Nas trzech...

 

          Wtedy było inne światło, które zaledwie wyczuwałem nie wiedząc, że za ileś lat będzie mi potrzebne do życia. Było jak wino w starej butelce, która leży w wiklinowym koszu. Złote wino późnego września, w którym odkłada się słodycz. A to, że przeczuwałem takie światło? Wiele rzeczy się przeczuwa nie wiedząc o tym. Kiedyś byłem tu, na rynku i stałem w słońcu lipca czując obok siebie ramię kobiety, którą kochałem. A potem jadłem deser z późnymi truskawkami, które smakowały spokojem i wiecznością. Bo przecież tak miało być. Czy wówczas też przeczuwałem, że słodycz zmieni się w gorycz? Nie, wierzyłem w swoje szczęście. Nie przeczuwałem, że będzie ten wrzesień z winnym światłem i będę chodził po tym parku chłonąc je w siebie, starając się nie myśleć o tamtym, co minęło. Gdybym mógł spotkać siebie z tamtego czasu, to czy uwierzyłbym sobie? Mając na wargach smak słodkiej śmietanki i truskawek, każda prawda wydaje się mało istotna. A gdybym spotkał samego siebie, jak prowadzi rower przez park obserwując światło, to czy uwierzyłby mi na słowo, że będę tu kiedyś z aparatem tylko po to, by przelewać światło z pustego w próżne? Pewnie wcale bym nie słuchał myśląc tylko o tym, że napiję się złotego wina, którego smak czułem już między wargami. I czy uwierzyłbym sobie w tę ostatnią miłość, która przyszła i odeszła, jak wiele rzeczy w życiu? Może po prostu, ten najmłodszy powiedziałby, że jestem głupi. Ten średni, że w moim wieku, to już o miłości się nie mówi. I pewnie poszlibyśmy przez park kłócąc się. Jeden długowłosy, drugi z włosami krótkimi i ten trzeci z siwizną błyszczącą w słońcu. Ale jestem pewien, że patrzylibyśmy na światło, które w tym starym parku wyprawia cuda. Idzie się aleją i człowiek tonie w zielonym świetle, jak na dnie morza, by za chwilę wejść w cętki witraży, a potem w pełne słońce mrużąc oczy, by za chwilę znów zatonąć. Czy gadalibyśmy o miłości? Nie wiem, pewnie tak. Ten pierwszy – najmłodszy, pewnie by gadał banały wierząc w nie święcie i czując jeszcze dotyk włosów tej, której uważał być przypisany na zawsze. Ten drugi miałby ściśnięte gardło, ale z uporem tłumaczyłby, że życie się otwiera i każdy potrzebuje wolności i na tę wielką, romantyczną miłość przyjdzie znów czas. A ten trzeci milczałby. Robiłby swoje zdjęcia, a wszystkie ważne myśli zostawałyby w nim na dnie. Bo czy ma sens mówić, że coś jest na zawsze? Czekać na coś będąc w pół drogi między tęsknotą tego, co było, a tęsknotą za tym, co będzie? Czując, że to był ostatni poryw, na który dało się sobie pozwolenie? Lepiej milczeć i zanurzyć się w świetle. Ani tak dobrym, jak to minione o kolorze wina, ani tak grzeszne, jak to ze smakiem późnych truskawek. Po prostu, zanurzyć się w świetle…   




















 

Komentarze

  1. Wiesz Witku, tak sobie czytam przy kawie w południe dość upalnego dnia Twój tekst. I czuć w nim Twój spacer wśród szpaleru drzew, czy chwilę zadumy przy kawiarnianym stoliku i smak deseru. I tak już z perspektywy mojej własnej. Los bywa nieźle nieraz pijany. Potrafi jednym słowem zmienić człowiecze drogi w całkiem odwrotnym kierunku, niżby się pragnęło. Jakby wewnętrzny kompas stracił wyczucie, gdzie północ, albo południe. Jedno słowo a spadamy, lub jak pijany głupiec zataczając się od krawężnika do krawężnika, próbujemy odnaleźć drogę do domu. Znów trzeba na nowo podjąć wędrówkę ku słońcu po światło i po deszcz, czy kolejną burzę, kolejny świt, by na nowo uczyć się piękna i siebie. I wiesz co w tym jest ekscytujące ? Kolejny zakręt, kolejna droga i mimo planów, odczuć, uczuć, marzeń to jedna niewiadoma. Cel w którymś momencie życia, przestaje być już istotny. Droga do niego staje się fascynująca, by na nowo podjąć kolejne wyzwanie. Tak czasami jak wędruję jakąś zapomnianą drogą wśród starych drzew, to sobie myślę widząc "witraże" malowane światłem - że na bank by ich nie było i tej tęczy z pryzmatu, gdyby nie cienie i ciemność. Nie ma szans na światło, bez ciemności. Gdy obiektyw oślepnie od światła, nie ma zdjęcia :) jest tylko plama :) fajne w sumie. Jaki ten aparat, obiektyw, czy matryca zmyślne urządzenia. Zdjęcia sam wiesz, że w punkt. Spokoju Ci życzyć? albo lepiej nie, bo byś się Witku zanudził. Słońca i cienia. Samych dobroci i kolorowych witraży :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ciesze się Grażynko, że ten tekst dał Ci pewne przemyślenia. Zapewne każdy z czytających będzie je miał inne, ale samo to, że sprowokowałem myślenie o swoich (cudzych) drogach uważam za dobre. Bo niby nie powinniśmy oglądać się wstecz. Ale tam właśnie jesteśmy my i nasze kształtowanie się charakteru. jak powiedział pewien poeta "Bez przeszłości nie byłoby tu i teraz". I coś w tym jest.
      Oczywiście alegoria ze światłem i ciemnością zawsze i wszędzie do mnie przemawia. I choć niektórzy twierdzą, ze to polaryzowanie, że to spłaszczanie świata do dobra i zła, to jestem przekonany, że na tym poziomie najbardziej instynktownym, właśnie tak myślimy. Wiedział też o tym Bułhakow pisząc "Mistrza i Małgorzatę". A że wychodzi to od czasu do czasu, a zwłaszcza w trakcie łażenia po parku, to naprawdę, nie moja wina :))
      Dziękuję Ci za życzenia. Ze swojej strony życzę Ci dobrych wrażeń, chłodu w te upalne dni i dużo uśmiechu :))

      Usuń
  2. Wiesz Witku czytam po raz kolejny i znów wywołuje to samo wrażenie, ten sam obraz…Tu każde zdanie ma znaczenie, ba każde słowo jest obrazem, a złączone w jedno są tak bardzo kompletne. Ani jedno więcej ani jedno mniej.
    Pewnie ciekawie byłoby spotkać siebie sprzed lat. Myślę, że też ta długowłosa dziewczyna o blond włosach nie słuchała by rad obcej kobiety, bo przecież każdy musi iść i smakować swoje drogi, by nauczyć się omijać głazy, kamienie pokrzywy, próbując i gorzkiego wina i słodycz czerwonych truskawek. Piękne opisałeś falowanie, migotanie zieleni i słońca ”człowiek tonie w zielonym świetle, jak na dnie morza, by za chwilę wejść w cętki witraży, a potem w pełne słońce mrużąc oczy, by za chwilę znów zatonąć.” To właśnie o tym marzy się w ponure dni jesieni i zimy. Chłońmy póki jest…bo wszystko tak szybko mija. Mam czasem wrażenie, że dni umykają mi spod palców i spływają niczym woda, gdy otworzysz dłoń zanurzoną w strumyku.
    Zdjęcia Witku są cudownym dopełnieniem. Wspaniałe miejsce, park i pałacyk nad wodą.
    Pozdrawiam Cię bardzo, bardzo serdecznie i macham mocno, żeby choć mały powiew doleciał do Tychów (zawsze mnie zastanawia Tychów czy Tych - nawet słownik w internecie nie rozstrzyga do końca) :))).

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiesz Elu, nie jestem zadowolony z tego tekstu. Nie jestem, bo zbyt mała pojemność bloga ogranicza mnie do powiedzenia tylko tego, co konieczne dla zrozumienia tekstu. Może to i dobrze, bo nie tworzy się tasiemcowych zdań, do których mam wyraźną skłonność. Czyta się też szybciej. A jestem też niezadowolony z tego, co w tekście, bo mam świadomość własnego ograniczenia - gdybym za każdym razem pisał pewien tekst, to mógłbym się do niego odwołać. A tak? Tak poznaje się tylko i wyłącznie perspektywę tej trzeciej, ostatniej osoby.
      Tamtej dziewczyny już nie ma. Tak samo, jak nie ma tamtego chłopaka. Niby są, ale zmienieni przez życie i czas. Przez doświadczenia - te dobre, ale i te złe, czasem bardzo złe. I to mnie właśnie zaciekawiło, jakby to było spotkać samego siebie z tamtego czasu. Znów poczuć tamte problemy, ale i tamte uczucia.
      Oczywiście, masz zupełną rację, ze trzeba chłonąć dni. No, może takie popołudnia, jak dzisiaj, to nie jest najlepsze do chłonięcia, ale zgadzam się z Tobą. A dzisiaj pogoda była obrzydliwa. Najpierw 33 stopnie, potem deszcz, który parował. Potem znów deszcz i prarowanie, Dopiero teraz się trochę ochłodziło. Brrr, nie cierpię takiej pogody.
      Obie formy są prawidłowe. Dawniej mówiłem, ze jestem z Tych, ale pytano, z jakich "tych", jakbym zapomniał nazwy miejscowości. Więc zacząłem mówić z Tychów. To forma starsza, bardziej osadzona w języku. Zupełnie jak z odmianą słowa pokoje. Jest pięć pokoi i pięć pokojów. Ten sam mechanizm.
      Lubię park w Pszczynie. Zupełnie "wycięty" z rzeczywistości, choć o krok od miasta. taka mała magia i azyl. No i światło. Serdecznie Cię pozdrawiam Elu i przepraszam, że długo nie odpowiadałem. Serdecznie Cię pozdrawiam i życzę Ci, a jakże, dobrego światła i chłodnego powiewu, gdzie rozłożysz żagle :)))

      Usuń
  3. Bardzo mi się podoba ta opowieść o trzech tych samych ludziach. Całkiem różnych i takich samych. Coś w tym jest prawdziwego i bardzo spokojnego, bo siłą rzeczy opowiedziałeś trochę bardziej z perspektywy tego trzeciego, który wie najwięcej, bo zbudowany jest z doświadczeń i marzeń tych wcześniejszych wersji siebie.
    Ten trzeci już wie, że „ważne myśli zostają na dnie”, ale też najpiękniej potrafi „przelewać światło z pustego w próżne”. Cóż to za wspaniałe określenia! Jestem po raz kolejny zachwycona, bo potrafisz trafiać wprost w emocje, z pominięciem rozumu.
    Fotografie, jak zwykle pełne czaru i uroku. Pszczyna (Pszczyna?) powinna się cieszyć, że pojawia się na nich, bo pięknieje w Twoim obiektywie :)
    Dobre myśli ślę na południe i uśmiechy :))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Trochę mnie niepokoi to, że pomijam rozum w wyrażaniu emocji. Ale chyba tak to musiałem napisać. Może powinienem przestać aż tak uparcie kontrolować siebie i kreowany świat? Tak, wiem, to pytanie do samego siebie. Ale wiesz, jest mi ogromnie miło przeczytać Twoją, tak dobrą opinię, o tym tekście. Wiem, bije po oczach lizusostwem z mojej strony, ale sprawiasz mi ogromną radość odnajdując w tym tekście punkty centralne, które mają dla mnie znaczenie. Tak, to Pszczyna i ogrody pałacowe, gdzie uciekłem w ten poranek. Mieszkam właściwie o rzut beretem, ale jestem raz na kilka lat. Pomijając niedogodności, że nie ma właściwie co zjeść na obiad, to miejsce urokliwe - takie trochę zawieszone między monarchią Habsburgów, a wielkim przemysłem Górnego Śląska. Taka trochę forpoczta Beskidów.
      Dziękuję Ci raz jeszcze za Twój komentarz. Bardzo, bardzo dla mnie cenny,
      Przesyłam Ci jasne i spokojne myśli pełne uśmiechu i chłodu tych rannych ogrodów :))

      Usuń
  4. Ty widzisz w świetle siebie sprzed lat i tego średniego. Ja widzę cień drepczącego za mną
    Narratora. Trzyma w ręku notatnik i się zastanawia jak opisać światło. Magik za nim się
    śmieje. Tego się nie opisuje, to się widzi. Stąd ten aparat w Twoim ręku. Teraz mi się wydaje,
    że idę za Tobą i śledzę Twoje ruchy. Ile można zobaczyć w świetle różnych historii.
    I który z Was trzech jest latarnikiem? Kim Wy w ogóle jesteście? Może jeden z Was to
    zagubiony podróżnik w czasie? Ciekawe, ciekawe.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Punkt dla Ciebie, bo w małej formie zawarłaś tyle pytań, na które można odpowiadać i odpowiadać. I zapewne dyskutować :)) Ja jestem latarnikiem - ja ostatni. Pierwszy o latarni nie wiedział, choć przeczuwał. Drugi zastanawiał się, jak się nim zostaje. Ten trzeci dopiero powiedział "chłopcy, nie tak się do tego trzeba zabrać" i został latarnikiem :)))
      Kim jesteśmy? A kim chcesz, byśmy byli? Czy to od nas zależy, czy raczej od Ciebie?
      Dziękuję Ci Aniu serdecznie. siedzę i się uśmiecham do klawiatury. Taki ekwiwalent uśmiechu rzuconego w przestrzeń rozmowy :))
      Dobrych i spokojnych dni dla Ciebie :)))

      Usuń
    2. Też fajne pytane zadałeś, kim chcę, żebyście byli. Bądźcie sobą, cokolwiek
      to znaczy. Ja tylko swoim bohaterom wymyślam scenariusze. Pozostali
      sami muszą się określić lub autor ich musi zdefiniować, powiesić im
      etykietki na szyi lub pozwolić im dojść do głosu.
      Pozdrawiam :)

      Usuń
    3. Moglibyśmy Aniu polemizować teraz z Ingardenem i jego "Teorią tekstu". I coś w tym jest. Bo przecież każdy z czytelników będzie miał inny obraz tego, co Ty czy ja napisaliśmy. Inne wyobrażenia. Oczywiście mają na te wyobrażenia wpływ i kultura i środowisko i wiele innych czynników. Może dlatego film przy książce staje się bardzo ubogi, bo wyobrażenie, nasza wewnętrzna kreacja, jest jedna, narzucona przez reżysera i przez obraz. Książka czy tekst takiego jednego wyobrażenia nie mają. A właściwie mają, ale stworzone przez każdego czytelnika (każdego!). No chyba, że narzuca się ciasny gorset interpretacji, co jak wiemy, nie służy czytelnikowi.
      Dlatego w tym co piszesz, widzę dużą świadomość pewnych reguł, ale i zaufania do czytelnika. I całkiem słusznie. Trzeba dać pole do rozwoju wyobraźni. Uaktywnić ją, co doskonale robisz. Również bardzo serdecznie Cię pozdrawiam :))

      Usuń

Prześlij komentarz

KOMENTARZE

Popularne posty