Krajobraz zapomniany...

 

          Jest tyle ścieżek, więc czemu właśnie ta? Nie wiem. A może nie chcę wiedzieć. Bo czasami lepiej się nie zastanawiać nad ścieżkami, drogami i tym wszystkim, co układa się w jakąś historię, kiedy spojrzę wstecz. A kiedy patrzę w przód, widzę tylko to, co przed zakrętem. A ścieżki są przecież kręte. Tak jak ja. Pewnie nie tylko ja, ale lepiej odpowiadać za siebie samego, niż brać ciężar za wielu. Wiesz jak to jest, prawda? Lepiej niczego nie oczekiwać. A ja już wystarczająco długo czekałem na swoją złudę, bym jeszcze czegoś oczekiwał. Wystarczy, że idę tą drogą, którą tyle razy szedłem. Wystarczy mi to, że bolą minie wszystkie mięśnie i jestem słaby jak niemowlę. Że plączą mi się nogi i wszystko się kołysze. Byłoby to zabawne nawet, gdyby nie było uciążliwe. Ale wiesz, jak to jest, jeśli się poddam, to już na dobre. Zawsze walczyłem do końca, i nawet jeśli wiedziałem, że nie ma sensu jakieś działanie. Po prostu jestem uparty i tyle. Albo głupi, bo chciałbym świat widzieć tak, jak sobie wymyśliłem. Może dlatego moje miłości nie stają się przyjaźniami z ciepłym uśmiechem i nutką nostalgii. Może dlatego chciałem spojrzeć na Drugą Stronę. Nie lubię zresztą o tym mówić zwłaszcza tu, gdzie wiele rzeczy wydarzyło się po raz pierwszy. Dlatego to miejsce jest dla mnie ważne. I dlatego za każdym razem robię zdjęcie nieba będąc w brzozowym zagajniku. Tajemnice? Może, ale czym byłby człowiek bez swoich tajemnic? Zwykłą historią pisaną w Wikipedii. Masz rację, nie lubię Wikipedii, bo oczekuję więcej. Tak jak oczekuję od siebie więcej. Nie od innych, od siebie. Może dlatego te kilometrowe trasy, wschody słońca, nocne zdjęcia, by udowodnić sobie, że mogę, że potrafię, że…jestem.  Chociaż po tej upiornej szczepionce wiem, że jestem, bo boli mnie wszystko i muszę opierać się o drzewa, by nie zemdleć. Już samo wkładanie spodni trwało piętnaście minut, ale zacisnąłem zęby, bo przecież musi być tak, jak ja chcę. I oto jestem. Słaby, zmęczony, a jednak z poczuciem pewnej wygranej. Nad sobą, nad chorobą, nad siedzeniem przed ekranem. Jeszcze nie ma zieleni. Jeszcze świat stoi w pąkach, choć mech się zieleni, a żurawie krzyczą na bagnach. I widzisz, gdybym odespał swoją własną słabość byłbym uboższy o to wszystko, co dziś widziałem – słońce prześwietlające zeszłoroczne liście, kruchą warstwę lodu na kałużach, wiatr w trzcinach, rosochate gałęzie dębów, kruchą korę brzóz. Może to mało. Ale jest coś jeszcze. Siedziałem na pniu i piłem wodę. Pachniało lekko mrozem, szlamem, bagnem i jeziorem. Pachniało lasem. Świeciło słońce i słyszałem klangor żurawi. Chciałem je zobaczyć. Zwróciłem głowę w to miejsce, z którego dobiegał ich krzyk. I zobaczyłem przez prześwit wśród gałęzi, jak żuraw prostuje skrzydła w tańcu. Przestępuje z nogi na nogę obracając się i wyginając piękną, długa szyję. Nie mogłem podejść bliżej, bo zaczynało się bagno. Stałem tylko w ciszy, która mnie otoczyła. Nie istniałem, nie istniały drzewa, niebo, powietrze. Był tylko taniec żurawia, a potem jego klangor pełen tęsknoty i triumfu, że oto zaczęło się coś nowego. A potem żurawie odleciały. Siadłem na zwalonym pniu i obracałem w dłoniach butelkę z wodą. Świat powoli wracał: znów słyszałem inne ptaki w koronach nagich drzew, znów wiał wiatr i niebo znów pachniało wiosennym błękitem. Znów poczułem własne zmęczenie. Trzeba było wracać. Znów…















































 

Komentarze

  1. Witaj Witku...
    Mam nadzieję, że wszystko w porządku u Ciebie.
    Wybacz że nie odnoszę się do opowiadania czy zdjęć.
    Zwyczajnie, martwię się.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hej Aniu.
      Niepotrzebnie się martwisz. Skoro piszę, to nie jest źle :)
      Po prostu dostałem szczepionkę, która dość mocno zareagowała. Ale już jest prawie wszystko dobrze. Wiadomo, osłabienie spore, ale nic z czym nie można sobie poradzić. Dziękuję, że dałaś znać!
      Pozdrawiam Cię serdecznie :))

      Usuń
    2. Uff... Żyjesz ;)
      No widzisz jaka ze mnie panikara!
      Przepraszam Witku, ale już taka jestem. Tyle złego się dzieje, tyle ciszy w ciszy... Przestraszyłam się.
      Dziękuję że odpisałeś, cieszę się że jesteś cały i zdrowy.
      Pozdrawiam i dobrych snów życzę :))

      Usuń
    3. Nie, nie przepraszaj przecież. Jeszcze raz dziękuję, ze zapytałaś :)
      Takie czasy, że nie wiadomo skąd i z jakiej strony wypadnie na nas COŚ. I to COŚ w najgorszym gatunku, bo tego nie widać. Ech...jeszcze trochę i będzie wiosna. I tego się trzymajmy :))
      Jeszcze raz serdecznie Ci dziękuję i bardzo pozdrawiam :))

      Usuń
  2. Piękny wstęp Witku i porównanie z drogami przed i za sobą bardzo mi się podoba. Chociaż mówią, że liczy się tu i teraz, i jeszcze to co przed nami, to jednak trudno idąc nie obejrzeć się wstecz. Ważne, aby umieć wysnuć te świetliste ścieżki pośród wielu innych krętych, zarośniętych i ciemnych. Myślę, że każdy z nas wewnątrz jest taką mapą z wieloma powyginanymi izoliniami. Są jak słoje w przeciętym pniu drzewa. Można z nich wyczytać wiele: ile dni już jest za nami, czy były szczęśliwe, z troskami czy łezką. Tak Witku uparty jesteś, ale naprawdę nic nie musisz nikomu udowadniać. To, że nogi poplątane, że słabość…Minie, choć z pewnością długo zostanie w pamięci. Najważniejsze to, że jesteś i że są wschody i zachody słońca, klangor żurawi, szum traw i cień drzew, i niebo jest wciąż niebieskie…
    Nie wiem jak to robisz Witku, ale zawsze znajdujesz świetliste kadry, chociaż tak niewiele słońca bywało ostatnio. Z przyjemnością oglądam wszystkie już kolejny raz. Tyle w nich ciepła i dobrej nadziei. Bo przecież czekamy z wielką niecierpliwością aż świat nam znów się zazieleni i zapchnie słodką wiśnią czy zmysłową pełną świeżości magnolią.
    Mam nadzieję, że dziś już wszystkie złe objawy minęły.
    Pozdrawiam Cię bardzo ciepło z prawie lodowatej Łodzi i przesyłam życzliwy uśmiech na wieczorny czas.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cieszę się Elu ogromnie, ze w podobny sposób widzisz człowieka, jako mapę, albo słoje drzewa. Zwłaszcza to ostatnie porównanie jest mi bliskie. Bardzo bliskie :))
      No właśnie, w tym cała sztuka Elu, że nic nikomu nie udowadniam jedynie sobie. Ja, jako swój największy wróg, jako największy przyjaciel i jako ktoś, kogo się zna - wszystkie słabości i wszystkie dobre rzeczy. Gdybym komuś chciał coś udowodnić, to pewnie pomyślałbym o pewnej historii, która do dziś łazi mi po głowie, a przeczytałem ją w zwykłej gazecie na przedostatniej stronie petitem. Otóż we wczesnych latach dziewięćdziesiątych pewien młody człowiek zakochał się w pewnej dziewczynie. Owa piękność nie chciała o tym słyszeć, grymasiła, wymyślała, aż w pewnym momencie wypaliła - "Skoro mnie kochasz, to to udowodnij". Młodzieniec okrutnie się zapewne ucieszył z naciskiem na słowo "okrutnie". Zapewne zapytał - jak mam to udowodnić? Panna rozbawiona pewnie dyskoteką (bo tam się to działo) rzuciła - zabij się dla mnie. I ten młody człowiek poszedł na tory i położył głowę na szynach. Więc jeśli miałbym kogokolwiek przekonywać czy udowadniać, to z rozsądkiem, do pewnego momentu. Potem i tak widać, że argumenty nie działają, więc trzeba machnąć ręką. Co innego z sobą. Tu można wiele, bo lubię łamać siebie, a właściwie sprawdzać siebie. Ale to mało ciekawe do pisania :)) Po prostu swoje małe zwycięstwo nad samym sobą.
      Ale tak, masz rację, świat wreszcie wraca na swoje miejsce, choć teraz tak myślę - chyba zawsze na nim był, a to tylko my się nie możemy doczekać tej pory, kiedy będzie zielono, liściasto, szumnie i szeptliwie :))
      Nawet nie wiesz, jaką mi przyjemność sprawiłaś teraz pisząc o moich obrazkach! Ale fakt faktem, ze miałem trochę szczęścia w tę niedzielę i ze słońcem i z tym, że jednak złamałem się i poszedłem, choć nie powinienem. Ale czasami trzeba, bo przecież blog sam się nie napisze i zdjęcia się same nie zrobią. Dawniej pisałem co trzy, cztery dni. Teraz mimo nauki zdalnej starcza mi czasu na tygodniowy wpis, co jest kolejnym kuriozum i sam kiwam głową z niesmakiem.
      Tak, już prawie wszystko sobie poszło, wszystkie złe objawy minęły. A to, co jeszcze jest po prostu daje znać, że jestem bogatszy o to jedno doświadczenie. Kolejne, do kolekcji :))
      Również bardzo ciepło Cię pozdrawiam, bo słońce co prawda pięknie świeci, ale zimnica okrutna. Ale pocieszam się, że jeszcze trochę i będzie zielono i nie będzie wiadomo, na co obiektyw zwrócić :))
      A żeby się fajnie zrobiło, wysyłam Ci taki sobie utworek, który ogromnie lubię - ciepły i z pazurkiem :))
      https://www.youtube.com/watch?v=ypbjIwbTR8c

      Usuń
  3. Zupełnie nie wiadomo, jak te ścieżki i drogi się układają. Niby widzimy cel przed sobą, ale okazuje się, że to tylko ułuda, bo za chwilę następuje jakiś okropny zwrot akcji. I okazuje się, że żadna nie jest prosta. Ostatnio tak sobie myślałam, że ile to jeszcze razy człowiek będzie podnosił się i szedł dalej w tę drogę, choć czasem sił zupełnie brak i nie ma nawet skąd wykrzesać choć odrobiny. A jednak podnosi się i lezie i jak długo to jeszcze, i po co? Choć z każdym rokiem wydaje się, że przecież tej drogi już wcale tak dużo nie zostało, więc może jednak człowiek jakoś się dowlecze? To takie moje pesymistyczne rozterki, z których zupełnie nie mogę się wyplątać, nawet jakoś na spacerze wszystko wydaje mi się tak okropnie szare i zimne i wkurzające. Podobają mi się Twoje zdjęcia, bo zieleń tam widzę i biel brzozy i błękit nieba. Nie widzę natomiast tego u siebie. Nawet żurawie, wiem, że są, bo je słyszę, ale nie widzę, a już dzisiaj całkiem było zimno, szaro i cicho. Aż dziwnie. Te brzozy i ścieżki są piękne, wydaje mi się, że jeszcze przed rokiem też taki u mnie były. Ale może to jeszcze za wcześnie i nie ta pora?
    Szczepionka widać, że działa. Moja ciocia w służbie zdrowia szczepiła się juz chyba miesiąc temu, ale zupełnie nie miała objawów, więc widac u Ciebie dobrze się przyjmuje, to raczej dobry znak. W takim razie dużo siły i zdrowia na kolejną dawkę. Wszystkiego dobrego :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Masz zupełną rację ze ścieżkami. Zresztą dlatego je przywołałem, a nie tylko dlatego, ze nie miałem co fotografować. Choć z tym też krucho. Taki czas, kiedy wszystko czeka, nabrzmiewa, choć nam się wydaje, ze to jeszcze mały krok, kroczek i już będzie wiosna, zieleń i liście (w każdym razie ja nie mogę się opędzić od tej myśli). Lubię i ścieżki i las taką porą, ale co za dużo, to niezdrowo. Bo też ile można patrzeć na suche patyki, które chyba sobą też są zmęczone. A wiesz, dziś też byłem nad jeziorem gdzie żurawie. Cisza u nich i gdyby nie to, ze zobaczyłem z daleka jednego z nich, to bym pomyślał, że sobie odleciały. W ramach swojego marudzenia (tak, tak, umiem marudzić i to koncertowo) rzuciłem wszystko mówiąc to, co zazwyczaj mówią niegrzeczni chłopcy i poszedłem przed siebie. Nic to nie zmieniło, bo wiosny jak nie było, tak nie ma, ale jedno, że nogi mnie jeszcze ciągle pchają do przodu :D
      Też słyszałem, ze lepiej jak zadziała w ten sposób, bo się "przyjęła". Mnie się wydaje, ze Twoja ciocia miała po prostu przeciwciała i organizm dostał ponowny sygnał, który zwyczajnie olał :)) W każdym razie Astrę będę wspominał długo i bez szczególnego sentymentu.
      Nie mam zdjęć wcale a wcale. Martwi mnie to, ale co zrobić. Dałem to, co zdołałem zrobić w czasie tych kilku godzin. Cieszę się, ze Ci się podobają, choć potwierdzam - to jeszcze nie ta pora.
      Pozdrawiam Cię bardzo, bardzo serdecznie i żeby nadać trochę smaku dniom szarym - błękitnie i zielono :)))

      Usuń
  4. Tak myślałam i myślałam...
    Pierwsze, co pomyślałam po przeczytaniu, to że mnie nie chciałoby się wędrować w takim osłabieniu i z takim samopoczuciem, jakie miałeś tego dnia…
    I jakoś ta myśl nie chciała mnie opuścić. Bo też taka byłam, nieustępliwa, zachłanna na chwile i na widoki, chciałam więcej i mocniej i żeby nie zmarnować żadnej szansy.
    Teraz wiem (chyba już jestem stara:) ) że wszystkiego nie zobaczę, nie poczuję. Nie przejdę wszystkich dróg i nie sfotografuję każdego liścia w każdej pogodzie :) Żyjemy krótko i nasze możliwości są ograniczone.
    Tak, wiem, że wszyscy to wiedzą.
    Ale ja jestem pomimo tej wiedzy (a może dzięki niej) szczęśliwa. Na czym polega różnica? Otóż nie wystarczy wiedzieć, że nie wszystko będzie nam dane. Trzeba to akceptować.
    I z taką akceptacją można żyć szczęśliwie i spokojnie.
    Przepraszam, wiem, że to nie na temat, ale przyczepiło się do mnie i nie chciało opuścić :))
    Wiem, że mi wybaczysz, bo wiesz, że czasem myśli same prowadzą człowieka i nic nie można z tym zrobić:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiesz, myślę, że to nie kwestia lat (brzydko napisałaś - "stara"), a kwestia wyważenia pewnych pragnień w sobie. Swoiste "constans", które każe zapanować nad wewnętrznym poszukiwaniem. Oczywiście przykład Kochanowskiego, dla mnie, aż bije po oczach, ale coś w tym jest, że szuka się złotego środka. A ja, czy jestem zachłanny? Pewnie tak. Kiedy będzie zielono i łąki zaczną pachnieć świeżą trawą i rosą, nic mnie nie powstrzyma, by rano nie pójść przed siebie i nie położyć się na mokrej, zimnej po nocy ziemi. A teraz? Teraz musiałem iść. I nie, nie dlatego, ze zdjęcia, słońce itd. Musiałem wyjść, zostawić swoją słabość (Boże, ależ naiwność, prawda?), odetchnąć zimnym powietrzem, zobaczyć stare miejsca, gdzie dawno nie byłem. A z różnych powodów to ważne dla mnie miejsce, a o jednej sprawie mogę powiedzieć. Kiedy kupiłem sobie aparat, to właśnie tam zrobiłem swoje pierwsze zdjęcie. I może jestem w tym zbyt sentymentalny, ale lubię mieć świadomość tego "pierwszego pstryku".
      A to, o czym piszesz - doskonale wiem i rozumiem - wiem, że pewnych rzeczy nie sfotografuję i nawet idąc na łąkę w pewnym momencie odkładam aparat wiedząc, że przesyt się dokonał. Stop, basta, więcej nic. Choć dalej uparty jestem, jak ostatni osioł, ale to już nie kwestia przekonań, a przekornego charakteru. Choć zazwyczaj przekornego wobec siebie samego.
      Cieszę się, że powiedziałaś to, co w myślach. Bo pomijając to, że czuje się wtedy pewną ulgę, to powiedziałaś to, na czym Ci zależało. A o to właśnie chodzi, by wypowiedzieć to, co uważamy wewnątrz nas, za prawdziwe, cenne i odkryte. Wszak odkrywamy siebie samych codziennie, prawda? I to jest też piękne :))
      Pozdrawiam Cię Aniu bardzo, bardzo serdecznie machając z daleka :)))

      Usuń
  5. Hmm, oby to minęło. Widziałam rozmowę z nauczycielką, która ma poważne
    problemy ze zdrowiem po tym szczepieniu. Inna nauczycielka zmarła. Koleżanki tej
    z kolei chorują. W wielu krajach astra została wycofana. Nie rozumiem dlaczego u nas nie.
    Widać nikogo nie obchodzi nasze zdrowie. Wiem, nie o tym chcesz, żebym pisała, tylko o drogach.
    Oby się nie okazało, że nagle się skończą. Jakoś nie mogę wydusić z siebie nic optymistycznego, bo
    jednak to Twoje szczepienie popsuło mi słowa. Wypada mi tylko życzyć zdrowia i zamknąć się.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiesz, minęło i większość moich znajomych miała podobne objawy. Co w sumie napawa pewną pozytywną myślą, że jednak reaguję typowo. Choć sporo w tym racji, że jest to jedna z gorszych szczepionek. No ale wyjścia za bardzo nie miałem. Albo to, albo czekać na święty nigdy. W każdym razie doszedłem do siebie na tyle, że już marudzę, a to objaw zdrowia u mnie :)) Śmieję się sam z siebie, wybacz :))
      pewnie jeszcze nie raz, nie dwa wspomnę o drogach, bo trudno o lepszą alegorię. A za post ogromnie Ci dziękuję, choć żałuję, że słowa się popsuły. Ale dziś sobota, więc może się naprawią troszkę. Czego Ci życzę z całego serca!!
      PS, nie zamykaj się, po to mamy języki i niepokorne myśli w głowach, by się nimi dzielić :))

      Usuń

Prześlij komentarz

KOMENTARZE

Popularne posty