Przez okno...

 

            Jest w tym pewna nieśmiałość i intymność, kiedy idzie się nocą w stronę przystanku, by wyjechać. To śmieszne, wiem, ale zwracam uwagę na światło odbitych latarni w pozornie gładkiej tafli drogi. Kółka walizki stukoczą jednak na nierównościach, a dźwięk odbija się od ścian pogrążonych w ciszy i mroku domach. A potem jest oczekiwanie na pociąg i pusty dziwnie peron. A potem wreszcie niewygodne siedzenie w przedziale i jego przytulny mrok i ciepło. Dlaczego tak? Tak właśnie chciałem, by poczuć stukot kół pociągu we krwi. Nasycić się podróżą i oddaleniem. Może spojrzeć innym wzrokiem na to, co dla mnie ważne, co dla mnie istotne? Być może zapomnieć o czymś, choć na tyle znam życie by wiedzieć, że nie o wszystkim udaje się zapomnieć. I jakby tego było wszystkiego mało, jest jeszcze okno. Zazwyczaj brudne, ze śladami kurzu, deszczu i ludzkich palców. Nieszczelne, zamknięte na głucho, z nalepką ostrzegającą o niebezpieczeństwie. Ale to dzięki niemu podróżuję w mrok. Niektórzy zamykają oczy i łapią za ogon sen, by podróż szybciej zleciała. A ja patrzę w mrok szyby wiedząc, że tylko szklana tafla oddziela mnie od tego pędzącego świata. Co można zobaczyć w mroku? Tak, masz rację. Ale są latarnie mijanych miast i miasteczek, są reklamy na drogach i są światła samochodów szperających w mroku, węszących w poszukiwaniu drogi. A potem nastaje świt. Najpierw niebo granatowieje, potem szarzeje, a potem jest już dzień i obraz za oknem jest już inny. Nie przypomina podróży w swój sen, nie przypomina jednej z dziecięcych fantazji. Patrzę przez okno na krajobraz, w którym nie mogę zostać nawet na chwilę. Pada deszcz, a potem śnieg. Krople przylepiają się do szyby i giną zostawiając za sobą ścieżki wilgoci. A śnieg powoli zsuwa się z szyby topniejąc. A pociąg posłusznie sunie przed siebie tnąc krajobraz. Wiesz, zawsze zastanawiam się, jak to jest, kiedy widzę domy na horyzoncie, jak żyją ci ludzie? Pewnie tak, jak gdzie indziej. Są przecież ludźmi, posłuszni swojemu wewnętrznemu pragnieniu życia. Bardziej interesują mnie ich historie. Ich spojrzenie na to, co wokół nich. Jak spostrzegają pozorną bezkresność pól, czy ciasne zaułki skupione przy stacjach. Widzę drzewa, które rosną wzdłuż drogi i ciekawi mnie, czy miejscowi zapamiętują ich kształt? Znają dotyk ich kory? Czy często chodzą ścieżkami pośród pól? Czasami zatrzymuje wzrok na jakimś elemencie krajobrazu i wodzę za nim wzrokiem i wydaje mi się, jakbym na tę chwilę zatrzymał wszystko. Pędzącą drogę, jakbym na te kilka sekund wysiadł z pociągu i przypatrywał się w swojej niezdarnej, ludzkiej ułomności obrazowi świata. A potem wszystko znów wraca na swoje miejsce i droga swoim rytmem mknie za brudną szybą pociągu. A we krwi rośnie i ogromnieje stukot kół...



























 

Komentarze

  1. Wiesz Witku, czytając początkowe zdania uświadomiłam sobie, że zagubił się, zanikł jeden z częstych dźwięków na moim osiedlu, nie lubiany przeze mnie sama nie wiem dlaczego. Może za monotonię lub wrażenie „bezkońca”. To stukot walizek ciągnionych po chodniku. Zastanawiam się czemu? Pewnie studenci dziś już nie wracają do domów, bo cały czas w nich tkwią przy komputerach.
    To była pierwsza myśl. Cóż pociąg na zawsze kojarzę z dawnymi podróżami na wakacje do dziadków na Mazury. I wiesz mimo, że trwała ona bardzo długo nigdy mi się mi nudziło. Zawsze chciałam siedzieć przy oknie i patrzeć na przesuwające się jak w filmie rozmyte krajobrazy. Ale to było lato i słońce na niebie, lasy i pola zielone.
    Pejzaże zza Twojej szyby są inne, bo mają styczeń w dacie. Mimo pochmurnej aury ja wyczuwam w nich spokój i ciszę taką z tych błogich i nastrojowych. Chociaż przecież zrobione z pędzącego pociągu są niezwykle stateczne.
    To chyba kolejny dowód, jak w wiele jest wnętrza i uczuć w naszej fotografii. Moje ulubione tym razem są dwa: pierwsze i szóste (nie tylko za śnieg na szybie).
    Na chwilę Witku jechałam tym pociągiem, zatrzymując mój świat pędzący w biegu, i za tą podróż bardzo Ci dziękuję, jednocześnie życząc zupełnego spokoju, wiatru we włosach ( no może w czapce lub kapturze), wyciszenia wszystkich myśli i głębokiego oddechu…od zwykłej codzienności.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Też nie lubię, Elu, tego dźwięku. A jednak mimo mojego nielubienia w ciszy nocy (bo 4, to jeszcze chyba noc) był pocieszający. Rozumiem teraz wszelkiej maści pijaczków, którzy sobie przyśpiewują wracając z libacji - nie chcą być samotni w swoim upojeniu. A to, co powiedziałaś o studentach, to znak naszego zamknięcia - niestety. Mam znajomego, który studiuje w Krakowie aktorstwo i był zaledwie kilka razy w akademiku. Wszystkie zajęcia online.
      Uśmiechnąłem się czytając Twoją opowieść o pociągu :)) A uśmiechnąłem się, bo to ma dla mnie ogromną wartość, kiedy moje słowa zaczynają życz innym życiem i prowokują do przypomnienia sobie tego, co w pamięci. Tak, jest styczeń i pierwotnie rzeczywiście miałem jechać samochodem. jest szybciej i wygodniej. Ale z różnych względów musiałem tradycyjnie postąpić - jechać pociągiem. Nie żałuję, bo atmosfera takiej podróży jest zupełnie inna. Inne jest również zmęczenie podróżą, ale to już temat na inny wpis :))
      A ja Elu dziękuję Ci za to, że dosiadłaś się do tej podróży, że przeczytałaś i pokołysałaś się razem ze mną w tym unikalnym rytmie pociągu. A zdjęcia? Hmm... Takie dziwne tym razem. Zupełnie inaczej od jazdy samochodem, kiedy można się zatrzymać i po prostu zatrzymać tę chwilę. Ale dokumentacja jest ;)))
      Dziękuję Ci bardzo serdecznie raz jeszcze i równie serdecznie pozdrawiam z oddalenia i szumu :)))

      Usuń
  2. Zazdroszczę tej podróży. Rzeczywiście jazda pociągiem jest specyficzna i wywołuje zupełnie inne przemyślenia i nastroje niż na przykład samochodem. Ja kiedyś mieszkałam w internacie, który znajdował się przy wagonowni i o ile reszta nie mogła tego znieść, tak ja bardzo lubiłam te wszystkie odgłosy "pociągowe". Przyznam, że z wielkim sentymentem to wspominam, a czasem nawet mi tego brakuje. Podobają mi się Twoje zdjęcia wagonów, a te krajobrazy z okna wyglądają jak czarno-białe ryciny ze starych książek. Te samotne drzewa są świetne. Dobrze, że zdążyłeś z tym śniegiem, u mnie już prawie śladu nie ma, a zdjęcia też ani jednego. Mniemam, że to wyjazd wypoczynkowy, więc życzę udanego :))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mieszkam daleko od stacji kolejowej, bo mieszkam na przedmieściach. Ale że mieszkam na lekkim wznieszieniu, to dźwięk rozchodzi się zupełnie inaczej i słyszę pociągi. Nie wszystkie, ale kiedy nocą się kładę, to czasami słyszę jadący pociąg. Daleko, ale zasypiam i wyobrażam sobie ludzi w tym pociągu. Właśnie w ten sposób, że ciemno, ciepło i kołysze ich do snu stukot kół.
      Dziękuję Ci, ze opowiedziałaś o wagonowni, kapitalne wspomnienie!! Faktycznie, takie połączenie internatu, dobrych wspomnień i wagonowni może wywołać uśmiech. Zwłaszcza, że dobrze wspominasz. Przyznam Ci się, ze wyobraziłem sobie to i też się uśmiecham :))) Co prawda z innych względów pewnie, ale ładnie to oddałaś :)
      Ciesze się, ze podobają Ci się zdjęcia :))) Dla mnie ten śnieg był w jakiś sposób nieoczekiwany, bo kiedy wyjeżdżałem, to padał deszcz. Tutaj zresztą też deszcz pada. A jeśli pojawia się śnieg, to na pół godziny, godzinę.
      Tak, musiałem się wyrwać. Zmienić otoczenie, atmosferę itd. Dziękuję Ci za życzenia :)) Pozdrawiam Cię serdecznie i (prawie) zimowo :))

      Usuń
  3. Podróże są piękne…
    W takich podróżach towarzyszą mi podobne myśli o ludziach przypadkowych i o ich historiach nienazwanych. Pisałam już kiedyś o tym.
    Podróże są zawsze ciekawe, w jedną stronę towarzyszy ciekawości nadzieja na odpoczynek i spełnienie marzeń o spokoju i równowadze, a w drugą stronę trochę żalu, że to koniec, ale również bagaż dobrych wspomnień i dobrych myśli.
    Twoja fotograficzna podróż, dla mnie doskonała. Towarzyszyłam Ci dzięki niej przez cały czas i nie nudziłam się ani przez chwilę. Jeśli miałabym wybierać z tylu znakomitych fotografii, to wybrałabym nr 10.
    Podróże są piękne...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To prawda Aniu. Zwłaszcza jest prawdą Twoje stwierdzenie o tym, że podróż mija i zostaje "kropelka żalu". Na początku nikt nie liczy dni, a potem okazuje się, że to już, że pora wracać. I mnie przyjdzie niedługo zebrać wszystkie rzeczy w węzełek, by znów jechać pociągiem w stronę domu. Ale ważne, ze trochę kilometrów zostało za mną i akumulatory troszkę podładowane. Cieszę się, że podoba ci się ta podróż na fotografii. Nie jest idealna, a fotografia jest niedoskonała. Właśnie tak chciałem. Zostawić "dokument" drogi. Masz rację, podróże są piękne :) Pozdrawiam Cię serdecznie i bardzo, bardzo wietrznie :)))

      Usuń

Prześlij komentarz

KOMENTARZE

Popularne posty