Wartośc urojona...

 

            Kiedy człowiek zdecyduje się wreszcie zamknąć drzwi na głucho i rozejrzy się po swojej wieży z nadzieją, że wreszcie będzie miał święty spokój, to zawsze coś wyskoczy. Albo ktoś zastuka do drzwi i trzeba będzie schodzić po stu siedemdziesięciu siedmiu schodach. Albo zapomni czegoś, co zostawił przy wejściu. Dajmy na to, wały chmur kłębią się i smak powietrza mówi, że będzie deszcz. Zrobi się ciemno. W sam raz, by zapalić świeczkę, słuchać jak o szyby bębni deszcz i puścić swój ulubiony kawałek. Miejsce na fotelu albo na kanapie uśmiecha się wyrozumiale, a tu przypomina się, że nie ma białego sera. A przecież sprawdzało się, czy wszystko jest. Ser żółty - jest, pomidory – są, chleb – jest, masło – jest, kasza – jest, herbata i kawa – są. Nie zginę, przeżyję i nie muszę nigdzie się ruszać. Ale nie, brakło białego sera. Może bez niego przeżyję, co? Patrzę na ściany, patrzę przez okno. Nie, nie pójdę. A potem wołam Małą i ubieram kurtkę, łapię aparat i już klucze dzwonią w ręku. Idę, do cholery, idę. Ale będę szedł prędko. Tylko do sklepu i koniec. Mała się przewietrzy i nie będzie marudzić. Siedzi na ramieniu i nic nie mówi na razie. Zna mnie zbyt dobrze. Wie, że jestem zły, bo zapomniałem. A nie wolno mi tego wypominać, jeśli sam nie przyznam. I dobrze, idziemy. Ale najpierw trzeba sprawdzić, czy u sąsiada są już astry. Te fioletowe kwiatki z żółtymi, kocimi oczami, które tak lubię. Skoro już wyszedłem, to te parę kroków mnie nie zbawi. Są, więc ścigam je aparatem. Mała zaczyna marudzić, że znów kwiatki. Nic się nie odzywam, bo im szybciej, tym lepiej. Jak zaczniemy, to zatruje mi cały dzień. A przecież tam w wieży czeka fotel, niebo na bank znów się zachmurzy, a ja chcę posłuchać deszczu, bo jest jesień i pora na smuteczki. Ale przypominam sobie, że tu, niedaleko zupełnie, przy płocie rosną astrowate, ale o zupełnie innym kolorze. Może ładnie by to wyglądało, gdyby pomieszać fiolet i róż? Idziemy. Mała chrząka, ale nie daję się sprowokować. I już z daleka widzę, że owszem, są. Więc robię zdjęcia. Ale skoro już tu jestem, to chyba trzeba iść dalej. Ser mogę kupić w mieście, a może zdjęcia jeszcze zrobię jakieś. Idziemy. Mała pyta o to, czy właśnie tą drogą chodziłem do szkoły, co bardzo ją śmieszy. Pokazuję jej nawet miejsce, gdzie pewną zimą wywróciłem się i leżałem na śniegu. Było jeszcze ciemno, a w domku obok ktoś zapalił światło. Śnieg odbił złoty blask z okna, a ja patrzyłem, jak młoda kobieta wysoko upina długie włosy. Było w tym ruchu i gestach tyle dobroci i nieskończonej kobiecości, że zapamiętałem to na zawsze.

- I co zrobiłeś?

- Nic. Wstałem i poszedłem do szkoły. A co myślałaś?

- No, że zadzwonisz, albo co…

- Mała, ja miałem czternaście lat.  

- A ona?

- A skąd mogę wiedzieć? Pewnie więcej, bo naga była i dziewczynki nie przypominała.

- Acha…

Mijamy Rynek, ale oprócz samochodów i ludzi pętających się, nic nie ma ciekawego, więc idziemy dalej. Minęliśmy z Małą park. Zwykły deptak miejski z kapitalnymi ławkami, ale przecież czas, czas. Ten upiorny czas nas gonił. A potem była fontanna, która miała ożywić ten drugi Rynek. I ożywiła. Nawet teraz jeszcze działa, więc słuchając narzekań Małej o tym, że malusia i biedniusia, pogapiliśmy się na wodę. Bo ja lubię fontanny. Zawsze je lubiłem. I nie dlatego, że woda, to symbol żeński, że to symbol przemijania i inne takie. Po prostu, lubię fontanny. Sfotografowałem jeszcze kilku meneli, którzy w sobotę wyszli świętować. Zawsze zastanawiam się, czy ci, którzy stawiają ławki wiedzą, że będą oblepione menelami, czy jednak w głębokim zamyśle projektantów jest służba miastu. Wychodzi na to, że menelstwo posiada genialną sztukę adaptacji. Wreszcie i sklep. Kupuję biały ser. I ciężar spada mi z serca. Idziemy drogą odwrotną, ale zatrzymujemy się przy witrynach sklepów, galerii obrazów i księgarni. I choć książki kuszą tytułami, nazwiskami i grubością, to idziemy dalej. Mała chce liście w parku pooglądać, więc skręcamy z głównej trasy i chwilę siadamy na ławce. Mała chce opowieści, ale to nie jest dobry czas, by opowiadać. Marudzi, wiec idziemy dalej zmienioną trasą. Idziemy teraz tak, jak kiedyś, kiedy pierwszy raz szedłem do szkoły. Trochę się tu zmieniło, ale szkoła ciągle stoi, a naprzeciwko niej domek, gdzie mieszkała pewna dziewczyna.

- A jak miała na imię?

- Agnieszka.

- I co dalej?

- Nic, przychodziłem do niej. Siadaliśmy u niej w pokoiku, w którym stał piecyk, do którego dokładało się węgiel. Było przytulnie i cicho. Rozmawialiśmy. Już nie chodziliśmy razem do klasy, ale kończyliśmy ogólniaki. Różne ogólniaki. Potem były studia.

- Ładna była?

- Tak Mała, bardzo ładna. Miała cudowne oczy i twarz Madonny z portretów średniowiecznych. Niby poważną, ale na ustach ciągle gościł lekki półuśmiech. Jakby coś chciała powiedzieć, albo domagała się pocałunku.Miała piękne usta.

- I co, i co?

- I nic.

- U ciebie to zawsze jest „nic”. Co opowiadasz, to wszystko takie zwykłe, nic się nie dzieje.

- Mała, czy zawsze musi się coś dziać? Pojawiłem się za późno mimo, że znaliśmy się bardzo długo.

- Czemu za późno?

- Bo miała swoje plany na życie, w których ja byłem tylko wartością urojoną. Ale wiesz, nie bolało jakoś specjalnie, bo też miałem swoje plany i swoje dziewiętnaście lat. Życie otwierało się dopiero, a ja czułem powoli jego smak. Na razie słodki.

- A co potem?

- Potem? Potem spotkaliśmy się w przelocie. Czas obszedł się z nami tak, jak obchodzi się ze wszystkimi ludźmi. Nie było czasu, nie starczało słów i chyba wspólnych wspomnień.

- Żałowałeś?

- Nie, miałem już swój świat. Ona miała swój i swoich dzieci.

- Smutne. Zawsze tak opowiadasz, że mi się płakusiać chce.

- Nie płakusiaj Mała, bo chusteczek nie mam. A zresztą to dobre wspomnienie.

- Wcale że nie! Niedobre i smutne!

- Ale dobre, bo poznała mnie i ja ją też poznałem. To czasami trudne, wiesz? A ilu ludzi jest w naszym życiu i znika? Byli ważni, najważniejsi. Mówili słowa o miłości o cierpliwości o trwaniu. A potem znikali. A wspomnienia o nich nabierały koloru spłowiałego papieru – żółkły na brzegach, zwijały się, by z czasem rozsypać w proch. A tu proszę – poznała mnie i ja ją też poznałem.

- I tak mi się to nie podoba.

- A mnie owszem. Pewnie, dziewczyna była bardzo ładna. Mam nawet jej zdjęcie. A dawniej nie dawało się byle komu zdjęcia. Więc mam je i pokażę ci. Widzisz Mała, dobrze jest zamknąć wszystko na cztery spusty i siąść w fotelu albo na kanapie. Słuchać, jak świat tonie w deszczu i nie trzeba nigdzie iść, a telefon i tak milczy. Dobrze jest pomyśleć o tym, jakby mogła potoczyć się ścieżka życia.

- No to jakby się potoczyła?

- Inaczej Mała. Na pewno inaczej. I na pewno nie byłbym tym, kim jestem.

- A kim jesteś?

- Tego jeszcze nie wiem. Ale może kiedyś będę wiedział…. 




























 

Komentarze

  1. Bardzo obrazowo opisałeś swój jesienny spacer po biały ser. Nostalgia miesza się z rzeczywistością tak jak i zdjęcia. Niesamowicie wyszła Ci fontanna i codzienne życie, gdzie miejsce też na kwiaty. Piękne aksamitne. I to wszystko zamknąłeś w klamrę ciepła. Pozdrawiam ciepło i serdecznie Ciebie i Duszyczkę i życzę pogodnego dobrego dnia :) dla obojga :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję Ci bardzo, bardzo serdecznie :)) Tak naprawdę oprócz sera kupiłem gazetę (taki triumf rzeczywistości niewielki) i zioła na herbatę. W sumie iść nie musiałem, ale skoro się już idzie... :)) Sama pewnie to znasz, więc wiesz, ze czasami fajna jest taka przypadkowość :)) Pozdrawiam Cię również :)))

      Usuń
  2. I tak wyjście po ser zmieniło się w przechadzkę po wspomnieniach.
    Smutne i ładne jak to u Ciebie.
    Kim jest Mała? Twoim duszkiem pewnie, natchnieniem, muzą.
    Z nią na ramieniu łatwiej Ci wyjść ze swojej wysokiej wieży.
    I jeszcze schody. Wyobrażam je sobie znów jako stare, trzeszczące i kręcone.
    Łatwo z nich można spaść, lecz Ty się trzymasz, bo masz Małą.
    Piękne zdjęcia :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kiedyś przeczytałem bodaj u Kinga pewne zdanie, którym posiłkował się przy wytłumaczeniu pewnego problemu (zatem tłumaczenie może być wymyślone, ale do mnie trafiło). "Zapytaj pisarza o zraniony palec, to obdarzy cię opowiadaniem, zapytaj o bliznę, to obdarzy cię książką". Śmiałem się z tego, ale w każdej myśli jest ziarnko prawdy :)) Zatem i u mnie miała być wyprawa po biały ser, a pomieszało się z nostalgią :)) A Mała, to taki dziwak jeden, który jest ze mną. Gdybyś zapytała mnie, jako Ania-człowiek, to powiedziałbym, że to moja dusza, która na siłę została ze mnie wytrząśnięta i od tego czasu po prostu jest w sposób bardziej spektakularny. Gdybyś mnie Aniu zapytała, jako pisarka, to musiałbym odpowiedzieć, ze stworzyłem alternatywnego rozmówcę, który był mi potrzebny. Nie lubię mnożyć bytów realnych i nadawać im imion, bo się tego trochę boję, zatem to rozwiązanie wydało mi się dobre. Obdarzyłem ją nieporadnością i dziecinnością, by móc opisywać świat i by mogła w dziecinny sposób zadawać pytania. Pewnie stało się tak z podświadomej potrzeby posiadania własnego dziecka, choć znając siebie myślę, ze chodziło raczej o cel sam w sobie - możliwość rozmowy.
      A schody faktycznie trzeszczą, kiedy po nich idę. Kiedyś bardziej, ale od kiedy schudłem i znów mogę po nich biec bez utraty oddechu, to skrzypią trochę mniej :)))
      Cieszę się, ze podobają Ci się zdjęcia. Bardzo, bardzo się cieszę :))) I dziękuję Ci oczywiście. Wybacz, ze się rozpisałem o Małej, ale potraktowałem poważnie Twoje pytanie, a że dobrze piszesz, to i może sama dostrzeżesz u siebie mechanizm kreacji bytów. Pozdrawiam Cię bardzo, bardzo serdecznie i życzę Ci dobrego uśmiechu :))) (mimo jesieni, choć Ela dała znać, że u Ciebie w Łodzi dziś słonecznie)

      Usuń
  3. W sumie dobrze, że poszedłeś po ser i wróciłeś z serem. Znam takich, co idąc po makaron wrócili z ogromnym pudłem a w nim telewizor. A tak naprawdę to też bardzo lubię fontanny. Mam taką ulubioną w małym miasteczku niedaleko Łodzi. Latem wracając z działki zawsze czekam kiedy się pojawi zza szyb samochodu by zrobić jej kolejne zdjęcie. Jest w niej coś magicznego, a raczej w wodzie i świetle zachodzącego słońca. Tyle widziałam tu ludzkich historii, bo sylwetki też pięknie wyglądają na tym tle.
    Wiesz Witku Łódź to miasto meneli. I nawet zgodzę się z tym określeniem Bogusia Lindy, bo zawsze, ale to zawsze kiedy idę Piotrkowską spotykam twarze z mglistymi oczami idące chwiejnym krokiem z wyciągniętą dłonią po darmowy grosz. A ławki to już chyba zaadoptowane przez nich na własność.
    Piec kaflowy był w moim rodzinnym domu. Pamiętam to ciepło rozżarzonych kawałków węgla i muzykę, której się wtedy uczyłam. W liceum po szkole to właśnie w moim pokoju spotykaliśmy się licznie niemal codziennie, by wymieniać się nagraniami, rozmawiać i najważniejsze słuchać nowości i klasyków rocka. Te nuty są w większości ze mną do dziś ( jedna z nich w prezencie na wieczór). Inaczej z ludźmi. Czas zrobił swoje, w telefonie dosłownie kilka kontaktów z tamtych lat. Wiesz czasem kusi nas fantazja, wyobrażenie co by było, gdyby w tym bliżej nie określonym momencie nasza decyzja była inna. Można snuć opowieści, ale i tak już tego nie sprawdzimy. Pozostają nam wspomnienia, a jesień to dla nich dobry czas. Chociaż miło słuchać tych wspomnień przy deszczu to taki spacer po przysłowiowy ser trochę przywraca nas do dziania się dziś. Tu i teraz.
    Marcinki – ja od dziecka tak nazywam te kwiatki, są śliczne, takie delikatne a przecież to mocne roślinki. Ich pojawienie się dla mnie zwiastuje koniec lata. Fioletowe, różowe…znam jeszcze białe.
    Och Witku rozpisałam się dzisiaj, a jeszcze nie było ani słowa o zdjęciach. Piękny wczesnojesienny reportaż. Sama nie wiem co bardziej mi si się podoba. Kwiatki lubię bardzo, woda tak czysta i zmysłowa, miasto w codziennej odsłonie. Wszystko, dosłownie…Dziękuję bardzo.
    Miłym też było spotkanie z Małą, zawsze sprawia u mnie uśmiech.
    Spokojnych chwil , pięknego światła i dużo szczęścia Witku:)))
    https://youtu.be/y9Hqn8x6a8s

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Widzisz Elu, są menele i menele. A Łódź ma swój klimat, swoją historię. Moje miasto takiej nie ma. Niby jest stary browar, ale to tylko browar, który należał do książąt pszczyńskich. Tego klimatu miasta, które żyje swoim rytmem nie ma. Więc i menele nie są ani tak klimatyczni, ani tak malowniczy. Brakuje im choćby fantazji w wyłudzaniu grosza. Podchodzi do mnie menel i mówi: Panie, daj pan piątkę. Co to za wyłudzanie? Swoją drogą cenią się cholernie wysoko. Co innego w takim Krakowie, w którym jak już menel do mnie podszedł (a ja mam zawsze takie szczęście, że do mnie jedynego podejdzie) to najpierw zaczął: Pan się nie turbuje odchodzeniem, bo ja stary jestem i mnie nogi nie niosą. A jak pan pójdzie, to ja cały dzień o suchym pysku, jak ten koń będę. Da się? Da! Za samo słowo "turbować" dałem dwa złote. Wybacz, że ja o tym, ale drażni mnie to pójście na łatwiznę. Dawniej nawet szkoły dla żebraków były.
      Wiesz, Agnieszka w głębi serca wstydziła się tego piecyka. A to jest dobre wspomnienie. Pamiętam, jak dokładałem do niego kawałki drewna i pokój oświetlała łuna. Też słuchaliśmy muzyki. Innej co prawda, niż Fleetwood Mac. Czasami przynosiłem swoją muzykę, którą pracowicie nagrywałem na kasetach :))Tak, zdecydowanie jesień, to dobra pora na wspomnienia. Ale tylko początek jesieni. Kiedy zrobi się bezlistnie, to już będzie jesień dojrzała. Tu już będą inne nastroje. Uwielbiam Marcinki. Tak po prostu. Taka sympatia od pierwszego wejrzenia, która w sobie pielęgnuję, bo emanuje z tych kwiatków babcine dobro i ciepło. I chyba tak jest dobrze, prawda? :)))
      Pozdrawiam Cię Elu bardzo, bardzo serdecznie i życzę Ci spokoju (!!!) i zdrowia. Uśmiech rzucam w powietrze, pewnie dotrze za chwilę . A jakby się spóźnił, to będzie jutro czekał na wycieraczce :)))

      Usuń
  4. Czyli po biały ser do sklepu "i koniec" chadza Pan z aparatem? Przezorny zawsze ubezpieczony?;)
    Początek tej pańskiej historii jest taki, że aż mi się słabo zrobiło, bo nie znoszę tego uczucia! Raczej nie miewam tak zupełnie świętego spokoju, ale lubię gotować we względnej stabilizacji wokół;) I nagle się okazuje, że nie mam czegoś czego potrzebuje. Krew mnie wtedy zalewa, ale tak do zupełnej furii, jestem wtedy jak Bruce Banner zmieniający się w Hulka. Okropne uczucie. Widok pewnie też ;)

    "A ilu ludzi jest w naszym życiu i znika? Byli ważni, najważniejsi. Mówili słowa o miłości o cierpliwości o trwaniu."
    Ano właśnie. Bardzo mi się podoba, że Pan to pisze i w taki sposób. Przypomima mi to słowa, a w zasadzie pytania, pewnego psychologa, które kiedyś przeczytałam i które pozwoliły mi pewne rzeczy lepiej zrozumieć- ilu ludziom w życiu powiedzieliśmy, że ich kochamy, gdzie teraz ci ludzie w naszym życiu są i czy wciąż moglibyśmy im to powiedzieć?
    I co to w zasadzie dla nas znaczy? Nie kochaliśmy szczerze? Chcieliśmy coś uzyskać w ten sposób? Czy sami nie do końca wiemy co czuliśmy?
    No bo jak to jest, że używamy takich słów, mówimy szumnie o miłości, a wszystko się sypie, gdy rozdziela nas odległość, bo dostaliśmy lepszą pracę, albo na odwrót straciliśmy ją, pojawiła się choroba czy cokolwiek czym czasem życie obdarowuje...No jak to jest?;)

    "Dobrze jest pomyśleć o tym, jakby mogła potoczyć się ścieżka życia."
    Może i dobrze, o ile zdarza się okazjonalnie i nie polega na rozbudowywaniu potencjalnych projekcji scenariuszy z przeszłości;)

    Wie Pan co...nie pasuje mi do tej tytułowej wartości słowo "urojona". Domyślam się o co chodzi i gdzieś w moim wyobrażeniu nie chodzi absolutnie o urojenie. Czepiam się, aż miło, co nie?;)

    Astry zdecydowanie różowe! Przepiękne!

    Dobranoc!

    :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A wiesz, kiedyś rozmawiałem z kuzynem, który miał ze sobą aparat. Zaczynałem wtedy swoją przygodę z fotografią i wypadało mi posłuchać starszego i mądrzejszego i bardziej doświadczonego fotografa (bagatela, fotografuje już 40 lat z górką, czyli od dziecka). Spotkanie było przypadkowe, jak tylko może być, bo spotkaliśmy się we Wrocławiu, gdzie byłem z wycieczką szkolną, a on mieszka. Ucieszyłem się i zrobił mi z tej okazji fotkę z młodzieżą. Okazało się że to przykazanie każdego amatora, by mieć zawsze i wszędzie ze sobą sprzęt, bo nigdy nie wie się, co się trafi. Po latach wiem, ze nadźwigałem się jak głupi, ale kilka dobrych zdjęć dzięki temu zrobiłem. Więc tak, zabieram ze sobą aparat zawsze i wszędzie.
      Mamy zatem podobnie. Z tym, ze ja nie odpuszczam i jestem w stanie znaleźć nocny sklep, bo nie zasnę, jak nie będę miał tego, co trzeba. Może Hulka nie przypominam, ale wkurzam się aż miło :)))) Zwłaszcza językowo :P
      To dobre pytania i bardzo trafne. I chylę głowę, że ktoś potrafi je zadać. Bo ja nie potrafiłbym. Nie, nie dlatego, żem głupiec wielki, ale dlatego, ze nie przyszło mi do głowy pytać. A przecież to takie oczywiste. Choć właściwie odpowiedź na nie nic nie zmienia. Ale są świetne i dziękuję, że je podsunęłaś (nie żartuję!)
      Jak to jest? Ano właśnie tak. Mógłbym zwalić tradycyjnie, na czas, który albo leczy rany, albo zagrzebuje pod kurzem pamięci. Ale to by było wykręcanie się, prawda? Więc odpowiem tak, jak sądzę - jesteśmy istotami adaptującymi się nie tylko do warunków, ale i do sytuacji. Koniec, kropka. Mimo, że w nas jest pamięć i różne inne uczucia, instynktownie dążymy do dostosowania się. Nie wiem tylko, na ile działa nasza zwierzęca natura chroniąc życie, a na ile nasza inteligencja.
      A tam, napisałem z uśmiechem, zatem nie było to ani bolesne wspomnienie, ani bardzo, bardzo radosne. Ot, uśmiechnąłem się przypominając sobie siebie samego - świerszczyka, który w rękach miętolił kwiatka i czasami kartkę z wierszem. I głupie myśli wypowiadane, jako wielka mądrość. Scenariusza bym nawet na nowelkę nie napisał. Choć jak teraz myślę - hmmm :))))
      Ja wiedziałem, po prostu wiedziałem, że to będzie to słowo, które wytkniesz, podsuniesz pod nos i tyle mojego :))) A ja tak ładnie chciałem zrobić pętelkę ze zwrotem wziętym z tekstu. No i dupa, nie wyszło. A czepiaj się, czepiaj. Ja lubię, jak się ktoś czepia, bo to ogranicza moje głupie pisanie.
      Astry miały być fioletowe. Tylko fioletowe. Ale skoro po ser miałem iść... :)))Dziękuję!!
      Dziękuję Ci za dobry komentarz. Zdecydowanie zrobił mi nockę.
      Dobranoc :))

      Usuń
    2. Szczerze podziwiam, że chce się Panu ten aparat wszędzie brać. Przecież to swoje też chyba waży. Straaasznie by mi się nie chciało, więc tym bardziej szanuję.

      Taki najmniejszy wypad do sklepu, to przynajmniej pół godziny. 30 minut mojego bardzo cennego czasu, zaplanowanego często do granic możliwości i ograniczonego przez różne czynniki;). Od jakiegoś czasu przychodzi mi to jednak łatwiej,  bo związku z tym, że przeważnie są to jednak jakieś drobiazgi to najczęściej pożyczam od sąsiadów...oszczędzam czas i zacieśniam więzy sąsiedzkie:D

      Nie zgadzam się z tym, że odpowiedzi na te pytania nic nie zmieniają. Zmieniają, bo pokazują nam to co tak naprawdę uważamy za istotę miłości. Bo swoje można myśleć i mówić, ale kiedy w ten sposób przyjrzymy się swoim doświadczeniom to czasem okazuje się, że to co nam się wydaje, nie jest tym co realizujemy i co otrzymujemy. A stąd już niedaleka droga do wniosków i ewentualnych zmian. Przynajmniej mi od czasu tych pytań i uświadomieniu sobie czym tak naprawdę miłość jest żyje się dużo lżej i lepiej.
      To bardzo ładne wspominanie. A w zasadzie w bardzo przyjemny sposób zaprezentowane dzięki panskim słowom i absolutnie tego nie neguję, ale poruszył Pan też tutaj przypadkowo, bądź nie, także kwestię istoty miłości i do tego się odniosłam.

      Czyli takie obosieczne pułapki Pan zasadza w swoich tekstach;) ale skoro Pan wiedział, że tego właśnie się będę czepiać to trochę sam się Pan o to prosił!
      Od wczoraj zastanawiam się jakie słowo lepiej by pasowało. W ujęciu potocznym pewnie spełnia swoje funkcje, więc proszę jednak robić swoje:)

      Usuń
    3. Sprzęt cały waży 30 kg. Z czego aktywnie nosze koło 15 kilo. Dopiero kiedy jadę gdzieś dalej, a będę potrzebował różnych szkieł, to ciężar wzrasta. Ale ja się nie przejmuję, bo jeszcze woda, coś na ząb, więc i tak dźwigać muszę. Choć z reguły spodziewam się tego, co zastanę i czego moge potrzebować. Po jakimś czasie ma się swoje ulubione szkło, które się zna i spodziewa się określonego obrazka. Więc zazwyczaj kończy się na 2, góra 3 obiektywach, aparacie, akumulatorze i dodatkowej karcie pamięci. Przyznam się, ze i mnie się nie chce. Ale zdjęcia bym robił, więc jedno wybrać :D

      A wiesz, mam taką sąsiadkę, ze jakbym wpadł po sól, to myślę, ze do wieczora by nie skończyła gadać. Więc już wolę lecieć do tego sklepu :))) Ale sposób dobry i pochwalam!

      Wiesz, one nic nie zmieniają we mnie. Nie mówię, ze nie zmieniają wcale i nikogo. Zresztą dajesz bardzo dobry przykład samej siebie. Więc tezę udowadniasz. W moim przypadku, mogę mówić o miłościach byłych, a więc właściwie nie ma czego rozpatrywać, bo wszystko wiadomo. Ale są, więc na wszelki wypadek je zachowam. Nigdy nie wiadomo, co człowieka może w życiu spotkać. Byli już tacy, którzy się zarzekali, ze nigdy, zawsze i w ogóle, a potem działo się zupełnie inaczej i z podkulonymi uszkami pokornieli. Więc ja, Witold Naglik będę pokornym przed i mówię, ze może się przydać :))) (choćby do tego, żeby komuś pomóc dobrym słowem)
      Poruszyłem przypadkowo. Po prostu tak we wpisie wyszło. Ja wiem, ze gdzieś ten temat miłości pokazuje się w podcieniach. Że można go wyczuć u mnie. Ale nie chcę otwarcie o tym pisać. Żadne tam zasady, po prostu boję się tematu i tyle. A na dyskusję gotowy nie jestem, bo każdy z wypowiadających się ma pewnie wiele do powiedzenia. A że ja się zniechęciłem, to trochę pomaga :)))

      Usłyszałem to określenie we śnie. Rozmawiałem z kobietą, która usiłowała mi wytłumaczyć różnice między liczbą urojoną, a ponadskończoną. Ze snu nie pamiętam nic, tylko to określenie. No i samą mówiącą, bo ładna była :D A wzięło się to w moim śnie z tego, że przypomniałem sobie ostatnio Lema "Wielkość urojoną" . Ale przyznaję, ze jak wrzuciłem na serwer, o się klepnąłem w czoło, ale było za późno. W każdym razie synonim pasował by bardziej "wymyślona/wymyślony" Ale mniej chwytliwie - przyznaję z rumieńcem :))))
      OK, będę robił swoje :)
      Miłego wieczoru :)))

      Usuń
    4. 15 kg...matko jedyna. Myślałam, że to kwestia gora 5 kg:D

      Jak już idę do sąsiadów to staram się poza pożyczeniem najlepiejw drzwiach, bez wchodzenia nie zawracać im głowy. Bo prawda jest taka, że też bym mogła, jak pańska sasiadka gadać i gadać, pleść bez końca i buzia mi by się nie zamykała do samego wieczora, nagle tez okazuje się że i czasu mam więcej i plany już nie tak ważne, ale na szczęście mam na tyle dobry mechanizm hamowania, że tego nie robię. To już bylaby przesada;)

      Przepraszam. Nie chciałam zmuszać Pana do poruszania niechcianych tematów.

      Teraz to nawet mnie Pan przekonał. Jeśli miałabym powiedzieć co mi się ostatnio śni, to mogłabym śmiało powiedzieć, że dom urojony (i mimo, że tak naprawdę to nie, to żadne inne określenie by tego tak dokładnie nie oddało;))... wiec słowo pasuje idealnie i nawet cofam swoje czepialstwo! A co mi tam;)

      Również i dla Pana miłego wieczoru:)





      Usuń
    5. Albo się chce zdjęcia, albo wolne plecy. Jasne, zawsze można kupić coś małego i rozsądnego, ale ani mały nie jestem, ani rozsądny - aparat lubię czuć w ręce. A dominuje teraz moda na sprzęt mini-mini, przy którym nie wiem, co z palcami zrobić :P No i kwestia finansów. Ale to już bardzo gorzka bajka. Więc jest duży, ciężki i muszę się natachać, ale mam satysfakcję i trening. A to dla mnie ważne. Zwłaszcza to pierwsze (bo dałem radę)

      Znam to, sam jestem gadułą, ale w głowie metronom cierpliwie odmierza takty. Albo się uwinę, albo będę w nocy siedział. A odwykłem już. Ale rozumiem, co chcesz powiedzieć i sam się uśmiecham :)))

      Nie, nie zmuszasz do czegokolwiek. Na każdy temat można ze mną rozmawiać :)))

      Uśmiałem się, ale nie czuję wbrew pozorom satysfakcji, bo i o nią nie chodziło. Zauważyłaś, ze czasami lubię słowa, które są inne, dziwne. Czasami lekko spatynowane, czasami zakurzone, a czasami powykręcane od różnych narośli i skojarzeń. Niestety, kiedy w niebie rozdawali talenty, to ja chyba za jakąś anielicą biegałem, albo namawiałem ją na lekkie grzeszki za krzaczkiem. Kiedy przyszło do tych talentów, to mnie się niewiele ostało. Ale lubię czuć słowa, które dla mnie mają melodię. I jeśli ich używam czasem, to dlatego, ze tak to mi ładnie brzmi. Wiesz, kiedy spojrzysz na niektóre moje wpisy, to z reguły pierwsze zdanie będzie bardzo płynne. Takie, które czyta się samo. To taka moja przygrywka, by zacząć. Pewnie, są słowa, których nie lubię. Ale chyba każdy tak ma.

      Przesadziłem z tą anielicą i krzaczkiem. Ale jakoś muszę moją miernotę i beztalencie wytłumaczyć. Choćby przed samym sobą :)))

      PS. Nie wiem, jak to robisz, ale odpisuję i się uśmiecham. To znaczy, ze wieczór jest dobry :)))

      Usuń
  5. Witaj Witku, nie czytałem Cię już pół roku, może rok? Po prostu zapamiętałem tylko imię, zapomniałem nazwiska, dopiero dzisiaj mnie olśniło. Dawno już przestałem być tak poetycki jak Ty, ale... Też mieszkam wysoko, tzn. na czwartym piętrze bez windy i też lubię biały ser :) Jednak nie noszę dużego aparatu ze sobą, jeżeli nie mam zaplanowanego jakiegoś focenia, telefon w takich wypadkach musi wystarczyć, chociaż telefon to namiastka... Był dawno temu okres, kiedy w czasie spacerów z psem po lesie nosiłem w reklamówce Zenita TTL, aparat pełnił jednocześnie funkcję aparatu jak i broni. Nosiłem go od czasu, jak mojego psiaka napadł bokser, chwycił go zębami za głowę, a ja nie mogłem dać mu rady ani rękami, ani nogami. Żeby więc nie nosić przy sobie żadnej śmiercionośnej broni, jak nóż lub młotek, stwierdziłem, że stalowy, kanciasty Zenit będzie najmniej podejrzany :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Witaj :)) Cieszę się, że sobie przypomniałeś. Taka mała niespodzianka w deszczowy i brzydki dzień! Faktycznie, trudno mnie odszukać, bo niby jestem w paru miejscach, jak MeWe, czy Instagram, to pozostaję w ukryciu. Uczestniczenie w życiu internetowym kosztuje czas, a tego nie mam zbyt wiele. Jedynie właściwie blog był i jest platformą ciągle żywą, gdzie się udzielam. No, może jeszcze MeWe, gdzie mam przyjaciół. Dlatego nie dziwię Ci się, że uleciało - jak w życiu :)) Ale podkreślam, cieszę się, że wszedłeś. Mam też tego Zenita, ciężka i faktycznie kanciasta maszyna, a kupiłem ją z sentymentu na targu staroci za psie pieniądze. I wiesz co? Działa! Założyłem film (kosztuje sporo) i wszystko pięknie i gładko chodzi. Stoi sobie i ozdabia szafkę - mój hołd dla fotografii analogowej. Ale sam pomysł miałeś świetny, w końcu to ciężki sprzęt, a jak już się podepnie stare manulane szkło, to ho, ho..Swoje waży :)) Przygoda faktycznie, nieciekawa. Pozdrawiam Cię bardzo, bardzo serdecznie i życzę Ci dużo, dużo zdrowia w tym niepewnym czasie. I oczywiście bardzo dziękuję, ze wszedłeś :))

      Usuń
  6. Wspaniale, jeśli człowiek w drodze po ser potrafi tak używać swojej wyobraźni, że wyprawa okazuje się kreatywnym spacerem po codzienności i po wspomnieniach. W dodatku codzienność jest kwietnojesienna, bez ocen i narzekania, oglądana z życzliwością dla świata, a wspomnienia miłe, wywołujące uśmiech, a nie rozdzierające duszę:))
    Znowu mnie sprowokowałeś do podróży po swojej przeszłości. Moja „Agnieszka” miała na imię Alek:)) Spotkaliśmy się chyba za wcześnie i rozstaliśmy z niewiadomych powodów mając po 20 lat i myśląc, że życie jest nieskończenie długie. Kilka lat temu Alek pomógł mi bardzo w jednej trudnej sprawie prawnej i przy tej okazji powspominaliśmy młodość, obejrzeliśmy zdjęcia. Okazało się, że zachowaliśmy dla siebie sympatię i życzliwość. I rzeczywiście, oboje bylibyśmy kimś innym, gdyby życie inne karty nam rozdało:))
    Zdjęcia fantastyczne, ciepłe i spokojne. Takie powinno się oglądać w długie deszczowe dni jesienne ku pokrzepieniu serc (czy jakoś tak:))) )
    Pozdrawiam Cię Witku z mojego deszczowego dnia:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Aniu, przede wszystkim dziękuję Ci z całego serca, że doceniłaś to ciepło, które choć ukryte, to jednak jest w tym wpisie. Ciesze się, ze je zauważyłaś i ogrzałaś ręce. A że wspomniałaś swoją "drogę", to już jest dla mnie wielki komplement. I wiesz, kiedy teraz Ciebie czytam, to reinterpretuję to, co sam chciałem przekazać, a to nieczęste u mnie, bym wracał do tego, co napisałem. Skoro raz już powiedziałem, to czy ma sens do tego wracać? Może kiedy indziej, przy innej okazji. A tu, proszę, niespodzianka. Jeszcze raz przeczytałem swoje słowa. Być może inaczej bym to teraz napisał. Skupił się na czym innym. Ale dobrze, że nie muszę poprawiać. Czasami dobrze jest właśnie tak sobie pomyśleć o tych naszych odnogach wielkiej rzeki, jaką jest nasze życie, o martwych korytach, o starorzeczach, o mieliznach i głębinach. I dobrze czasem spotkać kogoś ze starych czasów, bo czas tutaj gra chyba ważną rolę - jest miernikiem tego, co w nas. Ja wiem, że może niepotrzebnie to piszę, ale zaraz mam przed oczami inną zgoła historię - Ordonówny i Igo Sym, który zemścił się na niej za odrzucenie uczucia (to chyba było głównym motywem, choć u konfidenta nic chyba nie jest do końca jasne). Dlatego dobrze, że przytoczyłaś tę historię - ciepłą i z dobrym zakończeniem. A zdjęcia? Takie, jakie mogą być, jak chmurzy się i czuć w powietrzu deszcz. Jesień, po prostu :)))
      Aniu, dużo, dużo zdrowia dla Ciebie i dobrego nastroju. Wysyłam uśmiech i dobre, ciepłe myśli, a wiatr im nie przeszkodzi :)))

      Usuń
  7. Świetny tekst. Bardzo dobrze mi się czytało, szłam razem z Tobą i Małą. Przypomniały mi się czasy, kiedy miałam 19 lat i też myślałam podobnie. Miało się przed sobą całe życie i jakoś tak łatwiej było się pożegnać, zostawić i zapomnienie też przychodziło szybciej. Dobrze że pamiętała. To bardzo dobrze o niej świadczy. Ale najbardziej zaskoczyły mnie zdjęcia. Jeszcze nie było tak różnorodnie. Fontanna jako dmuchawiec imponująca. Oczywiście pozdrawiam :))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Czasem trzeba skompilować zdjęcia z kilku dni, ale unikam tego, jak ognia, bo widać różnicę w świetle. A tu, po prostu, szedłem i fotografowałem mając w tyle głowy biały ser i Małą na ramieniu :))
      Ciesze się, ze tak podeszłaś do tego tekstu, bo to dobre podejście. Tak właśnie wtedy myślałem i nikomu krzywda się nie działa. Pewnie teraz byłoby inaczej, ale obrośliśmy w standardy ludzi dojrzałych i refleksyjnych. Jest różnica. Co jednak nie przeszkadzam mi uśmiechnąć się na wspomnienie, a przecież o to chodzi. Dziękuję Ci za pozdrowienia i sam również Cię pozdrawiam, a Mała macha w przelocie :)))

      Usuń
  8. Spacer do sklepu po jedną rzecz- skąd ja to znam? :) Też czasem rozmyślam nad tym, ile osób spotkałam na różnych etapach mojego życia. Wiesz, że podobno nic nie dzieje się przypadkiem? Ja w to wierzę. Może to naiwne, może błahe. Ale chcę i lubię w to wierzyć. Każdy człowiek ma swoją historię, idzie swoją drogą. I te drogi ludzkie się krzyżują, czasem jednorazowo i tylko na chwilę, czasem wpadamy na siebie wiele razy, a bywa że idziemy tą drogą razem, dłużej lub krócej, ale ramię w ramię. Ja to czuję tak, że każdy człowiek zostawia w nas cząstkę siebie. Od nas zależy, co z tym zrobimy. Czy czy wtulimy tę cząstkę gdzieś w zakątek duszy i zostawimy na gorsze dni? Czy użyjemy jej jako łatki do posklejania niejednokrotnie pokiereszowanego przez życie serca? A może zdeptamy, upchniemy w najdalszy i najciemniejszy kąt, a potem zapomnimy?
    A kim jesteśmy? To bardzo trudne pytanie, zupełnie nie do określenia jednym słowem. Z pewnością na to, kim jesteśmy wpływa wiele wydarzeń i napotkani w życiu ludzie, o których wspomnienia - jakiekolwiek by nie były - nosimy w sobie i z których cząstek jesteśmy gdzieś tam polepieni i połatani. Każdy z nas choć trochę żyje w kimś innym. Myślałeś kiedyś w ten sposób? :)
    Przytulam,
    E.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zgadzam się z Tobą. Od nas zależy, co z tymi cząstkami, czy pierwiastkami innych zrobimy. Nie wiem tylko, jak jest z ludźmi na naszych drogach, czy to faktycznie jest tak, że nie ma przypadków, a jest jakiś cel. Bardzo bym chciał, by był jakiś cel, który temu wszystkiemu przyświeca, który ma nas wymodelować w pewną, określoną stronę. Dawać szansę bycia tym, a nie innym człowiekiem. Bliskie myślenie myśleniu opatrznościowemu, choć trudno zgłębić jego logikę. Dlaczego ten, a nie tamten człowiek? Wędrujesz w głąb, coraz głębiej i głębiej - lojalnie uprzedzam, że może być trudno. Miłej, deszczowej :)))

      Usuń

Prześlij komentarz

KOMENTARZE

Popularne posty