Falochrony...

 

                Przeszkadzało mi to kiedyś, wiesz? Chciałem przestrzeni otwartej na morze, by wzrok zgubił się gdzieś między morzem, a horyzontem. Bym nie odróżnił jednego od drugiego. Denerwowałem się z powodu ich ludzkiego pochodzenia, bo chciałem zobaczyć świat taki, jakby nigdy nie był tknięty ludzką ręką. Wydawało mi się, że psują kompozycję zdjęcia, bo widzisz, stoją takie czarne słupy i nijak się mają do kolorystyki, do zagubienia w bezmiarze, do geometrycznej syntetyczności, do uporządkowanego na chwilę chaosu przyrody. Bo przecież idę plażą i w moich myślach brzmi odwieczne pytanie – ile znaczę ja, wobec ogromu, który jest obok mnie. A tak, można iść i iść przed siebie licząc falochrony, które ściągają człowieka na powrót na ziemię. Później widziałem sztorm zimowy i to, jak zmienił krajobraz. Nabrałem szacunku do falochronów. A teraz? Teraz przychodzę, kiedy świt dopiero puka do drzwi. Jedynie łuna łasi się na horyzoncie. Dobrze wiem, które miejsce wybrać, bo mam swoje ulubione, gdzie staję i robię zdjęcia. Daleko. W sam raz, by przygodni wielbiciele wschodów i biegacze trzymali się z daleka. Nie trzeba mi ich milczenia, albo wysiłku przetykanego oddechem biegu. Nie trzeba mi towarzystwa, ani słów. Widzisz, wierzę w wiele rzeczy, a jedną z nich jest magia chwili. Bo magia jest zawsze. Dzieje się zawsze. Zawsze krąży niewidzialnymi kanałami powietrza. Trzeba tylko cierpliwości, by móc ją dostrzec. A potem nasycić się nią. Falochrony wtedy nabierają kształtu drabin do nieba, które kończą się nieoczekiwanie, albo dzielą świat na pół. Pół dnia, pół nocy – zawieszenie w niedookreśleniu. Wahaniu, które jest tak bliskie człowiekowi. Fale rozbijają się o brzeg i widzę, jak zabierają piasek. W innym miejscu naniosą nową łachę, po której za kilka godzin będą stąpały ludzkie nogi znacząc ją swoimi odciskami. Na razie jest cicho, tylko ptaki zaczynają swoje ranne loty, by rozprostować skrzydła. Fale rozbijają się o falochrony i nagle wiem, co mnie w nich niepokoiło. Nie dekonstrukcja krajobrazu, nie ręka ludzka, która je ustawiła. To wszystko nieistotne. My sami stajemy się falochronami. Chcąc, czy nie chcąc. Uczestnicząc, czy nie uczestnicząc. Tniemy fale życia, które na nas napierają, by ocalić swoje miejsce, swoją łachę piasku, swój kawałek plaży – swoje życie. Stajemy się taką drabiną do Nieskończonego, a kiedy skończą się szczebelki, wypłyniemy na otwarte morze w przestrzeń. Dzielimy swój świat na dzień i noc, na dobro i zło, na prawdę i kłamstwo pożądając i jednego i drugiego. Ludzkie falochrony tnące krajobraz. A potem magia cichnie. Nie, nie od razu. Ale czuję zmęczenie, którego potrzebowałem. Siadam na piasku pod wydmą i łapczywie piję wodę, by ugasić w sobie skołtunioną magię. Rozcieńczyć ją wodą. Patrzę na świat znów taki zwykły, na plażę znaczoną odciskami stóp i butów, na morze, którego szum dochodzi do mnie przez długość plaży. Nie wiem co dalej, ale nie oczekuję niczego od siebie. Stygnę…

























 

Komentarze

  1. "wierzę w wiele rzeczy, a jedną z nich jest magia chwili. Bo magia jest zawsze. Dzieje się zawsze. Zawsze krąży niewidzialnymi kanałami powietrza. Trzeba tylko cierpliwości, by móc ją dostrzec. A potem nasycić się nią" -piękna myśł zapisana, z którą i ja się identyfikuję... bardzo...
    Pięknie zapisałęś swoje emocje...
    Lubię je czytać :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję Ci Polu. Przyznam się, że trochę się zastanawiałem, jak ująć to, co oznaczyłaś jako cytat. Bo to takie niewspółczesne - wierzyć w magię nawet, jeśli to tylko magia chwili. Ale skoro kiwasz głową, to jestem spokojniejszy :)) Z tymi emocjami, to siedem światów. Kręcą człowiekiem w prawo i w lewo - ech... Bardzo, bardzo dziękuję Ci za komentarz i dobre słowa. Pozdrawiam Cię bardzo serdecznie :))

      Usuń
  2. Idealne kadry Witku, perfekcyjnie dostrzegasz chwilę i ją wykorzystujesz.
    To co było, to po prostu było, a co przyniesie następny dzień nikt nie wie. Najważniejsze jest to co trwa...
    Pozdrawiam życząc tylko magicznych chwil.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak Aniu, najważniejszy jest czas, który trwa. "Teraz", choć gdzby nie to, co było, nie wiem, czy bylibyśmy tym, kim jesteśmy. Ciesze się ogromnie, że doceniasz kadry. Musze się jeszcze wiele nauczyć, ale skoro Ci się podobają, to uśmiecham się z wdzięcznością. Pozdrawiam Cię również bardzo, bardzo serdecznie :) I dobrych chwil i dla Ciebie :))))

      Usuń
  3. Tak Witku, ogrom natury, morza uczy nas pokory. Jesteśmy tacy mali, krusi wobec tej przestrzeni. Jest też i coś magicznego w niej ,tak bardzo magicznego, że patrząc w szumiące fale można dotknąć , poczuć to wszystko, gdzieś w nas głęboko schowane. To czar, magia, jak piszesz, chwili i zgadzam się z tym. To tak, jak iskry z różdżki dobrej wróżki otaczają nas, a my ciągle pochłonięci szarością dnia, choć jej potrzebujemy jak oddechu, nie zawsze dostrzegamy. „ Tniemy fale życia, które na nas napierają, by ocalić swoje miejsce, swoją łachę piasku, swój kawałek plaży – swoje życie. Stajemy się taką drabiną do Nieskończonego, a kiedy skończą się szczebelki, wypłyniemy na otwarte morze w przestrzeń” Podoba mi się bardzo Twoja myśl o falochronach i wiesz, bardzo trudno sobie te bariery postawić. Kiedy myślę, że już mam je już wystarczająco mocne, broniące przed sztormem , napływa kolejna jeszcze większa fala. I wtedy przychodzi myśl: czy można się całkiem przed życiem obronić? Nawet w morzu zmurszałe pniaki nierzadko ustępują pod naporem wody.
    A też czy czasami to nie my właśnie stajemy się falochronami, broniąc swych bliskich, przyjaciół...

    Witku zdjęcia są tak piękne, że trudno się napatrzeć. Wszystkie cudownie oddają właśnie tą magię chwili, ale mam jedno to naj, naj. Numer pięć jest dla mnie jak bajka, gdzie ulotna mgła złączyła na chwilę niebo z wodą. Obraz, na którego patrząc, wpada się bez reszty… Zachwycające!!!
    Inne też, żeby nie było :-)

    Pozdrawiam Cię Witku bardzo serdecznie i macham do Ciebie z dalekiej upalnej dziś Łodzi :)))
    Pewnie jeszcze odkopujesz się z ogromu zdjęć i powoli osiadasz w codzienności, czekając już w myślach na następny raz.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiesz, w jednym z ostatnich dni poszedłem na zachód. Nie, żebym się zmuszał, ale poszedłem z lekką niechęcią, bo ludzie, hałas i trochę inne zdjęcia się wtedy robi. No i nie ma tego, czego szukam w atmosferze. Mniejsza z tym - wlazłem w morze. Niby mogłem zmienić obiektyw, ale póki nie poczuję fali, zdjęcie będzie udawane. Więc, jak powiadam - wlazłem. Stoję i robię zdjęcia, kucam, a tu wszystko mokre. I spodnie krótkie i bielizna i cała reszta też. No bo jak inaczej? Kiedy się zmęczyłem, wyszedłem na brzeg i sprawdzam, czy w plecaku wszystko jest, czy nikomu się mój portfel nie przydał itd. Opodal siedziało małżeństwo. Co było trochę dziwne, bo daleko poszedłem, w miejsce bezludne. I kiedy wytrzepuje wodę z uszu podchodzi do mnie facet i mówi. Proszę pana. Tak pana obserwujemy i wie pan co? Już dawno nie widzieliśmy kogoś, kto byłby tak pochłonięty tym, co robi. Więc żona mówi - siądźmy i popilnujmy mu plecaka, bo mu ktoś ukradnie (plaża pusta, chmury z deszczem na horyzoncie). Ja dziękuję, głupio mi, że mnie ktoś pilnuje. I podchodzi żona i pyta się. Dlaczego pan to robi? Poczułem się Elu, jakbym robił jakąś nieprzyzwoitą rzecz. No ale mówię, że atmosfera, że chwila, że słońce... Na co kobieta - wie pan, ja panu dziękuję, bo zobaczyłam kogoś, komu zależy. I wiesz Elu, to była najpiękniejsze słowa, które usłyszałem. Bo taka jest prawda. Zależy mi. I na magii chwili i na nasiąknięciu nią i na tym, co zostaje w nas, którzy patrzymy na to wszystko. Chciałem nawet o tym wpis zrobić, ale mam co innego napisane już nad morzem, więc niech zostanie w komentarzu do Ciebie właśnie taka historyjka. Dziękuję i dziękuję i dziękuję :))) Cieszę się, ze to, w co włożyłem samego siebie podoba Ci się. Uśmiecham się teraz :)))
      Również Cię pozdrawiam bardzo, bardzo serdecznie :))) I ciepło, bo to ostatnie ciepłe dni, bo przecież już połowa sierpnia.

      Usuń
  4. Zachody słońca mają inną, własną magię, ale dobrze, że znasz takie miejsce, gdzie spokój i mniej gwarno. Przyznam, że Twoja przygoda i sposób w jaki to opowiedziałeś bardzo, ale to bardzo mi się podoba. To jakby dopowiedzenie do całości tekstu. Trochę nierozsądnie zostawiać tak plecak pewnie z dokumentami nawet i na pustej plaży, ale też dowodzi właśnie jak niesamowicie to jest dla Ciebie ważne. Ta kobieta miała rację. Uwierz Witku, niewiele osób takich spotkałam, znam. I chyba, tak myślę, że w sumie jesteś szczęściarzem, bo o ileż ubożsi są Ci co znają jej smaku. Jak bardzo pusty i mizerny to świat...choć pewnie oni o tym nie wiedzą.
    A wiesz, że to widać na Twoich zdjęciach? Tę cudowną magię, magię chwili tak bardzo cenną. Życzę Ci też, aby ona, mimo największych burz i sztormów, zawsze z Tobą była.
    Pozdrawiam Cię sobotnio Witku bardzo, bardzo serdecznie :)))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, masz rację Elu. zachody słońca, to zupełnie inna historia. Przede wszystkim, dużo łatwiej trafić na zachód, niż wstać na wschód. Znamy to, więc o tom sza! Przeraża mnie ilość ludzi na plaży w porze zachodu. Ja wiem, każdy chce zobaczyć itd. Rozumiem. Rozumiem nawet dzieci włażące celowo w kadr, albo stojące jak kołki. Trudne są zachody mobilnie. Co oczywiście nie przeszkadza zanurzyć się w tę chwilę. Skomplementowałaś mnie bardzo, za co bardzo, bardzo Ci dziękuję. Trochę się wstydzę, ale taka moja natura :)) A teraz kolejna historia, ale z sensem głębszym. Otóż właścicielką pensjonatu jest pewna pani, która uporczywie od 10 lat walczy z nowotworem, który to się pojawia, to znika. A że pani jest w wieku starszym, to i naszła ją refleksja, że urodziła się nad morzem, a właściwie nie pamięta, jak wygląda zachód słońca. O wschodzie nie mówmy, bo wiadomo. I codziennie wybierała się na zachód. Po prostu stała i patrzyła. I jej konkluzja była jedna. Całe życie przegapiłam, bo czegoś tak wspaniałego nie widziałam. Wypadałoby mi milczeć, ale że język u mnie cięty, to rzuciłem - nie, pani Basiu, nie przegapiła pani, bo przecież ogląda. A są tacy, którzy nigdy ani wschodu, ani zachodu nie widzieli. Pokiwała głową i się uśmiechnęła na takie niepewne rozgrzeszenie. Dziękuję Ci za dopowiedzenie i ciesze się, ze napisałaś dobre, ciepłe słowa. Wypada mi się znów zawstydzić :))
      Pozdrawiam Cię bardzo, bardzo serdecznie i pozdrawiam Cię z nie całkiem jeszcze gorących okolic Tychów, choć dziś będzie bardzo gorąco. Macham do Ciebie :)))

      Usuń
  5. Piękne chwile. Magiczne, tak jak chciałeś. Umiesz je przekazać słowem, poruszasz wyobraźnię. Nie byłam w tym roku nad Bałtykiem, a trochę byłam, bo czytałam Twoje słowa.
    Lubię falochrony, bo zaznaczają jakoś miejsce, bo przypinają piasek i wodę do rzeczywistości. Falochrony są jak sól dla potrawy. Bez nich bywa mdło:))
    Dziękuję za spacer poranny nad morzem. Doskonały nastrój, czarowne chwile i nawet nie musiałam wstawać o świcie :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, właśnie takie chciałem. Gdyby mnie ktoś zapytał, dlaczego jadę nad Bałtyk, to (jeśli bym chciał mówić) powiedziałbym, że właśnie dla tych chwil. I to by była prawda, bo ani przeciskanie się przez tłum, ani budy wypełnione jarmarczną tandetą, ani coś jeszcze innego. Tylko właśnie te chwile i falochrony, przy których tak dobrze się myśli. Ładnie napisałaś o "przypinaniu piasku i wody do rzeczywistości". Kupuję, zabieram, chowam do kieszeni! Cieszę się ogromnie, ze Ci się podobają zdjęcia i atmosfera tym bardziej, że umiesz docenić i jedno i drugie. Dziękuję Ci bardzo, bardzo!! Tak, to jest jednak minus tego wszystkiego - pierwszy moment, kiedy człowiek myśli sobie "Boże, jak mi się nie chce". A potem wstaje i idzie. I nawet nie myśli sobie czy ktoś to doceni, czy nie. No, magia normalnie :))

      Usuń

Prześlij komentarz

KOMENTARZE

Popularne posty