Lepiej nie mówić...

 

                 Lepiej nie mówić, wiesz? Lepiej nie mówić. Albo mówić szeptem skierowanym wewnątrz. Milczeć. Myślisz może, że nie obudziłem się jeszcze z tego snu, który ogarnął mnie szumem, prawda? Nie, ten sen skończył się i ten następny również. Może za dużo było tych snów? Może za dużo było tego milczenia i słów wypowiadanych szeptem do parującego lustra? Nie wiesz, jak to jest? Kiedy po kąpieli ciało paruje i stygnie, podchodzi się do lustra patrząc na siebie. Patrząc, ile zmian dokonał czas. Przykłada się potem gorącą dłoń do lustra, które zachodzi mgłą. Nasza twarz niknie w skroplonej wodzie. I to jesteśmy właśnie my, szukający swojej twarzy w chwili, kiedy każdy z gestów i grymasów nałożonych przez życie zostaje odłożony. I można teraz szeptać. Wiesz, taka chwila intymności, której wielu się boi, bo boi się spojrzenia na samych siebie. I w samego siebie. Może za dużo tego było? Może dlatego nie mogę spać zwykłym, normalnym snem? Tak, masz rację, śpię przecież. Ale to sen ciężki, zapętlony. Z którego wstaje się zmęczonym, jak po chemicznej pustce tabletki. Uśmiecham się, wiesz? Bo pierwszy raz poszedłem tam, gdzie powinienem, to znaczy tam, gdzie dawno mnie nie było. Ach, te końcówki sierpnia i początki września, kiedy światło rozlewało się w kroplach rosy, gdzie można było promienie słońca liczyć  przenikające mgłę. A w tym roku nie ma świetlistych obrazów. Nie ma kropel rosy, ani falującej mgły, ani też słońca wstającego zza horyzontu. Jest cierpliwy papier, który wszystko zniesie. Każdą niegodziwość skierowaną przeciwko ludziom, każdą wizję życia, która jest obca temu, co znam. Ustawy, nakazy, zakazy, paragrafy, nowy człowiek, nowa wizja, nowy marszowy krok ku jasności. Nie, nie tej Jasności, którą znam. Nie tej, która przenika zieleń liści, albo kładzie się na falach jeziora. Która krąży w powietrzu od zarania czasu. I wiesz, trudno mi było tu przyjść. Jakbym nie chciał wnosić w to miejsce papierowego świata. Szedłem, ale czułem się wewnętrznie słaby. Pełen wątpliwości. Nawet niebo, które zaświeciło słońcem ogarnęły ciężkie chmury. W powietrzu wisiała wilgoć i od ziemi szedł słaby zapach grzybni. Dzika róża w tym roku wydała wiele owoców. Tak wiele, że ugina się cała pod ich ciężarem. Jakoś tak dziwnie wydało mi się, że ich czerwień podobna jest do łez świętych stygmatyków, albo do łez madonny ze średniowiecznej miniatury, która łamie się pod brzemieniem swego kruchego piękna. Symbol? Alegoria? Znak zesłany i gotowy do odczytania? Może już lepiej nic nie mówić, wiesz? Może lepiej wcale nie mówić…















 

Komentarze

  1. Piękne :) Dobrego słonecznego dnia Witku :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Tak naprawdę ostatnie zdjęcie powinno być pierwszym. Bo tak łatwiej wiesz, gdy zamknięty szlak otwierasz i z radością poznajesz go, zachwycasz się , zapuszczasz korzenie. Gorzej zawsze przychodzi nam rezygnacja. Znacznie gorzej. Rezygnacja ze swobody jakakolwiek zawsze prędzej czy później rodzi bunt. Taka już nasza natura. „Lepiej nie mówić” tak to na tę chwilę, ale przecież wszystko nawet słowa, gdy staną się wezbraną rzeką popłyną…Tak to już jest.
    Wiesz Witku jesień tak szybko przyszła. Wszystko dokoła powoli zmienia barwy, opada. Ja chyba w tym roku nie zdążyłam nacieszyć się latem. Pewnie przyjdzie mi czekać do następnego. Życie.
    Pozdrawiam Cię bardzo serdecznie i życzę Ci z całego serca dużo słońca nie tylko na zewnątrz.
    A zdjęcia jak zawsze pełne promyków i ciepła. Piękne

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, jesień w tym roku szybko przyszła. Żal mi lata, które choć ciągle trwa w kalendarzu, to faktycznie mamy jesień. Żal mi tych wszystkich ścieżek, po których nie mogę iść, bo praca, obowiązki i kłopoty. Trzeba się przestawić na inny rytm, który mi nie służy. Źle się z tym czuję i fizycznie i mentalnie. Pewnie przywyknę, choć słusznie zauważasz, ze do niektórych rzeczy nie da się przywyknąć. Obyś miała rację. Jeszcze będzie ciepło i ładnie, choć wiadomo, że to już schyłek. W następnym roku odbijemy :))) Dziękuję Ci Elu, uśmiechnąłem się. Światła i ciepła dla Ciebie - wysyłam dobre myśli :)))

      Usuń
  3. Dzisiaj wcześnie rano jechałam samochodem i zauważyłam, że nad rzeką tak niesamowicie błyszczą trawy i rosa na nich, jakby to już jakiś przymrozek był, ale to tylko wyjątkowo ciepłe słońce wstawało, a rosa była obfita i mgły lekkie się majaczyły. I pajęczyn było tak dużo, że zdołałam je dostrzec nawet w samochodzie i niesamowicie mi się żal zrobiło, że nie mogę tam być z aparatem, że to wszytko jest takie cudowne, a ja nie mogę. Aż z tego wszystkiego wjechałam nie na tę stację benzynową co zwykle i pierwszy raz w życiu zatankowałam nie to paliwo, co trzeba i nawet tego nie zauważyłam. Jak mi samochód stanął w szczerym polu i zapaliła się lampka kontrolna, to nie mogłam dojść do tego, dlaczego tak się stało. Całe szczęście, że zapalił, zaryzykowałam i pojechałam dalej, dopiero na miejscu po dwóch godzinach uzmysłowiłam sobie, że wlałam do baku benzynę. Stary samochód to przełknął to jakoś, dotankowałam go już tym, co trzeba i jeździ, ale jakoś głośniej niż zwykle. Tak to mnie dzisiaj rosa i mgły zbałamuciły. I tak mi się to przypomniało, jak czytałam Twój tekst. Takie rosy to tylko jeszcze właśnie na przełomie sierpnia i września, bo jeszcze chwila, a wszystko będzie się iskrzyć od przymrozków. Pozdrawiam :))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A wiesz, nie jesteś jedyną, której taka historia się przydarzyła, bo kiedyś też tak zrobiłem. Ale jak się dotankuje tego, co trzeba, to wszystko wraca do normy. Chyba, że do samochodu z silnikiem benzynowym zatankować ropy, wtedy trzeba wszystko spuszczać, czyścić i czeka wymiana wszystkich możliwych filtrów. Oczywiście samochód nie ruszy. Ale pomijając te samochodowe historie, to bardzo Cię rozumiem. Jadę do pracy i nawet mam ze sobą aparat, bo zawsze (prawie) go mam ze sobą. Ale nie mogę się zatrzymać, bo dyktat czasu, bo nie ma miejsca, bo jestem już spóźniony i muszę nadrobić na trasie. I tak to nam wszystko mija w pędzie, w trasie, byle dalej i szybciej. Te trawy, mgły i pajęczyny wcale Cię nie zbałamuciły (uśmiecham się). One po prostu były, gdzie ich miejsce. Pech w tym, że nie miałaś czasu. I pojawia się żal, że to wszystko jakoś mija, a my MUSIMY "coś, gdzieś" - samo życie. Co prawda podobno idzie do nas ciepło, ale to już nie to ciepło i może choć po pracy będzie można założyć plecak na ramiona i iść tam, gdzie chwila spokoju. Pewnie tamtej rannej chwili się nie da odtworzyć, ale na chwilę oddechu można liczyć. A czasem trzeba przewietrzyć głowę i myśli. Bo potem będzie już tylko zimniej i ochoty trochę braknie. Pozdrawiam Cię bardzo, bardzo serdecznie i przesyłam dobre, ciepłe myśli :))

      Usuń

Prześlij komentarz

KOMENTARZE

Popularne posty