę teraz z większą otwartością i chyba tak lepiej. Mniej rozczarowań a tylko same niespodzianki :)
    Zaciekawiłeś mnie z tym nowym projektem.
    Czekam z niecierpliwością, bo mam nadzieję, że się pochwalisz.
    Miłego dnia Witku:)
    PS. U mnie po tęczowym poranku przyszła jakaś pomroczność, ale na taki dzień dzisiaj liczyłam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, to prawda. Zawsze są dwie strony medalu, a nawet trzy, jak postawić na brzegu (była nawet taka zabawa, by monetę postawić). Doskonale Cię rozumiem i staram się :)))
      Wiesz, ja to już tyle razy przerabiałem, ze wiem, ze jak pójdę zrobić jakieś drzewo, to wrócę z kroplami trawy. Albo jak się nastawiam na rosę, to akurat jakieś fajne liście będą. Cóż, takie to dziwadło, ta fotografia. Kapryśna, jak światło. I masz całkowitą rację i moje kiwanie głową - pokora!
      A projekt...Wart wysiłku i czasu. Pokażę, oczywiście, ze pokażę. Ale najpierw muszę zadowalające wyniki mieć :D Byle czego (jak dawniej) nie wrzucę, bo będzie wstyd.
      Miłego dla Ciebie Elu :)))
      PS. U mnie słońce i deszcz równocześnie. Czekam na 12-13, bo ma być słońce i znalazłem takie jedno miejsce, które myślałem, ze jest stracone... Sama rozumiesz :D Liczyłem na senny dzień, na jeszcze jeden dzień marudzenia, ale chyba się nie da. Cóż, trudno. Będą inne dni, gdzie jeszcze z Panem Koheletem porozmawiamy sobie o przemijaniu postaci świata :)))

      Usuń
  3. Nie wiem co to za chabazie, ale coś mi przypominały. Na początku pomyślałam, że wyglądają trochę jak świeczniki, te na 8 zdjęciu to już zupełnie jak menora.
    A potem mnie olśniło, że przypominają mi ozdoby choinkowe, które kiedyś tam były u mnie w domu. Zabawna rzecz z tą pamięcią i ozdobami na choinkę. Jak byłam dzieckiem uwielbiałam ubierać choinkę, a w zasadzie odkrywać bombki jakie mamy w asortymencie. Zachwycały mnie. Co roku. Oglądałam je i wieszałam mając przy tym świadomość, że kiedy będę to robić za rok nie będę już pamiętać jak wyglądały te bombki. Robiłam sobie nawet takie wyzwania, że zapamiętam bombki i nie będę taka zaskoczona jakie są fantastyczne w przyszłym roku. Ale pamięć dziecięca jest dziurawa okrutnie;) o wyzwaniu pamiętałam, ale ozdoby jeszcze długo pozostawały dla mnie nowością, mimo, że nie zmieniały się od lat.

    I tekst taki jak lubię. Tutaj już jest coś takiego nieoczywistego, ulotnego, co trudno mi nazwać. I o to chyba chodzi. Przynajmniej mi;)

    W tym roku po raz pierwszy chyba w życiu czekałam na jesień. Ale to jest jakiś w ogóle dziwny rok. Spodobało mi się na tyle, że doszłam nawet do tego, że październik to jest taki drugi kwiecień;)
    Aktualnie mogę przynajmniej powiedzieć, że nie istnieje dla mnie tylko wiosna, ale też jesień. To nowość.

    Kohelet to jest doskonałe imię dla kota. Co więcej pański mędrzec i mój kot po tym opisie okazuję się, że mieliby całkiem dużo wspólnego- sympatia do przekąsek, uwielbienie wróbli, mina myśliciela i wielkiej zadumy. Oboje są pewnie też  dość nadęci;)

    A co do blizn, to już od nas zależy co z nimi zrobimy. Mam wrażenie, że Pan swoje trochę zabliźnia, a potem rozdrapuje, polewa winem dla utrwalenia i pielęgnuje, by przypadkiem nie zniknęły. Ku chwale cierpienia i karności.
    Proszę mi wybaczyć. Nie mam absolutnie nic złego na myśli, to jedynie moje luźne spostrzeżenia.

    Dobrego dnia!
    :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Te chabazie, to dzika marchew (ale nie dam sobie ręki uciąć). Faktycznie, przypominają trochę menorę choć bardziej cieszy mnie to, ze odwołałaś się do swojego wspomnienia z ubierania choinki. Oczywiście, ze znam moment ubierania choinki i zdziwienia tymi błyskotkami, które tylko raz do roku wyciąga się z zakurzonych pudeł ze strychu. Choć ja wolałem inny moment, kiedy drzewko już było ubrane, lubiłem się pod nim położyć i patrzyć, jak te świecidełka wirują (tak, bo dawniej wisiały na nitkach, więc łatwo je było wprawić w ruch wirowy). I kiedy tak wszystko się skrzyło i wirowało, ja po prostu na to patrzyłem czasami nawet zasypiając. Dobre to Twoje wspomnienie :)))

      Ten rok jest tak dziwny, powtarzam to jak mantrę. Pomieszanie pór roku, znikanie ich, a ludzie poirytowani, nerwowi i cuda się dzieją. Oto ja, we własnej skórze zrezygnowałem z wycieczki szkolnej, kiedy wiem, ze w czwartek mam 9 godzin i kiedy wychodzę z pracy, nie wiem, jak się nazywam. Słowo się rzekło, zostaję i nie będzie zdjęć.

      Tak, to dobre imię dla kota. Uśmiecham się, bo mi się to bardzo spodobało. Zwłaszcza, ze z tymi kocimi życiami dosyć mętna sprawa, więc niech będzie Kohelet :)))

      No, tu mnie masz. Dobrze zaobserwowałaś. Żebym tylko wiedział, czemu pewne rzeczy się robi, a pewnych nie robi... Niestety nie wiem. Myślę, że to cecha osobnicza, choć lubię zwalać na kalendarz, co też i jest po części prawdą. Podejrzewam, że znikną, tak jak poprzednie. Im jednak jest człowiek starszy, tym pewne rzeczy przychodzą trudniej, a jeśli już są, to czuje się je bardzo silnie. Więc mówiłem o kalendarzu, prawda? No więc i na kalendarzu (swoim) skończę :)))

      Bardzo, bardzo dziękuję Ci za Twoje wspomnienie i za obserwację - wiem, czym się kierujesz. Uśmiecham się do Ciebie i bardzo, bardzo Cię pozdrawiam. Dobrego wieczoru!! :))

      Usuń
  4. Mam nadzieję, że to ta dzika marchew - chyba piękniej jej nie można było pokazać. Tak sobie tylko oglądałam i wybierałam, który klejnot najlepiej by mi pasował. W takie to bym się ubrała :))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A wiesz, kiedyś na styku listopada i grudnia, kiedy przyszedł mróz, wybrałem się na zdjęcia. Znalazłem dziką marchew, która genialnie wychodzi na śniegu (lekko niebieskim, jeśli cień, lub lekko żółtym, jeśli wschód) Otóż w "łapkach" była nie woda, a leżał kryształek lodu. Wyglądało to tak obłędnie, ze nie mogłem się od tego cuda oderwać. Szkoda tylko, że to wszystko takie nietrwałe, zaraz znika. Ale może to i też w tym leży magia właśnie, ze znika? Choć Marylin Monroe już dawno męskiej części ludzkości wbiła w łeb, ze najlepszym przyjacielem kobiety są diamenty :D
      Dziękuję Ci bardzo, bardzo i oczywiście pozdrawiam...diamentowo? A czemu nie :)))

      Usuń
  5. Wiesz..? Trochę lubię, trochę nie lubię jesieni. Pominę oczywistą jej urodę przy dniu słonecznym i kolorowym, a także urok chmur i mgieł, bo kto choć raz fotografował jesienią potrafi ją docenić.
    Jednak w jesieni jest coś jeszcze, jakaś melancholia, zmyślenia i zamyślenia, kubek gorącej herbaty i wiersze. To miłe jest, spokojne i potrafię docenić przytulność takich chwil, ale…
    Jesień to też puste drogi, puste serca, puste okna i puste spojrzenia. Moje złe wspomnienia to listopad. Powracają co roku. Nie mam na to wpływu, więc muszę się z tym pogodzić, chociaż niechętnie.
    Ech...jest początek października, więc jeszcze nie chcę o tym myśleć.
    Bo życie toczy się dalej.
    A to jesień właśnie...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak właśnie jest Aniu. O wszystkim wspomniałaś. I o tej dobrej, słonecznej jesieni herbatą, książką i aparatem, kiedy idzie się przez rozświetlony park czy las. Pachnie grzybami i liśćmi. Ale jest też szarówka, puste drogi, serca i deszcz. Taka przedziwna ta jesień. Może dlatego zdecydowałem się na ten wpis o tytule związanym z pamięcią. Bo każdy z nas ma takie daty, które są - wyraźnie odcinają się od reszty kalendarza, a które obdarzamy niechęcią. Trafiło na jesień, w naszym przypadku, ale mogło trafić na sierpień, równie dobrze. Więc w sumie mamy szczęście, bo możemy zwalić na chandrę jesienną i przeczekać ten czas. Przy herbacie, albo równie czymś ciepłym. Dziękuję Ci!!
      Pozdrawiam Cię bardzo, bardzo serdecznie :)))

      Usuń
  6. Ja człowiek wiosny zgrzytam zębami, bo jesień. Pociesza mnie myśl, że minie, że wszystko mija. Nadejdzie wreszcie wiosna.
    Czas na słowa jest zawsze i wszędzie. Nawet wtedy gdy słońce wysoko, praży i nigdzie nie widać cienia. I wtedy nieoczywista może być pora jak nieoczywiste są nasze myśli. Wystarczy tylko zauważyć. Nie wszystko tkwi tylko w mroku, cieniu, wschodzie, zachodzie, jesieni i zimie.
    Może jednak poeci tacy jak Ty jednie nocą rozkwitać potrafią, jesienią, o wschodzie i o zmierzchu? Jednie wtedy słowa zbierają i widzą rzeczy nieoczywiste?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Och Aniu... Zgadzam się z Tobą, że na słowa jest czas zawsze i wszędzie. A wschody, zachody, szarówki i inne niewiadomoco? To tylko wymówka, jak sądzę, bo przecież i tak świat znika, kiedy wchodzimy przez drzwi do innego świata. Chociaż czasami to dziura, przez którą prześlizgujemy się. A że lubię te pory nieoczywiste? Bo mam dobre światło do zdjęć. Może mi się lepiej myśli na styku dnia i nocy, albo nocy i dnia. Nieobciążony drobnostkami, które pochłaniają to, co ważne:
      - Kup mleko!
      - Ale jakie mamo?
      - Dwa procent. Acha, kup bułki!
      - Ile?
      - Nie wiem. Gazeta, jak będzie, to też weź. I nie zapomnij o pomidorach.
      -Dobrze, idę.
      -Idź.
      Rozumiesz? Przeskakiwanie ze świata w świat może męczyć. Jest zabawne i lubię to, ale męczy. A kiedy jest pora na zdjęcia wiem, że będę sam. To pewien komfort.
      Bardzo mi się podoba to, co napisałaś o kwitnieniu nocą. Chciałbym, by tak było. Sama wiesz, ze zbiera się mimowolnie i gdziekolwiek. I czasami trzeba koniecznie zanotować, bo ucieknie i nie wróci. Błogosławię "Notatki" w telefonie za tę możliwość.
      Pozdrawiam Cię bardzo serdecznie i życzę byś się nie martwiła jesienią. To tylko pora roku, która minie. A potem znów będzie wiosna :))
      Miłego :)))

      Usuń

Prześlij komentarz

KOMENTARZE

Popularne posty