Bezruch...

 

            Bałem się poruszyć. Wiem to, bo pamiętam drętwienie dłoni, którą kąsało zimno i wilgoć, wsączająca się w spodnie i buty. Ale jednak bałem się poruszyć, bo otrząsnąć się z tego momentu, kiedy rodzi się dzień. Wiesz, właściwie trudno jest ten moment uchwycić, wyłapać spośród chwil, które przebiegają obok człowieka. Mógłbym tysiąc razy opisywać ci wschód słońca i za każdym razem będę miał rację i za każdym razem będę się mylił. Jedno jest pewne, to rozlany kolor światła, które płynie powietrzem, wlewa się w cienie i wszystko płonie, płonie, płonie. I ja płonę i śmieję się z własnej śmierci. Łąka paruje dymem, o którym lubię myśleć, że jest oddechem ziemi. W takiej chwili wiem, że świat jest doskonały w swoim chaosie. W takich chwilach odnajduję porządek na świecie. W takich chwilach łatwo o modlitwę, ale nie słowami Rydzyków i Jędraszewskich, ale tymi pierwotnymi, które szybko nikną wystraszone swoim narodzeniem. A potem wszystko rusza znów. Światło się zmienia, jak w dobrze przygotowanym przedstawieniu. Jest jaśniej, aż oczy bolą, a słowa chowają się ostatecznie. Gdyby nie aparat, to stałbym w czasie tej pożogi i tylko patrzył na łąkę, to skupiał się na kwiatku, kropli rosy i rozlanym świetle. Bezruch jest niczym, a ruch wszystkim. Więc dlaczego nie mogę się ruszyć, tylko trę zmęczone oczy? Zastanawiam się? Nad czym? Czy nad tym, co dla mnie ważne? Inni mówią, ja milczę. Toczą się słowa, przesypuje się czas. Boję się tego, bo wiem, że jeśli się odezwę, moja opowieść będzie długa. Zbyt długa na dzisiejsze standardy. Szukam słów i tnę to, co chcę powiedzieć. O czym pragnę, o czym myślę. Zamiast skrzydeł zdań wychodzą połamane protezy przewiązane bandażem. Jakoś to się trzyma, ale przecież to nie to. To nie to. Wszystko jest nie tak, tylko ta łąka z rozlanym światłem o poranku wydaje się taka, jaka być powinna. Widzę to teraz, kiedy patrzę na zdjęcia. Oczy bolą, ale inaczej, bo nie od światła, a ze zmęczenia. I znów nie powiedziałem czego chcę. Może już nic nie chcę, tylko łąki o poranku, kiedy słońce wstaje? Może tyle mi właśnie potrzeba? A może tylko tyle mogę mieć z całego świata, na tę jedną, zakrzepłą w płomieniach chwilę...? 

























 

Komentarze

  1. Wiesz Witku to piękny opis momentu oczekiwania na blask. Tyle w tym spokoju, dojrzałości i czułego zapatrzenia na dziejący się przecież codziennie i niezmienne od wieków cud budzącego się dnia. Przyznam, że nawet Ci pozazdrościłam trochę, bo ja nadal tak nie potrafię. Za każdym razem obiecuję sobie nie latać z aparatem jak szalona, a spokojnie skupić się na kadrze. I na obiecankach się kończy, bo jak tu usiedzieć w spokoju, jak w przeciągu kilkunastu minut aż tyle się dzieje, aż tyle się widzi niesamowitości i piękna, które tak szybko znika, by stać się zwyczajnym, naszym światem. To trochę tak, jakby budziło się we mnie dziecko, które cieszy się z otrzymanych niespodziewanie zabawek. Tak naprawdę kocham tę radość i ten blask błyszczący rosą i w sumie mogę tylko szeptać w myśli jedno słowo: dziękuję.
    A na zdjęciach Witku złoto-białe morze kwiatów – cudowne. Takie jak być powinno ze światłem i kropelkami. Piękne!!!
    Serdecznie pozdrawiam Cię z życzeniami spokoju i chwil wyciszenia, radości i myśli jasnych i światła, światła , światła :)))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Elu, ja po prostu wiem, ze nie ogarnę tego wszystkiego i nie zdążę. Więc obmyślam kadry wcześniej patrząc, kucając, węsząc (!) Co prawda diabli biorą robotę, kiedy coś zaczyna nie wychodzić, ale jakoś staram się to usystematyzować. Tak, znam tę dziecinną radość bawienia się złotem i zgarnianiem jak najwięcej tego blasku :))) Może dlatego jesteśmy potem tak zmęczeni, bo blask męczy i myślenie kadrami męczy. Nie ma dobrej metody na zdjęcia w "złotej godzinie". Kiedyś nawet robiłem zdjęcia z profesjonalistą, który trzy dni najpierw chodził, badał, mierzył, a i tak nie zrobił tego wszystkiego, co chce. Zatem tylko łut szczęścia i nasze nastroje przy zdjęciach nadają im ton. I tak jest chyba dobrze :)) Mówię o 'nas" amatorach. Bo ci z wysokiej półki, to zupełnie inna bajka. Ale nie wiem, czy wciąż mają to złoto pod powieką i w głowie. Może będąc profesjonalistą zostają tylko umiejętności i praca? Ciesze się, ze Ci się podoba :)) Nie mogłem nie zrobić tych białych kwiatuszków, a że w tym roku obrodziły, to i było w czym wybierać. Dobrze, ze są soboty, kiedy słońce świeci :)))
      Dobrego czasu dla Ciebie Elu, bardzo dobrego :)))

      Usuń
  2. Ja znam te kwiatuszki, one w rzeczywistości wyglądają bardzo nędznie, ale nie na Twoich zdjęciach :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. One są ładne w lipcu i do połowy sierpnia. Później marnieją. Nawet odszukałem ich nazwę, to Przymiotno białe. Ładnie wyglądają, kiedy ich jest dużo. Teraz, we wrześniu, ich czas przemija. Ładnie napisałaś o moich zdjęciach - dziękuję :))))

      Usuń

Prześlij komentarz

KOMENTARZE

Popularne posty